kwi 17 2009

Hrabia de Saint-Germain (Claude- Louis de...


Komentarze: 0

Jeśli wierzyć historiografom, ten alchemik, poeta, artysta, uniwersalny uczony, wirtuoz języka, dyplomata - ale także awanturnik, szarlatan, szalbierz, oszust i temu podobne - zmarł w 1780 lub 1784 lub 1874 (!) roku albo...? Mimo to dziesiątki lat później usiłowała go ująć komisja powołana przez Napoleona III (1808 - 1873); w 1897 r. słynna francuska śpiewaczka Emma Calve napisała mu osobistą dedykację na fotografii; a Madame Bławatska wielokrotnie mówiła o nim jako o jednym z ukrytych nieśmiertelnych mistrzów świata. Nie będziemy rozstrzygać kwestii, jak należy oceniać paryżanina Richarda Chanfray, który w 1972 wystąpił w telewizji francuskiej podając się za hrabiego de Saint-Germain i przemienił ołów w złoto za pomocą turystycznej kuchenki gazowej. Historia życia hrabiego jest pod każdym względem zagadkowa, niezgłębiona i równie nieuchwytna jak powietrze. Pierwsze wzmianki na temat człowieka, który sam o sobie mawiał, że od króla Cyrusa w Babilonie otrzymał magiczną laskę Mojżesza i stał się przez to jednym z nieśmiertelnych oświeconych, znane są od ok. 1740 r. Na wiedeńskim dworze w zblazowanym towarzystwie wysoko urodzonych tematu do rozmów dostarczał pewien młody szlachcic, który zamiast pieniędzy nosił zawsze przy sobie garść diamentów, chodził ubrany ekscentrycznie, ale ze smakiem, i roztaczał wokół siebie aurę tajemnicy. Podobnie było nieco później w Paryżu, gdzie zaczęła się jego legenda (o ile to jest rzeczywiście legenda). Na wieczorku u niemłodej już hrabiny de Gregory, gdzie hrabia de Saint-Germain bawił jako gość, doszło do osobliwej rozmowy między nim a gospodynią. „Hrabio - spytała owa dama - czy nie spotkaliśmy się już w Wenecji, gdzie mój nieboszczyk mąż był ambasadorem? A może to był pański ojciec?" „Nie – odparł hrabia de Saint-Germain. - Ja sam miałem ten zaszczyt, czcigodna hrabino. Pani uroda pozostawiła we mnie do dziś niezatarte wrażenie". Szarmancki komplement bynajmniej nie zwiódł bystrej starej damy ani jej pamięci, która jej podpowiadała, że tamten hrabia musiał mieć co najmniej czterdzieści lat, gdy ona była młodą dziewczyną. W przeciwieństwie do niej, on nie postarzał się ani o jeden dzień. „Jak to możliwe?" -zawołała stropiona hrabina. „Madame - powiedział z uśmiechem gość - ja już nie jestem taki młody". (Ściśle biorąc, musiał mieć ponad sto lat, gdyż spotkanie na dworze w Wenecji nastąpiło około 1670 r.) Takich historii jest całe mnóstwo. Oczywiście, to nie żadna sztuka opowiadać o sobie, szczególnie w dobrym towarzystwie minionych stuleci, że się ma 3000 lat, znało osobiście Poncjusza Piłata i dwunastu apostołów, kamień filozoficzny nosi w kieszeni, albo że się jest reinkarnacją Christiana Rosencreutza, pierwszego brytyjskiego męczennika św. Albana, czy Rogera albo Prancisa Bacona (1214-1292 i 1561-1626). Za daleko odbieglibyśmy od tematu, gdybyśmy chcieli relacjonować ze wszystkimi szczegółami całą tak fascynującą karierę egzotycznego hrabiego. Do jego znajomych zaliczali się wszak Cagliostro, Casanova, dr Mesmer, Wolter i królowa Maria Antonina (którą ostrzegał przed rewolucją francuską), a i przeciwników nie potrzebował się wstydzić. W każdym razie obracał się stale w najwyższych kręgach, spełniając, co dowiedzione, liczne misje dyplomatyczne i polityczne, również sekretne, i pod każdym innym względem bynajmniej nie przypominał bogatego próżniaka. Wszystko to jednak nie kwalifikuje go jeszcze do zaliczenia do hipotetycznych magów, okultystów czy nadludzi. Inne cechy owszem. I tak hrabia mówił przynajmniej po francusku, angielsku, niemiecku, włosku, hiszpańsku, rosyjsku, portugalsku, arabsku, turecku, persku, chińsku, hindusku i w licznych starych językach, którymi władają jedynie eksperci. Posiadał wiedzę medyczną, jaka i dziś byłaby nie do pogardzenia (i często ją demonstrował), miał nie tylko orientację w dosłownie wszystkich naukach, ale znacznie wyprzedzał swoich współczesnych, grał na wielu instrumentach muzycznych, był świetnym jubilerem i złotnikiem rozporządzającym anachroniczną wiedzą o metalurgii (której nikt nie rozumiał), a także utalentowanym malarzem. Zajmował się ponadto wytwórstwem tkanin i porcelany. To imponujący bilans; sceptycy przypisują jego ogromne wiadomości całkiem po prostu „doświadczeniu". Takiego doświadczenia jednak - chciałoby się odpowiedzieć - prawie nie sposób było zgromadzić w ciągu jednego tylko życia, przy pełnym przestrzeganiu dworskiej etykiety. W każdym razie hrabia de Saint-Germain z całą pewnością nie pozorował niczego, i na to bowiem potrzeba by mu było dziesiątków (setek?) lat przygotowań. Informacje o jego pochodzeniu, wizji świata i wiedzy okultystycznej można wyłowić z jego słynnego dzieła Die heiligste Trinosophie, które uchodzi za jeden z najważniejszych przyczynków do mistycznej tradycji zachodu. Laik prawdopodobnie jest w stanie przyswoić sobie z tego jedynie okruchy, w porównaniu z całością obrazu. W każdym razie hrabiego de Saint-Germain nie sposób zbyć kilkoma słowami ani zaszufladkować. Jego osobowość przybierająca coraz to nową postać wymyka się ostatecznej klasyfikacji (szczególnym żartem było składanie przezeń wizyt w jednym przebraniu, by opuściwszy towarzystwo, wchodzić po chwili innymi drzwiami w drugim przebraniu jako kto inny, tak że nikt go nie poznawał). Czy był adeptem różokrzyżowców, masonem wysokiej rangi, kawalerem maltańskim, oświeconym i alchemikiem, czy wszystkim po trosze? Dokładnie nigdy się tego nie dowiemy. Czy fakt, że nigdy nie jadał w towarzystwie, był obliczony na efekt widowiskowy, wynikał z tajemnych przyczyn czy po prostu, jak sądzi Colin Wilson, z wegetarianizmu hrabiego? (W każdym razie pewnego razu powiedział on do Giacomo Casanovy: „Moje pożywienie nie nadaje się dla żadnego człowieka".) Jak się zdaje, jest faktem, że postać hrabiego wciąż się przewija przez stulecia. Jest nie zmieniony, tajemniczy i zawsze o jeden krok wyprzedza epokę. Przepowiedział rewolucję francuską, ostrzegał króla Szwecji Gustawa III w 1789 r. przed nadchodzącym zagrożeniem, a kronikarce Mademoiselle d'Adhemar obiecał, że spotka się z nią jeszcze pięciokrotnie, co też nastąpiło. Ostatnie spotkanie miało miejsce w 1820 r. w noc poprzedzającą zamordowanie księcia de Berry. Także wówczas de Saint-Germain wyglądał na czterdzieści kilka lat. Dziwne to wszystko; z jakiegokolwiek punktu widzenia na to spojrzymy, jedynym „rozsądnym" wytłumaczeniem musiałoby być trwające setki lat sprzysiężenie albo żart wielu nieraz wysoko postawionych osób. Jedno jest pewne: nie da się go dla ułatwienia w całości racjonalnie zanegować. Pozostawił bowiem ślady, nawet tam, gdzie by się ich nikt nie spodziewał. Na młodym Karolu Mayu osoba hrabiego de Saint-Germain wywarła tak głębokie wrażenie, że niektórymi z jego właściwości obdarzył wymyślone przez siebie postacie. Bezmiar talentów i zdolności Old Shatterhanda czy Kara Ben Nemsi nie przypadkiem odzwierciedla faktyczną uniwersalność hrabiego. Okoliczność, że saski literat u szczytu swej literackiej kariery z całą powagą utożsamiał się z postacią Old Shatterhanda i Kara Ben Nemsi, ilustruje znany w psychologii proces projekcji. Nie da się w każdym razie zaprzeczyć, że Karol May wnikliwie badał źródła na temat hrabiego de Saint-Germain. Inną wskazówką może być pseudonim Ernst von Linden, przybrany początkowo przez Karola Maya: baron tego nazwiska spotkał się niegdyś w Wiedniu z hrabią de Saint-Germain (można o tym przeczytać w książce Franza Graffera Kleine Wiener Memoiren, część II, Wiedeń 1845). Fakt, że Karol May w późniejszych latach odwrócił się od swojego podziwianego idola, a nowelę o hrabim Aqua benedetta (opublikowaną pierwotnie w drezdeńskim tygodniku „Frohe Stunden") opatrzył nowym, mało pochlebnym tytułem Ein Fürst des Schwindels, świadczy o tym, do jakiego stopnia intrygowała go ta tajemnicza postać. Badacze twórczości Karola Maya, jak wiedeńczyk Peter Krassa, dostrzegają w tym zwrocie próbę Karola Maya uwolnienia się od swojej własnej, niedawnej kryminalnej fazy w życiu i przezwyciężenia jej także w literaturze. Krótko mówiąc, mamy cały kalejdoskop opinii na temat człowieka, którego nawet (oficjalna) data urodzenia nie jest znana. Zazwyczaj wymienia się wprawdzie rok 1710, padają jednak także inne daty, jak np. 1707. Jeśli nawet sam hrabia de Saint-Germain nie był nieśmiertelny, to w każdym razie jego mit nie poddaje się upływowi czasu. Tajemniczy człowiek zadrwił sobie ze swoich współczesnych, kazał potomnym łamać głowy nad własną zagadką, a w XX wieku wystąpił nawet w telewizji. Mniej sprzeczności wiąże się z osobą współczesnego hrabiemu jego przyjaciela i ucznia, o którego oszustwach, awanturniczym trybie życia, a przede wszystkim śmierci mamy pewne informacje. Mimo to zasługuje on na wzmiankowanie.

hjdbienek : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz