Kategoria

Homo Sapiens, strona 37


paź 06 2009 Wstęp do transcendowania - technika medytacji...
Komentarze: 0
W twym wnętrzu jest cisza i sanktuarium; możesz się w nich w każdej chwili schronić i być sobą HERMANN HESSE, Siddhartha Zatrzymajcie się, i we Mnie uznajcie Boga -Psalm 46:11 To, czego dowiedzieliśmy się, pozwoli mi teraz wykazać, że rzeczywistość można zmieniać poprzez twórczą inteligencję. Chcąc dowieść, że jest to konkretne i realne, powołam się na coś, co wydarzyło się jesienią 1980 roku, i co szybko i radykalnie zmieniło moje spojrzenie na świat. Przeglądając książki w taniej księgarni w centrum Bostonu natrafiłem na pracę o Transcendentalnej Medytacji. Autor książki, Jack Forem, z którym później się zaprzyjaźniłem, przedstawiał doznawanie transcenden¬cji w formie prostej techniki umysłowej. Termin transcendencja przyku¬wał moją uwagę, ilekroć napotykałem go w książkach, lecz zawsze był dla mnie abstrakcją, z żadnych bowiem źródeł nie wynikało, że doznawa¬nie transcendencji jest łatwe. Rozumiałem, że domeną transcendencji jest sfera „czystego istnienia", „czystej świadomości" i „czystego Bytu." Nie zdziwi chyba nikogo, gdy powiem, że to słownictwo zbijało mnie z tro¬pu. Tymczasem w wielkich tradycjach Wschodu takie wzniosłe słowa za¬zwyczaj stosuje się na co dzień i docierają one do prostych ludzi. Czysty Byt, myśląc sobie: „Czy mogę stać się wielością, czy mogę przybrać kształt", stworzył światło. Światło, myśląc sobie: „Czy mogę stać się wielością, czy mogę przybrać kształt", stworzyło wody. Wody, myśląc sobie „Czy mogę stać się wielością, czy mogę przybrać kształt", stworzyły Ziemię. W ten oto sposób cały Wszechświat narodził się z czystego Bytu, tego Bytu, który jest najsubtelniejszą istnością wszystkiego, najdoskonalszą rzeczywistością, jaźnią wszelkiego istnienia - tym jesteś ty. Słowa te pochodzą ze starodawnego tekstu indyjskiego, Wedy; ustami ojca przekazywane są synowi, gdy ten staje się pełnoletni. Mnie, człowieka dorosłego, mogły jedynie intrygować swym znaczeniem. Z lektury na temat psychologii rozwojowej wiedziałem, że Abraham Maslow wszel¬kie chwile najwyższych przeżyć określa również mianem transcenden¬tnych, a dla lekarza brzmiały one zdumiewająco: Istnieje najprawdziwszy i najpełniejszy rodzaj zdolności widzenia, słyszenia i odczuwa¬nia [...] W doznaniach szczytowych nader charakterystyczne jest to, że cały Wszechświat postrzegany jest jako nierozdzielna całość. W mojej praktyce mam dwie osoby, które dzię¬ki takiemu doświadczeniu całkowicie, momentalnie i trwale wyleczyły się. W jednym przypadku z przewlekłej nerwicy łękowej, w drugim, z natrętnych myśli samobójczych. Maslow był naturalnie pod tak silnym wrażeniem tych przypadków, że stawiał je na równi ze stanami objawienia, oświecenia i ekstazy, jakie przeżywają święci tego świata. Lecz i on nie podawał, jak dochodzi się do takich doznań, a opis ich przypominał nawiedzenie; z pewnością nie była to rzeczywistość dnia codziennego. Pod wpływem książki o Transcendentalnej Medytacji wysłuchałem wstępnego wykładu w miejscowym ośrodku TM w Cambridge. Odkry¬łem, że transcendencja i medytacja wymagają zupełnie innego podejścia. Zacznijmy od tego, że — jak większość ludzi na Zachodzie — miałem o medytacji raczej negatywne mniemanie. Odczucia te nigdy nie przybrały postaci wyraźnych zarzutów, lecz pokrywały się z listą podaną przez dra Lawrence'a Domasha, profesjonalnego fizyka ze znawstwem piszącego o Transcendentalnej Medytacji. Stwierdza on, iż Judzie na ogół zakładają, że: 1) medytacja wymaga koncentracji lub ukierunkowania umysłu; 2) medytacja dostępna jest dla nielicznych wybranych, o określonym stylu życia, zwłaszcza pustelników, ludzi głęboko religijnych i biernych misty-ków, czyli ludzi pragnących całkowicie wycofać się z życia w społeczeń¬stwie; 3) medytacja jest trudna i w pełni opanować ją można dopiero po latach jej praktykowania; 4) medytacja „oświeca" ludzi poprzez pewnego rodzaju autohalucynacje i nie wnosi żadnych praktycznych korzyści do życia codziennego. Poglądy tego rodzaju są w naszym społeczeństwie nadal powszechne i nawet, gdy są tylko niejasno uświadamiane, wielu ludzi powstrzymują od poświęcenia medytacji bodaj chwili uwagi. W Cambridge wykładowca, który z pewnością wzbudzał zaufanie podkreślał, iż nie wszystkie medy¬tacje są jednakowe. Nadawało to całej sprawie sens zważywszy, że w kil¬kudziesięciu kulturach Wschodu od tysięcy lat praktykuje się medytacje w bardzo różnych stylach. Wykład streszczał się do tego, że: 1) technika TM jest łatwa do opanowania i absolutnie nie wymaga wysiłku, co z pewnością stanowi o jej sukcesie i popularności; 2) transcendowanie jest w rzeczy samej procesem i wywodzi się z naturalnej skłonności umysłu do poszukiwania coraz milszych doznań; 3) medytowanie nie jest związa¬ne z żadną religią ani kierunkiem filozoficznym i nie wymaga zmiany stylu życia poza poświęceniem mu piętnastu do dwudziestu minut dzien¬nie, rano i wieczorem; 4) największe dobrodziejstwo tej techniki wynika z poszerzenia świadomej zdolności umysłu i usunięcia z organizmu głę¬boko zakorzenionych stresów, przy czym obydwa procesy zachodzą auto¬matycznie, od pierwszej medytacji poczynając. Wyznać muszę, że treść wykładu nie w pełni akceptowałem, nato¬miast wykładowca sprawiał wrażenie człowieka uczciwego, inteligentne¬go i pełnego wiary w technikę, którą przedstawiał. Postanowiłem się jej nauczyć. Rezultaty były natychmiastowe i dla mnie oczywiste. Zdałem sobie sprawę z tego, że ucząc się transcendowania, drogą techniki umy¬słowej świadomie otwieram połączenia między psychiką i fizjologią. Tworzyłem zdrowie. Od tamtej pory starałem się zgłębić, czym dokładnie jest proces trans¬cendowania. Odkryłem, że od trzydziestu lat, to znaczy od chwili, gdy Maharishi zaczął nauczać techniki TM, świadomość jest przedmiotem po¬ważnych badań naukowych. (Według danych organizacji TM, techniki TM nauczyło się na całym świecie ponad 3 min ludzi, w tym prawie mi¬lion Amerykanów). Naukowcy zainteresowani tą techniką przedstawili szereg ważnych prac, zebranych obecnie w czterotomowej publikacji. Ze względu na to, że transcendowanie wpływa korzystnie na otwarcie i wy-korzystanie połączeń między umysłem i ciałem, TM jest bodźcem do zmian w całym tym systemie, co właśnie jest tematem tej książki. Zasadniczą rzeczą jest to, że pod wpływem TM mózg zaczyna działać znacznie bardziej koherentnie. Badania nad TM objęły aktywność fal mózgowych wspieraną przez proces transcendowania. Przedtem takich badań nie prowadzono, choć Maslow opisuje bardzo podobne zjawisko. Występuje ono w doznaniach szczytowych, gdy rozwiązuje się jakiś prob¬lem, pracuje twórczo lub coś wspaniałego odkrywa. Następuje wówczas całkowita korelacja sygnałów z obydwu półkul mózgowych i wszystkich w nich obszarów wraz z subiektywnym uczuciem wolności, odprężenia, radości oraz całkowitej akceptacji otoczenia. Maharishi wykazał, iż inspi¬racja i dokonanie odkrycia nie wywołują aktywności mózgu; to aktywność mózgu je tworzy. Jest to całkowicie zbieżne z tym, co wiemy o tworzeniu zdrowia: po to, aby inteligencja rozwijała się i przynosiła do¬datnie zmiany, trzeba otworzyć dla niej nowe szlaki. Najwyraźniej taki właśnie proces jest wywoływany w czasie medytacji przez transcendowanie. Podobnie jak umysł i inteligencja, transcendowanie nie jest rzeczą, jest funkcją. Obejmuje ono całą fizjologię, lecz działa zwłaszcza przez ośrodkowy układ nerwowy. W roku 1971, w ważnej pracy o psychofizjologii medytacji, dr R.Keith Wallace, związany wówczas z Akademią Me¬dyczną Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, opisał najwa¬żniejsze zmiany fizjologiczne zachodzące w czasie transcendowania. Pod¬czas stosowania tej techniki występują oznaki głębokiego odprężenia, ta¬kie jak zwolnione oddychanie, obniżone zużycie tlenu i zwolnione tętno. Aktywność metaboliczna organizmu, bezpośrednio mierzona ilością tlenu zużywanego w procesie spalania, spada poniżej poziomów notowanych w czasie głębokiego snu. Było to jedno z najbardziej zaskakujących odkryć; odkrycie jedyne w swoim rodzaju i potwierdzające proces transcendowa¬nia. Normalnie organizm potrzebuje 5 lub 6 godzin snu, by osiągnąć punkt, w którym zużycie tlenu spada o około 12%. Medytujący wykazy¬wali przeciętnie spadek zużycia tlenu o 16%, a czas do tego potrzebny wynosił od 10 do 20 minut. (Późniejsze doświadczenia prowadzone na osobach medytujących od dłuższego czasu wykazały, że wiele z nich osiąga poziom odpoczynku dwukrotnie głębszy niż poziom snu niemal w chwili zamknięcia oczu.) W tym czasie, gdy organizm odpoczywał, umysł pozostawał jednak czujny. Fale mózgowe medytujących, mierzone za pomocą EEG (ele¬ktroencefalografii), wykazywały stan pełnego czuwania, który w rzeczy¬wistości podczas medytacji wzrastał. Mózg natomiast nie był zbyt aktywny; był ożywiony, czujny, a zarazem spokojny. Wallace wysnuł stąd wniosek, że medytacja wywołuje „stan czuwania przy obniżonej przemia¬nie materii." Jest to fizjologiczny opis procesu transcendowania. Sami ba¬dani mówią o uczuciu wewnętrznego wyciszenia, czujności, spokoju i o głębokim odprężeniu. Wszystkie kolejne badania potwierdzają, że efekty te pojawiają się od pierwszej medytacji i z upływem czasu narastają, aż do chwili, gdy od¬prężenie i stan poszerzonej świadomości zaczyna utrzymywać się przez cały dzień. Okazuje się, że transcendowanie oddziałuje na ośrodkowy układ nerwowy w taki sposób, że przyzwyczaja się on do stanu samoświa¬domości - TM wyrabia potężną siłę nawyku. Wynikają stąd długotrwałe korzyści o dużym znaczeniu we wszystkich sferach życia. Ponieważ ma¬my już wyniki setek badań - ośrodki TM rozprowadzają je w formie publikacji - wiemy już jakim dobrodziejstwem jest samoświadomość. Wymienię kilka najważniejszych korzyści: 1. Poprawa stanu zdrowia, obejmująca regulację ciśnienia tętniczego i obniżenie poziomu cholesterolu we krwi. Medytujący są uprawnieni do najniższych opłat za ubezpieczenie zdrowotne. Z ostatnich danych wyni¬ka, iż wykorzystują oni swe ubezpieczenia o 50% rzadziej niż grupy po¬równawcze. 2. Samorzutne ograniczenie alkoholu, papierosów i środków pobudza¬jących; po prostu traci się na nie ochotę. 3. Bardzo wyraźne polepszenie wyników testów na inteligencję, zdol¬ności twórcze, motoryczne i zdolność uczenia się. Mając na uwadze to, że współczynnik inteligencji u dorosłych zazwyczaj uważa się za stały, rezultat ten jest szczególnie interesujący, ponieważ uzmysławia, jakie są możliwości inteligencji, gdy usunie się skutki stresu z ośrodkowego ukła¬du nerwowego. Pierwsze etapy badań wykazały, że uczniowie szkół śred¬nich i studenci po opanowaniu TM osiągali lepsze wyniki. Później w Fairfield, Iowa, utworzono szkołę prywatną pod patronatem Międzyna¬rodowego Uniwersytetu Maharishiego, której uczniowie uczestniczą w medytacjach. Rezultaty są zadziwiające. Pomimo, iż szkoła jest otwarta dla wszystkich, jej uczniowie w testach standardowych stale osiągają 99 punktów na 100 możliwych. Szkoła średnia zajmuje pierwsze miejsce w stanie Iowa, którego system szkolny zaliczany jest do pięciu najlepszych w kraju. Uzmysławia to, jak wiele można osiągnąć wprowadzając transcendowanie do układu nerwowego nie wyczerpanego latami działania stresów. 4. Odwrócenie procesu starzenia się. Gdy przeprowadzono pierwsze badania TM, pewne wskaźniki koncentracji hormonów we krwi podczas medytacji stanowiły odwrotność tych, jakie wiążą się ze starzeniem. W roku 1982 potwierdziło się to w pionierskim badaniu wykazującym, że medytacja prawdopodobnie, odwraca proces starzenia. Biologiczne starze¬nie się jest procesem skomplikowanym, choć wymiernym po przez znor¬malizowane testy. Określają one ciśnienie krwi, zdolność słyszenia oraz widzenia bliskiego, które to z wiekiem się pogarszają. Okazało się, że wiek biologiczny osób medytujących przez mniej niż pięć lat był prze¬ciętnie o pięć lat niższy od ich wieku kalendarzowego, natomiast wiek biologiczny osób medytujących ponad pięć lat był o dwanaście lat niższy od ich wieku faktycznego. Oznacza to, że osoba pięćdziesięcioletnia mia¬łaby cechy fizjologiczne osoby trzydziestoośmioletniej. Nic w medycynie temu dorównać nie może, a bywają wyniki nawet lepsze od tych prze-ciętnych: pewien człowiek w wieku siedemdziesięciu lat wykazywał się cechami człowieka trzydziestoletniego. Są to wyniki badań - zwykle krótkotrwałych - prowadzonych na me¬dytujących w grupach. Medytujący indywidualnie, i od dawna, ci, któ¬rych układ nerwowy przywykł do procesu transcendowania, mówią obecnie o doznaniach bardzo zbliżonych do tych, jakie Maslow odkrył u ludzi, stanowiących jeden procent ludności — u tych najszczęśliwszych, najzdrowszych i najbardziej twórczych. Do przeżyć tych należą długie okresy wyciszenia wewnętrznego, radość, poszerzona świadomość, ogromna życzliwość, miłość, współczucie, zwiększona zdolność tworze¬nia, znacznie lepsze reakcje zmysłów i wiele innych oznak świadomości mającej prawdziwy kontakt z czystym Bytem i zrealizowaną w pełni samoświadomością. Jestem przekonany, że Transcendentalna Medytacja zapewnia prostą technikę pozwalającą na dotarcie do poziomu jaźni. Z tego poziomu umysł toruje drogę swej własnej, nieskończonej inteligencji, aby osiągnąć jakże wiele korzyści we wszystkich sferach życia. W istocie organizm pozbywa się nagromadzonego stresu samorzutnie, a gdy otwiera się wię¬cej dróg do przepływu inteligencji, wtedy ujawnia się też więcej naszego prawdziwego potencjału ludzkiego. Wiadomo, że w każdym społeczeń¬stwie są jednostki obdarzone wyjątkowymi cechami fizjologicznymi. Po¬trafią one zachować zdrowie, szczęście, dodatnie emocje i poczucie, że tworzy się życie takim, jakim być powinno. A przecież każdy układ fizjo¬logiczny dąży do tego samego. Transcendowanie uczynnią ścieżki zdegenerowane przez choroby, stresy, złe nawyki, negatywne postawy i niewłaściwe doświadczenia. (Wyniki prowadzonych wstępnych pracy ba¬dawczych wskazują na to, że inteligencję można wzmóc nawet na pozio¬mie samego DNA). Transcendowanie pozwoli nam dorównać tym najlepszym z nas.
hjdbienek : :
paź 05 2009 Mechanizm tworzenia
Komentarze: 0

Zwracając się do Siebie, ciągle i ciągle tworzę Bhagavad Gita Tworzenie jest funkcją inteligencji. Zakłada ono wprowadzanie zmian; na ogół zmiana taka powoduje pojawienie się czegoś nowego. Przez mechanizm tworzenia rozumiem po prostu proces powstawania zmian. Jeżeli pojmiemy, w jaki sposób inteligencja naprawdę tym procesem kieruje, to potrafimy ją wykorzystać i te zmiany wywoływać. Świadomie zdążamy do tego, by tworzyć rzeczywistość dla nas korzystną; dlatego nie musimy ograniczać się do tworzenia na poziomie mechanicznym, na tym na przykład, na którym wzajemnie na siebie oddziaływają elektrony. Zamiast tego, nastawimy się na człowieka. Będzie to poziom, na którym inteligencja już tworzy zmiany we wszystkich aspektach życia, a ponieważ zależy nam na tworzeniu zdrowia, szczęścia i na spełnianiu się, skoncentrujemy się na tym, jak powinna wyglądać współpraca ciała i umysłu, by te rezultaty osiągnąć. Inteligencja ludzka nie tworzy wyłącznie na jednym poziomie. Weźmy, na przykład, Empire State Building; zbudowanie go wymagało zaprojektowania przez architektów, rozlicznych konsultacji z inżynierami i budowniczymi, fizycznego wykonania konstrukcji itd. W najsubtelniejszej zaś warstwie, Empire State Building powołany został do istnienia przez świadomość zbiorową - uporządkowane, spójne pragnienia poszczególnych jednostek zostały skoordynowane i nastawione na jeden cel. Mówiąc jeszcze prościej, powstała wspólna myśl i nadano jej kształt fizyczny. Aby budowla mogła fizycznie zaistnieć, ktoś musiał przejść ze sfery myśli do sfery działania; trzeba było sprowadzić cement i stal. Lecz inteligencja potrafi działać znacznie bardziej bezpośrednio. Załóżmy, że pacjent, u którego rozpoznano nowotwór złośliwy ostatecznie powraca do zdrowia. Z publikacji tej wiemy już, iż leczenie może być pośrednie i bezpośrednie. Jeśli lekarz przepisuje napromienianie i leki, wtedy proces leczenia pochodzi z zewnątrz. Oczywiście, to organizm w końcu stwarza dla siebie zdrowie, lecz inteligencja lekarza wnosi z zewnątrz czynniki uzdrawiające i wspomaga działanie organizmu. Jednakże nowotwory złośliwe mogą ustąpić dzięki bezpośredniemu działaniu inteligencji. Opisana tu wcześniej kobieta, lecząc się za pomocą technik wizualizacji Simontona wyzdrowiała, gdyż świadomie stosowała technikę umysłową, która utorowała jej drogę do zdrowia. Druga pacjentka, pani Di Angelo, wykorzystała swą inteligencję jeszcze bardziej bezpośrednio. Wpłynęła na proces leczenia tym, że „postanowiła nie chorować, a więc chorować nie będzie." Który z tych sposobów leczenia był najlepszy? Oczywiście ten ostatni. Najskuteczniejszy mechanizm tworzenia zdrowia to ten, w którym inteligencja działa wewnątrz samej siebie. Jeżeli nauczymy się zmieniać rzeczywistość z tego głębokiego, subtelnego poziomu, wtedy poziomy mniej subtelne pójdą automatycznie tym samym śladem. Powstałe w umyśle pragnienie, działając bezpośrednio przez połączenie umysłu i ciała, może bez wysiłku przekształcić się w fizyczną rzeczywistość organizmu. W tym przypadku było to wyleczenie nowotworu złośliwego, choć mogłaby to być każda inna zmiana dotycząca zdrowia i samorealizacji. Odkryliśmy zatem najdonioślejsze prawa tworzenia, poprzez które działa inteligencja. Prawo pierwsze mówi, że inteligencja zmienia się samoistnie; nie trzeba wprowadzać do tego systemu niczego z zewnątrz przede wszystkim dlatego, że nic poza zasięgiem inteligencji nie istnieje - inteligencja przenika wszystko. Jest to zasada samoodnoszenia się. Następne prawo głosi, że inteligencja zdolna jest osiągnąć wszystko. Zdanie lekarza, że wyleczenie jest niemożliwe, nie ma tu żadnego znaczenia. Natura znajdzie bezpośredni sposób na spełnienie każdej naszej myśli, jakakolwiek by ona nie była. Można powiedzieć, że jej możliwości są niezmierzone. Prawo trzecie: inteligencja, lecząc chorobę, działa w sposób zdyscyplinowany, automatyczny i zintegrowany. Niezależnie od rodzaju kuracji, systemy organizmu radzą sobie z procesem leczenia wykonując jedną rzecz po drugiej, we właściwej kolejności, bez potrzeby interwencji umysłu świadomego. Innymi słowy, z chwilą gdy myśl coś zainicjuje, wszystkie mechanizmy spełniające tę myśl pracują samoczynnie. Maharishi Mahesh Yogi przywiązuje dużą wagę do tej zasady. Nazywa ją zasadą „najważniejsze najpierw". Jest to w istocie zasada sprawnego działania, mówi bowiem, iż najlepszą drogą do osiągnięcia celu jest droga najszybsza, najkrótsza i najłatwiejsza. Jeśli uciekamy się do leków, natura to akceptuje i uruchamia mechanizmy właściwe danej terapii lekami. Działanie ich jest jednak słabe, powolne, uciążliwe, skomplikowane i niekiedy bolesne. Gdybyśmy potrafili zainicjować leczenie po prostu myślą - jak się to dzieje w efekcie placebo — wtedy natura potraktuje to równie poważnie, kurację zaś przeprowadzi znacznie szybciej, sprawniej, mniej boleśnie i z mniejszymi komplikacjami niż w terapii łękami. Jak nakłonić naturę do działania - jak przeniknąć największą tajemnicę mechanizmu tworzenia? Aby znaleźć na to sposób, trzeba uwierzyć we wszystkie pozostałe zasady tworzenia — wierzyć, że inteligencja jest nieskończona, uporządkowana, że jest zdolna do wszystkiego. Człowiek bez takiej wiary nieuchronnie będzie uznawał tylko jeden sposób leczenia, ten który od urodzenia zakorzeniła w nim jego wizja rzeczywistości; będzie, na przykład, zawsze stosował leki i napromienianie, ponieważ nie chce uwierzyć, że natura ma inne, sobie właściwe sposoby działania. Oczywiście to tak, jakby mówił, że do XX wieku nikt nigdy nie wyleczył się z raka, co jest nonsensem. Tak więc znajomość zasady „najważniejsze najpierw" jest bardzo istotna we wszystkich sytuacjach, które pozwalają nam na wybór drogi tworzenia. To, czego nauczyliśmy się o mechanizmach tworzenia sięga, nawet dalej. Natura, działając poprzez inteligencję, uczy, jak rozwiązać problem, ustalając zaś mechanizm rozwiązania tego problemu musi wiele elementów wzajemnie z sobą powiązać. W przypadku leczenia, połączenie ciała i umysłu działa poprzez układ immunologiczny, układ hormonalny, układ krążenia itd. Lecz stopień wiedzy, jaka jest potrzebna, i zdolność współdziałania między umysłem i ciałem nie są w każdym przypadku takie same. Na przykład leki ingerują w funkcje organizmu - stąd ich skutki uboczne - i zmuszają go do współdziałania z chemicznymi właściwościami leku. Dlatego właśnie kuracje bezpośrednie, z wyłączeniem leków, są skuteczniejsze, stosują bowiem bardziej kompletną wiedzę holistyczną i ściślejsze wzajemne powiązania. Zasada tworzenia, do jakiej ten wniosek prowadzi, jest następująca: w naturze mieści się nieskończona moc organizująca i nieskończoność wzajemnych powiązań. W działaniu Wszechświata nigdzie nie napotkamy niczego, co nie dawałoby świadectwa nieskończonej wiedzy i nieskończonej współzależności; we Wszechświecie nie ma niczego w nadmiarze. Jednakże poprzez świadomy wybór możemy ograniczyć działanie natury do bardzo wąskich kanałów. Zanim otwarto kanał elektryczności, światło umieliśmy tworzyć jedynie za pomocą ognia. Najskuteczniejszy umysł twórczy to taki umysł, który umożliwia uaktywnianie się maksimum wiedzy i maksimum współdziałania czerpanych z niezmierzonych zasobów natury. Staje się to bardzo istotne w odniesieniu do tak zwanych „wyższych stanów" świadomości, ponieważ wiedza i moc organizująca, z których umysł nasz będzie czerpał, zależą bezpośrednio od tego, czy zdajemy sobie sprawę z wielkości ich zasobów w przyrodzie. Po to, aby korzystać z elektryczności, trzeba wpierw wiedzieć, że ona w ogóle istnieje; podobnie ma się sprawa z naszym potencjałem twórczym - wpierw trzeba sobie uświadomić jego nieskończoność, a dopiero potem można po niego sięgać. Prawdą jest, iż tylko świadomość może go dla nas uaktywnić. Żadna z tych zasad raczej nie będzie przekonywająca, dopóki nie zaakceptujemy jej realności. Dla człowieka współczesnego jedyną obowiązującą miarą ważności jest nauka; zajęła ona miejsce wiary, autorytetu i instynktu. Jaka jest postawa nauki wobec mechanizmu tworzenia? Tworzenie przedmiotów materialnych jest domeną fizyki, niezależnie od tego, czy jest to na skalę Wszechświata, czy fotonu. Poglądy fizyków na temat tworzenia wyraźnie wspierają moje podejście do umysłu i ciała. Dotyczy to zwłaszcza „nowej fizyki", której era zaczęła się wraz z pracami Einsteina i jego wielkich kolegów europejskich. Nowa fizyka całkowicie zmieniła wyobrażenie o trwałej, przewidywalnej rzeczywistości, która od czasów Arystotelesa była dla człowieka Zachodu czymś oczywistym. W tym dawnym ujęciu czas i przestrzeń były odrębnymi bytami. Przedmioty poruszały się w nich jak kule po stole bilardowym, czyli określonymi torami, rejestrowanymi przez zmysły. Obecnie mówimy o „czasoprzestrzeni" jako o jedności i od początku ery atomowej przyjmujemy za oczywiste, że materia może przekształcać się w energię, powodując zniknięcie kuli ze stołu bilardowego i jej rozproszenie się. Słynna zasada nieokreśloności sformułowana przez Wernera Heisenberga głosi, iż nie mamy żadnej pewności w rozpoznawaniu „rzeczywistych" właściwości przedmiotu, gdyż proces obserwowania zmienia naturę obiektu obserwowanego. Tworzenie nowej fizyki zabrało mnóstwo czasu, prawie cały nasz wiek, i wymagało inteligencji genialnych umysłów. Stworzona przez nich nowa wizja świata zyskuje ogólną akceptację dopiero w ostatnich piętnastu latach; bez pewnej wiedzy matematycznej wnioski wynikające z tego nowego spojrzenia na świat są raczej trudne do pojęcia. Trwają wciąż dyskusje, a fizykom życie upływa na teoretycznych polemikach. Możliwa jest jednak ekstrapolacja pewnych podstawowych idei i zastosowanie ich przez ludzi tym zainteresowanych, nie naukowców w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz ludzi pragnących zajmować się rzeczywistością taką, jaka jest ona w istocie. Podam teraz w uproszczonej formie niektóre ze wstępnych odkryć fizyki współczesnej. Jedno z nich zakłada, że przedmioty na żadnym poziomie nie są ciałami materialnymi. Cząstki, z których zbudowane są przedmioty, są w rzeczywistości przekształceniami energii; jako takie są w zasadzie falami, lecz w pewnych warunkach zachowują się jak cząstki, czyli jak materia. Słynny przykład podany przez Bertranda Russela dotyczy jego biurka. Uznał on, że biurko to nie jest wcale ciałem stałym. Składa się nań energia i pusta przestrzeń, przy czym przestrzeń stanowi ponad 99,9999% całości. To nasze zmysły sprawiają, że przedmiot wydaje się ciałem stałym. Znaczenie tego zjawiska omówiłem już wcześniej. Po drugie, żadna cząstka ani wiązka energii nie jest izolowana. Wszystkie one są funkcjami falowymi, rozciągającymi się nieskończenie w czasie i przestrzeni. Niczym wierzchołki góry lodowej, wyłaniają się z bezmiaru niedostrzegalnej dla nas rzeczywistości. W przypadku materii i energii, większość fali dosłownie istnieje całkowicie poza czasem i przestrzenią. Wszelkie obiekty Wszechświata pochodzą z nieujawnionej próżni i pewnego dnia do niej powrócą. Sama próżnia jest „realną" rzeczywistością i wszystko to, co istnieje, choćby w naszej wyobraźni, już w tej próżni się zawiera - w „wirtualnej" formie, jak mówią fizycy. W istocie można wyliczyć, że wszystko, co mogłoby powstać w zajmowanym przez nas w tej chwili miejscu z pewnością istnieje, lecz w potencjalnej formie. W naszym pokoju mieszczą się miliony rzeczywistości, tyle że zmysły nie dają im do nas dostępu, dopuszczają zaś to, co akceptujemy jako realne tu i teraz. Z punktu widzenia nowej fizyki, nasz pokój obejmuje nawet przeszłość i przyszłość. Wszystko co do nas należy, krzesło, ściany, ciało, to zaledwie prawdopodobieństwa wyłonione z wiecznego, nieskończonego i nieprzejawionego pola, które stanowi podstawę Wszechświata i utrzymuje go w zorganizowanej formie. Gdy upuścimy piłkę tenisową, spada ona na podłogę; istnieje jednak niewielkie, choć bardzo wyraźne prawdopodobieństwo, że zamiast tego poleci prosto do sufitu. Sensowne obliczenia rzeczywistości można przeprowadzać analizując wzajemne oddziaływania, które są poza zasięgiem wzroku, w sferze nieprzejawionej. Tam znajduje się całość natury, ucieleśniona w polach potencjalnej masy i energii. Zasady nieskończonej współzależności i wszystkich możliwości, o których wspomniałem omawiając inteligencję umysłu człowieka, wyrażają się najpełniej w sferze nieprzejawionej. Wszelkie możliwe wszechświaty, jakie mogłyby zaistnieć, faktycznie tam istnieją i stanowią całość „rzeczywistego" Wszechświata. Fizycy utrzymują, iż sfery nieprzejawionej pojąć intuicyjnie prawie niepodobna. Wszechświat ma cechy, z którymi intelekt sobie nie radzi, chyba że są wyrażone w specjalistycznym języku matematyków. Mówiąc o tej nowej rzeczywistości, fizyk Michael Talbot zauważył, że jest ona „nie tylko dziwniejsza, niż sobie wyobrażamy, lecz dziwniejsza niż to, co można sobie wyobrazić". Na przykład koncepcja, że czasoprzestrzeń wyłoniła się z nieprzejawionego oznacza, że istnieje coś, co było już „nim nastał czas" i że jest „mniejsze od małego i większe od wielkiego". Wydaje się, iż pojęcia te są skrajnie z sobą sprzeczne i gdy dowiadujemy się podobnych rzeczy z wielkiej tradycji Wschodu, czujemy się nieco przytłoczeni. Tymczasem zasady te są właściwie całkiem proste; zaczynamy je rozumieć z chwilą, gdy umysł zaakceptuje możliwość elastycznej rzeczywistości. Kluczem do tego jest uznanie, że inteligencja natury jest dokładnie taka sama jak nasza własna. Wówczas nowa fizyka staje się logiczna. Jeśli wchodzę do pokoju i zastaję znajomego siedzącego na krześle, może on spojrzeć na mnie i powiedzieć „cześć". Lecz w jego wnętrzu istnieje nieskończona ilość rzeczy, jakie mógłby dokładnie w tym momencie powiedzieć lub zrobić. Mógł by powiedzieć „Albuquerque", bądź też stanąć na głowie. Wszystkie te możliwości mieszczą się w nim w formie nieprzejawionej i są tam w każdej chwili, bez wyjątku. Cała jego nieprzejawiona jaźń, jego umysł i ciało, pracują bez przerwy, by wiązać wzajemnie każdą potencjalną myśl, każde słowo lub działanie, choć ja dostrzegam tylko kilka z nich w czasie naszego wzajemnego kontaktu. Ponieważ zaś jego DNA zakodowuje cały rozwój mego znajomego i jest encyklopedią ewolucji człowieka, można nawet powiedzieć, iż jego przeszłość i przyszłość zawierają się w osobie, którą widzę tu i teraz. Skoro inteligencja Wszechświata nie różni się od inteligencji naszej jaźni, to nowa fizyka stanowi silne poparcie dla głównej tezy tej części książki, iż rzeczywistość można zmienić z chwilą, gdy dotrze się do poziomu swego ,ja". To, co nowa fizyka nazywa nieprzejawionym lub potencjalnym stanem rzeczywistości, my zwiemy jaźnią. Wszechświat i organizm człowieka jednoczą się na poziomie inteligencji, źródłem zaś inteligencji jest jaźń. Wspólną cechą Wszechświata i jaźni jest coś, co Maharishi Mahesh Yogi nazywa samoodnoszeniem się. Idea ta wyraża to, co w inteligencji jest najbardziej podstawowe, mianowicie, że działa ona wewnątrz siebie. Działanie samoodnoszenia się widzieliśmy już w „spontanicznych remisjach". Uzdrowienie następuje tam wtedy, gdy impuls myśli wyłania się z jaźni i przechodząc przez połączenia umysłu z ciałem leczy materialne części organizmu. Samoodnoszenie się pozwala w niezwykle prosty sposób wyjaśnić każdy akt tworzenia. Dopóki uważamy umysł i ciało za byty oddzielne, dopóty użycie myśli do wprowadzenia zmian w organizmie wydaje się niemożliwe. Lecz z chwilą gdy zrozumiemy, że świadomość działa po prostu przez różnorodne aspekty samej siebie, po to, by dotrzeć do innych aspektów samej siebie, wszystko staje się jasne. Jak pisze Maharis¬hi: „Po to, by wszelkie prawa natury mogły powstawać ze wspólnego źródła, źródło to musi mieć właściwości nieskończonego dynamizmu i samoodnoszenia się; musi mieć zdolność tworzenia ze swego wnętrza. Są to przymioty świadomości". Źródło tworzenia jest w nas i tylko w nas. Może ono zmieniać rzeczywistość, inteligencja bowiem, nasza inteligencja, tworzy rzeczywistość z samej siebie. Nie jest to zaskakujący wniosek w świetle tego, co już wiemy o tworzeniu. Nawet nauki ścisłe stale badają związki sprzężenia zwrotnego i mechanizmy samoregulujące. Powszechnie uznaje się, że są to podstawowe mechanizmy, utrzymujące równowagę we wszystkich istniejących systemach - w formowaniu gwiazd, galaktyk i czarnych dziur oraz w tworzeniu samego Wielkiego Wybuchu. Nauki ścisłe stoją u progu samoodniesienia. Z chwilą, gdy zgodzimy się z tym, że nasza jaźń jest inteligentna, wszelkie tworzenie stanie się osiągalne dzięki zasadzie samoodniesienia: „Zwracając się do Siebie, ciągle i ciągle tworzę", jak mówi Bhagawad Gita. Człowiek ery przednaukowej w wielu kulturach doskonale pojmował tę zasadę; mamy dowody wskazujące na to, że właśnie dlatego świat jego był znacznie bardziej twórczy i ożywiony niż ten, który przyjmujemy za naszą określoną rzeczywistość. Oto niezmiernie bogaty opis samoodniesienia ze starodawnego tekstu indyjskiego, Mundaka Upaniszad: To, co jest niewidzialne i poza myślą co nie ma przyczyny, ni części, co nie postrzega, ni działa, co jest niezmienne, wszechprzenikające wszechobecne, subtelniejsze od najsubtelniejszego, To jest to odwieczne, o czym mędrcy wiedzą, iż jest źródłem wszystkiego. Tak, jak pająk snuje nić swą i na powrót wciąga ją w siebie, Wszystko, co stworzone utkane jest z Brahmana i Doń powraca. Tak, jak rośliny zakorzenione są w ziemi, wszystkie stworzenia mają ostoję w Brahmanie. Tak, jak włos z głowy wyrasta, wszystko bierze początek z Brahmana. Ten fragment i jemu podobne od pokoleń intrygowały interpretatorów, ponieważ nie pojmowali oni prawdy tam zawartej. Słowo Brahman w sanskrycie znaczy „wielkie" i oznacza „to, co jest rzeczywistością wszystkiego", czyli inteligencję. Z chwilą, gdy to zrozumiemy, strofy te stają się całkowicie jasne. Mówią one dokładnie o tym, co przewijało się przez wszystkie nasze rozważania: że jedyną rzeczywistością jest nieskończona inteligencja, tworząca sama z siebie, bez wysiłku, każdą część Wszechświata.

hjdbienek : :
paź 04 2009 Istota i zasięg inteligencji
Komentarze: 0

Twórcza inteligencja sięga: Od mniejszego niż najmniejsze do większego niż największe, Od nieprzejawionego przez wszelkie przejawienia do nieprzejawionego - nieograniczonego, nieskończonego, wiecznego, Od Tutaj do Tutaj, Od Ja" do Ja" Od ziarnka do ziarnka, Od pełni do pełni. MAHARISHI MAHESH YOGI Zanim uznamy inteligencję za nieskończoną, przyjrzyjmy się, jaki jest już teraz jej zasięg. Słowo inteligencja ma wiele różnych zastosowań. W zależności od perspektywy, z jakiej inteligencję rozpatrujemy, może ona oznaczać zdolność uczenia się lub rozumienia czy też zdolność właściwego reagowania w nowych i trudnych sytuacjach; zdolność zastosowania wiedzy do umiejętnego kierowania otoczeniem; bądź zdolność abstrakcyjnego myślenia, spójnego organizowania informacji i wykorzystywania tejże informacji do rozwiązywania problemów. Wszystkie te znaczenia są trafne, jednakże zamykają inteligencję w kręgu cech ludzkich. Uważamy się za inteligentnych, stąd nasza skłonność do zawężonego pojmowania inteligencji jako zdolności specyficznie ludzkiej, jako potęgi rozumu. Tymczasem inteligencja to znacznie więcej niż zdolność rozumowania za pomocą intelektu. Zdolność rozumowania to świadoma predyspozycja, która niewątpliwie stawia człowieka ponad inne stworzenia w naturze i pozwala mierzyć „wyższą" inteligencję w kategoriach sprawności intelektualnej. Lecz w naturze, począwszy od pojedynczej cząstki czy wiązki energii, wszystko zawiera informację. Z informacji tej czerpie pewną wiedzę praktyczną, a w każdym razie wie, jak być cząsteczką i jak właściwie współdziałać z innymi nieożywionymi składnikami Wszechświata. Każde wykorzystanie wiedzy praktycznej jest oznaką inteligencji. Izaak Bentow, pisząc o naturze kosmosu, zdefiniował świadomość jako „zdolność systemu do reagowania na bodziec". Uważam, że jest to także definicja inteligencji, możliwa do przyjęcia na jej najprostszym poziomie, tam gdzie inteligencji i świadomości oddzielić nie sposób. Z definicji tej wynika, że poziom inteligencji danego systemu związany jest ze skalą jego reakcji na bodźce. Można uznać, że im bardziej system jest złożony, zróżnicowany i nowatorski, tym bardziej inteligentny. Jest to mechaniczna miara inteligencji, lecz ma jedną wielką zaletę: wszelką inteligencję można by mierzyć według tego samego kryterium. Uniknęlibyśmy uznawania jednego rodzaju inteligencji (tej ludzkiej oczywiście) za lepszy od drugiego tylko dlatego, że jest po prostu inny. Ale i tak moglibyśmy popełnić błąd, umieszczając u samego dołu słupa totemicznego coś tak „prostego" jak elektron, ponieważ jest on mniej inteligentny niż na przykład wieloryb. Nie zapominajmy, że bez elektronu nie ma wieloryba, a tym samym nie ma inteligencji i powodu do dumy. Elektron prawdopodobnie zdolny jest tylko do reakcji o ograniczonym zasięgu. W zasadzie wybiera on orbitę jądra atomu i pozostaje na niej, chyba że zostanie pobudzony i przeskoczy na wyższą orbitę. Gdy bodziec przestanie działać, elektron automatycznie powraca na dawne miejsce. Jednak nawet ta prosta reakcja wywołuje emisję jednego fotonu światła, co naturalnie oznacza, iż każdy stan we Wszechświecie, w którym istnieje światło wymaga zorganizowanego zachowania elektronów, działających w niezwykle różnorodnych warunkach. Tak więc zupełnie niesłusznie traktujemy elektron jako coś odrębnego. Jest to system złożony, wewnątrz złożonego systemu atomu, który z kolei działa wewnątrz złożonego systemu cząsteczek. Możemy wspinać się po słupie totemicznym, dopóki nie dotrzemy do mózgu człowieka: tam znajdziemy system zdolny do niezliczonych reakcji. Jednakże bezgraniczna inteligencja mózgu jest w pełni skoordynowana z elektronem u podstawy słupa. Elektrony są na tyle "inteligentne", że nie zawodzą. Gdyby zawiodły, cały słup totemiczny przewróciłby się - zapanowałby chaos. A jednak umysł człowieka jest w swej inteligencji twórczy, elektron zaś najwyraźniej mechaniczny. Myśl twórcza to nic innego, jak nowa lub wcześniej nie zarejestrowana reakcja na najróżniejsze bodźce. Nawet orginalna myśl jest mechaniczna w tym sensie, że zależna jest od prawidłowego działania tkanki mózgowej, enzymów, hormonów, połączeń elektrycznych i tak dalej, schodząc kolejno w dół po łańcuchu inteligencji, aż do podstawy. Niektóre reakcje bardzo się różnią od innych - spacer drogą nie przypomina enzymów wiążących się z receptorami błony komórkowej - jest jednak coś, co wszystko spaja, co organizuje i określa cel każdej reakcji, od najsłabszej do najsilniejszej, a tym czymś jest inteligencja. Twórcza inteligencja człowieka jest ostatecznym wyrazem wiedzy praktycznej, gromadzonej z upływem czasu w całej naturze. Wiemy już, że nasz DNA przypomina encyklopedię wiedzy o całej ewolucji we Wszechświecie. Prosta informacja elektronu musiała być przechowywana, a następnie przekazywana do atomu, który, na jej podstawie, przekazywał swą informację do cząsteczki, i tak kolejno, przez cały czas. Ta nieskończona inteligencja uniwersalna służy ewolucji. Jak wynika z danych naukowych, we Wszechświecie nie ma niczego w nadmiarze. Co tylko mogło zaistnieć, to zostało wykorzystane. Ewolucja zagarnęła wszystko po drodze i zorganizowała tak, jak być powinno, abyśmy mogli żyć i twórczo myśleć. Mózg ludzki jest chlubą natury nie tylko dlatego, że każdy z nas go ma i że jest tak złożony, ale dlatego, że bez końca może się rozwijać. Oznacza to, że cała inteligencja we Wszechświecie zdolna jest współdziałać z rozwojem umysłu ludzkiego. Karol Darwin, twórca współczesnych teorii ewolucji, pisał: „W wielu przypadkach bezustanny rozwój jakiejś części, na przykład dzioba ptaka lub zębów ssaka, nie pomógłby temu gatunkowi w zdobyciu pożywienia czy czegokolwiek innego; tymczasem u człowieka nie widzimy wyraźnej granicy dalszego rozwoju mózgu oraz zdolności umysłowych nadających się do spożytkowania." W człowieku skupia się nieskończona inteligencja Wszechświata. Zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy - być może dlatego, iż uważamy, że inteligencja została stworzona przez intelekt. Tymczasem jest odwrotnie, to intelekt został stworzony przez inteligencję. Oczywiście intelekt, będąc tylko jednym z przejawów inteligencji, ma swoje ograniczenia; na przykład po kilku wiekach badań, dotąd nie wiemy nawet, jak działają nasze własne narządy. Inteligencja natomiast nie ma ograniczeń. Przenika wszystko i jest nieskończona. Wyraża nieskończoną moc organizującą w naturze. Na małą skalę przejawia się w gotowości elektronu do działania; na szerszą skalę, w wielkich dokonaniach twórczych człowieka. Każdy poziom inteligencji jest inny, a jednak wszystkie są nieskończenie współzależne. „Gdy elektron drga, wszechświat się trzęsie." Nauka współczesna prowadzi badania każdego odcinka nieskończonego ładu w naturze, lecz dopiero niedawno zaczęła wnikać w naturę jako całość (w następnej części dowiemy się, co ostatnio odkryto o mechanizmie tworzenia). Wschód ma wspaniałą tradycję wiedzy o całości, lecz nie w postaci tego, co zwiemy nauką. Na przykład w Indiach wielcy mędrcy mówią o inteligencji na podstawie swej własnej świadomości. Oto fragment z Bhagavad Gity, który wyjaśnia stopnie inteligencji i porządek, w jakim natura ułożyła to w człowieku: ..Zmysły, mówi się, są wnikliwe; bardziej wnikliwy niż zmysły jest umysł; jeszcze bardziej wnikliwy jest intelekt. Tym, co przewyższa nawet intelekt, jest On". Przez słowo „On" mędrzec rozumie źródło inteligencji, wyprzedzające nawet przebłysk myśli - czyli jaźń. W imieniu wielkich tradycji Wschodu przemawiają również nasi współcześni. Taką postacią jest Maharishi Mahesh Yogi, który od wielu lat naucza o nieskończonych zasobach możliwości twórczych człowieka, kładąc szczególny nacisk na „wiedzę" o twórczej inteligencji. Język jego nie jest ani metaforyczny, ani archaiczny - jest rzeczowy: „Galaktyki nie przemieszczają się tu i tam na chybił trafił; w tym, co zostało stworzone jest porządek, jest system. Bez podstawowej wartości inteligencji cały ten porządek i rozwój by nie zaistniał." Zainteresowałem się jego interpretacją inteligencji, ponieważ, po pierwsze, przyjmuje on za bezsporne to, że wszystko wokół nas jest uporządkowane i że może być rozpatrywane jako całość. Po drugie, wierzy on, że po dotarciu do źródła własnej inteligencji można zmieniać rzeczywistość, dążąc do zdrowia, szczęścia, wiedzy i pokoju; Maharishi nazywa to „stopniowym postępem w kierunku pełni życia". Teraz koniecznie trzeba poznać mechanizm umożliwiający nam tworzenie rzeczywistości. Mechanizm ten zaczyna się w umyśle przebłyskiem świadomości „Ja jestem", a następnie, krok po kroku, wyłania się z niego pełnia naszego świata. Chociaż dziwna wydaje się myśl, iż można nauczyć się zmieniać rzeczywistość z poziomu świadomości, prawdą jest, że rzeczywistość tę tworzymy w każdej chwili. Mechanizmy twórczej inteligencji nie działają „gdzieś tam daleko" tworząc galaktyki, fotony, sekwoje i wyjce. Twórcza inteligencja przepływa przez nas i pozwala nam żyć w harmonii z naszą własną wersją rzeczywistości. Maharishi Mahesh Yogi jest nie tylko filozofem rozpatrującym zagadnienie twórczej inteligencji. Jak dowiemy się później , proponuje on swoistą technikę, która pozwala bez wysiłku na powrót sprowadzać świadomość do źródła myśli. Gdy już tam się znajdziemy, możemy nauczyć się kontrolować przepływ tej inteligencji, naszej inteligencji; w ten sposób wszelkie pożądane cechy ludzkiego istnienia - miłość, współczucie, zdrowie, spełnienie się - będą zajmować coraz więcej miejsca w naszym życiu. Dodam tutaj, iż to, co rozpatrujemy, wywodzi się nie tylko ze Wschodu. Filozof francuski Henri Bergson zdobył w roku 1927 nagrodę Nobla za prace wykładające jego teorie „ewolucji twórczej", które wkrótce potem poszły w niepamięć z prostego powodu: nauka eksperymentalna nie była w stanie uzasadnić, że mają one jakiekolwiek podstawy praktyczne. Zabrakło techniki, która by przekształcała twórczą inteligencję w żywą rzeczywistość, czegoś, co tradycja Wschodu od wieków doskonali. Powstanie nauki o twórczej inteligencji jest możliwe, inteligencja bowiem systematycznie przenika całą naturę. Używając klasycznego indyjskiego określenia, sięga ona „od mniejszego niż najmniejsze do większego niż największe", lecz pewne zasady obowiązują na każdym poziomie. Oto niektóre z nich: inteligencja wyraża się uporządkowaniem; łączy części w jednolitą całość; działa na przemian w rytmach odpoczynku i aktywności; rozwija się bez wysiłku, usuwając ze swej drogi wszelkie przeszkody; zawiera się w całości w najdrobniejszych cząstkach systemu; a wreszcie wykazuje nieskończoną stabilność wraz z nieskończoną umiejętnością przystosowywania się. Mnie, jako endokrynologa, fascynuje perfekcja, z jaką organizm ludzki te zasady stosuje. Weźmy na przykład uporządkowanie - zacytuję tu Claude'a Bernarda, powszechnie uznawanego za twórcę współczesnej fizjologii; mówi on o surowych prawach fizyki i biochemii, do których procesy naszego organizmu muszą się przystosowywać, lecz następnie zauważa, że „podporządkowują się sobie i następują jedne po drugich, tworząc określone schematy, według nadrzędnego prawa; powtarzają się systematycznie, regularnie, niezmiennie i zestrajają się w taki sposób, żeby doprowadzić do organizacji i rozwoju jednostki". Ten przejaw doskonałego porządku i rozwijania się Bernard odkrył u wszystkich zwierząt i roślin - jest to zasada inteligencji, zaobserwowana w przyrodzie. Jako przykład drugiej zasady posłuży nam układ hormonalny. Łatwo zauważyć, iż układ ten stosuje na przemian cykl odpoczynku i cykl aktywności; biologia stale odkrywa nowe i wyszukane „częstotliwości", regulujące wydzielanie wszystkich naszych hormonów. System wewnątrz-wydzielniczy składa się z wielu części, z różnych gruczołów znacznie od siebie w organizmie oddalonych, lecz tworzących jedną sieć - całość połączoną ścieżkami hormonalnymi, które są kolejno uruchamiane, a każda z nich z niezwykłą wrażliwością reaguje na potrzeby całego ciała. Same hormony wydzielane są i regulowane przez autonomiczny układ nerwowy i wystarczy im ułamek sekundy, aby odwrócić dany proces i zareagować na jakąkolwiek zmianę zachodzącą w środowisku wewnętrznym. Można zatem powiedzieć, że hormony działają precyzyjnie i są w tym działaniu nieskończenie stabilne, a zarazem nieskończenie elastyczne w sytuacjach, gdy organizm tego od nich wymaga - każda poszczególna myśl, lub działanie wywołuje jedyną w swoim rodzaju reakcję sieci wewnątrzwydzielniczej. Mogłoby się wydawać, że układ hormonalny jest szczególnym rozwiązaniem, że natura stworzyła go dla specyficznych stanów ludzkiego organizmu. W rzeczywistości jednak odkrycia biologii molekularnej wykazały, że procesy zachodzące w naszym układzie wewnątrzwydzielniczym przewijają się w podobnych schematach przez wszystkie wątki życia. Na przykład mechanizm zużywania glukozy jest taki sam w bakterii, jak w komórce człowieka, a insulina, odgrywająca główną rolę w procesach przemiany materii, jest od zarania dziejów obecna w łańcuchu ewolucyjnym, od zimnokrwistej ryby po człowieka. Nie tylko mózg, lecz każda komórka naszego organizmu wykazuje dokładnie taką samą złożoność inteligencji. Każda komórka postrzega wokół siebie świat; każda „pamięta" przeszłość i „przewiduje" przyszłość w swych reakcjach biochemicznych i dzięki DNA, każda z nich zawiera pełną informację, która składa się na inteligencję będącą tobą. Gdy mówimy, że nieskończona inteligencja przez nas przepływa, należy to rozumieć dosłownie, inteligencja bowiem panuje nad każdą komórką i każdą tkanką. Jest w paznokciach, zębach, jelitach i gruczołach; nastawia nasz zegar biologiczny tak samo dokładnie jak zegar monarchy - dużego tropikalnego motyla — w czasie jego migracji, lub gwiazdy z klasy białych karłów. Rzeki spływające do oceanu, pszczoły ciągnące do nektaru, orzeł szybujący po ciepłym, sierpniowym niebie, wszystko to kieruje się tymi samymi zasadami twórczej inteligencji co my. Życie nie jest naszym przywilejem. Wyłącznie my natomiast jesteśmy zdolni te zasady sobie uświadomić i z nich według własnych upodobań korzystać. Cała inteligencja jest spójna i taka sama, tylko wyraża się w różnych formach. Panowanie nad inteligencją w naszej świadomości to panowanie nad całą inteligencją. Koncepcja, żeby do tego stopnia udoskonalić możliwości twórcze człowieka jest ważniejsza dla naszego dobra niż możemy sobie wyobrazić. Nasz plan działania zaczął się od zbadania istoty inteligencji. Teraz przyjrzyjmy się mechanizmowi tworzenia. To on steruje tymi siłami w naturze, które dają nam moc zmieniania rzeczywistości.

hjdbienek : :
paź 03 2009 Discovery HD - Świat przyszłości: Ludzie...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 03 2009 Ku wyższej rzeczywistości: Medytacja i...
Komentarze: 0

Rzeczywistość jest symbolem FAZAL INAYAT-KHAN To, co postrzegamy zmysłami, zwykliśmy uważać za realne. To co nie jest łatwo dostępne naszym zmysłom, zazwyczaj uważamy za nierealne lub urojone. Ponadto mamy skłonność do ustalania stopnia „realności" w zależności od tego, ile zmysłów dana rzecz potrafi pobudzić. Ciała stałe, przedmioty ciepłe, aromatyczne, poruszające się są jak żywe i dlatego bardziej realne niż, na przykład, drobnoustroje. W gruncie rzeczy nastawieni jesteśmy na to, że realne są ciała stałe. Pozwól mi to dotknąć, a powiem ci, czy rzeczywiście istnieje. Ponieważ nasze wyobrażenie rzeczywistości powstaje na poziomie subiektywnym, łatwo jest zrozumieć, dlaczego upieramy się, że pewne rzeczy są realne, a inne nie. Z tym wszystkim najbardziej realni dla siebie jesteśmy my sami. Po cyklu wykładów z filozofii możemy zwątpić w istnienie czegokolwiek w kosmosie, lecz istnienia nas samych jesteśmy raczej pewni. Im bardziej jakiś przedmiot przypomina nam siebie samych, tym chętniej przyznajemy, że on również jest realny i niezaprzeczalnie istnieje. Wykształcenie wyższe tylko nieznacznie wpływa na to przypadkowe kryterium. Naukowcy w większości nie akceptują istnienia czegoś, na co nasze zmysły nie reagują z łatwością. Oczywiście nauka przebyła niezmiernie długą drogę, by więcej rzeczy wprowadzić w zasięg naszych zmysłów. Za pomocą odbiornika radiowego znacznie poszerzamy zasięg zmysłu słuchu. Obecnie możliwe jest nasłuchiwanie dźwięków z kosmosu. Bez pomocy radia nie mielibyśmy pojęcia, że takie dźwięki stale docierają do Ziemi i moglibyśmy z przekonaniem twierdzić, że nie istnieją. Teleskopy ogromnie zwiększają zasięg wzroku: badają gwiazdy, których światło wyruszyło do nas przed milionami albo miliardami lat. Dlatego teleskop, zwiększając zasięg wzroku, przekracza też barierę czasu, wydłużając czas. Oglądając światło gwiazdy, która już się wypaliła moglibyśmy twierdzić, iż teleskop pokazuje nam coś, co już nawet nie istnieje. Z łatwością więc przekonujemy się, iż rzeczywistość tworzymy sobie według własnej percepcji. Rabindranath Tagore, będąc nie tylko poetą, lecz także wnikliwym myślicielem, napisał: „Twierdzenie, że świat jest takim, jakim go postrzegamy, jest bez mała truizmem. Wyobrażamy sobie, że nasz umysł jest zwierciadłem mniej lub bardziej odbijającym to, co się dzieje na zewnątrz nas. Jest odwrotnie; to umysł sam jest główną siłą twórczą. Świat, gdy go postrzegam, nieustannie powstaje dla mnie w czasie i przestrzeni". Rzeczywistość oceniamy za pomocą zmysłów, lecz wszystko co one odbierają - woń róż, widok księżyca w pełni, dotyk mgły - przekazywane jest do umysłu. Niezależnie od tego, jak dalece poszerzymy nasze percepcje czy to za pomocą detektora kwazarów, czy też mikroskopu elektronowego, cała percepcja ostatecznie dokonuje się w umyśle. Jeśli na plaży staniesz na głowie i ujrzysz ocean płynący ponad niebem, będzie to realne dla twych oczu, ale twój umysł nie da się wyprowadzić w pole; to on właśnie widzi, słyszy, smakuje, wącha i dotyka. Rzeczywistość w swym ostatecznym kształcie powstaje w umyśle -umysł tworzy rzeczywistość. Bez naszego postrzegania, bez myśli i doświadczeń, rzeczywistość traci swą moc. Kształt, wielkość, wygląd bądź jakakolwiek inna cecha przedmiotu jest właściwością czysto subiektywną. To my tworzymy rzeczywistość. Podam przykład. Wyobraźmy sobie na chwilę, iż oko ludzkie ma soczewkę kwadratową, a nie - jak w istocie - owalną. Ta jedna zmiana w naszym normalnym narządzie zmysłu przeobraziłaby kompletnie wygląd całego świata. Kulka do gry postrzegana przez kwadratową soczewkę oka mogłaby teraz przyjąć kształt ołówka, a rzucanie go bardzo by się różniło od rzucania gładkiej, regularnej kulki - coś do czego przywykliśmy i co uważamy za zupełnie naturalne. Dopóki ludzkie oko miałoby soczewkę kwadratową, dopóty uznawalibyśmy nowy kształt kulki do gry, a widok toczących się przedmiotów przypominających ołówki i gładkich w dotyku byłby całkowicie normalny. Inne stworzenie, na przykład królik, postrzegałoby kulkę według własnej struktury oka i ona stanowiłaby jego rzeczywistość. Kameleon częściej porusza każdym okiem z osobna niż obydwoma razem, a więc nie możemy sobie jego świata nawet wyobrazić; jego widzenie nie ma nic wspólnego z działaniem wzroku w naszym układzie nerwowym. Rekin najwyraźniej wyczuwa krew ryby zabitej w odległości kilku mil, czego również nie możemy sobie wyobrazić, tym bardziej, że węch u nas pod wodą w ogóle nie działa. Wracając do kulki, załóżmy, że pytamy o jej „prawdziwy" kształt. Odpowiedź brzmi, że jej „prawdziwy" kształt nie istnieje. Kształt kulki związany jest z tym, kto ją postrzega. To właśnie postrzeganie nadaje kulce kształt. To samo dotyczy wszystkich pozostałych zmysłów. Niewiele teraz trzeba, by dojść do wniosku, iż kulka nie ma postrzegalnego bytu niezależnego od osoby postrzegającej. Nie istniałaby w taki sposób w jaki istnieje, gdyby nie było umysłu postrzegającego. Percepcję kształtują zmysły, a interpretuje umysł - ale to nie wszystko. Zależy też ona od nagromadzonych doświadczeń życiowych. Dla wyjaśnienia, co przez to rozumiem, opiszę prosty eksperyment przeprowadzony z młodymi kotkami przez Helmuta i Spinellego. Objął on trzy partie kociąt hodowanych w trzech odrębnych środowiskach. Pierwsza partia wzrastała w pomieszczeniu o ścianach pomalowanych w poziome pasy i był to jedyny widok, na jaki kotki były wystawione. Druga partia rosła w otoczeniu pasów pionowych, trzecia zaś w całkowicie białym, bez jakichkolwiek wzorów. Kiedy kocięta dorosły, każda partia inaczej postrzegała świat. Koty dorastające wyłącznie z widokiem na pasy poziome doskonale rozróżniały przedmioty o kształcie poziomym, a nie widziały niczego, co było pionowe. Na przykład, wpadały na nogi od mebli, jak gdyby te nogi nie istniały - ponieważ dla tych kotów rzeczywiście ich nie było. Partia kotów, żyjąca w świecie pionowym miała dokładnie odwrotny problem, natomiast koty ze środowiska białego w ogóle nie rozwinęły zdolności widzenia właściwej kotom dorosłym i dlatego wzrokowo były najbardziej zdezorientowane. Nie była to sprawa ich wewnętrznego nastawienia. Mózgi ich potrafiły postrzegać spektrum dane nam przez naturę tylko selektywnie, w ograniczonym zakresie. Odnosi się to do nas wszystkich. Inne doświadczenia dały podobne rezultaty. Gdy nowo narodzonym małpkom na pewien czas założono przepaskę na jedno oko, szlaki nerwowe łączące ośrodek wzroku z tym okiem były znacznie mniej liczne, w przeciwieństwie do odsłoniętego oka. Stwierdzono również, iż decydujące znaczenie ma okres rozwoju percepcji. Kocięta rodzą się ślepe i jeśli zabandażuje im się oczy choćby na krótko, na kilka dni, kiedy wzrok zaczyna się rozwijać, będą ślepe do końca życia. Wszystkie te eksperymenty dowodzą, że wzorce elektryczne przechowywane w układzie nerwowym, a pochodzące z wcześniejszego doświadczenia, służą budowaniu powiązań i receptorów fizycznie odpowiedzialnych za percepcję. Zatem już sama struktura mózgu, siedziby percepcji, uzależniona jest od naszych uprzednich doświadczeń życiowych. Zaczynamy teraz rozumieć prawdziwy sens słów starożytnego mistyka Rumi: „Nowe narządy percepcji rodzą się z potrzeby". Zastanówmy się jednak, czy nie jesteśmy w sytuacji psa, który goni własny ogon. Mówimy, że doświadczenie kształtuje percepcję, lecz zaczęliśmy od stwierdzenia, że percepcja kształtuje doświadczenie. Koło się zamyka. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że zarówno percepcję, jak i doświadczenie tworzy umysł. Oko i to, co ono widzi, ucho i to, co ono słyszy, język i to, co on smakuje, nos i to, co on wącha, nerwy i to, co one czują - wszystko to dokonuje się w umyśle. Świat materialny nie istnieje niezależnie od umysłu. Ogólnie mówiąc, bez umysłu nie ma materialnego wszechświata. Jest on dosłownie mirażem, czymś efemerycznym, czymś, co stworzył umysł. Choć sam nie jest uchwytny, ani nawet dostępny zmysłom, to właśnie umysł daje się poznać poprzez świat materialny i nieskończoną liczbę przejawionych przedmiotów. Przedmioty te w najlepszym razie stanowią rzeczywistość drugorzędną, to znaczy żadną w porównaniu do tego, co jest realne - z umysłem nieprzejawionym. Umysł jest twórczym źródłem świata; ty i ja jesteśmy źródłem świata. Cała nasza rzeczywistość ma swe źródło w nas, stąd wywodzą się nasze idee, nasze pojęcia i przekonania o tym, co jest realne. Rzeczywistość jest symbolicznym, przejawionym wyrazem idei nieprzejawionej. Po to, aby stworzyć coś „tam, na zewnątrz", trzeba przede wszystkim uzgodnić między sobą, że pewna rzeczywistość tam, na zewnątrz istnieje, a wtedy nasze porozumienie tę rzeczywistość zbuduje. W poprzedniej części była mowa o hipotezie Dawida Bohma, według której wszystkie istoty ludzkie mają w głębi jedną, wspólną świadomość. Tą zbiorową świadomością jest to, co ty i ja uruchamiamy przy uzgodnieniu, że wspólnie budujemy rzeczywistość. Na głębokim poziomie - znacznie poniżej poziomu powierzchownych opinii, które można zmieniać - nasza świadomość zbiorowa zgadza się z tym, iż taka rzeczywistość istnieje. Świadomość ta zapuściła korzenie w naszej fizjologii i wokół niej zbudowaliśmy świat. Tak więc zanim coś stanie się rzeczywistością, musi wpierw zaistnieć jako zalążek, coś jak iskra, jakieś poruszenie świadomości zbiorowej. Zachodzi to w sposób zupełnie niedostrzegalny i przejawia się najpierw w postaci pojęcia ledwie rysującego się w naszych umysłach: „Ja jestem". W ten sposób zwykliśmy uświadamiać sobie, że naprawdę istniejemy - była o tym mowa na początku tej części publikacji. Z chwilą zaakceptowania „Ja jestem" w miejscu akcji mogą się pojawić miliony innych rzeczy. Przejawiają się one w postaci niewyraźnych emocji i pojęć, potem wyraźniejszych pojęć i zbiorów przekonań, a wreszcie w postaci w pełni rozwiniętego świata. Wynikiem ostatecznym jest rzeczywistość, jakakolwiek by ona nie była. Jeśli świadomość zbiorowa - to znaczy ty i ja — przystaje na to, by były wojny, wtedy mamy wojny. Wojny są przejawem pewnego rodzaju zakłócenia w świadomości zbiorowej zwanego stresem. Gdybyśmy się na wojny nie zgadzali, wojen by nie było. W chwili obecnej wszystko, na co ty, ja i każdy inny się zgadza, jest koszmarne; zaistniało na jakimś poziomie w głębi świadomości zbiorowej, ponieważ na to przystaliśmy. Chorujemy, starzejemy się, tracimy sprawność fizyczną z powodu naszego przekonania, że takie są realia życia. Przekazano nam to, akceptujemy to i w dalszym ciągu to stwarzamy. Gdybyśmy tych pojęć od początku nie uznali, być może nie przyjmowalibyśmy choroby, starzenia i zniedołężnienia za rzeczywistość. Weźmy jakikolwiek przykład. Wiadomo, że gdy ktoś biega, to się męczy. Jest to fakt fizjologiczny. A jednak w Sierra Madre, w Meksyku, są szczepy Indian, dla których biegi na długie dystanse, czasami ponad pięćdziesiąt mil, są normalnym elementem kultury. Lubią to i biegnąc potrafią nawet kopać piłkę, gdy tymczasem nam trudno sobie wyobrazić pokonanie dystansu dwukrotnie dłuższego niż maraton. Pewien fizjolog amerykański sprawdził u zwycięzcy częstość tętna bezpośrednio po takim biegu. Okazało się, że serce jego bije wolniej niż tuż przed startem. Kluczem do rzeczywistości naszego wszechświata jest to, że my sami ją wybieramy. Zanim dokonamy wyboru, powinniśmy zrozumieć, w jaki sposób nasze idee przejawiają się jako rzeczywistość. Gdy tylko będziemy w pełni świadomi mechanizmów, jakie tu działają, wtedy łatwiej nam będzie wprowadzać do rzeczywistości tylko te idee, które są ewolucyjne. Moglibyśmy wybierać odwagę, nadzieję, miłość, pokój, zdrowie - nie wykluczona jest nawet nieśmiertelność - i one stawałyby się naszą rzeczywistością. Jak dotąd jednak zdecydowanie wybieramy strach, nienawiść, chciwość, zazdrość, wojnę, chorobę i śmierć. Nie poświęciliśmy tej sprawie świadomej uwagi i dlatego została nam narzucona przez świadomość zbiorową. Nasze ciała i to, co one robią, nasze mózgi i to, co one pojmują są żywym wyrazem powszechnie przyjętych opinii. Jeżeli mamy zmienić je na lepsze, to przede wszystkim musimy nauczyć się zmieniać świadomość zbiorową. Jak wyraźnie dowodzi historia, same dobre chęci rzeczywistości nie zmienią. U samego źródła jesteśmy czystą świadomością, dopóki coś się nie poruszy, nie pojawią się przebłyski jakichś idei. Przenikając głęboko do swego źródła, odkryjemy mechanizm tworzenia. Z tą chwilą będziemy mogli wybierać. Mając prawdziwą wolność myślenia, będziemy wybierać pokój, pełne zdrowie, młodzieńcze usposobienie - jakąkolwiek rzeczywistość wybierzemy, będziemy nad nią panować. Pozytywne idee w naszym umyśle są z pewnością ważne, lecz nie staną się w pełni realne, dopóki nie zastąpią złych idei, zakorzenionych w świadomości zbiorowej. Świadomość zbiorowa dopiero wtedy wyda się sceptykom realna, gdy wykażemy, że faktycznie możemy na nią wpływać. Za realne uważa się tylko to, co przemawia do zmysłów. Dlatego teraz przyjrzymy się sile zdolnej kształtować każdą rzeczywistość, to znaczy inteligencji.

hjdbienek : :
paź 02 2009 Wizja całości i miłości
Komentarze: 0

Miłość nie jest jedynie impulsem; musi ona zawierać prawdę, co jest prawem. RABINDRANATH TAGORE Mechanizmy ewolucji są mechanizmami miłości. Wszyscy zostaliśmy poczęci jako myśl miłości i pragnienia, z której zawiązała się odrobina substancji genetycznej. Kiedy urodziliśmy się, ta sama miłość nas karmiła, pierwsze zaś świadome myśli o sobie tak splatały się z miłością naszej matki, że poczucie rozdzielenia nie istniało. Jeżeli siła miłości może począć życie, karmić je i nadać mu tożsamość, to z pewnością jest cząstką tej inteligencji, którą jesteśmy my. Umysł samoświadomy to po prostu umysł nieprzerwanie posługujący się swą inteligencją z miłością. Zdarza się nawet, że dostępuje przeżycia czystej miłości. Niezależnie od czasu czy miejsca, zapisy wszelkich takich przeżyć łączy niezaprzeczalne podobieństwo. Zawsze jest w nich opis pierwotnej siły napędowej, dynamicznej, a zarazem wszechogarniającej, której nie sposób oddzielić od „całości". Ci nieliczni, w których doznanie czystej miłości pozostaje ciągle żywe, to przewodnicy ludzkości. A przecież taki sam przewodnik ma swoją uchwytną formę w naszych komórkach i wręcz nie ma świadomego życia, nie ma impulsu inteligencji, bez kontaktowania się z nim. Miłość przewodzi inteligencji. Jest to wspólna nić, której nie wolno wypuścić z rąk dopóty, dopóki pozostajemy w nurcie ewolucji. Ta nić snuje się od naszej jaźni, poprzez próg myśli, do przedsionka Wszechświata. Każdy z nas ma kawałek owej nici w splocie DNA, który czyni zeń niczym niezastąpioną cząstkę istnienia. W ulotnych chwilach wysubtelnionej uwagi wyczuwa się, jak miłość delikatnie wpływa na postęp ewolucji. Posuwa naprzód procesy życiowe z tej prostej przyczyny, że pragnie postępu. W tym sensie ewolucja nie jest „nieprzejednaną siłą", lecz ciągiem czystych pragnień. Miłość jest niewinna i bezpośrednia. Raduje się tym, co ma w swym zasięgu i w swej najczystszej formie nie zna wyższego celu ponad tę radość. Oto dlaczego sama świadomość istnienia innych ludzi ma tak wielką moc i tak potrafi przeobrazić innych: to miłość. Miłość przenika całą naturę. Samo tylko postrzeżenie tego, zawarte w każdym szczytowym przeżyciu, wystarczy, by życie stało się twórcze. Jeden powiew miłości i życie nabiera sensu. Miłość jest siłą twórczą, poprzez twórczość zaś dążymy do radości i nieśmiertelności. Miłość najsilniej uświadamia nam poczucie jedności. Ogarnia ono nasz umysł w chwilach olśnienia, ale tli się w nas również wśród codziennych spraw - każdy kocha swój dom, swoje dziecko, swój ogród. Uczucie to, konsekwentnie rozwijane, prowadzi do nieskończoności: „Kocham ten Wszechświat, jest mój." Myśl tę prosto i pięknie wyraża Swami Satchidananda: Pewnego dnia, pracując w polu, skaleczyłem się w palec. Mogłem to zlekceważyć, oczyściłem go jednak i zabandażowałem. Gdybym to zignorował, gdyby wywiązało się zakażenie, ucierpiałby cały mój organizm. Podobnie, jeśli czujemy się cząstką kosmosu, cząstką całego Wszechświata, czyż możemy nie kochać wszystkiego, co się nań składa? Z tego prostego rozumowania wynika niezbicie, że życie należy stawiać na wyższej płaszczyźnie. Jeżeli wbiliśmy sobie do głowy, że istnieją różnice, a teraz widzimy, że faktycznie ich nie ma, tym samym wracamy do rzeczywistości. Miłość przywraca rzeczywistość. Nauczyciel hinduski pisze dalej: Gdy już raz odczujesz, że jesteś' cząstką całości, że do tej całości należysz, a cały świat należy do ciebie, wtedy odczucie to skłoni cię do miłości, a miłość ta zaowocuje lepszym zdrowiem. Żaden uzdrowiciel nie potrafi leczyć bez tej uniwersalnej miłości. Jeśli uświadomisz sobie, że jesteś nie tylko odrębną jednostką, lecz także cząstką całego Wszechświata, nie będziesz się nikogo bał. Człowiek nieustraszony żyje wiecznie, człowiek bojaźliwy umiera co dnia, co minutę. Czy myślenie, że jestem cząstką Wszechświata jest istotne? Jeśli chodzi o samą myśl, nie sądzę. Natomiast „uświadomienie sobie czegoś" to więcej niż tylko myśl. Oznacza to, że chwila świadomości zmieniła rzeczywistość. Dociera do nas wtedy coś nowego. Jeden z najodważniejszych myślicieli awangardy „nowej fizyki", David Bohm, wysunął jako hipotezę naukową świadomość jedności. Utworzył on termin „porządek implikowany" używając go w znaczeniu łączenia z sobą wszelkich zjawisk fizycznych we Wszechświecie w taki sposób, by szczegółowa analiza jakiejkolwiek jego części dawała w zasadzie pełną wiedzę o każdej innej części. Nasuwa to wniosek, iż człowiek nawiązuje łączność z rzeczywistością uniwersalną kiedy kocha, bądź przeżywa „stan mistyczny". Łączy on się wtedy faktycznie z innymi ludźmi na poziomie zjednoczonej świadomości. Bohm opisuje to następująco: Gdyby i sto osób było w stanie postrzec najgłębszą warstwę rzeczywistości i podłączyć się do zbiorowego umysłu - ego zaniknęłoby dla nich i utworzyliby jedną świadomość, dokładnie tak, jak części wysoce zintegrowanej osoby scalają się w jedno. Nowej fizyce zawdzięczamy też koncepcję, iż nasz Wszechświat -ciało kosmiczne - od zarania był całością i zawsze nią będzie. Nauka, być może, dojdzie do wniosku, że kipiące nurty materii i energii nie są w ogóle realne bądź stanowią gorszą, drugorzędną rzeczywistość w porównaniu z podstawowym porządkiem, który utrzymuje całość w całości. W takim zakresie, w jakim mądrość ludzka zdołała to dotąd wyrazić, prawdziwą rzeczywistością „całości" jest miłość. Odkrycie takiego samego porządku implikowanego w naturze, jaki jest w nas samych nie jest odkryciem przypadkowym. Nauka, poprzez swój system wiary, weryfikuje tę samą koncepcję, jaką człowiek wrażliwy znajduje we własnej świadomości - „Jesteśmy wewnątrz prawdy i nie możemy wyjść poza nią", jak to wyraził Merleau-Ponty. Człowiek, który naprawdę uwierzy w „swój wszechświat", ujrzy go jako wszechświat czystej inteligencji, której przewodzi miłość. Wszystko to są wspaniałe, inspirujące nas uczucia; znajdujemy je w słowach każdego świętego, w każdej religii. Można się z nimi zgadzać, można je brać poważnie, a nawet dosłownie, tylko kto jest w stanie w praktyce je wykorzystać? Miłość trzeba pielęgnować. Wszyscy pojmujemy czym jest, lecz nie w pełni z niej korzystamy. Miłość jest po to, aby leczyć. Gdy wypływa swobodnie z głębi jaźni, miłość tworzy zdrowie. Dzieci pozbawione w niemowlęctwie matczynego ciepła uleczyć można tylko miłością i współczuciem. Organizm ich zdolny jest powetować sobie lata głodu emocjonalnego i stresów, jeśli tylko przywróci im się miłość. W tym sensie miłość jest czymś nader praktycznym. Jest do naszej dyspozycji, gdy tylko wyczujemy ją w swojej świadomości. Ludzie pełni miłości i współczucia - ci, u których inteligencja idzie w parze z miłością - to na ogół istoty najzdrowsze i najszczęśliwsze. Mówią, że miłość ich jest z gruntu samolubna, ponieważ leczy ich i odmładza. Gdy życie staje się pełne, jest samą miłością, a gdy świadomość jest pełna, wnosi tylko miłość. Każdy impuls inteligencji w naszej świadomości, wyruszając w drogę ze źródła życia, jest miłością i tylko miłością. Życie możemy skierować na wyższy poziom świadomości i wtedy zrozumiemy miłość w całej jej prostocie. Nie będzie to myśl, nadzieja, uczucie ani marzenie. Będzie to cząstka nas, oddech naszego życia. Jak dowiemy się przy końcu tej publikacji, sprowadzenie świadomości do jej źródła jest łatwe, gdyż jest to miejsce należne jej z natury.

hjdbienek : :
paź 01 2009 Sfera współczucia
Komentarze: 0

Współczucie powstaje u źródła życia. Gdy pogłębi się samoświadomość, gdy zacznie docierać do źródła, życia, współczucie pojawia się samorzutnie. Wywołuje je samoświadomość. Współczucie jest cechą ludzi chętnie okazujących życzliwość. Ze swej natury jest czymś, co nigdy nie wymaga wysiłku, nigdy nie jest powierzchowne. Jest to świadomość życzliwości, żal wobec cierpień drugiego człowieka i pragnienie niesienia ulgi. Spośród wszystkich uczuć, jakie psychika ludzka potrafi wytworzyć, współczucie jest uczuciem najdelikatniejszym i daje najwięcej zadowolenia. Podobnie jak wszelkie tkliwe uczucia, współczucie - jeśli jest wiernie opisane - znajduje odzew u słuchacza. Oto słowa, jakimi Szekspir przemawia przez Porcję, w Kupcu weneckim : Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma; Ono jak kropla niebieskiego deszczu Spływa na ziemię, dwakroć błogosławi Tego, co daje, i tego, co bierze. Ono z potężnych jest najpotężniejsze; Przystoi królom lepiej niż korona. Berło ich świadczy doczesną potęgę, Obudzą w sercach bojaźń majestatu I groźne myśli o królów potędze; Lecz miłosierdzie od władzy tej wyższe, W królewskich sercach jego panowanie; Ono jest Boga samego przymiotem . Miłosierdzie, współczucie i życzliwość nie są przymiotami uczuć wyłącznie człowieka. Rozwinęły się z powszechnych tendencji w naturze, zgodnie z procesem ewolucji. Wszelkie żywe organizmy przedkładają w swych zachowaniach dobro całości nad dobro poszczególnej części. Komórki pracują nie dla siebie, lecz dla całej tkanki, której są częścią. Podobnie zachowują się tkanki; pracują one zgodnie, by zapewnić całość narządów, narządy zaś dążą do utrzymania w całości danego organizmu. Współczesna biologia uważa to za swego rodzaju altruizm, zaprogramowany genetycznie. Każda część żywego organizmu gotowa jest zginąć, by zabezpieczyć całość genetyczną większej jednostki. Nazywam ten proces zaczątkiem współczucia, gdyż każda komórka „współodczuwa" potrzeby pozostałych komórek i automatycznie na nie reaguje. Jako cecha ludzka, współczucie jest być może czymś wzniosłym, lecz i ono wykazuje normalną kontynuację podstawowego instynktu naturalnego. Bez niego nie ma wyleczenia. Współodczuwanie samorzutnie mobilizuje organizm i rozbudza pragnienie, żeby wyzdrowieć. Gdy zjawiska tego brak, wnosi je lekarz. Bez współczucia zabiegi lekarskie niewiele pomogą. Przepływ współczucia ze strony lekarza uruchamia złożoną serię reakcji biochemicznych, które ostatecznie wpływają na proces leczenia na poziomie fizjologicznym. Norman Cousins trafnie to określa, pisząc o pacjentach i ich „nagromadzonych potrzebach emocjonalnych; pragną poczuć się pewnie; chcą, by ktoś ich wysłuchał; chcą czuć, że lekarzowi zależy, że mu bardzo zależy na tym, by żyli, by nie umarli. Chcą wiedzieć, że lekarz o nich myśli". To ostatnie - skupienie na sobie myśli lekarza - uważam za największą siłę w procesie leczenia, wymaga bowiem od niego wypływu uczucia z najsubtelniejszego poziomu; wymaga współodczuwania u źródła życia. Współczucie nie jest tym, co zwykliśmy nazywać altruizmem. Gdy się nad tym zastanowić, jest to mechanizm służący temu, kto daje, w jakiś bowiem sposób tego człowieka odmładza, przywraca mu spokój. Leczy leczącego. Niedostatek współczucia oznacza, że jest się izolowanym od uczuć innych ludzi, a to jest stan niebezpieczny, wywołujący choroby. Mimo iż współczucie jest cechą wrodzoną, dobrze jest pomóc mu wzrastać i się rozwijać. Oto co pisze o kultywowaniu współczucia tybetański duchowny buddyjski, Tarthang Tulku Rinpoche: „Wszystko jest zadziwiająco z sobą powiązane. Gdy to staje się jasne, każdy związek zaczyna opierać się na miłości - nie na miłości wyrachowanej, lecz na naturalnej życzliwości do wszelkiego stworzenia; naturalnej otwartości, opartej na naturalnym zrozumieniu wzajemnych powiązań. Stopniowo cała idea motywacji własnej zanika. Okazuje się, że kiedy jej nie ma, kiedy nie działamy w interesie własnym, wtedy wszystkie sprawy zostają rozwiązane. Indywidualne problemy przestają istnieć." Jest to dla mnie bardzo inspirujące. Idealny stan umysłu - „Nie mam problemów" - rozwija się w nas i zwyczajnie staje się częścią życia. Nie jest narzucony, nie trzeba o niego zabiegać. Trzeba natomiast - jak pisze dalej Tarthang - zrozumieć, że inni ludzie są częścią naszego życia: „Im więcej dowiaduję się o problemach innych ludzi, tym łatwiej rozwiązują się moje własne. Tak więc ważne jest, by dostrzegać problemy innych ludzi. Poznanie drugiego człowieka wzbogaca poznanie siebie samego; poznanie siebie samego zwiększa współczucie; współczucie zwiększa poznanie drugiego człowieka. Wszystko tu ściśle się zazębia i wejść do tego kręgu można jedynie wtedy, gdy przestaniemy nadmiernie przejmować się własnymi sprawami." Rozmaite szkoły współczesnej psychologii głębi, od psychoanalizy począwszy, są w pewnej mierze odpowiedzialne za popieranie nadmiernej koncentracji człowieka na własnych problemach. Być może Wschód nie urzeczywistnił idei oświecenia we wszystkich warstwach swego społeczeństwa, ale z wielką korzyścią przyswoił sobie istotną ich część, mianowicie, że trzeba być w pełni oddanym wszystkim istotom czującym; sam Budda znany jest wszędzie jako „ten, który współczuje". Zajmowanie się wyłącznie własnymi sprawami nie jest oznaką rozwoju wewnętrznego. Jest dowodem zawężonego, ograniczonego pola widzenia, a współczucie nas z niego wyprowadza. Wobec współczucia wszyscy stajemy się równi. Jesteśmy częścią bezmiaru życia Wszechświata i należy się nam równe w nim miejsce. Widać to wyraźnie, ilekroć nasze postrzeganie staje się czystsze. Nie potrafię wyrazić dokładnie, co mam na myśli. Znacznie lepiej wyjaśnia to w swym poemacie wielki poeta bengalski, Rabindranath Tagore: Upagupta, uczeń Buddy, spał leżąc w kurzu pod murami miasta Mathury. Lampy wszystkie byty pogaszone, drzwi pozamykane, a gwiazdy wszystkie kryło mroczne, sierpniowe niebo. Czyjeż to stopy, pobrzękując łańcuszkami, dotknęły z nagła jego piersi? Obudził się zaskoczony, a światło z lampy kobiety padło na jego pełne przebaczenia oczy. Była to tancerka, ugwieżdżona klejnotami, Okryta bladoniebieskim szalem, upojona winem swej młodości. Zniżyła lampę i ujrzała młode oblicze pełne surowego piękna. „Wybacz mi młody asceto," rzekła kobieta, „Łaskawie zajdź do mego domu. Zakurzona ziemia nie jest stosownym dla ciebie łożem." Młody asceta odparł, „Kobieto, idź swoją drogą; Gdy nadejdzie czas, przyjdę do ciebie." Wtem czarna noc pokazała swe szpony - - błysnęło. Burza pomrukiwała na skraju nieba, a Kobieta zadrżała w obawie przed czymś groźnym, nieznanym. Nie upłynął nawet rok. Był wieczór kwietniowy, pora wiosny. Wesołe dźwięki fletu napływały, niesione ciepłym, wiosennym powiewem. Mieszkańcy poszli do lasu na święto kwiatów. Pośrodku nieba widniał księżyc w pełni; wpatrywał się w cienie milczącego miasta. Młody asceta szedł opustoszałą ulicą, A ponad nim, w gąszczu mango, zawodziły usychające z miłości koele. Upagupta minął bramy miasta i stanął u podnóża wałów. * Czyżby to kobieta leżała u jego stóp, w cieniu gaju mangowego? Dotknięte czarną zarazą, ciało jej znaczyły wykwity ospy. Usunięto ją spiesznie z miasta, By uniknąć trującego z nią kontaktu. Asceta siadł przy niej, złożył jej głowę na swych kolanach, I zwilżył jej wargi wodą, a ciało natarł balsamem sandałowym. „Kim jesteś, o miłosierny?" zapytała kobieta. „Czas w końcu nadszedł, by ciebie odwiedzić, i oto jestem," odparł młody asceta.

hjdbienek : :
wrz 30 2009 Zadziwienie i wiara
Komentarze: 0

Jesteśmy wewnątrz prawdy i nie możemy wyjść poza nią. MAURICE MERLEAU-PONTY Czemuż nie cieszyć się tym, że mamy związek z Wszechświatem od jego początków? RALPH WALDO EMERSON To, że jestem tu i teraz, jest zwykłym zbiegiem okoliczności w kontinuum czasoprzestrzeni. Zbiór atomów ułożył się tak, że przypadkowo stał się częścią bardziej złożonej materii, a rezultatem końcowym była odrobina protoplazmy - ja. Jej składniki istnieją od zarania Wszechświata i będą istnieć zawsze. Ich odwiecznie zmieniające się kształty i formy zapełniają kosmos i zasadniczo nie ma różnicy, czy mieszczą się we mnie, czy też w pyle międzygwiezdnym. Ten świat pozorów nie jest na tyle niezmienny, by na długo się ostać. Jest złudzeniem, czymś, co filozofia hinduska nazywa maya - „to, czego nie ma". Źródłem złudzenia jest po prostu zmiana. Nasze zmysły nie lubią zmiany; ich specyfika powoduje pozorne zatrzymanie się świata. Wybierają odpowiednią część zmiany, zamykają ją „w fazie" i w ten sposób postrzegają tę zmianę jako niezmienną rzeczywistość. Lecz w najlepszym razie te uwięzione fazy są zaledwie nieznacznymi przystankami na drodze. Wibracja Wszechświata tak naprawdę odbywa się bez przerwy. Keats, poeta, znajdował w tym przyjemność. Pisał on: Poezja Ziemi nie ustaje nigdy; Poezja Ziemi nigdy nie umiera.; Dopóki z wiarą postrzegamy świat jako zbiór niezmiennych kształtów, dopóty uczestniczymy w rzeczywistości, której cechą jest zatrzymanie. Przepływ inteligencji zatrzymał się na stacji przy drodze. Gdy znów popłynie, rzeczywistość raz jeszcze się zmieni. Czasy, w jakich żyjemy, zapowiadają prawdziwie wielką zmianę. Po wiekach wyjaśniania, drobiazgowego analizowania i odkrywania tajemnic natury, nauka gotowa jest raz jeszcze włączyć się do przepływu inteligencji. Jak mówi laureat Nagrody Nobla, Ilia Prigogine, nauka teraz dojrzała wystarczająco, by zacząć szanować naturę. Jej następną fazę - kiedy to, być może, znowu odnajdziemy pierwotne pokrewieństwo z Wszechświatem - nazywa on „powtórnym oczarowaniem Naturą". Oczarowanie jest naszym stanem naturalnym. Mogę być odrobiną protoplazmy, ale w tym, tu i teraz, nie mogę wyjść z zadziwienia nad sobą i przestać się nad tym zadziwieniem zastanawiać. Być naprawdę zdrowym, to rozwijać się, a rozwijać się można tylko wtedy, gdy nasze poglądy są czyste, dopuszczają do zastanowienia się i nade wszystko, gdy nie są stałe. Nie ma nic stałego, a wynik całego życia zależy od przypadku. W Talmudzie, w opowieści o stworzeniu świata, jest wspaniałe zdanie. Otóż Bóg, stworzywszy świat, mówi: „Oby tylko się sprawdził!" To cecha boska, pozwolić życiu być takim, jakie jest. Tę przyrodzoną zdolność mają dzieci; z natury nie nudzą się, nie są cyniczne, ani przygnębione. Gdy nuda, cynizm i przygnębienie niepostrzeżenie wkradną się do naszego życia, wiemy, że nareszcie jesteśmy dorośli. Współczesna psychologia próbuje ustalić, w jakim wieku osobowość człowieka przestaje się rozwijać. Jak dotąd, granicy nie ustalono. Ewolucja jest procesem ciągłym; nauka nie zna jej końca, lecz jeszcze nie nazwała jej procesem inteligentnym. Obecnie koncepcja inteligentnej natury uważana byłaby za coś, co jest przedmiotem wiary; dla „twardego naukowca" mieści się co najwyżej w sferze wierzeń. Nauka nie akceptuje wierzeń, zaciemniają bowiem obiektywizm i dlatego nie poddają się dowodowi. Jednakże obecna rewolucja w nauce zaczęła się, gdy pewni myśliciele zrozumieli, że nie znajdujemy się poza naturą, i dlatego nie możemy natury oddzielać od naszego o niej wyobrażenia. Wiara i wierzenia są pierwotnymi siłami w naturze. Wszyscy w coś wierzymy; wartości przez nas przyjęte i rzeczy uznane za prawdziwe tworzą nasz system wierzeń. W podanym wcześniej przykładzie efektu placebo, wiara pacjenta w chemicznie obojętną pigułkę zaowocowała wyleczeniem. Działał tu tylko i wyłącznie system wierzeń, a jednak organizm podążył za nim po to, by osiągnąć skutek. Załóżmy, że pacjenta zapewnia się, iż podana mu pigułka z całą pewnością uśmierzy ból. Jeżeli przedtem otrzyma on zastrzyk leku blokującego działanie środków przeciwbólowych - efekt placebo nie wystąpi. Dowodzi to, że pacjent mocą swej wiary rzeczywiście wytwarza wewnętrzne cząsteczki uśmierzające ból (wcześniej wspomniane endorfiny), których działanie lek zablokował. Wiara nie ogranicza się do pigułek. Może ona tkwić we wszystkim i we wszystkich istotach i może wywoływać wszelkiego rodzaju reakcje biologiczne. Weźmy, na przykład, uzdrawianie. Wierzyć w nie musi zarówno ten, kto się temu poddaje, jak i - z całą pewnością - uzdrowiciel. W przypadkach remisji spontanicznej pacjent musi uwierzyć w siebie. Nikt, nawet niewierzący, nie może istnieć bez jakiegoś systemu wierzeń. Naukowiec z tradycyjnej szkoły obiektywnej metodologii może mówić, iż nie wierzy w nieskończoną inteligencję we Wszechświecie. Ilekroć jednak przeprowadza jakieś doświadczenie, wyraża tym samym swoje przekonanie, iż „gdzieś, tam" istnieje jakiś porządek możliwy do poznania, i że dzięki niemu, jego doświadczenie - jeśli powtórzy je poprawnie - da te same wyniki. Bez tego rodzaju wiary nie byłoby nauki. Wyższy stopień wiary osiąga się przy uznaniu i zrozumieniu istoty inteligencji na poziomie intelektualnym. Jest to wiara w świadome rozumowanie. Najwyższy stopień wiary osiągamy wtedy, gdy umysł nawiązuje kontakt z własną inteligencją poprzez doświadczenie. Umysł nie potrzebuje już uzasadnienia; wierzy w inteligencję natury, ponieważ w pełni odczuwa ją w sobie - jest z nią obeznany. Osiągnięcie wiary w jej największym przejawie dało człowiekowi głęboko zakorzeniony szacunek dla siebie: „Postanowisz rzecz, i stanie się tobie, a po drogach twoich będzie świecić światłość". Albo: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. " Dla kogoś, kto potrafi świadomie, w pełni uwierzyć w te słowa, nie ma niepowodzeń, nie ma cierpienia, nie ma choroby ani niedoli. Człowiek taki będzie miał poczucie siły, spokoju, żywotności i spełnienia. Zatem to, czego wiara może dokonać, nie zna granic, ponieważ zdolność inteligencji do tworzenia nowych postaci rzeczywistości nie ma granic. Bliższe staje się nam znaczenie tej oto sentencji wedyjskiej - Wszechświat jest makrokosmosem, człowiek jest mikrokosmosem. Gdy usunie się przepaść dzielącą nasze życie wewnętrzne i rzeczywistość zewnętrzną, natura raz jeszcze stanie się oczarowaniem. Wiara w inteligencję uniwersalną, według nauczyciela i pisarza Napoleona Hilla, „przywraca zdrowie tam, gdzie wszystko inne zawodzi, wbrew wszelkim zasadom nauki współczesnej. Leczy rany, łagodzi smutki i rozczarowania, niezależnie od przyczyn." Wiara jest niezbędna, gdy zmierzamy do samoświadomości.

