Kategoria

Homo Sapiens, strona 79


paź 19 2008 SAMOTNOŚĆ A OSAMOTNIENIE
Komentarze: 0

Słońce już zaszło, a sylwetki drzew rysowały się. wyraźnie na tle ciemniejącego nieba. Szeroka, majestatyczna rzeka płynęła spokojnie i cicho; księżyc podnosił się znad horyzontu, wychylając się spoza pni dwóch wielkich drzew, ale długie cienie nie kładły się jeszcze na ziemię. Szliśmy spadzistym brzegiem rzeki, a potem ścieżyną biegnącą wzdłuż zielonych, pszenicznych pól. Starożytna to była droga; liczyła wiele stuleci, tysiące ludzi od wieków nią chadzało; była bogata w tradycję i ciszę. Biegła między polami, wśród wielkich mangowych drzew i opuszczonych świątynek. Duże ciemniejące plamy ogrodów zaznaczały się wyraźnie w zbliżającym cię zmierzchu, a urocza woń groszków pachnących unosiła się w powietrzu. Ptaki układały się po gniazdach do snu, a w dużym stawie odbijały się pierwsze gwiazdy. Przyroda nie była słodka ani łaskawa w ten wieczór. Drzewa spowite milczeniem i mrokiem wydawały się surowe i skupione w sobie. Minęło nas na rowerze paru żywo rozprawiających wieśniaków i znów zapanowała ta sama głęboka cisza, spokój który nastaje, gdy rzecz wszelka zdaje się samotna i w sobie skupiona. Ale samotność te nie jest samotnością bolesną ani przerażającą, jest ona inna. Jest to samotność samego istnienia, niczym nie skażona, bogata pełnią, doskonała. To drzewo tamaryszku opodal, samo w sobie skupione, jest tylko i jedynie sobą. Podobnie samą, zwartą i całkowitą w sobie jest ta samotność. Człowiek jest sam - jak ogień, jak kwiat, ale nie zdaje sobie sprawy z ogromu i nieskazitelności tego stanu. Tylko trwając w takiej samotności można wejść w kontakt i prawdziwe obcowanie ze wszystkim co nas otacza. Ta samotność to nie zamykanie się, ani odpychanie czegokolwiek bądź. Jest ona oczyszczeniem, uwolnieniem się od wszelkich motywów, pragnień, dążeń i celów. Samotność ta nie jest wytworem umysłu ani jego celem; nie można jej chcieć. Gdy taka chęć się w nas pojawia jest ona tylko ucieczką od smutku iż nie potrafimy z niczym wejść w żywy kontakt, w prawdziwe zjednoczenie. Samotność bolesna to osamotnienie, z jego lękiem i udręką, nieunikniony skutek działania naszego małego "ja". Właśnie ten proces odosabniania się - czy to ograniczony i ciasny, czy w swym zasięgu szeroki - stwarza zamęt, chaos, konflikty i cierpienia. Odosabnianie się nie może nigdy zrodzić prawdziwej samotności; musi ono całkowicie zniknąć, aby mogła się pojawić samotność istotna. Ta jest jednolita i niepodzielna; a odosabnianie się jest zawsze dzieleniem i wyodrębnianiem. To, co jest samo w sobie samotne, jest zarazem giętkie, a więc wytrzymałe. Tylko owo samoistnie samotne może wejść w kontakt z tym, co jest bezgraniczne i bezprzyczynowe. Dla człowieka który, zna taką samotność - życie jest wieczne, nie ma dlań śmierci. Bo to, co jest samoistne nie może przestać być. Księżyc wznosił się teraz ponad wierzchołki drzew, a cienie stawały się coraz ciemniejsze i głębsze. Pies gdzieś zaszczekał gdyśmy przechodzili koło wioski, wracając brzegiem rzeki. Nurt jej był tak cichy, iż chwytał odbicie gwiazd i świateł wielkiego mostu w oddali. Na wysokim brzegu stały dzieci; aż do nas dobiegał ich śmiech i kwilenie jakiegoś niemowlęcia. Rybacy wytrząsali i układali swe sieci. Nocny ptak cicho przeleciał. Z drugiego brzegu dolatywała tęskna pieśń, słowa jej brzmiały wyraźnie i przejmująco. Oto znów ta wszechprzenikająca samotność życia, które samo w sobie skupione trwa.

hjdbienek : :
paź 18 2008 MIŁOŚĆ A MYŚL
Komentarze: 1

Myśl, z całą swą emocjonalną zawartością, to nie miłość. Myśl nieodmiennie miłości zaprzecza, gdyż podstawą jej jest pamięć, a miłość nie ma nic z pamięcią wspólnego. Gdy myślimy o kimś kochanym, owa myśl nie jest miłością. Możemy sobie przypominać przyzwyczajenia, ruchy, sposób bycia, upodobania czy antypatie przyjaciela, i myśleć o miłych lub smutnych chwilach czy zdarzeniach w naszym wzajemnym stosunku, ale obrazy, które nam pamięć podsuwa, to nie miłość. Myśl z samej swej natury zawsze dzieli i wyodrębnia. Poczucie czasu i przestrzeni, rozłąki i bólu rodzę się wszystkie z myślowego procesu, a miłość może istnieć tylko tam, gdzie len proces ustaje. Intelekt nieuniknienie wytwarza poczucie własności, ów zmysł posiadania, z którego świadomie lub nieświadomie rodzi się zazdrość; a gdzie jest zazdrość tam nie może być miłości; a jednak większość ludzi uważa właśnie zazdrość za wyraz miłości. Zazdrość i zawiść są zawsze wytworem myśli, reakcją emocjonalnych składników intelektu. Gdy poczucie posiadania lub bycia posiadanym, napotyka zaporę i zahamowanie, tworzy się pustka, którą wypełnia zazdrość zamiast miłości. Tyle zawiłych komplikacji i cierpienia powstaje właśnie dlatego że myśl chce grać rolę miłości. Gdy nie myślimy często o kimś bliskim jesteśmy skłonni przypuszczać że go nie kochamy; ale czy myślenie o kimś jest miłością? Gdybyśmy na przykład spostrzegli że nie myślimy o przyjacielu, którego - wedle naszego przekonania - kochamy, bylibyśmy tym niemal przerażeni, nieprawdaż? Podobnie gdybyśmy nie zwracali się myślą do kogoś drogiego który umarł, wyrzucalibyśmy sobie oziębłość, obojętność, brak wierności, i w tym poczuciu staralibyśmy się specjalnie zwracać ku niemu myśl, stawialibyśmy przy sobie i wpatrywali się w jego fotografie, lub we własne o nim wspomnienia - czyli obrazy myślą lub ręką ludzką stworzone; - ale wypełniać serce obrazami wyobraźni to nie zostawiać w nim miejsca na miłość. Gdy przyjaciel jest z nami nie myślimy o nim, prawda? Tylko w jego nieobecności pamięć przywołuje sceny i zderzenia przeżytych z nim, a minionych chwil; czyli poczyna odtwarzać to, czego już nie ma, co umarło. I to ożywianie nieistniejącej, martwej przeszłości, jakże często nazywamy miłością. - Czyli dla wielu ludzi miłość jest ożywianiem tego, co jest już martwe; a to jest zaprzeczaniem samemu życiu. Żyjemy więc wciąż martwą przeszłością, tym czego nie ma, toteż sami jesteśmy jakoby martwi, choć nazywamy to miłością. Wszelkie procesy myślowe zaprzeczają zawsze miłości. To myśl, a nie miłość, stwarza różne komplikacje emocjonalne. Myśl jest największym wrogiem miłości. Oddziela to, co jest, od tego co powinno być; i na tym podziale i odróżnieniu opiera się cała nasza moralność; ale zarówno ludzie moralni jak i amoralni, nie wiedzą, czym jest miłość. Wskazania moralne stworzone przez intelekt, aby utrzymać w pewnych ramach wzajemne stosunki ludzkie w społeczeństwie, nie mają nic wspólnego z miłością; stanowię raczej proces tężenia, na kształt twardniejącego cementu. Myśl nie jest nigdy drogą do miłości; nie może budzić jej ani rozwijać, bowiem miłości nie da się hodować jak roślin w ogrodzie. Sama chęć wyrabiania jej i kultywowania jest procesem myślowym. Każdy kto potrafi z pewną dozą czujności obserwować siebie, stwierdzi z łatwością, jak wielką rolę odgrywa w jego życiu myśl. Ma ona oczywiście swe właściwe miejsce, spełnia swoje zadanie, ale nie ma ono nic wspólnego z miłością. Tylko to, co ma jakiś związek z myślą, może być przez myśl zrozumiane; a tego, co nie ma z nią żadnego związku, intelekt nigdy nie zdoła uchwycić. Spytacie, czymże tedy jest miłość? Miłość jest stanem duszy, w którym myśl całkowicie ucicha. Ale samo określanie miłości jest procesem intelektualnym, więc nie ma z nią nic wspólnego. Trzeba zrozumieć myśl samą w sobie, a nie starać się schwytać miłość myślą. Jednak samo odsunięcie wszystkich myśli nie sprowadza jeszcze miłości. Można uwolnić się od intelektualizmu, gdy zrozumiemy w pełni prawdziwe znaczenie procesów myślowych; a na to potrzeba głębokiego rozumienia siebie; płytkie i powierzchowne o sobie twierdzenia na nic się tu nie zdadzą. Umiejętność prawdziwej medytacji, a nie przyzwyczajenia myślowe, jasna świadomość i czujność wobec siebie, a nie określenia i definicje, odsłaniają nam istotę procesów myślowych. A bez doświadczalnego ich poznania miłość się nie objawi.

hjdbienek : :
paź 18 2008 PLOTKI l ZGRYZOTY
Komentarze: 0

Jakże uderzająco są do siebie podobne! Jedne i drugie rodzą się z niespokojnej, rozproszonej myśli. Umysł pełen niepokoju i powierzchniowej ruchliwości lubuje się w różnorodnych i ciągle zmieniających się wyrazach i działaniach; musi być wciąż czymś zajęty, pożąda coraz silniejszych wrażeń i zmiany przedmiotów przyciągających jego uwagę; a plotki i obmowy tego wszystkiego mu dostarczają. Zajmowanie się plotkami jest antytezą wrażliwości i głębszego odczuwania. Mówienie o innych, czy to źle czy dobrze, jest ucieczką od siebie, a ta z kolei staje się przyczyną rozedrgania myśli. Wszelka ucieczka jest z samej swej natury pełna niepokoju. Większość ludzi zajmuje się z upodobaniem cudzymi sprawami; wyraża się to między innymi w chętnym czytaniu niezliczonych czasopism, które zapełniają cale szpalty opisami kradzieży, zabójstw, rozwodów itp. Interesuje nas co inni o nas myślą, chcemy więc i o nich wszystko wiedzieć; liczymy się z ich opinią, stąd powstają różne, brutalne i subtelne, formy snobizmu i hołdowania autorytetom. I rozpraszamy się coraz bardziej, uzależniając się od rzeczy zewnętrznych; a wewnątrz szerzy się w nas pustka. Im więcej uwagi kierujemy ku zewnątrz, tym więcej potrzebujemy wrażeń i rozrywek, a ich wpływ czyni całą psychikę niespokojną, a myśl rozproszoną, nie zdolną do głębszych odkryć i dociekań. Zajmowanie się plotkami to wyraz rozedrgania myśli; ale samo powstrzymywanie się od nich nie dowodzi że umysł jest cichy. Cisza i spokój umysłu nie rodzą, się z jakiegokolwiek zaprzeczenia czy wyrzeczenia się, przychodzą one wraz z rozumieniem tego co jest. Aby zrozumieć to co jest trzeba być niesłychanie czujnym i ogarniać w lot każdą rzecz, bowiem to co jest nie pozostaje w bezruchu, nie jest nigdy statyczne. Większość z nas nie czułaby wcale że żyje gdybyśmy się wciąż o coś nie kłopotali i nie martwili; nieustanne borykanie się z trudnościami jest dla wielu ludzi jakby potwierdzeniem ich własnego istnienia. Po prostu nie możemy sobie wyobrazić życia bez jakiejś troski czy kłopotu, i zdaje się nam że im więcej nas pochłania jakaś sprawa, tym żywsi jesteśmy i bardziej aktywni. A przecie nieustanne naprężenie myśli zajętej jakimś problemem -najczęściej przez nią samą stworzonym - tylko nuży umysł i stępia wrażliwość. Co jest przyczyną tego nieustającego zaabsorbowania myśli jakąś trudnością lub zagadnieniem? Czy kłopotanie się, jakby cięgle przeżuwanie, trosk i zmartwień może coś pomóc i rozwiązać? Czy też odpowiedź na nurtujące nas zagadnienie przychodzi sama gdy myśl się ucisza? Ale większości ludzi spokój i cisza myśli wydają się czymś przerażającym; boją się takiej ciszy w sobie, bo któż wie co się z niej może nagle, nieoczekiwanie wyłonić, a ciągłe troskanie się o coś jest przed tym ochroną. Psychika która się obawia odkrywać w sobie nieoczekiwane musi z konieczności utrzymywać postawę obronną, a nieustanne kłopotanie się jest jej samoobroną. Powierzchniowe warstwy naszego umysłu stały się nazbyt ruchliwe i rozedrgane pod wpływem otaczających warunków, przyzwyczajeń, oraz ciągłego naprężenia; życie współczesne wzmaga tę zewnętrzną ruchliwość i rozproszenie, i to się zmienia również w formę samoobrony. Wszelka postawa obronna jest rodzajem oporu i utrudnia rozumienie. Kłopotanie się o coś jak i plotkowanie jest na pozór wyrazem żywego i głębszego zainteresowania, ale przy bliższym badaniu przekonujemy się iż wcale nie wynika z żywości odczuwania, lecz po prostu z chęci wrażeń i podniet; te wciąż się zmieniają dlatego też przedmioty naszych trosk jak i obmów są coraz to inne. Ale ta zmiana jest tylko zmodyfikowane formą tego samego. Zarówno plotki jak i zgryzoty mogą zniknąć dopiero wówczas, gdy zrozumiemy przyczyny rozproszenia myśli. Samoopanowywanie, ćwiczenia i urabianie myśli nie sprowadzą spokoju, tylko stępią i zacieśnią umysł i zmniejszą naszą wrażliwość. Ciekawość nie prowadzi do rozumienia, przychodzi ono wraz z poznawaniem siebie. Człowiek który cierpi nie jest niczego ciekaw; sama ciekawość wraz z jej spekulatywnymi odmianami, stanowi przeszkodę w samopoznaniu. Spekulacje myślowe jak i ciekawość dowodzą tylko niepokoju i rozedrgania myśli; a rozproszony choćby najzdolniejszy umysł niweczy szczęście i rozumienie.

hjdbienek : :
paź 17 2008 UTOŻSAMIANIE SIĘ
Komentarze: 0

 

 

Co jest przyczyną, że identyfikujemy się z czymś poza sobą, z grupą,

organizacją, narodem? Dlaczego nazywam siebie chrześcijaninem,

hindusem czy buddystą, albo zostają członkiem którejś z niezliczonych

sekt? Należymy do tej czy też innej, religijnej albo politycznej grupy, dzięki

tradycji lub przyzwyczajeniu, dzięki własnemu impulsowi lub przesądom,

czy też z lenistwa albo naśladownictwa. A wzorując się na innych

utożsamiamy się z daną grupą, co kładzie kres wszelkiej twórczej myśli i

rozumieniu; i człowiek staje się pionkiem w rękach partyjnego czy

religijnego kierownika, albo swego ulubionego przywódcy.

Parę dni temu ktoś powiedział iż czuje się wyznawcą Krishnamurtiego, o

kimś innym zaś wspomniał, że tamten należy do innej grupy. Ale mówiąc

to nie zdawał sobie zupełnie sprawy, co znaczy taka przynależność; a nie

był to wcale człowiek niemądry, był kulturalny, oczytany, rozsądny, nie był

też sentymentalny i nie traktował spraw emocjonalnie, raczej odwrotnie,

patrzył jasno i trzeźwo.

Dlaczegóż został wyznawca, Krishnamurtiego ? Najpierw szedł za

wzorem innych, należał do rozmaitych grup i organizacji, aż wreszcie

poczuł się nimi znużony i znalazłszy nowego człowieka stał się jego

wyznawcą i z nim się utożsamił. Ze słów jego można było wywnioskować

że swe poszukiwania uważa za skończone. Zarzucił kotwicę, i na tym

kończy swe wędrówkę odkrywczą. Wybrał i nic już nie będzie mogło

ruszyć go z tego stanowiska. Zapuści teraz wygodnie korzenie i będzie

stosował się z żarliwością do wszystkiego co było już, lub jeszcze będzie

powiedziane.

Czy takie utożsamianie się z innym człowiekiem jest dowodem miłości?

Czy obejmuje ono odkrywcze eksperymentowanie? Czy może odwrotnie,

wszelkie utożsamianie się kładzie kres miłości i samodzielnemu

odkrywaniu? Wszak identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest formą

posiadania, stwierdzaniem własności, a czyż uczucie posiadania nie jest

zaprzeczeniem miłości? Uważać coś za swą własność to upewnić się w

poczuciu bezpieczeństwa, otaczać się murem, który nas chroni i czyni

niedosięgalnym. W każdym utożsamianiu się kryje się zawsze mniej lub

bardziej subtelny opór, a czyż miłość jest rodzajem samoobronnego

oporu? Czy miłość może w ogóle istnieć tam gdzie jest samoobrona?

Miłość jest bezbronna, giętka, odbiorcza, jest najwyższą wrażliwością, a

identyfikowanie się niweczy wszelką wrażliwość; nie idzie ono nigdy w

parze z miłością, jedno wyklucza drugie. Identyfikowanie się z

czymkolwiek bądź jest w samym swym założeniu procesem myślowym,

który dąży do zabezpieczenia się i ekspansji; w tym procesie stawania się

czymś, człowiek musi bronić się i sprzeciwiać, posiadać i odrzucać; może

w nim zdobyć więcej sprytu i twardości, ale cóż to ma wspólnego z

miłością? Utożsamianie się niweczy wolność, a tylko w pełnej swobodzie

może istnieć ta najwyższa forma wrażliwości jaką jest miłość.

Czy identyfikowanie się z czymś jest potrzebne aby móc odkrywać i

eksperymentować? Czy sam akt poddania się czemuś, czy komuś, nie

ucina wszelkiej możliwości dociekliwego badania ? Nie można doznać

szczęścia jakie rodzi się z prawdy, gdy nie eksperymentujemy w

odkrywaniu siebie. A identyfikowanie się uniemożliwia odkrywczość; jest

ono jedną z odmian lenistwa; jest jakby doświadczaniem zastępczym -

poprzez kogoś innego - a więc czymś sztucznym i nieprawdziwym.

Aby móc samemu doświadczać, trzeba skończyć z wszelkim

utożsamianiem się, jak i ze strachem; lęk uniemożliwia prawdziwe

doznania. A u podłoża wszelkiego utożsamiania się - z człowiekiem,

grupą, ideologią, czy teorią - kryje się zawsze strach. Lęk zawsze się

czemuś przeciwstawia, coś tłumi, budzi chęć samoobrony; a w tym stanie

czyż można się puścić na nieznane morza? Nie da się znaleźć prawdy i

szczęścia jeżeli nie podejmiemy takiej odkrywczej wędrówki, badając

drogi i działania naszego "ja". Wszak nie można odpłynąć od brzegu

stojąc na kotwicy. Utożsamianie się jest schronem. A wszelkie schronienie

wymaga obrony; a to, co jest bronione niszczeje szybko. Identyfikowanie

się z czymkolwiek sprowadza nieodmiennie swe własne zniszczenie; stąd

powstają ustawiczne starcia i konflikty pomiędzy różnymi wiernościami.

Im bardziej staramy się utożsamić z czymś albo odwrotnie walczymy

przeciw temu, tym większe powstają w nas przeszkody ku rozumieniu.

Gdy jasno zdamy sobie sprawę z całego procesu utożsamiania się z

różnymi, zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi, czynnikami i

zrozumiemy że jego zewnętrzne wyrazy są tylko projekcją naszej własnej

wewnętrznej chęci i potrzeby, dopiero wówczas prawdziwe odkrywanie i

radość stają się możliwe. Ale człowiek, który się z czymś na stałe

utożsamił, nigdy nie pozna wolności. A tylko w wolności jawi się Prawda.

hjdbienek : :
paź 17 2008 I. 1. TRZECH ŚWIĄTOBLIWYCH EGOISTÓW
Komentarze: 0

 

 

 

 

 

 

Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów.

Pierwszy był

 

Sanjasinem, (tj.

człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi

orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego braterstwa; trzeci

pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej

utopii. Każdy z nich był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na

działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też czerpał natchnienie

i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do

swych poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna

bezwzględność.

Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego

dla swych przekonań, nawet siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór

łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była w nich

jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja,

właściwa ludziom którzy się czują czymś lepszym od innych. Uważali się

za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym bowiem

sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.

Sanjasin

 

w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do

następnego żywota. Obecny - mówił - może mu dać niewiele, albowiem

potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i oswobodzić

się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności

w koncentracji, ale - dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do

ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego zainteresowanie i

energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w

następnym swym życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał

z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości. Przeszłość - mówił - istnieje

tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w

przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to

jutro nie istniało, po cóż byśmy mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki?

Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym spokoju.

Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w

przyszłość poprzez chwilową teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej

- mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym - silnym,

rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość

przemijają, ale w jutrze dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno

szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu nadawać

wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą

i wytrwale ku niemu dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość

niecierpliwiła go i męczyła niewymownie.

Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej

poetycznego języka; umiał świetnie operować słowami, mówił łagodnie,

miękko i przekonywująco. On również stworzył idealny obraz siebie w

przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce,

toteż już zawczasu starał się gromadzić swoich przyszłych uczniów.

Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji nas

samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i

smutnym świecie znacznie łatwiejszym.

Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla

urzeczywistnienia braterstwa ludzi. Uważał iż ambicja wraz z

nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na

tym świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż

chcąc prowadzić różne organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość

twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma pomagać

ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty -

oczywiście łagodnie. Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy

ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby jej utrudniano.

"Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest

najważniejsza, a każdy kto nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym

z nas."

Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś

praktycznego. Ewangelią jego nie było dawne, lecz nowe; w to

 

nowe

wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta

nowa ewangelia dokładnie ja, przepowiedziała. Planem jego było najpierw

szerzyć zamęt, a potem organizować i przeprowadzać swoje.

Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i

dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić

teraźniejszość dla jutra; człowiek przyszłości jest ważny, los człowieka

dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego

człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego

umysł i urobić serce, ale aby dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw

zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby stworzyć

nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na

drodze, bowiem jakość środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca

wszystkie środki".

"Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy

gwałtu i przymusu; dla zapewnienia swobody jednostce w przyszłości,

ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy władzę w swe ręce,"

- stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za

wszelką cenę zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować

bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych kapłanów. Nie odstąpimy

nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie,

ale będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających

się warunków. Planujemy, organizujemy i działamy w jednym celu: by

zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra".

Sanjasin,

 

wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla

przyszłości. Nie mają, w zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych

ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy uznania; ambicje ich

są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w

jej siłę był pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata;

wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu się na wyżyny; a

 

Sanjasin

o

osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci

swym własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie

dostrzegają że właśnie te pragnienia

 

zaprzeczeniem pokoju,

braterstwa, prawdziwego szczęścia.

Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z

pragnienia osobistego zbawienia lub duchowych osiągnięć - jest

tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega

zawsze w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości,

hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj" o wiele więcej znaczy aniżeli

jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego

wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w

czasie, jest jego przedłużaniem, a więc i przedłużaniem męki. Stawać się

jest czymś zgoła innym aniżeli

 

być.

Być można tylko w teraz, a wejść w

stan

 

bytu

jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą

ciągłości, przedłużaniem czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może

dokonać się tylko w "

 

teraz"; tylko w teraz można być

.

hjdbienek : :
paź 17 2008 CAŁKOWITA REWOLUCJA – UMYSŁ RELIGIJNY...
Komentarze: 0

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Chodzi o to, by wywołać w nas samych, a przez to i w naszym życiu, całkowitą rewolucję, która

nie ma nic wspólnego z istniejącą strukturą społeczną. Społeczeństwo z jego nie kończącymi się wojnami to coś

przerażającego, bez względu na to, czy agresja ma charakter ofensywny czy defensywny. Potrzeba nam czegoś

całkowicie nowego, rewolucji, przemiany w samej psychice. Stary umysł nie może żadną miarą rozwiązać

problemu międzyludzkich stosunków. Stary umysł jest azjatycki, europejski, amerykański albo afrykański. Pytamy

więc, czy jest możliwe dokonanie zmiany w samych komórkach mózgu?

Teraz, gdy zrozumieliście siebie lepiej, zapytajmy siebie samych jeszcze raz, czy możliwe jest dla ludzkiej istoty

prowadzącej swe codzienne życie w tym brutalnym, pełnym gwałtu, bezlitosnym świecie, w świecie, który jest

coraz bardziej sprawny, a wskutek tego coraz bardziej bezlitosny, czy jest dla istoty ludzkiej możliwe dokonanie

rewolucji nie tylko w jej zewnętrznych stosunkach, ale w całej dziedzinie jej myślenia, uczuć, działania i

reagowania? Każdego dnia oglądamy lub czytamy o przerażających rzeczach, które dzieją się w świecie jako

skutek gwałtów i przemocy człowieka. Stwierdzisz może: "Nic na to nie mogę poradzić" albo: "Jakże ja mogę

wpłynąć na ten świat?" Sądzę, że możesz wpłynąć na świat, jeśli nie ma w tobie skłonności do gwałtu, jeśli

każdego dnia wiedziesz życie pełne pokoju, życie bez współzawodnictwa, ambicji, zawiści, życie, które nie rodzi

wrogości. Mały płomyk może się zmienić w płomień. Doprowadziliśmy świat do obecnego stanu chaosu przez swą

egocentryczną działalność, przez swe przesądy i uprzedzenia, przez swe nienawiści i nacjonalizm. Gdy mówimy,

że nie możemy nic na to poradzić, akceptujemy bezład w nas samych jako nieunikniony. Rozszczepiliśmy świat na

części, a jeśli my sami jesteśmy rozbici, pokawałkowani, to również nasze stosunki ze światem są porozbijane.

Natomiast gdy działając, działamy całkowicie, wówczas nasze stosunki ze światem ogarnia rewolucja.

W końcu każdy ruch, który jest coś wart, każde działanie mające głębokie znaczenie, muszą zacząć się w

każdym z nas. Muszę się najpierw sam zmienić, muszę poznać, jaka jest natura moich stosunków ze światem. W

samym tym poznawaniu jest działanie, dlatego ja sam, jako istota ludzka żyjąca w świecie, wnoszę odmienną

jakość, a jakością tą jest, jak sądzę, jakość religijnego umysłu.

Umysł religijny jest czymś całkowicie różnym od umysłu wierzącego w religię. Nie możecie być religijni, a

równocześnie być hindusami, muzułmanami, chrześcijanami czy buddystami. Umysł religijny nie szuka wcale, nie

eksperymentuje z prawdą. Prawdy nie może dyktować wasza przyjemność ani ból, wasze uwarunkowanie hindusa

czy wyznawcy jakiejkolwiek innej religii. Umysł religijny jest stanem umysłu, w którym nie ma strachu, a zatem i

wiary w cokolwiek, lecz tylko to, co jest – co teraz jest.

W umyśle religijnym pojawia się ów stan milczenia, który już omawialiśmy, a który nie jest wytworem myśli, lecz

wynikiem czujnej świadomości będącej medytacją, w której nieobecny jest podmiot medytujący. Milczenie, w

którym nie ma konfliktu, jest stanem energii. Energia jest działaniem i ruchem. Wszelkie pragnienie jest energią.

Wszelka myśl jest energią. Wszelkie życie jest energią. Jeśli tej energii pozwala się płynąć bez jakichkolwiek

przeszkód, bez tarcia i bez konfliktu, to energia ta jest bezgraniczna, nieskończona. Gdy nie ma tarcia, nie ma

ograniczenia energii. To tarcie narzuca energii ograniczenie. Dlaczego wobec powyższego istota ludzka, mimo że

już to zrozumiała, wciąż powoduje tarcie w przepływie energii? Dlaczego wprowadza tarcie w tym ruchu, który

nazywamy życiem? Czy czysta energia, bez ograniczeń, jest dla niej tylko pojęciem? Czy nie ma realnego bytu?

Potrzebujemy energii nie tylko po to, by dokonać w sobie całkowitej rewolucji, ale także w celu badania,

przyglądania się, działania. Jeżeli w jakichkolwiek naszych stosunkach istnieje tarcie, czy to między mężem a

żoną, mężczyzną a mężczyzną, czy to między jednym a drugim społeczeństwem, jednym i drugim krajem lub jedną

a drugą ideologią, jeśli istnieje jakiekolwiek wewnętrzne tarcie lub konflikt w dowolnej postaci, choćby najmniejszy,

to następuje utrata energii.

Jeżeli istnieje luka czasowa pomiędzy obserwatorem a obserwowanym przedmiotem, powoduje ona tarcie, a

zatem stratę energii. Energia osiąga swój szczyt, gdy obserwator jest przedmiotem obserwacji. W tym stanie nie

ma luki czasowej. Energia działa wtedy bez strat i znajduje sobie własne ujście, bo wówczas nasze "ja" nie istnieje.

Potrzeba nam ogromnego zasobu energii, aby zrozumieć zamieszanie, w którym żyjemy. Poczucie, że "muszę

coś zrozumieć", daje nam potrzebną do zrozumienia siłę życiową. Ale zarówno poszukiwanie, jak i odkrywanie

wymagają czasu. Stopniowe eliminowanie uwarunkowań umysłu nie jest, jak widzieliśmy, właściwą drogą. Czas nie

jest drogą. Czy jesteśmy starzy czy młodzi, teraz można całemu procesowi życia nadać inny wymiar. Nie jest drogą

szukanie przeciwieństwa tego, czym jesteśmy, ani też sztuczna dyscyplina narzucona nam przez jakiś system,

nauczyciela, filozofa czy kapłana. Wszystkie te metody są dziecinne. Gdy to zrozumiemy, zadamy sobie pytanie,

czy możemy natychmiast przełamać wszystkie uwarunkowania stuleci i nie popaść jednocześnie w inne

uwarunkowania? Czy możemy być wolni tak, aby umysł mógł się całkowicie odnowić, być wrażliwi, czujni,

intensywni, pojętni? Oto nasz problem. Nie ma innego problemu, bowiem nowy umysł może podołać każdemu

problemowi. Oto jedyne pytanie, które musimy sobie zadać.

Ale my nie zadajemy pytania sobie. Pragniemy, by nam to powiedziano. Jedną z najdziwniejszych cech

struktury naszej psychiki jest to, że chcemy, aby nam wszystko powiedziano. Jesteśmy owocem propagandy

dziesięciu tysięcy lat. Pragniemy, aby ktoś inny potwierdził naszą myśl. Tymczasem zadawanie pytań jest pytaniem

samego siebie. To, co ja mówię, ma bardzo małą wartość dla was. Zapomnicie o tym.

Być może zapamiętacie, będziecie jednak powtarzać pewne zdania, porównywać to,

 ale wtedy nie spojrzycie prosto w twarz swemu własnemu życiu. A tylko to ostatnie ma znaczenie. Wasze

życie, wy sami, wasza znikomość, płytkość, brutalność, skłonność do gwałtu, chciwość, ambicja, codzienna udręka

i nie mający końca smutek – oto co musicie zrozumieć i nikt na całej ziemi ani w niebie nie wybawi was od tego.

Tylko wy sami możecie to uczynić.

Widząc to wszystko, co się dzieje w waszym codziennym życiu, podczas waszych codziennych zajęć, gdy

chwytacie za pióro, gdy mówicie, że wybieracie się na przejażdżkę, lub gdy samotnie przechadzacie się po lesie –

czy potraficie jednym tchem, w jednym spojrzeniu rozpoznać, kim jesteście? Jeśli poznacie siebie takimi, jakimi

jesteście, to zrozumiecie całą strukturę ludzkich przedsięwzięć, złudzeń, obłudy czy poszukiwań. Aby tego

dokonać, musicie być ogromnie rzetelni w stosunku do siebie samych. Gdy działacie według swoich zasad,

wówczas nie jesteście uczciwi. Działając zgodnie z tym, co według was powinniście robić, nie jesteście sobą. Mieć

ideały to głupota. Jeśli macie jakieś ideały, wierzenia lub zasady, to nie możecie żadną miarą spojrzeć na siebie

bezpośrednio. Czy potraficie więc być całkowicie wyciszeni, całkowicie spokojni, bez myśli i bez strachu, a

zarazem niezwykle, namiętnie żywotni?

Ten stan umysłu, kiedy nie jest on już zdolny do starania się o coś, oznacza umysł prawdziwie religijny. W tym

stanie umysłu możecie dotrzeć do tego, co jest nazywane prawdą, rzeczywistością, szczęściem. Bogiem, pięknem

lub miłością. Tego stanu nie można zaprosić do siebie. Proszę, zrozumcie ten prosty fakt. Nie można tego stanu

zaprosić, nie można go szukać, bo umysł jest zbyt ograniczony, za mały, uczucia są zbyt liche, sposób waszego

życia jest zbyt powikłany, by zaprosić coś tak ogromnego, niezmierzonego, do swego małego domku, do tego

małego zakątka życia, zdeptanego i zaplutego. Nie możecie tego stanu zaprosić. Aby coś zaprosić, trzeba to znać,

a wy nie potraficie tego poznać. Ktokolwiek powie "znam", nie zna tego. Gdy mówicie, że znaleźliście, nie

znaleźliście. Gdy twierdzicie, że czegoś doświadczyliście, nie doświadczyliście tego. Wszystko to są tylko sposoby

wyzyskiwania drugiego człowieka, przyjaciela lub wroga.

Powstaje więc pytanie, czy możliwe jest dojście do tego stanu umysłu bez zapraszania go, czekania na niego,

szukania czy badania go? Czy może się to stać tak, jak zjawia się powiew zimnego wiatru, gdy zostawicie otwarte

okno? Nie można zaprosić wiatru, ale musicie zostawić otwarte okno. Nie znaczy to przecież, że czekacie. To nie

znaczy, że musicie się otworzyć, aby otrzymać. Byłby to tylko inny rodzaj myśli.

Czy zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, dlaczego ludziom brakuje tego stanu umysłu? Rodzą dzieci,

utrzymują stosunki seksualne, starają się być delikatni, potrafią dzielić się po koleżeńsku, żyć w przyjaźni i

solidarności, lecz dlaczego nie są w tym stanie umysłu? Czy nie zastanawialiście się, idąc leniwie brudną ulicą,

przebywając na wakacjach nad brzegiem morza, przechadzając się po lesie wśród ptactwa, drzew, strumieni i

zwierząt – czy nie przyszło wam nigdy na myśl pytanie, dlaczego człowiek, który żyje od milionów lat, nie osiągnął

tego stanu umysłu, tego niezwykłego, nieprzemijającego kwiatu? Dlaczego wy, ludzie tak zdolni, sprytni,

inteligentni, ciągle współzawodniczący z sobą, dysponujący tak cudowną technologią, że sięga ona już niebios,

dostaje się pod ziemię i w głębiny mórz, wynajduje mózgi elektroniczne – dlaczego nie osiągnęliście tej jedynej

rzeczy, która ma sens? Nie wiem, czy kiedykolwiek zastanowiliście się poważnie, dlaczego wasze serce jest puste.

Jaka byłaby twoja odpowiedź, gdybyś zadał sobie to pytanie, twoja szczera odpowiedź, bez wykrętów?

Odpowiedź twoja zależałaby od intensywności zadawania sobie tego pytania i od stopnia ponaglenia. Tobie jednak

brakuje intensywności i nic cię nie nagli, a to dlatego, że nie ma w tobie energii, tej energii, która jest żarliwością.

Nie możesz znaleźć żadnej prawdy bez tej żarliwości, bowiem to za nią stoi pasja – ale pasja, w której nie kryje się

żaden brak. Żarliwość, pasja – to cechy raczej przerażające, bo jeśli je masz, to nigdy nie wiesz, dokąd cię

poniosą.

Może więc strach jest przyczyną, dla której nie masz tej energii żarliwości, wystarczającej, aby odkryć siebie?

Dlaczego brak ci cechy miłości, dlaczego nie ma w twoim sercu płomienia? Gdybyś zbadał swój umysł i serce

bardzo dokładnie, wiedziałbyś, dlaczego ci tego brak. Jeśli będziesz żarliwy w swym dociekaniu i odkrywaniu,

dowiesz się tego. Tylko poprzez całkowitą negację, która jest najwyższą formą pasji, rodzi się stan będący

miłością. Miłości nie da się hodować, podobnie jak nie można hodować pokory. Pokora zjawia się, gdy kończy się

zarozumialstwo. Wtedy nie zdajesz sobie sprawy z tego, co znaczy być pokornym. Człowiek, który wie, co to

znaczy, jest próżny. Tym samym dopiero wtedy, gdy cały swój umysł, serce, nerwy, oczy, całą swą istotę

poświęcisz dla sprawy odnalezienia drogi życia, zobaczenia tego, co teraz jest, i wyjścia poza to, dla zupełnej,

całkowitej negacji życia, jakie prowadzisz, a przez to i dla zaprzeczenia brzydocie i brutalności tego życia, dopiero

wtedy narodzi się nowe. I nigdy się o tym nie dowiesz. Człowiek, który wie, że milczy, który wie, że kocha, nie wie,

ani co to jest milczenie, ani co to jest miłość.

 

 

hjdbienek : :
paź 16 2008 DOŚWIADCZENIE – SATYSFAKCJA – ROZDWOJENIE...
Komentarze: 0

 

 

Wszyscy pragniemy jakichś doświadczeń – mistycznych, religijnych, seksualnych; pragniemy pieniędzy, władzy,

stanowisk, dominacji. W miarę, jak się starzejemy, tracimy może apetyty ciała, ale zaczynamy domagać się

szerszych, głębszych i bardziej znaczących doświadczeń. Próbujemy różnych metod w celu ich uzyskania, na

przykład poszerzając swą świadomość, co jest swego rodzaju sztuką. Zażywamy różne narkotyki. To stary chwyt,

istniejący od niepamiętnych czasów. Żujemy kawałek liścia albo eksperymentujemy z najnowszymi środkami

chemicznymi w celu wywołania chwilowej zmiany w strukturze komórek mózgu, tak aby obudzić większą

wrażliwość i wzmóc postrzeganie, które odkrywa pozorność rzeczywistości. To szukanie coraz nowszych

doświadczeń jest jedynie dowodem wewnętrznego ubóstwa człowieka. Sądzimy, że dzięki tym doświadczeniom

zdołamy uciec od siebie samych, ale doświadczenia te są uwarunkowane przez nas samych. Jeżeli nasze umysły

są małostkowe, zazdrosne, niespokojne, to mogą zażywać coraz to inne narkotyki, będą jednak spostrzegały wciąż

tylko swoje własne wytwory, swoje własne małe projekcje to, co pochodzi z ich uwarunkowanego podłoża.

Większość z nas pragnie doświadczeń w pełni zadowalających i trwałych, które nie mogłyby zostać zniszczone

przez myśl. A zatem za pragnieniem doświadczenia kryje się pragnienie satysfakcji, a pragnienie satysfakcji

dyktuje doświadczenie. Dlatego musimy zrozumieć nie tylko cały problem satysfakcji, ale i to, czego

doświadczamy. Zaznać wielkiej satysfakcji to wielka przyjemność. Im trwalsze, głębsze i szersze jest

doświadczenie, tym jest przyjemniejsze. Oto dlaczego przyjemność dyktuje formę szukanego przez nas

doświadczenia. Przyjemność jest dla nas miarą doświadczenia. Wszystko, co jest wymierne, znajduje się w

granicach myśli i dlatego może ona stwarzać złudzenia. Można mieć cudowne doświadczenia, a jednak ulegać

całkowitemu złudzeniu. Na pewno będziecie mieć wizje zgodne z waszym uwarunkowaniem. Będziecie widzieć

Chrystusa, Buddę lub kogokolwiek, w kogo wierzycie. Im mocniej wierzycie, tym silniejsze będą wasze wizje,

projekcje waszych własnych pragnień i popędów.

Tak więc jeżeli przyjemność jest miarą, gdy poszukujemy czegoś zasadniczego, na przykład prawdy, to

dokonujemy projekcji tego, jakim ma być to doświadczenie. Dlatego nie ma ono już wartości.

Co rozumiemy przez doświadczenie? Czy jest coś nowego lub oryginalnego w doświadczeniu? Doświadczenie

to wiązka wspomnień będąca odpowiedzią na jakieś wyzwanie. Odpowiadać może ono tylko zgodnie ze swym

podłożem. Im sprytniej interpretujecie doświadczenie, tym lepiej ono odpowiada. Dlatego musicie powątpiewać nie

tylko w cudze doświadczenia, ale i we własne. Jeśli nie uznajecie jakiegoś doświadczenia, to nie jest ono w ogóle

doświadczeniem. Każde zostało już przeżyte. Gdyby tak nie było, nie uznalibyście go. Zależnie od swych

uwarunkowań uznajecie doświadczenia za dobre, złe, piękne, święte i inne. Dlatego uznanie jakiegoś

doświadczenia musi być z konieczności stare.

Jeśli pragniemy doświadczyć rzeczywistości, a wszyscy tego pragniemy, to musimy ją poznać, ale w chwili jej

rozpoznawania już dokonujemy projekcji. Dlatego nie jest ona rzeczywista. Pozostaje bowiem nadal w polu myśli i

czasu. Jeśli myśl może dotyczyć rzeczywistości, to nie może to być rzeczywistość. Nie możemy rozpoznać nowego

doświadczenia. Jest to niemożliwe. Rozpoznajemy tylko to, cośmy już poznali, i dlatego, gdy mówimy, że mieliśmy

nowe doświadczenie, nie jest ono wcale nowe. Poszukiwanie kolejnych doświadczeń poprzez poszerzanie pola

świadomości, tak jak to niektórzy robią za pomocą psychodelicznych narkotyków, odbywa się nadal w polu

świadomości, i dlatego jest bardzo ograniczone.

Odkryliśmy więc podstawową prawdę, tę mianowicie, że umysł, który pragnie i szuka szerszego i głębszego

doświadczenia, jest bardzo płytkim i tępym umysłem, gdyż żyje zawsze swymi wspomnieniami.

Co jednak stałoby się, gdybyśmy nie mieli żadnych doświadczeń? Zależymy od doświadczeń, od wymagań

sytuacji. One budzą naszą czujność. Gdyby nie było w nas konfliktów, zmian, zakłóceń, wszyscy zasnęlibyśmy

mocno. Zatem bodźce są dla większości z nas konieczne. Sądzimy, że bez nich umysły nasze stałyby się

ograniczone i ociężałe. Jesteśmy uzależnieni od wymagań sytuacji i od doświadczeń, bowiem stanowią one dla

nas podniety i wyostrzają nasz umysł. Ale w istocie rzeczy zależność od wymagań sytuacji i doświadczenia, która

utrzymuje nas w stanie pobudzenia, otępia nasz umysł i wcale nie utrzymuje go w stanie pobudzenia. Zadaję więc

sobie pytanie: "Czy można być całkowicie świadomym – nie peryferyjnie pobudzonym, ale całkowicie świadomym

– bez wyzwań i poza doświadczeniem?" Wymaga to wielkiej wrażliwości, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.

Znaczy to, że muszę być wolny od wszelkich pragnień, bo w chwili gdy pragnę, zaczynam doświadczać. Aby zaś

być wolnym od pragnienia i satysfakcji, trzeba zbadać samego siebie i zrozumieć w całości naturę pragnienia.

Pragnienie rodzi się z rozdwojenia. "Jestem nieszczęśliwy i muszę być szczęśliwy". W samym tylko pragnieniu

szczęścia kryje się już nieszczęście. Gdy człowiek wysila się, by być dobrym, to już w samej tej dobroci zawiera się

jej przeciwieństwo – zło. Wszelka afirmacja zawiera swe przeciwieństwo, a wysiłek przezwyciężania wzmacnia to,

przeciw czemu jest skierowany. Gdy domagacie się doświadczenia prawdy lub rzeczywistości, to już samo to

domaganie bierze się z waszego niezadowolenia z tego, co jest. Dlatego stwarza ono przeciwieństwo. A w

przeciwieństwie znajduje się to, co było. Trzeba więc być wolnym od nieustannych żądań, w przeciwnym bowiem

razie nie będzie końca tego ciągu rozdwojeń.

Oznacza to poznanie siebie tak zupełne, że umysł już nie szuka. Taki umysł nie żąda doświadczenia. Nie może

on pragnąć wyzwania, ani próbować je poznać. Nie mówi on "jestem śpiący" lub .Jestem rozbudzony". Jest

całkowicie tym, czym jest. Tylko umysł zawiedziony, ciasny, powierzchowny, umysł uwarunkowany, zawsze szuka

czegoś więcej. Czy można więc żyć w tym świecie bez żądań, bez nieustającego porównywania? Czy na pewno

można? Ale trzeba to odkryć samemu.

Badanie całej tej sprawy jest medytacją. Słowa tego używa się na Wschodzie i Zachodzie w sposób jak

najbardziej niefortunny. Istnieją rozmaite szkoły medytacji, rozmaite metody i systemy. Istnieją systemy, które

mówią: "Obserwuj ruch swego wielkiego palca u stopy, patrz na niego, patrz i patrz". Inne systemy zalecają

siedzenie w pewnej postawie, regularne oddychanie lub ćwiczenie świadomości siebie samego. Wszystko to są

podejścia mechaniczne. Jedna z metod proponuje pewne słowo i obiecuje, że jeśli będziecie je powtarzać, to

przeżyjecie niezwykłe transcendentalne doświadczenie. Jest to czysty nonsens. To forma autohipnozy.

Powtarzając "amen", "om" lub "coca-cola", powtarzając to bezustannie, zyskacie oczywiście pewne doświadczenie,

bo pod wpływem powtarzania umysł się uspokaja. Jest to dobrze znane zjawisko, które było i jest praktykowane od

tysięcy lat w Indiach, a zwie się mantra-jogą. Przez powtarzanie można sprawić, że umysł stanie się łagodny i

delikatny, ale nadal będzie to małostkowy, płytki umysł. Moglibyście równie dobrze umieścić na kominku patyk

ułamany w ogrodzie i ofiarowywać mu codziennie kwiatek. Jeżeli po miesiącu oddawania mu czci nie położycie

pewnego dnia przed nim kwiatu, to będzie to grzech.

Medytacja nie polega na dostosowaniu się do jakiegoś systemu. Nie jest stałym powtarzaniem i

naśladownictwem. Medytacja nie jest koncentracją. Jednym z ulubionych chwytów niektórych nauczycieli medytacji

jest zmuszanie uczniów do nauki koncentracji, to znaczy do zatrzymywania umysłu na jednej myśli i odpędzania

wszystkich innych myśli. Jest to najgłupsza, ponura metoda, której może podporządkować się każdy uczeń

szkolny, gdy jest do tego zmuszony. Oznacza ona, że przez cały czas podżegacie w sobie walkę pomiędzy

zmuszaniem się do koncentracji a pozwalaniem na to, by umysł wędrował ku wszelkim innym rzeczom.

Tymczasem powinniście cały czas zwracać uwagę na umysł, bez względu na to, dokąd wędruje. Gdy umysł

wędruje, oznacza to, że interesuje się czymś innym.

Medytacja wymaga zdumiewająco czujnego umysłu. Medytacja jest rozumieniem całości życia, w którym

zanikły formy podziału na części. Medytacja nie jest kontrolą myśli, gdy bowiem myśl podlega kontroli, rodzi konflikt

w umyśle. Jeśli jednak zrozumiecie strukturę i pochodzenie myśli, o czym była już mowa, to myśl nie będzie

przeszkadzać.

Medytować to być świadomym każdej myśli i każdego uczucia, nie mówić nigdy, że są słuszne lub niesłuszne,

lecz tylko obserwować je i posuwać się za nimi. W toku tej obserwacji zaczynacie rozumieć cały ruch myśli i uczuć.

Rezultatem świadomości jest milczenie. Milczenie wymuszone przez myśl jest zastojem, jest martwe, ale

milczenie, które przychodzi, gdy myśl zrozumiała swój początek, swą naturę, gdy zrozumiała, dlaczego żadna myśl

nie jest nigdy wolna, a zawsze jest stara, takie milczenie jest medytacją. Podmiot medytujący jest całkowicie

nieobecny, jeśli umysł opróżnił się z przeszłości.

Jeżeli czytaliście uważnie całą godzinę, to była to medytacja. Jeśli natomiast kilka słów lub pojęć z

niej zostawiliście sobie do przemyślenia na później, to już nie była to medytacja. Medytacja jest stanem umysłu, w

którym spogląda on na wszystko z pewną uwagą, całkowitą uwagą, a nie częścią uwagi. Nikogo z was nie można

nauczyć, jak być uważnym. Jeśli zgodnie z jakimś systemem uczycie się, jak być uważni, to jesteście wtedy uważni

w stosunku do tego systemu, ale to nie jest uwaga. Medytacja jest jedną z największych sztuk w życiu, może

największą, i żadną miarą nie można się jej nauczyć od nikogo. To jest zresztą jej pięknem. Nie dysponuje ona

żadną techniką i dlatego nie ma autorytetu. Gdy uczycie się siebie samych, obserwujecie siebie, obserwujecie

drogę, którą chodzicie, sposób, w jaki jecie, to, co mówicie, gdy zauważacie w sobie plotkarstwo, nienawiść,

zazdrość – jeśli jesteście świadomi tego wszystkiego w sobie, wszystkiego bez wyboru – stanowi to część

medytacji.

Medytować więc można w autobusie, w lesie pełnym światła i cieni, słuchając śpiewu ptaków lub patrząc na

twarz swej żony lub dziecka. W zrozumieniu medytacji jest miłość, a miłość nie jest wytworem systemów,

nawyków, czy też skutkiem stosowania jakiejś metody. Miłości nie można rozwijać za pomocą myśli. Miłość może

się zjawić, gdy jest zupełne milczenie, milczenie, w którym podmiot medytujący jest całkowicie nieobecny. Umysł

może zachować milczenie tylko wtedy, gdy zrozumiał swój ruch w postaci myśli i uczuć. Aby zrozumieć ten ruch

myśli i uczuć, obserwacja musi być wolna od potępiania. Taka obserwacja jest ćwiczeniem, ale jest to ćwiczenie

płynne, wolne, nie wynika z konformizmu.

hjdbienek : :
paź 16 2008 BRZEMIĘ DNIA WCZORAJSZEGO
Komentarze: 0

 

 

W życiu, jakie prowadzimy, przeważnie bardzo mało jest samotności. Nawet gdy jesteśmy sami, życie nasze

pozostaje pod tyloma wpływami, przygniatane jest taką masą wiedzy, tyloma wspomnieniami, niepokojami,

niedolami i konfliktami, że nasz umysł staje się coraz bardziej tępy, coraz mniej wrażliwy, i działa jednostajnie i

rutynowo. Czy w ogóle bywamy samotni? Czy może wciąż dźwigamy na sobie całe to brzemię dnia wczorajszego?

Jest pewna ładna opowieść o dwóch mnichach, którzy wędrowali od wsi do wsi. Napotkali oni siedzącą na

brzegu rzeki dziewczynę, która płakała. Jeden z nich podszedł do niej i zapytał: "Siostro, czemu płaczesz?"

Odpowiedziała: "Widzisz ten dom na drugim brzegu? Wcześnie rano przeszłam przez rzekę bez trudności, ale

teraz woda wezbrała i nie mogę wrócić. Nie ma tu łodzi". "Och, to żaden kłopot", powiedział mnich. Podniósł ją,

przeniósł przez rzekę i postawił na drugim brzegu. Obaj mnisi ruszyli dalej w drogę. Po kilku godzinach drugi mnich

rzekł: "Bracie, ślubowałeś, że nigdy nie dotkniesz kobiety. Popełniłeś straszny grzech. Czy doznałeś przyjemności,

dotykając tej niewiasty?" Zapytany mnich odpowiedział: "Ja ją przeniosłem przed kilkoma godzinami, a ty ją

jeszcze niesiesz!"

To właśnie i my robimy. Niesiemy swe brzemię przez cały czas. Nigdy go nie zrzucamy, nigdy nie

pozostawiamy za sobą. Jedynie wtedy, gdy zwracamy uwagę na jakiś problem i natychmiast go rozwiązujemy, nie

odkładając go na następny dzień czy następną minutę, pojawia się samotność. Wtedy, nawet jeżeli mieszkamy w

przeludnionym domu lub znajdujemy się w autobusie, jesteśmy samotni. A ta samotność świadczy o świeżym,

nieskażonym umyśle.

Być wewnętrznie samotnym i mieć w sobie przestrzeń jest bardzo ważną sprawą, bo oznacza wolność bycia,

pójścia dokądkolwiek, działania, wolność lotu. Ostatecznie, dobroć może rozkwitać tylko w przestrzeni, a cnota

może rozkwitać tylko tam, gdzie jest wolność. Możemy mieć polityczną wolność, a wewnętrznie nie być wolni i

przez to nie mieć przestrzeni. Żadna cnota, żadna zaleta nie może rozwijać się i "działać" bez wielkiej przestrzeni

wewnątrz nas. Przestrzeń i milczenie są niezbędne, bo tylko umysł samotny, nie podlegający wpływom, nie

ćwiczony, nie krępowany niezliczonym bogactwem doświadczeń, może dojść do czegoś całkiem nowego.

Można bezpośrednio dostrzec, że tylko umysł milczący może być jasny, przejrzysty. Głównym celem medytacji

na Wschodzie jest osiągnięcie takiego stanu umysłu. Chodzi o opanowanie myśli, a to dzięki nieustannemu

powtarzaniu modlitw w celu uspokojenia umysłu. Można mieć nadzieję, że w tym stanie zrozumie się wszystkie

problemy. Ale nie widzę, w jaki sposób umysł mógłby być teraz spokojny, jeśli nie położy się fundamentu, którym

jest wolność od strachu, wolność od smutku, niepokoju i wszystkich pułapek, które sami sobie stawiamy. Jest to

jedna z najtrudniejszych rzeczy do przekazania. Warunkiem naszego porozumiewania się jest nie tylko to, abyście

rozumieli słowa, których używam, lecz także aby obie strony, wy i ja, były uważne w tym samym czasie, a nie

chwilę później lub wcześniej, i zarazem zdolne do spotkania się na tym samym poziomie. Takie porozumiewanie

się nie jest możliwe, gdy interpretujecie to, co czytacie, zgodnie ze swą wiedzą, dążeniem do przyjemności,

opiniami, a także gdy – by mnie zrozumieć – dokonujecie ogromnego wysiłku.

Wydaje mi się, że jedną z największych przeszkód w życiu jest ta stała walka o osiągnięcie, zdobycie lub

pozyskanie czegoś. Od dzieciństwa uczy się nas zdobywać i osiągać. Już same komórki mózgu narzucają ów

schemat zdobywania i wymagają tego, by zapewniać sobie bezpieczeństwo fizyczne. Psychiczne bezpieczeństwo

nie mieści się jednak w ramach zdobywania. Domagamy się bezpieczeństwa we wszystkich naszych stosunkach,

postawach i czynnościach, ale – jak widzieliśmy – w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo.

Odkrycie dla siebie samego, że nie istnieje żadna forma bezpieczeństwa w relacjach międzyludzkich, zrozumienie,

że psychicznie nie ma nic trwałego, stwarza całkiem odmienny stosunek do życia. Oczywiście, tzw. zewnętrzne

zabezpieczenie jest ważne – dach nad głową, ubranie, pożywienie – ale to zewnętrzne zabezpieczenie ulega

zniszczeniu wskutek pragnienia bezpieczeństwa psychicznego.

Przestrzeń i milczenie są niezbędne, by wyjść poza ograniczenia świadomości, ale w jaki sposób umysł, który

nieustannie jest tak zajęty swoimi osobistymi sprawami, może stać się spokojny? Można go wyćwiczyć, opanować,

urobić, ale takie tortury nie uspokoją umysłu, tylko otępią. To oczywiste, że samo dążenie do ideału, którym jest

spokojny umysł, nie ma wartości, gdyż im bardziej naciskacie na umysł, tym ciaśniejszy i bardziej ociężały się staje.

Wszelka forma kontroli, podobnie jak tłumienie, prowadzi jedynie do konfliktu. Tak więc samokontrola i zewnętrzna

dyscyplina nie są właściwymi metodami. Nie jest tym także życie niezdyscyplinowane.

Życie większości z nas jest zewnętrznie zdyscyplinowane – dzięki wymaganiom społeczeństwa, rodziny; w

rezultacie naszych własnych cierpień; dzięki przystosowywaniu się do ideologicznych czy innych wzorców – i ten

rodzaj dyscypliny to rzecz najbardziej zabójcza. Dyscyplina powinna być wolna od zewnętrznej kontroli, od

tłumienia i jakiejkolwiek formy strachu. W jaki sposób może powstać taka dyscyplina? To nie dyscyplina jest

najpierw, potem zaś wolność. Wolność jest na samym początku, a nie na końcu. Rozróżnianie tej wolności, która

jest wolnością od konformizmu dyscypliny, jest już samą dyscypliną. Sam fakt uczenia się jest już dyscypliną

(etymologicznym znaczeniem słowa "dyscyplina" jest "nauka"), sam akt uczenia się staje się przejrzysty.

Zrozumienie całej natury i struktury kontroli, tłumienia i pobłażania sobie, wymaga uwagi. Nie musicie narzucać

sobie dyscypliny, aby ją studiować, bowiem sam akt studiowania stwarza własną dyscyplinę, a nie jest wynikiem

ucisku.

Aby odrzucić autorytet (mowa tu o autorytecie psychologicznym, a nie prawnym) wszelkich religijnych

organizacji, tradycji i doświadczenia, trzeba wiedzieć, dlaczego normalnie się ich słucha. Trzeba to zbadać. Aby

jednak badać czy studiować, niezbędna jest wolność od potępiania, usprawiedliwiania, opiniowania czy

uwielbiania. Nie można uznawać danego autorytetu, a mimo to go badać. To niemożliwe. Aby przestudiować całą

psychologiczną strukturę autorytetu, trzeba wolności. Gdy studiujemy, zaprzeczamy całej tej strukturze, a gdy

zaprzeczamy, już sama negacja okazuje się światłem umysłu uwolnionego od autorytetu. Negacja wszystkiego, co

uchodziło za wartościowe, na przykład zewnętrznej dyscypliny, zewnętrznego przewodnictwa, idealizmu, oznacza

studiowanie tego. Wówczas sam akt studiowania staje się nie tylko dyscypliną, lecz także jej negacją, a samo

odrzucenie okazuje się pozytywnym aktem. W ten sposób negujemy wszystko, co jest uważane za ważne, aby

tylko doprowadzić umysł do spokoju.

Widzimy więc, że nie kontrola, nie opanowanie prowadzi do spokoju. Nie jest też umysł spokojny, gdy tak

pochłania go jakiś przedmiot, że umysł się w nim zatraca. Przypomina on wtedy dziecko, któremu dano ciekawą

zabawkę. Uspokaja się, ale odbierzcie mu zabawkę, a natychmiast wróci do psot. Wszyscy mamy swoje zabawki,

które pochłaniają nas, i sądzimy, że jesteśmy bardzo spokojni. Jeśli człowiek oddaje się jakiejś formie działalności

– naukowej, literackiej czy jakiejkolwiek innej – oznacza to tylko, że chwilowo pochłania go jego ulubiona zabawka,

ale on sam wcale nie jest spokojny.

Jedyne milczenie, jakie znamy, to cisza, gdy ustaje hałas lub gdy ustaje myśl. Ale to nie jest milczenie.

Milczenie jest czymś całkowicie innym, podobnie jak piękno, podobnie jak miłość. Milczenie nie jest wytworem

spokojnego, cichego umysłu, nie jest wytworem komórek mózgowych, które zrozumiały całą swą strukturę i rzekły:

"Na Boga, bądź cicho!" Komórki mózgowe same wytwarzają milczenie, ale ono też nie jest milczeniem. Milczenie

nie jest również rezultatem uwagi. Kiedy obserwator jest przedmiotem obserwacji, oznacza to, że nie ma wtedy

tarcia, ale to też nie jest milczenie.

Oczekujecie ode mnie, bym opisał, czym jest milczenie, tak abyście mogli je z czymś porównać, jakoś

zinterpretować, zabrać ze sobą i gdzieś schować. Niestety, nie można go opisać. To, co można opisać, jest znane,

a wolność od znanego może się pojawić tylko wtedy, gdy każdego dnia człowiek umiera dla znanego, dla cierpień i

pochlebstw, dla wszystkich wytworzonych przez siebie wyobrażeń, dla wszystkich swoich doświadczeń – gdy

każdego dnia umiera tak, że komórki mózgu stają się świeże, młode, nieskażone. Ale i ta niewinność, ta świeżość,

ta cecha delikatności i szlachetności nie tworzy miłości.

To milczenie, które nie jest milczeniem następującym po ustaniu hałasu, jest tylko początkiem. Podobne jest

ono do przechodzenia przez mały otwór, za którym znajduje się niezmierzona przestrzeń oceanu, niezmierzony,

nie znający czasu stan. Tego nie da się wytłumaczyć słowami, ani pojąć dopóty, dopóki nie zrozumiecie całej

struktury świadomości oraz znaczenia przyjemności, smutku i rozpaczy, a komórki mózgu same się nie uspokoją.

Wtedy dotrzecie może do tej tajemnicy, której nikt wam nie potrafi objawić, ani nic nie może zniszczyć. Żywy umysł

to cichy umysł. Żywy umysł nie ma środka, a tym samym przestrzeni i czasu. Taki umysł jest nieograniczony, i to

jest jedyna prawda, jedyna rzeczywistość.

hjdbienek : :
paź 15 2008 CZYM JEST MYŚLENIE
Komentarze: 0

 

 

Zastanówmy się teraz, czym jest myślenie, jakie jest znacze nie myślenia, które przecież musimy (ze względu

na naszą codzienną pracę) ćwiczyć starannie, logicznie i rozsądnie. Zastanówmy się również nad tym rodzajem

myślenia, które w ogóle nie ma znaczenia. Dopóki nie poznamy tych dwóch rodzajów myślenia, dopóty nie

będziemy mogli w żaden sposób zrozumieć warstw głębszych, których myśl nie potrafi dosięgnąć. Spróbujmy więc

zrozumieć całą złożoną strukturę myślenia: narodziny myśli i uwarunkowania przez nie stwarzane. Poprzez

zrozumienie tego wszystkiego dojdziemy może do czegoś, czego myśl nigdy nie wykryła, do czego myśl nie ma

dostępu.

Dlaczego w życiu każdego z nas taka ważna stała się myśl? Myśl będąca pojęciem, będąca odpowiedzią na

nagromadzone w komórkach mózgu wspomnienia. Może wielu z was nawet nie zadało sobie tego pytania albo –

jeśli to uczyniliście – wielu odpowiedziało: "Ona ma bardzo małe znaczenie. Liczy się uczucie". Nie wiem, jak

potraficie rozdzielić te dwa zjawiska. Jeśli myśl nie użycza uczuciu ciągłości, to uczucie bardzo szybko zamiera.

Dlaczego więc w naszym codziennym życiu, w naszym zaharowanym, nudnym, zastraszonym życiu, myśl

osiągnęła takie nadmierne znaczenie? Zapytajcie siebie, tak jak ja pytam siebie, dlaczego człowiek jest

niewolnikiem myśli – chytrej, sprytnej, umiejącej organizować, umiejącej wszystko rozpocząć. Myśli, która

wynalazła tyle rzeczy, zrodziła tyle wojen, stworzyła tyle strachu, tyle niepokoju, która ciągle buduje wyobrażenia i

pojęcia i goni w kółko. Myśli, która cieszy się wczorajszą przyjemnością i przydaje jej ciągłości w teraźniejszości, a

także w przyszłości. Myśli, która zawsze jest czynna, wciąż paple, porusza się, konstruuje, dodaje, odejmuje,

przypuszcza.

Pojęcia stały się dla nas ważniejsze niż działanie – pojęcia tak zręcznie wykładane przez intelektualistów w

książkach z poszczególnych dziedzin. Im sprytniejsze, im subtelniejsze są te pojęcia, tym bardziej je czcimy,

podobnie jak książki, w których są publikowane. My sami jesteśmy tymi książkami, my jesteśmy tymi pojęciami, tak

bardzo jesteśmy przez nie uwarunkowani. Wciąż dyskutujemy o pojęciach i ideach oraz dialektycznie wyrażamy

opinie. Każda religia ma swe dogmaty, formuły, własne rusztowanie, z którego sięga bogów. Gdy jednak badamy

początek myśli, podajemy w wątpliwość znaczenie tego całego gmachu pojęć. Oddzieliliśmy pojęcia od działania,

bo pojęcia pochodzą zawsze z przeszłości, a działania zawsze odbywają się w teraźniejszości. Oznacza to, że

teraźniejszość jest zawsze żywa. Boimy się żyć i dlatego przeszłość w postaci pojęć stała się dla nas tak ważna.

Jest naprawdę rzeczą niezmiernie interesującą obserwować przebieg własnego myślenia, przyglądać się temu,

jak się myśli, skąd się bierze ta reakcja, zwana myśleniem. Oczywiście z pamięci. Czy w ogóle istnieje początek

myśli? Jeśli istnieje, to czy potrafimy go znaleźć, to znaczy znaleźć początek pamięci, bo gdybyśmy nie mieli

pamięci, nie moglibyśmy mieć myśli.

Widzieliśmy, jak myśl podtrzymuje przyjemność, której doznaliśmy wczoraj, i jak nadaje jej ciągłość, oraz jak

myśl podtrzymuje również odwrotność przyjemności, mianowicie strach i ból, tak iż doświadczający, którym jest

myśliciel, sam jest przyjemnością i bólem, jak również istotą podtrzymującą przyjemność i ból. Myślący oddziela

przyjemność od bólu. Nie dostrzega on, że przez samo szukanie przyjemności zaprasza w do siebie ból i lęk. W

stosunkach międzyludzkich myśl domaga się zawsze przyjemności, którą osłania różnymi takimi słowami, jak

lojalność, pomaganie, dawanie, podtrzymywanie na duchu, służenie. Zastanawiam się, dlaczego chcemy służyć?

Dobre usługi ofiarowują stacje benzynowe. Co znaczą słowa: pomagać, dawać, służyć? O co tu chodzi? Czy kwiat

pełen piękna, światła i urody mówi: "Daję, pomagam, służę"? On jest. I dlatego, że nic nie stara się robić, zakrywa

całą ziemię.

Myśl jest tak sprytna, tak chytra, że zniekształca wszystko dla swej wygody. Myśl przez swe dążenie do

przyjemności sama sobie nakłada więzy. Myśl płodzi rozdwojenie we wszystkich naszych stosunkach. Jest w nas

skłonność do przemocy, która daje nam przyjemność, ale jest też pragnienie pokoju, pragnienie bycia uprzejmym i

łagodnym. Dzieje się tak przez cały czas w życiu każdego z nas. Myśl nie tylko rodzi to rozdwojenie w nas, ale też

gromadzi niezliczone wspomnienia doznanych przyjemności i cierpień, i z tych wspomnień się odradza. Tak więc

myśl jest przeszłością, myśl jest zawsze stara jak to już powiedziałem wcześniej.

Ponieważ każde wyzwanie ujmujemy w kategoriach przeszłości, choć samo wyzwanie jest zawsze nowe, nasze

spotkanie z wyzwaniem będzie zawsze całkiem niedostosowane do niego. Z tego wyniknie sprzeczność, konflikt

oraz, jako spadek po nich, wszelka niedola i smutek. Cokolwiek nasz mały mózg czyni, znajduje się w konflikcie.

Czy do czegoś dąży, czy coś naśladuje, czy tłumi, czy idealizuje, czy dostosowuje się cokolwiek czyni, znajduje się

w stanie konfliktu i tworzy konflikt.

Ci, którzy dużo myślą, są z natury materialistami, bo myśl jest materią. Myśl jest materią, tak samo jak podłoga,

ściana lub telefon. Energia działająca według pewnego wzorca staje się materią. Istnieje energia, istnieje materia.

Tym jest całe życie. Możemy mniemać, że myśl nie jest materią, ale ona nią jest. Myśl jest tak samo materią jak

ideologia. Gdziekolwiek jest energia, staje się ona materią. Materia i energia są wzajemnie powiązane. Jedna nie

może istnieć bez drugiej, a im większa jest między nimi harmonia, tym większa równowaga i aktywność komórek

mózgu. Myśl ustanowiła ów schemat przyjemności, bólu, strachu, i od tysięcy lat działa w jego ramach. Nie może

przełamać tego schematu, bo sama go stworzyła.

Myśl nie może pojąć nowych okoliczności. Mogą one być z opóźnieniem rozumiane przez myśl za pomocą

słów, ale w rzeczywistości zrozumienie nowego faktu nie jest dziedziną myśli. Myśl nie może nigdy rozwiązać

żadnego psychologicznego problemu. Jakkolwiek bystra, jakkolwiek chytra, jakkolwiek uczona jest myśl; bez

względu na strukturę, jaką ona tworzy dzięki wiedzy czy komputerom, pod wpływem przymusu czy konieczności –

myśl nigdy nie jest nowa i dlatego nie może nigdy odpowiedzieć na żadne doniosłe pytanie. Stary umysł nie może

rozwiązać ogromnego problemu życia.

Myśl jest przewrotna, gdyż może wszystko zmyślić i widzieć rzeczy, których nie ma. Może dokonywać

najbardziej niezwykłych sztuczek, i dlatego nie można na niej polegać. Ale jeśli zrozumiecie, jaka jest cała struktura

waszego myślenia, dlaczego myślicie, dlaczego używacie słów, dlaczego tak a nie inaczej zachowujecie się w

codziennym życiu, dlaczego w taki to a taki sposób mówicie, traktujecie ludzi, chodzicie albo jecie – jeśli tego

wszystkiego staniecie się świadomi, to umysł nie będzie już was oszukiwał, bo nie pozostanie nic, co mógłby ukryć.

Umysł nie będzie już tworem, który czegoś się domaga, coś podbija, lecz stanie się niezmiernie cichy, giętki,

wrażliwy, samotny, w tym zaś stanie nie ma miejsca na żadne oszustwo.

Czy zauważyłeś kiedykolwiek, że gdy znajdujesz się w stanie pełnej uwagi, wówczas obserwator, myśliciel, "ja",

centrum, znika? W tym stanie zaczyna zanikać myśl.

Jeśli chce się coś jasno widzieć, umysł musi być bardzo spokojny, wolny od uprzedzeń, paplania, rozmowy,

wyobrażeń, obrazów. Wszystko to trzeba odsunąć na bok. Tylko w milczeniu można obserwować początek myśli.

Nie wtedy, gdy coś badamy, zadajemy pytanie i czekamy na odpowiedź.

Tak więc tylko wtedy, gdy będziesz zupełnie spokojny, i to w całej swej istocie, i zadasz sobie pytanie: "Jaki jest

początek myśli?" – tylko w tym milczeniu zaczniesz dostrzegać, jak kształtuje się myśl.

Jeśli jesteśmy świadomi, jak jest poczynana myśl, to nie mamy wcale potrzeby panowania nad myślą.

