POD PRĄD
Komentarze: 0
Tonglen działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. Tonglen pobudza nasze współczucie i poszerza widzenie rzeczywistości. By współczuć innym, musimy być w stanie współczuć samym sobie. Jest to ważne, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z ludźmi pełnymi złości, strachu, zawiści, dumy, arogancji, ze skąpcami i egoistami. By móc szczerze im współczuć, musimy być gotowi odkryć te uczucia w nas samych i znieść związane z tym cierpienie. Zmieni się wtedy nasza postawa wobec bólu. Zamiast go unikać i chronić się przed nim, otworzymy swoje serce i odczujemy go w pełni: pozwolimy, by nas oczyścił, uwrażliwił, uczynił lepszymi i bardziej kochającymi. Dzięki praktyce tonglen nawiązujemy głęboki kontakt z cierpieniem w nas samych i we wszystkim, co nas otacza. Pokonujemy strach przed bólem i roztapiamy lód w swoim sercu. Przede wszystkim zaś jesteśmy w stanie obudzić współczucie, które drzemie w każdym z nas, niezależnie od tego, jak zimni czy okrutni możemy się wydawać na zewnątrz. Rozpoczynamy praktykę, przyjmując na siebie ból osoby cierpiącej, której chcemy pomóc. Gdy dowiemy się, na przykład, że skrzywdzono jakieś dziecko, robiąc wdech wyrażamy życzenie, by cały jego ból i strach przeszedł na nas. Wraz z wydechem wysyłamy mu szczęście, radość i ukojenie. To właśnie stanowi istotę tonglen: przyjmowanie z wdechem cudzego bólu, aby nie przytłaczał dłużej cierpiącego, pozwolił mu się odprężyć i otworzyć - oraz wysyłanie z wydechem wszystkiego, co niesie ulgę i radość. Zdarza się często, że nie możemy wykonywać tej praktyki, bo stawia nas ona twarzą w twarz z własnym lękiem, oporami, gniewem czy jakąkolwiek formą naszego cierpienia. Możemy wtedy zmienić punkt widzenia i zacząć praktykować jednocześnie dla siebie i dla wszystkich innych, którzy tak jak my pogrążeni są w nieszczęściu. Być może jesteśmy w stanie nazwać swój ból, rozpoznać go jako przerażenie, wstręt, złość czy chęć zemsty. Wtedy robimy wdech w imieniu wszystkich ogarniętych tymi emocjami i wydychamy z powrotem ukojenie, dzięki któremu otwiera się przestrzeń spokoju, zarówno w nas, jak i w niezliczonych istotach. Nawet jeśli nie potrafimy nazwać tego, co przeżywamy, wciąż możemy to odczuć: ucisk w żołądku, poczucie przytłoczenia. Wystarczy wtedy wejść w kontakt z tym uczuciem, z wdechem przyjmować je w siebie dla dobra nas wszystkich - i z taką samą intencją wysyłać z powrotem ukojenie. Często twierdzi się, że ta praktyka działa na przekór naszym starym nawykom, wypróbowanym metodom, dzięki którym do tej pory potrafiliśmy brać się w garść. Tak też w istocie jest. Tonglen nie sprzyja postawie roszczeniowej, nie pozwala naginać rzeczywistości do naszych wyobrażeń, ponieważ kieruje naszą uwagę na los innych. Kawałek po kawałku burzy mury, które tak pieczołowicie wznosiliśmy, chcąc chronić swój spokój. W buddyzmie mówimy, że ta praktyka rozpuszcza niewzruszoność i lgnięcie do ego. Tonglen działa wbrew logice, zgodnie z którą unikamy cierpienia i poszukujemy przyjemności. W miarę postępu w praktyce ten samolubny wzorzec zachowania przestaje nas obowiązywać. Doświadczamy miłości wobec samych siebie i wobec innych, zaczynamy troszczyć się zarówno o siebie, jak i o innych. Tonglen pobudza nasze współczucie i poszerza widzenie rzeczywistości. Otwiera przed nami nieograniczoną przestrzeń śunjaty. Praktykując, zaczynamy odkrywać tę przestrzeń w nas samych i dostrzegać, że nic nie jest ani tak ważne, ani tak trwałe, jak sądziliśmy. Tonglen można praktykować, by pomóc chorym, umierającym lub zmarłym - wszystkim dotkniętym cierpieniem. Możemy traktować tę praktykę jako formalną medytację albo stosować ją jako pierwszą pomoc w nagłych wypadkach. Gdy zatem wyjdziemy na spacer i zobaczymy kogoś cierpiącego, możemy od razu wraz z wdechem przejąć jego ból i z wydechem przekazać mu ukojenie. Jest jednak równie prawdopodobne, że wzdrygniemy się na ten widok i odwrócimy. Czyjeś cierpienie może wyzwolić w nas lęk, złość lub opór, możemy czuć się zmieszani i zakłopotani. Wtedy właśnie mamy okazję, by praktykować dla ludzi takich jak my - i dla samego siebie. Dla wszystkich tych, którzy choć bardzo chcą współczuć - boją się. Zamiast zadręczać się tym, użyjmy raczej naszej słabości jako klucza do zrozumienia innych, którzy w podobnej sytuacji mają równie wielki problem. Zróbmy wdech i wydech za nas wszystkich. Przemieńmy truciznę w lekarstwo. Wykorzystajmy własne cierpienie jako ścieżkę prowadzącą do pogłębiania współczucia dla wszystkich istot. Praktykujmy tonglen spontanicznie, po prostu wdychajmy i wydychajmy powietrze, przyjmując w siebie ból i rozprzestrzeniając ukojenie. Jeśli jest to nasza formalna praktyka, podzielmy ją na cztery etapy: 1. Najpierw uspokajamy swój umysł i pozostajemy w tym stanie przez chwilę. Etap ten tradycyjnie nazywany jest wglądem w ostateczną bodhiczittę lub otwarciem się ku pierwotnej przestrzeni. 2. Następnie zaczyna się praca na poziomie fizycznym. Wdychamy uczucie gorąca, ciemności, odczucie ciężaru i klaustrofobii, a wydychamy ożywczy chłód, jasność, lekkość i poczucie świeżości. Wdychajmy w pełni, wszystkimi porami ciała i w ten sam sposób również wydychajmy. Róbmy to tak długo, aż zsynchronizujemy praktykę z oddechem. 3. Trzeci etap praktyki polega na pracy z własnymi doświadczeniami. Tradycyjnie zaczyna się on od praktykowania tonglen dla bliskiej nam osoby, której chcielibyśmy pomóc. Jednak gdy czujemy, że sami ugrzęźliśmy, możemy praktykować jednocześnie dla siebie i dla innych będących w tej samej sytuacji. Jeżeli na przykład w jakiejś sytuacji czujemy się beznadziejnie niekompetentni, przyjmijmy to uczucie wraz z wdechem dla dobra swojego i wszystkich innych nieudaczników. Razem z wydechem wysyłajmy pewność siebie, wiarę we własne możliwości, każdy rodzaj otuchy, jaki wyda się nam stosowny. 4. Wreszcie rozszerzmy krąg osób, którym dedykujemy praktykę. Jeśli praktykujemy tonglen dla ukochanej osoby, zróbmy to samo również dla kogoś innego znajdującego się w podobnej sytuacji. Jeżeli medytujemy w intencji kogoś widzianego w telewizji czy napotkanego na ulicy, pomyślmy też o innych tak samo cierpiących. Nie ograniczajmy się do jednej osoby. Gdy medytujemy dla wszystkich, którzy tak jak my znaleźli się w pułapce strachu lub gniewu, być może to wystarczy. Możemy jednak zrobić więcej. Swą praktyką możemy objąć również tych, którzy nas skrzywdzili, wszystkich, których uważamy za wrogów. Pomyślmy, że i oni ugrzęźli w pomieszaniu, że cierpią tak jak my i nasi bliscy. Przyjmijmy także od nich ból, wysyłając w zamian ukojenie. Zasięg tonglen można poszerzać w nieskończoność. Stopniowo, w sposób naturalny wzrośnie w nas współczucie i świadomość, że rzeczy nie są tak trwałe, jak się wydawało. Z czasem, w miarę praktyki z zaskoczeniem odkryjemy, że coraz łatwiej pracować dla innych, i to nawet w okolicznościach, które wcześniej wydawały się nie do zniesienia.
Dodaj komentarz