Kategoria

Homo Sapiens, strona 69


sty 20 2009 Twoja więź z nieprzejawionym
Komentarze: 0

Jaki jest związek między obecnością a ciałem wewnętrznym? Obecność to świadomość w stanie czystym - odzyskana z umysłu, wyzwolona ze świata form. Ciało wewnętrzne łączy cię z tym, co Nieprzejawione, a w swoim najgłębszym aspekcie jest samym Nieprzejawionym: Źródłem, które emanuje świadomością, tak jak słońce świeci. Ze świadomym odczuwaniem ciała wewnętrznego mamy do czynienia, gdy świadomość przypomina sobie, skąd pochodzi, i wraca do Źródła. Czy Nieprzejawione jest tożsame z Istnieniem? Tak. Słowo „Nieprzejawione" to próba negatywnej definicji T e g o, czego nie sposób ogarnąć słowem, myślą ani wyobraźnią. Mówiąc, czym owa niewysłowioność nie jest, wskazuje, czym by ona być miała. Natomiast Istnienie to określenie pozytywne. Nie przywiązuj się, proszę, do żadnego z tych słów, ani nie zacznij w nie wierzyć. Są tylko drogowskazami. Powiedziałeś, że obecność to świadomość odzyskana z umysłu. Kto ją odzyskuje? Ty sam. Ponieważ jednak w istocie jesteś świadomością, równie dobrze możemy powiedzieć, że jej odzyskanie następuje, gdy budzi się ona ze snu o formie. Nie znaczy to, że ty jako forma natychmiast znikniesz w nagłej eksplozji światła. Możesz zachować obecną postać, wiedząc zarazem, że masz w sobie bezpostaciową, nieśmiertelną głębię. Muszę przyznać, że choć mocno przekracza to granice mojego pojmowania, jednocześnie tak jakbym wiedział, o czym mówisz. To nawet nie tyle wiedza, ile uczucie. Czyżbym się oszukiwał? Nie, wcale się nie oszukujesz. Uczucie prędzej niż myślenie pozwoli ci zbliżyć się do prawdy o tym, kim jesteś. Nie mogę ci powiedzieć nic, czego gdzieś głęboko w sobie wcześniej byś nie wiedział. Człowiek, który osiągnął pewien poziom kontaktu z samym sobą, potrafi rozpoznać prawdę, gdy ją słyszy. Jeśli dotychczas nie doszedłeś do tego etapu, pracuj nad świadomością ciała: to cię pogłębi.

hjdbienek : :
sty 19 2009 Zanim wnikniesz w ciało, wybacz
Komentarze: 0

Zrobiło mi się bardzo nieswojo, kiedy spróbowałem skupić się na ciele wewnętrznym. Poczułem wzburzenie i lekkie mdłości. Nie zdołałem więc doświadczyć tego, o czym mówisz. To, co poczułeś, było zalegającą emocją, której zapewne sobie nie uświadamiałeś, dopóki nie skierowałeś uwagi w głąb ciała. Najpierw musisz uważnie zająć się tą emocją, w przeciwnym bowiem razie odetnie ci ona dostęp do wewnętrznego ciała, usytuowanego na głębszym poziomie niż ona. Poświęcanie uwagi emocjom nie realizuje się poprzez myślenie o nich, lecz polega na tym, żeby je tylko obserwować, odczuwać w całej pełni, a tym samym przyjmować do wiadomości i brać takimi, jakie są. Niektóre emocje łatwo dają się rozpoznać - na przykład gniew, lęk, żal itd. Inne trudniej jest precyzyjnie zdefiniować. Może to być po prostu niejasne uczucie skrępowania, ociężałości lub ściśnięcia - coś między emocją a doznaniem fizycznym. W każdym razie ważne jest nie to, czy zdołasz opatrzyć daną emocję definicją myślową, ale to, jak dalece świadomie potrafisz ją odczuć. Skupiona uwaga stanowi klucz do przemiany - a pełna koncentracja zawsze idzie w parze z akceptacją. Uwaga jest jak promień światła: skoncentrowana moc twojej świadomości, która wszystko przemienia w samą siebie. W sprawnie funkcjonującym organizmie emocja ma bardzo krótki żywot. Pojawia się jako przelotna zmarszczka bądź fala na powierzchni twojego Istnienia. Lecz gdy nie jesteś obecny w swoim ciele, może ona trwać w tobie całymi dniami i tygodniami lub dołączyć do innych emocji o podobnej częstotliwości, które zrosły się w jedną całość, tworząc ciało bolesne - utrapionego pasożyta. Potrafi on latami żyć w tobie, karmiąc się twoją energią, powodując choroby somatyczne i w ogóle zatruwając ci życie. Skup się więc na odczuwaniu emocji i przyjrzyj się, czy aby twój umysł nie czepia się kurczowo jakiegoś bolesnego schematu zachowań: obwiniania, użalania się nad sobą albo hołubionej urazy - czegoś, z czego emocja czerpie siłę. Jeśli tak jest, znaczy to, że nie wybaczyłeś. Owo nieprzebłaganie skierowane bywa przeciwko innej osobie lub tobie samemu, jego przedmiotem równie dobrze może się jednak stać dowolna sytuacja czy okoliczność - przeszła, teraźniejsza albo przyszła - z którą twój umysł uparcie nie chce się pogodzić. Owszem, mściwość może być wymierzona nawet przeciwko przyszłości. Jest wtedy wyrazem niezgody umysłu na niepewność - na to, że przyszłość w ostatecznym rozrachunku nie podlega jego władzy. Przebaczyć znaczy wyrzec się tego, o co mamy żal, a więc przestać kurczowo się czepiać własnego rozżalenia. Następuje to automatycznie, gdy tylko uświadomisz sobie, że twoje rozżalenie służy wyłącznie umacnianiu fałszywego poczucia ,ja". Przebaczyć znaczy zaniechać oporu wobec życia - pozwolić życiu, żeby samo się żyło za twoim pośrednictwem. W przeciwnym razie czeka cię ból i cierpienie, wyraźne ograniczenie przepływu energii, a nierzadko choroba somatyczna. Gdy szczerze wybaczasz, natychmiast odzyskujesz własną moc, która dotąd była uwięziona w umyśle. Mściwość leży w samej naturze umysłu, ponieważ stworzone przez umysł fałszywe „ja", czyli ego, nie może przetrwać bez walki i konfliktu. Umysł nie umie wybaczać. Jedynie ty to potrafisz. To ty stajesz się obecny, to ty wnikasz we własne ciało, to ty czujesz wibrujący spokój i cichy bezruch, którym emanuje Istnienie. Właśnie dlatego Jezus powiedział: „Zanim wejdziesz do świątyni, wybacz".

hjdbienek : :
sty 18 2009 Zakorzeń się głęboko w sobie
Komentarze: 0

Kluczem do wszystkiego jest stała łączność z własnym ciałem wewnętrznym - to, żeby w każdej chwili je czuć. Dzięki temu twoje życie szybko nabiera głębi i zaczyna się zmieniać. Im więcej świadomości kierujesz w ciało wewnętrzne, tym wyższą częstotliwość osiąga jego wibracja: to tak jak ze światłem, które tym silniej świeci, im bardziej podkręcisz regulator, zwiększając dopływ elektryczności. Na wyższym poziomie energii nie ma już do ciebie dostępu nic negatywnego, zaczynasz więc ściągać ku sobie nowe sytuacje, odzwierciedlające ową wyższą częstotliwość. Jeśli postarasz się możliwie najbardziej skupić uwagę w ciele, zakotwiczysz się w teraźniejszości. Nie zagubisz się ani w świecie zewnętrznym, ani we własnym umyśle. Myśli i emocje, lęki i pragnienia mogą jeszcze czasem się pojawiać, ale już tobą nie zawładną. Sprawdź, proszę, na czym jesteś teraz skupiony. Słuchasz tego, co mówię, albo czytasz książkę. Skupiasz się więc na moich słowach. Jesteś zarazem w pewien marginalny sposób świadom swojego otoczenia, obecności innych ludzi itd. Jednocześnie wokół tego, co słyszysz lub czytasz, może trwać taka czy inna działalność umysłowa, komentowanie na bieżąco. Nie ma jednak potrzeby, żeby którykolwiek z tych wątków pochłaniał całą twoją uwagę. Sprawdź, czy potrafisz równolegle podtrzymywać kontakt z ciałem wewnętrznym. Zwróć część uwagi do wnętrza. Nie kieruj jej całej na zewnątrz. Poczuj ciało od środka jako jedno pole energii. To prawie tak, jakbyś słuchał albo czytał całym ciałem. Ćwicz się w tym przez najbliższe dni i tygodnie. Nie poświęcaj całej uwagi umysłowi i światu zewnętrznemu. Oczywiście skupiaj się na tym, czym się akurat zajmujesz, ale w miarę możności staraj się jednocześnie czuć ciało wewnętrzne. Bądź stale zakorzeniony w sobie. I zauważ, jak zmienia się dzięki temu twoja świadomość, a także jakość tego, co robisz. Ilekroć na kogoś albo na coś czekasz - gdziekolwiek ci się to zdarzy - skorzystaj ze sposobności, żeby poczuć ciało wewnętrzne. Dzięki temu stanie w korkach ulicznych i w kolejkach okaże się bardzo przyjemne. Zamiast za pomocą mentalnych projekcji dystansować się wobec teraźniejszości, wniknij w jej głębsze warstwy, głębiej wnikając w ciało. Doskonaląc w sobie świadomość ciała wewnętrznego, wypracujesz zupełnie nowy styl życia: będziesz nieustannie odczuwał więź z Istnieniem, a twoje życie zyska nieznaną ci dotąd głębię. Łatwo jest być obecnym i obserwować swój umysł, będąc głęboko zakorzenionym we własnym ciele. Choćby na zewnątrz nie wiedzieć co się działo, nic już tobą nie wstrząśnie. Dopóki nie nauczysz się obecności (a jednym z najistot¬niejszych jej aspektów jest to, żebyś był mieszkańcem własne¬go ciała), będzie tobą kierował umysł. Zawarty w twojej głowie, dawno wyuczony scenariusz - owoc umysłowej tresury - nie przestanie ci narzucać stylu myślenia i postępowania. Czasem zdołasz może się od niego uwolnić, ale dłuższe chwile wytchnie¬nia nieczęsto ci się zdarzą. Szczególnie apodyktyczny staje się umysł wtedy, gdy sprawy idą „nie po twojej myśli", kiedy coś tracisz albo czymś się martwisz. Reagujesz wtedy nawykowo, mimowolnie, automatycznie, w sposób łatwy do przewidzenia, ponieważ twoją reakcję napędza jedna jedyna podstawowa emocja, która stanowi podszewkę świadomości utożsamionej z umysłem, a mianowicie lęk. Ilekroć więc pojawiają się tego rodzaju trudności - a prę¬dzej czy później na pewno się pojawią - naucz się natychmiast zwracać ku wnętrzu i możliwie najbardziej koncentrować na we¬wnętrznym polu energetycznym swojego ciała. Koncentracja ta nie musi trwać długo: wystarczy kilka sekund. Musisz jednak wykonać ten zwrot do wewnątrz, gdy tylko pojawi się trudność. Jeśli pozwolisz sobie choćby na chwilę zwłoki, zdąży się uru¬chomić wytrenowana, myślowo-emocjonalna reakcja, która tobą pokieruje. Kiedy skupiasz się w sobie i czujesz ciało we¬wnętrzne, natychmiast osiągasz stan cichego bezruchu i obecności, ponieważ wycofujesz świadomość ze sfery umysłu. Jeśli w danej sytuacji potrzebny będzie jakiś ruch z twojej strony, sam ci się nasunie, inspirowany kontaktem z głębszym pozio¬mem. Podobnie jak słońce świeci nieskończenie jaśniej niż świeca, tak i w Istnieniu zawiera się nieskończenie więcej inte¬ligencji aniżeli w twoim umyśle. Dopóki trwasz w świadomym kontakcie z ciałem wewnętrz¬nym, jesteś jak drzewo głęboko zakorzenione w ziemi albo jak gmach, wzniesiony na głębokich, solidnych fundamentach. Tą drugą analogią posługuje się Jezus w przypowieści - zazwyczaj źle rozumianej - o dwóch ludziach, którzy budują domy. Pierw¬szy stawia dom na piasku, bez fundamentów, a kiedy nadciągają burze i powodzie, budynek nie wytrzymuje ich naporu. Drugi człowiek drąży głęboko, dopóki nie dokopie się do skały, i dopiero wtedy buduje dom, którego żadna powódź nie zmiecie.

hjdbienek : :
sty 17 2009 Kazanie o ciele
Komentarze: 0

To, co widzisz jako strukturę fizyczną o wielkiej gęstości, zwaną ciałem, podlegającą chorobom, starzeniu się i umieraniu, w ostatecznym rozrachunku nie jest rzeczywiste — nie jest tobą, lecz tylko fałszywym obrazem twojej rzeczywistej istoty, której nie dotyczą narodziny ani śmierć. Obraz ów powstaje za sprawą ograniczeń twojego umysłu, ten bowiem, utraciwszy łączność z Istnieniem, stwarza ciało jako dowód rzekomej słuszności swojej wiary w odrębność, chcąc przez to zarazem uprawomocnić własny lęk. Nie odwracaj się jednak od ciała, bo ten symbol nietrwałości, skrępowania i śmierci, który postrzegasz jako złudny twór własnego umysłu, skrywa w sobie całą wspaniałość twojej prawdziwej i nieśmiertelnej istoty. Nie szukaj Prawdy nigdzie indziej, ponieważ odnajdziesz ją jedynie we własnym ciele. Nie walcz z ciałem, bo walczysz wtedy z prawdziwym sobą. Jesteś swoim ciałem. To, które możesz zobaczyć, którego możesz dotknąć, stanowi zaledwie cienką, złudną przesłonę, głębiej zaś tkwi niewidzialne ciało wewnętrzne — brama Istnienia, Życia Nieprzejawionego. Poprzez ciało wewnętrzne jesteś nierozerwalnie związany z nieprzejawionym Jednym Życiem - nigdy nie narodzonym, nieśmiertelnym, wiecznie obecnym. Poprzez ciało wewnętrzne trwasz w wiecznej jedni z Bogiem.

hjdbienek : :
sty 16 2009 Przemiana dzięki ciału
Komentarze: 0

Czemu większość religii potępia ciało albo je neguje? Poszukiwacze duchowi zawsze chyba traktowali je jako przeszkodę lub wręcz naczynie grzechu. A czemu tak niewielu poszukiwaczy znalazło to, czego szukało? Na poziomie ciała ludzie bardzo przypominają zwierzęta. Wszystkie podstawowe funkcje fizyczne - odczuwanie przyjemności i bólu, oddychanie, jedzenie, picie, wydalanie, sen, popęd rozrodczy - są u nas takie same, jak u zwierząt. Kiedy ludzie utracili stan łaski i jedni, aby popaść we władzę iluzji, po dłuższym czasie zbudzili się nagle w ciele, które sprawiało wrażenie zwierzęcego. Bardzo ich to zaniepokoiło. „Nie oszukuj się. Jesteś tylko zwierzęciem". Wydawało się, że muszą spojrzeć w oczy tej właśnie prawdzie. Była ona jednak zbyt niepokojąca, aby dało się ją znieść. Adam i Ewa zobaczyli, że są nadzy, i przestraszyli się. Wkrótce zaczęli bezwiednie negować swoją zwierzęcą naturę. Istniało bowiem całkiem realne niebezpieczeństwo, że pod wpływem potężnych instynktów cofną się do stadium zupełnej nieświadomości. Pojawił się wstyd i rozmaite tabu, związane z pewnymi częściami ciała i jego funkcjami, zwłaszcza płciowymi. Nasi przodkowie mieli nie dość jasną świadomość, żeby zaprzyjaźnić się ze swoją zwierzęcą naturą, pozwolić jej b y ć, a nawet cieszyć się owym aspektem siebie. Tym bardziej nie umieli wniknąć głębiej w zwierzęcą naturę, aby odnaleźć ukrytą w niej boskość - rzeczywistość w oplocie iluzji. Zrobili więc to, co zrobić musieli. Zaczęli się oddalać od własnego ciała. Doszli do przekonania, że nie tyle są ciałem, ile je mają. Kiedy powstały religie, to oddalenie od ciała stało się jeszcze wyraźniejsze i przybrało formę przeświadczenia, ujętego w słowach „nie jesteś swoim ciałem". W ciągu stuleci mnóstwo ludzi na Wschodzie i na Zachodzie usiłowało znaleźć Boga, zbawienie bądź oświecenie dzięki negacji ciała. Wyrzekali się uciech zmysłowych, a zwłaszcza wszystkiego, co seksualne, uprawiali post i wszelkiego rodzaju ascezę. Zadawali nawet ciału ból, żeby je osłabić czy też ukarać, ponieważ uważali, że jest grzeszne. W kulturze chrześcijańskiej nazywano to umartwieniem cielesnym. Inni próbowali uciec z ciała, wpadając w trans lub poza ciało wychodząc. Wielu nadal to robi. Podobno nawet Budda przez sześć lat starał się zanegować ciało za pomocą postu i skrajnych praktyk ascetycznych, lecz oświecenia doznał dopiero wtedy, gdy metody te porzucił. Faktem jest, że jeszcze nikt nie osiągnął oświecenia, negując ciało lub walcząc z nim, ani też z niego wychodząc. Doświadczenie wyjścia poza ciało potrafi być, owszem, fascynujące, i może dać człowiekowi krótkotrwały posmak wyzwolenia z formy materialnej, prędzej czy później trzeba jednak wrócić do ciała, bo to w nim dokonuje się zasadnicza praca nad przeobrażeniem. To ostatnie odbywa się bowiem poprzez ciało, a nie z dala od niego. Właśnie dlatego nigdy żaden prawdziwy mistrz nie radził walczyć z ciałem ani go porzucać, chociaż ich następcy, traktujący umysł jako podstawę, często sposoby takie zalecali. Z pradawnych nauk o ciele ocalały jedynie fragmenty (na przykład zdanie, w którym Jezus mówi, że „całe twoje ciało światłem się napełni") i mity, takie jak choćby wiara, że Jezus nigdy nie wyzbył się ciała, lecz pozostał z nim scalony i „wniebowstąpił" wraz z ciałem. Aż do dziś prawie nikt nie zdołał zrozumieć tych fragmentów ani przeniknąć ukrytego znaczenia pewnych mitów. Powszechnie uznano słuszność poglądu, zawartego w słowach „nie jesteś swoim ciałem", co doprowadziło do negacji ciała i do prób ucieczki z niego. Uniemożliwiło to niezliczonym poszukiwaczom duchowym osiągnięcie celu i awans do kategorii duchowych znalazców. Czy dałoby się odnaleźć zaginione nauki na temat znaczenia ciała lub odtworzyć je z zachowanych fragmentów? To zupełnie niepotrzebne. Wszystkie nauki duchowe mają wspólne Źródło. Z tego punktu widzenia istnieje i zawsze istniał tylko jeden mistrz, pojawiający się w wielu postaciach. Ja jestem mistrzem i ty także nim jesteś od chwili, gdy zdołasz dotrzeć do Źródła w sobie. Droga do niego prowadzi przez ciało wewnętrzne. Źródło wszystkich nauk duchowych jest jedno, lecz kiedy nauki te zawrze się w słowach i zapisze, stają się oczywiście zbiorami słów, niczym więcej, a słowo – jak już wcześniej ustaliliśmy - stanowi zaledwie drogowskaz. Wszystkie nauki są więc drogowskazami, dzięki którym można odnaleźć drogę powrotną do Źródła. Wspomniałem już o Prawdzie, ukrytej w ciele, ale raz jeszcze streszczę zaginione nauki mistrzów, żeby dać ci kolejny drogowskaz. Staraj się, proszę, czuć własne ciało wewnętrzne podczas lektury lub słuchania.

hjdbienek : :
sty 15 2009 Łączenie się z ciałem wewnętrznym...
Komentarze: 0

Spróbuj, proszę, zrobić to teraz. Jeśli zamkniesz oczy, może pójść ci to lepiej. Kiedy „mieszkanie w ciele" stanie się z czasem łatwe i naturalne, zamykanie oczu nie będzie już potrzebne. Skieruj uwagę w głąb ciała. Poczuj je od wewnątrz. Czy jest żywe? Czy czujesz życie w dłoniach, rękach, nogach, stopach - w brzuchu i w piersi? Czujesz to subtelne pole energetyczne, które przenika całe ciało i obdarza tętniącym życiem każdy narząd i komórkę? Czy wyczuwasz je we wszystkich częściach ciała równocześnie jako jedno pole energii? Jeszcze przez chwilę skup się na odczuwaniu ciała wewnętrznego. Nie myśl o nim, tylko je czuj. Im więcej uwagi mu poświęcisz, tym wyraźniejsze i silniejsze będzie odczucie. Poczujesz się tak, jakby każda komórka coraz bardziej ożywała, a jeśli jesteś typem wzrokowca, masz szansę zobaczyć, że twoje ciało staje się świetliste. Wizja taka na krótką metę może ci wprawdzie pomóc, ale skoncentruj się raczej na odczuciu niż na jakichkolwiek wizjach. Każda z nich, choćby była nie wiedzieć jak piękna i potężna, jest określoną formą, pozostawia więc mniej miejsca na głębsze drążenie sprawy. Odczucie wewnętrznego ciała jest bezpostaciowe, bezkresne i niezgłębione. Zawsze możesz jeszcze dalej w nie wniknąć. Jeśli na razie niewiele czujesz, skup się na tym, co jednak udało ci się poczuć. Może jest to tylko lekkie mrowienie w dłoniach lub w stopach. Na początek dobre i to. Po prostu skup się na odczuciach. Twoje ciało ożywa. Później znów trochę to poćwiczymy. Otwórz, proszę, oczy, ale nawet rozglądając się po pokoju, poświęć nieco uwagi wewnętrznemu polu energii. Ciało wewnętrzne usytuowane jest na granicy między twoją tożsamością upostaciowioną a tożsamością istotną, czyli prawdziwą naturą. Bądź z nim stale w kontakcie.

hjdbienek : :
sty 14 2009 Odnajdywanie prawdziwego siebie - niewidzialnego...
Komentarze: 0

Powiedziałeś, że utożsamianie się z ciałem fizycznym to jeden z elementów iluzji. Jak więc można dzięki ciału - dzięki fizycznej postaci - uświadomić sobie Istnienie? Ciało, które postrzegasz wzrokiem i dotykiem, nie doprowadzi cię do Istnienia. Lecz to widzialne i namacalne ciało jest zaledwie zewnętrzną skorupą, a raczej zawężonym i wypaczonym obrazem głębszej rzeczywistości. Gdy trwasz w swoim naturalnym stanie więzi z Istnieniem, nieustannie odczuwasz tę głębszą rzeczywistość jako niewidzialne ciało wewnętrzne - coś, co w tobie tkwi i cię ożywia. „Mieszkanie w ciele" polega więc na tym, żeby czuć to ciało od środka, czuć płynące w nim życie i w ten sposób zrozumieć w końcu, że jesteś czymś, co wykracza poza zewnętrzną formę. Jest to jednak dopiero początek wewnętrznej podróży, która zaprowadzi cię jeszcze głębiej w rejony wielkiego bezruchu i spokoju, a zarazem wielkiej mocy i wibrującego życia. Początkowo będą ci się może zdarzały tylko krótkie przebłyski tego stanu, lecz dzięki nim zaczniesz sobie uświadamiać, że nie jesteś nic nieznaczącą drobiną w obcym wszechświecie, żyjącą w krótkotrwałym zawieszeniu między narodzinami a śmiercią, uprawnioną do korzystania z chwilowych przyjemności, po których nieuchronnie następuje ból i wreszcie ostateczne unicestwienie. Pod osłoną swojej zewnętrznej formy jesteś połączony z czymś tak ogromnym, tak niezmiernym i świętym, że aż niepojętym i niewysłowionym - chociaż właśnie w tej chwili opowiadam o tym czymś za pomocą słów. Opowiadam nie po to, żebyś miał w co wierzyć, tylko żeby ci pokazać, jak możesz samodzielnie poznać tę głębszą rzeczywistość. Jesteś odcięty od Istnienia, dopóki całą twoją uwagę zaprząta umysł. Pozostając w tym stanie - a u większości ludzi jest to stan ciągły - nie żyjesz we własnym ciele. Umysł zagarnia całą twoją świadomość i przerabia ją na swoją modłę. Nie możesz przestać myśleć: przymus myślenia jest w dzisiejszych czasach rodzajem epidemii. Całe twoje wyobrażenie o tym, kim jesteś, opiera się wtedy na działaniu umysłu. Twoja tożsamość nie wyrasta już z Istnienia, staje się więc kruchą i wiecznie czegoś spragnioną konstrukcją umysłową, produkującą lęk jako podstawową emocję, którą wszystko jest podszyte. W twoim życiu brakuje wówczas jedynej naprawdę istotnej rzeczy: świadomości własnego głębszego ,Ja" - rzeczywistego ciebie, niewidzialnego i niezniszczalnego. Aby uświadomić sobie Istnienie, musisz odzyskać zawłaszczaną przez umysł świadomość. Jest to jedno z najważniejszych zadań, jakie stoją przed tobą podczas duchowej podróży. Gdy je spełnisz, wyzwolą się ogromne zasoby świadomości, które dotychczas grzęzły w bezużytecznym, natrętnym myśleniu. Bardzo dobrym sposobem jest odwrócenie uwagi od własnych myśli i skierowanie jej w głąb ciała; możesz wtedy natychmiast poczuć Istnienie jako niewidzialne pole energii, z której to, co postrzegasz jako ciało fizyczne, czerpie życie.

hjdbienek : :
sty 13 2009 Patrz, gdzie słowo nie sięga
Komentarze: 0

Nie lubię słowa „grzech". Sugeruje ono, że ktoś mnie osądza i uznaje za winnego. Rozumiem. W ciągu minionych stuleci tego rodzaju słowa obrosły wieloma błędnymi poglądami i interpretacjami, które choć ich korzeniem jest niewiedza, nieporozumienie lub żądza władzy - w istocie zwierają jednak źdźbło prawdy. Jeśli nie umiesz przejrzeć takich interpretacji na wylot, żeby dostrzec rzeczywistość, którą słowo wskazuje, to go nie używaj. Nie ugrzęźnij na poziomie słów. Każde z nich jest tylko narzędziem. Jest abstrakcją - drogowskazem, który sam w sobie nie stanowi celu, lecz pokazuje kierunek. Słowo „miód" nie jest miodem. Możesz prowadzić badania nad miodem i rozmawiać o nim, ile dusza zapragnie, ale żeby naprawdę dowiedzieć się czegoś o miodzie, musisz go skosztować. A kiedy skosztujesz, słowo stanie się dla ciebie mniej ważne. Nie będziesz już do niego przywiązany. Podobnie rzecz ma się z Bogiem: możesz o nim mówić lub myśleć do końca życia, bez chwili przerwy, ale czy to znaczy, że znasz albo chociaż przelotnie ujrzałeś rzeczywistość, którą wskazuje słowo „Bóg"? Ten rodzaj zaprzątnięcia tematem jest w gruncie rzeczy jedynie obsesyjnym przywiązaniem do drogowskazu, do mentalnego bożka. Zasada ta działa też w drugą stronę: gdybyś z jakiegokolwiek powodu nabrał niechęci do słowa „miód", mógłbyś przez to nigdy w życiu nie skosztować prawdziwego miodu. Gdybyś nabrał odrazy - czyli uległ przywiązaniu na opak - do słowa „Bóg", mógłbyś zanegować nie tylko samo słowo, lecz także ukrytą za nim rzeczywistość. Uniemożliwiłbyś sobie w ten sposób doświadczalne poznanie tej rzeczywistości. Oczywiście cała ta kwestia jest ściśle związana z tym, że utożsamiasz się z własnym umysłem. Jeśli więc słowo przestaje ci służyć, wykreśl je ze swojego słownika i zastąp innym, przydatnym do twoich celów. Skoro nie lubisz słowa „grzech", wstaw w jego miejsce „nieświadomość" lub „obłęd". Masz wtedy szansę bardziej zbliżyć się do prawdy - do rzeczywistości ukrytej za słowem - niż gdybyś posługiwał się wyrazem od dawna nadużywanym, takim jak grzech; no i mniejsze będzie ryzyko, że nabawisz się poczucia winy. Te słowa też mi się nie podobają. Zawierają domniemanie, że coś jest ze mną nie w porządku. Czuję się osądzany. No pewnie, że coś jest z tobą nie w porządku - i wcale nie stoisz przed sądem. Nie chcę cię obrazić, ale czy nie należysz do gatunku ludzkiego, który w samym tylko dwudziestym wieku zabił ponad sto milionów własnych przedstawicieli? Sugerujesz, że jestem winny na mocy zasady zbiorowej odpowiedzialności? Nie o winę tu chodzi. Ale dopóki poddajesz się władzy egotycznego umysłu, ulegasz zbiorowemu szaleństwu. Może nie przyjrzałeś się dość wnikliwie ludzkiej kondycji, zdominowanej przez umysł egotyczny. Otwórz oczy i zobacz wszechobecny lęk, rozpacz, chciwość i przemoc. Zobacz ohydne okrucieństwo i niewyobrażalne cierpienie, które ludzie od dawna zadają sobie nawzajem, a także innym formom życia na kuli ziemskiej. Nie musisz niczego potępiać. Po prostu obserwuj. Oto grzech. Oto obłęd. Oto nieświadomość. Przede wszystkim zaś nie zapomnij o obserwowaniu własnego umysłu. Odszukaj w nim korzeń obłędu.

hjdbienek : :
sty 12 2009 Istnienie jest twoją najgłębszą jaźnią...
Komentarze: 0

Mówiłeś o tym, jak ważne jest, żeby być głęboko zakorzenionym w sobie i zamieszkiwać własne ciało. Co przez to rozumiesz? Ciało może stać się bramą, wiodącą do sfery Istnienia. Zajmijmy się tym teraz głębiej. Wciąż nie jestem pewien, czy w pełni rozumiem, co dla ciebie znaczy słowo „Istnienie". „Woda? Co to słowo dla ciebie znaczy? Nie rozumiem go" - powiedziałaby ryba, gdyby miała ludzki umysł. Nie staraj się, proszę, zrozumieć Istnienia. Nieraz już ukazywało ci się w chwilach olśnień, ale umysł zawsze będzie usiłował wtłoczyć je do ciasnego pudełka i opatrzyć etykietką. A tego się zrobić nie da. Istnienie nie może się stać przedmiotem wiedzy. W Istnieniu podmiot i przedmiot łączą się w jedną całość. Istnienie daje się odczuć jako wiecznie obecne ja j e s t e m, wymykające się wszelkim nazwom i formom. Poczucie, a zarazem wiedza, że j e s t e ś i że trwasz w tym głęboko zakorzenionym stanie, jest oświeceniem, jest prawdą, która wedle słów Jezusa ma cię uwolnić. Od czego? Od złudzenia, że jesteś wyłącznie swoim ciałem fizycznym i umysłem. To „urojone »ja«", jak określa je Budda, stanowi sedno wszystkich błędów. Prawda uwolni cię od lęku, który przebiera się w rozmaite kostiumy, jest zaś nieuniknionym skutkiem wspomnianego złudzenia; od lęku, który nieustannie cię dręczy, dopóki czerpiesz swoje poczucie ,ja" wyłącznie z tej efemerycznej, bezbronnej formy. A także od grzechu, czyli od cierpienia, które bezwiednie zadajesz sobie i innym, dopóki to urojone poczucie Ja" rządzi twoim myśleniem, mową i postępowaniem.

hjdbienek : :
sty 11 2009 Chrystus: czym naprawdę jest twoja boska...
Komentarze: 0

Nie przywiązuj się do poszczególnych słów. Zamiast „obecność" możesz powiedzieć „Chrystus", jeśli to ci więcej mówi. Chrystus jest twoją boską esencją lub też - wedle używanego czasem na Wschodzie określenia -Jaźnią. Jedyna różnica między Chrystusem a obecnością polega na tym, że słowo „Chrystus" oznacza boskość, która tkwi w tobie, niezależnie od tego, czy jesteś jej świadom, czy nie, natomiast termin „obecność" odnosi się do twojej przebudzonej boskości, boskiej esencji. Wiele nieporozumień i fałszywych wierzeń na temat Chrystusa wyjaśni się i rozwieje, gdy pojmiesz, że w Chrystusie nie istnieje przeszłość ani przyszłość. Stwierdzenia „Chrystus był" lub „Chrystus będzie" są wewnętrznie sprzeczne. Owszem, był Jezus. Był człowiekiem, żył przed dwoma tysiącami lat i ziścił w sobie boską obecność, swoją prawdziwą naturę. Powiedział zatem: „Jestem, zanim jeszcze był Abraham". Nie powiedział „Istniałem już przed narodzinami Abrahama". Znaczyłoby to bowiem, że nadal tkwi w wymiarze czasu i upostaciowionej tożsamości. Słowo ,j e s t e m" użyte na początku zdania, którego ciąg dalszy ma formę przeszłą, wprowadza raptowny przeskok, nieciągłość w wymiarze czasowym. Powstaje w ten sposób ogromnie głębokie stwierdzenie w stylu buddyzmu zen. Jezus usiłował bezpośrednio, nie uciekając się do rozumowania dyskursywnego, oddać sens obecności, samo-urzeczywistnienia. Z wymiaru świadomości, którym włada czas, wzniósł się w sferę niepoddaną czasowi. Wymiar wieczny wniknął zatem w ten oto świat. Oczywiście słowo „wieczność" nie oznacza nieskończenie długiego czasu, lecz jego zupełną nieobecność. Czyli człowiek imieniem Jezus został Chrystusem, naczyniem czystej świadomości. A jak Bóg określa w Biblii samego siebie? Czy mówi „Zawsze byłem i zawsze będę"? Oczywiście, że nie. Przyznawałby tym samym, że przeszłość i przyszłość są rzeczywiste. Bóg powiedział: „Jestem, który jestem". Jest więc samą obecnością, całkowicie poza czasem. „Powtórne nadejście" Chrystusa to w istocie przemiana ludzkiej świadomości, przeskok z czasu w obecność, z myślenia w czystą świadomość, nie zaś pojawienie się konkretnej osoby. Gdyby „Chrystus" miał jutro powrócić w jakimkolwiek zewnętrznym upostaciowieniu, cóż innego mógłby ci powiedzieć, niż to: „Jestem Prawdą. Jestem boską obecnością. Jestem życiem wiecznym. Jestem w tobie. Jestem tu. Jestem Teraz". Nigdy nie rób z Chrystusa konkretnej osoby. Nie przypisuj mu upostaciowionej tożsamości. Awatary, matki boskie, oświeceni mistrzowie -jakże nieliczni spośród nich, naprawdę godni tego tytułu -jako ludzie niczym specjalnym się nie wyróżniają. Ponieważ nie mają fałszywego Ja", które musieliby podtrzymywać, żywić i chronić, są prostsi, zwyczajniejsi od szarego człowieka. Ktoś, kto ma silne ego, zlekceważyłby ich albo - co zresztą bardziej prawdopodobne - w ogóle nie dostrzegł. Jeśli oświecony nauczyciel działa na ciebie przyciągająco , dzieje się tak dlatego, że jesteś już wystarczająco obecny, aby w drugim człowieku dostrzec walor obecności. Wielu ludzi nie rozpoznało Jezusa ani Buddy, bo i dziś nie brak przecież - i nigdy nie brakowało - osób, które ciągnie do fałszywych nauczycieli. Większe ego przyciąga mniejsze. Ciemność nie umie rozpoznać światła. Pozna się na nim jedynie światło. Przestań więc wierzyć, że dobiega ono z zewnątrz lub może się pojawić tylko w jakiejś jednej, szczególnej postaci. Jeśli twój mistrz jest jedynym ucieleśnieniem Boga, kimże jesteś ty sam? Wszelka wyłączność świadczy o utożsamieniu z formą, utożsamienie to jest zaś dziełem ego, choćby nie wiedzieć jak dokładnie się ono maskowało. Korzystaj z obecności mistrza, aby ujrzeć w nim jak w zwierciadle tę swoją tożsamość, która wymyka się wszelkim nazwom i formom; a gdy jej odbicie wróci do ciebie, będziesz mógł się stać bardziej obecny. Wkrótce zrozumiesz, że w sferze obecności nic nie jest „moje" ani „twoje". Obecność jest jedna. „Twoja" obecność może zajaśnieć silniejszym blaskiem również dzięki pracy grupowej. Grono osób, wspólnie przebywających w sferze obecności, wytwarza zbiorowe pole energetyczne o wielkiej mocy. Uczestnicy takiego spotkania stają się bardziej obecni, a zbiorowa świadomość ludzkości nieco się zbliża do wyzwolenia spod władzy umysłu. W ten sposób ludzie coraz łatwiej osiągają stan obecności. Ważne jest jednak, żeby w takiej grupie przynajmniej jedna osoba była już w tym stanie dobrze zadomowiona, potrafi bowiem wtedy dostroić energię do jego częstotliwości i utrzymać ją na tym poziomie; w przeciwnym razie umysł egotyczny łatwo może znów przejąć ster i zniweczyć starania grupy. Praca w grupie ma, co prawda, nieocenioną wartość, ale sama w sobie nie wystarcza, nie można więc od niej się uzależniać. Nie uzależniaj się też od nauczyciela czy mistrza, wyjąwszy okres przejściowy, kiedy dopiero poznajesz znaczenie obecności i ćwiczysz się w niej.

hjdbienek : :