kwi 11 2009

Każda dziedzina ma swoje cudowne dzieci.


Komentarze: 1

Muzyka: Mozart stworzył wiele nieśmiertelnych dzieł, zanim jeszcze posiadł umiejętność czytania, Haendel w wieku jedenastu lat, a Haydn sześciu. Beethoven i Chopin występowali publicznie mając osiem lat, a Bach w tym wieku studiował partytury. Dziewięcioletni Mendelssohn i Liszt dawali koncerty, a „zapóźniony w rozwoju" Schubert miał aż dwanaście lat, kiedy stanął - w krótkich spodenkach - na podium koncertowym. Literatura: W latach pięćdziesiątych naszego stulecia sensacją stał się pewien tomik poezji, który się ukazał w paryskim wydawnictwie. Krytycy prześcigali się w pochwałach, opiewali bujne bogactwo języka, głęboką muzykalność wiersza i trafność plastycznego wyrazu. Kolejną sensacją było to, że autorka tomu, Minou Drouet, miała siedem lat. Torquato Tasso nauczył się łaciny mając lat trzy, a wiersze o kunsztownej formie pisał w wieku dziesięciu. Dziewięcioletni Dante napisał swój słynny sonet do Beatrice, a Victor Hugo w wieku trzynastu lat tragedię. Tyle samo lat miał Puszkin, kiedy pisał swoje pierwsze wiersze. Rimbaud w wieku dziewiętnastu lat miał już za sobą rozkwit swojej twórczości. Nauka: Słynny matematyk niemiecki Gauss i francuski fizyk Ampere w wieku trzech lat umieli wykonywać najbardziej skomplikowane obliczenia, mimo nieznajomości cyfr czy zgoła tabliczki mnożenia. Francuski matematyk i filozof Blaise Pascal w wieku lat dwunastu przedstawiał zdumiewające prace matematyczne, skończywszy szesnaście był autorem rewolucyjnego eseju o matematyce, a mając osiemnaście wynalazł maszynę do liczenia. Trzyletni Norbert Wiener władał doskonale trzema językami, w wieku lat dwunastu zdał maturę, mając szesnaście otrzymał doktorat, a przed dwudziestymi urodzinami został docentem na Harvard University. Einstein (musiała i na niego przyjść kolej) i Robert Oppenheimer już w wieku jedenastu lat byli wybitnymi matematykami i fizykami. Angielski przyrodnik Francis Galton, siostrzeniec Darwina, w wieku czterech lat pisał do swojej siostry Adeli: „Umiem przeczytać angielską książkę. Umiem wyliczyć wszystkie łacińskie przymiotniki, rzeczowniki i czasowniki strony czynnej i znam na pamięć 52 wiersze łacińskie. Umiem trochę czytać po francusku i znam się na zegarze". Jeszcze większe wrażenie robi fakt, że autorem obszernej historii powszechnej był siedmioletni Thomas Barington Macaulay, późniejszy historyk brytyjski (dzieło to jest wysoko oceniane jeszcze i dzisiaj). Wyliczenie to można kontynuować bez końca. Lepiej będzie zakończyć ten wątek, wystarczy nam stwierdzenie ogólne, że w niejednym z nas tkwi godny uwagi potencjał. No dobrze, powie ktoś, być może potencjały takie są uwarunkowane ewolucyjnie i w toku filogenezy uległy stłumieniu, np. przez naszą technologię, która w coraz większym stopniu zastępuje zdolności narzędziami. Jednak nie jest to słuszne, bo drzemią w nas i takie talenty, których w trakcie naszego uczłowieczania chyba nigdy nie mieliśmy okazji zastosować. Jaki mogło bowiem mieć sens przejawianie zdolności typowych dla komputera czy zegara kwarcowego w ponurej epoce prehistorycznej? Pięcioletni Beniamin Blyth zapytał swojego ojca o godzinę, a po kilku minutach od otrzymania odpowiedzi rzekł: „W takim razie jestem już na świecie 158 milionów sekund" . Ojcu Beniamina ta „dziecięca paplanina" nie dawała spokoju, wziął więc do ręki ołówek i kawałek papieru. Po dłuższym obliczeniu poprawił swojego syna mówiąc: „Pomyliłeś się o 127000 sekund". „Nie, nie pomyliłem się - odpowiedział chłopiec - to ty zapomniałeś o dwóch latach przestępnych". Tak było w istocie. Z filogenetycznego punktu widzenia jeszcze mniej przydatne są nadzwyczajne zdolności w matematyce. W tej abstrakcyjnie teoretycznej dziedzinie szczególna rola przypada liczbom pierwszym. W życiu przeciętnego człowieka tak nie jest, a mimo to ciągle pojawiają się osoby, których mózgi mają tajne ośrodki pozwalające im wykonywać igraszki z liczbami pierwszymi z łatwością, jakiej mogą im pozazdrościć nawet matematycy i komputery. Kanadyjczyk Zerah Colburn umiał natychmiast powiedzieć, czy liczba dziesięcio- i więcej cyfrowa jest liczbą pierwszą, czy nie; znał także inne sztuczki w rachunkach. Psychiatra Oliver Sachs informuje o bliźniętach z Nowego Jorku, które przebywając w szpitalu skracały sobie czas przelicytowując się dwudziestopięciocyfrowymi liczbami pierwszymi. Jest to jeszcze bardziej niemożliwe, o ile niemożliwość w ogóle można stopniować. Po co, u licha, takie zdolności były kiedykolwiek potrzebne Homo sapiens? Zdarzają się jeszcze dziwniejsze zdolności. Wspominaliśmy już, że Rosjanka Julia Worobiewa widzi promienie rentgenowskie. Nie powiedzieliśmy jednak, jak do tego doszło i co jeszcze potrafi. Radziecka gazeta „Izwiestia" opisywała jej przypadek w czerwcu 1987 r. Rosjanka ta w marcu 1978 r. doznała porażenia prądem o napięciu 380 V i została zawieziona do kostnicy jako martwa. Po dwóch dniach obudziła się tam ku ogólnemu zdumieniu. To jeszcze nie był koniec niespodzianek. Przez następne sześć miesięcy Julia nie przespała ani minuty, po czym na wiele dni zapadła w długi i głęboki sen. Kiedy się obudziła, miała niepojęte zdolności. Robiąc zakupy odkryła, że jej wzrok przenika ludzi jak aparat rentgenowski. Zademonstrowała tę zdolność pełnemu niedowierzania reporterowi „Izwiestii", mówiąc mu, co zjadł na obiad, po przyjrzeniu się jego żołądkowi. Wystarczy stanąć przed nią, aby w ciągu kilku sekund dowiedzieć się, jakie tkwią w człowieku choroby, często nie znane jemu samemu. Zdolność widzenia promieni ultrafioletowych jest tylko jednym z wielu aspektów nagle ujawnionych paranormalnych zdolności niezwykłej Rosjanki. Niczym superman z komiksów umie ona przenikać wzrokiem materię stałą. Według „Izwiestii" potrafiła nawet dokładnie opisać strukturę gleby przykrytej warstwą asfaltu. Nikt nie znajduje tu żadnego wyjaśnienia. Bezsporne jest tylko to, że przed porażeniem prądem Julia Worobiewa przez dziesiątki lat prowadziła całkiem zwyczajne życie. Jak się zdaje, istnieją w nas liczne utajone programy (przyjmijmy taką nazwę), które mogą w określonych warunkach ulec aktywizacji. Jakie to są programy i jak różnorodne mogą być ich działania, tego nie wiemy. Biologia wie od dawna, że one istnieją; wyrażano jednak pogląd, że można je zrozumieć filogenetycznie. Do tej koncepcji pasuje np. płaz aksolotl, w którym utajony jest program genetyczny, mogący przekształcić tego płaza w zwierzę lądowe - właściwie nie istniejące w rzeczywistości - skoro zwierzęciu zaaplikuje się hormon tarczycy. Jeśli program, o którym mowa, zostanie uaktywniony, to płazowi zaczynają rosnąć nogi, zanikają jego skrzela i płetwa ogonowa. I oto stoi przed nami „nowy" aksolotl, gotów do życia na lądzie stałym. Nie ma w tym nic tajemniczego, jest to tylko jeszcze jeden przykład świadczący, że natura w grze o przetrwanie stawia na wiele kart, a jeszcze więcej chowa w rękawie. O ile nawet najbardziej humanitarne i demokratyczne narody nie mają zbyt wielu zahamowań, gdy chodzi o eksperymenty na zwierzętach, o tyle jednak doświadczenia na ludziach nie mogą wykraczać poza ściśle określone granice. Wskutek tego zdumiewające cechy wydobywają w nas na światło dzienne przeważnie nie planowane zdarzenia. Jeśli cechy te mieszczą się w ramach możliwych do przyjęcia, to przechodzi się nad nimi do porządku. Tak więc istnieje więcej legend na temat możliwego wysokiego urodzenia tajemniczego Kaspara Hausera - o którym już słyszeliśmy, że widział promienie podczerwone - niż na temat jego nadludzkich czy też nieludzkich talentów. Jak wiadomo, ten zagadkowy młody człowiek pojawił się w 1828 r. w Norymberdze dosłownie znikąd. Miał krwawiące stopy i nie umiał niczego powiedzieć o swoim pochodzeniu. Do dzisiaj pewne jest tylko jedno, że od urodzenia trzymano go w ciemnym pomieszczeniu. Wskutek tak nie typowego otoczenia miał zdolność widzenia w ciemności, zdolność, która ma wiele aspektów.

hjdbienek : :
amper
12 listopada 2016, 22:02
Czemu nie jest podane źródło tych pierońsko fascynujących rewelacji, czyli Ukryte rzeczywistości V. Farcasa? Pozdrawiam

Dodaj komentarz