Archiwum 22 kwietnia 2009


Clipy 
kwi 22 2009 Ewa Bem - Deszcz
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 22 2009 Mistrz 6/6
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 22 2009 Życie nie kończy się nigdy - i ma sens
Komentarze: 0

Niemiecki psychiatra dr Schrenck-Notzing i słynny angielski fizyk, przez pewien czas przewodniczący Royal Society, sir William Crookes, ogłosili po wieloletnich badaniach swoje absolutne przekonanie, że materializacje się odbywają, choć zapewne należą do białych kruków (albo czarnych owiec, zależnie od punktu widzenia). Kto kroczy drogą ezoteryki, nie odmawiając „normalnej" nauce racji bytu, temu poszlaki świadczące o nieśmiertelności ducha czy też duszy nie staną kością w gardle. W jego pojmowaniu świata jest na to miejsce. Dla kogoś takiego jest nawet możliwe „rzeczowe" rozpatrzenie tego problemu, przez co należy rozumieć nie tyle dociekania na temat ustroju społecznego na tamtym świecie czy gęstości materii duchowej, ale całkiem po prostu rozszerzenie duchowej bazy operacyjnej. Nie oznacza to co prawda zniesienia wszelkich granic i ograniczeń. Na przykład lekarz i badacz reinkarnacji dr Carl A. Wickland usilnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem wiary w powtórne narodziny. Jego płomienny apel przeciwko temu „niebezpiecznemu zabobonowi" niewiele ma jednak wspólnego z odrzuceniem, na jakie napotyka zazwyczaj reinkarnacja w „kołach oświeconych". Wprost przeciwnie, dr Wickland jest zdania, że wewnętrzne przeświadczenie, iż i tak jeszcze raz się urodzimy, mogłoby niepotrzebnie utrudnić ten właśnie proces. To oryginalny punkt widzenia, który osądzić może zapewne każdy tylko na swój własny użytek. Dla tych, którzy z natury zawzięcie czepiają się materii - a tym samym swojej własnej nieuniknionej zagłady w dalszej lub bliższej przyszłości - takie myślowe zabawy są co prawda niedostępne. Jest to godne ubolewania, żyjemy bowiem w osobliwym społeczeństwie, które robi wszystko, co tylko można wymyślić, aby proces narodzin przebiegał jak najbardziej perfekcyjnie; za to zejście z tego świata zostało uznane za akt godny napiętnowania, którego każdy powinien dokonywać w swoim zakresie tak dyskretnie, jak to tylko możliwe, co mu jeszcze utrudnia chytrze wymyślona „maszyneria podtrzymywania życia". Doprawdy potrzebna jest szersza wizja świata. Taka wizja świata, w której przypadki podobne do przytoczonych nie muszą być oszustwem ani manipulacją środkami masowego przekazu, która pozwala zaprzestać starań o racjonalne wytłumaczenie zapewne najbardziej znanego i najczęściej badanego przypadku reinkarnacji Bridey Murphy-Ruth Simmons, i która dopuszcza wieczne życie dla wyznawców wszystkich kierunków wiary. Wizja świata zakorzeniona nie „tylko" w głowach ezoteryków i okultystów. Wernher von Braun, słynny ojciec astronautyki amerykańskiej, stwierdził lapidarnie: „Wszystko, czego mnie dotąd nauczyła i nadal uczy nauka, umacnia moją wiarę w dalsze trwanie naszej duchowej egzystencji po śmierci". John C. Eccles, laureat Nagrody Nobla i badacz mózgu, powiedział: „Fałszywe jest dogmatyczne stwierdzenie, że ze śmiercią mózgu wszystko się kończy, także jaźń , wszystkie nasze głębsze, emocjonalne, subtelniejsze przeżycia nie muszą ulegać zatracie z tą chwilą, gdyż, jak sądzę, są one zapisane w świadomości, a nie w mózgu". Hoimar von Ditfurth sformułował to być może w sposób najszerszy i najbardziej uniwersalny: „Z tego punktu widzenia ewolucja osiągnie swój naturalny koniec w momencie, w którym kosmos połączy się z zaświatami". Gdzie jednak w takim razie, zadajemy sobie pytanie, jest granica między „naukowym" a „ezoterycznym" pojmowaniem świata? W naszych głowach, gdzieżby indziej? Kiedy kanonik Mikołaj Kopernik w 1512 r. odkrył, że centrum Układu Słonecznego - a tym samym ówczesnego kosmosu - stanowi Słońce, a nie Ziemia (człowiek), pojawiło się pierwsze pęknięcie na podziale, dotąd wynoszącym nas ponad resztę stworzenia. Dzisiaj ten podział od dawna należy do przeszłości, co się przyznaje; jednak nie całkiem jeszcze zostały przyswojone logiczne konsekwencje tego faktu. Musiało minąć prawie pięćset lat, zanim fizyk i matematyk David Bohm, jeden z czołowych naukowców doby nowożytnej, w wywiadzie przeprowadzonym w Londynie przez zajmującego się sprawami nauki francuskiego dziennikarza Patrice van Eersel wygłosił następujące „potworności": Porządek zawarty implicite we wszechświecie jest bez wątpienia tym, co naszą świadomość porusza przede wszystkim, gdyż ona sama wydaje się fundamentalnie przynależna do tego porządku. Jednak nasza zmysłowa inteligencja staje natychmiast między nami a pierwotną rzeczywistością, aby ją nam przekazać w sposób wprawdzie zróżnicowany, ale zarazem jako coś obcego. To właśnie jest straszną iluzją zwykłego, „zdrowego rozsądku". Emocja jest z pewnością sposobem znalezienia dojścia do zawartego implicite porządku. Moim osobistym zdaniem jest dość grubą iluzją dostrzeganie w każdym człowieku niezależnej rzeczywistości. Na określonej płaszczyźnie my wszyscy pochodzimy od jednego i jedynego w swoim rodzaju bytu. Niestety, w najmniejszym nawet stopniu nie wydaje się, aby nasi współcześni wybierali drogę prowadzącą do zrozumienia tej oczywistej prawdy. Przez to nasza planeta znajduje się w realnym, wielkim niebezpieczeństwie. To fascynujące myśli, tylko - czy nie słyszeliśmy ich już z innego źródła? W szkołach mądrości Dalekiego Wschodu naucza się, że świat materialny jest tylko pozorem, grubo ciosanym tworem pełnym luk i nierówności, który mógł powstać - i trwać - tylko dzięki niedoskonałości i ograniczoności naszych zmysłów. Ta niedoskonałość ma jednak pewien sens. Wskazuje ona człowiekowi zadanie i cel jego życia: rozwijanie własnych zdolności spirytualnych dla osiągnięcia wyższego szczebla świadomości, stanu, w którym dochodzi do włączenia się w kosmiczną wszechświadomość. Śmierć jest jedynie krokiem na tej drodze przeznaczenia. Zachodnie filozofie są nieco bardziej elitarne. Np. teoria wędrówki dusz niezapomnianego Pitagorasa zawiera, mimo pokrewieństwa z myślą azjatycką, drobne różnice w stosunku do buddyjskiej filozofii reinkarnacji. Według pitagorejczyków istnieje hierarchia nieśmiertelności. Im bardziej świadomie i twórczo żył dany człowiek, tym więcej świadomości będzie miał po śmierci. Ten pogląd przetrwał tysiące lat i znajduje się na przykład wyrażony explicite u Goethego. Przeznaczenie i owszem, ale według indywidualnej hierarchii. Pitagoras, jak sam utrzymywał, pamiętał swoje wcześniejsze żywoty - miał być np. Euforbosem, kapłanem Apollina czy zgoła synem samego boga światła - co nie dziwiło jego zwolenników zważywszy wysoki szczebel świadomości mistrza. Różnice dzielące te koncepcje reinkarnacji odzwierciedlają różnice w mentalności wschodu i zachodu, wczoraj i dziś. Wschód przydaje ducha światu fizycznemu i zadowala się tym, że widzi w tym ostatnim jedynie pozór łudzący nasze zmysły, natomiast zachód w ponownych narodzinach i tamtym świecie odkrywa również wyzwanie do dociekań i pracy nad sobą. W gruncie rzeczy chodzi zapewne o dwie strony jednego i tego samego medalu, na którym wybite są słowa: „Życie nie kończy się nigdy - i ma sens". Przyrodnicze, racjonalne pojmowanie świata dostrzega na horyzoncie przebłyski planu kosmicznego i rzuca się do ataku w tym kierunku, jakby chcąc dosięgnąć złotego naczynia na końcu tęczy - ale tęcza jest zawsze daleko. Według ezoterycznego, spirytualnego pojmowania świata tęcza i złote naczynie stanowią jedną nierozerwalną całość. Nie ma bytu bez wieczności i nie ma wieczności bez przeznaczenia. Jego natura jest jednak wielką zagadką...

hjdbienek : :