Komentarze: 0
W 1934 r. aresztowano pewną kobietę pod zarzutem usiłowania zabójstwa swojego męża. Po całej serii dziwnych wypadków małżonek omal nie padł ofiarą ostatniego z nich - linka hamulcowa w jego motocyklu nagle pękła i o włos uniknął śmierci. Wtedy zdecydował się złożyć doniesienie przeciwko żonie. Przesłuchanie przeprowadzone przez policyjnego psychiatrę doktora Ludwiga Mayera wydobyło na światło dzienne nie tylko fakt, że młoda kobieta podjęła wcześniej pięć prób morderstwa, ale także coś innego. Coś niesamowitego... Zamachy te - i nie tylko te - dokonały się wbrew woli obwinionej. Wprawdzie przestępcy chętnie powołują się na działanie pod wpływem jakiegoś wielkiego nieznajomego, ale w tym przypadku on naprawdę istniał. Młoda kobieta spotkała go w podróży pociągiem do lekarza. Wszczęła wtedy rozmowę ze współpasażerem. Choć nie odpowiadał jej zbytnio, a jego towarzystwo ją denerwowało, rozmawiała z nim, ponieważ przedstawił się jako uzdrawiacz i homeopata. Nagle nieznajomy lekko dotknął jej ręki i kobieta zatraciła swoją indywidualność. Poczuła, że kręci jej się w głowie i jest bezsilna, podlega całkowicie woli nieznajomego. On pociągał za sznurki, a ona była tylko marionetką. Jak automat poszła za nim do pokoju w Heidelbergu. Tam dotknął jej czoła, po czym zapadła w stan uśpienia. Wiedziała wprawdzie, że obcy wykorzystuje ją seksualnie, ale opór był niemożliwy. Władza tego mężczyzny - którego później zidentyfikowano jako przestępcę Franza Waltera - nie ograniczała się do bezpośredniego kontaktu. Kiedy już zaspokoił swoje cielesne żądze, pozwolił nieszczęsnej odejść - ale nie zwrócił jej wolności. Od tej pory także na odległość kobieta była zdominowana przez demoniczną wolę Waltera. Najpierw oddała mu 3000 marek ze swoich oszczędności (co w 1934 r. stanowiło niebagatelną sumę), a następnie była przymuszana do uprawiania prostytucji. Szczytowym przejawem władzy przestępcy nad nią były próby morderstwa, które młoda kobieta musiała podejmować na mężu, mimo że go serdecznie kochała. Wszystkie te fakty zostały jednoznacznie ustalone przez władze, które wydały nakaz ścigania „duchowego" sprawcy morderstwa, Franza Waltera. Psychiatra policyjny dr Mayer, który opisał ten przypadek w książce Verbrechen unter Hypnose, był szczególnie zafascynowany okolicznością, że kobieta rozpaczliwie walczyła z narzuconą sobie obcą wolą. Nienawidziła tego wszystkiego, co Walter wyczyniał z jej ciałem w swoim pokoju, ale nie była w stanie odtrącić go ani przedsięwziąć czegokolwiek innego. Nie mniejszy wstręt odczuwała wobec swoich licznych klientów, ale i im nie mogła wzbraniać siebie. Kilkakrotnie tak w niej narósł bunt, że była bliska zerwania duchowych pęt. Jedno jedyne „władcze słowo" Waltera wystarczyło jednak, aby przywrócić absolutną kontrolę nad ofiarą. Wyjątkowy przypadek? Bynajmniej. Postaci takich jak Walter jest wiele w historii. Dnia 31 marca 1865 r. do drzwi pewnego domu we wsi Sollies-Farliede we Francji zapukał obdarty żebrak, jeszcze bardziej odrażający przez swoją krzywą nogę. Prosił o coś do jedzenia i nocleg. Rodzina zamieszkująca ten dom - robotnik rolny z piętnastoletnim synem i dwudziestosześcioletnią córką - przyjęła gościa, którego powierzchowność budziła skrajny wstręt. Nazywał się Thimotheus Castellan i utrzymywał, że jest bezrobotnym drwalem. Kiedy następnego ranka ojciec i syn udali się do pracy, w domu pozostała córka Józefina z obcym, który mimo swego niezbyt wypielęgnowanego wyglądu wydawał się jednak nieszkodliwy. Aż do południa nic się nie wydarzyło. W czasie posiłku Castellan wyciągnął nieoczekiwanie rękę i poruszył palcami, jakby dając jakiś znak. Wtedy dziewczyna znalazła się w jego mocy. Żebrak zaniósł ją do bocznej izby, aby uczynić z nią to samo, co dziesiątki lat później miało być także palącym pragnieniem Franza Waltera w Heidelbergu. Józefina zachowała pełną świadomość, jednak była całkowicie bezwolna, kiedy ją gwałcono bez stosowania fizycznej przemocy. Nawet gdy do drzwi zapukał sąsiad, nie była zdolna wzywać pomocy ani wydać z siebie głosu. Choć żyła dotąd szczęśliwie z ojcem i bratem, jeszcze tego samego dnia opuściła gospodarstwo w towarzystwie Castellana. Ten włóczył się z nią, kazał jej publicznie pokazywać sztuczki, sterując nią zdalnie ruchami rąk dosłownie jak nakręcaną lalką, i bez żadnych ograniczeń folgował swym seksualnym żądzom. Kiedy przypadkiem zdołała wydobyć się spod jego paraliżującego wpływu, uwagę żebraka bowiem odwrócili myśliwi, jego działanie trwało jeszcze przez kilka tygodni. Co wynika z takich zdarzeń? Po pierwsze, że istnieje ogromny, uśpiony potencjał ducha ludzkiego. Mamy ochotę a priori go potępić, gdyż takie przypadki jak dwa wyżej przedstawione nie zawierają wielu pozytywnych aspektów. Jedyny wniosek, jaki się nasuwa, jest taki, że niemożliwa do wyplenienia legenda opiera się na glinianych nogach, nikt bowiem nie może być drogą sugestii zmuszony do robienia czegoś, co sprzeciwia się jego naturze, moralności albo wewnętrznej postawie. To jednak już od dawna wiedzą psychologowie, psychiatrzy i neurologowie. Czy więc zdolności, które można określić - zależnie od stanowiska - jako ezoteryczne albo paranormalne, są złe ze swej istoty, przynajmniej jeśli są wrodzone? Nie są. Przypadki takie jak wymienione wyżej wcale tego nie dowodzą, bo w gruncie rzeczy są wyjątkami. W normalnym przypadku, jeśli można w tym kontekście mówić o normalności, każdy z nas może otworzyć skrytki swojego ducha i rozbudzić uśpione zdolności. Można ich oczywiście także nadużywać. Tylko że w normalnym przypadku takie rozbudzenie nie jest możliwe z dnia na dzień, wymaga rozwagi, dyscypliny, panowania nad sobą i wielu innych cech charakteru, które zazwyczaj nie idą w parze ze zdefektowaną, łaknącą władzy osobowością. Do tego dochodzi jeszcze ten wzgląd, że droga do uzyskania nadzwyczajnych zdolności zmienia tego, kto nią cierpliwie kroczy, na lepsze. Oczywiście i w tej dziedzinie zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę i może się zdarzyć, że siłą napędową do przetrwania wszystkiego będzie opętańcza żądza władzy, jednak raczej nie jest to normą. W odniesieniu do technik ezoteryczno-paranormalnych zachowuje aktualność odpowiedź słynnego trenera karate na pytanie, czy nie obawia się, że wśród jego uczniów znajdzie się osobnik agresywny, który potem - zdobywszy czarny pas - będzie jeszcze groźniejszy dla otoczenia. Trener powiedział: „Osobnicy agresywni nie są dostatecznie zdyscyplinowani, aby dopracować się czarnego pasa". Niebezpiecznie może być tylko wtedy, gdy ktoś przychodzi na świat ze zdolnościami, na zdobycie których inni muszą latami pracować ćwicząc, medytując, trenując itd. Bez takiej szkoły charakteru danej osobie może brakować niezbędnych hamulców. Osoby z nieodległej przeszłości, jak Franz Walter albo Thimotheus Castellan, ilustrują to niebezpieczeństwo równie jak osobistości historyczne, które otrzymały w kołysce „magnetyczne siły". Tak więc nie możemy dłużej uchylać się od odpowiedzi na trudne pytanie, co właściwie należy rozumieć przez zdolności ezoteryczno-paranormalne, i to aż do ostatniej konsekwencji. Odpowiemy prowokacyjnie: to wszystko, czym dysponujemy w głębi samych siebie. Jakkolwiek zaskakujące bywają nasze niektóre szczytowe dokonania cielesne albo duchowe, i tak są one niczym w porównaniu z potencjałem jeszcze utajonym. Stwierdzenie, że duch człowieka jest w stanie dokonywać rzeczy niewiarygodnych, od powodowania fenomenów paranormalnych aż do zwalczania nieuleczalnych chorób, jest już niemal banalne. Podobnie znany jest fakt, że nasze ciało w sytuacjach ekstremalnych może mobilizować siły, które trzeba nazwać nadludzkimi. Ciało i duch stanowią bowiem nierozerwalną jedność. Ktokolwiek sądzi, że przedstawiony przez media całego świata wyczyn pewnej matki, która jedną ręką uniosła ciężarówkę, aby uwolnić spod niej swoje dziecko, daje się wyjaśnić skokowym wzrostem poziomu adrenaliny, ten jest w błędzie.