Łączność z morzem informacji
Komentarze: 0
Znany pisarz angielski Colin Wilson, który wiele publikuje na temat nauk interdyscyplinarnych i dziedzin pokrewnych (jego chyba najbardziej znanym dziełem jest The Decult), pisze o takim przeżyciu w swojej książce Beyond the Decult. W 1972 r. badał on zdolności Roberta Leftwicha, znanego różdżkarza. Pod kierunkiem Leftwicha Wilson próbował zlokalizować podziemną żyłę wodną. Z różdżką w ręku poszedł przodem i oddalił się od Leftwicha, który odwrócił się do niego tyłem. Kiedy Colin Wilson znalazł się nad podziemnym ciekiem wodnym, różdżka w jego ręku zadrżała. W tej samej chwili Leftwich zawołał: „Stop, jest pan dokładnie na miejscu!", mimo że patrzył w przeciwnym kierunku. Co prawda normalnie nie mamy takiego wsparcia. Na szczęście udaje się i bez tego. Tak więc znowu jesteśmy przy temacie. Trzeba się otworzyć, zajmować tymi zagadnieniami itd. - to nie są zbyt jasne wskazówki. Co konkretnie powinno się zrobić? Całkiem po prostu posługiwać się wahadełkiem. Na początek raczej nie zaleca się uprawiania różdżkarstwa, a poza tym wahadełko daje generalnie większe możliwości (szczególnie do użytku domowego). Także w fazie nauki... Szkoła podstawowa: jak prawidłowo posługiwać się wahadełkiem. Wspomniany już angielski archeolog Te. Lethbridge odnosił sukcesy posługując się jako wahadełkiem kulką z leszczynowego drewna zawieszoną na sznurku o długości przeszło jednego metra; tymczasem inny różdżkarz, Willie Donaldson z Yorkshire, stosuje w charakterze „różdżki" monetę jednopensową, która w momencie odebrania sygnału zaczyna podskakiwać na jego wyciągniętej płasko dłoni. Przykłady można ciągnąć w nieskończoność, charakteryzując całą dziedzinę radiestezji. Wynika stąd w tym momencie następujący przyjemny wniosek: problem materiału możemy pominąć i nie musimy się zastanawiać, jakiego wahadełka użyć. Wprawdzie spotykane są najróżniejsze rodzaje i formy wahadełek, wprawdzie różnią się one materiałem (niektórzy radiesteci przysięgają, że muszą one być ze złota albo srebra), wprawdzie dyskutuje się na temat wagi, długości sznurka i innych spraw - jednak to wszystko nie stanowi de facto rzeczywistego problemu. Oczywiście, prawie każdy radiesteta pracuje tylko ze swoim wahadełkiem i gdyby użył cudzego, uzyskałby zapewne skromne albo zgoła żadne wyniki, ale nie zależy to od tego, czy korzysta z właściwego wahadełka, ale od jego decyzji wyboru jednego egzemplarza z bogatej palety. Staje się on wtedy jego wahadełkiem, a zatem prawidłowym dla niego (gdyby tak nie było, istniałby tylko jeden jedyny rodzaj wahadełka nadającego się do pracy, o ściśle określonych wymiarach, materiale, kształcie, masie itd.). A więc całkiem po prostu wybieramy takie wahadełko, jakie nam odpowiada. Nie będziemy wprowadzać dodatkowego zamieszania podziałem wahadełek na syderyczne (gwiazdowe) i fizyczne (ziemskie). Podział ten jest bowiem sztuczny i wynika z dążenia człowieka do systematyzacji, nie zaś z natury radiestezji. Jeszcze raz powtórzmy: dobre jest każde wahadełko, nawet klucz zawieszony na sznurku albo podobny przedmiot. Teraz praktyka. Jak najlepiej trzymać wahadełko? Istnieją najróżniejsze postawy. Najpowszechniej stosuje się chyba najpraktyczniejszy sposób trzymania nitki albo łańcuszka między kciukiem a palcem wskazującym ręki pracującej (tak więc leworęczni bynajmniej nie są pokrzywdzeni). Równie dobrze nitka wahadełka może być zakończona pętelką albo pierścieniem, które wsuwamy na wyciągnięty palec (zazwyczaj wskazujący), tak aby wahadełko zwisało jak hak dźwigu. Wszystko zgodnie z osobistym gustem. Ważne jest tylko, aby wahadełko zwisało swobodnie i mogło się bez przeszkód poruszać. Można korzystać z wahadełka na stojąco albo siedząco - jeśli ktoś koniecznie chce, to także na leżąco. Zwykle jednak wybiera się postawę siedzącą. Powinni z niej korzystać początkujący. Siedzimy zatem przy stole, ze zgiętym ramieniem, a wahadełko zwisa na nitce albo łańcuszku na wysokości kilku centymetrów nad blatem stołu albo nad przedmiotem, na którym chcemy się wprawiać. Teraz kolej na część duchową. Jej także nie powinno się zaczynać bez należytego przygotowania. Jest oczywiste, że ćwiczeń z wahadełkiem nie będziemy robić pospiesznie w czasie przerwy obiadowej. Nie powinniśmy się do nich także zmuszać, kiedy jesteśmy w stresie, w nerwach, świeżo po kłótni albo gwałtownym wzburzeniu. To samo zalecenie dotyczy oczekiwanych konfliktów i ciężkich zmartwień: trzeba wtedy dać sobie spokój z radiestezją. Nie mając czasu i spokojnej głowy nie warto w ogóle zaczynać. Choć zabrzmi to trywialnie, trzeba powiedzieć, że ranne ptaszki nie powinny się posługiwać wahadełkiem wieczorem i odwrotnie. Tak więc warunki wstępne zostały spełnione. Najpierw staramy się całkiem rozluźnić i uspokoić wewnętrznie. Zacięta koncentracja ze ściśniętymi szczękami daje skutek odwrotny, ponieważ właśnie nie pozwala się rozluźnić. Po kilku minutach swobodnego błądzenia myślami, kiedy już poczujemy się rozluźnieni, zaczynamy w duchu przemawiać do naszego wahadełka, na przykład: „Wahadełko, pokaż mi, kiedy będziesz gotowe do udzielenia odpowiedzi" . Przez jakiś czas nic nie będzie się działo, potem jednak w większości przypadków wahadełko zacznie wykonywać ruchy. Najpierw będą one słabe i trudne do zauważenia, potem jednak bardziej zdecydowane. Czy przez to już otworzyliśmy okno do wiedzy kosmicznej? Trochę je uchyliliśmy, ale powstała tylko wąska szczelina. To postępowanie przypomina jeszcze wspomniane ćwiczenie podstawowe, w którym można wywołać dowolne ruchy wahadełka, co jednak demonstruje rzeczywiście tylko tyle, że ręka się porusza na rozkaz ducha. Mimo tych podobieństw chodzi tu o dalszy krok, zmierzający w zupełnie innym kierunku. Stosuje się przy tym jedynie tę samą technikę. „Sztuczka" polega na odwróceniu zasady. Najpierw dowiedliśmy nieświadomego oddziaływania na wahadełko, a teraz żądamy od niego, aby nas poinformowało, jeśli przypadkiem znajdziemy się „na tej samej długości fali" z jakimś fragmentem informacji, snującym się po czasoprzestrzeni. Podobne zjawiska dokonują się najwidoczniej nieustannie, tylko my tego nie zauważamy albo jeśli nawet zauważamy, to tylko bardzo, bardzo mgliście. Ogarnia nas nieokreślone uczucie, nachodzą nas obce wrażenia, dziwne myśli, jesteśmy poirytowani. Takie stany szybko przemijają, podobnie jak kiedy w czasie przeszukiwania pasma częstotliwości w radioodbiorniku stale odbiera się