DOŚWIADCZENIE – SATYSFAKCJA – ROZDWOJENIE...
Komentarze: 0
Wszyscy pragniemy jakichś doświadczeń – mistycznych, religijnych, seksualnych; pragniemy pieniędzy, władzy, stanowisk, dominacji. W miarę, jak się starzejemy, tracimy może apetyty ciała, ale zaczynamy domagać się szerszych, głębszych i bardziej znaczących doświadczeń. Próbujemy różnych metod w celu ich uzyskania, na przykład poszerzając swą świadomość, co jest swego rodzaju sztuką. Zażywamy różne narkotyki. To stary chwyt, istniejący od niepamiętnych czasów. Żujemy kawałek liścia albo eksperymentujemy z najnowszymi środkami chemicznymi w celu wywołania chwilowej zmiany w strukturze komórek mózgu, tak aby obudzić większą wrażliwość i wzmóc postrzeganie, które odkrywa pozorność rzeczywistości. To szukanie coraz nowszych doświadczeń jest jedynie dowodem wewnętrznego ubóstwa człowieka. Sądzimy, że dzięki tym doświadczeniom zdołamy uciec od siebie samych, ale doświadczenia te są uwarunkowane przez nas samych. Jeżeli nasze umysły są małostkowe, zazdrosne, niespokojne, to mogą zażywać coraz to inne narkotyki, będą jednak spostrzegały wciąż tylko swoje własne wytwory, swoje własne małe projekcje to, co pochodzi z ich uwarunkowanego podłoża. Większość z nas pragnie doświadczeń w pełni zadowalających i trwałych, które nie mogłyby zostać zniszczone przez myśl. A zatem za pragnieniem doświadczenia kryje się pragnienie satysfakcji, a pragnienie satysfakcji dyktuje doświadczenie. Dlatego musimy zrozumieć nie tylko cały problem satysfakcji, ale i to, czego doświadczamy. Zaznać wielkiej satysfakcji to wielka przyjemność. Im trwalsze, głębsze i szersze jest doświadczenie, tym jest przyjemniejsze. Oto dlaczego przyjemność dyktuje formę szukanego przez nas doświadczenia. Przyjemność jest dla nas miarą doświadczenia. Wszystko, co jest wymierne, znajduje się w granicach myśli i dlatego może ona stwarzać złudzenia. Można mieć cudowne doświadczenia, a jednak ulegać całkowitemu złudzeniu. Na pewno będziecie mieć wizje zgodne z waszym uwarunkowaniem. Będziecie widzieć Chrystusa, Buddę lub kogokolwiek, w kogo wierzycie. Im mocniej wierzycie, tym silniejsze będą wasze wizje, projekcje waszych własnych pragnień i popędów. Tak więc jeżeli przyjemność jest miarą, gdy poszukujemy czegoś zasadniczego, na przykład prawdy, to dokonujemy projekcji tego, jakim ma być to doświadczenie. Dlatego nie ma ono już wartości. Co rozumiemy przez doświadczenie? Czy jest coś nowego lub oryginalnego w doświadczeniu? Doświadczenie to wiązka wspomnień będąca odpowiedzią na jakieś wyzwanie. Odpowiadać może ono tylko zgodnie ze swym podłożem. Im sprytniej interpretujecie doświadczenie, tym lepiej ono odpowiada. Dlatego musicie powątpiewać nie tylko w cudze doświadczenia, ale i we własne. Jeśli nie uznajecie jakiegoś doświadczenia, to nie jest ono w ogóle doświadczeniem. Każde zostało już przeżyte. Gdyby tak nie było, nie uznalibyście go. Zależnie od swych uwarunkowań uznajecie doświadczenia za dobre, złe, piękne, święte i inne. Dlatego uznanie jakiegoś doświadczenia musi być z konieczności stare. Jeśli pragniemy doświadczyć rzeczywistości, a wszyscy tego pragniemy, to musimy ją poznać, ale w chwili jej rozpoznawania już dokonujemy projekcji. Dlatego nie jest ona rzeczywista. Pozostaje bowiem nadal w polu myśli i czasu. Jeśli myśl może dotyczyć rzeczywistości, to nie może to być rzeczywistość. Nie możemy rozpoznać nowego doświadczenia. Jest to niemożliwe. Rozpoznajemy tylko to, cośmy już poznali, i dlatego, gdy mówimy, że mieliśmy nowe doświadczenie, nie jest ono wcale nowe. Poszukiwanie kolejnych doświadczeń poprzez poszerzanie pola świadomości, tak jak to niektórzy robią za pomocą psychodelicznych narkotyków, odbywa się nadal w polu świadomości, i dlatego jest bardzo ograniczone. Odkryliśmy więc podstawową prawdę, tę mianowicie, że umysł, który pragnie i szuka szerszego i głębszego doświadczenia, jest bardzo płytkim i tępym umysłem, gdyż żyje zawsze swymi wspomnieniami. Co jednak stałoby się, gdybyśmy nie mieli żadnych doświadczeń? Zależymy od doświadczeń, od wymagań sytuacji. One budzą naszą czujność. Gdyby nie było w nas konfliktów, zmian, zakłóceń, wszyscy zasnęlibyśmy mocno. Zatem bodźce są dla większości z nas konieczne. Sądzimy, że bez nich umysły nasze stałyby się ograniczone i ociężałe. Jesteśmy uzależnieni od wymagań sytuacji i od doświadczeń, bowiem stanowią one dla nas podniety i wyostrzają nasz umysł. Ale w istocie rzeczy zależność od wymagań sytuacji i doświadczenia, która utrzymuje nas w stanie pobudzenia, otępia nasz umysł i wcale nie utrzymuje go w stanie pobudzenia. Zadaję więc sobie pytanie: "Czy można być całkowicie świadomym – nie peryferyjnie pobudzonym, ale całkowicie świadomym – bez wyzwań i poza doświadczeniem?" Wymaga to wielkiej wrażliwości, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Znaczy to, że muszę być wolny od wszelkich pragnień, bo w chwili gdy pragnę, zaczynam doświadczać. Aby zaś być wolnym od pragnienia i satysfakcji, trzeba zbadać samego siebie i zrozumieć w całości naturę pragnienia. Pragnienie rodzi się z rozdwojenia. "Jestem nieszczęśliwy i muszę być szczęśliwy". W samym tylko pragnieniu szczęścia kryje się już nieszczęście. Gdy człowiek wysila się, by być dobrym, to już w samej tej dobroci zawiera się jej przeciwieństwo – zło. Wszelka afirmacja zawiera swe przeciwieństwo, a wysiłek przezwyciężania wzmacnia to, przeciw czemu jest skierowany. Gdy domagacie się doświadczenia prawdy lub rzeczywistości, to już samo to domaganie bierze się z waszego niezadowolenia z tego, co jest. Dlatego stwarza ono przeciwieństwo. A w przeciwieństwie znajduje się to, co było. Trzeba więc być wolnym od nieustannych żądań, w przeciwnym bowiem razie nie będzie końca tego ciągu rozdwojeń. Oznacza to poznanie siebie tak zupełne, że umysł już nie szuka. Taki umysł nie żąda doświadczenia. Nie może on pragnąć wyzwania, ani próbować je poznać. Nie mówi on "jestem śpiący" lub .Jestem rozbudzony". Jest całkowicie tym, czym jest. Tylko umysł zawiedziony, ciasny, powierzchowny, umysł uwarunkowany, zawsze szuka czegoś więcej. Czy można więc żyć w tym świecie bez żądań, bez nieustającego porównywania? Czy na pewno można? Ale trzeba to odkryć samemu. Badanie całej tej sprawy jest medytacją. Słowa tego używa się na Wschodzie i Zachodzie w sposób jak najbardziej niefortunny. Istnieją rozmaite szkoły medytacji, rozmaite metody i systemy. Istnieją systemy, które mówią: "Obserwuj ruch swego wielkiego palca u stopy, patrz na niego, patrz i patrz". Inne systemy zalecają siedzenie w pewnej postawie, regularne oddychanie lub ćwiczenie świadomości siebie samego. Wszystko to są podejścia mechaniczne. Jedna z metod proponuje pewne słowo i obiecuje, że jeśli będziecie je powtarzać, to przeżyjecie niezwykłe transcendentalne doświadczenie. Jest to czysty nonsens. To forma autohipnozy. Powtarzając "amen", "om" lub "coca-cola", powtarzając to bezustannie, zyskacie oczywiście pewne doświadczenie, bo pod wpływem powtarzania umysł się uspokaja. Jest to dobrze znane zjawisko, które było i jest praktykowane od tysięcy lat w Indiach, a zwie się mantra-jogą. Przez powtarzanie można sprawić, że umysł stanie się łagodny i delikatny, ale nadal będzie to małostkowy, płytki umysł. Moglibyście równie dobrze umieścić na kominku patyk ułamany w ogrodzie i ofiarowywać mu codziennie kwiatek. Jeżeli po miesiącu oddawania mu czci nie położycie pewnego dnia przed nim kwiatu, to będzie to grzech. Medytacja nie polega na dostosowaniu się do jakiegoś systemu. Nie jest stałym powtarzaniem i naśladownictwem. Medytacja nie jest koncentracją. Jednym z ulubionych chwytów niektórych nauczycieli medytacji jest zmuszanie uczniów do nauki koncentracji, to znaczy do zatrzymywania umysłu na jednej myśli i odpędzania wszystkich innych myśli. Jest to najgłupsza, ponura metoda, której może podporządkować się każdy uczeń szkolny, gdy jest do tego zmuszony. Oznacza ona, że przez cały czas podżegacie w sobie walkę pomiędzy zmuszaniem się do koncentracji a pozwalaniem na to, by umysł wędrował ku wszelkim innym rzeczom. Tymczasem powinniście cały czas zwracać uwagę na umysł, bez względu na to, dokąd wędruje. Gdy umysł wędruje, oznacza to, że interesuje się czymś innym. Medytacja wymaga zdumiewająco czujnego umysłu. Medytacja jest rozumieniem całości życia, w którym zanikły formy podziału na części. Medytacja nie jest kontrolą myśli, gdy bowiem myśl podlega kontroli, rodzi konflikt w umyśle. Jeśli jednak zrozumiecie strukturę i pochodzenie myśli, o czym była już mowa, to myśl nie będzie przeszkadzać. Medytować to być świadomym każdej myśli i każdego uczucia, nie mówić nigdy, że są słuszne lub niesłuszne, lecz tylko obserwować je i posuwać się za nimi. W toku tej obserwacji zaczynacie rozumieć cały ruch myśli i uczuć. Rezultatem świadomości jest milczenie. Milczenie wymuszone przez myśl jest zastojem, jest martwe, ale milczenie, które przychodzi, gdy myśl zrozumiała swój początek, swą naturę, gdy zrozumiała, dlaczego żadna myśl nie jest nigdy wolna, a zawsze jest stara, takie milczenie jest medytacją. Podmiot medytujący jest całkowicie nieobecny, jeśli umysł opróżnił się z przeszłości. Jeżeli czytaliście uważnie całą godzinę, to była to medytacja. Jeśli natomiast kilka słów lub pojęć z niej zostawiliście sobie do przemyślenia na później, to już nie była to medytacja. Medytacja jest stanem umysłu, w którym spogląda on na wszystko z pewną uwagą, całkowitą uwagą, a nie częścią uwagi. Nikogo z was nie można nauczyć, jak być uważnym. Jeśli zgodnie z jakimś systemem uczycie się, jak być uważni, to jesteście wtedy uważni w stosunku do tego systemu, ale to nie jest uwaga. Medytacja jest jedną z największych sztuk w życiu, może największą, i żadną miarą nie można się jej nauczyć od nikogo. To jest zresztą jej pięknem. Nie dysponuje ona żadną techniką i dlatego nie ma autorytetu. Gdy uczycie się siebie samych, obserwujecie siebie, obserwujecie drogę, którą chodzicie, sposób, w jaki jecie, to, co mówicie, gdy zauważacie w sobie plotkarstwo, nienawiść, zazdrość – jeśli jesteście świadomi tego wszystkiego w sobie, wszystkiego bez wyboru – stanowi to część medytacji. Medytować więc można w autobusie, w lesie pełnym światła i cieni, słuchając śpiewu ptaków lub patrząc na twarz swej żony lub dziecka. W zrozumieniu medytacji jest miłość, a miłość nie jest wytworem systemów, nawyków, czy też skutkiem stosowania jakiejś metody. Miłości nie można rozwijać za pomocą myśli. Miłość może się zjawić, gdy jest zupełne milczenie, milczenie, w którym podmiot medytujący jest całkowicie nieobecny. Umysł może zachować milczenie tylko wtedy, gdy zrozumiał swój ruch w postaci myśli i uczuć. Aby zrozumieć ten ruch myśli i uczuć, obserwacja musi być wolna od potępiania. Taka obserwacja jest ćwiczeniem, ale jest to ćwiczenie płynne, wolne, nie wynika z konformizmu.
Dodaj komentarz