Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Słońce oświetlało jaskrawo przeciwległy mur, a odblask był tak silny że twarze obecnych w pokoju - przez kontrast - zdawały się szare. Mała dziewczynka zbliżyła się do mnie, bez żadnej ze strony matki zachęty, usiadła bliziutko i rozglądała się szeroko otwartymi oczkami, jakby dziwiła się co takie zgromadzenie ma znaczyć. Była czyściutka, ładnie ubrana, z kwiatami we włosach. Przyglądała się wszystkim wokoło bacznie i ciekawie, bez zapamiętywania, jak to dzieci zwykły czynić. Oczki miała żywe, błyszczące ciekawością, ale niezbyt wiedziała co ma w tej chwili robić - śmiać się czy bawić, skakać czy też wykrzykiwać. Wreszcie wzięła moją rękę i zaczęła przyglądać się jej z najwyższym zainteresowaniem, a za chwilę - nie zwracając najmniejszej uwagi na zgromadzone w pokoju osoby - usadowiła się wygodnie na dywanie i usnęła z głową na moich kolanach. Główkę miała kształtną, o szlachetnych harmonijnych liniach, a cała osóbka aż pachniała schludnością.
Przyszłość jej była tak samo niepewna j smutna jak innych obecnych w tym pokoju osób. Czekały ją rozterki, troski, ból, było to równie nieuniknione jak te blaski słońca na murze; bo wszak na to aby od bólu i trosk być wolnym, potrzeba najwyższej inteligencji, a zarówno wychowanie dzicwczynki jak i wszystkie otaczające ją wpływy sprzysięgną się na pewno aby do rozwoju lej inteligencji nie dopuścić.
Miłość - ów płomień bez dymu - jest w naszym świecie zjawiskiem tak rzadkim; w życiu najczęściej gryzący dym nas dusi, żre nam oczy, dławi gardło, wyciska łzy. Z poza gęstego dymu rzadko można dojrzeć płomień; a kiedy dym się zagęszcza i przybiera na sile płomyk zagasa. A przecież bez płomienia miłości życie ma tak niewielką wartość, jest jałowe i nużące; ale jakże ogień ma płonąć wśród kłębów gęstego dymu? Oba nie mogą istnieć jednocześnie; dym musi opaść, aby ogień mógł się w pełni rozjarzyć. Płomień nie walczy z dymem, gdyż ten nie jest jego rywalem, jego przeciwieństwem, płomień w ogóle nie ma rywali, ni wrogów. Dym nie jest płomieniem, nigdy nie może go w sobie zawrzeć, ale obecność dymu nie wskazuje tez bynajmniej na istnienie ognia; gdyż ten ogień jest od dymu wolny.
"Czy miłość i nienawiść nie mogą istnieć jednocześnie? Czyż zazdrość np. nie jest dowodem miłości? Trzymamy się w harmonii za ręce, a za chwilę sobie wymyślamy; unosimy się, mówimy sobie wzajem twarde słowa, a za godzinę znów ściskamy się serdecznie. Spieramy się, a potem godzimy wśród pocałunków. Czyż to wszystko razem nie jest miłością? Czyż same objawy zazdrości nie są oznaką kochania? Zdają się iść zawsze w parze, jak światło i mrok. Szybki i krótki gniew, a po nim zgoda i pieszczota: czyż nie wyrażają pełni miłości? Wszak nurt rzeki czasem jest gwałtowny i rwący, a czasem cichy i spokojny; raz rzeka płynie przez mroczne wąwozy, to znów przez osłonecznione równiny, czyż nie stanowi to właśnie jej piękna?"
Co właściwie nazywamy miłością? Czy cały ten splot na który się składa rozkosz i zazdrość, żądza i pieszczota, ostre słowa i serdeczne uściski, twardość kłótni i słodycz powtarzającej się zgody? Tak, są to wszystko zjawiska zachodzące na polu tzw. miłości. Gniew naprzemian z pieszczotą są codziennym na tym potu zjawiskiem, nieprawdaż? A my staramy się ustanowić jakiś związek i stosunek pomiędzy tymi różnymi, a faktycznie istniejącymi wzruszeniami, albo też porównujemy je ze sobą. Używamy jednego faktu - wzruszenia dla potępienia lub usprawiedliwienia innego, który zachodzi na tym samym polu, albo staramy się znaleźć jakąś łączność pomiędzy czymś w obrębie tego pola, a czymś poza nim. Nie ujmujemy nigdy żadnego zjawiska oddzielnie, a staramy się odkryć jakieś pomiędzy nimi wzajemne stosunki i zależności. Dlaczego tak sobie poczynamy? Wszak można zrozumieć każde zjawisko, a więc i te wzruszenia, tylko wówczas, gdy nie używamy innych zjawisk znajdujących się w na tym samym polu, jako środka do zrozumienia tych o które nam chodzi, gdyż takie łączenie wprowadza tylko chaos i zamieszanie pojęć. Ale dlaczego tak nam chodzi o to porównywanie ? Dlaczego przenosimy znaczenie jednego zjawiska na drugie, lub używamy go jako rodzaju kompensaty i wytłumaczenia?
"Zaczynam rozumieć co macie na myśli. Istotnie powstaje pytanie dlaczego to robimy?"
Czy można zrozumieć jakieś zjawisko poprzez zasłonę wyobrażeń czy też pamięci? Czy mogę zrozumieć istotę zazdrości bo przed chwilą ściskałam serdecznie twą rękę? Jedno i drugie ma miejsce, i zazdrość jest faktem i pieszczota jest faktem, ale czy mogę wniknąć w cały proces zazdrości mając w pamięci naszą serdeczność? Czy pamięć pomaga do rozumienia? Wszak to pamięć porównuje, usprawiedliwia, potępia, modyfikuje czy utożsamia; ale czy może przybliżyć rozumienie? Podchodzimy do zjawisk - wzruszeń zachodzących na polu tzw. "miłości" - z pewnym określonym pojęciem, z przyjętym z góry wnioskiem. Nie zatrzymujemy się nad samym faktem zazdrości i nie obserwujemy go spokojnie takim jakim jest, a chcemy go od razu wtłoczyć w ramy własnego wyobrażenia czy wniosku; czynimy to po prostu dlatego że w istocie wcale nie pragniemy zrozumieć zjawiska zazdrości. Wrażenia jakich nam dostarcza zazdrość są równie podniecające jak pieszczoty; ale chcielibyśmy aby te podniety były niejako odbarwione, wolne od przykrości i udręczeń jakie zazwyczaj zazdrości towarzyszą. Stąd starcia, zamęt i walka w obrębie pola które zwiemy "miłością". Ale czy to jest miłość? Czy miłość to pojęcie, wrażenie, podnieta lub emocja? Czy miłość jest równoznaczna z zazdrością?
"A czyż rzeczywiste nie jest otulone ułudą? A ciemność czy nie otacza światła? Czy nawet Bóg nie jest zamknięty ograniczeniem?"
To są tylko słowa, pojęcia, przypuszczenia, więc nie mają żadnej wartości. Takie opinie tylko wzmagają wrogość między ludźmi, nie zawierają one Prawdy ani do niej nie zbliżają. Gdzie jest światłość tam nie ma mroku. Mrok nie może ukryć światłości; a jeśli ją skrywa tedy jej nie ma. Gdzie jest zazdrość tam nie ma miłości. Żadne pojęcie nie może przysłonić ani zastąpić miłości. Aby istniał jakiś kontakt, jakiś wzajemny stosunek, musi być coś wspólnego, a miłość nie pozostaje w żadnym do wyobrażeń stosunku, więc pojęcia nie mogą się nigdy spotkać z miłością. Miłość jest płomieniem bez dymu.
"Jestem żoną i matką" - mówiła, - "ale zdaje mi się, że utraciłam wszelką zdolność kochania, jakbym więdła i usychała wewnętrznie. Pracuję społecznie, ale więcej dla zabicia czasu niż z przekonania, gdyż widzę całą błahość tych działalności. Nic mnie naprawdę nie interesuje. Niedawno zrobiłam sobie dość długie wakacje, usuwając się od rodzinnych obowiązków i społecznych prac, i próbowałam malować; ale nie potrafiłam włożyć w to duszy. Czuję się martwa i beztwórcza, przytłoczona jakimś dojmującym niezadowoleniem, głęboko nieszczęśliwa. Jestem jeszcze młoda, a przecie przyszłość mi się wydaje mroczna i beznadziejna. Myślałam o samobójstwie, ale jakoś wydało mi się to nazbyt niedorzecznym wyjściem. Czuję w sobie coraz większy zamęt i nie widzę końca tej męki."
Wokół czego skupia się ta męka? Czy chodzi tu o stosunek z jakimś człowiekiem, czy z ludźmi w ogóle?
"Nie, to nie to. Te tragedie są już poza mną, wyszłam z nich nawet nie zanadto poraniona. Po prostu wszystko wokół mnie tonie w mroku, nic mnie nie interesuje, nic nie daje najmniejszego zadowolenia."
Czy dręczy panią jakieś jedno niepokojące zagadnienie czy też jest to niezadowolenie ogólne, protest przeciwko wszystkiemu? Musi być gdzieś głęboko ukryta jakaś udręka, jakiś lęk, którego pani zapewne nie jest wcale świadoma. Czy chce pani odkryć to, odsłonić i dotrzeć do sedna?
"Oczywiście, wszak po to przyszłam, bo już naprawdę nie mogę tak dłużej żyć. W niczym nie widzę żadnej wartości, a przy tym zapadam raz po raz na zdrowiu."
Choroba może być ucieczką od siebie i wszystkiego co panią otacza.
"Tak, jestem przekonana iż tak jest. Ale jak na to poradzić? Ogarnia mnie po prostu rozpacz. Zanim stąd wyjdę muszę zobaczyć jakieś rozwiązanie."
Czy konflikt zachodzi pomiędzy dwoma konkretnymi faktami, czy też pomiędzy rzeczywistym, aktualnym faktem a fikcją? Czy jest to niezadowolenie które nietrudno byłoby zaspokoić, czy też udręka i rozpacz niemal bez widocznej uchwytnej przyczyny? Na niezadowolenie można znaleźć z łatwością jakieś lekarstwo, taki czy inny środek zaradczy, coś co zaspokoi ukryte pragnienie, można znaleźć dlań jakieś ujście; ale męka która jest zarazem buntem przeciw wszystkiemu, nie da się ukoić i uśmierzyć myślą, ani uleczyć żadnym intelektualnym sposobem. Czy ten protest powstał bo w niczym nie mogła pani znaleźć zaspokojenia swego wewnętrznego głodu, czy zniknął by jeśliby naraz przyszło coś prawdziwie radosnego? Czy nie chodzi pani właśnie o takie trwałe samozadowolenie?
"Nie, to jeszcze nie to. Naprawdę nie szukam wcale samozadowolenia, tak mi się przynajmniej wydaje. Wiem tylko że mam w sobie zamęt, że czuję mękę i konflikt, że nie widzę żadnego wyjścia i jestem w rozpaczy".
Gdy pani mówi "konflikt", musi on być z kimś, lub z czymś, czy to z mężem, dziećmi, z otoczeniem, czy na polu działalności społecznej. A jeśli - jak pani mówi - konfliktu z tym nie ma, w takim razie jest to chyba sprzeczność pomiędzy tym czym pani jest, a tym, czym pani chciałaby być, czyli pomiędzy ideałem a aktualnym stanem, między tym co jest, a mitem o tym co powinno by być. Stworzyła pani zapewne ideał siebie i może cały zamęt i rozterka pochodzą z chęci dociągnięcia się do tego ideału, dorównania wyobrażonemu przez siebie wzorowi. Zmaga się pani starając się być czymś, czym pani nie jest. Czy nie o to chodzi?
"Zaczynam dostrzegać źródło mej męki. Zapewne ma pan słuszność."
Starcie zachodzi pomiędzy konkretnym faktem a fikcją, mitem, pomiędzy tym, czym pani jest, a tym czym pani chce być; treść tego mitu musiała kształtować się od dawna, od dzieciństwa, rozszerzała się z biegiem czasu i zyskiwała na głębi, zapuszczając w pani korzenie, na przekór aktualnym faktom, kontrastując jaskrawo z pani prawdziwym stanem; zresztą mit zmieniał się nieco zależnie od ciśnienia warunków. Ów mit, jak wszystkie ideały, wyobrażenia, utopie, jest w wyraźnej sprzeczności z tym co jest, ze stanem faktycznym, a więc mit staje się ucieczką od tego czym pani rzeczywiście teraz jest. To uchodzenie wywołuje nieuniknione a jałowe starcie przeciwieństw; a wszelkie takie wewnętrzne czy zewnętrzne starcia są czcze i beztwórcze, rodzą, zamęt i bezwład.
Więc - jeśli mi wolno powiedzieć - męka pani powstała ze sprzeczności pomiędzy tym czym pani jest, a czym chciałaby pani być, czyli wyobrażonym ideałem, mitem o sobie samej. Mit, ideał, to ucieczka, to urojenia naszej własnej wyobraźni, nie mające żadnego realnego pokrycia. Prawdą aktualną jest to, czym pani jest, a stokroć ważniejsza jest ta prawda pani obecnej, dzisiejszej, aniżeli wyobrażenia czy marzenia, o tym, czym pani by mogła, chciała, lub powinna być. Można zrozumieć to co jest, ale nie da się pojąć tego czym powinno się być. Nie można ogarnąć rozumieniem urojenia, można tylko zrozumieć w jaki sposób ono powstaje, jak się tworzy. Mit, fikcja, ideał nie mają znaczenia, są jeno końcowym punktem, czy skutkiem pewnego procesu; ważne jest natomiast zrozumienie całego procesu który im dał początek.
Aby zrozumieć to czym jesteśmy - czy to będzie przyjemne czy przykre - mit, ideał czy też wyobrażenie przyszłego możliwego stanu powinny całkowicie z naszej psychiki zniknąć. Dopiero gdy się one rozwieją, można się zmierzyć z tym co jest, natomiast aby je zrozumieć, trzeba móc na tym jednym skupić uwagę, a usprawiedliwianie siebie czy też potępianie rozprasza uwagę; odciągają ją również porównania, które są jeno oporem przeciwko temu co jest, podobnie jak i wszelkie umyślne wyrabianie swego charakteru, czy też wysiłki lub postanowienia w rodzaju: "muszę zrobić, muszę zrozumieć". Wszystko co odciąga i rozprasza uwagę jest przeszkodą w szybkim i bystrym obserwowaniu chwili obecnej; ta nie jest statyczna, jest ciągle w ruchu, zmienia się, płynie; chcąc iść za jej ruchem musimy mieć umysł wolny, nie związany żadnymi wierzeniami, wyzbyty doszczętnie zarówno żądzy zwycięstw, jak lęku przed klęską. Tylko w cichej, jasnej a odbiorczej czujności może odsłonić się przed nami to, co jest. A odkrywanie to wychyla się poza czas.