Archiwum październik 2010, strona 2


paź 17 2010 Przypadek 2. Fenomen głosowy
Komentarze: 0


Pierwszy powrót do poprzedniego wcielenia: śmierć w jaskini żmij. Południowa Ameryka w indiańskim buszu, czas nieokreślony. Drugi powrót: śmierć przez ścięcie, Francja w czasie rewolucji francuskiej (1789 - 1799). Relacja Reinera A., 27 lat, studenta śpiewu, nieżonatego.

Sytuacja przed powrotem do dawnego wcielenia
Reiner relacjonuje, że już jako dziecko radował się bardzo śpiewem. Posiadał przepiękny głos i śpiewał publicznie w różnych chórach. W wieku dwunastu lat nagle całkiem stracił głos. Od tego momentu ulegał on przez całe lata wielu najróżnorodniejszym chorobom szyi, krtani, szczęk, przełyku itp. Jego fizyczne cierpienia uczyniły mu z życia na ponad dziesięć lat piekło. Do tego doszło duchowe obciążenie i ból, że nie będzie mógł nigdy śpiewać, co ostatecznie prowadziło do ciężkiej depresji.
Udał się do jednego z niezliczonych terapeutów. Jednak w niewyjaśniony sposób stan Reinera pogarszał się coraz bardziej. Pewnego dnia stracił również słuch. Jego ciężkie położenie zmuszało go do chodzenia od jednego lekarza i terapeuty do następnych. W ten sposób pewnego dnia poddał się terapii reinkarnacyjnej. Dalszymi symptomami,  które wydawały się wskazywać na nie przetworzone przeżycia z wcześniejszego wcielenia, były różne wyolbrzymione i częściowo nierealistyczne lęki, którymi reagował w przypadku dotknięcia jego szyi. Przykładowo, wpadał po prostu w panikę, gdy ktoś dotknął z tyłu jego szyi albo chciał objąć go ramieniem. Ponadto często miał duże trudności u dentysty z otworzeniem ust i nierzadko w takich i podobnych sytuacjach następował u niego szczękościsk.
Reinera prześladował narastający lęk przed żmijami i innymi gadami. Obrazy żmij wywoływały w nim długotrwały i głęboki wstręt i odrazę. Jego reakcje uderzająco przekraczały normalną miarę strachu przed żmijami i pająkami.
W naszych rozmowach Reiner opowiadał, że podczas terapii reinkarnacyjnej przypominał sobie więcej wcieleń pozostających w ścisłym związku z okolicami szyi i ze śpiewem. W nawiązaniu do nich zrelacjonował dwa powroty, w których „czerwona nić" między jego problemami z głosem w obecnym życiu może być szczególnie wyraźnie dostrzeżona.

Pierwszy powrót
„Widzę się jako mała dziewczynka, mniej więcej dziesięcio - dwunastoletnia. Moje włosy są czarne i dosyć potargane. Mam na sobie prostą, podobną do worka, krótką sukienkę z grubego materiału. Jestem sama w gęstej puszczy. Wokół mnie wysokie drzewa i nieprzenikniona gęstwina. Z małego wzgórza widzę polanę. Chodzi o miejsce religijnego kultu indiańskiego. Indianie poustawiali tu swoje świętości - drewniane rzeźby z wielkimi oczami i ustami. Usta tych figur mają zęby. Między brwiami znajduje się tak zwane trzecie oko, w które powkładane są diamenty i inne kamienie szlachetne wielkiej wartości. Statuy symbolizują bóstwa miejscowych plemion.
Na pagórek zakradłam się w zamiarze kradzieży tych szlachetnych kamieni. Wiem, że miejsca kultu są surowo strzeżone i znane mi jest niebezpieczeństwo, jakie mi grozi. Każdy, kto hańbi indiańskie świętości, jest karany śmiercią.
Rozglądając się dookoła, idę cicho, ostrożnie do jednej statuy. Prostuję się, aby uchwycić kamień z trzeciego oka i wyjąć go. To udaje mi się także. Gdy opuszczałam z powrotem rękę, zawiesiłam się swoją narzutką na ostrych zębach rzeźby. Przepełniona strachem próbowałam wracać. Nagle z lasu, który otaczał polanę, wyłonili się różnokolorowo pomalowani Indianie, ozdobieni piórami i różnymi kamieniami.
Zdrętwiałej ze strachu udaje mi się jeszcze ukradzione diamenty schować szybko do ust. Ale Indianie zauważyli kradzież i natychmiast dostrzegli, że kamienie próbuję ukryć w ustach. Nie mam żadnej szansy ucieczki.
Jeden Indianin zażądał ode mnie natychmiastowego zwrotu diamentu. Jednak w mojej dziecinnej nadziei, że uda mi się uciec, kręcę przecząco głową i bronię się przed otworzeniem ust. Dwaj silni Indianie chwytają mnie za ręce i mocno trzymają, trzeci natomiast odgiął mi głowę do tyłu i ścisnął nos. Wiję się z całej siły, usiłuję się uwolnić. Czwarty Indianin podszedł do mnie z przodu. W jednej ręce trzymał zaostrzony kawałek drzewa, w drugiej duży kamień. Zaostrzony kij wsadził mi między zęby, rozwarł siłą szczęki, wyjął diament z moich ust, a obu pozostałym, którzy wciąż jeszcze trzymali mnie za ramiona, wydał rozkaz zastosowania wobec mnie kary. Obaj Indianie odprowadzili mnie stamtąd i wrzucili do jaskini pełnej żmij. Sparaliżowaną z przerażenia, dotykają mnie, groźnie syczą wokół. Na nogach czuję ich zimne ciała. Ten widok i kotłowanina pełzających i syczących wokół mnie zwierząt doprowadza mnie do obłędu. Nagle czuję, jak ciężka, gruba żmija wspina się na mnie. Wiem, że zaraz będę umierała. Centymetr po centymetrze ta wielka żmija sunie do góry. Jak sparaliżowana przeżywam owo przerażające zdarzenie, aż jej głowa wysunęła się ponad moje barki. Swoim grubym ciałem owinęła się wokół mojej szyi i udusiła mnie. Śmierć przyjęłam po tych pełnych grozy przeżyciach jako prawdziwe wyzwolenie".

Drugi powrót
„Znajduję się w wytwornym salonie w towarzystwie francuskiej szlachty i daję występ wokalny. W kosztownej sukni stoję obok fortepianu i śpiewam.
Nagle słychać z zewnątrz straszliwy tumult. Krzyki dochodzą do tego pomieszczenia, drzwi otwierają się gwałtownie i do środka wpada dzika, uzbrojona tłuszcza. Szlachta zostaje przez powstańców okrutnie wyrżnięta.
Nagle kilku rewolucjonistów dostrzegło i otoczyło mnie. Przyglądają mi się pożądliwie i stroją sobie ze mnie ordynarne żarty. Staję się obiektem sadystycznej zabawy i ogólnego szyderstwa. Przywódca tej strasznej bandy podszedł do mnie, pogroził mi szablą i polecił zaśpiewać. Stałam śmiertelnie przerażona. Wszędzie w sali leżą krwawiące ciała gości wieczornego spotkania, z których część jęczy i rzęzi. Sfora czeka na mój występ. Drżącym głosem śpiewam bez fortepianu pośród jęków i lamentów rannych. Mój śpiew brzmi tak cienko i słabo, że powstańcy trzęsą się ze śmiechu, drwią i naśmiewają się ze mnie. Mają zabawę z mego upokorzenia i udręki. Ja się wstydzę, trzęsę się i szlocham tak, że całe moje ciało drży. Gdy nie mogłam wydobyć z siebie już głosu, przywódca tego ludowego powstania szablą odciął mi głowę".

Analiza
W obu wcieleniach naruszona została szyja - raz przez uduszenie, raz przez ścięcie głowy. Wyjaśnia to nadwrażliwość, jaką Reiner okazywał w tym życiu już od wczesnej młodości dla szyi, gardła i zębów (rozwarcie szczęk przez Indianina w puszczy). Również we francuskim wcieleniu obdarzony był śpiewaczym talentem. Okrutne przeżycie z rewolucjonistami spowodowało głębokie urojenia, które stały się przyczyną iż również w tej egzystencji wykonywanie śpiewu zostało zakłócone.
W swoim obecnym życiu Reiner podjął ponownie nie rozwiązany temat. Już jako dziecko ujawniał talent śpiewaczy i chciałby go urzeczywistniać Nagła utrata głosu i inne fizyczne oraz psychiczne symptomy zmuszały go, po prostu, do zajęcia się tymi elementami swojego ciała.
Ponieważ Reiner w obu dotychczasowych wcieleniach na skutek gwałtownego urazu szyi utracił życie nie miał możliwości przetworzenia urazowych przeżyć, dlatego też musiał uzyskać możliwość wyciągnięcia owej problematyki na zewnątrz. Docierała do niego z jednej strony przez wolę śpiewania, a z drugiej przez ściśle z nią związane fizyczne nasilające się cierpienia, które przeszkadzały urzeczywistnieniu jego chęci. Z powodu tych uzewnętrznianych uporczywie fizycznych oraz duchowych problemów, których tradycyjnymi metodami nie można było wyleczyć, Reiner został zmuszony zająć się nimi głębiej. Ostatecznie dotarł on do karmicznych korzeni swojego problemu mianowicie, do wiedzy, że ma nagromadzonych w sobie więcej wcieleń. Również ta niezwykła obawa przed żmijami została w związku ze śmiercią w jaskini wyjaśniona.
Reiner opowiadał o dalszych interesujących fenomenach ze swojego życia, których wyjaśnienie znalazło się we wcieleniu z okresu rewolucji francuskiej
Jego nauczyciela muzyki zastanawiało, iż zawsze cofał się do tyłu, gdy śpiewał obok pianina lub fortepianu. Aczkolwiek publiczne śpiewanie sprawiało mu wielką radość, odczuwał zawsze nie wyjaśnioną potrzebę cofania się. Znów w tym przypadku dostrzegam paralelę do przeżyć francuskiej śpiewaczki, zmuszanej przez swoich morderców do śpiewania. Owa zmora zachowała się w duszy Reinera. W każdym razie, gdy śpiewał przed publicznością, wkraczało nie uświadomione wspomnienie tamtej sytuacji i powodowało tak samo nie uświadomiony impuls cofania się przed zagrożeniem. Po powrocie do opisanego wcielenia zaniknęła całkowicie potrzeba cofania się.

Rezultat leczenia
Prócz zaniknięcia opisanych już symptomów, Reiner po zakończeniu terapii znowu mógł śpiewać. Faktycznie odzyskał on w pełni swój głos, tak że mógł podjąć studia wokalne. Opisane powroty do dawnych wcieleń miały miejsce już wiele lat temu. Reiner nie miał więcej podobnych problemów albo zachorowań w tym zakresie. Jest on nadzwyczaj utalentowany i śpiewa już od dłuższego czasu publicznie z dużymi sukcesami

hjdbienek : :
Clipy 
paź 16 2010 Miley Cyrus - 7 Things - Official Music Video...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 16 2010 Reinkarnacja regresja 2/11 PL
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 16 2010 Powrót do poprzedniego wcielenia
Komentarze: 0


„Jestem młodą, może dwudziestoletnią, kobietą i żyję we Włoszech, w Toskanii. Moja rodzina jest bardzo wytworna. Należymy do szlachty, jednak nie do arystokracji. Jestem pełna wdzięku, nieśmiała, powściągliwa, ale niespecjalnie piękna, a do tego jeszcze usposobiona artystycznie, uczuciowo, współczująco i społecznie. Mam dwie starsze siostry. Jedna jest prawdziwą pięknością, ale zimna i egoistyczna. Podziwiam ją potajemnie, aczkolwiek ona traktuje mnie pogardliwie.
Pewnego dnia zostaliśmy zaproszeni na wielki bal. Odbywał się on w domu francuskiej rodziny szlacheckiej. Znajdowałam się z moją siostrą w sali balowej. Wyglądała pięknie, ale też i ja w swojej kosztownej toalecie byłam bardzo piękna. Czułam się bardzo dobrze. Nagle zostałyśmy pozdrowione przez przystojnego młodego mężczyznę. Przedstawił się jako syn właścicieli domu. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, lecz on interesował się tylko moją siostrą. Poprosił ją do tańca i można się było dokładnie zorientować, jak bardzo podnieca go jej chłodny dystans.
Smutna patrzyłam na tych dwoje tańczących. Miałam nadzieję, że ów młody mężczyzna wyczuje zimną i wyrachowaną naturę mojej siostry i nie zakocha się w niej. Wiedziałam, że ona igra z uczuciami mężczyzn. Nie mogła go uszczęśliwić, do tego ja byłam powołana!
A jednak udało się mojej siostrze uwieść go. Zawsze dostawała to, co chciała! Próbowałam tego młodego człowieka bronić przed nią, lecz on wyśmiał mnie i sądził, że jestem tylko zazdrosna. Czułam się przydybana i upokorzona. Wkrótce potem poślubił moją siostrę. Ona przeniosła się do niego do Francji, ja pozostałam w domu moich rodziców we Włoszech. Pewnego dnia otrzymaliśmy wiadomość, że ojciec młodego szlachcica umarł. Udaliśmy się w podróż do Francji, aby wziąć udział w pogrzebie. Strasznie się bałam ponownie spotkać tego młodego człowieka, gdyż wciąż jeszcze kochałam go.
W czasie naszych odwiedzin szybko zorientowałam się, że młody szlachcic jest nieszczęśliwy. Moja siostra tyranizowała go. Trwoniła jego pieniądze i miewała stosunki z innymi mężczyznami. Ponieważ był o wiele słabszy i bardzo wrażliwy, nie mógł się bronić przed jej postępowaniem. Trzymała go całkowicie w garści, natomiast on był wobec niej całkowicie uległy i unikał jakiejkolwiek konfrontacji.
Pewnego dnia spostrzegłam, że mój szwagier już od rana pije. W jego pokoju znalazłam w szufladzie różne trunki. Byłam przerażona i odczułam potrzebę dopomożenia mu. Ale było mi wstyd, ponieważ nie uprawniona przeszukałam jego szufladę, co przemilczałam. W jakiś czas potem wróciłam z rodzicami do Włoch.
Minęło kilka lat. Jestem wciąż jeszcze niezamężna i ciągle żyję w domu rodziców. Pewnego dnia otrzymałam list od siostry. Prosiła mnie usilnie, bym przyjechała do Francji. Była bardzo chora, a jej mąż nie mógł się nią opiekować. Aczkolwiek nie ceniłam specjalnie mojej siostry, czułam się zobowiązana zastosować się do jej życzenia. Pojechałam więc do Francji. Po przybyciu na miejsce udałam się natychmiast do jej pokoju. Znalazłam ją bardzo mizerną i osłabioną. Opowiedziała mi, że wydała na świat dziecko, które jednak po ciężkim porodzie umarło. Później zorientowałam się, że zostałam przez nią okłamana. Oczekiwała dziecka od innego mężczyzny i przy próbie przerwania ciąży była bliska śmierci.
Poszukałam szwagra i znalazłam go w jego pokoju całkowicie pijanego. Ucieszył się jednak, gdy mnie zobaczył i prosił, abym pozostała tam, gdyż ani on, ani moja siostra nie byli w stanie zajmować się domem i służbą. Jakkolwiek zdawałam sobie sprawę z tego, jak wielki ciężar biorę na siebie, zgodziłam się z miłości do niego.
Stałam się więc dziewczyną do wszystkiego. Starałam się utrzymać dom w porządku, nadzorować personel, grać rolę pielęgniarki i towarzyszki mojej siostry oraz troszczyłam się o mojego zawsze pijanego szwagra.
On był przekonany, iż moja siostra nigdy nie wróci całkowicie do zdrowia. Była prawie zawsze za słaba, aby wstać, i cały czas leżała w łóżku. Jej stan czynił ją niezadowoloną i grymaśną. Zamieniała się w rodzaj złej jędzy i szykanowała mnie z czystej złośliwości. Znosiłam jej zachowanie, ponieważ chciałam być w pobliżu szwagra. Mijały lata i szwagier okazywał mi coraz więcej zainteresowania. Żył całkowicie zamknięty w sobie, jedynie ze mną przebywał chętnie i prowadziliśmy długie rozmowy. Czuł się rozumiany przeze mnie. W całkowitej tajemnicy zaistniał między nami cierpiętniczy stosunek.
Stan zdrowia siostry pogarszał się coraz bardziej. Odczuwałam wobec niej jednocześnie współczucie i niechęć. Czasem przyłapywałam się na myślach, że chciałabym, by umarła. Chętnie rozpoczęłabym z moim szwagrem życie od początku. Byłam całkowicie przekonana, że byłby ze mną szczęśliwy. Czas płynął, lecz nic nie zmieniało się w naszym położeniu. Byłam szczęśliwa, że szwagier odwzajemniał moją miłość i nieszczęśliwa ze względu na nasze potajemne stosunki. Pewnego dnia ustaliłam, iż jestem w ciąży. A przecież, oczekiwanie dziecka od mężczyzny, którego kochałam, ze względu na nasz stan musiało być ukrywane. Szwagier był zrozpaczony. On również cieszył się z naszego dziecka, lecz nie widział wyjścia. Byliśmy oboje zbyt tchórzliwi, aby ujawnić nasz stosunek. Najlepszy byłby mój wyjazd, lecz nie mogłam się zdobyć na pozostawienie go. Mogłam jeszcze ukrywać brzemienny stan przy pomocy odzieży, ale już niedługo każdy będzie mógł dostrzec, że jestem przy nadziei. Mój brzuch był coraz większy, ja zaś miałam uczucie, że siostra zaczyna się czegoś domyślać. Sytuacja się zaostrzała.
Szwagier znów zaczął pić. Uciekał w świat swoich lęków i zostawiał mnie samą sobie. Pewnego dnia usłyszałam krzyki dochodzące z pokoju siostry. Pędzę schodami do góry i jestem świadkiem straszliwej kłótni. Ona wie o naszym stosunku i żąda od szwagra, bym natychmiast opuściła ten dom. Nagle woła głośno o pomoc. Otwieram drzwi i wpadam do pokoju. Mój szwagier, który jest całkowicie pijany, stracił panowanie nad sobą i próbował  ją udusić przy pomocy poduszki. Ten widok jest dla mnie szokiem i stanęłam jak osłupiała. Gdy odzyskałam panowanie nad sobą, siostra leżała nieruchomo w łóżku. Szwagier wyczerpany opuścił pokój.
Podchodzę bliżej i ściągam z jej twarzy poduszkę. »Ona nie żyje«, myślę. W przekonaniu, że szwagier ją zamordował, popadam w panikę. On zostanie skazany jako morderca, a ja nie będę go oglądała. »On musi uciekać i to natychmiast«, postanowiłam. Wydawało mi się to jedynym rozwiązaniem. Gorączkowo rozważam, dokąd on może się udać. Muszę go z pewnością wysłać, zanim morderstwo zostanie wykryte. Idę do pokoju szwagra. Całkowicie apatyczny leży na kanapie i chociaż ledwo sam może mówić, rozumie, co chcę mu powiedzieć.
