Archiwum 25 lutego 2009


Clipy 
lut 25 2009 You Don't Bring Me Flowers - Barbra...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 25 2009 Wrogowie rozsądku - (cz.1) Niewolnicy Zabobonu...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 25 2009 Ukryte rzeczywistości
Komentarze: 0

Przywykliśmy już do tego, że wielu pojęć używa się, jak komu wygodnie. Jakże często słyszy się o miłości, wierności, przyjaźni, lojalności, moralności i temu podobnych sprawach i jak rzadko słowa te pokrywają się z rzeczywistością. Ale najbardziej lekkomyślnie nadużywane jest prawdopodobnie pojęcie tajemnicy. Czemuż to nie nadaje się rangi tajemnicy, gdy tymczasem największa ze wszystkich tajemnic stale nas otacza: jest nią świat. Przychodzimy na ten świat, dorastamy, wykonujemy różne zawody, przeżywamy chwile szczęścia i nieszczęścia, starzejemy się i znowu ten świat opuszczamy. I wszystko załatwione, prawda? Niektórzy ludzie sądzą inaczej. John Quincy Adams, osiemdziesięcioletni były prezydent USA, w 1848 r. spotkał na ulicy w Bostonie przyjaciela. „Dzień dobry - powiedział przyjaciel - jakże się dzisiaj miewa Quincy Adams?" „Dziękuję - odrzekł były prezydent - John Quincy Adams ma się doskonale. Ale dom, który obecnie zamieszkuje, chyli się do upadku. Chwieje się, fundamenty się kruszą, ząb czasu zdołał go już prawie całkiem zniszczyć. Dach przecieka, ściany się walą i lada podmuch wiatru może go przewrócić. Stare domostwo prawie już nie nadaje się do mieszkania i sądzę, że John Quincy Adams wkrótce będzie musiał się z niego wynieść. Ale sam John Quincy Adams ma się świetnie". Szósty prezydent Stanów Zjednoczonych zmarł 23 lutego 1848 r. John Quincy Adams opuścił swoje stare domostwo i uczynił to pełen ufności, choć nie mógł - jak my wszyscy -mieć żadnego konkretnego wyobrażenia o tym, co go czeka. Czy taka postawa, jaką prezentował John Quincy Adams, musi wyrastać wyłącznie z osobistych przekonań? Nie sądzę. Tak się składa, że żyjemy w fantastycznej rzeczywistości, w której to, co niesłychane, jest na porządku dziennym, a to, co zupełnie nie do wiary, wydaje się możliwe. Istotnie, niezmiernie zwodnicza jest tak zwana moc dowodowa rzeczy, „które są poza dyskusją". Być może jednak trzeba o nich dyskutować, mimo że w pierwszej chwili wydaje się to niedorzeczne. Winston Churchill, późniejszy premier Wielkiej Brytanii, w młodych latach wysoko cenił umiejętność wróżenia z ręki pewnej Cyganki; pewnego dnia jednak uznał przepowiednię tej kobiety za nazbyt absurdalną. Churchill odwiedził Cygankę wraz z kilkoma młodymi oficerami brytyjskimi. Wróżka jednak przesadziła z jasnowidztwem, na widok bowiem dłoni każdego z oficerów wołała: „Linia życia się teraz urywa, to straszne!" Młodzi ludzie się śmiali, a Churchill był poirytowany. Oficerowie ci należeli przecież do najróżniejszych formacji wojskowych i nic ich ze sobą nie łączyło, a mimo to wszyscy mieli wkrótce zginąć? Cóż to za pełne grozy bzdury. Ale to wcale nie były bzdury. Przepowiednia ta miała miejsce w 1914 r. W przededniu pierwszej wojny światowej. Żadnemu z obecnych tam oficerów nie było dane przeżyć pierwszego roku wojny.

hjdbienek : :
Clipy 
lut 25 2009 Rod Stewart & Amy Belle- I Dont Want...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 25 2009 Wrogowie rozsądku - (cz.1) Niewolnicy Zabobonu...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 25 2009 Swoboda wyboru
Komentarze: 0

