Kategoria

Homo Sapiens, strona 2


kwi 01 2011 Duchowość
Komentarze: 0



Chociaż był to "Dzień Milczenia" Mistrza, pewien podróżny poprosił go o słowo mądrości, które byłoby mu przewodnikiem w drodze przezżycie.
Mistrz uprzejmie przystał na to, wziął kartke papieru i napisał na niej jedno, jedyne słowo: " świadomość".
Przybysz najwyraźniej nie wiedział, co począć.
- To zbyt mało.
Czy nie mógłbyś powiedzieć o tym czegoś więcej? Mistrz powtórnie wziął papier i napisał:
"Świadomość, świadomość, świadomość".
- Ale co właściwie znaczą te słowa? - zapytał jeszcze bardziej bezradny gość.
Mistrz wyciągnął rękę po papier i napisał:
"Świadomość, świadomość, świadomość znaczy świadomość".

(Anthony de Mello)

hjdbienek : :
mar 31 2011 Religia
Komentarze: 0



Podróżujący gubernator zatrzymał się, by złożyć uszanowanie Mistrzowi.
- Ważne sprawy państwowe nie pozostawiają mi czasu na długie
rozprawy - rzekł.
- Czy mógłbyś streścić istotę religii w jednym lub dwóch zdaniach, dla ludzi tak zajętych jak ja?
- Dla dobra Waszej Wysokości gotów jestem ująć to w jednym słowie.
- Nie do wiary! Cóż to za niezwykłe słowo?
Milczenie.
- A jaka droga prowadzi do Milczenia?
Medytacja.
- A czym jest, jeśli mogę zapytać, medytacja?
- Milczeniem.

hjdbienek : :
mar 27 2011 Jasność
Komentarze: 0



- Nie szukajcie Boga - rzekł Mistrz. - Po prostu patrzcie, a wszystko się wam objawi.
- Ale jak mamy patrzeć?
- Za każdym razem, kiedy patrzycie na cokolwiek, starajcie się widzieć tylko to, co jest, i nic innego.
Uczniowie byli wyraźnie zdezorientowani, więc Mistrz wyłożył to prościej:
- Na przykład, kiedy spoglądacie na księżyc, starajcie się widzieć jedynie księżyc i nic ponadto.
- A cóż innego oprócz księżyca można widzieć, kiedy się na niego patrzy?
- Człowiek głodny mógłby zobaczyć krąg sera.
Zakochany - twarz ukochanej osoby.

hjdbienek : :
mar 26 2011 Absurd
Komentarze: 0



Mistrz od dłuższego czasu tarł cegłę o posadzkę pokoju, w którym medytował uczeń.
Początkowo uczeń był zadowolony, przyjmując to jako próbę swojej zdolności do koncentracji.
Ale kiedy dźwięk stał się nie do zniesienia, nie wytrzymał i
wybuchnął:
- Co, u diabła, wyprawiasz?
Nie widzisz, że medytuję?!
- Poleruję te cegłę, aby stała się lustrem - odpowiedział Mistrz.
- Oszalałeś! Jak możesz z cegły zrobić lustro?
- Jestem szalony nie bardziej niż ty! W jaki sposób z egocentryka możesz stać się człowiekiem medytującym?

(Anthony de Mello)

hjdbienek : :
mar 19 2011 Wrażliwość
Komentarze: 1



- Jak mogę doświadczyć jedności z całym stworzeniem?
Słuchając - odpowiedział Mistrz.
- A jak powinienem słuchać?
- Stając się uchem, zwracającym uwagę na każdą rzecz, którą mówi
wszechświat.
W chwili, kiedy usłyszysz coś, co pochodzi od ciebie, zatrzymaj
się.

(Anthony de Mello)

hjdbienek : :
mar 13 2011 Dojrzałość
Komentarze: 0



Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom, Mistrz powiedział:
- Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na własnych nogach?
Uczeń był zaskoczony.
- Przecież to ty uczyłeś nas, by uważać Boga za Ojca!
- Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się wspierać, lecz tym, kto wyzwala cię z twojej skłonności do wspierania się na kimkolwiek?

(Anthony de Mello)

hjdbienek : :
mar 11 2011 Cuda
Komentarze: 0



Pewien człowiek przemierzył morza i lądy, by osobiście przekonać się o nadzwyczajnej sławie Mistrza.
- Jakie cuda uczynił wasz Mistrz? - zapytał jednego z uczniów.
- Hm! Są cuda i cuda.
W twojej ojczyźnie uważa się za cud, jeśli Bóg wypełni czyjąś wolę.
W moim kraju uważa się za cud, jeśli ktoś pełni wolę Bożą.

(Anthony de Mello)

hjdbienek : :
mar 05 2011 BEZMIAR
Komentarze: 0


Dolina leżała w dali, poniżej, a była pełna ruchu. Słońce skrywało się poza odległą górę na horyzoncie, a cienie były długie i ciemne. Był cichy wieczór z lekkim podmuchem od morza. Rzędy pomarańczowych drzew były czarne, a na długiej, równej drodze, co biegła prosto przez całą dolinę, jawił się od czasu do czasu błysk, gdy promień zachodzącego słońca odbił się w powierzchni ..pędzącego samochodu. Wieczór był pełen czaru i spokoju.

Myśl zdawała się ogarniać szeroką przestrzeń i nieskończoną odległość, a może raczej zdawała się rozszerzać bez końca; a poza i ponad umysłem istniało coś co ogarniało wszystkość. Myśl trochę walczyła, chcąc poznać i spamiętać to, co było poza nią; więc jej zwykła ruchliwość cichła; ale nie mogła pochwycić tego, co nie z jej pochodziło natury. Niebawem wszystko, z myślą włącznie, zostało przez ową bezmierność ogarnione.

Wieczór stawał się coraz ciemniejszy, a dalekie szczekanie psów nie naruszało tego, co się rozciągało ponad wszelką świadomość. Nie można o tym myśleć i umysłem doświadczać. Czymże wiec było to, co ujrzało, i co jest świadome czegoś, tak zupełnie odmiennego od myślowych. projekcji? Kto tego doznaje? Oczywiście nie jest to umysł codziennej, zwykłej pamięci, i reakcji. Czy istnieje więc jakiś inny umysł, czy też cząstka umysłu jest uśpiona, a zbudzić ją może tylko to, co jest poza i ponad myślą? Jeśli tak, tedy w głębi umysłu trwa ciągle to, co jest ponad myśl i ponad czas. Jednak to nie może być, gdyż jest to tylko spekulującą myślą, a więc jednym więcej ułudnym jej wyobrażeniem.

Jeśli ten ogrom, ten bezmiar jest przez pracę myśli zrodzony, tedy co zdaje sobie z niego sprawę? Czy to umysł jako doznający jest jej świadom, czy też to bezmierne jest siebie samo świadome, gdy doznający znika? Nie było go gdy to zaistniało schodząc z góry, a jednak świadomość myśli była zgoła inna, w rodzaju, jak i w stopniu, od tego, co jest niewymierne. Umysł nie działał, był jeno czujny i odbiorczy, i choć zauważał podmuchy wiatru igrające wśród listowia, w nim samym żaden nie istniał ruch. Nie było obserwatora który mierzy obserwowane. Było tylko to, i owo, to było świadome siebie, bez nijakiej miary. Nie miało ono początku i nie miało słów.

Myśl wie iż nie jest w stanie pochwycić doświadczeniem i słowem tego co zawsze trwa, jest bezczasowe i bezmierne.

hjdbienek : :
lut 27 2011 BEZOBRONNOŚĆ
Komentarze: 1



Być bezobronnym to żyć, cofać się i zamykać to zamierać.

Huragan zniszczył zbiory, woda morska rozlała się po polach. Pociąg wlókł się powoli, a po obu stronach toru widniały czubki drzew, domy bez dachów i opustoszałe pola. Burza zniszczyła wiele żywych stworzeń, wyrządziła dużo szkód na wiele mil wokoło; naga ziemia patrzyła otwartym okiem w niebo.

Nigdy nie jesteśmy prawdziwie sami; otaczają nas wciąż ludzie i cały tłum własnych myśli, patrzymy na wszystko poprzez ich zasłonę, nawet wówczas gdy jesteśmy z dala od ludzi. Nie ma ani chwili, albo są one niezmiernie rzadkie, gdy znika myśl. Nie wiemy naprawdę co znaczy być samym, wolnym od wszelkich asocjacji, od wszystkich obrazów i słów. Czujemy się nieraz osamotnieni, ale nie wiemy czym jest istotna samotność. Ból osamotnienia ciąży sercu, a umysł przysłania go lękiem. Owo głębokie odosobnienie jest jak mroczny cień towarzyszący naszemu życiu. Robimy wszystko co się da aby od niego uciec, ale ów cień wciąż idzie za nami i nigdy nie jesteśmy odeń wolni. Odosobnienie jest jakby przyjętą metodą naszego życia; niezmiernie rzadko jednoczymy się z kimś, bowiem sami w sobie jesteśmy rozdarci, skłóceni, w rozterce. Nikt z nas nie ma w sobie pełni i całkowitości, a jednoczenie się z innymi jest możliwe tylko gdy człowiek jest w sobie wewnętrznie scalony i jednolity. Obawiamy się samotności, gdyż pozostanie sam na sam ze sobą zmusza nas niejako do spojrzenia we własną płytkość i ubóstwo; a przecie właśnie prawdziwa samotność może uzdrowić ową wciąż pogłębiającą się ranę osamotnienia. Iść zupełnie samemu, bez narzucających się i zawadzających myśli, bez pożądań i pragnień, to przekroczyć granice umysłu; bo to on wyosabnia nas, oddziela i uniemożliwia wszelkie jednoczenie się z czymś poza nami. Nie da się scalić umysłu, nie można uczynić go jednolitym, bowiem sam wysiłek ku temu jest odosabniającym procesem, jest częścią osamotnienia, którego nie można niczym przysłonić. Umysł jest wytworem wielości; a to, co składa się z części nie może być nigdy scalone i samoistne. Samotność, jednolitość, nie jest wytworem a nie rezultatem myśli. Dopiero gdy myśl całkowicie ucicha może zaistnieć lot jednego w Jedno.

Dom znajdował się nieco z dala od drogi, otaczał go przepych kwiatów. Był świeży ranek, a niebo świeciło mocnym błękitem; poranne słońce było miłe, a w zacienionym, nieco w dole położonym ogrodzie nie słyszało się ulicznego gwaru, ani nawoływań sprzedawców i odgłosów kopyt końskich na bruku; cały ten hałas zdawał się bardzo daleki. Koza o małym ruchliwym ogonku, wdarła się do ogrodu i zabierała się już do kwiatów gdy nadszedł ogrodnik by ją wypędzić.

Mówiła iż czuje wielki niepokój, a niespokojną być nie chce; chciałaby uniknąć tych przykrych stanów niepokoju i niepewności. Dlaczego tak się obawia wytrącającego z równowagi niepokoju?

Co pani rozumie mówiąc "niepokój"? I dlaczego jest taki przed nim lęk?

"Chcę być w ciszy, chcę aby mnie pozostawiono w spokoju. Nawet Wy budzicie we mnie niepokój. Choć widziałam Was dopiero parę razy, ciąży mi obawa że zakłócicie mój spokój. Chcę zrozumieć czemu jest we mnie ten strach przed wewnętrzną niepewnością. Pragnę być w ciszy, w pokoju ze sobą, a tymczasem wciąż jak nie jedno to drugie ten mój spokój narusza. Do niedawna udawało mi się, mniej lub bardziej, utrzymać ten spokój ze sobą, ale oto ktoś z przyjaciół wziął mnie na któryś z waszych  wykładów, i czuję się teraz zupełnie wytrącona z równowagi. Sadziłam że wzmocnicie mnie w moim spokoju, a tymczasem rozbiliście go niemal doszczętnie. Nie chciałam tu przyjść, bo wiedziałam że będę wyglądać na głupią, a jednak przyszłam."

Dlaczego tak bardzo pani chodzi aby być w spokoju!  Dlaczego robi pani z tego tak ważną sprawę? Wszak usilna chęć równowagi staje się sama w sobie konfliktem, czyż nie? Czy mogę spytać o co właściwie pani chodzi? Jeśli pani tak bardzo zależy na odosobnieniu, spokoju i ciszy, dlaczegoż pani pozwala aby ją cokolwiek wstrząsało? Wszak można z łatwością pozamykać drzwi i okna naszej istoty, odciąć się od wszystkiego i żyć w takim odosobnieniu jak w pustelni. Większość ludzi właśnie tego pragnie. Niektórzy kultywują świadomie takie izolowanie się; inni przez swe pożądania myśli i czyny, zarówno oczywiste jak ukryte, sprowadzają takie odosobnienie i odłączają się od wszystkich. Ludzie szczerzy stają się dumni ze swych cnót i ideałów, które w istocie stanowią tylko ich samoobronę; a lekkomyślni bywają pchnięci w odosobnienie jakby bez ich woli, przez ciśnienia ekonomiczne, lub wpływy społeczne. Większość z nas wciąż usiłuje otoczyć się murem ochronnym, aby nas nic nie mogło dotknąć, ale na nieszczęście zawsze się w nim znajdzie jakąś szpara przez którą wciska się życie.

"Na ogół udawało mi się odeprzeć wiele niepokojów, ale przez ostatnich parę tygodni, dzięki Wam, byłam bardziej niż kiedykolwiek . wytrącona z równowagi. Powiedzcie mi, proszę, dlaczego jestem tak niespokojna, co jest tego przyczyną?"

Dlaczego chce pani poznać przyczynę? Oczywiście w nadziei iż poznanie jej dopomoże do pozbycia się jej skutków. W istocie wcale pani nie chodzi o poznanie przyczyny, a tylko o uniknięcie niepokoju.

"Ach, ja chcę tylko aby mi dano święty spokój! Chcę być sama i w ciszy, więc czemu mnie wciąż coś wytraca z równowagi?"

Odosobnienie było samoobroną, czyż nie?  I właściwie chodzi pani o znalezienie sposobu zamknięcia wszystkich wylotów, a wcale nie o odkrycie jak można żyć bez lęku i bez uzależniania się. Z tego co pani powiedziała, jak i co pozostało niedopowiedziane, wynika jasno że usiłowała pani zabezpieczyć się przed wszelkim wewnętrznym niepokojem; usunęła się pani od wszelkich stosunków z ludźmi które mogłyby sprowadzić cierpienie. Na ogół doskonale się pani udało unikać wszelkich wstrząsów i żyć poza zamkniętymi drzwiami i oknami. Niektórym ludziom to się rzeczywiście udaje; ale jeśli posunąć to dość daleko kończy się w domu wariatów. A innym się to nie udaje, ci wpadają w cynizm i rozgoryczenie; jeszcze inni bogacą się umyślnie nabywając wiedzę lub dobra materialne, i te stają się ich samoobroną. Większość ludzi, nie wyłączając tzw. religijnych, pragnie stałego, niezamąconego spokoju, stanu w którym by ustały wszelkie rozterki i tarcia. Z drugiej strony istnieją ludzie którzy sławią walkę, jako jedyny prawdziwy wyraz życia, dla tych walka staje się ich tarczą obronną przed życiem.

Czyż można kiedykolwiek, osiągnąć spokój chroniąc się poza mury własnych leków i nadziei? Przez  całe życie cofała się pani i zasłaniała chcąc czuć się bezpieczną w obrębie bardzo ograniczonych stosunków z ludami, i to takich w których pani mogła górować i nimi rządzić. Czyż nie jest to sednem pani zagadnienia? Ponieważ pani się uzależnia, przeto rodzi się chęć zapanowania nad tym, co panią uzależnia. Obawia się pani i unika wszelkich stosunków w których nie może pani być czynnikiem kierowniczym; czyż tak nie jest?

"Jest to brutalne sformułowanie, ale chyba słuszne."

