maj 05 2009

Kompletne szaleństwo!


Komentarze: 0

Ależ skąd. Sarfatti i Sirag nie widzą w tych dziwacznościach powodu do zdenerwowania. Nie traktują ich ani jako złudzenie zmysłów, ani jako interwencje sił pozaziemskich, ale jako wiązkę logicznych dowodów na Bella zwrotne oddziaływanie subkwantowe niezależne od czasu i miejsca. Powinniśmy jednak jeszcze kontynuować jedno rozumowanie. Chodzi o kwestię możliwego punktu końcowego procesu zrastania się człowieka i kosmosu, który uruchomiła ewolucja, który stara się obliczyć nauka, a któremu naprzeciw wychodzi wiedza ezoteryczna. Czy mogą istnieć jeszcze wyższe szczeble ponad najwyższą ze znanych form inicjacji? Albo też jak wysoko można się wznieść? Jeśli nawet na nas robi niezwykłe wrażenie to, czego się dowiadujemy o ezoterykach i magach, może to być tylko wierzchołek góry lodowej. Wiedza ezoteryczna sugeruje istnienie tej góry, jednak nie przekazuje wielu zrozumiałych informacji na jej temat. Podobnie jak na temat tego, jak należy sobie wyobrażać „ostatni szczebel inicjacji" (o ile w ogóle można to sobie wyobrazić). Czy nauka mogłaby tu dostarczyć jakichś wskazówek, choćby niechcący? Byłoby to możliwe do pomyślenia. Zrekapitulujmy krótko, jakie wrażenie wywierają na nas istoty ezoteryczne, które muszą być umiejscowione na jednym z najwyższych szczebli hierarchii ezoterycznej. Są niczym duchy, dla których, jak się zdaje, nie istnieje przestrzeń, czas ani przeszkody materialne. Przenoszą się z przyszłości w teraźniejszość, i na odwrót, materializują się, gdzie chcą, nie może ich zatrzymać żadne więzienie ani zranić żadna broń. Czy takie zdolności można by było zdefiniować także naukowo? Oczywiście. My jesteśmy istotami trójwymiarowymi, dla których obowiązuje tu i teraz, dzisiaj i wczoraj. Mury mogą nas zatrzymać. Wędrujemy z jednej miejscowości do drugiej, przebywając pewną drogę. Zakrzywienia przestrzeni, wymiary ente i inne istotne cechy naszego wszechświata są niedostępne naszemu oglądowi (jako „tłumacza" potrzebujemy matematyki). Nasze mózgi są organami redukcyjnymi, które transformują misterium stworzenia do jedynie trzech wymiarów. Co jednak byłoby w zasięgu możliwości takiej formy życia, której ojczyzną jest czwarty wymiar albo która przyswoiła go sobie drogą rozwoju? Wszystko. Pójdźmy przez moment w przeciwnym kierunku, a stanie się jasne, do czego zmierzamy. Istnieje powieść wielowymiarowa, w której jako autor występuje „stary kwadrat". Powieść ta nosi tytuł Flatland. Narrator jest istotą dwuwymiarową. Opowiada on najpierw o swoim dwuwymiarowym świecie ojczystym, a potem o podróży do krainy czarów trzeciego wymiaru, ojczyzny kuli, która we Flatlandzie posiada magiczne właściwości. Dlaczego tak jest, to oczywiste. Gdyby ktoś chciał zamknąć istotę dwuwymiarową, to wystarczyłoby zakreślić wokół niej linię (koło, kwadrat itd.) i już nie mogłaby ona wyjść. Nas nie można w ten sposób unieruchomić, bo my możemy po prostu przekroczyć linię - właśnie przez trzeci wymiar. Ta zwyczajna czynność wydaje się egzotyczna, kiedy się ją w ten sposób opisuje. Naturalnie, w rzeczywistości ta powieść nie pochodzi wcale spod pióra starego kwadratu, bo życie bez trzeciego wymiaru raczej nie mogłoby istnieć (pamiętajmy, że nawet tak płaskie istoty jak flądry nie są jeszcze wcale dwuwymiarowe). Autorem powieści Flatland jest Edwin A. Abbott (1838 - 1926), były dyrektor City School of London. Choć pod jego nazwiskiem ukazało się przeszło czterdzieści dzieł o klasycznej literaturze i religii, dziś jest znany przede wszystkim dzięki tej małej wielowymiarowej książeczce z 1884 r. Wyciągi z niej przedrukowano nawet w „Teubners mathematischphysikalischer Bibliothek". Wersją Flatlandu dla generacji komputerów była powieść science fiction, która kilka lat temu przebojem zdobyła listy bestsellerów w USA, pod tytułem Planiversum. Jest w niej mowa o matematykach opracowujących komputerowy model dwuwymiarowego wszechświata. Nagle jedna z symulowanych istot żywych zaczyna żyć własnym życiem na ekranie komputera. Nastąpiło połączenie „programu