A co powiesz o ludziach, którzy najwidoczniej lubią cierpieć? Mam przyjaciółkę, której facet fizycznie nią poniewiera, a jej poprzedni związek był pod tym względem podobny. Dlaczego ona wybiera takich mężczyzn i czemu nie chce wycofać się z obecnego układu? Dlaczego tak wiele osób wybiera ból? Wiem, że czasownik „wybierać" to jedno z ulubionych słów Ery Wodnika, ale w tym kontekście wydaje się ono trochę nie na miejscu. Mylące jest twierdzenie, że ktoś „wybrał" zaburzony związek czy inną negatywną sytuację. Żeby wybrać, trzeba być świadomym, i to bardzo. Bez świadomości nie masz wyboru. Pojawia się on przed tobą dopiero wtedy, kiedy wyzbywasz się utożsamienia z umysłem i jego wytrenowanymi zagraniami, czyli stajesz się obecny. Póki do tego nie dojdziesz, jesteś - w sensie duchowym - nieświadomy: ulegasz przymusowi myślenia, odczuwania i działania zgodnego z tresurą, którą przeszedł twój umysł. Właśnie dlatego Jezus powiedział: „Wybaczcie im, albowiem nie wiedzą, co czynią". Nie ma to nic wspólnego z konwencjonalnie pojmowaną inteligencją. Znałem wielu bardzo inteligentnych i wykształconych ludzi, którzy byli zarazem całkowicie pozbawieni świadomości, bez reszty utożsamieni z własnym umysłem. Gdy rozwoju umysłowego i gromadzenia wiedzy nie równoważy proporcjonalny do nich wzrost świadomości, istnieje ogromne ryzyko, że człowiek będzie nieszczęśliwy i ściągnie na siebie katastrofę. Twoja przyjaciółka tkwi w związku z mężczyzną, który nią pomiata, i nie jest to pierwszy tego rodzaju związek w jej życiu. Dlaczego? Z powodu braku wyboru. Posłuszny musztrze, której poddano go w przeszłości, umysł zawsze stara się odtworzyć coś, co już zna - coś swojskiego. Niechby nawet bolało, byle by było swojskie. Umysł zawsze lgnie do rzeczy znajomych. Nieznane jest niebezpieczne, ponieważ nie podlega władzy umysłu. Właśnie dlatego nie lubi on obecnej chwili i ją ignoruje. Gdy obecna chwila dociera do świadomości, powstaje luka nie tylko w umysłowym nurcie, lecz także w kontinuum, które stanowią przeszłość i przyszłość. Wszystko, co naprawdę nowe i twórcze, może przyjść na ten świat jedynie przez tę lukę -jasną przestrzeń, mieszczącą w sobie bezmiar możliwości. Może więc twoja przyjaciółka w wyniku utożsamienia z umysłem odtwarza wyuczony niegdyś schemat, zgodnie z którym intymności nieodłącznie towarzyszy brutalność. Albo odgrywa wpojony jej we wczesnym dzieciństwie scenariusz, wedle którego niewiele jest warta i należy jej się wyłącznie kara. Możliwe też, że żyje w znacznej mierze za pośrednictwem ciała bolesnego, ono zaś nieustannie szuka kolejnych dawek bólu, żeby nimi się karmić. Jej mężczyzna postępuje tymczasem według własnych bezwiednych schematów, które zazębiają się ze schematami twojej przyjaciółki. Oczywiście sama stwarza ona sobie całą tę sytuację, ale czym lub kim jest to ,Ja", które dokonuje owego dzieła stworzenia? Wyniesioną z przeszłości, myślowo-emocjonalną kliszą, niczym więcej. Po co wywoływać z tej kliszy jakieś „ja"? Jeśli mówisz przyjaciółce, że sama wybrała ten stan czy też układ, wpędzasz ją w jeszcze głębsze utożsamienie z umysłem. Ale czy naprawdę jest ona właśnie