Komentarze: 0
Nie będziemy jeszcze w tym miejscu mówić o nowej dyscyplinie, jaką jest biofizyka, która definiuje życie jako konieczne następstwo wzajemnych oddziaływań między gwiazdami a planetami, mimo że należy to do tematu. Równie stare jak przekonanie o powiązaniu człowieka z kosmosem są mity o „wtajemniczonych", którzy posiedli władzę nad materią. Legendy te pochodzą z najróżniejszych źródeł, a ich podstawowa substancja jest dziwnie jednolita: „człowiek-bóg wyposażony w kształtującą siłę". Substancję tę można by - w nowoczesnym sformułowaniu - rozumieć jako przekonanie, że świadomość kształtuje rzeczywistość (występujące od sufizmu do materiału Seta). Ale takie twierdzenie jest chyba zbyt absurdalne? Wcale nie jest! Hipoteza obserwatora, wysuwana przez fizykę kwantową, znaczy ni mniej, ni więcej tylko tyle, że bez obserwatora rzeczywistość nie istnieje, czy też że jest on w stanie zmieniać ją przez sposób swojej obserwacji. Ta koncepcja, wręcz sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, jest jedyną zdolną spójnie opisać rzeczywistość. Znajduje ona potwierdzenie eksperymentalne, wyjaśnia dualizm korpuskularno-falowy, paradoks podwójnej szczeliny i katastrofę ultrafioletową. Zgodnie z nią płoną gwiazdy i powstają przedmioty tak konkretne, jak tranzystory czy lodówki. Kiedy Asaph Hall, astronom amerykański, odkrył w 1877 r. księżyce Marsa, ogarnęło go takie przerażenie, że nazwał je Phobos i Deimos (Trwoga i Lęk). Reakcja ta miała dwojaką przyczynę. Po pierwsze, Hall zupełnie nie potrafił pojąć, jak to było możliwe, że pisarz angielski Jonathan Swift (1667 - 1745, autor Podróży Guliwera) w tomie Podróż do Laputy pisał o dwóch księżycach Marsa, ściśle podając ich odległość i orbity. Po drugie, astronoma przerażał fakt, że oba satelity wyłoniły się z mroku nagle (jeszcze poprzedniej nocy nie można ich było wypatrzeć przez teleskopy silniejsze niż używany przez HalIa). Czy mamy tu do czynienia z przypadkiem prekognicji (u Swifta) i z potwierdzeniem wtedy jeszcze nie znanej hipotezy obserwatora (księżyce się „pojawiły", ponieważ Hall" w nie wierzył")? Nie będziemy bliżej roztrząsać tego zagadnienia. Jedno wszakże jest pewne, że istnieje zarówno opowiadanie Swifta, jak satelity Marsa Phobos i Deimos, i że tego zbiegu okoliczności nie da się wyjaśnić. Porzućmy teraz rojące się od błędnych ogników tereny nauki i zajmijmy się sprawami nieco bliższymi ziemi, a mianowicie historią; w dodatku taką, w której uczestniczyły miliony jeszcze żyjących ludzi. Które dzieło historyczne, omawiające okres III Rzeszy, wspomina o tym, że w czasie owych dwunastu lat panowania hitlerowców nowo przyjmowani pracownicy musieli podpisywać następujące oświadczenie: „Przysięgam, że uznaję słuszność kosmogonii lodowej?" W swoim światowym bestsellerze pt. The Morning ofthe Magicians Francuzi Louis Pauwels i Jacques Bergier dowiedli przekonywająco, że na krótki czas w środku Europy rozkwitła „Rzesza Okultystyczna", której władcy wierzyli w czary i stosowali środki techniki dla wspomagania magii, a magię w celu udoskonalenia techniki. Sprawy te przeszły nie zauważone przez większość ziomków, zignorował je Trybunał Norymberski (wszystko jedno z jakich przyczyn), a poważna historiografia mimo przygniatającej oczywistości pominęła je milczeniem. Ten szczególnie frapujący przykład (również wybrany ze względu na swoją bliskość historyczną) pokazuje, że także w dziedzinie historii panuje taki sam zamęt, do jakiego przynajmniej niekiedy przyznają się fizyka, psychologia, archeologia i inne dziedziny wiedzy. Można by wyliczyć dalsze przykłady. Rodzi się zatem pytanie, jakie logiczne konsekwencje wynikają z owego zamętu, który przy gruntownym zbadaniu można odkryć wszędzie. Czy permanentne potwierdzanie, że prawie nic de facto nie jest takie, jak nam się przedstawia (czy też jest nam przedstawiane), coś nam daje? Czy teraz lepiej rozumiemy świat, czy nasze życie ma więcej sensu i łatwiej nam pokonywać kłopoty dnia codziennego? Albo inaczej: Czy należałoby może przyznać pierwszeństwo zupełnie niematerialnej - a więc ezoterycznej - wizji świata? Nie ma podstaw do takiego radykalizmu. Jedynym celem powinno być poznanie, bez względu na to, jakie jest jego pochodzenie. Wzbogaca ono życie jednostki i może być instrumentem pomocy i samopomocy. Ważne jest jedynie, aby unikać jednakowego traktowania tego, co fantastyczne, i tego, co absurdalne. Zresztą po co, skoro sama rzeczywistość jest dostatecznie fantastyczna. Jest też bardziej odporna, niż sądzą niektórzy, i nie potrzebuje obrony. Nikt nie jest powołany do tego, by klasyfikować przejawy rzeczywistości jako „wiarygodne" i „niewiarygodne". Można je dzielić tylko na prawdziwe i nieprawdziwe. A prawdziwe bywa często właśnie to, co egzotyczne, nie zaś to, co się zgadza z rozsądkiem. Naukowcy kwalifikujący złożone prace do annałów nauki i innych szacownych publikacji stają coraz częściej przed problemem, że to, co dziś się kłóci ze zdrowym rozsądkiem, jutro może być podstawą rewolucyjnej wizji świata (dlatego też publikuje się o wiele więcej prac niezrozumiałych niż zrozumiałych; w przypadku niezrozumiałych istnieje bowiem zawsze ryzyko, że mogą być słuszne). Np. „perwersyjny" pogląd Nielsa Bohra, że rzeczywistość wcale nie jest czymś niezależnym i stabilnym, doprowadził do rozwoju fizyki kwantowej. Teoria ta wprawdzie niczego nie wyjaśnia zadowalająco, jednak pozwala przynajmniej obliczyć tyle dotąd nie rozwikłanych fenomenów, że dziś jest uważana za najbardziej efektywną naukową teorię wszystkich czasów. Co prawda, fizyka kwantowa ma niewiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Sam Bohr powiadał, że jeśli ktoś nie jest nią zaszokowany, to znaczy, że jej nie zrozumiał. On też wypowiedział następujące zdanie do pewnego młodego fizyka: „Pańska teoria jest zwariowana, ale nie na tyle zwariowana, aby była prawdziwa". Pewne powiedzenie jeszcze dobitniej wyraża ten dylemat. Pytanie: „Jaka jest różnica między rzeczywistością a fikcją?" Odpowiedź: „Fikcja musi mieć sens". Jest to podejście wolne od dogmatów, cyniczne, ale fair, które także wiedzy ezoterycznej nie odmawia zasłużonej szansy na udowodnienie siebie samej. Naturalnie przy bliższym rozpatrzeniu niejedno trzeba będzie od razu odrzucić, nie wszystko jednak. W każdym razie chłodny, porządkujący umysł badacza nie powinien a priori negować ezoterycznych fenomenów, zjawisk i nauk. Mogliśmy wszak zorientować się już wstępnie, jak zwodnicza bywa „pewna wiedza" we wszystkich dziedzinach.