1) Śmierć jest końcem, rzeczywistym doświadczeniem. Wszystko inne to koncepty i nadzieje. Nie chodzi mi o to, żeby zwiastować jakąś prawdę, ale o to, że chcę brać poważnie doświadczenie, które jest nam dostępne. Spróbuj inaczej podejść do danej Ci rzeczywistości. Działanie zgody na śmierć jako na koniec porównaj z działaniem nadziei na to, że po śmierci życie toczy się dalej. Rozważ to pod kątem siły, która zostaje uwolniona lub spętana. 2) Zacznij patrzeć do przodu i zaniechaj dociekania przyczyn. Rozwiązania można znaleźć również bez badania przyczyn, tym bardziej że kiedy dociekamy przyczyn psychicznych, wiele rzeczy pozostaje czystą hipotezą. Przy spojrzeniu do przodu chodzi zrazu o polemikę ze śmiercią. W Twoim wieku - tak czy inaczej - przyszła na to pora. Trzeba też spojrzeć w oczy chorobie. Co prawda, dopóki traktujesz ją jak wroga, dopóty mobilizujesz wiele sił, a być może, jesteś nawet w stanie przedłużyć swoje życie. Ale jaką treść ma takie życie? Również z chorobą trzeba się zaprzyjaźnić, a nawet na nią zgodzić, jeśli jest ona Twoim losem. To znaczy: Włączyć się w szereg tych, którzy wiedzą, że mają mało czasu, i którzy ten czas po prostu żyją, żyją, żyją - całkowicie w teraźniejszości. Pokorna zgoda uwalnia siły, które uczynią cennym ofiarowany Ci czas - czy będzie on krótki, czy długi. 3) W Twoim przypadku chodzi o pogodzenie się z własnym ograniczeniem, a ostatecznie z własnym końcem. Zresztą każdy człowiek musi kiedyś tego dokonać i nikt nie jest w stanie mu w tym ulżyć. Kto się zgodzi na własne ograniczenie, bierze wszystko, co pozostaje, jako dar i wypełnia to, dopóki jego czas trwa. 4) Dla każdego przychodzi czas, że musi się zaprzyjaźnić ze śmiercią, a tym samym ze swą ułomnością, która prowadzi do śmierci. Tego bardzo osobistego zadania nie wolno odwlekać terapią ani bagatelizować. Kto je wykona, ten się odnajdzie i weźmie wszystko, co mu życie daje w darze, i zrobi to, co jemu oraz innym przyniesie dobro. Jeśli pielęgnowanie starej przyjaźni jest jedną z takich rzeczy, zrób to. 5) Twoje serce się odezwało i ostrzegło Cię. W ramach terapii opowiem Ci historię: Do pewnego lekarza przyszła praktykantka. Zawsze wiedziała wszystko lepiej. Gdy lekarz nie mógł już wytrzymać krytyki, zaprowadził dziewczynę na cmentarz i pokazał groby. „Spójrz - powiedział - wszyscy, którzy tu leżą, byli moimi pacjentami. Pomagałem im, jak umiałem, a jednak umarli. I pewnego dnia ja też będę leżeć tu z nimi". Praktykantka ucichła i od tego czasu dobrze się im współpracowało. 6) Pokój zapanuje dopiero wtedy, gdy śmierć uznasz za koniec. Czy chcesz robić tak, jak dwóch skazańców idących na śmierć? Stoją nad grobem i zwalczają się pogardą wobec śmierci. Na zwycięzcę czeka podwójny grób. 7) Boisz się, że nie będziesz żył dłużej niż 51 lat. Pomoże Ci, jeśli się nastawisz na to, że możesz umrzeć w tym właśnie czasie. Jednak zanim nadejdzie ta chwila, możesz jeszcze tak wiele zrobić ze swoim życiem, że na końcu będziesz mógł powiedzieć: „Dobrze żyłem". A jeżeli, być może, pożyjesz trochę dłużej, przyjmij to jako dar. 8) Doświadczyłeś: Kto się pokłoni przed śmiercią, staje się poważny. Wraz z Tobą składam pokłon przed śmiercią Twojego brata. To, co zostaje, jest cenne. 8) Tam, gdzie działa los, możemy się tylko pokłonić, wiedząc, jak jesteśmy ograniczeni my sami i nasze życie oraz jak bardzo ograniczeni są inni ludzie. Wtedy to, co nam zostało z życia, możemy przyjąć jako łaskę, jako dar - i wypełnić aż po brzegi. 9) Szukasz w sobie winy za samobójstwo ukochanej kobiety, starasz się złagodzić ból. Ale lepiej będzie, jeśli stawisz czoła bólowi z powodu jej śmierci. Albowiem śmierć jest głucha na nasze argumenty. Musisz los ukochanej widzieć oddzielnie. Pokłoń się przed jej śmiercią i uczcij swoje życie, dopóki trwa. Teraz odpowiedź na Twoje pytania: - Nie przejmuj żadnej odpowiedzialności za cokolwiek, co należało do niej. Zostaw wszystko jej dzieciom i krewnym. - Nie rozmawiaj ani z uczestnikami warsztatów, którzy ją znali, ani z jej mężem. Pozwól, żeby wszystko przeminęło. 10) Lęk przed śmiercią czuje ten, kto nie bierze swojego życia. Dzieje się tak przede wszystkim wtedy, gdy ktoś (jak było to w Twoim przypadku) został uratowany z sytuacji poważnie zagrażającej życiu - ale ratunek przyszedł wtedy, gdy on już skończył ze swoim życiem. Przed Tobą zadanie: Życie podarowane Ci na nowo - weź jako dar, bez żadnych zastrzeżeń, a także bez ukrytej chęci płacenia za ten dar. Byłaby ona bowiem próbą uchylenia się od pokory. Każdy ma swoje życie i swoją śmierć, tak jak Ty masz swoje życie i swoją śmierć. Tutaj każdy jest dla siebie i każdy sam. 11) Przed samobójstwem Twojego brata i przed jego losem musisz się pokłonić, muszą się też pokłonić Twoi rodzice. Jeśli szukamy winnych, to zachowujemy się tak, jak gdyby oni mieli albo jak gdybyśmy my mieli cudzy los w ręku. Gdy tylko dopuścimy do siebie tę myśl, tracimy nasze centrum. Pokłon zaś jest wyrazem pokory. Kłaniając się, czujemy cały ból straty, ale to ból, który uzdrawia i daje pojednanie. Gdybyś chciała wystąpić jako mścicielka, przyjmując, że wolno Ci obciążyć winą Twojego ojca, sugerowałabyś, że Twój brat szuka zemsty. Wtedy jego śmierć nie przyniosłaby pokoju, nieszczęście musiałoby toczyć się dalej. Kilka dni temu czytałem piękny wiersz Rilkego „Orfeusz. Eurydyka. Hermes". I w nim piękne zdanie o Eurydyce: „Niosła swą umarłość w sobie jak pełnię". W taki sposób można widzieć śmierć. Albowiem tak jak życie musi pochodzić z czegoś większego, co było przed nim, tak też śmierć nie może prowadzić do pustki, lecz tylko do czegoś większego, co przed nami zawsze już jest i co po nas przychodzi. 12) Dołączam opowieść na temat „śmierci". Być może, zainspiruje Cię ona. Śmierć jest w tej opowieści przyjacielem i strażnikiem życia. Ludziom, którzy się boją śmierci, zalecam niekiedy, żeby się przed nią pokłonili. Wtedy śmierć często zatrzymuje się w miejscu. I jeszcze coś. Jeśli komuś umrze bliska osoba, ten ktoś nie odważa się już nieskrępowanie brać swojego życia jako daru. Takiemu człowiekowi mówię, żeby spojrzał na zmarłą osobę, pokłonił się przed nią i powiedział jej: „Nie żyjesz. Ja pożyję jeszcze trochę. Potem też umrę". Jeśli pozwolisz, żeby to zdanie działało, doświadczysz jego tajemnicy. 13) Stosowna postawa wobec śmierci polega na tym, że oddajemy jej pokłon i pozostawiamy jej decyzję, kiedy przyjdzie. 13) Są dwa sposoby patrzenia na koniec. Jeden polega na tym, że ze względu na koniec zapominamy o tym, co mamy, a drugi na tym, że ze względu na koniec cieszymy się tym, co mamy, dopóki trwa. 14) Dociekanie przyczyn zwalnia nas z żałoby. Działa strasznie. Niech Pani pozwoli dziecku, żeby mogło żyć i umrzeć zgodnie z własnym losem, i proszę zostawić je wtedy w spokoju. 15) Jest tak, jak gdyby śmierć rozdzielała nas tylko pozornie lub powierzchownie i jak gdybyśmy czuli więź, która umieszcza śmierć i życie w większej całości. A my, chociaż żyjemy, żyjemy tylko trochę, potem również umieramy. Wiedza o tym „trochę" wiąże nas, jeszcze za życia, ze zmarłymi i pozwala nam wypełnić po brzegi czas, który nam pozostał. 16) Z NLP (Neurolingwistycznego Programowania) znana jest metoda zwana wyrównaniem kotwicy. Będąc w dobrej sytuacji - na przykład w regresji jako syty, zadowolony niemowlak - otwieramy się na wspomnienie niedobrej sytuacji - na przykład niebezpieczeństwa uduszenia. Wtedy dochodzi do walki między tymi uczuciami, w której wyniku niedobre uczucie zostaje zneutralizowane. Najwyraźniej to przeżyłeś. Jeśli w trakcie sesji terapeutycznej pojawia się u kogoś niezwykłe uczucie, na przykład pragnienie śmierci, trzeba tę osobę przenieść w bezpieczną sytuację, w której może się ona przyjrzeć temu, co niedobre. Można na przykład zastosować holding, jak matka dziecku. Metodę holdingu opisuje piękna książka Gdybyś mnie mocno trzymał Jiriny Prekop. Holding można też stosować u dorosłych, jeśli się ich, zastępując matkę lub ojca, trzyma jak dziecko. Gdy czują się bezpiecznie, wtedy można skonfrontować ich z traumatyczną sytuacją i spowodować w ten sposób wyrównanie kotwicy. 17) Twoje odczucie bycia wykorzystaną, ponieważ jest niewspółmierne w stosunku do sprawy, którą opisałaś, prawdopodobnie przejęłaś od jakiejś kobiety, u której było ono uzasadnione, na przykład od babki lub ciotki. Rozwiązanie w takim wypadku polega na tym, że stajesz obok tej kobiety i patrzysz na nią z miłością tak długo, aż ona stanie się duża, a Ty mała. Napad duszności był dla Ciebie czymś takim, jak doświadczenie śmierci. Weź je jako takie i zgódź się na nie. Nie wiemy, jak przyjdzie nam umrzeć, i jest mądrze już teraz pokłonić się przed tym sposobem, w jaki kiedyś spotka nas śmierć. Wtedy spokojnie możemy patrzeć na to, co nam pozostało. 18) Oto moje odpowiedzi na Twoje pytania. - Uczcij to, że Twój mąż daje Ci na utrzymanie. Zamiast się procesować, byłoby lepiej poprosić go o trochę więcej, jeśli tego potrzebujesz. - Uszanujesz swoją matkę, jeśli pieniądze, które ona Ci ofiarowała, wydasz także na swoje utrzymanie. - Musisz uznać, że jesteś chora i że być może, pozostało Ci niewiele czasu. Spójrz chorobie i śmierci w oczy i poproś śmierć, gdy ją sobie wyobrazisz naprzeciw siebie, żeby dała Ci wskazówkę, co jest dla Ciebie stosowne. Zachowanie spokoju i oszczędzanie się w każdym razie wydają się właściwe. 19) W Pani przypadku pierwszeństwo ma terapia medyczna. Może Pani wesprzeć poprawę swojego stanu i wyzdrowienie, jeśli - chociaż zabrzmi to dość dziwnie -zobaczy Pani śmierć po swojej stronie jako przyjaciela i strażnika życia, odwróci się do niej, spojrzy jej w twarz i głęboko się przed nią pokłoni. Ona jest ostateczną rzeczywistością, która wszystko, co znamy, kończy: życzenia, winę, zwycięstwo i porażkę, wolność i kajdany. 20) Wyzdrowienie jest dla Pani możliwe chyba tylko wtedy, gdy po zmarłym dziecku odprawi Pani żałobę, otwierając się na ból, jaki przystoi kochającej matce. Niech Pani weźmie je do swego serca. 21) Wydaje mi się, że Pani lęk przed zachorowaniem na raka stoi na pierwszym planie. Dokładnie rzecz biorąc, chodzi o spotkanie ze śmiercią, najpierw ze śmiercią dziecka z powodu poronienia, a potem dopiero z własną. Proponuję, żeby Pani wzięła z miłością zmarłe dziecko i złożyła je w ramiona śmierci. Powierzyła jej dziecko z miłością i jednocześnie wzięła je do własnego serca, z miłością i bólem.