Archiwum 13 września 2008


wrz 13 2008 WYRZECZENIE NIE JEST ROZWIAZANIEM.
Komentarze: 0

Ilekroc usilujesz sie czegos wyrzec, ulegasz zludzeniu. Co ty na to? Naprawde ulegasz zludzeniu. Czego sie wyrzekasz? Ilekroc wyrzekasz sie czegos, wiazesz sie z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twierdzi, ze kiedy przychodzi do niego prostytutka, mowi wylacznie o Bogu. - Mam dosc zycia, ktore wiode - mowi. - Chce Boga. I zawsze, kiedy odwiedza go ksiadz, mowi jedynie o seksie. Widzisz wiec, ze jesli wyrzekasz sie czegos, to zrastasz sie z tym na zawsze. Kiedy cos zwalczasz, wiazesz sie z tym na wieki. Tak dlugo, jak z tym walczysz, tak tez dlugo dajesz temu moc. Dokladnie taka moc, jak te, ktora wkladasz w te walke. Dotyczy to komunizmu i wszystkiego innego. Tak wiec musisz "przyjac" swoje demony, bo kiedy z nimi walczysz, to dajesz im sile. Czy nikt ci dotad tego nie mowil? Kiedy sie czegos wyrzekasz, stajesz sie z tym zwiazany. Jedynym sposobem, aby sie z tego wyzwolic, jest poddac sie temu. Nie wyrzekaj sie niczego, poddaj sie temu. Pojmij prawdziwa wartosc takiego czy innego obiektu, a juz nie bedziesz musial sie go wyrzekac. Po prostu odpadnie to od ciebie. Ale oczywiscie, jesli tego nie dostrzegasz, jesli nadal jestes zahipnotyzowany, to uwazasz, ze nie bedziesz szczesliwy bez tego czy tamtego. Jednym slowem - ugrzazles. Czego ci natomiast potrzeba? Bynajmniej nie tego, czego zada tak zwana "duchowosc", a mianowicie sklonienia cie do podejmowania ofiar i wyrzeczen. To nic nie da. Ciagle pograzony jestes we snie. Potrzeba ci nade wszystko rozumienia, rozumienia i jeszcze raz rozumienia. Jesli zrozumiesz, pozadanie po prostu zniknie. Innymi slowy: jesli sie obudzisz, to pragnienie przestanie ci dokuczac.

hjdbienek : :
wrz 13 2008 Duchowość a psychologia
Komentarze: 0

 

 

 

 

 

 

 

 

A może psychologia jest czymś bardziej praktycznym niż duchowość? Nie. Nic nie jest bardziej praktyczne niż

duchowość. W czym może człowiekowi pomóc biedny psycholog? Może rozładować napięcie skumulowane w

człowieku. Sam jestem psychologiem, czynnym psychoterapeutą i staję wobec wielkiego konfliktu wewnętrznego,

ilekroć muszę wybierać pomiędzy psychologią a duchowością. Zastanawiam się, czy pojmujecie, o czym tu teraz

myślę. Ja sam przez wiele lat nie potrafiłem zrozumieć sensu tych pojęć.

Wyjaśnię to. Nie pojmowałem tego aż do chwili, gdy nagle odkryłem, ile ludzie muszą się nacierpieć w jakimś

związku, by zrozumieć iluzoryczność wszelkich związków. Czy to nie straszne? Muszą cierpieć w jakimś związku,

zanim się nie obudzą i nie stwierdzą: "Mam tego dość! Musi istnieć jakiś lepszy sposób na życie niż uzależnianie

się od innych". A co ja uczyniłem jako psychoterapeuta? Przychodzili do mnie ludzie ze swymi problemami

dotyczącymi kłopotów w związkach z innymi, z nieumiejętnością komunikowania się z nimi itp. i czasami im

pomagałem.

Jednakże często, przykro mi jest to przyznać, nie była to pomoc właściwa, gdyż ugruntowywałem ich w

uśpieniu. Być może powinni jeszcze więcej pocierpieć. Być może powinni osiągnąć dno, by potem móc powiedzieć:

"Mam tego wszystkiego dość". Tylko wtedy, gdy ma się dość własnej choroby, można się z niej wyzwolić.

Zazwyczaj idzie się do psychiatry lub psychologa, aby uzyskać ulgę. Powtarzam - ulgę, a nie po to, aby się

wyleczyć.

Jest taka opowiastka o Johnnym, który - jak utrzymywano - był trochę niedorozwinięty umysłowo. Jednakże, jak

się to potem okaże, wcale tak nie było. Johnny brał udział w zajęciach plastycznych w szkole specjalnej, gdzie

dano mu do zabawy plastelinę. Wziął kawałek plasteliny, poszedł w kąt i zaczął się nią bawić. Podchodzi do niego

nauczyciel i mówi:

- Cześć, Johnny.