Gdyby pani mogła opanować przyczynę obecnego niepokoju nastał by spokój; ale że się to nie udaje, więc panią to korci. Wszyscy chcemy opanować to, czego nie możemy zrozumieć; pragniemy posiąść, lub być posiadanym, gdy boimy się siebie. Niepewność w sobie rodzi uczucie wyższości, wyodrębniania się i wyłączania.

Czy mogę spytać czego się pani tak obawia? Czy boi się pani pozostać samą, wykluczoną z czegoś, czy też pchnięcia w stan niepewności?

"Widzicie, całe życie żyłam dla innych, albo sama w to wierzyłam; wyznawałam pewien ideał, i wciąż mnie chwalono za sprawność w pracy którą uważa się za dobrą; prowadziłam życie samozaparcia się, bez domu, bez rodziny, bez żadnego zabezpieczenia. Siostry moje dobrze powychodziły za mąż, są dziś znane i poważane w towarzystwie; bracia zajmują wyższe państwowe stanowiska. Gdy ich odwiedzam wydaje mi się że zmarnowałam życie. Ogarnia mnie rozgoryczenie i żal za tym, czego sobie odmawiałam. Straciłam wszelkie zamiłowanie do mojej pracy, nie daje mi już żadnego zadowolenia, przekazałam ją innym. Odwróciłam się od tego wszystkiego. Jak słusznie zauważyliście stwardniałam w samoobronie. Mój młodszy brat, który nie jest dobrze sytuowany i uważa siebie za szukającego Boga, stał się dziś moją jedyną ostoją. Starałam się jakoś zabezpieczyć się wewnętrznie, ale była to długa i żmudna walka. Właśnie ten młodszy brat przyprowadził mnie na jeden z waszych wykładów; i mój, z takim trudem wznoszony gmach, zaczął chwiać się i walić. Ach, gdybyż byłam wasnigdy  nie usłyszała! A teraz nie zdołam już sięodbudować, nie byłabym w stanie przejść raz jeszcze tej męki. Nie macie pojęcia czym dla mnie było widzieć mych braci i siostry na wysokich stanowiskach, bogatych, wpływowych, poważanych. Ale nie będę się teraz nad tym rozwodzić. Odeszłam od nich i rzadko się widujemy. Jak powiedzieliście, zrywałam powoli wszystkie stosunki prócz zaledwie paru; ale na moje nieszczęście przyjechaliście do naszego miasta, i teraz znów wszystko ożyło, dawne rany się pootwierały, cały ból się odnowił. I cóż mam teraz począć?"

Im więcej się bronimy, tym bardziej się wzmagają naciski których chcemy uniknąć; im więcej dbamy o zabezpieczenie się, tym ono bardziej się wymyka; im goręcej pragniemy spokoju, tym większą staje się nasza rozterka; im więcej żądamy, tym mniej jest nam dane. Robiła pani wszystko co się dało aby uodpornić się na wszelkie wstrząsy i ciosy; stała się pani wewnętrznie niedostępna dla wszystkich, a wyjątkiem paru ludzi, zamknęła pani szczelnie drzwi przed życiem. Jest to powolne samobójstwo. Spytajmy czemu pani to wszystko robiła? Czy zadała pani sobie kiedy to pytanie? Czy nie chce się pani dowiedzieć? Przyszła pani tutaj, albo aby znaleźć sposób jeszcze dokładniejszego zamknięcia wszystkich drzwi, albo aby odkryć czy i jak można być otwartą i bezobronną wobec życia. O które z tych dwóch pani chodzi, ale nie jako rozumowy wybór, a proste, bezpośrednie życzenie?

"Widzę teraz że nie jest możliwe zamkniecie wszystkich wokół siebie drzwi, gdyż zawsze jakaś szpara zostanie. Rozumiem teraz że wszystko co robiłam było dyktowane ukrytą przyczyną, którą był mój własny lęk niepewności; on to tkwił u podłoża zarówno uzależniania się, jak żądzy panowania. A że pomimo mej chęci nie dało się opanować każdej sytuacji, przeto ograniczałam moje kontakty do paru takich, które mogłam utrzymać i nimi rządzić. Widzę to wszystko. Ale jakże zdołam być znów otwartą, swobodną, bez lęku tej wewnętrznej samotności?"

A czy rozumie pani iż trzeba być otwartą i bezobronną? Jeśli pani nie widzi tej prawdy, tedy znów zbuduje pani cichaczem różne mury i schrony wokół siebie. Widzieć jasno prawdę w tym co jest błędne, to początek mądrości; a widzieć błąd jako błąd jest najwyższym rozumieniem. Jeśli pani zobaczy że wszystko co pani robiła przez te lata może tylko prowadzić do dalszej walki i cierpienia, jeśli pani tę prawdę przeżyje - a nie tylko powierzchownie ją przyjmie - już samo to przeżycie położy kres temu co było. Nie da się świadomie, umyślnie otworzyć się ku światu; żadne działanie woli nie jest w stanie uczynić nas bez obronnymi, samo pragnienie tego wywołuje opór. Tylko przez poznanie i zrozumienie błędu jako błędu można się odeń uwolnić.

Niech pani się stara być odbiorczo czujną obserwując swoje zwykłe dotychczasowe reakcje; niech pani po prostu zdaje z nich sprawę bez żadnego protestu ni oporu; proszę obserwować je niejako biernie, jak obserwowałaby pani dziecko, bez przyjemności, lub niesmaku, utożsamienia się z obserwowanym. Taka odbiorcza czujność jest sama w sobie bezbronnością, uniemożliwia zamykanie się. Być bezobronnym to żyć, zamykać się i cofać to zamierać.

hjdbienek : :
lut 26 2011 RADOŚĆ TWÓRCZA
Komentarze: 0


Istnieje miasto położone nad wspaniałą rzeką; szerokie, długie schody wiodą w dół nad sam skraj wody; cały świat zdaje się żyć na tych schodach. Od najwcześniejszego rana aż do późna w noc są zawsze pełne ludzi i gwaru; prawie na równi z powierzchnią wody, na małych wystających schodkach siadują ludzie pochłonięci pieśnią i czcią swoich bogów, swą nadzieją i tęsknotą. Słychać dzwony świątyń i wołanie muezina; ktoś śpiewa, a wokół gromadzi się tłum słuchający w pełnym uznania milczeniu.

Dalej w górę rzeki za zakrętem, widać szereg budynków, ciągną się po obu stronach alej i wysadzanych drzewami dróg na parę mil w głąb kraju; a idąc wzdłuż rzeki przez wąską, brudną uliczkę wchodzi się w królestwo nauki. Iluż tu studentów ze wszystkich stron kraju, czynnych, ochoczych i hałaśliwych. Profesorowie zadowoleni z siebie, oddają się intrygom dla uzyskania lepszej posady i pensji. Nikt zdaje się nie troszczyć o przeszłość studentów gdy opuszczą uczelnię. Profesorowie przekazują pewną wiedzę i technikę, szybko przyswajaną przez sprytniejszych; a gdy zdają ostatnie egzaminy na tym wszystko się kończy. Profesorowie mają zapewnione posady i zabezpieczenie życia. Wszędzie w kraju mamy takie gmachy, takich nauczycieli i takich uczniów. Niektórzy z nich zdobywają rozgłos i stanowiska; inni dają życie potomstwu, walczą i umierają. Państwo potrzebuje dobrych techników i administratorów by kierować i rządzić; jest też zawsze w odwodzie armia, organizacje wyznaniowe i finansowe interesy. Wszędzie na świecie jest to samo.

Aby nauczyć się techniki, dostać posadę, zdobyć fach, poddajemy się procesowi przeładowywania umysłu faktami i wiedzą. Oczywiście dobry technik ma w dzisiejszym świecie większe szanse zabezpieczenia sobie bytu; ale... co dalej? Czy technik specjalista jest lepiej przygotowany do stawiania czoła złożonym problemom życia, aniżeli inni którzy tego wykształcenia nie posiadają? Fach stanowi tylko cześć życia, istnieją inne jego dziedziny, bardziej ukryte, subtelne, tajemnicze. Podkreślanie jednej strony, a zaprzeczanie lub lekceważenie reszty, musi z konieczności prowadzić do jednostronnej i szkodliwej działalności. Właśnie to ma dziś miejsce na całym świecie z jego wciąż wzrastającym cierpieniem, walką, chaosem. Istnieją oczywiście nieliczne wyjątki ludzi twórczych, szczęśliwych, mających kontakt z czymś, co nie jest dziełem ludzkich rąk, którzy nie ograniczają się do spraw intelektu.