Nagle widzę drogę wyjścia. W mojej ojczyźnie pewien mój daleki krewny jest opatem odległego klasztoru. Tam może się schronić! Piszę list do tego opata, w którym proszę o udzielenie szwagrowi schronienia. Jak opętana przygotowuję ucieczkę mojemu ukochanemu. Pakuję mu najpotrzebniejsze rzeczy i prowiant, robię szkic położenia klasztoru i siodłam konie. Gdy byłam pewna, że nie ma w pobliżu żadnego służącego, wyprowadziłam mojego szwagra. Opuściliśmy dom przez tylne drzwi. Na zewnątrz panowała ciemna noc. Idziemy cicho do stajni. Ja płaczę, a szwagier bierze mnie w ramiona. »Gdy się to znów uspokoi, przyjedziesz i wyprowadzisz mnie z klasztoru. Przeniesiemy się do innego kraju i zaczniemy wraz z naszym dzieckiem nowe życie«. Wsiadł na konia, ja dałam mu szkic i list. »Kocham cię i będę każdego dnia czekał na ciebie«, zapewnił mnie na pożegnanie i odjechał. Patrzę za nim, aż zniknął w ciemnościach nocy.
W domu ustaliłam, co muszę następnie czynić, by zatuszować morderstwo. Jakkolwiek byłam już całkowicie wyczerpana, musiałam udać się do pokoju siostry, żeby usunąć ślady walki. Zbliżam się do jej łóżka. Poduszka zakrywała jeszcze połowę jej twarzy. Podnoszę ją do góry, by nią wstrząsnąć i wsunąć pod jej głowę. Wszystko ma tak wyglądać, jak gdyby zmarła śmiercią naturalną. Ponieważ była już tak długo chora, może lekarz nie wysunie żadnych podejrzeń. Gdy chciałam ułożyć ją w normalnym położeniu, dostrzegłam, że bardzo lekko oddycha!
W nieopisanej panice wybiegam do mojego pokoju, zamykam się i padam nieprzytomna. Gdy obudziłam się, był już jasny dzień. Z przemęczenia i rozpaczy jestem prawie niezdolna do zebrania myśli. Nagle ktoś puka do drzwi. »Kto tam?«, pytam przerażona. Rozpoznałam głos lekarza i wpuściłam go do środka. Natychmiast zorientował się, w jak złym stanie się znajduję. Dał mi środek na uspokojenie i wysłał pokojówkę po śniadanie, potem usiadł i zrelacjonował mi swoją wizytę u siostry. Ona jest wprawdzie bardzo osłabiona, ale opowiedziała mu o próbie morderstwa. Obwiniła również mnie jako pomocnicę. Lekarz uważał za swój obowiązek porozumieć się z policją. »Chociaż do tej pory nie mogę znaleźć żadnego dowodu potwierdzającego oświadczenie pani siostry, muszę zastosować się do jej życzenia. Ona upiera się, aby panią i pani szwagra wskazać jako morderców«.
Położenie wydaje mi się bez wyjścia. Ucieczka szwagra będzie dodatkowo wzmacniała podejrzenie, a moja ciąża była oczywistym motywem. Również mnie pozostawała natychmiastowa ucieczka. »Chcę z nim i z moim dzieckiem żyć na wolności«, to była ta myśl, która dała mi siłę decydować się na wszystko. Ulżyło mi to, że morderstwo nie doszło do skutku i cieszyłam się, iż będę mogła odwiedzić niezwłocznie szwagra w jego kryjówce. Także ja zapakowałam tylko najpotrzebniejszą odzież i jedzenie, założyłam na siebie lekką, ciepłą narzutkę i niepostrzeżenie opuściłam dom. Mój stan nie pozwalał mi na jazdę konną. Zagrażałoby to dziecku. Idę więc pieszo i mam nadzieję nająć na kilka dni powóz.
Kiedy było jeszcze jasno, znalazłam się na właściwej drodze w pobliskim lesie. Tu nikt nie będzie szukał kobiety w zaawansowanej ciąży. Gdy się ściemni, wejdę znów na gościniec. W ten sposób przez kilka dni nie będę odnaleziona. Jak się spodziewałam, po niecałym tygodniu przejeżdżał obok powóz, jadący w kierunku południowym. Z uczuciem ulgi wsiadłam do niego i wracałam do mojej ojczyzny.
Aby wejść do domu, znów czekam, aż się ściemni. Nie chciałam być przez nikogo widziana, gdy będę szukała rodziców. Zapewne otrzymali już od siostry wiadomość, być może szuka mnie także już tutaj policja. Gdy zapadł zmierzch, wśliznęłam się przez służbowe wejście do domu rodziców. Wchodzę do pokoju mojej matki, która zbladła ze strachu, gdy mnie ujrzała. Jak to przewidywałam, rodzice wiedzą już o wszystkim.
Matka jest bardzo smutna z powodu tego nieszczęścia, które wtargnęło do naszej rodziny. Powiedziała mi, że ojciec chce mnie natychmiast wydać policji, gdy tylko pojawię się w domu. Ale matka kocha mnie jak przedtem. Kazała mi wziąć gorącą kąpiel w jej łazience, przyniosła mi świeżą odzież i coś do jedzenia. Mogłam tę noc spędzić w jej pokoju, ale znów musiałam opuścić dom, zanim obudzi się służba.
O świcie ubieram się i rozstaję z matką. Dała mi trochę pieniędzy i wyśliznęłam się znów na zewnątrz. Z bolącym sercem żegnam się z moim ukochanym domem, którego już nigdy nie ujrzę.
Ponieważ od kilku dni po raz pierwszy dobrze się wyspałam i najadłam, czułam się bardzo uspokojona. Udaję się na polną drogę i wędruję na południowy zachód, gdzie znajduje się klasztor, w którym ukrywa się szwagier. Z powodu ciężaru dziecka, które znajduje się w moim brzuchu, posuwam się wolno do przodu. Pieniędzmi matki mogę jednak opłacić nocleg i jedzenie u rolnika albo w gospodzie. Czyni to mój uciążliwy, pieszy marsz nieco lżejszym. Ponieważ w tej pustej okolicy nie jeżdżą powozy, potrzeba mi kilku tygodni, aby dotrzeć do klasztoru. Wreszcie docieram tam i pełna radości pukam do drewnianych drzwi. Otwiera mi jakiś mnich. Jest bardzo zdziwiony tak niezwykłym gościem, ale wyraża jednocześnie gotowość przyprowadzenia opata. Szczęśliwa padam na ławkę na podwórku klasztoru i czekam. Opat pozdrowił mnie przyjaźnie, a ja wyjaśniłam mu przyczyny przybycia. Ledwo mogę doczekać się mojego ukochanego. Gdy jednak opat wahał się, zorientowałam się, że coś się tu nie zgadza. Po długim milczeniu poinformował mnie, że szwagier wstąpił do zakonu i chce zostać mnichem. Jestem przerażona.
Gdy znów odzyskałam mowę, proszę go zapłakanym głosem, abym mogła sama porozmawiać ze szwagrem. Opat okazał mi współczucie i posłał jednego mnicha, by go przyprowadził. Po pewnym czasie mnich wrócił i powiedział mi, że szwagier nie chce mnie widzieć. On zdecydował się czynić pokutę i resztę swojego życia spędzić w klasztorze, dlatego też nie chce ze mną rozmawiać. Jak ogłuszona opuściłam klasztor. Usiadłam na pniu drzewa i płakałam aż do zmroku. Dziecko rusza się w moim brzuchu i wiem, że nigdy nie będzie ono miało swojego domu. Drogę do rodzinnego domu mam zamkniętą, mój ukochany porzucił mnie, pieniądze są na wyczerpaniu. Dokąd mam się udać? Co mam począć ze sobą i dzieckiem? Rodziła się we mnie rozpacz i nieprzytomna złość. Ślepa nienawiść do szwagra objęła mnie w posiadanie. Bez celu błądziłam po nocy. Nagle stanęłam nad głębokim wąwozem. Przede mną prostopadła przepaść słabo oświetlona przez księżyc. Widzę tę głębię. Z dala dociera do mnie szum górskiego strumienia. Długi czas stoję i wpatruję się w tę głębię. Łzy spływają mi po twarzy i modlę się. Potem proszę moje dziecko o wybaczenie i śpiewam mu ostatnią i jedyną pieśń, którą jego matka powinna mu śpiewać. Z tą smutną pieśnią na ustach skaczę w przepaść - oboje jesteśmy nieżywi".

Analiza

W opisanym wyżej wcieleniu Krystyna została gorzko rozczarowana przez mężczyznę. W odróżnieniu od chwiejnego charakteru jej ówczesnego ukochanego, posiadała ona bardzo mocną osobowość i zdolność kochania. Znalazło to swój wyraz w tym, że w chaotycznych stosunkach w domu swojej siostry przyjęła na siebie rolę pomocnicy. Krystyna wzięła na siebie wielki ciężar. W jej własnej strukturze osobowości zdolność do bezinteresowności, miłości bliźniego oraz poświęcenie nie są jeszcze wyzwolone, tzn. Krystyna ma jeszcze do opanowania nie wykonane zadanie badawcze. To zadanie badawcze znajduje swój wyraz w jej świadomości i braku poczucia własnej wartości. Krystyna czuje się poddaną siostry. Jako kobieta uważa się za mniej wartościową niż siostra, aczkolwiek doskonale zna jej słabe punkty.
Ów kompleks mniejszej wartości ujawnia się bardzo dokładnie w momencie, gdy Krystyna zakochała się w młodym szlachcicu i jednak natychmiast się wycofała, gdy ten zainteresował się jej siostrą. Krystyna cierpi i wycofuje się. W czasie tego wcielenia krystalizuje się bardzo jasno, jak Krystyna coraz mocniej rozpracowuje „swój temat". Wplątuje się w skomplikowany stosunek miłosny z partnerem, który wprawdzie jej miłość  odwzajemnia, lecz jest zbyt słaby i egoistyczny, aby w pełni odpowiedzialnie i w sposób prawy dać wyraz swoim uczuciom. Również on jest uwikłany w swoją karmę i znajduje się w sytuacji, która musi się nieuchronnie zaostrzyć. Jego rzeczywista ucieczka, brak odpowiedzialności i egoizm wychodzą na jaw, gdy porzuca Krystynę krótko przed urodzeniem wspólnego dziecka. Tym samym wprowadza ją na drogę bez wyjścia. Krystyna nie może się przeciwstawić ani swojemu ukochanemu, ani rodzicom, ani społeczeństwu, unika więc konfrontacji i wybiera śmierć. Gdyby Krystyna posiadała poczucie własnej wartości, oceniłaby swoje położenie całkiem inaczej i odpowiednio do tego również inaczej by się zachowała.
Zadanie badawcze Krystyny w tamtym wcieleniu nie zostało jeszcze zakończone, podejmuje je ona ponownie w obecnym życiu. Szuka partnera, z którym jednak obawa związania się wynika z jej poczucia mniejszej wartości, kompleksu mniejszej wartości wobec mężczyzn. Stale powtarza sytuację, w której zostaje porzucona, gdy ma partnera i powinno dojść do trwałego związku. Również nie przetworzona złość i rozpacz wypływają na powierzchnię w tych dezintegrujących stosunkach. Dlatego nosi ona w sobie w tym życiu poczucie winy (wobec siebie samej i nie narodzonego dziecka), bowiem w omówionym tu wcieleniu stosunki między matką i dzieckiem zostały przez nią zawinione. Dlatego w teraźniejszym życiu tak bardzo pragnie tego, aby ofiarować dziecku życie i dać mu miłość matczyną, którą wtedy czuła w sobie, a która jednak wskutek okoliczności nie mogła być urzeczywistniona.
Jak widać w przypadku Krystyny, karmiczny wzorzec ciśnie bardzo silnie na rozwiązanie, które doprowadziłoby do tego, by nasilenie jej cierpień w obecnym życiu nie pogłębiało się więcej.

Wyniki leczenia

Terapia reinkarnacyjna Krystyny trwała mniej więcej rok. W tym czasie przetworzyła ona opisane wyżej wcielenie, jak również kilka innych, które także łączyły się z owym zespołem tematów. Mogła przezwyciężyć uczucie mniejszej wartości, pozbyła się nieufności wobec mężczyzn oraz obawy, że zostanie porzucona. Rozpłynął się również jej lęk egzystencjalny, gdy zrozumiała, że - po pierwsze - w obecnej rzeczywistości potrafi sobie bardzo dobrze radzić i - po drugie - że są partnerzy, którzy mają poczucie odpowiedzialności za dziecko i kobietę. Zrozumiała, iż warta jest tego, aby pokochał ją mężczyzna, który spełni jej wymagania, a ona całą swoją istotą odpowie w ten sam sposób.
Rok po ukończeniu terapii Krystyna poznała swojego dzisiejszego męża. Rok później wyszła za mąż i wkrótce urodziła dziecko. Krystyna czuje się dzisiaj, jakby uwolniła się od wielkiego ciężaru i wiedzie harmonijne oraz szczęśliwe życie.

hjdbienek : :
Clipy 
paź 10 2010 Miley Cyrus - Start All Over - Official Video...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 10 2010 Reinkarnacja regresja 1/11 PL
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 10 2010 Relacje z doświadczeń poprzedniego życia...
Komentarze: 0

Nowe przeżycie
Znów widzę opadającą zasłonę
I bliskie staje się obce,
Nowe gwiezdne przestrzenie migocą,
Zatrzymana we śnie dusza kroczy.
Znów w nowych kręgach
Układa się wokół mnie świat
I widzę siebie, zarozumiałego starca,
Przedstawionego jako dziecko.
Przecież z wcześniejszych urodzeń
Wydobywa się odległe wspomnienie:
Gwiazdy spadały, gwiazdy się rodziły
I przestrzeń nigdy nie była pusta.
Dusza pochyla się i wznosi,
Oddycha w nieskończoności,
Z pozrywanych nici snuje się
Nowa i piękniejsza boska szata.


Te rzeczywiste relacje powinny dostarczyć wglądu w konkretne rezultaty i związki wcześniejszego życia z teraźniejszością. Ludzie, którzy relacjonowali swoje powroty, rozpoznawali prawdziwość owych przeżyć poprzez długotrwałe skutki ponownego przeżycia i przetworzenia karmicznego konfliktu oraz dlatego, że każdorazowo w obszarach ich świadomości następowała faktyczna transformacja.
Wszystko to, co zostało tu odtworzone, dokonało się konkretnie, jest więc wolne od podejrzeń, że są to wytwory pragnień wypływające z fantazji. Pierwotnym znaczeniem słowa „fantazja" jest wyobraźnia. Jak często w toku swej historii musiała ludzkość odkrywać, iż pewne zagadnienia nie przystawały do rzeczywistości, ponieważ przekraczała ona jej wyobrażenia! Dobrym przykładem są pionierskie osiągnięcia wielu naukowców, przyrodników i genialnych myślicieli, jak na przykład Galileo Galilei. W związku ze swoim odkryciem, że Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie na odwrót, jak dotąd uznawano, omal nie został spalony na stosie. Na żądanie Kościoła musiał publicznie odwołać swoje „heretyckie" twierdzenie, aby uniknąć pewnej śmierci.

Przypadek 1. Melodramat miłosny
Wcielenie we Francji i Włoszech w XVIII wieku relacjonuje Christina S., 31 lat, architekt wnętrz, zamężna, 1 córka (9 miesięcy).
Sytuacja w obecnym życiu przed moim powrotem do poprzedniego wcielenia
„Już jako młoda kobieta tęskniłam do trwałego związku. Marzyłam o »człowieku mojego życia«, który mnie poślubi, i o jednym dziecku. Jednak wszystkie moje stosunki kształtowały się problematycznie. Zakochałam się kilka razy na łeb na szyję w mężczyznach, którzy, jak się wkrótce okazywało, nie chcieli wiązać się na stałe. Myśli o małżeństwie i dziecku uciekały przeważnie bardzo szybko. Czułam się wciąż porzucona i doznawałam wobec moich byłych partnerów uczucia nieopisanej wściekłości i goryczy. Z upływem lat stałam się w związku z tym nieszczęśliwa i zawiedziona. Popadłam w straszliwy kompleks bezwartościowości i myślałam, że żaden mężczyzna nie chce ze mną żyć. Dlatego też stawałam się coraz mniej pewna siebie i nieufna przy nawiązywaniu każdego nowego stosunku. Ostatecznie doszłam do tego, iż nie byłam w stanie nawiązać z pełnym zaufaniem nowego związku. Zrezygnowałam i straciłam nadzieję na szczęśliwe życie z jednym partnerem i wspólnym dzieckiem. Zamknęłam się w sobie przed moimi uczuciami i zajęłam się pracą. Z biegiem czasu rozwijały się u mnie objawy psychosomatyczne, które sygnalizowały mi na płaszczyźnie zarówno fizycznej, jak i duchowej, że moje życie uczuciowe z powodu bólu, cierpienia i nie zaspokojonej tęsknoty zostało całkowicie wytrącone z równowagi. Symptomów tych nie można było nie dostrzegać i rozumiałam, iż nie mogę dłużej ich ukrywać i kompensować. Spróbowałam zbadać istotę rzeczy, dotyczącą moich problemów, w psychoterapii i w samodoświadczalnej grupie. Wkrótce dowiedziałam się, że podlegam przymusowi powtarzania. Pociągał mnie zawsze dokładnie taki typ mężczyzny, który absolutnie nie odpowiadał moim potrzebom i mojej strukturze uczuciowej. W ten sposób dowiedziałam się bardzo wiele o mojej osobowości. Nauczyłam się odzyskiwać pewność siebie i poczucie własnej godności oraz akceptowania samej siebie.
Jednak mimo tych pozytywnych rezultatów w mojej świadomości, zasadniczo stosunki nie uległy zmianie. W dalszym ciągu byłam zmuszona rozprawiać się z tymi samymi problemami. W ten sposób poznałam pewnego dnia »czerwoną nić«, która ciągnęła się przez całe me życie. Od tego momentu wiedziałam, iż mój problem ma karmiczną podstawę. W związku z tym poddałam się terapii reinkarnacyjnej, gdzie te przypuszczenia zostały potwierdzone".

hjdbienek : :
Clipy 
paź 09 2010 Anelia - Pogledni me v ochite (remix)[HQ]
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 09 2010 Peter Russell - Pierwszeństwo Świadomości...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 09 2010 Indywidualne doświadczenia z powrotami do...
Komentarze: 0

Zmarłem jako minerał i stałem się rośliną,
jako roślina zmarłem i stałem się zwierzęciem,
zmarłem jako zwierzę i stałem się człowiekiem.
Przy mojej następnej śmierci sprawię sobie skrzydła
i pióra jak anioł;
wtedy wzbiję się jeszcze wyżej niż anioł –
czego wy nie moglibyście wymyślić.
Ja będę.

Wielu ludzi doświadczało w taki czy inny sposób powrotów do wcześniejszego życia. Owe doświadczenia w zależności od tego, w jakiej sytuacji życiowej się znajdujemy, kształtują się bardzo różnie. Wspólnym mianownikiem wszystkich powrotów do dawnego wcielenia wydaje się być jednak ich efekt terapeutyczny. Powrót stwarza możliwość wejrzenia w ukryte związki i pomaga nam w wyjaśnieniu i rozwiązaniu naszych aktualnych problemów. Jak już niejednokrotnie próbowałem tu wykazać, możemy uwolnić się od problemów naszego obecnego życia przez to, że znajdziemy główny motyw związany z wcześniejszym wcieleniem i poznamy ukryte zadania badawcze w aktualnym życiu. Obnażamy jedynie ich istotę i stajemy się w ten sposób świadomi tematyki przyczynowej. Nasze doznania w teraźniejszym życiu staną się pełne sensu, zrozumiemy o jakie doświadczenia nam właściwie chodzi i dlaczego wydarzenia w bieżącej egzystencji są tak inscenizowane, że jesteśmy, siłą rzeczy, popychani do centralnego tematu, który chcemy rozwiązać. Dlatego też w terapii reinkarnacyjnej chodzi o to, aby problematykę obecnego życia przetworzyć emocjonalnie w stosunku do sytuacji z życia poprzedniego. Czysto rozumowe poznanie karmicznego związku albo karmicznego wzoru nie wystarcza, by rzeczywiście uwolnić się od dawnego wzorca uczuciowego. Chris Griscom bardzo zrozumiale wyłożył, że wszystkie doznania, które przeżyliśmy w okresie wielu naszych wcieleń, gromadzą się w nas, a ich suma utrwala tak zwany wzór uczuciowy. Jeżeli we wcześniejszym życiu musieliśmy przeżywać wiele strachu, to uczucie strachu mamy zapisane jak na taśmie dźwiękowej. W sytuacji powodującej strach w obecnym życiu wywołujemy gdzieś z pamięci strach zakodowany wcześniej, nie mający nic wspólnego z występującą w tym właśnie momencie sytuacją. Odczuwamy teraz sumę wszystkich „pokrewnych co do istoty" lęków, które łączymy z naszym aktualnym położeniem.
„Gdy tracimy ciało fizyczne, pozostaje jednak nietknięte nasze ciało emocjonalne i szuka sobie jedynie powiązania z kodem genetycznym, z DNA następnego ciała, w którym potem zamieszkujemy i przez które to ciało emocjonalne może potem dalej działać.
To »dawne« ciało emocjonalne wnosi do »nowego« ciała fizycznego wszystkie tamte spostrzeżenia, doświadczenia, sposoby reagowania i postrzeganie rzeczywistości, które zostały nagromadzone w innych ciałach i w innych czasach".
Chris Griscom unaocznia tu bardzo przejrzyście, dlaczego nasze obecne życie może być tak mocno uzależnione od doświadczeń i uczuć z poprzednich wcieleń. Kiedy umieramy, tracimy ciało fizyczne, jednak wszystkie inne obszary tożsamości pozostają zachowane w całości w naszej duszy.
Dr Netherton opisuje przypadek, gdy pewien adwokat, posiadający dobrze prosperującą kancelarię, w określonych sytuacjach reagował nie wyjaśnionymi lękami egzystencjalnymi. Zawsze były one bezpodstawne, tym bardziej że jego egzystencja nie została nigdy zagrożona. W czasie powrotów w przeszłość stało się jasne, iż adwokat reagował na pewien „wyzwalacz" wzorem uczuciowym, którym był nacechowany. Stąd też był on nękany nierealistycznymi albo przesadnymi lękami, pojawiającymi się bez karmicznych podstaw.
„Umysł i rozsądek nie kontrolują ciała emocjonalnego! Za to ciało emocjonalne kontroluje naszą egzystencję na wszystkich płaszczyznach świadomości na tej planecie i pozostaje ono w tyle w rozwoju świadomościowym. Tak można na przykład zlecić ciału emocjonalnemu: nie chcę się więcej złościć".
Jeśli przy pomocy doświadczonego terapeuty przeniesiemy się w poprzednie wcielenie i doznamy na nowo uczuć związanych z daną sytuacją oraz nauczymy się je przetwarzać, wówczas usuniemy odpowiednie programy, które są zakodowane w naszym ciele emocjonalnym. Zmienimy w rezultacie nasz wzorzec odczuwania i odbierzemy teraźniejszość w innym kontekście. Wspomniany wyżej adwokat mógł się wyleczyć w ten sposób, mógł swoją obecną sytuację życiową oceniać realistycznie, to znaczy tak, jak ona mu się w tym momencie kształtowała. Dlatego też jego siły i umiejętności kreatywne nie są obecnie zaangażowane w kontrolowanie i pokonywanie tamtych dawnych lęków. Może on swoją energię przenosić odtąd na teraźniejszość, w jakiej się obecnie znajduje.
Na podstawie tego modelu ciała emocjonalnego możemy wiedzieć, dlaczego powrót do dawnego życia kształtuje się indywidualnie, w różnorodny sposób. U każdego człowieka w aktualnym życiu chodzi o ściśle określony temat albo zespół tematów. Jeżeli je rozwiązaliśmy i w „wyzwolonym stanie" zintegrowaliśmy się z naszym „ja", możemy przejść do następnego punktu. Jak już powiedziano, uwalniamy się od ciężaru, który pochłaniał nasze siły i tym samym osłabiał naszą aktywność na innych obszarach. Przetworzenie karmicznego konfliktu wyzwala wiele energii. Czujemy się „rozluźnieni", „uwolnieni", „wzmocnieni" i będąc „nieobciążonymi", mamy szansę rozwijać się w nowej formie. W powrocie faktycznie możemy dostrzec przeżycia z poprzednich wcieleń i doświadczyć ich w teraźniejszości.
Chris Griscom porównuje ów fenomen przepływu przeszłości z wcześniejszego wcielenia w nasze obecne życie do roli filmowej: „W roli filmowej zgromadzone są wszystkie działania od początku do końca, ale my widzimy każdorazowo tylko jedno z nich. Gdybyśmy jednak nie jeden projektor, lecz wiele tak ułożyli, że wokół nas byłoby obrazowanych wiele pojedynczych ujęć tej roli filmowej, wtedy dostrzegalibyśmy jednocześnie wszystkie działania w tym filmie".
Przekonanie, że w nas samych mamy zakodowane wspomnienie własnych narodzin, pochodzi z psychoterapeutycznej metody Rebirthinga lub z psychodelicznej terapii Stanislava Grofa. Wspomnienie to możemy w sobie rozbudzić podobnie jak reminescencje z poprzedniego życia i z procesu umierania. Nasza dusza ogarnia cały okres naszej egzystencji, gdyż sama jest ponadczasowa.
Czas jest czynnikiem relatywnym, który obowiązuje tylko na ziemi. Jak wiemy z lotów w kosmos, w chwili gdy opuścimy atmosferę naszej planety, nie da się już stosować czasu ziemskiego. Prof. A. E. Wilder Smith pisze na temat tego fenomenu: „ gdy wsiądę do rakiety i wylecę w kosmos na 10 lat z prędkością światła, będę o 10 lat starszy, a moja żona, która pozostała na ziemi, dwadzieścia cztery lata. Kiedy wylecę w kosmos na 20 lat i wrócę z powrotem, okaże się, że moja żona zmarła przed 36000 lat. Jeżeli udałoby mi się wylecieć na 60 lat i powrócić, byłbym rzeczywiście o 60 lat starszy, ale ziemia byłaby trudna do rozpoznania, gdyż byłaby starsza o 5 milionów lat".
W obliczu tego uznanego faktu możemy przyjąć, iż świadomość, jako komponent naszej duszy, nie jest związana z odbiorem jedynej realności. Wyjaśnia nam to przypominanie sobie z poprzednich wcieleń wszystkich doświadczeń natury fizycznej i poza fizycznej, które dusza kiedyś zgromadziła.
Jeśli określonymi metodami poszerzymy własną świadomość, otworzymy się do odebrania wszystkich tych zakodowanych w nas zdarzeń. Poznamy i zrozumiemy wszystkie związki (powiązania) i będziemy mogli zlikwidować urazy, które nieznane do tej pory tkwiły ukryte w naszym wnętrzu.
W dalszych częściach publikacji przedstawię rozmowy z ludźmi, którzy doświadczyli powrotów do poprzednich wcieleń. Skoncentrowałem się przy tym na pytaniu, jaki wpływ mają owe doświadczenia na osobowość i postawę życiową każdego z nich. W krótkiej analizie, nie pretendującej do kompletności, zostaną naświetlone związki karmiczne między obecnym życiem a opisaną inkarnacją.
W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na jeden ważny moment. Z własnego doświadczenia, jak i z wywiadów przeprowadzonych z moimi rozmówcami, którzy przeżyli powroty do wcześniejszych inkarnacji wynika bardzo jednoznacznie, iż korzystny przebieg terapii reinkarnacyjnej, jak każdej innej uwieńczonej sukcesami terapii, zależy od dwóch czynników.
Po pierwsze, istotną rolę odgrywa w tym przypadku świadomość i wewnętrzne nastawienie terapeuty. Na przejście do poprzednich wcieleń terapeuta nie może i nie wolno mu mieć wpływu. W terapii reinkarnacyjnej sama dusza jest prawdziwym terapeutą. Ona określa, które z naszych poprzednich wcieleń przypominamy sobie i które doświadczenia oraz zdarzenia powtórnie przeżyjemy. Tylko ona wie, która reminiscencja z poprzedniego wcielenia ma związek z naszym obecnym wzorem życia. Nie jesteśmy w stanie tak łatwo zajrzeć we własną przeszłość, jak przewraca się kartki w albumie. Otrzymujemy informację nam dostarczoną, korzystną w tej fazie naszego duchowego rozwoju.
Dlatego terapia reinkarnacyjna wymaga bardzo wielu umiejętności i zakłada, że terapeuta jest wolny od jakichkolwiek życzeń manipulacyjnych. Nie wolno mu skierowywać pacjenta w jakąś określoną stronę, za to wczuwając się musi orientować się w prowadzeniu jego duszy. W ten sposób towarzyszy mu w procesie uzdrawiającym, który nie da się przewidzieć i kierować przez nikogo innego, jak tylko przez samą duszę.
Drugim czynnikiem jest wewnętrzne nastawienie, z jakim podchodzimy do własnej przeszłości. Jak już podkreśliłam, powinniśmy sobie wyjaśnić, czy nie jesteśmy opanowani przez żądzę sensacji, aby dowiedzieć się czegoś na temat naszych wcześniejszych wcieleń. Jak długo pobudzani jesteśmy czystą ciekawością, tak długo nie będą naszym udziałem żadne wspomnienia, i nawet ryzykujemy przy tym doznaniem rozczarowania.
Ponadto, jak w przypadku każdej innej terapii, nie powinniśmy oczekiwać „cudownych ozdrowień". Wiele osób, mających w teraźniejszym życiu problemy, przechodzi z jednej terapii na drugą, aby przy pomocy którejś metody uwolnić się od swoich konfliktów. Jeśli jedna z tych metod się nie powiodła, wypróbowywują następną. Poznałam wielu takich, którzy pozbyli się pieniędzy, lecz nie pozbyli się własnych problemów. Prawdziwa terapia rozwija się wewnątrz i tylko sama dusza może doprowadzić nas do naszej własnej harmonii. Tylko my sami wiemy, kim jesteśmy w naszej najgłębszej wewnętrznej istocie i jak możemy się zgodnie z nią rozwijać.
Gdy więc czytamy o rzeczywiście cudownych sukcesach terapii reinkarnacyjnej, nie spieszmy natychmiast do kolejnego terapeuty. Dajmy się bardziej zainspirować wsłuchiwaniem się w samego siebie i intuicyjnym wyczuciem, czy nadszedł odpowiedni czas na powrót do poprzedniego życia. Wyróbmy sobie jasność co do naszych motywów. Spytajmy własnej duszy i jeśli rzeczywiście posłuchamy jej głosu, zostaniemy poprowadzeni dokładnie tam, gdzie w jednej chwili otrzymamy najlepszą pomoc dla naszego osobistego rozwoju.
Także ci, którzy nie potrafią zżyć się z myślą o reinkarnacji i jej oddziaływaniu na nasze teraźniejsze życie, mogą z pewnością przy pomocy relacji zaprezentowanych w następnym rozdziale, opartych na faktach, znaleźć kilka bodźców, które być może pociągną za sobą nowe spojrzenie na istotę ludzkiej duszy. Z psychologii wiemy już od dawna, jak bardzo psychika uformowana jest przez nasze doświadczenia życiowe (w obecnym życiu). W zależności od tego, jak byliśmy traktowani jako dzieci, tak też jeszcze w życiu dorosłym zachowujemy się według wzorców przyswojonych sobie w dzieciństwie. Dzisiaj prawie nikt nie zakwestionuje twierdzenia, że dzieciństwo ma ogromny wpływ na nasze późniejsze życie. W swoim znanym, głęboko psychologicznym studium Podstawowe formy lęku Fritz Riemann pokazuje, iż lęki w dużej mierze zależne są od naszej osobistej biografii, historii naszego stawania się. Jak daleko rozciągniemy przedział czasu naszej osobistej biografii, może to skłonić nas do rozmyślań
.

hjdbienek : :