Archiwum 24 października 2008


Audio 
paź 24 2008 11 Gregorian - Boulevard of broken dreams
Komentarze: 0

11_gregorian_-_boulevard_of_broken_dreams

hjdbienek : :
Kosmos 
paź 24 2008 Kosmos - Czarna dziura
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 24 2008 OBLICZA JEDNOSTKI LUDZKIEJ
Komentarze: 0

Przyszedł nas odwiedzić w otoczeniu swych uczniów. Byli to ludzie różni, zamożny i ubogi, wysoki urzędnik państwowy i wdowa, fanatyk i młody człowiek o przyjemnym uśmiechu. Kompania to była miła i radosna. Na białym domu igrały cienie. Wśród gęstego listowia skrzeczały papugi; przejechała z hukiem ciężarówka. Młody człowiek z całą żarliwością dowodził jak wielką doniosłość w naszym rozwoju ma Guru, nauczyciel; inni zgadzali się z nim w pełni i uśmiechali z zadowoleniem gdy przedstawiał swój punkt widzenia jasno i obiektywnie. Niebo było o głębokim błękicie, a biało-gardły orzeł krążył nisko, prawie nie poruszając skrzydłami. Był prześliczny dzień. O jakże niszczymy się wzajemnie, uczeń nauczyciela a Guru ucznia! Wciąż przystosowujemy się do innych, poddając się im, a potem zrywamy wiązy, by znów za chwilę wejść w określone ramy! Z wilgotnej ziemi ptak z mozołem wyciągał długą glistę. Nie jedno w nas istnieje oblicze, nie jedna "osoba", jest ich wiele. Jedna nie przychodzi do głosu zanim tych wiele nie ścichnie. Owa krzykliwa ciżba walczy ze sobą dzień i noc, i ta wojna, to ścieranie się stanowi ból naszego życia. Ledwie uda się nam uciszyć jeden głos, a już powstaje drugi i dziesiąty, i ten pozornie nie kończący się proces to nasze życie. Staramy się narzucić jeden głos, jedne "osobę" reszcie, ale wkrótce i ta jedna się na wielość rozszczepia. Głos wielu staje się głosem jednej i owa jedna poczyna rządzić i nabierać znaczenia, ale jest to wciąż ta sama gadanina. Jesteśmy mnogością głosów, a usiłujemy pochwycić cichy i jedyny głos. Ten jeden zamienia liczne dopiero gdy te zamilkną, aby go usłyszeć. Ale wielość ich nigdy nie odnajdzie tego jednego. Idzie nie o to jak usłyszeć ten jeden głos, idzie o zrozumienie splotu licznych głosów, z których się składa nasza istota. Jedno oblicze spośród wielu nie może pojąć pozostałych; jedna postać nie jest w stanie zrozumieć mnogości postaci które wchodzą w skład naszego "ja". Nawet gdy jedna stara się opanować inne, urobić je i nimi rządzić, usiłowania jej zawsze zacieśniają i zamykają nas w sobie. Część nie może zrozumieć całości, toteż nigdy nie rozumiemy siebie. Nie ogarniając wzrokiem całości nie jesteśmy jej świadomi, gdyż cząstka wciąż pochłania całą naszą uwagę. Część się dzieli, rozszczepia i staje się wielością. Aby zdać sobie sprawę z całokształtu siebie, ze starć i konfliktów zachodzących pomiędzy tymi licznymi w nas "osobami", trzeba zrozumieć samą istotę pożądania. Pożądanie jest motorem wszelkiego działania; chociaż chęci i dążenia są różnorodne, a nieraz sprzeczne i ścierające się ze sobą, przecie wszystkie nieodmiennie wypływają z pożądań. Nie należy ich tłumić, ani też starać się uszlachetniać, trzeba je zrozumieć; ale niejako bez obserwatora, bez tego, który rozumie, jakby poza nim. Bo jeśli obserwator który usiłuje rozumieć jest obecny, będzie on wciąż jeszcze wytworem pragnienia. Ale rozumieć bez doznającego - czyli bez podmiotu - to uwolnić się zarówno od tego jednego swego oblicza jak i od wielu. Wszelkie działanie oparte na dostosowywaniu się i przeciwstawianiu, analizowaniu i zgadzaniu się, tylko zasila obserwatora, tego, który doświadcza; a ten nigdy nie zrozumie całości. Jest on sam tym wszystkim co nagromadził, a rozumienie nie rodzi się w cieniu przeszłości. Opieranie się na przeszłości, wyciąganie z niej wniosków może nam wskazać drogę działania; ale przygotowywanie sobie środków dla osiągnięcia czegoś, nie jest rozumieniem. Rozumienie nie należy do dziedziny intelektu; a gdy staramy się opanować i uciszyć myśl, aby uchwyciła to, co jest poza intelektem, doznanie nasze jest jeno projekcją przeszłości. A w czujnym, jasnym uświadamianiu sobie (awareness) całokształtu tego procesu, powstaje samorzutnie cisza, która nie pochodzi od doznającego. I tylko w tej ciszy może zaistnieć rozumienie.

hjdbienek : :
Audio 
paź 24 2008 10 Gregorian - We love you
Komentarze: 0

10_gregorian_-_we_love_you

hjdbienek : :
Kosmos 
paź 24 2008 Kosmos - Przetrwanie
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 24 2008 PROSTOTA SERCA
Komentarze: 0

Niebo było jasne i czyste. Nawet dużych krążących ptaków o szeroko rozpostartych skrzydłach, co to płyną tak lekko w przestworzach, nie było dziś widać, ani najmniejszej przelotnej chmurki. Drzewa stały w ciszy, a wygięte stoki wzgórz tonęły w głębokim cieniu. Góry rysowały się ostro na tle zachodzącego słońca. Jeleń stał czujnie sprężony wpatrując się w coś ciekawie, i nagle rzucił się w skok do ucieczki za naszym zbliżeniem. Pod krzakiem siedziała nieruchoma - tej samej co ziemia barwy - ogromna jasnooka ropucha. Daleko w dole stał duży dom, otoczony wspaniałym ogrodem; w przylegającym doń stawie można było dostrzec kąpiących się ludzi. Całe obejście zdawało się ustronne i dostatnie, tchnące atmosferą wygody i bogactwa. A nieco dalej, przy zakurzonej drodze, stała na wyschłym ugorze chata, jej ubóstwo i zaniedbanie można byle dostrzec nawet z oddali; atmosferą jej był ciężki trud i nędza. Nam, patrzącym z góry, oba domostwa zdawały się stać tuż przy sobie; brzydota i piękno, dostatek i nędza zdały się stykać ze sobą. Prostota serca ma większą wagę i większe znaczenie aniżeli prostota skromnego życia. Mieć nieduże wymagania, zadawalać się małym, jest stosunkowo łatwo; wyrzec się wygód czy przyjemności, np. zarzucić palenie lub jakiś inny ulubiony nałóg, nie jest jeszcze wyrazem prostoty serca. A poprzestawanie na jednej na biodrach opasce, wśród świata który oddaje się wygodzie i zbytkom, strojom i rozrywkom, nie koniecznie dowodzi wewnętrznej wolności. Znalem człowieka który porzucił światowe życie i jego powaby, a jednak pożerały go żądze i pragnienia i nie mógł zaznać chwili spokoju, choć przywdział szatę mnicha. Miał niespokojne, szukające oczy, a duszę rozdartą sprzecznościami wątpień i nadziei. Można zewnętrznie wyrzekać się wielu rzeczy, oddawać się różnym praktykom i ćwiczeniom, i wyznaczać sobie krok za krokiem drogę do określonego celu; można mierzyć swój postęp wedle sprawdzianów cnoty - iluż to rzeczy już się wyrzekłem, na ile postąpiłem w opanowaniu, tolerancji, łagodności postępowania itd.; można nauczyć się sztuki koncentracji i odejść w puszczę lub usunąć się poza mury klasztoru, czy też zamknąć się w przyćmionym pokoju dla medytacji; albo spędzać dnie na modlitwie i czuwaniu; można zewnętrznie jak najbardziej uprościć swe życie i mieć nadzieję, że te starannie obmyślane, z góry ułożone metody pozwolą nam osiągnąć szczęście, które nie jest z tego świata. Ale czyż się dojdzie do Prawdy przez zewnętrzne opanowanie i dyscyplinę? Zewnętrzna prostota - odrzucenie zbytków i wygodnictwa - jest oczywiście potrzebna, ale czyż ten gest może sam przez się otworzyć nam wrota do Prawdy? Troska o wygody i powodzenie obciąża umysł i serce, a udając się w daleką wędrówkę, trzeba być wolnym od wszelkich obciążeń. Dlaczego ten zewnętrzny gest zdaje się nam tak ważny? Dlaczego tak gorąco pragniemy uzewnętrznić nasze postanowienia? Czy jest to lęk przed łudzeniem siebie, czy też przed tym, co pomyślą lub powiedzą ludzie? Dlaczego chcemy sobie udowadniać że stosunek nasz jest rzetelny? Czy nie chodzi tu przypadkiem o upewnienie się, o przekonanie siebie o ważności naszego stawania się? W pragnieniu stania się czymś biorą początek wszystkie skomplikowania. Powodowani wciąż wzrastającą chęcią stawania się kimś coraz większym - czy to wewnętrznie czy zewnętrznie - gromadzimy lub wyrzekamy się, pielęgnujemy cnoty, odrzucamy wady itd. Widząc że czas wszystko unosi, chcielibyśmy uchwycić się czegoś, co mu się ostoi. Borykanie się aby czymś być, a czymś innym nie być, trzymanie się jednego, odrzucając drugie, nie może nigdy ustać dzięki jakimś zewnętrznym gestom, praktykom czy regułom; ale samo zrozumienie tej walki uwolni nas prosto i naturalnie od gromadzenia wewnętrznych i zewnętrznych dóbr, a więc wyzwoli nas i od wszystkich płynących stąd rozterek. Wyrzeczenie nie prowadzi do Prawdy, dosięgnąć jej nie można żadnym sposobem, ani metodą. Wszystkie środki, metody i cele są jeno formą pożądań, muszą wszystkie zniknąć aby Rzeczywiste mogło się objawić.

hjdbienek : :
Audio 
paź 24 2008 09 Gregorian - Stop crying your heart out
Komentarze: 0

09_gregorian_-_stop_crying_your_heart_out

hjdbienek : :
paź 24 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 11/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 24 2008 CNOTA
Komentarze: 0

Morze było spokojne, zaledwie drobne zmarszczki fal znaczyły się na białym piasku wybrzeża. Wokół zatoki, nad brzegiem wygiętym w szeroki łuk, leżało od północy miasto, od południa rozciągał się aż po kraj wody palmowy gaj. Za piaszczystą ławicą można było dostrzec parę rekinów, a dalej sunęły rybackie łodzie; były one sklecone z kilku ogromnych bierwion związanych grubym powrozem; kierowały się na południe, ku małej wiosce ukrytej pomiędzy palmami. Odbicie jaskrawo zachodzącego słońca rozjarzyło wschodnią część nieba, było to jakby drugim zachodem, a ogromne obłoki o przedziwnych kształtach płonęły wszystkimi kolorami tęczy. Było w tym widoku coś tak fantastycznie pięknego, iż niemal trudno było to znieść. Woda odbijała jaskrawy blask barw i przedziwna świetlna smuga biegła po niej daleko, aż do horyzontu. Paru rybaków wracało z miasta do swej wioski, poza tym brzeg był pusty i cichy. Wysoko wśród chmur zapaliła się pierwsza gwiazda. W naszej powrotnej drodze przyłączyła się do nas kobieta i wszczęła rozmowę na poważne tematy. Mówiła iż należy do pewnego stowarzyszenia, którego członkowie praktykują medytację i wyrabiają podstawowe cnoty. Raz na miesiąc obiera się jakąś określoną cnotę i codziennie stara się ją rozwijać i wprowadzać w życie. Z jej słów i wewnętrznej postawy można było wnosić iż wrosła niejako w tę samodyscyplinę, a jednocześnie czuć w niej było pewne zniecierpliwienie w stosunku do ludzi, którym obce były jej pojęcia i cele. Cnota jest sprawą serca a nie rozumu. Gdy intelekt zaczyna świadomie wyrabiać cnoty, jest to tylko wyrachowaniem, samoobroną, sprytnym przystosowywaniem się do środowiska. Doskonalenie się jest zaprzeczeniem cnoty. Jak może istnieć cnota tam, gdzie jest strach? Strach pochodzi zawsze z mentalu, a nie z serca; ukrywa się przebiegle, różne przybierając formy - zacności, cnoty, służenia, przystosowywania się itd. W stosunkach ludzkich opartych na intelekcie strach będzie istniał zawsze. W istocie nasze "ja" nie jest oddzielne od swych intelektualnych czynności, ale samo siebie od nich oddziela i wyodrębnia i tym sposobem nadaje sobie trwałość i ciągłość. Jak dziecko ćwiczy gamy na fortepianie, tak nasze "ja" - intelekt - pilnie praktykuje cnoty, aby nadać sobie więcej trwałości i wyrobić zdolność opanowywania różnych życiowych sytuacji, albo też dla osiągnięcia tego, co uważa za najwyższe. Na to aby móc wychodzić życiu naprzeciw, trzeba być bez-obronnym i nie tworzyć wokół siebie muru zacności i egocentrycznej, a wielce "szanownej" cnoty. Najwyższego nie można dosięgać, nie prowadzi doń żadna droga; stopniowe urastanie i wznoszenie się ku niemu nie jest możliwe. Prawda musi sama do nas przyjść; nie można ku niej dążyć; nie zbliży nas do niej na pewno praktykowanie cnót. To, co ludzie przez wyrabiane cnoty osiągają, nie jest Prawdą, tylko ich własnym z wnętrza psychiki rzutowanym pragnieniem. A tylko w Prawdzie jest szczęście. Spryt intelektu i jego zdolność przystosowywania się w dążeniu do zabezpieczenia swej ciągłości, jest czynnikiem wciąż podtrzymującym w nas strach. I trzeba przede wszystkim ten strach głęboko zrozumieć, a nie myśleć o wyrabianiu cnót. Człowiek o ograniczonym umyśle i słabym charakterze może praktykować cnoty, ale pomimo to nie przestanie być małym i ciasnym. Cnota jest wówczas ucieczką od własnej małości, a wyrabiane i gromadzone zalety pozostają drobne i małostkowe. Dopóki nie zdamy sobie sprawy z tej małości jakże może w nas powstać doznawanie Prawdy? Jak może mały, ciasny, "cnotliwy" człowiek otworzyć się na przyjęcie niezmierzonego? W rozumieniu procesów naszego umysłu, czyli naszego "ja", cnota rodzi się samorzutnie; nie jest ona wówczas ochronnym murem, ani samoobroną, jest czujnym, spontanicznym zdawaniem sobie sprawy (awareness) i dogłębnym rozumieniem tego co jest. Intelekt nie zdoła nigdy prawdziwie rozumieć; może wyrazić w czynie to, co już zostało zrozumiane, ale nie jest zdolny do istotnego rozumienia. Aby w coś wniknąć i je naprawdę zrozumieć musi zrodzić się w głębi serca zdolność odbiorczości i rozpoznawania (recognition), i całkowite przyjęcie tego co jest, a ta zdolność wykwita samorzutnie gdy myśl ucichnie. Ale taka cisza myśli nie jest wynikiem wyrachowania i z góry ułożonego, umyślnie podjętego wysiłku. Samo pragnienie ciszy jest odmianą pożądania osiągnięć, a to rodzi nieskończone rozterki i udręczenia. A żądza aby czymś jednym być, a czymś innym nie być jest zaprzeczeniem cnoty serca. Cnota nie jest zmaganiem się ani zdobyczą, czy rezultatem osiągniętym długimi ćwiczeniami; jest ona stanem wewnętrznym który nie ma nie wspólnego z wyrażaniem się pożądań naszego "ja". Nie można po prostu być, gdy jest w nas wysiłek po temu. W naszym zmaganiu się aby czymś być, opieramy się i przeciwstawiamy, stosujemy umartwienia i wyrzeczenia, ale wzniesienie się ponad to wszystko nie stanowi jeszcze cnoty. Cnotą jest spokój, cnotą jest wolność od żądzy stawania się; a spokój ten płynie z serca, nie z myśli. Wprawdzie można uspokoić myśl przez odpowiednie ćwiczenia, praktyki, przymusy, ale taka dyscyplina niweczy cnotę serca, zaś bez niej nie masz pokoju, ni błogosławieństwa. Prawdziwą cnotą serca jest wszechrozumienie.

hjdbienek : :