Wy, moi czytelnicy, jak i ja, mamy wrodzoną zdolność do szczęścia, możliwość twórczości, oraz wchodzenia w kontakt z czymś, co istnieje poza chwytem szponów czasu. Radość twórcza nie jest darem przeznaczonym dla niewielu; dlaczegóż tedy znaczna większość ludzi nie zna tej radości? Czemu niektórzy potrafią, pozostawać w kontakcie z głębią, pomimo warunków i przeciwności, gdy inni staja się ich ofiarą i są zmiażdżeni ? Czemu niektórzy są prężni, giętcy, a inni pozostają uparci i sztywni i życie ich niszczy ? Bez względu na wiedzę niektórzy potrafią mieć wrota otwarte ku temu, czego żaden człowiek, ani książka, nie są w stanie dać; a inni zostają przytłoczeni przez technikę i autorytet. Dlaczego? Jasne jest iż nasz intelekt chce być pochłonięty i zabezpieczony w jakiejkolwiek działalności, pomijając drogi szersze i bardziej głębokie, gdyż czuje się być wówczas na pewniejszym gruncie; więc jego wykształcenie, różne ćwiczenia i działalności są utrzymywane na tym poziomie i znajduje się wymówki usprawiedliwiające nie sięganie dalej i wyżej poza nie.

Niejedno dziecko, zanim nie zostanie zepsute przez wychowanie, jest w kontakcie z nieznanym; w różny sposób dzieci to okazują. Ale otoczenie wkrótce zamyka się wokół nich i od pewnego wieku tracą to światło, to piękno, którego nie znajdzie się w żadnej książce ani szkole. Dlaczego? Nie mówcie że życie jest dla nich zbyt trudne, że muszą stawić czoło twardym koniecznościom istnienia, że to ich Karma, grzech ich ojca, lub inne podobne nonsensy. Twórcza radość jest dla wszystkich, a nie tylko dla paru wybrańców. Wy możecie ją wyrażać w pewien właściwy sobie sposób, a ja w inny, ale jest ona dla wszystkich. Radość twórcza nie ma ceny na rynkach, nie jest towarem do nabycia przez tego, kto więcej zapłaci; jest jedyną rzeczą; która może być wszystkim dostępna.

Czy owa radość twórcza jest osiągalna? Inaczej mówiąc, czy można pozostawać w kontakcie z tym, co jest źródłem wszelkiej radości? Czy takie otwarcie się wewnętrzne może być utrzymane pomimo wszelkiej wiedzy i techniki; pomimo wykształcenia i natłoku wrażeń w naszym życiu? Owszem może, ale tylko wtedy gdy wychowawca będzie wprowadzony w tę rzeczywistość, gdy ten który naucza będzie sam w kontakcie z tym źródłem wszelkiej radości. Więc nie dziecko, nie uczeń stanowi zagadnienie, a nauczyciel i rodzic. Wychowanie staje się zaczarowanym kołem bez wyjścia tylko wówczas gdy nie widzi się zasadniczej; ponad wszystko inne ważnej potrzeby tej twórczej radości. Wszak być otwartym ku źródłu wszelkiego szczęścia jest najwyższą religią, ale aby móc poznać to szczęście trzeba nam skupić na tym właściwą uwagę, jak ją skupiamy na sprawach materialnych. Powołanie nauczyciela to nie tylko posada i rutyna, jest ono wyrazem piękna i radości, które nie dają się mierzyć powodzeniem ni osiągnięciami.

Światło Rzeczywistego i szczęście odeń nieodłączne znikają tam, gdzie pasuje intelekt, on to jest siedliskiem naszego "ja".

Poznanie siebie jest początkiem mądrości; bez niego wiedza prowadzi do walki, ciemnoty, cierpienia i udręczeń.

hjdbienek : :