dwuwymiarowego świata" z rzeczywistym światem dwóch wymiarów. Autor powieści, Alexander K. Dewdney, jest wysoko wykwalifikowanym informatykiem, który zachęcił kolegów z innych dyscyplin wiedzy do wzięcia udziału w jego zabawie myślowej. W ten sposób powstała powieść osadzona w naukowo przemyślanych realiach dwuwymiarowego wszechświata. Jest w niej dwuwymiarowa technika, fizyka, biologia, chemia, a nawet dwuwymiarowa codzienność. Jakie wrażenie musiałby wywierać nasz świat na przedstawicielach dwuwymiarowej cywilizacji, gdyby doszło do nawiązania kontaktu? Magiczne. Mało tego, niepojęte. Mówiąc o dualizmie falowo-korpuskularnym stwierdziłem, że to tak, jakby coś było jednocześnie okrągłe i kanciaste. Każmy teraz naszym dwuwymiarowym przyjaciołom via komputer, aby sobie wyobrazili coś, co jest jednocześnie okrągłe i kanciaste. W ich dwóch wymiarach to niemożliwość. Jednak nie dla nas. Walec jest okrągły, kiedy wziąć pod uwagę ścianki zakrzywione, a kanciasty, kiedy patrzymy na niego z boku po ustawieniu go pionowo. To raczej proste. Ale dwuwymiarowa istota nie może postawić takiego walca w trzecim wymiarze, obracać go ani odwracać. Podobnie my nie jesteśmy w stanie nic zrobić w czwartym wymiarze z tym czymś, co się nam raz przedstawia jako cząstka, a raz jako fala, zależnie od tego, jak to obserwujemy. Nasi dwuwymiarowi rozmówcy podlegają podobnym ograniczeniom, bo walec zależnie od rzutowania w ich dwuwymiarowym świecie przyjmie zawsze postać albo prostokąta, albo koła czy elipsy, nigdy jednak obu naraz, czym jest walec w trzecim wymiarze jako bryła. Także my możemy przedstawiać obiekty czterowymiarowe. Znany jest tak zwany Tesserakt, czterowymiarowa hiperkostka. Jednak czy się ją rysuje, czy przedstawia jako model, więcej niż trzech wymiarów nie da się uzyskać. Oryginalne opowiadanie science fiction Roberta A. Heinleina And he Built a Crooked House, o architekcie, co zbudował dom zgodnie z prawami hiperkostki, który po zbudowaniu jest wszędzie i nigdzie zarazem, bawi wprawdzie czytelnika, ale nigdy nie stanie się rzeczywistością. Doskonale; ale czy czwarty wymiar nie jest przypadkiem tylko metafizyczną metaforą albo czasem absolutnym, jak się niekiedy argumentuje, fałszywie interpretując teorię względności? Niekoniecznie. Dla istoty dwuwymiarowej nasz trzeci wymiar także byłby dostępny rozumowi eniu tylko przez analogię. Jak mógłby dwuwymiarowy matematyk wpaść na trop rzeczywistości trzeciego wymiaru? Przez potęgowanie. Pierwszy wymiar to punkt. W drugim trzeba mu nadać rozciągłość, a więc go spotęgować przez drugi wymiar długości, aby mógł się stać kołem, kwadratem czy jakąś inną figurą geometryczną. Koło z kolei stanie się bryłą po podniesieniu do następnej w kolejności potęgi trzeciego wymiaru. I już mamy kulę. A co potem? Podnieśmy coś do potęgi czwartego wymiaru. W słynnej powieści science fiction Marka Cliftona Star bright hiperkostka Tesserakt służy jako duchowy wehikuł do uzyskania paranormalnych (ezoterycznych) zdolności, włącznie z przenoszeniem się w przestrzeni i czasie. Jako plan do budowy realnego domu może nie zdaje egzaminu, ale jako środek medytacji (mandala) - kto wie? W Star bright hiperkostka jest stosowana w takim charakterze i daje magiczne efekty. W każdym razie ta droga nie jest całkiem wolna od ezoterycznych akcentów. Pozostaje ostatnia przeszkoda. Pytanie, czy cała ta teoria ma jakiekolwiek znaczenie praktyczne. Bez niego istoty czterowymiarowe musiałyby pozostać taką samą abstrakcją jak (tylko matematycznie) podniesiona do potęgi czwartego wymiaru przestrzeń albo zakrzywienie czasoprzestrzeni. Cóż więc musiałoby zwrócić uwagę dwuwymiarowego matematyka, który by płasko i skromnie prowadził swoje badania, nie wiedząc, że robi to na powierzchni kuli? Stwierdziłby on ku swemu przykremu zaskoczeniu, że coś się nie zgadza z pewnikami euklidesowej geometrii (o ile są mu znane). Suma kątów trójkąta, rysowanego na powierzchni wspomnianej kuli, byłaby za duża. To rezultat zakrzywienia, które musi pozostać niepojęte dla dwuwymiarowego matematyka, jeśli nawet nauczy się je obliczać. A w naszym trójwymiarowym świecie? Czy możemy zaobserwować i zmierzyć coś porównywalnego z tym, co byłoby nie tylko matematyczną abstrakcją, ale namacalnym faktem? Oczywiście. Także dla nas suma kątów byłaby większa, gdyby tylko rozpiąć trójkąt w przestrzeni kosmicznej. Poprzestaniemy na tym. Niech z tymi dziwacznymi zjawiskami - które wskazują na istnienie czterowymiarowych uskoków geometrii czasoprzestrzeni i dają się konkretnie obserwować i mierzyć szczególnie w dziedzinie supergrawitacji, soczewek grawitacji i innych podobnie egzotycznych spraw - zmagają się astrofizycy, co też robią z zaciekłością. Decydujące znaczenie ma zapewne jeden czynnik: istnieją wyższe płaszczyzny, na temat natury których można mieć różne zdania. Co może się na nich rozgrywać, czy można do nich jakoś dotrzeć, świadomie czy nieświadomie, i czy mogą być ojczyzną widmowych istot (czwartego wymiaru) - to inna sprawa. Istnieją pewne poszlaki, a ich ocena musi pozostać domeną każdego z osobna. Przez ten próg nauka nie jest w stanie się przebić. Także my powinniśmy się oprzeć pokusie nazbyt śmiałych spekulacji. Elementy kosmicznoezoterycznego puzzla leżą przed nami. Jaką mozaikę się z nich ułoży, to znowu sprawa prywatna. Niewątpliwie jest wiele możliwych mozaik, co całkiem się zgadza z duchem ezoteryki i fizyki kwantowej. Jak powiedział fizyk i autor science fiction Arthur C. Clarke: „Najnowocześniejszej nauki nie da się odróżnić od magii". Jak się zdaje, już dziś nie można odróżnić magii od nauki. Gdzie bowiem należy szukać różnicy między zjawiskiem tunelowym elektronów, które nurkują przez imaginacyjny czwarty wymiar i bezczasowo przeskakują z miejsca na miejsce, nie przebywając drogi (znowu całkiem konkretny proces), a zniknięciem markiza C.S. z zamkniętego pokoju na oczach świadków (co się zdarzyło 29 lipca 1928 r. na zamku Millesimo) albo brazylijskiego kupca Carlo Mirabelli (1889 - 1951), który również opuścił zapieczętowane pomieszczenie, mimo że nawet był skrępowany? Podobnie jak nasze widmowe elektrony, markiz i Mirabelli pojawili się w innym miejscu. Carlos Mirabelli dokonywał licznych takich „przeskoków w przestrzeni", przeważnie w biały dzień i nieraz na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Naukowcy kontrolowali go, przeprowadzali obserwacje - i stali przed zagadką. Mury, zamki, plomby na drzwiach i oknach w każdym razie nie stanowiły w tym przeszkody. W podobnie małym stopniu dwuwymiarowe więzienie (np. koło) może zatrzymać istotę trójwymiarową, ponieważ może je ona po prostu przekroczyć. Na ile trafne są te porównania, tego nie wiemy. Być może ludziom przytrafiają się przeżycia czterowymiarowe, które wykraczają poza ograniczenia tu i teraz, wczoraj, dzisiaj i jutro, a może wszystko jest całkiem inaczej. Może, może, może... Z tym „może" na ustach przejdziemy do zakończenia. Obserwowaliśmy wiedzę ezoteryczną pod różnymi kątami i wydobyliśmy na światło dzienne sprawy fascynujące. Naturalnie nie wszystko, jednak trudno było tego oczekiwać. Podobnie jak wielowarstwowi i różnorodni są ludzie kroczący śladem wiedzy ezoterycznej, aby zrozumieć to, czego nie ma w podręcznikach szkolnych i/lub wzbogacić swój byt przez tę wiedzę, tak wielowarstwowa jest też sama wiedza ezoteryczna. Niejednego musiało więc zabraknąć, nie zabrakło natomiast - mam nadzieję - nici przewodniej. Próba, którą tu podjęliśmy, miała służyć inwentaryzacji tych zjawisk, których nie można tak po prostu zmierzyć, zważyć, zaklasyfikować i racjonalnie wyjaśnić, a które mimo to są ważne w życiu wielu ludzi. Już choćby z tego powodu nie wolno ich lekceważyć. Podobnie jak osób nimi zainteresowanych. Niech więc ostatnie słowo należy do Nielsa Bohra. Ten wybitny uczony, który tak mocno wierzył w komplementarność wszystkiego, że zaprojektował dla siebie herb, którego centralnym motywem były symbole jin i jang, powiedział: „Głęboka prawda to takie stwierdzenie, którego przeciwieństwo jest również głęboką prawdą".

hjdbienek : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz