I. 1. TRZECH ŚWIĄTOBLIWYCH EGOISTÓW
Komentarze: 0
Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów. Pierwszy był
Sanjasinem, (tj.
człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi
orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego braterstwa; trzeci pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej utopii. Każdy z nich był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też czerpał natchnienie i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do swych poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna bezwzględność. Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego dla swych przekonań, nawet siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była w nich jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja, właściwa ludziom którzy się czują czymś lepszym od innych. Uważali się za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym bowiem sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.
Sanjasin
w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do
następnego żywota. Obecny - mówił - może mu dać niewiele, albowiem potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i oswobodzić się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności w koncentracji, ale - dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego zainteresowanie i energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w następnym swym życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości. Przeszłość - mówił - istnieje tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to jutro nie istniało, po cóż byśmy mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki? Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym spokoju. Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w przyszłość poprzez chwilową teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej - mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym - silnym, rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość przemijają, ale w jutrze dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu nadawać wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą i wytrwale ku niemu dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość niecierpliwiła go i męczyła niewymownie. Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej poetycznego języka; umiał świetnie operować słowami, mówił łagodnie, miękko i przekonywująco. On również stworzył idealny obraz siebie w przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce, toteż już zawczasu starał się gromadzić swoich przyszłych uczniów. Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji nas samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i smutnym świecie znacznie łatwiejszym. Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla urzeczywistnienia braterstwa ludzi. Uważał iż ambicja wraz z nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na tym świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż chcąc prowadzić różne organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma pomagać ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty - oczywiście łagodnie. Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby jej utrudniano. "Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest najważniejsza, a każdy kto nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym z nas." Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś praktycznego. Ewangelią jego nie było dawne, lecz nowe; w to
nowe
wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta nowa ewangelia dokładnie ja, przepowiedziała. Planem jego było najpierw szerzyć zamęt, a potem organizować i przeprowadzać swoje. Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić teraźniejszość dla jutra; człowiek przyszłości jest ważny, los człowieka dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego umysł i urobić serce, ale aby dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby stworzyć nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na drodze, bowiem jakość środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca wszystkie środki". "Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy gwałtu i przymusu; dla zapewnienia swobody jednostce w przyszłości, ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy władzę w swe ręce," - stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za wszelką cenę zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych kapłanów. Nie odstąpimy nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie, ale będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających się warunków. Planujemy, organizujemy i działamy w jednym celu: by zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra". Sanjasin, wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla
przyszłości. Nie mają, w zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy uznania; ambicje ich są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w jej siłę był pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata; wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu się na wyżyny; a o
osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci swym własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie dostrzegają że właśnie te pragnienia zaprzeczeniem pokoju,
braterstwa, prawdziwego szczęścia. Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z pragnienia osobistego zbawienia lub duchowych osiągnięć - jest tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega zawsze w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości, hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj" o wiele więcej znaczy aniżeli jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w czasie, jest jego przedłużaniem, a więc i przedłużaniem męki. Stawać się jest czymś zgoła innym aniżeli Być można tylko w teraz, a wejść w
stan jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą
ciągłości, przedłużaniem czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może dokonać się tylko w " .
Dodaj komentarz