Archiwum 22 marca 2009


Clipy 
mar 22 2009 OmSync2
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Nauka 
mar 22 2009 What The Bleep ?! Down The Rabbit Hole 11/14...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 22 2009 Bezpośrednia łączność z wiedzą kosmiczną...
Komentarze: 0

W seriach doświadczeń doktora Harvalika stale napotyka się nieśmiałe wskazówki co do specyfiki sygnałów odbieranych przez radiestetów. W jednym z eksperymentów badacz ustawił różdżkarzy z zatkanymi uszami plecami do muru, po którego drugiej stronie podchodziły ukradkiem inne osoby w nieregularnych odstępach. Jednoznacznie można było stwierdzić, że nie daje się tego ukryć przed badanymi. Ich różdżki z nadzwyczajną regularnością wychylały się, ilekroć po drugiej stronie muru ktoś się zbliżył na odległość około trzech metrów. Eksperyment ten nabrał fascynującej wymowy, gdy dr Harvalik nakazał skradającym się osobom, aby myślały o podniecających sprawach. Większość, co zrozumiałe, myślała o seksie i na rezultaty nie trzeba było długo czekać: teraz radiesteci mogli wykrywać te osoby już z odległości dwa razy większej, co sygnalizowało wymowne prostowanie się różdżek do góry. Wyniki badań doktora Harvalika nierzadko kojarzą się ze zdumiewająco dokładnymi wskazaniami Mullinsa z ubiegłego wieku. Badacz wylicza wiele szczegółowych informacji uzyskanych od radiestetów, które w niczym nie ustępują trafności informacji słynnego Johna Mullinsa. Oryginalny, a dla nas szczególnie interesujący jest fakt, że dr Harvalik w trakcie przeprowadzanych eksperymentów sam u siebie odkrył zdolności różdżkarskie, i to niemałe. W Australii zdołał ze znacznej odległości zlokalizować zbiornik wody, podając nawet całkowicie ściśle jego odległość - 20 km. Inżynier hydrolog, który się zwrócił do doktora Harvalika z tym pytaniem, był tak zaskoczony trafnością informacji, że spytał jeszcze, na jakiej głębokości znajduje się woda. Dr Harvalik określił ją na 20,5 m. „Dość dokładnie - stwierdził inżynier - pomyłka wynosi tylko 2 m". Następnego dnia okazało się jednak, że to dr Harvalik miał rację i że jego słowa były całkowicie dokładne. Poziom wód gruntowych opadł bowiem o 2 m i osiągnął dokładnie podaną głębokość 20,5 m. Najwidoczniej utajone zdolności naukowca, rozbudzone w toku prowadzonych przez niego badań, mogły się mierzyć ze zdolnościami najwybitniejszych radiestetów. Badając wspomnianą sztukę wykrywania zaginionych przedmiotów przez poszukiwania ich na mapie, dr Harvalik stwierdził również i to uzdolnienie u siebie. W tym kontekście warto odnotować, że wielkie firmy wydobywające ropę naftową i surowce mineralne mają w dzisiejszych czasach na listach płac radiestetów, którzy tanim sposobem, za pomocą mapy i różdżki - a częściej wahadełka - lokalizują złoża ropy, węgla, rud metali i wiele innych. Najsłynniejszym spośród tych specjalistów jest Uri Geller. Fakt, że dzięki honorariom za udane poszukiwania stał się multimilionerem, mówi sam za siebie. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie gałęzie radiestezji, to okaże się, że potrafi ona wydobyć niemal każdą żądaną informację z wielkiej skarbnicy wiedzy, w której błądzimy po omacku z klapkami na oczach. Na przykład Szwajcar Edgar Devaux, do którego władze chętnie zwracają się o pomoc, choć robią to dyskretnie, zdołał udzielić ścisłych informacji o losie pewnej zaginionej gospodyni domowej, mając do dyspozycji jej fotografię, plan Bazylei i wahadełko. Fotografia powiedziała mu, że zaginiona już nie żyje, a na planie Bazylei ustalił miejsce zatopienia zwłok, co potwierdzili nurkowie. Jest wiele podobnych przypadków. Są one udokumentowane, przeanalizowane i zweryfikowane. Nie można ich tylko racjonalnie zanegować albo choćby wyjaśnić. T.C. Lethbridge, angielski archeolog, który do radiestezji trafił okrężną drogą przez swoją specjalność, uprawiał ją potem osobiście, wprawiając stale swoich kolegów archeologów w irytację informacjami o miejscach, gdzie należy prowadzić wykopaliska. Był on zwolennikiem teorii „specjalnych częstotliwości drgań". Liczne eksperymenty przeprowadzone przez niego samego utwierdziły go w przeświadczeniu, że aby można było odkryć jakiś obiekt, musi istnieć zgodność między nim a długością sznura (albo łańcucha), na którym jest zawieszone wahadełko. Z naukową gruntownością katalogował on długości sznura odpowiednie dla węgla, miedzi, cyny i innych substancji, a nawet trawy, owoców itp. Potwierdzenie swojej teorii upatrywał również w tej okoliczności, że wahadełko nieomylnie wskazywało mu te kamienie spośród mnóstwa innych, które przedtem „musiały coś wycierpieć" (na przykład rzucano nimi o ścianę). Kiedy Lethbridge zaczął włączać do swojego katalogu także częstotliwości drgań (długości sznura) odpowiadające sprawom abstrakcyjnym, jak miłość, seks, ewolucja, szał itd., powinien był właściwie uświadomić sobie, że zaprzągł wóz przed koniem. Można go porównać do niektórych dzisiejszych fizyków, którzy domagają się coraz to większych akceleratorów, aby odkrywać nowe cząstki elementarne, nie dostrzegając przy tym, że one są dopiero stwarzane przez coraz większe energie, którymi dysponują naukowcy. Naturalnie, katalog Lethbridge'a zawierał ścisłe dane - co prawda tylko dla niego. Albowiem - i tu wracamy do naszych własnych rozważań - to sam Lethbridge określał częstotliwości drgań, jeśli ich nawet nie znał z góry. Rolę filtra selekcyjnego spełniał jego duch, a nie długość sznura wahadełka, materiał różdżki czy jakikolwiek inny parametr, na którym oparłby on swoją teorię. Prawdopodobnie przekonanie, że jest na właściwym tropie, nie pozwalało mu jasno dojrzeć od dawna znanego faktu, że radiesteci mają swoje indywidualne kryteria albo że mogą je sobie wybrać. Jedne różdżki wychylają się przy tym samym obiekcie do góry, inne na dół, w prawo albo w lewo czy też wykonują jeszcze inne tańce. Dla zasygnalizowania odpowiedzi TAK wahadełko może się obracać w kierunku zgodnym lub przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, wahać się od prawej ku lewej albo od lewej ku prawej lub wzdłuż osi wychodzącej od ciała właściciela itd. Istnieje tu wielki wybór i radiesteci mogą go dokonywać dowolnie. Kto nie chce rozwiązywać tego problemu i woli postępować zgodnie z metodą klasyczną, również przez to naturalnie dokonuje wyboru. Ale to przecież już wiemy... Z jakiejkolwiek strony zechcemy na to spojrzeć, to my jesteśmy stacjami odbiorczymi we wszechświecie informacji, jak już dzisiaj nazywają go fizycy. Wahadełko czy różdżka spełniają jedynie rolę wzmacniacza, dzięki któremu dopiero możemy zauważyć, że otrzymaliśmy odpowiedź na nasze pytanie. Sam Wilhelm de Boer nie widział fal elektromagnetycznych wysyłanych przez namierzaną radiostację, ale informowała go o tym jego różdżka. Każdy poszczególny przypadek ilustruje przebieg zachodzących procesów: Poszukiwanie informacji... Kontakt z potrzebną informacją... Przesyłanie informacji... Reakcja cielesna przez nieświadome psychosomatyczne oddziaływanie zwrotne (wahadełko się kołysze, różdżka wychyla itd.)... Świadome postrzeganie informacji. I na koniec: Przekazywanie informacji. Jako ostatni punkt można by ewentualnie jeszcze dodać: Zaskoczenie i niedowierzanie wokół - po czym zdumienie stwierdzoną słusznością przekazanej informacji. Faktem jest, że nasze sensorium w rzeczywistości ma o wiele szerszy zakres odbioru niż normalnie doświadczamy (być może z tego względu, że nauczono nas, iż mamy tylko pięć zmysłów, do tego bardzo ograniczonych). Caspar Hauser mógł widzieć promienie podczerwone (ciepło), a Julia Worobiewa widzi promienie rentgenowskie. Podobne zjawiska występują w różnych wariantach. Tych superwłaściwości najwidoczniej nie można nabyć, są one wrodzone albo spowodowane przez specyficzne warunki - patrz przypadek Caspara Hausera. Choć wywierają duże wrażenie, to w rzeczywistości nie są nam potrzebne, a łatwo można je zastąpić urządzeniami technicznymi (które robią to lepiej). Są to jedynie poszlaki wskazujące na to, że człowiek jest najbardziej skomplikowaną - i najczulszą – „maszyną", jaka istnieje. W końcu cały wszechświat potrzebował aż około 20 miliardów lat, aby ją stworzyć. W pewien sposób stanowimy część kosmosu i możemy się z nim komunikować. Na przykład przez radiestezję. Nie dokona tego żaden przyrząd pochodzący spod ręki człowieka. Teraz na usta ciśnie się coraz natarczywiej pytanie: Jak więc to się robi? Poznaliśmy już pomoc dla początkujących, polegającą na udzielaniu w duchu wskazówek wahadełku, i stwierdziliśmy, że nie jest to jeszcze bezpośrednia łączność z wiedzą kosmiczną. Posłuszeństwo wahadełka stanowi jedynie ilustrację mimowolnego sprzężenia zwrotnego między duchem a ciałem, które sprawia, że nieświadomie wykonujemy niedostrzegalne ruchy ramionami i rękami, wskutek czego wahadełko się kołysze, kręci w kółko itd. Jak na razie wszystko jest jasne, tylko co dalej? Z pewnością dobrze jest wiedzieć, że nasze ciało przekazuje do naszej wiadomości napływające informacje np. za pośrednictwem wahadełka albo różdżki. Tylko że w dalszym ciągu nie wiemy, w jaki sposób uzyskujemy dostęp do takich wiadomości. A jednak wkroczyliśmy już na drogę prowadzącą do tego celu. Polega ona, najzwyczajniej w świecie, na zajmowaniu się tymi zagadnieniami i świadomym otworzeniu się na nie. Kontakt z praktykującym radiestetą może przyspieszyć ten proces albo go zainicjować nawet wtedy, gdy wcale nie mamy zamiaru uczyć się posługiwania wahadełkiem czy różdżką, a zajmujemy się radiestezją z innych powodów. Dr Harvalik albo Tom Lethbridge są dobrymi przykładami takiego obrotu spraw, z którym wciąż się spotykają także inni badacze. I nie tylko oni.

hjdbienek : :