maj 04 2009

Krótki tymczasowy bilans


Komentarze: 0

Fizyka powiada: wszędzie i w każdym czasie istnieje świadomość, a psychologia dodaje: tu i teraz jest tylko naszym odczuciem, ponieważ od dziecka zostaliśmy tak wychowani (przez pranie mózgu w celu uzyskania „zdrowego rozsądku"). Nasuwa się wniosek odwrotny, że techniki ezoteryczne cofają ten efekt wychowania - i już nasz duch dostaje skrzydeł. Ten wgląd wyda się nam znajomy. Jak jednak przedstawia się sprawa innej strony (mam na myśli wykorzystanie w praktyce)? Dr Jack Sarfatti, przewodniczący Grupy Badań Fizyki i Świadomości, opuścił już płaszczyznę teoretyczną (w tym przypadku chyba również filozoficzną) i pracuje nad systemem informacyjnym szybszym od światła na bazie tego wszystkiego, co właśnie poznaliśmy (zgłoszenie pantentowe USA nr 071165 z 12 V 1978). Inni wynalazcy podobno starają się opracowywać podobne konstrukcje, gdy tymczasem Rosja według słów zachowującego anonimowość naukowca z dziedziny fizyki jądrowej podobno już eksploatuje takie urządzenie. No cóż. W każdym razie okazuje się, że istnieją jeszcze inne paranormalnoezoteryczne patenty oprócz patentu Karela Drbala na energię piramidy nr 93304. Kolejny patent ezoteryczny jest zresztą jeszcze w przygotowaniu. Rosyjski naukowiec Gienadij Siergiejew opracowuje obecnie przyrząd do psychometrii przedmiotów, przypominający „retrospektyw" z klasycznej powieści science fiction Kurta Lasswitza Auf zwei Planeten. Tu podamy małe wyjaśnienie: pojęcie psychometrii zostało ukute w XIX w. przez profesora Rhodesa Buchanana, który w badaniach statystycznych dowiódł, że bardzo wiele ludzi identyfikuje materiały przez dotykanie (także pod przykryciem), czyta treść zapieczętowanych listów i może określić sytuację autora (więcej o tym w mojej książce. Niewytlumaczalne zjawiska). Krótko mówiąc, przy odpowiednim treningu prawie każdy może odbierać informacje dotyczące przeszłości Ziemi, przedmiotów itd. Gurdżijew mówił w związku z tym o „zbiornikach wiedzy" (świętych miejscach, starych lub sakralnych, i innych obiektach), z których można ją świadomie czerpać. On sam podaje, że w ten sposób doszedł do głębokich odkryć, między nimi „prawa trzech i siedmiu". Wracajmy do „nadświetlnego telefonu". Carl Sagan w każdym razie wyraził się o projekcie Sarfattiego pozytywnie, choć z lekką ironią. Całe to zamieszanie niewiele pewnie obeszło tego ostatniego, ponieważ, jak się zdaje, ma on skłonność do egzotycznych koncepcji (zastanawiał się np. nad zdarzeniami kwantowymi, jakie mogą mieć miejsce w czasie akcji gięcia łyżek na odległość przez Uri Gelera; hasło: tachyonic link - powiązanie tachioniczne). Sarfatti wątpi, aby Rosjanie mieli system telekomunikacji nadświetlnej. Jednak spodziewa się tego po cywilizacjach pozaziemskich. Na uwagę Sagana, że takie próby kontaktu z istotami pozaziemskimi są „skazane na niepowodzenie", Jack Sarfatti odpowiedział, iż próby Carla Sagana i jego współpracowników nawiązania kontaktu z kosmitami przez radio są przejawem „szowinizmu elektromagnetycznego". To oryginalny spór uczonych, ożywczy w porównaniu ze śmiertelnie poważnymi dyskusjami, do których jesteśmy przyzwyczajeni w innych przypadkach. Co ciekawe, również korzenie naukowych hipotez, koncepcji i w ostatecznym rezultacie praktycznych prób zastosowań podejmowanych przez Jacka Sarfattiego mają nie całkiem codzienną naturę. Można by je nazwać mistycznymi. Aby to zrozumieć, musimy poznać do końca jego wnioski w związku z nowym pojmowaniem świata przez fizykę kwantową. Są one doprawdy równie