Tarot - (kontynuacja-1)
Komentarze: 0
Jak w przypadku I-Cing, zasadnicza idea należąca do istoty tarota zakłada, że nasz duch jest bliższy przypadkowi i więcej o nim wie, niż nagi rozum byłby gotów przyznać. Całkiem możliwy jest związek między gałązkami krwawnika i monetami służącymi do wróżenia z ICing, a różdżkami i monetami, których używali średniowieczni wróżbici tarota. Być może jest to kolejna poszlaka na korzyść ezoterycznej (dziś także właściwej fizyce) tezy, że wszystko ze wszystkim jest spokrewnione...? Jeśli konsekwentnie przemyśleć wszystko, co do tej pory powiedzieliśmy, to nasuwa się uwaga, iż de facto żaden specjalny system wróżbiarski nie jest potrzebny. Sznurowadło powinno w gruncie rzeczy oddawać równie cenne usługi jak wahadełko, a komiksy nie gorsze niż talia tarota, gdyby tylko mieć „odpowiedniego ducha". W zasadzie może to być prawda. Amerykanin Ted Serios posługuje się wprawdzie przyrządem zwanym „Gismo" (prostą rurą z tektury), aby mocą ducha rzutować na nie naświetlony film obrazy; jednak naturalnie ten „parapsychologiczny katalizator" nie jest mu tak naprawdę potrzebny. Równie dobrze mógłby z niego zrezygnować albo stosować co innego (na przykład rozwiniętą rolkę papieru toaletowego). Tylko że bez jego „Gismo" nic się nie uda, ponieważ on jest o tym przekonany. Ted Serios ma „odpowiedniego ducha" właśnie tylko wtedy, gdy trzyma swój rulon z tektury. Dokładnie tę funkcję spełnia prawdopodobnie większość pomocy ezoteryczno-paranormalnookultystycznych. Nasz duch potrzebuje oparcia, a im bardziej konkretne, wiarygodne i wyrafinowane ono będzie, tym lepiej. Techniki ezoteryczne niewątpliwie dają takie oparcie. Różnią się tylko sposobem mobilizowania utajonych sił ludzkiego ducha. Tarot czyni to nawet dwojako: jego symbole stanowią „alfabet", którym podświadomość może „literować" informacje; równocześnie stymulują one podświadomość zawartą w nich siłą. Astrofizycy, lingwiści i matematycy pracują równie zaciekle, jak bez widocznych sukcesów nad opracowaniem tzw. Lincos (Lingua Cosmis), czyli symbolicznego języka do nawiązania kontaktu z istotami pozaziemskimi. Problem w tym, że język taki musi być jednocześnie swoim własnym metajęzykiem, to znaczy, musi sam siebie objaśniać, aby jego przesłanie było zrozumiałe. Jest to wprost niewykonalne przedsięwzięcie. Dla I-Cing i tarota trudność ta wydaje się nie istnieć. Być może ona istnieje jedynie w skrajnie racjonalnych mózgach. Komunikacja z kosmitami będzie prawdopodobnie możliwa tylko na płaszczyźnie chłodnej logiki; nasza podświadomość natomiast jest znacznie łatwiej dostępna. Dla osoby, która myśli w kategoriach przyczynowości, trudna do przyjęcia jest ewentualność, że przypadkowo wyciągnięte z potasowanej talii karty mogłyby coś naprawdę znaczyć. Tymczasem jednak przyczynowość ukradkiem zeszła ze sceny świata (tej nawet, na której są wystawiane tylko „sztuki naukowe"). Pozostaje jedynie -jak w fizyce kwantowej – „obserwator" (pytający) i wszechświat w żywym zwrotnym oddziaływaniu. W jaki sposób zadaje on swoje pytanie, to w końcu jego sprawa. Azjata myśli całościowo, zapomina o sobie i akceptuje przeciwieństwa jako należące do siebie pary. Człowiek zachodu traktuje samego siebie jak pępek wszechświata; ma personalistyczną wizję kosmosu, reprezentuje punkt widzenia albo-albo i wierzy w osobowego Boga. Kogo może jeszcze dziwić, że symbolika tarota jest bardziej egocentryczna i okrutna niż symbolika I-Cing? A jednocześnie przy bliższym przyjrzeniu się te różnice ulegają złagodzeniu. Co prawda I-Cing, jak się zdaje, udziela głównie wytwornych i mądrych rad, jak człowiek szlachetny może panować nad swoim losem i żyć w harmonii z prawami kosmosu , gdy tymczasem tarot jest pełen nie upiększonej bezwzględności; jednak to tylko pozory. Fatalne obrazy tarota (Wisielec, Śmierć, Diabeł, Wieża uderzona piorunem...) nie mają na celu obwieszczania nieuchronnych katastrof, ale wprawianie ducha w stan wzburzenia i odrywanie go od spraw codziennych. Za to inne motywy (Pustelnik, Hierofant...) kierują nasz wzrok wprost ku niebu. Dwa punkty wyjścia, jeden cel: zwrócenie się ku sprawom istotnym. Ponadto nie wolno przeoczyć faktu, że karty tarota przemawiają do naszego wnętrza za pomocą średniowiecznych ideogramów (stąd to wspomniane na wstępie zalecenie, by zająć się owym światem duchowym odległym od nas o setki lat w celu wprawienia się w nastrój odpowiedni do tarota). Jeśli tak będziemy rozumieć tarota - przytoczmy raz jeszcze Colina Wilsona - starając się pojąć wewnętrzną rzeczywistość jego symboli, to możemy go traktować jako bezpośredni zachodni odpowiednik I-Cing... Tak więc krąg się zamknął. I-Cing i tarot to prawdopodobnie dwa różne, ale nawzajem się uzupełniające podstawowe filary, na których opiera się cały gmach wyroczni (jeśli nawet wiele z nich jest starszych). Oba systemy omówiliśmy szczegółowo. Choć naturalnie wcale nie wszystko zostało powiedziane i mogą paść usprawiedliwione zarzuty, to udało nam się zapewne przybliżyć do ich zrozumienia. Tak więc pozostają nam jeszcze tylko wyrocznie świata.
Dodaj komentarz