tą umysłową kliszą? Czy ta klisza stanowi jej prawdziwe jestestwo? Czy prawdziwa tożsamość twojej przyjaciółki bierze się z przeszłości? Naucz przyjaciółkę, w jaki sposób może stanąć za własnymi myślami i emocjami jako obserwatorka, przytomny świadek. Opowiedz jej o ciele bolesnym i o tym, jak można się od niego uwolnić. Naucz ją świadomości ciała wewnętrznego. Pokaż, w czym tkwi sens obecności. Gdy tylko uda jej się dotrzeć do potęgi teraźniejszości, a więc wyrwać się spod władzy przeszłości i jej wytrenowanych wzorców, zyska nareszcie swobodę wyboru. Nikt nie wybiera zaburzeń, konfliktu, bólu. Nikt nie w y b i e r a obłędu. Przydarzają ci się one tylko dlatego, że jesteś nie dość obecny, aby rozpuścić przeszłość - masz w sobie za mało światła, aby rozproszyć mrok. Nie jesteś naprawdę tutaj. Jeszcze nie całkiem się przebudziłeś. Tymczasem więc twoim życiem kieruje tresowany umysł. Jeśli jesteś jedną z wielu osób, które mają zadawniony żal do rodziców, jeśli po dziś dzień chowasz urazę o coś, co rodzice zrobili lub czego zaniechali, znaczy to, że nadal tkwisz w przeświadczeniu, jakoby mieli oni swobodę wyboru i mogli postąpić inaczej, ale nie chcieli. Na pozór zawsze wydaje się, że ludzie mogą wybierać, lecz to czyste złudzenie. Póki twoim życiem kieruje umysł, podążający głęboko wyjeżdżoną koleiną, póki jesteś swoim umysłem, jaki masz wybór? Żadnego. Przecież tak naprawdę wcale cię tu nie ma. Utożsamienie z umysłem to stan mocno zaburzony, rodzaj obłędu. Prawie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu cierpią na tę chorobę. Lecz gdy sobie uświadomisz, na czym ona polega, natychmiast ulatniają się wszelkie pretensje. Jak można mieć komuś za złe to, że jest chory? Jedynym stosownym odzewem będzie współczucie. Czyli nikt nic jest odpowiedzialny za to, co robi? Nie podoba mi się ta koncepcja. Jeśli kieruje tobą umysł, to mimo braku wyboru poniesiesz konsekwencje własnej nieświadomości i przysporzysz światu cierpienia. Będziesz dźwigać brzemię lęku, konfliktów, problemów, bólu. Stworzone w ten sposób cierpienie prędzej czy później przemocą wtrąci cię w świadomość. To, co mówisz o swobodzie wyboru, odnosi się też zapewne do zdolności wybaczania. Człowiek musi osiągnąć pełną świadomość i poddać się, zanim zdoła wybaczyć. Słowo „wybaczenie" używane jest od dwóch tysięcy lat, ale większość ludzi nadaje mu bardzo wąski sens. Nie możesz naprawdę wybaczyć sobie ani innym, póki czerpiesz z przeszłości poczucia Ja". Dopiero gdy dotrzesz do potęgi teraźniejszości, która jest twoją własną potęgą, potrafisz autentycznie wybaczyć. Przeszłość traci wtedy moc, a ty głęboko sobie uświadamiasz, że nic, co w życiu zrobiłeś lub tobie zrobiono, nie zdoła choćby najlżejszym muśnięciem dotknąć promiennej istoty tego, kim jesteś. Cała idea wybaczenia staje się wówczas zbędna. A jak dotrzeć do tego poziomu świadomości? Kiedy poddajesz się temu, co j e s t, a tym samym stajesz się w pełni obecny, przeszłość traci wszelką moc. Przestaje ci być potrzebna. Kluczem jest obecność, teraźniejszość. A po czym poznam, że już się poddałem? Po tym, że przestanie ci się nasuwać to pytanie.

hjdbienek : :