komiczne jak skrajne. Postulował on, że poniżej płaszczyzny czasoprzestrzeni wszechświata, postrzeganego przez nas, znajduje się (na co miał nadzieję Einstein, co zakładał Bohm, a co odkryli Bell i Aspect) subkwantowy świat jednostek informacji. Można im nadać różne nazwy: kwanty informacji, mikrointeligencje itd. Stanowią one hardware wszechświata. Software stanowi „kosmiczny kit". Jeśli Sarfatti ma rację - a wszystko na to wskazuje - to informacja przenika wszystko i jest ukrytym parametrem narzucającym piance kwantowej program, który scala znany nam wszechświat i określa stałe przyrody. Jeśli rozważyć cechującą cząstki elementarne podstawową potrzebę tworzenia wzorów, to myśl o „kosmicznym programowaniu" brzmi przekonująco (pamiętajmy: my też jesteśmy „wzorami", „odciskiem" wszechświata, manifestacją niepojętego stworzenia...). Cytat z Sarfattiego: „Według twierdzenia Bella inteligencja (informacja) musi w systemie występować wszędzie, jeśli gdzieś w nim jest reprezentowana". Tak więc cały wszechświat, każda cząstka, ma swój udział w informacji. Koło się zamknęło. Najwidoczniej duch poszczególnych ludzi może w określonych warunkach (techniki ezoteryczne, przeżycie „Eureka!", wzburzenie...) „dostroić się" do tego kosmicznego systemu informacyjnego i operacyjnego (hasło: channeling) świadomie albo nieświadomie. Równie dobrze może dochodzić do wzajemnych oddziaływań bez bezpośredniego udziału człowieka (hasło: parapsychologia). Róg obfitości wiedzy ezoterycznej jest wprost niewyczerpany. Wróćmy do Sarfattiego. Jak sam opowiada, jego zainteresowania naukowe zostały zbudzone już za młodu serią tajemniczych telefonów. Ktoś (albo coś) z drugiej strony przewodu twierdził, że jest „pozaziemskim komputerem" i w różowych kolorach malował intelektualne radości studiów nad fizyką. Jack Sarfatti do dziś nie umie wyjaśnić tych telefonów. Wciąż jeszcze się waha, czy głos w słuchawce należał do jakiegoś żartownisia, istoty pozaziemskiej, komputera kosmicznego czy agenta CIA. W każdym razie nie jemu jednemu zdarzyło się coś takiego, jeśli dać wiarę własnym relacjom danej osoby. Amerykański pisarz Morgan Robertson nigdy nie przestał twierdzić, że przy pisaniu opowiadania Fu tility, później nazwanego The Wreck of the Titan (stanowiącego najsłynniejszą pisemną przepowiednię wszystkich czasów), pomagał mu astralny współautor. Neurolog dr Andrija Puharich informuje, że w czasie zakrojonych na wielką skalę badań nad Uri Gellerem (które doprowadziły do napisania książki Uri) odbierał stale przesłania od rzekomo pozaziemskiej istoty mówiącej głosem podobnym do komputerowego. Amerykański pisarz John A. Keel wylicza w swoich książkach aur Haunted Planet oraz The Mothman Prophecies setki świadków, którzy na przestrzeni trzydziestu lat otrzymywali podobnie zagadkowe telefony, a wśród nich ponure napomnienie: „Obudźcie się, wy tam na dole!" Nie można zresztą powiedzieć, aby robiło to szczególne wrażenie; skoro istnieje tak wielu anonimowych rozmówców telefonicznych, którzy się wyspecjalizowali w treściach seksualnych, dlaczego nie mieliby być również tacy, którzy mają fioła na punkcie mistyki i istot pozaziemskich? To całkiem możliwe, jednak kryje się za tym coś więcej. Doświadczenia doktora Puharicha wykraczają bowiem poza wspomniane przesłania. W czasie roboczej sesji neurologa z pewnym Hindusem nazwiskiem Vinod ten ostatni zaczął nagle przemawiać innym głosem. Posługujący się nim z angielskim akcentem egzotyczny mówca oświadczył, że jest członkiem „dziewięciu zasad i sił". Choć było to dziwne