wciąż nowe, odległe stacje, których sygnały są jednak tak niewyraźne i słabe, że trudno je usłyszeć, a pomiędzy nimi słychać tylko szumy. Należałoby więc zatrzymać się przy każdym sygnale, spróbować go wzmocnić i dokładnie dostroić odbiornik. Jak się zdaje, radiestezja jest instrumentem służącym do takiego wzmocnienia i dostrojenia. Albo inaczej, idąc dalej tropem naszego porównania, można powiedzieć, że nasze ciało, czy też raczej nasz duch, to aparat odbiorczy, a wahadełko lub różdżka to anteny, dzięki którym się dowiadujemy, że powstaje możliwość dostrojenia. Dla nas oznacza to zadanie pytania, jaka wiadomość akurat nadeszła. W tym celu jednak trzeba najpierw ustalić kod porozumiewawczy między wahadełkiem a radiestetą, można powiedzieć: wspólny język. Tak więc gdy wahadełko się odezwało, zabieramy się do wypracowania takiego języka. „Bazę rozmowy" tworzy się poleceniami takimi jak: „Pokaż mi, jak będziesz odpowiadać TAK, a jak NIE, jak dasz znać, że muszę inaczej sformułować pytanie itd..." Można by sądzić, że możliwości poruszania się wahadełka są bardzo ograniczone: dwa rodzaje krążenia oraz kołysanie się tam i z powrotem wzdłuż albo w poprzek linii poprowadzonej od nas do badanego przedmiotu. Tak jednak nie jest. W trakcie dialogu może się wykrystalizować cały system kodów (ruchy eliptyczne, koła i wahania o różnej amplitudzie i wiele innych). Ten całkowicie indywidualny alfabet stanowi osobistą komunikację z wahadełkiem. Fakt, że wielu radiestetów jest w stanie pracować tylko przy użyciu swego własnego instrumentu i musi go oczyszczać, kiedy dotknie go ktoś inny, jest, co wysoce prawdopodobne, rezultatem tylko i wyłącznie przekonania, że tak właśnie musi być. Teoretycznie każdym wahadełkiem można odebrać osobiście wypracowane sygnały, ponieważ wahadełko wzmacnia jedynie słabe sygnały ciała. W praktyce na pewno lepiej jest stosować zawsze określone wahadełko, ponieważ zażyłość i przyzwyczajenie stanowią silne czynniki psychologiczne (także w przypadku przedmiotów martwych) - a nasza psychika odgrywa dużą rolę w subtelnej sztuce radiestezji. Tak więc została wyrobiona baza rozmowy, a antena, można powiedzieć, jest wyregulowana. Teraz można by się zabrać do poszukiwania stacji, którą chcemy usłyszeć. W łączności radiowej w takim celu trzeba obracać anteną. Radiesteta ma nawet ułatwione zadanie, wystarczy, że się skoncentruje na określonym pytaniu. Najwidoczniej wtedy w jakiś sposób - nikt nie potrafi powiedzieć jak i dlaczego - duch człowieka zaczyna jak gdyby przeszukiwać astralne „pasma częstotliwości". Samo się narzuca porównanie z radarem wysyłającym coś w rodzaju duchowej wiązki fal przeczesującej wszechświat, aż trafi na poszukiwane echo. Jakkolwiek to się odbywa, wcześniej czy później zostaje znaleziona potrzebna i gdzieś przechowywana informacja. Wtedy „coś" się dzieje (można by to określić jako rezonans w najszerszym rozumieniu, jednak tu już w gruncie rzeczy opuściliśmy płaszczyznę obiegowych codziennych pojęć). Wahadełko zaczyna się poruszać. Można teraz zadawać dalsze pytania, uzyskaliśmy bowiem bezpośrednią łączność z wiedzą kosmiczną (polem morfogenetycznym, oświeceniem, kosmiczną intuicją, morzem informacji).
Dodaj komentarz