paź 27 2009

OSIEM ŚWIATOWYCH DHARM


Komentarze: 0

Czy powinniśmy próbować wykorzenić uczucia związane z przyjemnością i cierpieniem, stratą i osiąganiem, pochwałą i naganą, sławą i niesławą? O wiele praktyczniej jest poznać je, zobaczyć, jak nas zniewalają, jak zniekształcają nasze widzenie rzeczywistości - i jak nietrwała jest ich natura. Wówczas to osiem światowych dharm pomoże nam poglębić naszą mądrość, dobroć i szczęście. Wśród tradycyjnych buddyjskich nauk na temat lęku i nadziei znajdujemy wyjaśnienia dotyczące tzw. ośmiu światowych dharm. Są to cztery pary przeciwieństw przyciągające naszą uwagę - cztery źródła zadowolenia, do których jesteśmy przywiązani, oraz cztery źródła niezadowolenia, które omijamy. Podstawowe przesłanie zawarte w tych naukach mówi, że jeśli dajemy się schwytać w sidła ośmiu światowych dharm, to będziemy cierpieć. Po pierwsze, lubimy przyjemności, jesteśmy do nich przywiązani, nie znosimy natomiast bólu. Po drugie, lubimy pochwały, jesteśmy do nich przywiązani, a chcemy uniknąć krytyki i nagany. Po trzecie, cenimy sobie sławę i jesteśmy do niej przywiązani, źle natomiast znosimy niesławę i staramy się przed nią ustrzec. I wreszcie, pragniemy osiągać, zdobywać to, czego chcemy, nie lubimy zaś tracić tego, co mamy. Według tej nauki, uwikłanie w owe cztery pary przeciwieństw - przyjemności i cierpienia, osiągania i straty, sławy i złej reputacji, pochwały i nagany - jest przyczyną naszego uwięzienia w sansarze. Kiedy jest nam dobrze, nasze myśli krążą zwykle wokół tego, co lubimy, a więc wokół zysku, zaszczytów, przyjemności i sławy. Natomiast kiedy czujemy się źle, kiedy jesteśmy rozdrażnieni, mamy wszystkiego dosyć, nasze myśli i uczucia skupiają się przypuszczalnie wokół bólu, straty, niesławy lub nagany. Weźmy dla przykładu pochwałę i naganę. Ktoś podchodzi do nas i mówi: "Jesteś stary". Jeśli akurat chcemy być postrzegani jako starzy, to słowa te wprawiają nas w dobre samopoczucie. Mamy wrażenie, że ktoś nas docenił. Odczuwamy je jako swego rodzaju pochwałę. Jest nam przyjemnie, a nasze poczucie wartości rośnie. Ale załóżmy, że od roku mamy obsesję na punkcie swoich zmarszczek i kształtu podbródka. Wówczas słysząc te same słowa, poczujemy się urażeni. Odczujemy je jako naganę i doświadczymy płynącego z niej bólu. Nie potrzeba długich rozważań, żeby dostrzec, iż nasze nastroje zależą od interpretacji tego, co nas spotyka. Że zawsze znajdzie się coś, co spowoduje wahania nastroju. Poruszamy się w subiektywnej rzeczywistości, która stale wyzwala w nas reakcje emocjonalne. Ktoś komuś mówi: "Jesteś stary", a to wprawia jego umysł w określony stan - radość albo smutek, szczęście lub złość. Ktoś inny natomiast słowa te może odebrać zupełnie obojętnie. Prowadzimy rozmowy, odbieramy listy i telefony, spożywamy posiłki, coś się wydarza lub nie. Budzimy się rano, otwieramy oczy i przez cały dzień coś się dzieje, aż do momentu, gdy kładziemy się spać. Ale we śnie również wiele się dzieje. Śniąc, spotykamy ludzi i śledzimy wydarzenia. Jak na nie reagujemy? Czy przywiązujemy się do jakichś przeżyć? Czy odrzucamy inne albo też ich unikamy? Do jakiego stopnia dajemy się schwytać w sidła ośmiu światowych dharm? Jak na ironię, twórcami ośmiu światowych dharm jesteśmy my sami. Tworzymy je w reakcji na to, co się wydarza. Same w sobie nie są one niczym trwałym. My sami również nie jesteśmy niczym szczególnie trwałym. Tworzymy określony obraz samych siebie, który wciąż utrwalamy i staramy się ochraniać. Ale ten tak mocno przez nas chroniony wizerunek jest bardzo niepewny. W rzeczywistości to tylko wiele hałasu o nic: odpychanie i przyciąganie znikającej iluzji. Czy powinniśmy zatem próbować wykorzenić uczucia związane z przyjemnością i cierpieniem, stratą i osiąganiem, pochwałą i naganą, sławą i niesławą? O wiele praktyczniej jest poznać je, zobaczyć, jak nas zniewalają, jak zniekształcają nasze widzenie rzeczywistości - i jak nietrwała jest ich natura. Wówczas to osiem światowych dharm pomoże nam pogłębić naszą mądrość, dobroć i szczęście. Powiązania naszych emocji i nastrojów z przeżywaniem straty lub osiągnięcia, z pochwałą lub naganą i tak dalej, ujawniają się podczas medytacji. Medytacja pozwala nam obserwować, jak to, co zaczyna się od zwykłej myśli, najprostszej formy energii, szybko rozkwita w wielką przyjemność lub wielkie cierpienie. Musimy jednak wykazać się pewną odwagą, ponieważ lubimy przecież, gdy nasze uczucia koncentrują się wokół przyjemności, pochwał, sławy i posiadania. Lubimy pewność, że wszystko potoczy się pomyślnie. Lecz jeśli spojrzymy na konkretną sytuację uważnie, zobaczymy, że tak naprawdę nie mamy kontroli nad rozwojem wydarzeń. Doświadczamy za to rozmaitych zmiennych nastrojów i emocjonalnych reakcji, które bez końca pojawiają się i znikają. Czasami odgrywamy role jak w dramacie. Doznajemy na przykład dojmującego uczucia wściekłości, jak gdyby ktoś nas właśnie spoliczkował. Zaraz przychodzi jednak do głowy myśl: "Chwileczkę, o co tu chodzi?" Przyglądamy się sytuacji bliżej i widzimy, że, owszem, czujemy się, jakbyśmy nagle coś stracili albo jakby nas obrażono, ale nie ma ku temu żadnego powodu. Nie wiemy, skąd się wzięła ta myśl, ale wiemy już, że oto kolejny raz daliśmy się usidlić ośmiu światowym dharmom. W tym właśnie momencie możemy poczuć energię tej sytuacji i uczynić, co w naszej mocy, by pozwolić myślom odejść. Możemy dać sobie chwilę wytchnienia. Ponad całą tą wrzawą i niepokojem istnieje przestrzeń rozległego nieba. Właśnie tu, w samym centrum nawałnicy możemy zostawić wszystko i odprężyć się. Innym razem dajemy się ponieść zachwycającej i niezwykle przyjemnej wizji. Przyglądając się jej, uświadamiamy sobie, że bez wyraźnej przyczyny czujemy się, jakbyśmy właśnie coś osiągnęli, wygrali lub jakby ktoś nas pochwalił. Uczucie to pozostaje poza naszą kontrolą, jest całkowicie nieprzewidywalne, przypomina obrazy ze snu. A jednak się pojawia - światowe dharmy ponownie nas usidlają. Tak łatwo przewidzieć ludzkie reakcje. Najpierw rodzi się drobna myśl, potem się rozrasta i - nim zdążymy się zorientować - już tkwimy w sidłach nadziei i lęku. W VIII wieku n.e. pewien niezwykły człowiek sprowadził buddyzm do Tybetu. Nosił on imię Padmasambhawa - Zrodzony z Lotosu. Zwano go również Guru Rinpocze. Legenda głosi, że któregoś ranka przyszedł na świat, siedząc w kwiecie lotosu, który rósł pośrodku jeziora. Mówi się też, że to cudowne dziecko urodziło się w pełni oświecone i od samego początku wiedziało, iż natura zjawisk - zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych - nie jest rzeczywista. Jedynym, czego nie rozumiało owo dziecko, były sprawy codzienne. Guru Rinpocze był chłopcem bardzo ciekawym świata. Już pierwszego dnia życia zauważył, że wszyscy lgną do niego, bo jest promienny i piękny. Zauważył też, że kiedy bywa radosny i chętny do zabawy, ludzie cieszą się i nie szczędzą mu pochwał. Sam król był tak ujęty jego wdziękiem, że zabrał go do pałacu i traktował jak syna. Któregoś dnia chłopiec wziął rytualne przedmioty - dzwonek drilbu i metalowe berło zwane wadżrą - i poszedł bawić się na dach pałacu. Bardzo szczęśliwy, tańczył, dzwoniąc dzwonkiem i obracając wadżrą. W pewnej chwil, ulegając nagłemu kaprysowi, cisnął je w przestrzeń. Dzwonek i berło spadły na głowy dwojga przechodniów, zabijając ich na miejscu. Mieszkańcy miasta byli tak wstrząśnięci, że zażądali, by król wygnał Padmasambhawę. Jeszcze tego samego dnia chłopiec bez żadnego dobytku musiał odejść samotnie w nieznane. Dla tego mądrego dziecka była to dobra lekcja. Opowieść mówi dalej, że ten krótki, lecz intensywny kontakt z pochwałą i naganą był wszystkim, czego chłopiec potrzebował, aby zrozumieć powszednie działanie sansary. Od tego momentu porzucił nadzieję i lęk i z radością pracował nad przebudzeniem innych. My również możemy wykorzystać swoje życie w ten sposób. Możemy odnajdywać te dobrze znane pary przeciwieństw we wszystkim, co robimy. Zamiast automatycznie ulegać nawykowym wzorcom, obserwujmy swoje odczucia w momencie, gdy obsypują nas pochwałami. Obserwujmy, jaka jest nasza reakcja, gdy nas ganią, gdy coś tracimy lub osiągamy, gdy odczuwamy przyjemność lub ból. Czy jest to całkiem zwyczajne odczuwanie? Czy po prostu czujemy przyjemność lub ból? Czy może towarzyszy temu cała gama emocjonalnych interpretacji. Kiedy zaczynamy badać te zjawiska z ciekawością małego dziecka, przyglądać się im - dostrzegamy, kim jesteśmy i co robimy, a wtedy to, co wydaje się problemem, staje się źródłem mądrości. Ciekawość ta stopniowo wypiera z naszego umysłu to, co nazywamy cierpieniem ego lub egocentryzmem i zaczynamy widzieć wyraźniej. Do tej pory najczęściej ulegaliśmy przyjemnym lub bolesnym odczuciom. Pogrążaliśmy się w swoich nawykowych reakcjach, nie zauważając nawet, co tak naprawdę się dzieje. I zanim jeszcze to wiedzieliśmy, już mieliśmy gotową opowieść o tym, dlaczego ktoś nie ma racji, dlaczego to my mamy rację lub dlaczego musimy zdobyć to czy tamto. Kiedy zrozumiemy cały ten proces, nie będzie już wydawał się nam tak skomplikowany. Jesteśmy jak dzieci, które budują zamki z piasku. Upiększamy je muszelkami, drewienkami wyrzuconymi przez morze i kolorowymi szkiełkami. Zamek należy do nas i inni nie mają do niego przystępu. W jego obronie jesteśmy gotowi walczyć. Pomimo całego przywiązania godzimy się jednak z tym, że nieuchronny przypływ rozmyje stworzoną przez nas budowlę. Rzecz w tym, by w pełni cieszyć się zamkiem, nie przywiązując się do niego. A gdy nadejdzie czas, pozwolić, by zabrało go morze. Zgoda na przemijalność jest czasem nazywana brakiem przywiązania, lecz nie wiąże się z oziębłością ani z dystansem. Brak przywiązania zawiera w sobie więcej dobroci i bliskości, niż się wydaje. Jest to w istocie podobne pytaniom trzyletniego dziecka proste pragnienie, by wiedzieć. Chcemy poznać swoje cierpienie, by przestać bez końca przed nim uciekać. Pragniemy poznać przyjemność, by nie czepiać się jej bezustannie. Z czasem nasze pytania sięgają głębiej, a dociekliwość wzrasta. Chcemy poznać poczucie straty, by zrozumieć, co czują inni, kiedy ich życie legnie w gruzach. Pragniemy wiedzieć, czym jest spełnienie, by zrozumieć ludzi, gdy są zadowoleni lub gdy - odwrotnie - stają się aroganccy, dumni i tracą kontrolę nad sobą. W miarę pogłębiania zrozumienia i współczucia wobec samych siebie - wciągniętych w pułapkę sansary - spontanicznie odczuwamy coraz więcej współczucia również dla innych. Mając świadomość własnego pomieszania, jesteśmy bardziej skłonni do podjęcia wysiłku złagodzenia pomieszania innych. Jeśli nie wejrzymy w nadzieję i lęk, jeśli nie zobaczymy, jak rodzi się myśl, która uruchamia reakcję łańcuchową, jeśli nie będziemy ćwiczyć się w umiejętności obcowania z siłą rosnących emocji - tak, by przy okazji nie uwikłać się we własny dramat - to zawsze będziemy się bać. Wtedy świat, w którym żyjemy, ludzie i zwierzęta - wszystko to będzie stanowiło dla nas narastające zagrożenie. Zaczynamy zatem od wejrzenia w swoje serce i umysł. Najczęściej podejmujemy poszukiwania duchowej ścieżki, ponieważ czujemy się niedowartościowani, cierpimy albo chcemy oczyścić swoje sumienie. Stopniowo nasza praktyka się rozwija. Zaczynamy rozumieć, że podobnie jak my sami, inni ludzie również wpadają w sidła nadziei i lęku. Wszędzie, gdzie jesteśmy, dostrzegamy cierpienie, które jest wynikiem ulegania ośmiu światowym dharmom. Nie ma wątpliwości, że czujące istoty potrzebują pomocy i że jedyny sposób, aby komukolwiek pomóc, to pomóc najpierw samemu sobie. Motywacja naszej praktyki zaczyna się zmieniać, pojawia się pragnienie, by okiełznać i uzdrowić swój umysł przede wszystkim dla dobra innych. Nadal jesteśmy ciekawi, jak działa umysł i jak uwodzi nas sansara, ale teraz już nie badamy tego wyłącznie dla siebie. Robimy to dla naszych towarzyszy, dzieci, przełożonych - dla całej uwikłanej w swe emocje ludzkości.

hjdbienek : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz