Archiwum 10 marca 2009


Clipy 
mar 10 2009 Urszula - Malinowy Król - full
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 10 2009 Richard Dawkins - Wykład w Berkeley (napisy...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 10 2009 HOROSKOP URODZENIOWY (RADIKS) I SŁONECZNY...
Komentarze: 0

Po tym wprowadzeniu, omawiającym praktykę sporządzania horoskopów, zajmiemy się o wiele bardziej w gruncie rzeczy interesującym aspektem astrologii: jej duchem, filozofią, a więc „nauką samą w sobie". Musimy w tym celu przypomnieć sobie, jaka jest natura poznania ludzkiego. Jest ona równie wielowarstwowa, jak natura Homo sapiens, co wyraźnie odzwierciedla astrologia. Horoskopy nie są budowaniem zamków na lodzie, ale czymś bardzo skomplikowanym. Istnieją różne podejścia, punkty widzenia i metody interpretacji, które mogą prowadzić na manowce - nie trafiając w sedno idei astrologii. Sztuka stawiania horoskopów ma wiele twarzy i daje różnorodne możliwości analizy. Specjalizacja w tym zakresie przypomina nierzadko obecne rozbicie nauki na dyscypliny szczegółowe, których przedstawiciele nieraz prawie już nie mogą zrozumieć się nawzajem. Wie o tym wielu astrologów. Jeszcze więcej problemów ma przed sobą osoba nie wtajemniczona, która chce się zaznajomić, na razie wstępnie, z astrologią. Jeśli uwikła się wyłącznie w praktykę, to zazwyczaj będzie mieć przed sobą tylko ślepe uliczki. Znajdzie się w podobnej sytuacji, jak kosmonauci we wspomnianym opowiadaniu s-f Roberta Sheckleya Ask afoolish Question, którzy nie otrzymują odpowiedzi, ponieważ nie umieją „właściwie" zapytać (to znaczy nie znają już połowy odpowiedzi). Tytułem wprowadzenia zaznajomiliśmy się z podstawami praktyki. Teraz musimy się nauczyć „właściwie pytać", gdyż to jest istotą astrologii. Może nawet przy tym niejeden sceptyk odrzucający wiedzę ezoteryczną odczuje sceptycyzm wobec własnego sceptycyzmu, kiedy odkryje, że astrologia to coś o wiele więcej niż tylko skomplikowany system obliczeń, które - na pozór - niewiele mają wspólnego z faktami astronomicznymi. To podłoże astrologii, które stanowi jej istotę, jak dotychczas jedynie w niewielkim stopniu wydobyliśmy na światło dzienne. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro przecież na początku chodziło o poznanie techniki. Natomiast teoria astrologii stanowi system wiedzy łączący, a raczej jednoczący w sobie pierwiastki duchowe i wymierne. Trzeba mieć tego świadomość, gdyż już tu między innymi rodzą się nieporozumienia, błędne interpretacje i otwarte ataki czasów nowożytnych. Jeśli zajmować się tylko „rzemiosłem" astrologii, to nieuchronnie przeoczy się to, co istotne. Co prawda, niełatwo jest się ustrzec od niebezpieczeństwa uwikłania się w sprawy powierzchowne. Choć astrologia ma to samo pochodzenie co astronomia, to jednak nie jest archaiczną mechaniką nieba. Jest wyrazem ludzkiej tęsknoty za zrozumieniem, co się kryje za dostępną obserwacji rzeczywistością (która, jak dziś wiemy, i tak nie może być uważana za istniejącą). Jest to jednocześnie tęsknota za sensem wszystkiego, za powiązaniem wydarzeń kosmicznych z osobistymi, za podporządkowaniem chaosu zasadzie. W gruncie rzeczy już od zarania starożytności zaczęło się rozszczepienie obrazu świata na monolityczne dziś kompleksy tego, co „uchwytne" i „nieuchwytne". Ironią losu jest, że właśnie w naszych czasach kompleksy te zaczynają pękać, a w swoim obecnie dostrzegalnym jądrze ujawniają zaskakująco cechy drugiego kompleksu. Można by niemal wysunąć prowokacyjną tezę o dualizmie (natura jin i jang) ludzkiego poznania w ogóle, spekulując - jeszcze bardziej prowokacyjnie - czy ten dualizm z kolei nie jest prawem natury. Pozostańmy jednak przy temacie, który jest wystarczająco złożony. Jeśli cofniemy się do początków, to okaże się, że wczesna astronomia zrodziła kalendarz, rachubę czasu, klasyczną astronomię, a wreszcie astrofizykę. Natomiast wczesna astrologia rozwijała się w kierunku magii kabalistycznej i dzisiejszej astrologii osobowości, która w ostatecznej konsekwencji nie jest zbyt odległa od akceptowanej psychologii indywidualnej. Przykładem mogą być osobliwości takie jak znany kalendarz Majów... No proszę, z tym się wcale nie liczyliśmy. Najwidoczniej psychologia - nieważne, z jakiego powodu -została starannie oczyszczona z elementów magiczno-ezoterycznych. Rzadko się zdarza, aby psychologowie choćby tylko wspominali ten fakt. Wyjątkiem jest C.G. Jung, autor ważnych wypowiedzi na temat mistyki, astrologii i wiedzy ezoterycznej, a nawet teorii, harmonijnie łączącej astrologię z egzotycznymi obserwacjami naukowymi. Poza tym wiedza okultystyczna postąpiła słusznie ukrywając się przed oczami opinii publicznej, w zgodzie ze swoim mianem (occultus = ukryty). Jakie kary grożą za posiadanie niepożądanej wiedzy, o tym mogłyby coś powiedzieć „znachorki", gdyby ich nie prześladowano przez całe stulecia i w końcu nie wytępiono do ostatka. Tak więc dawna wiedza ezoteryczna padła ofiarą cenzury racjonalizmu, który się połączył w dziwacznym przymierzu ze ślepym fanatyzmem. Wolno jej było „trzymać strzemię" nauce, ale nie należeć do niej... Tak np. alchemia jest bezpośrednim protoplastą chemii, fizyki, produkcji przemysłowej i atomistyki. Alchemiczne metody laboratoryjne i teorie pierwiastków zostały skwapliwie przejęte i powstało z nich to, co dziś rozumiemy przez nowoczesne przyrodoznawstwo. Próżno by jednak szukać w tak zwanym nowoczesnym myśleniu tych elementów, które są wspólne alchemii i astrologii. Chodzi tu o siłę życiową, duchowo-witalne pochodzenie pierwiastków, możliwość transformacji duchowo-ezoterycznej, ciała (energetyczne) astralne i podobne koncepcje sfery ponadmaterialnej. Inna sprawa, że takie właśnie wyobrażenia można dziś bez nadmiernego trudu wyprowadzić z nowej fizyki, czy wręcz znaleźć wśród jej twierdzeń. Nie inaczej było w przypadku dawnej medycyny i botaniki. Ich duchowo-witalne treści lekceważono jako prymitywną magię, a ich fundamentalny całościowy punkt widzenia (także na ciało ludzkie) uważano za nienaukowy. Treści czysto mechaniczne zostały włączone do naukowej medycyny i farmacji i doprowadziły do sytuacji zdrowotnej, która w naszych czasach zaczyna budzić pierwsze wątpliwości. Nie dość na tym - coraz silniej odczuwana jest potrzeba nowego (a w rzeczywistości starego) spojrzenia całościowego. Człowiek, jak się sądzi, jest czymś więcej niż tylko sumą części, i nie powinno się go traktować jak starego samochodu, w którym aż do ostatniej chwili po prostu montuje się części zamienne. U progu trzeciego tysiąclecia obserwujemy zdumiewającą falę ponownych odkryć prastarych nauk. Nazywa się je nowymi i sławi jako zwrot w myśleniu naukowym, jego nowy wzlot. De facto oznacza to jedynie, że przeszłość doścignęła teraźniejszość. Mówi się o parapsychologii, aby przynajmniej jakoś zdefiniować fenomeny należące dawniej do archaicznych umiejętności i rytuałów. Za ich pomocą sprowadzano „cudowne wyleczenia", odsłaniano przyszłość, zaklinano deszcz i robiono wiele innych rzeczy, które dziś wygnano do getta okultyzmu. Duch człowieka i dzisiaj jest zdolny do takich dokonań - jednak przynajmniej powinno się to inaczej nazwać. Nie da się wykluczyć, że także astrologia w niezbyt odległej przyszłości dołączy do grona nauk (czego zwiastuny można już odkryć). Równie prawdopodobne jest co prawda, że wówczas „dziecku nada się inne imię", aby mogło być prawowite. Właściwie to smutne... Pradawne nauki stanowiły zwarty kompleks. Nie było między nimi bratobójczego rozdźwięku. Wiedza ezoteryczna obejmowała wszystko: człowieka i zwierzę, roślinę i minerał, gwiazdy i ziarenka pyłu, leczenie i magię, mechanikę i spirytualizm itd. Techniki i wiadomości, określane dziś jako największe triumfy ludzkiej zdolności poznania i sztuki inżynieryjnej, byłyby dla ezoteryka z dawnych epok jedynie wiązką zjawisk towarzyszących, produktami ubocznymi na drodze do prawdziwego poznania. Takimi drogami były właśnie wtedy dawna fizyka, chemia, astronomia itd. Dzisiaj produkty odpadowe grają pierwsze skrzypce w globalnej orkiestrze zagłady, co aż nadto wyraźnie słychać. Panuje rozbicie, chaos, zagubienie w szczegółach. Wiedza ludzkości jest ogromna - ale niestety nie można jej ani ogarnąć, ani sensownie zastosować. Jest to ponura scheda po średniowieczu i renesansie, kiedy zniszczono harmonię między człowiekiem a kosmosem, „korona stworzenia" zaś przystąpiła do czynienia sobie ziemi poddanej. I to skutecznie. Przynajmniej zapanowała odtąd jasność, oczyszczono pole. Teraz mogli nadejść mechanistyczni prawodawcy amoralnego wszechświata, człowiek był na to gotów. W przeszłości zorientowany na sprawy tamtego świata, a dziś nihilistyczny, od dawna już nie uznający żadnych etycznych ani innych ograniczeń dla niepohamowanego maszynowego myślenia. Duchowo-witalny sposób myślenia zszedł ze sceny. Był okultystyczny, a więc podejrzany. Niejedno mogliby o tym powiedzieć tacy ludzie jak Rudolf Steiner - który miał ludzkości wiele do zaoferowania, i, co znamienne, od początku był atakowany. Jest interesujące, że astrologia uniknęła polowań na czarownice i innych czystek. Choć także i ona musiała w okresie renesansu wnieść swój wkład w ówczesnego ducha czasu, to jednak mimo wszystko istnieje wciąż jeszcze w swojej starej, archaicznej postaci. Jest to pozycja wyjątkowa. Astrologia wytrwale i cierpliwie od tysięcy lat głosi jedność przestrzeni, czasu i osobowości i jakimś sposobem zdołała ocalić to przesłanie ponad wszelkimi burzami dziejów. Jej korzenie sięgają prawdopodobnie do epoki kamiennej, do okresu 10 000 - 12000 lat temu. Przejęta przez cywilizacje Bliskiego Wschodu i Greków, mogła przetrwać w średniowiecznej Europie jako kosmologia aleksandryjsko-ptolemejska, łącząca miejscowe mitologie gwiezdne z ogólną wiedzą hermetyczno-gnostyczną. Dla przetrwania astrologii miało z pewnością także znaczenie upowszechnienie znajomości zodiaku, konstelacji gwiezdnych i różnorodnych form przepowiadania przyszłości z gwiazd. Spotyka się je w starożytnej cywilizacji chińskiej, egipskiej i południowoamerykańskiej. Jak się wydaje, wyobrażenie, że gwiazdy odzwierciedlają wydarzenia na Ziemi, ma moc archetypu. Pytanie, jakim sposobem gwiazdy mogą być odzwierciedleniem indywidualnych losów, wydaje się równie bezsensowne, jak pytanie o stan wszechświata przed prawybuchem; tak jednak nie jest. O ile kosmologowie i astrofizycy na pewno jeszcze długo będą sobie łamać zęby na opisie wszechświata przed chwilą zero, o tyle myśl „Jak w górze, tak na dole" nie wymyka się żadnej interpretacji, także naukowej. Wspomnianemu już szwajcarskiemu psychologowi CG. Jungowi, który się zajmował wieloma tematami „niepsychologicznymi", jak mitologia, parapsychologia, astrologia itd. i dokonał pionierskich odkryć, zawdzięczamy między innymi koncepcję archetypów i teorię synchroniczności. Ta ostatnia odgrywa ważną rolę w objaśnianiu oddziaływań astrologicznych, a ponadto nieoczekiwanie znalazła wsparcie w szeregach fizyków (między innymi ze strony Alberta Einsteina).

hjdbienek : :