zdarzenie, dr Puharich odłożyłby zapewne próbę komunikacji ze strony owych „nadludzkich inteligencji" ad acta, gdyby nie spotkał w Meksyku rodziny lekarza, która miała dobre kontakty z „dziewięcioma zasadami i siłami". Sednem sprawy przy tym jest fakt, że przekazywane przez tę rodzinę informacje były dokładnie dalszym ciągiem obecnej wiadomości dla doktora Puharicha, przesłanej via doktor Vinod. W 1971 r. dr Puharich otrzymał telefoniczną wiadomość, że jego znajomy, brazylijski uzdrawiacz, poniósł śmierć w wypadku; nastąpiło to kwadrans przedtem, zanim ów senor Arigó zginął w swoim samochodzie. Nawet otwarci naukowcy i rzecznicy najśmielszych teorii niewiele tu mogą wymyślić. Jack Sarfatti na przykład jeszcze najbardziej skłania się ku temu, by przypisać telefony od jego kosmicznego komputera pewnemu rodzajowi wstecznej przyczynowości, jaką już zarysował w koncepcji tachyonic linko. W jego obrazie łączy się wszystko harmonijnie, aczkolwiek dziwacznie: wszechświat jako mega-mega-megakomputer i wydarzenia subkwantowe jako mikro-mikro-mikrostruktury półprzewodnikowe wygodnie ułożone w nieskończonym oceanie informacji. Jasne, że zgłębianie jej pochodzenia musi pozostać zastrzeżone dla teologów i filozofów. Do tej samej dziedziny należy także jego patent nadświetlny nr 071165. Uosabia on pozazmysłowe prądy mózgu w taki sposób, w jaki komputer odzwierciedla czy też ma odzwierciedlać logiczną aktywność mózgu. A więc do tego już doszło, że komputery przejęły władzę nawet w kosmosie i w jądrze atomu. Bez obawy, pojęcie „komputera" jest tylko analogią, która wskazuje na prawidłowości, nie zaś na mechaniczne procesy. Tych bowiem się nie znajdzie ani w komputerach ostatniej generacji - które zaczynają już prezentować coś w rodzaju „natury Buddy" - ani w nowoczesnej kosmogonii. Natomiast co można łatwo znaleźć, to ezoteryczny pierwiastek w fizyce i fizyczny pierwiastek w wiedzy ezoterycznej - i ukrytą jedność obu. Rozciągający się bez końca przez przestrzeń i czas ocean informacji pełen bezczasowych powiązań mógłby być tą jednością. Jednością, w której my (jako ukryty parametr) mamy decydujący udział. Budujący obrazek, przedstawiający wiedzę ezoteryczną i naukę jako pogodzonych ze sobą, dawniej wrogich braci. A przy tym zawsze istniały wspólne punkty, których wystarczyło tylko poszukać; z czym też od razu wiązały się problemy. Nawet nauki przyrodnicze z wahaniem zrastają się w integrujące całościowe struktury (np. biofizyka, nowa dyscyplina naukowa, która prawie z miejsca wydała rewolucyjne odkrycia na temat powstania życia, natury raka i wielu innych zagadnień). O ileż bardziej problematyczna musi oczywiście być np. synteza fizyki, parapsychologii i jogi kundalini. Spróbujmy tego jednak dokonać na przykładzie. Istnieje zjawisko spontanicznego samospalenia (Spontaneous Human Combustion, SHC). Tutaj powiemy tylko tyle: Wciąż się zdarza, że ludzie nagle stają bez przyczyny w płomieniach, które ich trawią w niepojęty sposób na popiół, pozostawiając przy tym nienaruszone wszystko wokół (czasem nawet ich własne ubranie nie ulega zniszczeniu). Procesy te są fizycznie niewytłumaczalne. A teraz przejdźmy do naszej - czysto teoretycznej - hipotezy, która jest możliwa tylko pod warunkiem połączenia fizyki z wiedzą ezoteryczną. Jakie podstawy miałaby teoria głosząca, że dochodzi z nieznanych powodów do wybuchu energii czakranów, która błyskawicznie spopiela dane osoby? No dobrze, a jak miałoby się to odbywać z punktu widzenia nauk przyrodniczych? Na pograniczu nowej fizyki, tam gdzie względność