Zasada synchronistyczna
Komentarze: 0
Mimo swej obsesji na punkcie wyobrażenia, że związki kosmiczne manifestują się w pancerzach żółwi, ludy Szang żyły w stabilnym państwie, a ich stopa życiowa (zgodnie z nowoczesną terminologią) na owe czasy była gdzie indziej nieosiągalna. Zlekceważenie kultury wróżbiarskiej Szang jako zabobonu prehistorycznego ludu oznaczałoby przyjęcie dziewiętnastowiecznej ignorancji z jej klapkami na oczach. Trudno przyswajalną dla nas receptą ludów Szang na sukces musiała być zdolność do zachowania względnej niezależności kultury i jednostki przy jednoczesnym pielęgnowaniu bezpośredniego kontaktu z naturą. Wygląda to na sprzeczność, ale nią nie jest. Przypomnijmy sobie ezoteryczną, całościową wizję świata. Wykracza ona poza sztywny, mechanistyczny porządek Newtona, z którego byliśmy na zachodzie tacy dumni (przed fizyką kwantową, zasadą nieoznaczoności i polem morfogenetycznym), a którego ostatnie skorupy nowa fizyka właśnie wyrzuca na śmietnik historii. Dylemat, z którego zdajemy sobie coraz jaśniej sprawę, między zasadą przyczynowości, którą nam wbito do głowy, a całościową harmonią, o której mówią stare mądrości (i supernowoczesne teorie naukowe), przyczynia się w istotnej mierze do panującej wszędzie dezorientacji. Zanim wspomniana harmonia wsączy się w nas, Ziemia zdąży jeszcze wykonać niejeden obrót. Czy kiedykolwiek może powstać prawdziwy konsens między cywilizacją technologiczną a harmonizującą wizją mikro- i makrokosmosu, tego nie wie nikt. Prawdopodobnie niemożliwe będzie zawrócenie z drogi, tak wielkie są podstawowe rozbieżności. Ludzie z epoki Szang nie mieli takiego problemu. Udało im się osiągnąć równowagę bez precedensu w znanej historii ludzkości: zorganizowanie nienagannie funkcjonującego społeczeństwa, stojącego jedną nogą na gruncie faktów, a drugą na uniwersalnej wizji bytu. Jeśli chcielibyśmy koniecznie użyć nowoczesnego terminu naukowego, to można by zdefiniować kulturę Szang jako opartą na podstawie synchroniczności. Z pewnością większość ludzi wzdraga się na samą myśl, że wzór powstający z pęknięć skorupy żółwiowej ogrzewanej w ogniu może stanowić pośredniczący łącznik między kosmosem a jednostką. Dla człowieka z czasów dynastii Szang taki punkt widzenia był jedynym normalnym. Byłby on zdziwiony naszą analityczną obsesją, która nam każe gonić za przyczynowością i dzielić naturę na coraz mniejsze cząstki - tylko po to, by stwierdzić, że wszystko z wszystkim się wiąże, a więc de facto jest „Jak w górze, tak na dole". Nasza nauka dławi się dzisiaj wizją świata, z którą ludy Szang w pełni się identyfikowały prawie cztery tysiące lat temu. Bezprzyczynowa paralela między wszechświatem a człowiekiem była dla nich okultystycznym „duchem w atomie", praprzyczyną wszystkiego, najwyższą wytyczną. Pogląd taki wyznaje dziś niejeden badacz i filozof, jeśli nawet - znowu trzeba przytoczyć teorię synchroniczności C. G. Junga - formułuje go przeważnie bardzo teoretycznie. Fakt, że istniała także praktyka albo z powodzeniem jeszcze istnieje, nadaje sprawie nowy wymiar. My już go znamy w sformułowaniu: wszystko tu „na dole" (człowiek, natura itd.) jest odbiciem wszechogarniającej rzeczywistości, jakkolwiek by była złożona (jak wiadomo, faktycznie jest taka). Gdyby się udało dotrzymać kroku tej kosmicznej harmonii, wszystko byłoby w porządku. Ludom Szang najwidoczniej się to udawało przez kilka stuleci. Wydaje się znamienny fakt, że zwycięscy Czou przynieśli ze sobą system wróżbiarski, w którym chińska wizja synchroniczności miała otrzymać swój najwyżej rozwinięty kształt filozoficzny. Czy system ten miał wyższość nad wróżeniem z żółwich pancerzy i pozwolił najeźdźcom zyskać przewagę, tego nie wiemy. Znamy jednak sam system, dzisiaj nawet lepiej niż znano go wówczas. I-Cing - Księga przemian W 1929 r. słynny Szwajcar C.G. Jung wypowiedział w czasie wykładu wówczas jeszcze dość zagadkowe zdanie: „Synchroniczność jest przesądem wschodu, a przyczynowość nowoczesnym przesądem zachodu". Rok później, wygłaszając mowę ku czci zmarłego właśnie Richarda Wilhelma, słynnego sinologa, badacza myśli chińskiej i tłumacza I-Cing, wypowiedział się on nieco jaśniej. Jung powrócił do swoich ówczesnych słów i rozwinął je: „Nauka I-Cing nie opiera się na zasadzie przyczynowości, ale na zasadzie dotąd bezimiennej, bo nieznanej, którą chciałbym na próbę nazwać «zasadą synchronistyczną»" . Miało minąć jeszcze pięć lat, zanim pojęcie to ostatecznie się ukształtowało i zyskało bliższą definicję. Jung użył go w wykładzie wygłoszonym w londyńskiej klinice Tavistock, gdzie powiedział: „Tao może być wszystkim. Proponuję inne słowo, możliwie skromne. Chcę to nazwać synchronicznością". Zetknięcie się z Wolfgangiem Pauli, austriackim fizykiem, laureatem Nagrody Nobla, pomogło Jungowi w decydujący sposób pójść dalej tą drogą. W 1952 r. psycholog i fizyk opublikowali wspólnie książkę Naturerklarung und Psyche, w której Pauli omawiał oddziaływanie archetypów Junga w świetle teorii ruchów planet Keplera, a Jung przedstawiał istotę synchroniczności. Dopóki było to możliwe dla ich wielkich umysłów, dwaj badacze usiłowali wspólnie sformułować nową zasadę natury w celu ujednolicenia psychologii i fizyki. Zawarta w tym myśl, że w psychologii kryje się komponenta obiektywna, a w fizyce subiektywna, była w istocie rewolucyjna. Przyprawiała ona każdego „poważnego" przyrodnika o skurcze żołądka, które powoli ustępują dopiero w naszych czasach w obliczu równie niezaprzeczalnych co dziwacznych odkryć. Bardzo powoli. Dla uczonych starożytnych Chin i „autorów" I-Cing takie skurcze byłyby czymś obcym, wręcz niepojętym. Umieliby oni zrozumieć nieortodoksyjne myśli Junga i PauIi’ego i mądrze kiwaliby głowami słysząc o tym, że subiektywność i obiektywność w gruncie rzeczy są jednym i tym samym: różnymi formami wyrazu jednego jedynego fenomenu. W 1958 r. świat nauki był jeszcze ciągle daleki od takich wniosków. W tymże roku C.G. Jung pisał z okazji śmierci swego przyjaciela i kolegi Wolfganga Pauli’ego: Jest bardzo smutne, że Pauli zmarł tak wcześnie, ponieważ był fizykiem, którego współcześni słuchali bardziej niż psychologa takiego jak ja. Istnieje jednak szansa, że przyszłość wykaże większe zrozumienie dla psychologii nieświadomości i jej doniosłych problemów, a synchroniczność, choć jest jeszcze w powijakach, będzie mogła stworzyć podatny grunt dla rozwiązywania problemów stojących przed fizykami atomowymi i psychologami nieświadomości.
Dodaj komentarz