Na co chłopiec odpowiada: - Cześć.

Z kolei nauczyciel: - Co trzymasz w ręku?

Johnny odpowiada: - To jest kawałek krowiego łajna.

- Co z niego zrobisz? - kontynuuje rozmowę nauczyciel.

- Nauczyciela - odpowiada chłopiec.

"No cóż, Johnny znów cofnął się w rozwoju" - pomyślał nauczyciel. Wola więc dyrektora, który akurat obok

przechodził i oświadcza:

- U Johnny'ego obserwuję regres.

Dyrektor podchodzi więc do Johnny'ego i mówi: - Hej, synu.

Na co Johnny: - Hej.

Dyrektor pyta następnie: - Co tam masz w ręku?

A on odpowiada: - Kawałek krowiego łajna.

- Co z tego zrobisz? - pyta dalej.

- Dyrektora.

Dyrektor dochodzi do wniosku, że Johnnym powinien zająć się szkolny psycholog. Polecił, by posłano po niego.

Psycholog jest mądrym gościem. Przychodzi i mówi:

- Cześć, Johnny.

Na co chłopiec odpowiada: - Cześć.

Psycholog mówi dalej: - Wiem, co masz w ręku...

- Co? - pyta chłopiec.

- Kawałek krowiego łajna.

- To prawda - odpowiada Johnny.

- I wiem, co z niego robisz.

- Co? - pyta chłopiec.

- Robisz psychologa.

- Nieprawda. Nie mam wystarczającej ilości krowiego łajna!

I taki to ma być chłopiec umysłowo upośledzony. Biedni psychologowie. Jakże są pożyteczni. Naprawdę są

sytuacje, gdy pomoc psychoterapeuty jest nieodzowna, gdy pacjent znajduje się na krawędzi szaleństwa, obłędu. Z

tego miejsca równie jest blisko do przeżycia mistycznego, jak i do psychozy. Mistyk jest przeciwieństwem lunatyka.

Czy wiecie, jaka jest jedna z oznak przebudzenia? Jest nią pojawienie się pytania, które człowiek sam sobie

stawia: "Czy to ja zwariowałem, czy też oni wszyscy?" Naprawdę tak jest. Bo wszyscy jesteśmy stuknięci. Cały

świat zwariował. Obłąkani lunatycy! Jedynym powodem, dla którego nie zamyka się nas w wariatkowie może być

to, że jest nas tak wielu. Jesteśmy więc stuknięci. Kierujemy się stukniętymi poglądami na miłość, związki

międzyludzkie, szczęście, radość, na wszystko. Jesteśmy do tego stopnia stuknięci, że kiedy wszyscy są co do

czegoś zgodni, to z całą pewnością możesz być pewien, że się mylą!

Każda nowa idea, każda wielka idea na samym początku wyznawana była przez jedną jedyną osobę. Przez

najmniejszą z mniejszości. Ów człowiek zwany Jezusem Chrystusem to jednoosobowa mniejszość. Wszyscy

mówili co innego niż on. Budda - też jednoosobowa mniejszość. Wszyscy myśleli inaczej. Chyba to Bertrand

Russell powiedział: "Każda wielka idea na początku jest bluźnierstwem". Dobrze powiedziane.

Usłyszycie jeszcze niejedno bluźnierstwo. "Bluźni!" - powiedzą. A przecież ludzie są stuknięci, są pogrążeni we śnie

i im prędzej to stwierdzisz, tym lepiej wpłynie to na twoją psychikę. Nie ufaj im. Nie ufaj najlepszym przyjaciołom.

Zerwij ze swymi najlepszymi przyjaciółmi. Są bardzo sprytni. Tak samo jak i ty w stosunku do innych, choć pewnie

o tym nie wiesz. O, jakże jesteś przebiegły, subtelny i sprytny. Czujesz się bohaterem!

Nie rozpieszczam cię, nie sypię komplementami, prawda? Ale powtarzam. Musisz pragnąć przebudzenia.

Jesteś stworzony do wielkich czynów. I nawet o tym nie wiesz. Sądzisz, że przepełnia cię miłość. Ha ha, a kogo to

niby tak kochasz? Czyż nawet samopoświęcenie nie ugruntowuje w tobie dobrego samopoczucia? "Poświęcam

się! Żyję zgodnie ze swymi ideałami". Ale coś z tego masz, prawda? Zawsze masz coś z tego wszystkiego, co

robisz. Tak jest, dopóki się nie obudzisz.