spotyka się z fizyką kwantową, napotykamy dziwną „energię próżni". Na podstawie obliczeń, którymi nie będziemy się męczyć, teoria kwantowa kojarzy z nieobecnością materii nie - jak nakazywałby rozsądek - zero, ale dużą pozytywną wartość, W na jednostkę objętości. Kontrowersyjny i znany fizyk Richard Feynman, jeden z twórców elektrodynamiki kwantowej, obliczył masę ekwiwalentną na jednostkę objętości. Wyszło mu około dwóch miliardów ton na centymetr sześcienny. Masa ta, przemieniona według genialnego wzoru Einsteina E = mc2, dostarczałaby dość energii, aby doprowadzić do wrzenia wszystkie morza naszej planety. I to, zauważmy, tylko w jednym centymetrze sześciennym. Był to, podkreślam, tylko przykład. Nikt nie reprezentuje tezy, że SHC jest energią czakranów wybuchającą z próżni. Zamiast tego chcemy apelować o „myślenie oboczne", jak to się nazywa w psychologii, myślenie „w poprzek systemu", w celu wkroczenia na nowe drogi. To właśnie tu robimy. Powstaje oto równie nowy jak - z punktu widzenia wiedzy ezoterycznej - stary obraz bytu, według zasady „Jak w górze, tak na dole", gdzie jedno zawiera się w drugim i na odwrót. W obrazie tym jest miejsce dla astrologii, radiestezji, channelingu, mocy piramidy, wiadomości z zaświatów, reinkarnacji, duchów opiekuńczych i wielu innych spraw. Właściwie dla wszystkiego. Nie ma konkurencji. Nauka nie „kasuje" wiedzy ezoterycznej - ani na odwrót. Dlaczego miałoby tak być? Części, które mają swoje miejsce, nie muszą go bronić kosztem innych. W gruncie rzeczy sprawa jest jasna. A więc krąg się zamknął. Mistyczne fakty zmusiły naukę do wypadu na dziwaczne nowe terytoria tylko po to, by stwierdzić, że dla innych wcale nie były one takie nowe. Tylko że tamci nie przemawiali językiem równań i abstrakcyjnych symboli, to cała różnica. „Temat rozmowy" naukowców i ezoteryków jest jednak ten sam: człowiek i kosmos, duch i materia, świat niematerialny... Synchroniczność, „kosmiczny kit", świadomość światowa - różne nazwy na określenie tego samego? Być może. Niektórzy naukowcy powiedzieliby nawet: bardzo prawdopodobne. W końcu eksperymenty jednoznacznie pokazują hardware (fale/cząstki, kwanty informacji) i software wszechświata (program, sama informacja, plan uniwersalny). Takie eksperymenty co prawda, w których ma jeszcze coś do powiedzenia także świadomość obserwatora. Przypomnijmy sobie wniosek laureata Nagrody Nobla doktora Briana Josephsona, że różne rezultaty doświadczeń w Europie i w USA, przeprowadzonych w takich samych warunkach, można przypisać różnym oczekiwaniom europejskich i amerykańskich eksperymentatorów. Występują nawet jeszcze daleko bardziej groteskowe oddziaływania zwrotne i zbieżności. Nie ma w tym nic nowego, nowy jest jedynie fakt zajmowania się tymi sprawami. Dawniej wiele z nich wmiatano pod dywan. Naukowca, który by je wydobył i zaczął rozpatrywać, spotkałby taki sam los jak archeologa Fredericka Bonda, który odkrył opactwo Glastonbury dzięki pomocy spirytualnej - i poinformował o tym. W naszych czasach docierają do nas informacje o całkiem innych jeszcze osobliwościach, i to pochodzące od renomowanych uczonych, nierzadko przedstawiających od razu całe teorie, od których włos się jeży na głowie. Element fantastyczny zaczęto dopuszczać na salony, ponieważ nie można mu było dłużej zaprzeczać. Zapanowała nawet przeciwna tendencja: nauka szuka go i podejmuje wyzwanie. Do takich konfrontacji stosuje się niemal wszelkie dostępne środki. Odpowiednio dziwaczne bywają uzyskiwane wyniki. Niech to pokaże ostatni, szczególnie zabawny przykład. Pewnego razu Saul-Paul Sirag, wiceprzewodniczący Grupy Badań Fizyki i Świadomości Jacka Sarfattiego, zażył LSD, aby się dowiedzieć, czy w zmienionym stanie świadomości zdoła ujrzeć rzekomą istotę pozaziemską, która, jak twierdził poddawany wówczas badaniom Uri Geller, miała stać za nim. Zapoczątkowało to wprost psychodeliczną reakcję łańcuchową. Sirag zobaczył głowę sokoła. Sześć miesięcy później dokładnie ta sama głowa sokoła pyszniła się na okładce ulubionego magazynu Siraga „Analog". Rysunek ten był ilustracją do opowiadania The Horus Errand i przedstawiał znanego sokoła Horusa z mitologii egipskiej. Dr Andrija Puharich -jak wiadomo autor książki Uri - nic nie wiedział o osobliwym przeżyciu Siraga, kiedy powiedział, że Uri Geller zidentyfikował swojego pozaziemskiego partnera jako sokoła i nadał mu imię „Horus". Obok sokoła na okładce „Analog" widniała twarz należąca do medium z Teksasu nazwiskiem Ray Stanford. Człowiek ten podawał, że miał tajemnicze przeżycia z Uri Gellerem i sokołem. Autor ilustracji na okładce, Kelly Freas (słynny rysownik science fiction), który połączył w niej twarz Stanforda i głowę sokoła, nigdy nie spotkał Teksańczyka. Freas oddał rysy Stanforda nieświadomie. Kompletne szaleństwo! Prawda? Ależ skąd. Sarfatti i Sirag nie widzą w tych dziwacznościach powodu do zdenerwowania. Nie traktują ich ani jako złudzenie zmysłów, ani jako interwencje sił pozaziemskich, ale jako wiązkę logicznych dowodów na Bella zwrotne oddziaływanie subkwantowe niezależne od czasu i miejsca. Powinniśmy jednak jeszcze kontynuować jedno rozumowanie. Chodzi o kwestię możliwego punktu końcowego procesu zrastania się człowieka i kosmosu, który uruchomiła ewolucja, który stara się obliczyć nauka, a któremu naprzeciw wychodzi wiedza ezoteryczna. Czy mogą istnieć jeszcze wyższe szczeble ponad najwyższą ze znanych form inicjacji? Albo też jak wysoko można się wznieść? Jeśli nawet na nas robi niezwykłe wrażenie to, czego się dowiadujemy o ezoterykach i magach, może to być tylko wierzchołek góry lodowej. Wiedza ezoteryczna sugeruje istnienie tej góry, jednak nie przekazuje wielu zrozumiałych informacji na jej temat. Podobnie jak na temat tego, jak należy sobie wyobrażać „ostatni szczebel inicjacji" (o ile w ogóle można to sobie wyobrazić). Czy nauka mogłaby tu dostarczyć jakichś wskazówek, choćby niechcący? Byłoby to możliwe do pomyślenia. Zrekapitulujmy krótko, jakie wrażenie wywierają na nas istoty ezoteryczne, które muszą być umiejscowione na jednym z najwyższych szczebli hierarchii ezoterycznej. Są niczym duchy, dla których, jak się zdaje, nie istnieje przestrzeń, czas ani przeszkody materialne. Przenoszą się z przyszłości w teraźniejszość, i na odwrót, materializują się, gdzie chcą, nie może ich zatrzymać żadne więzienie ani zranić żadna broń. Czy takie zdolności można by było zdefiniować także naukowo? Oczywiście. My jesteśmy istotami trójwymiarowymi, dla których obowiązuje tu i teraz, dzisiaj i wczoraj. Mury mogą nas zatrzymać. Wędrujemy z jednej miejscowości do drugiej, przebywając pewną drogę. Zakrzywienia przestrzeni, wymiary ente i inne istotne cechy naszego wszechświata są niedostępne naszemu oglądowi (jako „tłumacza" potrzebujemy matematyki). Nasze mózgi są organami redukcyjnymi, które transformują misterium stworzenia do jedynie trzech wymiarów. Co jednak byłoby w zasięgu możliwości takiej formy życia, której ojczyzną jest czwarty wymiar albo która przyswoiła go sobie drogą rozwoju?

hjdbienek : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz