Kategoria

Homo Sapiens, strona 38


wrz 27 2009 Zalecenia ogólne
Komentarze: 0

Chociaż na rynku dostępnych jest sporo książek na temat zdrowego odżywiania, nie widziałem ani jednej mówiącej o rozwijaniu przepływu inteligencji w organizmie w taki sposób, by w porę, automatycznie doradzała nam, co powinniśmy jeść. Wobec tego spróbuję podsunąć kilka myśli na ten temat, z zastrzeżeniem, iż opierają się one na mych własnych obserwacjach i lekturze medycznej, a nie na wynikach współczesnych badań naukowych. W następnej części tej publikacji piszę o docieraniu do inteligencji twórczej poprzez umysł, co sprawia, że pełne zdrowie naprawdę staje się rzeczywistością we wszystkich aspektach życia. Tymczasem jednak fala zainteresowania dietami zachęca mnie, by podać kilka następujących zaleceń: 1. Organizm potrzebuje umiarkowanych ilości pożywienia zawierającego różnorodne substancje odżywcze, o regularnych porach dnia. Jeśli się do tego stosujemy (i nie palimy tytoniu, ani nie pijemy alkoholu), to robimy rzecz najważniejszą - pozwalamy organizmowi utrzymywać w równowadze przemianę materii i trawienie. Organizm kocha nawyki. Jedzmy codziennie mniej więcej o tej samej porze, jedzmy codziennie mniej więcej tyle samo i jedzmy wszystkiego po trochu. 2. Gdy inteligencja organizmu pracuje sprawnie, wtedy nasze kubki smakowe doskonale nam podpowiedzą, co powinniśmy jeść. To, co jest dla nas zdrowe, powinno być dokładnie tym, co nam smakuje. Podniebienie wprowadza wielu z nas w błąd, ponieważ pobudzamy je w złym kierunku lub pobudzamy nadmiernie. Ażeby przywrócić kubkom smakowym właściwe reakcje, należy: - ograniczyć ilość soli w pożywieniu i zrezygnować przed posiłkiem ze słonych przekąsek, - przed posiłkiem nie pobudzać podniebienia alkoholem, a jeśli to możliwe, w ogóle przestać go pić, - pić letnią wodę — nie zimną — by oczyszczać podniebienie w czasie posiłku, - starać się doceniać naturalny smak pokarmu, łącząc w każdym posiłku wszystkie smaki, to znaczy rzeczy słodkie, kwaśne, gorzkie i słone. 3. Jeśli mamy silne upodobanie do pewnych smaków, nie próbujmy tłumić go zbyt gwałtownie. Jest ono odbiciem głęboko zakorzenionych nawyków lub silnych, lecz błędnych bodźców od strony fizjologii. Jedzmy po prostu dodatkowo inne rzeczy, które nam to zrównoważą. Jeśli łaknienie słodyczy, potraw słonych czy o innym ulubionym smaku nasili się, spróbujmy jeść ich o połowę mniej, lecz nie odmawiajmy ich sobie na siłę. 4. Nauczmy się rozpoznawać, kiedy przestać Jeść. Organizm daje wtedy sygnał zwany reakcją sytości. Działa on w sposób całkiem naturalny, jeśli dieta zawiera dużo płynów, produktów gruboziarnistych i o sporej objętości, gdyż one nas szybko nasycają, natomiast dieta obfitująca w tłuszcz, sól i cukier sygnał ten raczej odwleka. Łatwym sposobem podtrzymywania reakcji sytości jest picie wody w czasie posiłku i jedzenie chleba tuż przed nim. (W jednym z badań studenci, którym kazano zaczynać każdy posiłek od dwóch kromek suchego, pełnoziarnistego chleba, wykazywali w ciągu kilku miesięcy stały ubytek wagi. Jest to dobry przykład diety, nie wymagającej żadnego wysiłku.) 5. Najobfitszy posiłek powinien przypadać w południe, przy spożyciu ograniczonym do dwóch trzecich porcji, potrzebnej do uczucia sytości. Przestrzeganie tych dwóch zasad pomaga w powstawaniu uczucia prawdziwego głodu, co jest jedynym ważnym sygnałem ustroju, że nadeszła pora jedzenia. Obfity posiłek wieczorem nadweręża układ trawienny i przyczynia się do nieregularnego trawienia. 6. Przyzwyczajmy się do żywności wyłącznie świeżej. Zachowałem ten punkt na koniec, mam bowiem nadzieję, że będzie dobrze zapamiętany. Natura stworzyła nas do świeżego, naturalnego pokarmu. Chociaż nasz ustrój potrafi przystosować się do konserw i mrożonek, do resztek i przetworów, do żywności preparowanej i „byle jakiej", zjadanie tego nie jest sposobem na osiągnięcie zdrowia doskonałego. Jedzenie tego, co świeże, świeżo gotowane przed każdym posiłkiem, jest jedyną właściwą metodą odżywiania. Jeśli ktoś nie lubi gotować, może pójść w południe do restauracji i zamówić zdrowy, dobry, świeżo przygotowany obiad, zjeść go wolno i spokojnie, a wieczorem, na kolację, wystarczy kanapka i mleko. Jeżeli ktoś na śniadanie zadowala się szklanką soku pomarańczowego, kawą i pączkiem, powinien przestawić się na owsiankę, grzankę z mąki pełnoziarnistej i mleko lub jakiekolwiek inne, tradycyjne śniadanie na gorąco - takie, jakie lubi. Pomoże mu ono szybko przywrócić siły fizyczne, tak potrzebne przy gwałtownych spadkach energii w ciągu dnia.

hjdbienek : :
wrz 26 2009 W obronie wegetarianizmu
Komentarze: 0

Wraz z wieloma innymi lekarzami podzielam przekonanie, że najlepsza dla zdrowia jest dieta wegetariańska. Wegetarianin to człowiek, który całkowicie (lub w znacznej mierze) stosuje dietę bezmięsną. Wprawdzie niektórzy wegetarianie powstrzymują się od jedzenia mięsa, ponieważ wzdragają się na samą myśl o zabijaniu zwierząt, lecz nie o ten argument tutaj nam chodzi. Poza tym, jeśli w pożywieniu znajdują się niewielkie ilości jaj, drobiu i ryb, to tak samo zyskuje się na zdrowiu, jak przy diecie ściśle jarskiej. Społeczności ludzkie żyły na diecie zbliżonej do wegetariańskiej przez cale wieki, a zatem jest to w pewnym sensie norma, a nie jakieś szczególne „praktyki dietetyczne". Zazwyczaj uzasadniamy to tak: Europejczycy przez stulecia odżywiali się kapustą i prosem z ubóstwa, Azjaci zaś żyją dzisiaj ryżem i jarzynami z powodu przeludnienia. Prawda jest taka, że organizm ludzki cieszy się najlepszym zdrowiem wtedy, gdy ilość pobranego białka i tłuszczu zwierzęcego jest niewielka lub żadna. The American Dietetic Association w broszurze zatytułowanej The Vegetarian Appwach to Eating pisze, że „wzrasta liczba dowodów naukowych potwierdzających pozytywny związek między stosowaniem diety roślinnej, a zapobieganiem pewnym schorzeniom". Oto choroby wyraźnie związane z naszym tradycyjnym sposobem odżywiania, bogatym w mięso i tłuszcze zwierzęce: Choroba wieńcowa. Dokładna jej przyczyna nie jest znana, lecz coraz więcej dowodów wskazuje na to, że jest ona, zabójcą numer jeden w naszym społeczeństwie i związana jest ze sposobem odżywiania. Tłuszcze nasycone i pożywienie bogate w cholesterol z całą pewnością wiążą się z postępującym twardnieniem tętnic {arteriosclerosis), co prowadzi do choroby wieńcowej. Tłuszcze nasycone i cholesterol pochodzą głównie z mięsa, sera, jaj i masła. Po przejściu na dietę roślinną poziom cholesterolu we krwi wyraźnie spada. Wiadomo, iż choroba wieńcowa występuje od 30 do 50% rzadziej u osób stosujących przez dłuższy czas dietę jarską. Przykładem mogą być Adwentyści Dnia Siódmego, którzy zalecają dietę jarską jako część swych wierzeń religijnych i skłaniają się ku innym dobrym nawykom, takim jak niepalenie tytoniu. Badania przeprowadzone wśród nich wykazały, że u tych spośród sekty, którzy nie byli wegetarianami, umieralność na zawał serca była trzykrotnie wyższa niż u wegetarian w tej samej grupie wiekowej. Rak. Zależność między sposobem odżywiania się a chorobą nowotworową omówiłem już w pierwszej części tej publikacji, lecz przypomnę tutaj, że rak okrężnicy i rak piersi związane są z wysokim spożyciem tłuszczów i cholesterolu, a spożywanie pokarmów ubogich w błonnik wiąże się z kilkoma rodzajami nowotworów przewodu pokarmowego. Wszystkie odpowiedzialne instytucje, w tym American Cancer Society, zalecają obecnie ograniczenie spożycia mięsa, aby zmniejszyć ryzyko zachorowalności na raka. Otyłość. Panuje opinia, że posiłki obfitujące w chleb, ziemniaki, ryż, fasolę, makaron i inne podstawowe składniki diety jarskiej prowadzą do otyłości. Nie znajduje to oparcia w faktach. Jak pamiętamy, otyłość wiąże się z niemal każdą poważną chorobą. Badania zgodnie wykazują, iż ci Amerykanie, którzy jedzą mięso, ważą więcej niż ci, którzy się od niego powstrzymują. Próchnica zębów. Próchnica zębów rzadziej występuje wśród jaroszy niż wśród tych, którzy jedzą mięso. Osteoporoza. Zaburzenie to polega na postępującym zaniku masy kostnej i poważnie zagraża kobietom po okresie przekwitania, prowadząc do kłopotów z kręgosłupem, a z wiekiem do częstych, wolno gojących się złamań kości. Chociaż mięso jest zasobne w wapń (podobnie jak niskotłuszczowy nabiał, ryby, fasola i warzywa zielonolistne), badania wykazują, że dieta wysokobiałkowa po dłuższym okresie stosowania prowadzi do utraty wapnia i zaniku masy kostnej. Gdy społeczeństwo amerykańskie przyswoi sobie te fakty, diety wegetariańskie będą szerzej stosowane; są one już na tyle powszechne, że nawet sportowcy, którzy tradycyjnie przy diecie treningowej jadali dużo ciemnego mięsa, zastąpili je węglowodanami, doceniając ich wartość energetyczną. (Podstawowe badania na ten temat przeprowadził przed dziesiątkami lat Uniwersytet Yale. Wykazały one, że żaden ze sportow¬ców odżywiających się mięsem nie zdołał wykazać się w testach tak dużą wytrzymałością, jak najniżej zakwalifikowany wegetarianin.) Równomierny strumień energii, jaką daje pełne ziarno i inne pożywienie z pełnych węglowodanów, jest na ogół znacznie korzystniejszy dla ustroju niż nagłe dopływy energii, których źródłem jest cukier (lub alkohol); praca zaś układu trawiennego jest przy takim odżywianiu o wiele łatwiejsza niż wtedy, gdy zawiera ono tłuszcze i białka zwierzęce. W każdym razie statystyki wykazują, iż populacji wyżu demograficznego, ludzi obecnie pięćdziesięcio-, sześćdziesięcioletnich, spadło palenie tytoniu, picie alkoholu i obniżyła się konsumpcja mięsa. Można oczekiwać, że epidemia chorób cywilizacyjnych zostanie opanowana. 1. Sposobu odżywiania nie należy zmieniać ani nagle, ani drastycznie. Zmiany wprowadzamy stopniowo, gdy czujemy się odprężeni, swobodni, nie pod presją. 2. Na początek rezygnujemy z ciemnego mięsa, na korzyść ryb i drobiu spożywanych, jeśli zachodzi potrzeba, w mniejszych ilościach. 3. Kuchnia powinna być dobra, nic z pokutniczych miseczek fasoli, ryżu lub gotowanych jarzyn. Wszystkie niemal kuchnie azjatyckie opierają się na warzywach, ryżu i niewielkich porcjach mięsa. Włoskie potrawy mączne są również ubogie w białko zwierzęce, a nawet całkowicie jarskie. 4. Ilekroć to możliwe wybieramy chleb razowy, bułki z pełnego ziarna i kasze, zamiast pieczywa z białej, oczyszczanej mąki. Pełne ziarno, w dowolnym połączeniu z orzechami, roślinami strączkowymi (fasolą lub soczewicą) albo nasionami dostarcza organizmowi pełnego białka. Każdy posiłek wegetariański z dodatkiem mleka też z pewnością takie białko zawiera.

hjdbienek : :
wrz 25 2009 Sposób odżywiania a przeznaczenie
Komentarze: 0

Pokarm jest Brahmanem. Rigweda Z pokarmu zrodzone są wszelkie stworzenia; żyją one pokarmem i po śmierci w pokarm się obracają. Pokarm jest tym, co najistotniejsze z wszechrzeczy. Z tej przyczyny mówi się, iż jest lekiem na wszelkie choroby ciała. Ci, którzy czczą pokarm jako Brahmana, zyskują wszelkie dobra materialne. Z pokarmu zrodzone są wszystkie istoty, które narodziwszy się, pokarmem się żywią, a kiedy umierają pokarm żywi się nimi. Taittiraya Upanishad Początkiem każdego życia jest pragnienie. Impulsy inteligencji, zwane przez nas miłością i pragnieniem, nasi rodzice przekształcają w syntezę drobnych ilości materiału genetycznego, zwanego zarodkiem. Tak więc poczęci jesteśmy z miłości i pragnienia, a życie zaczynamy w postaci materiału genetycznego. Bez względu na to, jak mikroskopijny jest DNA, składający się na materiał genetyczny, zawiera on w sobie dokładny plan naszego przeznaczenia. Tworzywem DNA są drobiny cukrowców i złożona substancja chemiczna, zwana kwasem nukleinowym. Kwas nukleinowy, wbudowany w DNA, jest na tyle złożony, że pozwala na zakodowanie pełnej inteligencji, jaką z miłości i pragnienia nasi rodzice obdarzyli pierwszą poczętą komórkę. Karmimy się miłością, pragnieniem i inteligencją, wspólnie przenikającymi do jednego tworzywa, powszechnie zwanego pokarmem. Pokarm, przeobrażony i obdarzony świadomością, to my. Jeżeli chcemy, by ziemniak czy ziarnko gryki stało się tak samo świadome jak my - zjadamy je. Inteligencja przenikająca każdą komórkę ustroju, zabiera się ostro do pracy nad tą odrobiną pożywienia. W rzeczywistości nic dramatycznego się z nim nie dzieje. Jego odżywcze składniki chemiczne są po prostu tak przesuwane, żeby mogły wejść do naszych komórek. Pokarm staje się każdą cząstką nas - cząstką oczu, włosów, mózgu, jelit. Tak oto następuje tworzenie, a czynność jedzenia i przyswajania pokarmu angażuje nieskończoną inteligencję wszechświata. Ona właśnie realizuje się poprzez ten ściśle określony akt tworzenia. Natura dała początek wszechświatu, stwarzając siebie w postaci tytanicznych eksplozji masy i energii, co doprowadziło do powstania niewyobrażalnie wielkich galaktyk i mgławic. Kiedy już rozwinęła się na tyle, by stworzyć coś naprawdę złożonego, natura nauczyła się pożywiać. Zastanówmy się: wypijam szklankę soku pomarańczowego. Do każdej pojedynczej komórki mego organizmu (a zawiera on miliardy komórek) trafiają cząsteczki glukozy z tego soku. Każda komórka mego ciała otrzymuje potrzebną jej porcję soku i wówczas, z prostej potrzeby, komórka przekształca sok w siebie. To, czego komórka dokonała, jest na tyle zawiłe, że książki odzwierciedlające obecny stan wiedzy na ten temat zapełniłyby wiele półek w bibliotekach świata. Moc organizująca inteligencji w sposób złożony, a jednocześnie prosty, czysty i elegancki przekształca pokarm w istoty ludzkie i wszelkie stworzenia na ziemi. Jeżeli jesteśmy tego świadomi, to dojrzeliśmy, by uczestniczyć we własnym losie. Możemy siąść i pożywiać się. 'Ludzie, którzy nie mają należytego szacunku do czynności jedzenia, nie są świadomi przepływu mocy organizującej, która tu występuje. Nie przywiązywanie wagi do tego, co się je i jak się je, jedzenie „w biegu", regularne objadanie się lub niejedzenie w ogóle, to pogwałcenie prawa naturalnego, czyli procesów biologicznych. Muszą one zachodzić w przeznaczonych do tego z góry kanałach po to, by pożywienie stało się nami. Ze sposobem odżywiania i z nawykami towarzyszącymi jedzeniu związane są niezliczone dolegliwości. Na przykład ocenia się, iż ponad 90% przypadków raka żołądka i jelit, w tym głównych zabójców, takich jak rak okrężnicy, bezpośrednio związanych jest z odżywianiem. Nadciśnienie, podwyższony poziom cholesterolu we krwi i poważne schorzenia serca, szeroko rozpowszechnione w krajach zachodnich, nie mówiąc już o cukrzycy, hipoglikemii, chorobie wrzodowej i zapaleniu stawów w przebiegu dny moczanowej - wszystko to wykazuje oczywisty związek ze złymi nawykami żywieniowymi i z jakością środków spożywczych. Moim zdaniem, nie musimy być dietetykami, żeby się prawidłowo odżywiać. Właściwie nie zamierzam dawać w tej publikacji szczegółowych porad dietetycznych; wolę zwrócić uwagę na bardzo ważną prawdę - inteligencja naszego ustroju wie, co jest dla niego dobre. Gdy inteligencja ta zostanie raz przez właściwe nawyki ukierunkowana - a wymaga to podjęcia na początku świadomych decyzji - wtedy znikną kłopoty z jedzeniem i ryzyko złego odżywiania. Człowiek otyły pewnie się z tym nie zgodzi uważając, iż nie można od jego organizmu oczekiwać, by sam z siebie oparł się pokusie jedzenia. Zastanówmy się jednak: jeżeli rocznie przybierze się na wadze około 4,5 kg - co po kilku latach spowoduje nadwagę, a po dziesięciu poważną otyłość — przeważnie oznacza to zaledwie sto kalorii dziennie więcej niż trzeba. Sprowadza się to do dobrej łyżki stołowej oleju, jednej trzeciej batonika lub pół garstki orzeszków ziemnych. Innymi słowy, nawet długotrwały, „niemożliwy do opanowania" przyrost wagi oznacza minimalne zaledwie przesunięcie w dawce pożywienia, jaka jest właściwa dla organizmu. Podobnie, logicznie rzecz biorąc, można by obniżyć wagę ciała, nieznacznie zmieniając dawkę pożywienia w przeciwnym kierunku. Przesunięcie takie musi wziąć początek w umyśle, postanowieniem poszanowania inteligencji organizmu. Ze wszech stron zalewają nas bezustannie potoki informacji o dietach. Niektóre służą interesom producentów żywności, inne - zalecane przez lekarzy - dopingować mają do przeciwdziałania chorobom itd. Wszystko to staje się nieistotne z chwilą, gdy komórki organizmu zaczną przekazywać do mózgu informację, że potrzeba im umiarkowanych ilości środków odżywczych, urozmaiconych i dostarczanych regularnie o tych samych porach dnia. Nowe nawyki zmierzające w tym kierunku więcej są warte niż jakiekolwiek rady wziętego dietetyka. Nadszedł czas, by przez chwilę się zastanowić, jak dalece rozsądna jest nasza obsesja witaminami, minerałami, proteinami i resztą diety. Nagromadzona w mózgu informacja o odżywianiu jest, jak sądzę, nieistotna dla zdrowia, czyli naturalnego stanu organizmu. W jakim stopniu prawdopodobne jest, że ptaki w lesie cierpią na niedobór witaminy D? Czy istnieje na tej ziemi jakiekolwiek stworzenie, poza człowiekiem, które odżywia się zgodnie z „zaleconą dzienną dawką" jakiegoś środka spożywczego? Renomowani dietetycy wielokrotnie potwierdzali, iż nasza wiedza o środkach odżywczych jest w najlepszym razie niepełna. Informacje otrzymywano na ogół przez głodzenie zwierząt; pozbawiano ich pewnych składników odżywczych, dopóki nie wystąpiły choroby spowodowane ich niedoborem. Poddawano też obserwacji ludzi, którzy przechodzili tego rodzaju choroby. Zatem to, co wiemy, jest w zbyt dużym stopniu oparte na studiowaniu nieprawidłowych stanów fizjologicznych. Wiadomo też dobrze, iż każda komórka ustroju ma ściśle określoną zdolność wybierania z pokarmu dokładnie tego, co potrzebne jest do jej wzrostu. Oto dlaczego wszystkie ludy pierwotne miały tyle witaminy C, że nie dokuczał szkorbut, choć dosłownie nic o tej witaminie nie wiedziały i nikt nie wypijał wtedy szklanki soku pomarańczowego każdego ranka. Natura nie obeszła się z nami gorzej niż z ptakami, gadami i innymi ssakami. Prawdą jest, że całymi latami przyswajaliśmy sobie złe nawyki, które teraz przygaszają naszą wrodzoną inteligencję, choć faktycznie wymazać jej się nie da. Nasz instynkt właściwego odżywiania został częściowo przytłumiony przez to, że słuchamy ludzi mówiących nam co jeść, co ma nam smakować, co jest dla nas dobre, a co nie jest dobre. Najlepsza rada, jaką na ten temat słyszałem, pochodzi od dra Wayne Dyer'a, który powiedział: „Przede wszystkim bądź dobrym zwierzęciem." Gdy dojdziemy do ostatniej części tej publikacji, opowiem, w jaki sposób do wszystkich części systemu psychofizjologicznego przywrócić prawidłowe, automatyczne zachowania, zwane „działaniem spontanicznie właściwym." Tymczasem - zdając sobie sprawę z tego, iż na ogół ludzie pragną doskonałego zdrowia, lecz zupełnie nie wiedzą, jak pobudzić swą wewnętrzną inteligencję - podam kilka wskazówek dotyczących jedzenia. Są to moje własne obserwacje, nie zaś oficjalne zalecenia naukowego świata medycznego, jakkolwiek nie brakuje lekarzy, którzy by się ze mną zgodzili. Wszystkie moje wskazówki mają jedną wspólną myśl: delikatnie, lecz nieprzerwanie pobudzać ciało i umysł do łączenia się w przepływie inteligencji. Podobnie jak w pozostałych aspektach zdrowia, gdy już raz ten przepływ zostanie uruchomiony, nic nie stoi na przeszkodzie, by cieszyć się życiem. 1. Zwracaj uwagę na jedzenie. 2. Zacznij posiłek od chwili skupienia - bądź odmów modlitwę - tak, by świadomie i spokojnie do niego przystąpić. 3. Jedz, gdy jesteś głodny, nie jedz, gdy głodny nie jesteś. 4. Nie siadaj do posiłku, gdy jesteś zdenerwowany - organizm lepiej sobie wtedy radzi bez jedzenia. Posilisz się, gdy poczujesz się lepiej. 5. Nie spiesz się, jedz powoli i dokładnie przeżuwaj. 6. Doceniaj towarzystwo i nie szczędź pochwał kucharzowi. 7. Przy stole unikaj ludzi, z którymi nie czujesz się co najmniej dobrze, ale ilekroć to możliwe, jedz w towarzystwie miłych sobie osób, przyjaciół i rodziny. W dzisiejszych czasach niektóre z tych rad mogą wydać się dziwne. Nasze czasy są jednak czymś wyjątkowym. Do tej pory wszystkie kultury kierowały się takimi zwyczajami - gdyż o zwyczajach tu mowa - i znajdowały w nich pełne zadowolenie w postaci zdrowego życia. Powszednią postawę człowieka wobec pożywienia cechowało uczucie wdzięczności; w chwilach najgłębszej refleksji przeradza się ono w cześć. Dobry, obfity pokarm, spożywany z należytym szacunkiem, jest oznaką, że człowiek ceni sobie swe więzy z naturą, natura zaś odwzajemnia się, dostarczając mu zdrowego pożywienia.

hjdbienek : :
wrz 24 2009 Ukierunkowanie umysłu nieświadomego - siła...
Komentarze: 0

Do przepływu każdego impulsu inteligencji potrzebny jest jakiś szlak. Kiedy mówimy o rozwijaniu się świadomości, musimy wspomnieć o nowych szlakach do przewodzenia inteligencji; bez nich samoświadomość nie przybierze wyraźnego charakteru. Świadomie utworzony szlak dla inteligencji nazywamy nawykiem. Nawyk kojarzy nam się na ogół z szarzyzną dnia codziennego - ta sama szczoteczka do zębów, ten sam napój, ta sama żona. Tymczasem od nawyku zależy każda umiejętność i każda zdolność twórcza. Podnieśmy rękę po to, by wbić gwóźdź, a zamiar ten - przepływając właściwym szlakiem - przekształca się w czynność fizyczną i może stać się sprawnością mistrza stolarskiego. Uderzmy palcem wskazującym w klawisz C klawiatury fortepianowej, a zrobimy to, do czego wdrożył się przed laty wirtuoz i co siłą nawyku robi do dziś. Nawyku praktycznie nie sposób się pozbyć, skoro jego szlak już został otwarty. Umysł świadomy może sobie wmawiać, że panuje nad nawykami dnia codziennego - że można na życzenie schudnąć, rzucić palenie, przyjąć nowe poglądy, skierować myśl na nieznane tory - lecz siła nawyku jest jak wzbierająca fala, a umysł świadomy jak słaby pływak zdany na jej łaskę. Dla nawyku nieważne jest, czy uważamy go za dobry, czy za zły. Wszyscy słyszeliśmy pokrzykiwania nałogowego palacza: „Ja nawet nie chciałem tego papierosa," i kogoś, kto się odchudza: „Właściwie nie byłam głodna^ kiedy jadłam ten placek." Aby zrozumieć, dlaczego nawyk jest czymś tak silnym, musimy trochę bliżej przyjrzeć się naturze umysłu. Psycholodzy zazwyczaj dzielą umysł na świadomy i nieświadomy. Przez umysł świadomy na ogół rozumie się te myśli, nad którymi panujemy i z których zdajemy sobie sprawę w kategoriach pojęciowych (uważa się, że dotyczy to nie więcej niż 10% funkcji mózgu). Umysł nieświadomy, to jest ponad 90% wszystkich funkcji, jest znacznie twardszym orzechem do zgryzienia - niezbyt dobrze go rozumiemy, jest przecież nieświadomy. Freud określił go łacińskim słowem id — ono. Lecz wiele z tajemnic umysłu nieświadomego ujawnia nam wiedza o fizjologii mózgu, niedostępna w czasach Freuda. Fizjolodzy mózgu utrzymują, iż poszczególne jego części pełnią określone funkcje i gdy odpowiednia część mózgu zostanie pobudzona, uaktywniają się. Wydaje się, iż tylko nieliczne z tych funkcji (szczególnie myślenie abstrakcyjne i tak zwana wyższa czynność kory mózgowej) istnieją w naszej świadomości. Jednak z ostatnich badań wynika, że każda poszczególna myśl potrafi pobudzić wiele obszarów mózgu jednocześnie. Oznacza to, że pojedyncza myśl nie jest jednym punktem świetlnym na ekranie naszego umysłu; znacznie bardziej przypomina fotografię w gazecie, gdzie na jeden obraz składają się tysiące punkcików ułożonych w misterny wzór. Mając to na uwadze zrozumiemy, że umysł nie składa się z dwóch odrębnych części, świadomej i nieświadomej. W umyśle nie istnieją podziały ani ścisłe przegródki; my je po prostu tworzymy po to, by móc o umyśle rozmawiać. W każdej chwili, bez przerwy, pracuje cały mózg, natomiast nasza świadomość czy też uwaga wydobywa na powierzchnię tylko te aspekty całości, które składają się na myśl, emocję czy też inspirację danej chwili. Aby jednak mieć jakąś myśl, musimy otworzyć szlaki biegnące dosłownie przez cały organizm. To właśnie mieliśmy na uwadze mówiąc wcześniej o „ścieżkach", które przekładają myśli na reakcje fizyczne poprzez połączenie psychofizjologiczne. Gdy szlaki te są otwarte i wolne od stresu, wtedy jesteśmy zdrowi. Natomiast gdy są zatamowane lub źle przeprowadzone, wówczas chorujemy. Wszystko zależy od tego, czy skierujemy inteligencję na właściwą ścieżkę; dlatego jest to w dużej mierze sprawa nawyku. Każdy nawyk polega na ścisłej współpracy ciała i umysłu. Mówiąc ogólnie umysł prowadzi, organizm zaś podąża za nim i jest jego cichym partnerem. Działa to bardzo sprawnie, gdy nawyk jest czymś pozytywnym, czymś takim jak uderzenie piłki rakietą lub gra na skrzypcach. Ogromna sprawność, jaką wykazuje organizm w sporcie i w grze na instrumentach muzycznych możliwa jest po prostu dlatego, że sportowiec czy muzyk nie musi myśleć" o tym, co robi. Jego najsłabszy nawet zamiar zostaje przełożony na niezwykle skoordynowane reakcje umysłu i ciała. Dzięki sile nawyku możliwe staje się najdoskonalsze współdziałanie umysłu z ciałem. Przy omawianiu objawów chorobowych zauważyliśmy jednak, że automatyczna natura nawyku pozwala mu też działać ujemnie. Jeżeli umysł wykazuje najmniejszą nawet skłonność do zaspokojenia pragnień, a szlaki automatycznie na tę dążność nastawione włączają w nią palenie, picie alkoholu lub przejadanie się, to siła nawyku poprowadzi organizm w kierunku choroby. Partnerstwo umysłu i ciała jest jak balon: jeśli naciśniesz go w jednym miejscu, zawsze wybrzuszy się w drugim. Pod naporem złego nawyku organizm przystosowuje się jak tylko może, by sprostać pragnieniom umysłu, pozwalając, na przykład, na podwyższenie się ciśnienia krwi, na nieprawidłowe działanie hormonów stresu podczas reakcji „walka lub ucieczka", na przyspieszenie tętna. Lecz w pewnym momencie części ciała poddane stresowi pęcznieją, wypełniając wybrzuszenie i wtedy elastyczność organizmu się kończy. Następstwem jest utrwalone nadciśnienie, wyczerpanie układu hormonalnego i przeciążenie układu krążenia. Na szczęście, nie ma ograniczenia liczby nowych szlaków, którymi inteligencja gotowa jest przepływać. Mówimy, że potencjał umysłu ludzkiego - twego umysłu - jest nieskończony, dowodem zaś na uzasadnienie tego twierdzenia jest elastyczność inteligencji. Każdy nawyk z osobna angażuje cały ośrodkowy układ nerwowy, przekazujący miliardy impulsów do całego organizmu. Nasz umysł może uświadamiać sobie tylko, że wymachujemy rakietą tenisową, lecz zmiany w biochemizmie na samym poziomie błon komórkowych, tę czynność wykonujących, wymagałyby do analizy ogromnego komputera, nie mówiąc już o zdumiewającej złożoności procesów, jakie zachodzą, gdy inteligencja pobudza hormony, enzymy, reakcje mięśni i ośrodki mózgowe potrzebne do utrzymania równowagi, do skupienia wzroku, do strategicznego myślenia itd. Każda reakcja, pociągająca za sobą miliardy zmian, prowadzi też do wielu miliardów nowych połączeń, tworzonych z tych samych elementów - a to daje inteligencji niczym nieograniczoną liczbę nowych szlaków do przepływu. Jeśli chcemy tworzyć zdrowie już od tej chwili, musimy zacząć ukierunkowywać uśpioną część naszego umysłu poprzez tworzenie nowych nawyków. Z mego doświadczenia wynika, że w każdym przypadku należy stosować się do następujących wskazówek: nawyk wyrabiać w sobie bez wysiłku przez pewien czas, myśleć o nim pozytywnie, powracać do niego świadomie, lecz zawsze w dobrym nastroju, nigdy na siłę i jako przeciwieństwo jakiegoś złego nawyku. Kształtowane w ten sposób nowe nawyki odruchowo doprowadzają cały system umysłu i ciała do stanu, w którym zdrowie i radość powstają automatycznie. Przypomina mi to raz jeszcze dwa zdania z książki Abrahama Masłowa o ludziach zdrowych i twórczych: To czego taka osoba pragnie i czym się cieszy, bywa właśnie tym, co jest dla niej dobre. Jego spontaniczne reakcje są tak trafne, skuteczne i słuszne, jak gdyby były z góry przemyślane". Brzmi to zbyt pięknie, by było prawdziwe, a tymczasem tak właśnie działają nawyki. Zatem wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że rutynowe działania umysłu nieświadomego można zmieniać, a potem te zmiany po prostu przeprowadzać. Ludzie, którzy przez całe życie nie byli szczęśliwi mogą się nimi stać przez uświadomienie sobie, że źródło zmian leży w nich samych. W nas spoczywa cała odpowiedzialność za choroby i za ich leczenie. To, co nieświadome można wydobyć i skierować na inną ścieżkę poprzez sugestię, powracanie do tego i nade wszystko skupienie na tym uwagi. To uwaga, czyli skupiona myśl, pobudza drzemiące w umyśle moce i je ożywia. Nie trzeba się zbytnio zadręczać pytaniem „Jak to wszystko możliwe?" - to przecież tak, jakbyśmy powtarzali uporczywie: „To się nie stanie, to nie może się stać." Najmniejsze przesunięcie uwagi może zmienić świat, jaki postrzegamy, i ciało, w którym żyjemy. Kupując różę, kupujemy też jej kolce. Gdy przyglądamy się róży, jesteśmy pod wrażeniem jej piękna; gdy zwrócimy uwagę na kolce, odczuwamy ból. Wynika z tego, że dobre nawyki są nieocenionym źródłem zdrowia. Zacznijmy od przykładu. W Instytucie Weimarskim w Kalifornii zobaczyłem afisz z napisem: "NEW START - God's Natural Remedies" (OD NOWA - Naturalne leki Boże), który okazał się zakodowanym przesłaniem tworzenia zdrowia: N- Nutrition (odżywianie) E - Exercise (ruch) W- Water (woda) S - Sunshine (słońce) T - Temperance (umiar) A - Air (powietrze) R - Rest (odpoczynek) T - Trust in God and Control of One's Thought Processes (ufność w Boga i panowanie nad własnymi procesami myślowymi) Większość z tych elementów już omawialiśmy - pozostałe przypominają nam po prostu, że prawdziwe, naturalne życie przynosi rezultaty, o jakich medycyna nie może nawet marzyć. Czyste powietrze i woda, właściwe odżywianie, umiarkowana aktywność, krótki spacer na słońcu i głęboki sen nocą: kluczem jest tutaj nawyk. Są to wszystko skuteczne środki zapobiegające chorobie pod warunkiem, że przekształci się je w nawyk. Dobry nawyk (wprowadzany od czasu do czasu) nie jest żadnym nawykiem. Chodzi o to, by inteligencji twórczej, czyli połączeniu umysłu i ciała, pozwolić na działanie automatyczne. Jeśli musimy zastanawiać się nad tym, jak „być dobrym", to znaczy, że nasz organizm nie przywykł do zdrowia, a nawet, że ta okazjonalna „dobroć" może być bardzo szkodliwa. Praktyka lekarska potwierdza, iż ten kto grywa w golfa wyłącznie w niedzielę, a na powietrzu pracuje tylko wtedy, gdy trzeba odgarnąć śnieg z podjazdu, naraża się na przeciążenie mięśni i zawał serca. Najgroźniejszy rak skóry, czerniak, raczej nie występuje u tych, którzy albo przez cały dzień pracują na słońcu albo w ogóle nie wychodzą z domu. Bardziej prawdopodobne jest, że zachoruje ten, kto raz w roku boleśnie się poparzy podczas opalania w czasie wakacji. Nawet jeśli zdarzy mu się to w dzieciństwie, i nigdy więcej, może wyzwolić nieprawidłowe reakcje psychofizyczne, które po latach kończą się nowotworem. A zatem nawyki wyrabiajmy stopniowo, lecz konsekwentnie - i zawsze tylko te, które rzeczywiście sprawiają nam przyjemność. Dwa nawyki z tej listy wymagają krótkiego komentarza. Umiar jest słowem, które łatwo źle zrozumieć; oznacza ono po prostu unikanie wszelkiego nadmiaru. Jest to bardzo ważne, nie ze względów moralnych, ale dlatego, że mechanizmy ustroju działają w określonych granicach, a umiar w jedzeniu, wypoczywaniu, pracy i zażywaniu ruchu granice te respektuje. Nawyk utoruje drogę niezmiernej mocy organizującej, która płynie z umysłu nieświadomego, lecz tylko wtedy, gdy umożliwi się swobodne współdziałanie umysłu i ciała. Za każdym razem, gdy coś pomyślimy czy też ruszymy palcem, zachodzą miliardy procesów, w rzeczywistości zaś dzieje się tylko jedno - przepływa tam inteligencja. Robienie czegokolwiek w nadmiarze stwarza stres, zdefiniowany już przez nas jako „wszystko to, co hamuje przepływ inteligencji twórczej". „Ufność w Boga i panowanie nad własnymi procesami myślowymi" nie jest tutaj maksymą religijną. W każdym rozdziale wskazuję na dowody nieskończonej inteligencji, na wskroś przenikającej naturę i przejawiającej się poprzez nasze umysły i ciała. To ona przynosi nam pełne zdrowie; jej prosty, niczym nie hamowany przepływ jest wyłączną „władzą", jest centrum kierującym niezliczonymi procesami życiowymi. Jedyną właściwą postawą, jaką możemy wobec niej przyjąć, jest ufność.

hjdbienek : :
wrz 23 2009 Znaczenie zadowolenia z pracy
Komentarze: 0

Pracę powinno się wykonywać z należnym jej szacunkiem. NAPOLEON HILL Różne są działania, różne zajęcia człowieka. Stolarz pragnie drewna, lekarz - choroby, Brahman - czciciela, który złoży mu w darze somę, święty napój ofiarny. - Rigweda Liczne badania w różnych ośrodkach medycznych potwierdzają, że ludzie żyją dłużej i zdrowiej, jeśli są zadowoleni z pracy. Trzecia część życia upływa nam na wykonywaniu wybranego zawodu. Gdy jesteśmy nieszczęśliwi w pracy, z pewnością przenosi się to na czas po pracy. Jesteśmy wtedy stale nieszczęśliwi i dlatego stajemy się podatni na choroby, a nasz stan fizyczny się pogarsza. Coraz to przyjmuję w swym gabinecie pacjentów, których schorzenia są bezpośrednio związane z niezadowoleniem z pracy. Po prostu nienawidzą tego, co robią. W czasie pracy pełni są wrogości, są przeczuleni i sfrustrowani; zarówno w pracy, jak i w życiu osiągają niewiele. Po powrocie do domu coraz trudniej jest im otrząsnąć się ze złego nastroju, wyładowują się więc w paleniu, piciu alkoholu i nadmiernym jedzeniu. Sen zakłóca im zamartwianie się pracą i niezadowolenie z tego, co ona im daje. Widzę ich mizerne, wymęczone twarze, gdy uskarżają się na takie dolegliwości, jak migrena, kołatania serca, bezsenność, otyłość, nadciśnienie i stany lękowe. Wyglądają starzej, niż to wynika z ich wieku i tak się też czują. Moje wieloletnie obserwacje kliniczne prowadzą do wniosku, iż ludziom niezadowolonym z pracy częściej dokuczają poważne schorzenia niż tym, którzy ciężko pracują i znajdują przyjemność w tym co robią. Jest trochę prawdy w tym, że można „nie mieć czasu na choroby". Bezczynność nie jest więc rozwiązaniem, zauważyłem bowiem, że u ludzi dopiero co zwolnionych z pracy i u bezrobotnych w ogóle, rozmiary dolegliwości są większe - atakowane są wszystkie funkcje organizmu. Ustrój tych ludzi cierpi na swego rodzaju atrofię, obserwowaną w przyrodzie wszędzie tam, gdzie coś staje się niepotrzebne. W naturalnym porządku rzeczy wszystko co zbędne szybko obumiera. W naturze, w tym również w naszej wewnętrznej naturze, nie ma miejsca na to, co jest bezużyteczne. Natura sprzyja tylko temu, co przyczynia się do wzrostu i dalszego rozwoju. Rozwój oznacza przetrwanie. Fizjoterapeuci i fizjolodzy-rehabilitanci są w pełni świadomi zjawiska zwanego atrofią z bezczynności. Jest to zanik nieużywanej kończyny lub narządu. Z chwilą, gdy czynność zostaje przywrócona, występuje proces odwrotny. Krew zaczyna krążyć w części, która dotąd zamierała, a im bardziej jej funkcja zostaje przywrócona, tym staje się ona sprawniejsza. Ruch, użyteczność i rozwój to sekret zdrowia i długowieczności. Ujął to pięknie Emerson, mówiąc: „Człowiek nie starzeje się; stary jest dopiero wtedy, gdy przestaje się rozwijać." „Bądź wrażliwy i użyteczny. Przyczyniaj się do rozwoju życia, którego jesteś częścią." Słysząc tę radę, ludzie często dochodzą do wniosku, że mają zły zawód; być może. Na ogół jednak to ich negatywna postawa jest tym, co nie pozwala im odczuwać satysfakcji z pracy. Każda praca służy jakiemuś pożytecznemu celowi, zawsze bowiem znajdzie się ktoś, kto wykorzysta ją do własnego rozwoju i ewolucji. Przydatność społeczna pracy była tradycyjnym źródłem jej doniosłości; miejsca pracy powstawały, ponieważ zaspokajały konkretne potrzeby. Lecz w naszym stuleciu ewolucja wyraźnie kładzie nacisk na rozwój osobowości; stąd biorą się oczekiwania osobistej satysfakcji z pracy. Dzieje się tak nie dlatego, że jesteśmy bardziej egoistyczni niż poprzednie pokolenia, ale dlatego, że zrozumieliśmy, jak ważna jest praca dla naszego „ ja". Ludzie, którzy czują się potrzebni, nie załamują się i nie chorują. W pełni zadowoleni z siebie, chętnie przyczyniają się do osiągnięć w pracy zbiorowej. W piramidzie stanowisk wyraźnie przeważa praca rutynowa, swoisty kierat, który jest przyczyną chorób moich pacjentów. Na szczyt piramidy przypada praca twórcza. Trzeba powiedzieć, że czołowe stanowiska zajmują raczej ludzie zdrowi - ci, którzy z natury rzeczy są w stanie więcej osiągnąć - myślę jednak, iż pierwszą przyczyną jest tutaj ich pozytywna postawa i że to ona stwarza im możliwości awansu. Wszelka praca, rutynowa czy nierutynowa, wymaga dyscypliny i powtarzania pewnych czynności. Każdy, kto nie jest tego głęboko świadom, szybko i nieuchronnie dochodzi do punktu, w którym powtarzanie tych samych czynności w pracy powoduje nudę i zmęczenie. Stąd pochodzą późniejsze symptomy chorób. Ktoś, kto ma wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, do pracy rutynowej podchodzi w sposób twórczy. Z reguły nie zwraca on uwagi na to, co jest nudne, męczące i monotonne. Człowiek taki ma przede wszystkim odwagę, by znaleźć sobie taką pracę, jaką lubi. Nie martwi się o zabezpieczenie finansowe wtedy, gdy chodzi o jego szczęście. Kiedy już znajdzie pracę, która mu odpowiada, pozostaje przy niej, nie myśląc się wycofywać. Dzieje się tak dlatego, że w pracy znajduje on to, co życie ma do zaoferowania: rozwój, postęp i dobrobyt. Jeśli wzdychamy do wolnego czasu, to znaczy, że praca nas dobija. Jeśli nie możemy doczekać się przejścia na emeryturę, to już jesteśmy emerytami, praca nie daje nam szczęścia. Jako lekarz, nie mogę pomóc moim pacjentom w otrzymaniu lepszej pracy, nie mogę też sprawić, by polubili pracę, jaką wykonują. Mogę tylko doraźnie im pomóc, lecząc objawy ich choroby. Lecz uzmysławiając im, czym jest zdrowa, samoistna świadomość własnego „ja", wskazuję im drogę do prawdziwego rozwiązania.

hjdbienek : :
wrz 22 2009 Zaspokojenie własnego „ja"
Komentarze: 0

Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, mam kilku pacjentów, którzy lubią być chorzy. A nawet kilku takich, którzy są tym szczęśliwsi, im bardziej są chorzy. Jedna z takich pacjentek, z przewlekłym wrzodziejącym zapaleniem okrężnicy, przechodzi stany ostrego pogorszenia się choroby, czasami bardzo ciężkie. W fazach przewlekłych - to znaczy przez większość czasu - zgłasza się na długie wizyty do mego gabinetu narzekając, że źle się czuje, że tyle jest rzeczy, których nie może robić; jedynym jej życzeniem, jak mówi, jest po prostu umrzeć. Za to w okresach ostrych i ciężko przebiegających nawrotów choroby pacjentka przyjmuje postawę pełną spokoju, jest odprężona i czasami denerwująco beztroska. Może mieć obfite krwawienia z jelita grubego, badanie krwi może wskazywać na głęboką anemię, a ona uparcie twierdzi, że czuje się zupełnie normalnie. Pomimo usilnych próśb i nalegań rodziny i moich, odmawia pójścia do szpitala utrzymując, że nie ma się czym martwić, wkrótce poczuje się lepiej. Gdy choroba przebiega łagodnie, pacjentka ciągle domaga się opieki. Gdy jest ciężko chora, wręcz umierająca, czuje się zaspokojona i cieszy ją to, że nie musi się tej opieki domagać - otrzymuje ją automatycznie. Cała choroba obraca się wokół stanu jej własnego ,ja", potrzeby, by czuć się ważną i skupiać na sobie zasłużoną uwagę. Zaspokajanie własnego „ja" jest podstawową potrzebą człowieka. Brak zaspokojenia prowadzi do zakłóceń równowagi, czasami do rozstroju w psychice i fizjologii. Ta biedna, leczona przeze mnie kobieta zachorowała, by zaspokoić swoje ego. Jej bardzo ryzykowne i niezdrowe podejście do tego stworzyło ogromne napięcie w całym ustroju. Jest to odwrotność stanu opisanego przez Abrahama Masłowa. Utrzymuje on, że osoby zdrowe potrzebują tego co okazuje się dla nich dobre i cieszą się tym. Będąc lekarzem, codziennie spotykam pacjentów, których stan pogarsza się lub polepsza, zależnie od potrzeb ich ego. Innymi słowy, początek procesów chorobowych jest ściśle związany z brakiem zaspokojenia własnego „ja". Czegóż te braki dotyczą? Są to sprawy zupełnie zwyczajne: brak poczucia własnej ważności, brak uznania, poparcia, zachęty, brak miłości. Nasze ego karmi się uznaniem, zachętą i miłością. Łatwiej jest radzić sobie z brakiem witamin i składników mineralnych w organizmie, niż z nie zaspokojonym ego — większość osób znosi to znacznie gorzej. Gdy spojrzy się dokoła, z łatwością można zauważyć, iż ludzie szczęśliwi i zdrowi zyskują miłość, zrozumienie, otrzymują pochwały, liczą się. Na przeszkodzie w wyrażaniu uznania stoi panujące w naszym społeczeństwie przekonanie, iż ludzi nie należy chwalić ani też pozwalać im odczuć, że się liczą, ponieważ daje im to fałszywe poczucie własnej wyższości i zadowolenia z siebie. W psychologii wielokrotnie wykazywano, że taka postawa jest fałszywa. Pochwała, miłość i uznanie wiodą do zrównoważonego i zdrowego poczucia wewnętrznej wartości. Bez nich nasze ego nie wie, co począć. Ustawicznie waha się między przesadnym uczuciem niższości i równie przesadnymi marzeniami o własnej ważności. Ludzie chorzy i nieszczęśliwi, ci którzy najbardziej spragnieni są troskliwości, raczej się z nią nie spotykają. Lekarze poświęcili temu zagadnieniu wiele uwagi, analizując sytuację i zastanawiając się, jak ją naprawić. Uważam, że odpowiedź jest jasna, a wyjście proste. Metodę zaspokajania ego dobrze określa następujące powiedzenie: „Postępuj z innymi tak, jak chciałbyś, żeby postępowali z tobą." Jeśli oczekujesz pochwał, chwal innych. Jeśli czujesz się niedoceniony, wyrażaj więcej uznania swemu otoczeniu. Jeśli pragniesz miłości, zdobądź się na to, by obdarzać nią innych. Jeśli chcesz mieć poczucie ważności, postępuj tak, żeby inni mogli poczuć się ważni i czyń to szczerze. Metoda ta nie wnosi nic nowego. Każda tradycja mądrości ma swoją odmianę przysłowia „kto sieje, ten zbiera". Problem oczywiście polega na tym, że wiedzieć o czymś, a postępować zgodnie z tym, to dwie różne rzeczy. Szkół „pozytywnego myślenia" nie brakuje i każdy może dowiedzieć się, jak wykorzystać wielką siłę dawania po to, by samemu coś otrzymywać. Dla niektórych jednostek myślenie pozytywne jest łatwe i dlatego działa. Lecz umysł jest znacznie głębszy niż myśli powierzchowne, a nawet myśli o myślach. W swojej najgłębszej warstwie umysł od razu zbiera to, co posieje. Każda myśl automatycznie przekłada się na pewien rodzaj fizjologii. Jeśli współpraca ciała z umysłem jest harmonijna, to sam przepływ życia niesie z sobą pełną jego ocenę. Zaspokojenie ego staje się jednym z naturalnych darów zdrowia. Znacznie częściej jednak zaspokajanie własnego „ja" napotyka poważne przeszkody. Przybierają one postać zwątpienia, zamartwiania się, poczucia winy, wyrzekania się przyjemności i zamknięcia się w sobie. To one składają się na nieczyste sumienie. Pod ich naporem ego zaspokoić się może tylko krocząc krętymi drogami. W tym sensie wszelkie nerwice i choroby przez nas samych wywoływane są niczym droga okrężna. Na prostą drogę naprowadzić nas może tylko samoświadomość.

hjdbienek : :
wrz 21 2009 Życie teraźniejszością
Komentarze: 0

Jedynie zdrowie daje ci poczucie, że właśnie teraz przeżywasz najlepsze dni w roku." FRANKLIN ADAMS Wczoraj jest tylko snem, jutro jest tylko wizją. Lecz dobrze przeżyte dziś sprawia, że każde wczoraj jest snem szczęśliwym, a każde jutro wizją nadziei; dlatego staraj się, by dzień dzisiejszy był dobry. Przysłowie sanskryckie Często słyszymy, że „kłopoty postarzają". Jest to szczera prawda. Każdy z nas spotkał człowieka, który „osiwiał przez jedną noc" dlatego, że przeżył kryzys finansowy lub emocjonalny. Czym właściwie jest ten wzorzec myślowy, zwany zmartwieniem? Wiemy, że potrafi on mocno zatruć nam niejedną godzinę życia; można by nawet powiedzieć, że powoduje starzenie, ponieważ przyspiesza upływ czasu. Zmartwienie najwyraźniej jest pewnym nawykiem myślowym; jest dręczeniem się czymś, co się stało w przeszłości, albo czymś, co się stanie w przyszłości. Zmartwienie nie dotyczy teraźniejszości. Przyjrzyjmy się najpierw przeszłości. Nie znaleziono jeszcze sposobu, żeby ją zmienić. To, co się zdarzyło, jest nieodwracalne. Jest trwale i nieodwołalnie zarejestrowane; jest zamknięte w czasie i żadną miarą naprawić się nie da. Rozpamiętywanie dawnych błędów i wyrządzonych krzywd nie pomaga, lecz szkodzi, powoduje bowiem uwolnienie różnych substancji toksycznych, które podnoszą ciśnienie krwi i osłabiają serce. Aby pozbyć się zmartwienia, zastosujmy następującą strategię: przyznajmy się do popełnionych błędów, uczmy się na nich, a potem pozostawmy je na stałe tam, gdzie należą - w przeszłości. Uwagę poświęćmy teraźniejszości. Wpierw trzeba jednak wyraźnie zdać sobie sprawę z tego, iż przeszłość minęła bezpowrotnie. Zamartwianie się jest psychiczną odmową uznania tego faktu. Wydaje nam się, iż przeszłość nieuchronnie stanowi część naszego życia, a dzieje się tak dlatego, że błędy, krzywdy, urazy i niesprawiedliwość wyciskają swe piętno na umyśle i przenikają do fizjologii poprzez połączenie psychofizjołogiczne. Drugi rodzaj zmartwienia związany jest z przyszłością; występuje wtedy, gdy dla zaoszczędzenia sobie cierpień, usiłujemy daremnie nad tą przyszłością zapanować. Jeden z moich kolegów, internista, podał mi bardzo wyraźny przykład tego typu myślenia. Przez dwadzieścia lat leczył pewną kobietę, która w tym, czasie zgłaszała się do niego dwa razy do roku na dokładne badania, ilekroć przychodziła, zawsze była bardzo zaniepokojona, że ma raka. Chociaż nie było u niej żadnych objawów tej choroby, wymyślała sobie szereg dolegliwości, co zmuszało internistę do przeprowadzania całych serii badań tylko po to, aby ją upewnić, że na raka nie choruje. Scenariusz ten powtarzał się co roku. Za każdym razem internista robił wszystko, by przekonać pacjentkę, że nie ma raka, ona zaś, wychodząc, niezmiennie pytała „Jest pan tego pewien?" Ostatnim razem jednak, po wykonaniu badań, lekarz miał dla niej bolesną wiadomość. Z potwierdzonych diagnoz wynikało, że cierpi na raka. Słysząc to, pacjentka z pewnym triumfem w głosie rzekła: „Przecież panu mówiłam! Powtarzam to, doktorze, od dwudziestu lat." W swym zmartwieniu kobieta ta żywo wyobrażała sobie chorobę, której bardzo się obawiała, a to na czym skupiała uwagę, rozwijało się. Świadomość potrafi sama zmieniać bieg wypadków. Umysł nasz, w podświadomości, może automatycznie przemieniać to, co sobie jasno wyobrażamy, w rzeczywistość. Ludzie zatroskani przekonują samych siebie, iż martwienie się na zapas jest w jakimś sensie właściwym sposobem myślenia, jeśli chcemy złu zapobiec. W rzeczywistości jednak, uwaga jest uwagą. Jeśli z przejęciem wyobrażamy sobie coś, czego sobie nie życzymy, to prawie na pewno nas to spotka. Może też zdarzyć się coś „równie złego"; wychodzi na to samo. Jeżeli już koniecznie chcemy wyobrażać sobie przyszłość, niech to będzie wyobrażenie szczęścia — czegoś co jest radosne i pozytywne. Jednakże ludzie zdrowi nie żyją ani przeszłością, ani przyszłością. Oni żyją teraźniejszością, żyją teraz; nadaje to owemu teraz posmak wieczności, ponieważ nie pada na nie żaden cień. Zmartwienie nie dotyczy teraźniejszości. Gdy uwagę kierujemy na chwilę obecną, wówczas rozwija się ona sama z siebie we własnej pełni. Gdy życie upływa nam w kolejnych chwilach teraźniejszych, wtedy czas nie jest psychicznym wrogiem człowieka. Zło wyrządzone przez zmartwienie zostaje pokonane, jeśli cenimy sobie to, co życie daje nam dzisiaj.

hjdbienek : :
wrz 13 2009 National Geographic HD - Nauka O Dziecku...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 13 2009 Samoświadomość
Komentarze: 0

"Naturalna siła uzdrawiająca w każdym z nas jest największym źródłem dobrego samopoczucia". (Hipokrates) To, na czym skupiamy uwagę - rozwija się. Jeżeli naszą uwagę przyciągają sytuacje i emocje negatywne, wtedy wrastają one w naszą świadomość. Świadomość jest zbiorem tego wszystkiego, na co kierujemy uwagę. U niektórych osób uwaga przerzuca się z jednego małego niepowodzenia na drugie i drobne odczucia negatywne, same w sobie nieważne, tak narastają, że dają świadomość stałego przemęczenia. Stan ten znany jest psychiatrom, którzy codziennie spotykają pacjentów uskarżających się na łagodną depresję i stany nieokreślonego niepokoju. W psychiatrii czasami określa się ich mianem „zatroskanych zdrowych", ale ci ludzie nie są zdrowi. Mają głęboką świadomość własnej bezradności i doświadczają jej. Nigdy właściwie nie dochodzi u nich do kryzysu, choć nigdy też swojej energii dostatecznie nie mobilizują. /''Gdy w polu uwagi znajdzie się coś znaczącego, jakiś istotny cel, na którym można się skupić, zbliża nas to o krok do zdrowia. Cel jest czymś, dla czego się żyje - jakimś planem, zawodem, rodziną - i na co organizm żywo reaguje. Ten rodzaj świadomości uzupełnia zapasy energii. Człowiek, który ma wytyczony cel, budzi się każdego ranka, gotów poświęcić się temu celowi. Gdy jednak plany zawiodą, gdy nadejdzie czas wycofania się z czynnego życia czy nagle umrze ktoś bliski, człowiek ten często popada w depresję lub choruje. Jego intensywna koncentracja na danym celu na dłuższą metę powoduje zachwianie równowagi, ponieważ jego świadomość biegnie jednym wąskim torem. A przecież rzeka życia tak nie płynie. Najwyższy stan uwagi wykracza ponad cele. Nie pobudzają go okoliczności ani nie zakłócają codzienne kryzysy. Obraz wnętrza jest pogodny i nade wszystko, spokojny. Tyle samo uwagi poświęca się wypoczynkowi, co działaniu. Świadomość jest więc zrównoważona, żywotna i wszechstronna. Ludzi takich postrzegamy jako wewnętrznie spokojnych i rozumiejących życie. Gdy zwrócą na nas uwagę, czujemy odprężenie. Tchną spokojem bliskim mądrości. Jest to prawdziwa podstawa do tworzenia zdrowia. Nazywamy to samoświadomością. Ktokolwiek osiągnął samoświadomość choćby na chwilę, ktokolwiek stykał się z osobą, która ten stan osiągnęła wie, że wartości tej nie sposób przecenić. Zarówno potęga władzy, jak i potęga pieniądza tracą wartość przy potędze samowiedzy. Wytwarza ona bezustannie postawy pozytywne nie przez działanie, lecz przez przyzwolenie, by dostarczało ich samo życie. Opieranie się, czy przeciwstawianie się myślom negatywnym jest jedną z form zwracania na nie uwagi. To, na co zwracamy uwagę rozwija się. Hinduski myśliciel Krishnamurti uważa, że walka z negatywnymi wzorcami myślowymi jest daremna. Oto co pisze: Nie próbuj nadawać poloru głupocie, nie próbuj stać się mądrym - to na nic. Wpierw trzeba wiedzieć, że jest się głupim, że się jest tępym. Sama świadomość własnej głupoty oznacza, że człowiek się od tej głupoty uwalnia. Powiedzenie „Jestem głupi", nie czysto werbalistycznie, ale z pełnym przekonaniem „Cóż, jestem głupi", sprawia, iż stajesz się czujny; już nie jesteś głupcem. Jeśli zaś do tego się nie przyznajesz, wtedy twoja tępota się pogłębia. W świecie za szczyt intelektu uważa się duże zdolności, wielką bystrość, dar komplikowania i erudycję, choć erudycja nie ma nic wspólnego z inteligencją. Postrzeganie rzeczy takimi, jakie są w nas, bez wprowadzania konfliktów w postrzeganie jacy jesteśmy, wymaga ogromnej prostoty inteligencji. Krishnamurti mówi nam, że uwaga jest najskuteczniejsza wtedy, gdy jest czysta i wolna od uwarunkowań. Tylko samoświadomość wie o tym. Tak zwane tkliwe uczucia pochodzą ze źródła życia; dlatego są niewiarygodnie silne. Świadomość wewnętrzna tworzy zdrowie, ponieważ jest żywotna, potęguje wartość życia; by to dostrzec, wystarczy spojrzeć na promienną twarz młodej matki, czy zabawy szczęśliwego dziecka. Uwaga pozwala życiu przez siebie przepływać, a rezultatem musi być zdrowie. Mechaniczna strona naszej natury utrzymuje nas w stanie nieuwagi. Nasza prawdziwa natura, nasza jaźń, nasza inteligencja, nie pomoże nam, jeśli nie skierujemy na nią uwagi. To, na czym nie skupiamy uwagi nie rozwija się. Gdy uwaga jest właściwie nastawiona, bez podniecenia, bez wysiłku, wtedy proces samoświadomości po prostu zachodzi sam z siebie. Otwiera drogę, którą mózg może stale zaopatrywać nasz organizm w zdrowie. Prosta odmiana inteligencji bez trudu daje się odczuwać w czynnościach całego organizmu. W stanie uwagi nacechowanej spokojem nie ma niczego takiego, jak złość, lęk, podejrzenia, chciwość, poczucie winy, nietolerancja, niepokój czy depresja. Znikają one jak widma. Lecz dokąd nie znikną, są dokuczliwe. Straszą nas dopóty, dopóki zwracamy na nie uwagę. Na pewno też zdrowiej będzie w porę zrozumieć, że na nic się nie zda walka z tym, co w nas samych jest negatywne. Trzeba zdać sobie z tego sprawę, zanim poważnie zajmiemy się techniką nabywania samoświadomości. Wszelkie strategie tworzenia zdrowia tutaj się zaczynają.

hjdbienek : :
wrz 12 2009 Od człowieka do nadczłowieka
Komentarze: 0

Człowiek rozwijał się z organizmu jednokomórkowego aż stał się istotą o nieskończonym zasobie możliwości. Trwało to całe wieki. Dzisiaj stoi u progu coraz to nowszych, śmielszych odkryć. Lecz żadne odkrycie w naturze nie nastąpi, jeżeli nie dokona się ono wcześniej w umyśle ludzkim. Jakość naszych umysłów wiąże się bezpośrednio z jakością świata, jaki dla siebie tworzymy. Technologia spędzania wolnego czasu rodzi się z pragnienia, żeby ten czas spędzać wygodnie. Technologia badań naukowych rodzi się z niezadowolenia z ograniczeń naszego wzroku, słuchu i dotyku. Każde pragnienie znajduje sposób na osiągnięcie celu, gdyż pragnienia i działania powstają w tym samym czasie. To właśnie mieliśmy na myśli, mówiąc wcześniej o mocy organizującej jaka tkwi w każdej istotnej cząstce wiedzy. Teraz nastał czas na pragnienie pełnego zdrowia i długowieczności. Jakie odkrycie jest do tego potrzebne? W przeszłości kierowaliśmy uwagę na technologię medyczną; rezultaty są wspaniałe. Umiemy zapobiegać prawie każdej chorobie dziecięcej; potrafimy stosować znieczulenie, co umożliwiło powstanie nowoczesnej chirurgii; wychowaliśmy ludność na wielkich obszarach w poszanowaniu czystego powietrza i wody, co - jak utrzymują niektóre autorytety - bardziej przyczyniło się do przedłużenia życia ludzkiego niż wszystkie środki profilaktyczne razem wzięte. Jeżeli nasze społeczeństwo nadal jest narażone na cierpienia fizyczne, to znaczy, że trzeba zwrócić się gdzie indziej. Gdy tylko obierzemy właściwy kierunek będziemy o tym wiedzieli, bo ilekroć w życiu ma nastać postęp - pragnienie go jest zaspokajane przez naturę, która jednocześnie dostarcza środków na osiągnięcie celu. Potwierdza to licznymi przykładami ewolucja ludzkości. Inne spostrzeżenie z łatwością się nasuwające to to, iż niektórym ludziom rzeczywiście udaje się już teraz żyć długo i w dobrym zdrowiu. Psycholog Abraham Maslow poświęcił swe życie zawodowe badaniom tego zagadnienia (ludzi takich nazwał „samorealizującymi się"). Wyczuwał on, że psychologia oparta na obserwacji chorych osobowości - a na tym przeważnie koncentruje się zarówno psychologia kliniczna, jak i psychiatria - nie da mu odpowiedzi na pytanie: jakie są możliwości dalszego rozwoju człowieka? Maslow odpowiedź znalazł. Dalszy rozwój człowieka nie jest niemożliwy, nie jest też futurystyczną mrzonką. Trzeba tylko, by najlepszym spośród nas mogli dorównać wszyscy inni. Ludzie, których osobowość Maslow dokładnie badał to ci, którzy już czegoś dokonali i byli przez społeczeństwo wysoko, oceniani. Ich umiejętność myślenia, pisania, malowania, komponowania, leczenia lub przewodzenia innym była bez wątpienia nieprzeciętna. Maslow jednak kierował uwagę na wnętrze człowieka i to, co w nim znalazł ukazuje nam siebie samych w nowym świetle. Przede wszystkim stwierdził, że istotnie była to grupa ludzi zdrowszych, szczęśliwszych i mądrzejszych niż normalnie. Byli nie tylko przekonani, że życiem trzeba się cieszyć, ale byli też przeświadczeni, że są twórcami własnej egzystencji. Pierwszą przesłanką jest to, że ludzie ci wierzą w wartość własnego „ja". I co godne uwagi, ta wiara pozwoliła im przezwyciężyć wiele zewnętrznych trudności. Maslow bowiem stwierdził, że ilekroć ludzie samorealizujący się natrafiali na problemy z zewnątrz, rozwiązania szukali zawsze wewnątrz siebie, i najczęściej tam je znajdowali. Ci nieliczni ludzie - Maslow w przybliżeniu obliczył, że stanowią mniej niż 1% ludności - sami odkryli połączenie psychofizjologiczne. Co ważniejsze, ponieważ mają do siebie tak pozytywne nastawienie, ich umysł i ciało współpracują na rzecz zdrowia. Jest to dla nich całkowicie naturalne i proste. Jak pisze Maslow: „Człowiek taki ma naturalną skłonność, by pragnąć dokładnie tego, co jest dla niego dobre i tym się cieszyć. Jego spontaniczne reakcje są tak sprawne, skuteczne i właściwe, jak gdyby były zawczasu przemyślane." Co takim ludziom przynosi życie? Oceniając według tego, co osiągnęli, Maslow odkrył ogromną różnorodność w tym, co się osobom badanym przydarzało, natomiast wspólne im wszystkim było odczucie, że coś własnymi siłami tworzą. Świat materialny dostarczał im chwil cudownych i radosnych, chwil „najwyższych przeżyć"; wznosili się wysoko, czuli się wewnętrznie wolni i twórczy. Były to chwile natchnienia i odkryć. Przychodziły i znikały niezależnie od ich woli. Poza tymi doznaniami, ludzie samorealizujący się tak samo cierpieli, podupadali na zdrowiu i czuli się niepewnie, jak wszyscy inni. Lecz te chwile najwyższych przeżyć wystarczyły, żeby ich wyróżnić jako niezwykłe istoty ludzkie. Jak pisze Maslow, chwile natchnienia, poza tym, że są radosne i twórcze, są też chwilami pełnego zdrowia. Dochodzimy tu do wątku naszego rozumowania. Gdy tylko społeczeństwo osiągnie poziom tych najlepszych jakich dotąd wydało, wtedy rzeczywiście na co dzień cieszyć się będziemy doskonałym zdrowiem. Ludzie zdrowi, twórczy są naszymi „nadludźmi", to przykłady ewolucji ludzkości zdążającej w kierunku większego rozkwitu i pełniejszego szczęścia. Wiem, że określenie „nadczłowiek" budzi u wielu niesmak – na pewno w przeszłości było ono bardzo nadużywane - lecz wracam do niego rozmyślnie, jest bowiem oczywiste, iż nie będzie postępu dopóki nie przyznamy, że istnieje znacznie wyższa płaszczyzna od naszego przyziemnego życia. Inne ważne odkrycie Masłowa dotyczy ludzi na co dzień uznających nerwicę, słabe zdrowie i przygnębienie za „coś normalnego". Wszyscy oni z reguły boją się poprawy zdrowia, a nawet unikają ludzi wyraźnie zdrowych, szczęśliwych, kochających i mądrych. Jednym słowem, boją się rozwijać. Jak wynika z dalszej części tej książki, możliwość osiągnięcia wyższego poziomu jest całkiem realna dla każdego i nie wymaga dużych wysiłków ani poświęcenia. Wystarczy inaczej podejść do tego co uważamy za normalne. Mówiąc słowami Masłowa, oznacza to możliwość wpływania na stany euforii w takim stopniu by można było doznawać ich codziennie. Permanentny stan uniesienia równa się trwałemu i pełnemu zdrowiu. Choć to brzmi jak bajka - mówi się o odczuciu absolutnej wolności, wewnętrznego spełnienia, niczym nie zmąconego szczęścia, nieprzerwanym odczuwaniu miłości i napływie sił twórczych. Poprowadzi nas intuicja. Nieustanny rozwój, niczym nie hamowany, dojdzie do szczytu. Znaczącą różnicą między człowiekiem i nadczłowiekiem jest to, że człowiek reaguje automatycznie i nic na to nie umie poradzić. Działania i reakcje przeciętnego człowieka są całkowicie przewidywalne i w tym sensie można go przyrównać do urządzenia mechanicznego. Gdy zastosuje się bodziec, następuje spodziewana reakcja. To, co filozofia Wschodu nazywa „niewolą jaźni" nie jest niczym tajemniczym; jest to nawyk myślenia schematycznego, jaki cechuje większość z nas. Jeśli chcemy być wobec siebie szczerzy, to musimy przyznać, że zachowujemy się stale jak automaty. Zachowanie to wynika z wzorców myślowych. Nic z zewnątrz tych myśli tak naprawdę nie zmienia; są jedynie wywoływane i wtedy doznajemy uczucia, że „coś" nas rozgniewało, zasmuciło, uszczęśliwiło lub wprawiło w zachwyt. W rzeczy samej za przykład posłużyć by nam mogli najwięksi intelektualiści naszych czasów, ludzie uważani przez nas za wybijających się znacznie ponad przeciętność - im również można by to samo udowodnić. Wystarczy się z nimi nie zgodzić, by zobaczyć jak ich to wytrąca z równowagi; pochwalić i widzieć jak ich to cieszy; wydrwić ich, ośmieszyć lub skrytykować, by zauważyć jak się złoszczą, martwią, obrażają. Gdy się mówi z uznaniem o nich i ich osiągnięciach, widać jak rozpiera ich duma. Ludzie, którzy potrafią wznieść się ponad automatyczny sposób myślenia, nie uwalniają się od niego. Jak stwierdził Maslow, ludzie samorealizujący się chętnie akceptują świat i skłonni są zachować dystans wobec własnych, automatycznych reakcji na sytuacje życiowe. Właśnie ów dystans sprawia, że mogą kochać tak głęboko, tak prawdziwie współczuć i wykazywać autentyczną mądrość. Może to wyglądać na sprzeczność, ale nią nie jest. Jeśli jesteśmy pochłonięci swymi potrzebami, to będziemy w nie bez reszty wierzyć i opanują one naszą świadomość. Jeśli uznamy, że stanowią część naszego życia i uwierzymy, że to nam wyjdzie na dobre, wtedy znacznie szerszy świat stanie przed nami otworem. Nikt jeszcze nie odkrył nowego świata przez samo zamartwianie się. Wobec tego, co robić, żeby stale się rozwijać i zdążać w kierunku pełnego zdrowia?

hjdbienek : :