A więc, krok pierwszy. Uświadom sobie, że nie chcesz się tak naprawdę obudzić. Bardzo trudno się obudzić,

kiedy się jest zahipnotyzowanym tak, aby w skrawku starej gazety widzieć czek na milion dolarów. Jak trudno jest

oderwać się od tego skrawka starej gazety!

hjdbienek : :
wrz 13 2008 O PRAGNIENIU SZCZĘŚCIA
Komentarze: 0

 

 

Mówiłem już, że nie chcemy być szczęśliwi. Pragniemy czegoś innego. Ściśle rzecz biorąc, nie chcemy być

bezwarunkowo szczęśliwi. Gotów jestem być szczęśliwy, jednak pod warunkiem, że będę miał to, tamto i jeszcze

coś innego. Ale w gruncie rzeczy to tak samo, jakby powiedzieć do przyjaciela lub Boga, albo do kogokolwiek

innego:

- Ty jesteś moim szczęściem. Jeśli nie posiądę ciebie, to nie będę szczęśliwy.

Jest to bardzo ważne stwierdzenie i musimy je w pełni zrozumieć. Nie potrafimy być szczęśliwi tak sobie, po

prostu dla samego faktu; żądamy spełnienia jakichś tam warunków. Mówiąc dosadnie - nie potrafimy wyobrazić

sobie, że można być szczęśliwym bez spełnienia tych warunków. Nauczono nas wiązać szczęście z ich

występowaniem.

Zatem pierwsza rzecz, jaką musimy uczynić, jeśli chcemy się przebudzić, to uświadomić sobie ten fakt. Jeśli

pragniemy kochać, jeśli chcemy być wolni, jeśli tęsknimy za radością, pokojem i duchowością, to musimy to

zrozumieć. To właśnie dlatego duchowość jest czymś jak najbardziej praktycznym na świecie. Wymyślcie

cokolwiek bardziej praktycznego niż duchowość, taka, o jakiej mówię. Nie mówię ani o pobożności, ani o dewocji,

ani o religii, ani o oddawaniu czci, ale o duchowości - a więc o przebudzeniu, i tylko o przebudzeniu! Spójrzcie na

ludzi o zranionych sercach, na samotnych, spójrzcie na przerażonych, zagubionych, spójrzcie na konflikty uczuć w

sercach ludzi, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Przypuśćmy, że poszukaliście kogoś, kto znalazł sposób na

pozbycie się tego wszystkiego.

Załóżmy, że osoba ta podała sposób uniknięcia tego olbrzymiego drenażu energii, zdrowia, emocji

spowodowanego tymi konfliktami i uwikłaniami. Czy chcielibyście tego? Przypuśćmy, że ktoś pokazał nam sposób,

dzięki któremu moglibyśmy prawdziwie nawzajem kochać się, żyć w pokoju i w miłości. Czy można wymyślić coś

bardziej praktycznego? A jednak ludzie sądzą, że wielki biznes jest czymś bardziej praktycznym i że praca jest

czymś bardziej praktycznym, i że nauka jest czymś bardziej praktycznym. Ciekaw jestem, jakie to korzyści mamy z

lądowania człowieka na Księżycu, jeśli my sami nie potrafimy żyć tu, na tej ziemi?

hjdbienek : :
wrz 13 2008 O WŁAŚCIWYM RODZAJU EGOIZMU
Komentarze: 0

 

 

chcesz się przebudzić. Pierwszym krokiem do przebudzenia jest uczciwe przyznanie się, że to ci się nie podoba.

Nie chcesz być szczęśliwy. Chcesz przeprowadzić mały test? No to spróbujmy. Zajmie ci to dokładnie minutę.

Możesz zamknąć oczy lub pozostawić je otwarte. To nie ma znaczenia. Pomyśl o kimś, kogo bardzo kochasz, z

kim jesteś bardzo blisko, o kimś, kto jest ci bardzo drogi i powiedz do niego w myślach: "Bardziej pragnę być

szczęśliwy, niż mieć ciebie". Zobacz, co się dzieje. "Wolę być szczęśliwy, niż mieć ciebie. Gdybym miał możliwość

wyboru, bez wahania wybrałbym szczęście". Ilu z was podczas wypowiadania tych słów czuło się egoistami?

Sądzę, że wielu. Widzicie, co z nami zrobiono? Zobaczcie, jak w was wdrukowano myślenie: "Jak mogę być takim

egoistą". Ale spójrzcie, kto tu jest egoistą. Wyobraź sobie osobę, która mówi do ciebie: "Jak możesz być takim

egoistą, że wybierasz szczęście zamiast mnie?" Czy nie miałbyś ochoty wówczas jej odpowiedzieć: "Wybacz, ale

jak możesz być takim egoistą, żeby wymagać ode mnie, bym wyżej cenił ciebie od szczęścia?"

Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w

Milwaukee. Każdą konferencję rozpoczynał słowami:

- "Spełnieniem miłości jest poświecenie, jej miarą brak egoizmu". Wspaniałe stwierdzenie.

Zapytałem ją: - Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?

- Tak - odparła.

Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją

kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje

miłość.

hjdbienek : :