Poświęcamy dużo czasu i tracimy dużo energii w ciągu całego życia, i to nie tylko w szkole, starając się zapanować

nad swymi myślami. "To jest dobra myśl, muszę ją zachować". "To jest zła myśl, muszę ją stłumić". Stale toczy się

walka pomiędzy jedną a drugą myślą, jednym a drugim pragnieniem, jedną główną przyjemnością a wszystkimi

innymi. Jeśli jednak mamy żywą świadomość początku myśli, to nie istnieje sprzeczność w myślach.

Gdy więc słyszysz zdanie w rodzaju: "Myśl jest zawsze stara" lub: "Czas to smutek", myśl zaczyna tłumaczyć je

i interpretować. Ale tłumaczenie i interpretacja opierają się na wczorajszej wiedzy i doświadczeniu, toteż będziesz

niezmiennie zdanie to tłumaczyć zgodnie ze swym uwarunkowaniem. Jeśli jednak spojrzysz na te zdania, nie

interpretując ich wcale, lecz poświęcając im całą uwagę (nie koncentrację), to stwierdzisz, że nie ma obserwatora

ani przedmiotu obserwowanego, myśliciela ani myśli. Nie mów: "Co było najpierw?" To zręczny argument, który do

niczego nie prowadzi. Możesz zaobserwować w sobie, że dopóki nie ma w nas myśli (co nie oznacza, że masz

amnezję czy pustkę w głowie), a więc dopóki nie ma w nas myśli biorącej się z pamięci, doświadczenia lub wiedzy,

które pochodzą z przeszłości, dopóty nie ma myślącego. Nie jest to problem filozoficzny ani mistyczny. Mamy tu do

czynienia z czystymi faktami. Jeżeli posunąłeś się tak daleko w tej podróży, to zobaczysz, że odpowiadasz na

wyzwanie nie starym umysłem, lecz całkowicie nowym.

hjdbienek : :
paź 14 2008 OBSERWATOR I PRZEDMIOT OBSERWOWANY
Komentarze: 0

 

 

Pójdźcie, proszę, za mną nieco dalej. Chodzi tu o sprawę dość złożoną i subtelną, ale proszę, zainteresujcie się

nią.

Gdy buduję sobie wyobrażenie o was czy o czymś innym, potrafię patrzeć na to wyobrażenie tak, że istnieje

wyobrażenie i jego obserwator. Widzę, powiedzmy, kogoś w czerwonej koszuli, a moją bezpośrednią reakcją jest

to, że mi się on podoba lub nie podoba. To, że się podoba lub nie, jest uwarunkowane moją kulturą, moim

wykształceniem, mymi skojarzeniami i skłonnościami, moimi wrodzonymi oraz nabytymi cechami. Z tego punktu

widzenia, punktu centralnego, obserwuję i wydaję sądy. W ten sposób obserwator jest oddzielony od

obserwowanej rzeczy.

Ale obserwator jest świadomy nie tylko jednego wyobrażenia. Stwarza on tysiące wyobrażeń. Czy jednak

obserwator jest czymś różnym od tych wyobrażeń? Czy on sam nie jest jeszcze jednym wyobrażeniem? Zawsze

coś dodaje lub odejmuje od tego, czym jest. Stanowi żywą istotę, która przez cały czas waży, porównuje, osądza,

modyfikuje i zmienia pod wpływem ciśnień zewnętrznych i wewnętrznych. To istota żyjąca w polu świadomości,

którym jest jej wiedza, wpływ i niezliczone kalkulacje. Równocześnie, gdy patrzysz na obserwatora, którym jesteś,

dostrzegasz, że składają się nań wspomnienia, doświadczenia, wypadki, wpływy, tradycja i nie zliczone odmiany

cierpienia, które pochodzą z przeszłości. Tak więc obserwator jest zarówno przeszłością, jak i teraźniejszością, a

jutro, którego oczekuje, też stanowi jego cząstkę. Jest on na wpół żywy, na wpół martwy – ma w sobie śmierć i

życie. W tym stanie umysłu, znajdującym się w polu czasu, spoglądacie (jako obserwatorzy) na strach, zazdrość,

wojnę, rodzinę (na ten brzydki zamknięty twór, zwany rodziną). Staracie się rozwiązać problem obserwowanego

przedmiotu, bo stanowi on wyzwanie, nowość. Przekładacie sobie zawsze to, co nowe, na terminy tego, co stare, i

dlatego znajdujecie się ' nieustannie w konflikcie.

Jedno wyobrażenie, będące obserwatorem, obserwuje tuzin innych wyobrażeń wokół siebie i w sobie, po czym

powiada: "Lubię to wyobrażenie, zachowam je" lub: "Nie podoba mi się to wyobrażenie, więc się go pozbędę". Ale

sam obserwator składa się z różnych wyobrażeń, które powstały przez reakcję na różne inne wyobrażenia.

Dochodzimy więc do punktu, w którym możemy rzec, że obserwator jest również wyobrażeniem, ale on odłączył

się i obserwuje. Ten obserwator, który powstał dzięki różnym, innym wyobrażeniom, uważa się za coś trwałego,

zaś pomiędzy nim a stworzonymi przez niego wyobrażeniami jest przedział, przerwa czasowa. Stwarza to konflikt

pomiędzy nim a wyobrażeniami, a ten konflikt obserwator uważa za przyczynę swoich kłopotów. Powiada więc:

"Muszę się uwolnić od konfliktu". Ale samo pragnienie uwolnienia się stwarza nowe wyobrażenia.

Uświadamianie sobie tego wszystkiego, będące prawdziwą medytacją, pokazuje nam, że istnieje centralne

wyobrażenie, które składa się ze wszystkich innych wyobrażeń, i to centralne wyobrażenie, obserwator, jest

centralnym cenzorem, podmiotem doświadczającym, oceniającym taksometrem, sędzią, który chce pokonać,

podporządkować sobie inne wyobrażenia albo w ogóle je zniszczyć. Te inne wyobrażenia są rezultatem osądów,

ocen, opinii i wniosków obserwatora, obserwator zaś wynika ze wszystkich innych wyobrażeń. I dlatego obserwator

jest równocześnie obserwowanym.

I oto świadomość siebie samego ujawniła różne stany umysłu, ujawniła różne wyobrażenia i sprzeczności

między wyobrażeniami, ujawniła wynikające z tego konflikty, rozpacz z powodu niezdolności do radzenia sobie z

nimi i rozmaite próby ucieczki przed nimi. Wszystko to ujawniła świadomość ostrożna, wahająca się, uważna.

Potem dopiero przyszła świadomość tego, że obserwator jest obserwowany. Nie jest to wyższa istota, która staje

się tego świadoma, nie jest to wyższe "ja" (istota wyższa czy wyższe "ja" to tylko nasze wymysły, kolejne

wyobrażenia). Sama czujna świadomość ujawniła, że obserwator jest zarazem przedmiotem obserwacji.

A jeśli zadacie sobie pytanie: "Kim jest ta istota, która ma otrzymać odpowiedź? I kim jest ta istota, która

zamierza badać?" Jeśli istota ta jest częścią świadomości, częścią myśli, to jest ona niezdolna do odkrycia

odpowiedzi. To, co może odkryć, jest tylko stanem świadomości. Ale jeśli w owym stanie świadomości czuwa

jeszcze istota, która mówi: "Muszę być czujny, muszę ćwiczyć żywą świadomość", to jest to znów inne

wyobrażenie.

Uświadamianie sobie faktu, że obserwator jest przedmiotem obserwacji, nie jest procesem utożsamiania się z

nim. Utożsamiać się z czymś jest dość łatwo. Większość z nas utożsamia się z czymś – z rodziną, mężem, żoną,

narodem – i to prowadzi do wielkiej niedoli i wielkich wojen. Rozważamy tu coś całkiem odmiennego i musimy to

zrozumieć nie tylko w słowach, lecz także w głębi swej istoty. W starożytnych Chinach zanim artysta zaczął

cokolwiek malować, na przykład drzewo, siedział przed nim całymi dniami, miesiącami i latami (nie było ważne, jak

długo), póki nie stał się tym drzewem. Nie utożsamiał się z drzewem, lecz stawał się drzewem. Oznacza to, że nie

było już przestrzeni pomiędzy nim a drzewem, przestrzeni pomiędzy obserwatorem a obserwowanym

przedmiotem. Nie było już osoby doświadczającej piękna, ruchu, cienia, głębi liścia, jakości barwy. Artysta był

całkowicie drzewem i tylko w tym stanie mógł malować.

Każdy ruch ze strony obserwatora, który jeszcze nie zrozumiał, że stanowi zarazem przedmiot obserwacji,

stwarza tylko nowy szereg wyobrażeń, które go usidlają. Cóż się jednak dzieje, gdy obserwator jest świadomy

faktu, że stanowi zarazem przedmiot obserwacji? Posuwajmy się naprzód powoli, bardzo powoli, gdyż problem, do

którego teraz dochodzimy, jest bardzo złożony. Cóż się wtedy dzieje? Obserwator nie robi nic. Obserwator zawsze

dotąd mówił: "Muszę coś zrobić z tymi wyobrażeniami, muszę je stłumić lub nadać im odpowiednią postać".

Zazwyczaj był on aktywny wobec obserwowanego przedmiotu, wciąż działał i reagował namiętnie lub niedbale.

Działanie obserwatora typu "podoba mi się – nie podoba mi się" nazywamy działaniem pozytywnym: "Podoba mi

się, a więc muszę to mieć" i Nie podoba mi się, a więc muszę się tego pozbyć". Gdy jednak obserwator zrozumie,

że on sam jest rzeczą, z którą ma do czynienia, wtedy znika konflikt pomiędzy nim a wyobrażeniem. On sam jest

nim. Nie jest od niego oddzielony. Dopóki był oddzielony, dopóty starał się z tym coś począć, ale z chwilą gdy

zrozumiał, że jest przedmiotem obserwacji, zabrakło miejsca na ocenę i konflikt ustał.

Co ma począć obserwator? Jeśli coś jest tobą, co możesz z tym zrobić? Nie możesz ani zbuntować się, ani

uciec od tego, ani nawet tego zaakceptować. To jest tutaj. Tak więc wszelkie działanie, będące rezultatem reakcji

typu "lubię – nie lubię", musi się skończyć. Wtedy to odkryjesz, że istnieje samoświadomość, która oto stała się

żywa. Nie jest ona związana z jakąś centralną sprawą ani z jakimś wyobrażeniem. Dzięki intensywności tej

samoświadomości istnieje odmienna jakość uwagi, a umysł – on jest samoświadomością – staje się niezwykle

wrażliwy i wysoce inteligentny.

hjdbienek : :