hjdbienek : :
wrz 29 2009 Mieć umysł otwarty
Komentarze: 0

Przed kilku laty skierował do mnie pacjentkę pewien słynny endokrynolog, profesor znanej akademii medycznej w Nowym Jorku oraz autor kilku podręczników na temat chorób wydzielania wewnętrznego. Okazało się, że jest ona bliską krewną profesora, co oczywiście wywołało moje zdziwienie. Czyż autorytet w tych sprawach nie wiedział więcej o chorobach rodzinnych niż jego były student? Wkrótce odkryłem przyczynę tego skierowania. Pacjentka cierpiała na dolegliwość kobiecą zwaną zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Głównym jego objawem jest zatrzymywanie nadmiernej ilości płynów w organizmie podczas pewnych faz cyklu miesiączkowego, co powoduje przyrost wagi, wzdęcia i ogólne złe samopoczucie. Choć istnieje na ten temat wiele teorii, przyczyna tej dolegliwości nie jest dokładnie znana. Jedyną rzeczą, jaką lekarz w typowym, tradycyjnym leczeniu może zrobić, to zalecić ograniczenie spożycia soli i przepisać środki moczopędne, usuwające nadmiar płynów z organizmu. Może to być w pewnym stopniu skuteczne, ale na ogół nie powoduje trwałego ustąpienia objawów. Poza tym, środki moczopędne powodują ubytek potasu z organizmu, a co za tym idzie, osłabienie mięśni i bolesne skurcze. Moja pacjentka miała wszystkie objawy typowe dla tej choroby i wyjątkowo opornie reagowała na stosowane dotychczas leczenie. W pewnych fazach cyklu miesiączkowego potrafiła przybrać od ośmiu do dziewięciu kg i była groteskowo opuchnięta. Żaden strój na nią nie pasował, czuła się brzydka i przygnębiona, a środki moczopędne powodowały jedynie różne skutki uboczne. Pacjentka była zrozpaczona i groziło jej załamanie nerwowe. Po przeanalizowaniu sprawy powiedziałem jej uczciwie, że mogę jedynie przepisać jej inne środki odwadniające. Zgodziła się je wypróbować, lecz nowe tabletki również nie poskutkowały i nadal dokuczały jej te same objawy. Napisałem list do mego profesora wyjaśniając, że nie jestem w stanie jej pomóc. Kilka miesięcy później, w czasie posiłku w szpitalnym barze samoobsługowym, podeszła do mnie i przywitała się bardzo drobna, szczupła, atrakcyjna kobieta - była to owa pacjentka, zmieniona nie do poznania. Powiedziała mi, że jest całkowicie wyleczona, a jej wygląd to potwierdzał. Okazało się, że poszła do akupunkturzysty; po trzech czy czterech zabiegach cały nadmiar płynu zniknął i więcej się nie pojawił. Byłem zaskoczony. Jak to możliwe, że pomogło kilka igieł wkłutych na chwilę w różne części ciała, w miejsca, które — według medycyny zachodniej - nie mają rzeczywistego połączenia neurologicznego? Zatelefonowałem do jej akupunkturzysty. Był zadowolony, że mnie to interesuje i nie żałował czasu, by mi dokładnie wyjaśnić, na czym to leczenie polega. Ja jednak byłem bardzo rozczarowany. Opowiadał mi o „polach energetycznych" w różnych częściach ciała, o tym, jak przemieszcza energię od pępka do wątroby itp. Z medycznego punktu widzenia był to bełkot. Uważałem, że/jego wyjaśnienia są całkowicie nienaukowe i dlatego nie mają sensu. Po odłożeniu słuchawki starałem się sobie to wszystko racjonalnie wytłumaczyć — to wyleczenie wyglądało na jakiś dziw natury, a w najlepszym razie zadziałać tu mógł efekt placebo. Później jednak napotkałem pacjentów, którzy bez rezultatu leczyli się według tradycyjnych metod zachodnich, a uzyskiwali znakomite wyniki po zastosowaniu akupunktury. Nie mogłem dłużej powstrzymać ciekawości i postanowiłem wnikać głębiej w tajniki chińskiej medycyny. Odkryłem, że istnieje racjonalne wytłumaczenie przypadków, jakich byłem świadkiem. Niektóre zaczynałem nawet przekładać na własny język - język współczesnej nauki medycznej. Gdy już raz zmieniłem kurs, innymi słowy, gdy już raz otworzyłem nowy szlak dla wiedzy, wtedy zdałem sobie sprawę, że możliwości tworzenia zdrowia wykraczają poza to, czego nauczyłem się w czasie studiów medycznych. Otwarcie umysłu jest prawdziwym fenomenem. Gdy umysł mój był zamknięty, gdy przesłaniały go uprzedzenia, wyleczenie tej kobiety nie było dla mnie czymś realnym, choć przecież widziałem je na własne oczy. To wielka sprawa mieć umysł otwarty: pozwala on rzeczywistości ukazywać nam coś nowego, coś, co dotąd uważaliśmy za niemożliwe, a do czego wystarcza siła świadomości. Później udało mi się spojrzeć na to z drugiej strony. W dalszej części opisuję, jak zainteresowałem się skutecznością medytacji i nauczyłem prostej metody Transcendentalnej Medytacji. Zanim to nastąpiło, miałem bliżej nieokreślone uprzedzenia; medytacja kojarzyła mi się z mnichami, przesiadującymi latami na pustkowiu w himalajskich jaskiniach. Doświadczenie własne pozwoliło mi jednak zrozumieć, że prawidłowa medytacja to prosta technika umysłowa, niezmiernie korzystna dla zdrowia i w pełni ożywiające połączenia psychofizjologiczne. Gdy próbuję to wyjaśnić naukowcom i lekarzom, często nie chcą o tym słyszeć. Ich umysły są szczelnie zamknięte przez narosłe przesądy; uważają, że „to wszystko mistycyzm", a więc coś, co nie pokrywa się z rzeczywistością. A że jest to „medytacja" i polega na „subiektywnym przeżyciu", metoda ta musi być nienaukowa i bezsensowna. Nie sposób się rozwijać, gdy umysł jest zamknięty, a to dlatego, że właśnie umysł temu rozwijaniu służy. Jak już wiemy, żadna nowa gałąź wiedzy nie powstanie, jeśli nie otworzy się ścieżki do przepływu inteligencji. Człowiek o szerokim umyśle ma po prostu zwyczaj otwierania nowych szlaków. Raczej akceptuje, niż obawia się, że znajdzie w świecie coś nowego, jakieś odkrycie, które stanie się wyzwaniem dla jego uprzedzeń i obali uświęcone bożyszcza. Gdy inteligencja napotka nowy szlak, wtedy przepływa przez nas więcej życia. Złe nawyki to właśnie zużyte, utarte koleiny umysłu, ścieżki, które niegdyś wiodły ku wolności - pobudzały bowiem nowe myśli - a teraz prowadzą donikąd. Wystarczy przyjrzeć się niezdrowym umysłom ludzi kierujących się przesądami, by uświadomić sobie, że nietolerancja jest toksyczna; zatruwa człowieka, hamuje jego rozwój i uniemożliwia rozkwit prawdziwego zdrowia. Inteligencja jest jak woda, musi płynąć, by pozostać czysta. Umysł czysty, dociekliwy i otwarty jest wstępnym warunkiem zdrowego życia. Jeżeli jesteśmy otwarci na nowe możliwości w życiu, już sobie te możliwości udostępniamy - gotowość ponad wszystko.

hjdbienek : :
wrz 28 2009 Rytmy, odpoczynek i aktywność
Komentarze: 2

Gdy elektron drga, Wszechświat się trzęsie Sir ARTHUR EDDINGTON Ten sam strumień życia, który dniem i nocą płynie w moich żyłach, przepływa przez świat tanecznym rytmem. RABINDRANATH TAOORE Natura działa w cyklach odpoczynku i aktywności. Żyjemy w pulsującym Wszechświecie, a jego pulsacje odbijają się w każdej sferze istnienia. Falowa natura światła, niezmiernie długie cykle życia gwiazd, przypływy i odpływy mórz na Ziemi, oddychanie wszystkiego, co żyje - to odmiany aktywności, występującej na przemian z odpoczynkiem. Starodawny tekst wedyjski z Indii głosi, iż Wszechświat jest makrokosmosem, a człowiek mikrokosmosem. Komórki nasze pulsują w rytmie nadawanym przez wszechświat jako całość. Przepływ inteligencji, który reguluje nasz umysł i ciało, kieruje się swymi własnymi cyklami i najlepiej działa wtedy, gdy cykle te są ściśle przestrzegane. Nauka współczesna nie wyrobiła sobie jeszcze jednoznacznej opinii, w jaki dokładnie sposób rytmy Wszechświata i rytmy biologiczne wzajemnie na siebie oddziaływają, lecz prosta obserwacja ujawnia cztery naturalne cykle, wyznaczające nasze rytmy rytmami własnymi. Są to: - obrót Ziemi wokół własnej osi, co tworzy cykl dnia i nocy, - krążenie Ziemi wokół Słońca, co tworzy cykl pór roku, - ruch Księżyca wokół Ziemi, postrzegany jako fazy Księżyca, co tworzy cykl miesiąca księżycowego, - przemieszczanie się sił grawitacyjnych Ziemi, Księżyca i Słońca przez cały rok, dostrzegane jako przypływy i odpływy. W ciągu kilku minionych stuleci nasza obserwacja tych rytmów była kierowana na zjawiska zewnętrzne, stąd teraz uważa się je raczej za zjawiska astronomiczne. Jednakże każda żywa istota, z człowiekiem włącznie, jest zaprogramowana biologicznie przez geny tak, by na te rytmy reagować. Ptaki nie wędrują w wyniku obserwacji pór roku, owoce nie dojrzewają, nasiona nie kiełkują, a niedźwiedzie nie zapadają w sen zimowy przypatrując się środowisku. Rytmy natury tkwią w nich samych i dlatego ich inteligencja funkcjonuje w stałych cyklach. Dni i pory roku mają też silny wpływ na człowieka. Olbrzymia większość ludzi nie mieszkających w miastach ciągle jeszcze budzi się i zasypia, sieje i zbiera plony, pracuje i odpoczywa, rozwija się i umiera zgodnie z rytmami ustalonymi przez naturę, nie przez człowieka. Rytmów tych nie musimy sobie uświadamiać, ponieważ są one w nas. Ważne jest natomiast uszanowanie ich i nie zmuszanie organizmu, by się im przeciwstawiał. Naukowe badania medyczne wykazują, iż równowaga płynów w komórkach i elektrolitów w surowicy krwi prawdopodobnie zmienia się wraz z fazami Księżyca; równowaga ta podąża za przypływami i odpływami oceanu. Skurcze serca powodują stały przebieg falowy strumienia krwi; różnorodne przebiegi falowe mózgu są tak skomplikowane, że naukowcy dopiero zaczynają je pojmować. Jeden z pierwszych badaczy, J. Lhermitte, określił to jako „coś uskrzydlonego i nieuchwytnego, czyli umysł". Wszystkie hormony ustrojowe są wydzielane falami, a stały ruch falowy, zwany ruchem perystaltycznym, pulsuje w przewodzie pokarmowym od przełyku po okrężnicę. Sądzę, iż znaczenie rytmów biologicznych stanie się bardziej oczywiste, gdy dane naukowe dostarczą nam ich wyraźniejszego obrazu, lecz już teraz uważa się, że zakłócenie ich naturalnych cykli może powodować procesy chorobowe. Na przykład u ludzi, którzy pracują w nocy. a śpią podczas dnia. występują zmiany w dziennym rytmie zarówno hormonów nadnerczy, kortyzolu, jak i pewnych hormonów przysadki. Pracujący nocą potrafią przystosować swoje nawyki do rozkładu zajęć, lecz jeśli komórkom ich w pełni się to nie udaje, wtedy zakłócenia rytmów biologicznych mogą objawiać się w postaci pewnej dezorientacji, podatności na przeziębienia i zakażenia oraz pobudzenia reakcji stresowych. Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim medycyna określi dokładnie, w jaki sposób układ odpornościowy i system hormonów reagują na cykle naturalne, lecz każdy uważny obserwator dostrzega je wszędzie wokół siebie. Wraz z porą roku zmieniają się nasze emocje, zimą przeziębiamy się, wiosnę „czujemy w kościach", jesienią stajemy się zamyśleni i „dojrzalsi". Wiosną budzi się w nas miłość, zimą zaś zamykamy się w sobie. Różne dolegliwości też są związane z określonym czasem. Na przykład, wrzody krwawią najczęściej w okresie od września do stycznia; depresja „upodobała" sobie dni zimowe, szczególnie o zmierzchu, lub około północy. Fascynujące odkrycie w tej dziedzinie wiąże się z depresją. Są ludzie, których gnębi ona do tego stopnia, że myślą o samobójstwie, lecz tylko w zimie. Cierpią oni na tak zwany syndrom SAD1, czyli sezonowe zaburzenie uczuć. We krwi tych pacjentów stwierdzono wysoki poziom melatoniny, hormonu wydzielanego przez szyszynkę. Aby jego poziom obniżyć i złagodzić depresję, lekarze po prostu zalecają pacjentom częstsze spacery w słońcu. I właśnie to jest fascynujące - szyszynka reaguje na światło, mimo że gruczoł ten kryje się bezpiecznie pod czaszką i otoczony jest tkanką mózgową. Wydaje się, że zachowanie się tego gruczołu to nasz sposób monitorowania roku i jest najwyraźniej wynikiem zaprogramowania genetycznego. Nasza obecna egzystencja nie jest tak związana z naturą jak niegdyś bywało, więc łatwo o utratę kontaktu z rytmami wewnętrznymi. Technicyzacja umożliwia nastawianie własnych zegarów. Pracujemy, kiedy chcemy, śpimy, kiedy chcemy, praktycznie mamy do dyspozycji każde pożywienie, o każdej porze roku, stymuluje nas telewizja, muzyka, książki i gry o każdej godzinie. Tempo tego wieku jest częścią ewolucji, lecz jako lekarz stwierdzam, że najlepiej przystosowują się do niego ci pacjenci, którzy mają również poszanowanie dla wewnętrznych rytmów swego ustroju. To nic nowego. Ludzie prawdziwie zdrowi, odnoszący sukcesy to najczęściej ci, którzy za młodu nauczyli się dobrze spać nocą, znaleźć czas w ciągu dnia na chwilę spokoju, jeść bez pośpiechu, wstawać o świcie i wcześnie chodzić spać. W rzeczywistości cykl podstawowy, leżący u podłoża wszystkich innych cykli, to odpoczynek na przemian z aktywnością; dlatego też zapewnienie sobie dostatecznego wypoczynku jest kluczem do normalizacji wszystkich naszych wewnętrznych rytmów. W skład wszelkich terapii stosowanych przy zaburzeniach fizycznych i umysłowych wchodzi odpoczynek. Jednym z wrogów odpoczynku jest ciągła stymulacja. Lekkie pobudzanie mózgu przez cały dzień - nieświadomy nawyk u wielu osób — ogromnie utrudnia naturalne funkcjonowanie fal odpoczynku i aktywności. Ludzie cierpiący na różnorodne zaburzenia psychiczne, łącznie z tymi, których stan pogarsza zmęczenie i stres, niemal zawsze wykazują wzburzenie myśli i emocji. Są już jak gdyby pozbawieni swych wewnętrznych rytmów. Wydaje się, że pozostało tylko podniecenie. W bardzo podobnej sytuacji są ci, którzy nie mogą spać, dużo palą, nadużywają alkoholu, leków lub narkotyków oraz ci, których dręczą łagodne, przewlekłe depresje i niepokoje. Techniki oddziaływania psychicznego, omówione wcześniej, opierają się na przeplataniu odpoczynku z aktywnością. Techniki te są bardzo korzystne; przynoszą pełne zdrowie, ponieważ pozwalają nam nawiązać kontakt z tym jedynym cyklem, będącym podstawą wszystkiego, co zostało stworzone. Organizm nasz, poprzez geny, zarejestrował historię odpoczynku i aktywności sięgającą stworzenia Wszechświata. Tylko dzięki skoordynowaniu wszystkich poszczególnych cykli nieskończona inteligencja natury zdołała utworzyć szczeble ewolucji, od atomu poprzez cząsteczki, żywą tkankę po świadomy umysł. Sądzę, że jeśli mamy zamiar tworzyć zdrowie, to dobrze jest iść śladem cykli, dostrzeganych w naturze; budzić się według własnego, wewnętrznego zegara, a nie na dźwięk budzika, pozwolić sobie na trochę spokoju tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem — innymi słowy, rano nie włączać natychmiast radia i nie oglądać telewizji w łóżku wieczorem; pracować w spokojnym, dobrze oświetlonym miejscu, nie włączając muzyki - niepotrzebne jest nam takie tło w biurze. Po każdym posiłku odpocznijmy w ciszy. Najlepiej, żeby ostatni posiłek przypadał w porze zachodu słońca, a przynajmniej na trzy godziny przed pójściem spać. Połóżmy się na piętnaście minut przed kolacją i na kilka minut po obiedzie. Samochód należy pro¬wadzić spokojnie i nie włączać w nim machinalnie radia. Spacerujmy codziennie w słońcu, przynajmniej tak długo, ile trzeba, by sobie uprzytomnić, że nasz prawdziwy zegar nastawiany jest przez Wszechświat.

hjdbienek : :