Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Mamy tu następny problem, kolejny temat. Wiąże się on bardzo ściśle z tym, co mówiłem już wcześniej na temat konieczności uświadomienia sobie tego wszystkiego, co dorzucamy do rzeczywistości. Zróbmy zatem ten następny krok. Pewien jezuita opowiadał mi kiedyś, jak to przed laty przemawiał do mieszkańców Nowego Jorku - w czasie, gdy Portorykańczycy nie byli tam, z jakichś powodów, zbyt popularni. Stawiano im rozmaite zarzuty. Na to ów jezuita powiedział: - Pozwólcie, że wam przeczytam rożne opinie, które ludzie z Nowego Jorku wypowiadają o poszczególnych grupach etnicznych. To, co im faktycznie przeczytał, dotyczyło Irlandczyków, Niemców i innych imigrantów. Ale były to opinie sprzed wielu lat! Ujął rzecz bardzo dobrze, mówiąc: - Ludzie ci nie niosą ze sobą przestępczości, stają się przestępcami tutaj, w określonych sytuacjach. Musimy ich zrozumieć. Jeśli chcecie uzdrowić tę sytuacje, nie ma sensu podejmować działań, u podstaw których leżą przesądy. Powinniście rozumieć, a nie potępiać. I to jest sprytny sposób na przeprowadzanie zmian wewnątrz siebie. Nie przez potępienie, nie przez obrzucanie samego siebie wyzwiskami, ale przez zrozumienie tego, co się dzieje. Nie przez uznanie siebie za starego, brudnego grzesznika. Nie, nie, raz jeszcze nie! Aby uzyskać świadomość, musisz zobaczyć, a nie zobaczysz, jeśli jesteś uprzedzony. Prawie na wszystko i na wszystkich patrzymy poprzez okulary uprzedzeń. Już to samo w zasadzie wystarczy, aby zniechęcić każdego. Jest z tym tak, jak ze spotkaniem dawno utraconego przyjaciela. - Cześć, Tom - mówię - fajnie, że cię widzę. - I obejmuję go serdecznie. Kogo obejmuję? Toma czy swoje wspomnienia o nim? Żyjącego człowieka czy ciało? Zakładam, że nadal jest tym atrakcyjnym facetem, za którego go uważałem. Zakładam, że nadal odpowiada moim wyobrażeniom o nim, moim wspomnieniom i skojarzeniom. A więc obejmuję go. Po pięciu minutach stwierdzam, że zmienił się i tracę zainteresowanie jego osobą. Obejmowałem tym serdecznym gestem niewłaściwą osobę. Jeśli chcecie wiedzieć, jak bardzo to jest prawdziwe, posłuchajcie. Pewna siostra zakonna z Indii udaje się na rekolekcje. W zakonie wszyscy mówią: - Wiemy, że to część jej charyzmatu, zawsze bierze udział w rekolekcjach, ale nigdy się nie zmieni. Zdarzyło się jednak, że siostra zmieniła się pod wpływem udziału w jakiejś grupie terapeutycznej lub pod wpływem czegoś innego. Zmieniła się i wszyscy tę różnice dostrzegają. Mówią: - Och, chyba naprawdę zajrzałaś w głąb siebie. To prawda. Tę zmianę widać w jej zachowaniu, w jej ciele, na twarzy. Jeśli dokonuje się istotna wewnętrzna przemiana, zawsze jest widoczna. Odbija się na twarzy, w oczach, na całym ciele. Dobrze, siostra wraca do zakonu, a ponieważ wszyscy tam mają pewien jej wizerunek, nadal patrzą na nią przez pryzmat wcześniejszego nastawienia. Są jedynymi osobami, które nie widzą żadnych zmian. Mówią: - No tak, wydaje się nieco żwawsza, ale poczekajcie, znowu ulegnie depresji. I po kilku tygodniach siostra rzeczywiście wpada w depresję. Spełnia ich nastawienie. A one wszystkie mówią: - Widzicie, jest tak jak mówiłyśmy, nie zmieniła się wcale. Tragedia polega na tym, że ona jednak się zmieniła, natomiast siostry tego nie dostrzegły. Percepcja może mieć bardzo niszczące konsekwencje w miłości i stosunkach międzyludzkich. Jakiekolwiek by te stosunki nie były, wymagają one spełnienia dwóch warunków: obiektywnej percepcji (oczywiście na tyle, na ile jesteśmy do niej zdolni - wiele osób kwestionowałoby możliwość pełnej, obiektywnej percepcji; sądzę jednak, iż wszyscy zgodzą się co do tego, że jest rzeczą pożądaną dążenie do obiektywizmu postrzegania) i adekwatności reakcji. Adekwatna reakcja jest znacznie bardziej prawdopodobna w sytuacji właściwej percepcji. Jeśli spostrzeganie ulega zaburzeniu, najprawdopodobniej nie zareagujesz właściwie. Jak możesz kochać kogoś, kogo nawet nie widzisz? Czy naprawdę widzisz osobę, do której jesteś przywiązany? Czy naprawdę widzisz osobę, której się obawiasz, której z tego powodu nie lubisz? Nigdy nie widzimy tego, czego się boimy! - Bojaźń przed Panem jest początkiem mądrości - mówią mi czasami ludzie. Poczekajcie chwilę. Mam nadzieję, że wiedzą, co mówią, bo zawsze mamy w nienawiści to, czego się boimy. Zawsze chcemy zniszczyć i pozbyć się, uniknąć tego, czego się boimy. Nie lubisz osób, których się boisz. I nie widzisz tej osoby, bo emocje stają na przeszkodzie. Ta sama prawda odnosi się do sytuacji, kiedy ktoś cię pociąga. Kiedy wchodzi w grę prawdziwa miłość, nie czujesz już antypatii wobec ludzi w zwykłym znaczeniu tego słowa. Widzisz ich takimi, jakimi są i reagujesz na nich adekwatnie. Ale na tym poziomie twoje sympatie, antypatie, preferencje nadal wchodzą ci w drogę. Musisz więc być świadom swych sympatii i antypatii, swych upodobań. Wszystko to jest w tobie, wszystko jest skutkiem uwarunkowań, w jakich się znajdujesz. Jak to się dzieje, że lubisz rzeczy, których ja nie lubię? Ponieważ twoja kultura jest inna niż moja. Twoje wychowanie było inne niż moje. Gdybym poczęstował cię którymś z moich przysmaków, odwróciłbyś się z niesmakiem. W pewnym regionie Indii mieszkają ludzie, którzy uwielbiają spożywanie psiego mięsa. Gdybyście się dowiedzieli, że właśnie podano wam do zjedzenia stek z psa, na pewno by was zemdliło. Dlaczego? Inaczej was uwarunkowano, inaczej zaprogramowano. Hindusów zemdliłoby na samą wiadomość, że właśnie zjedli befsztyk, który tak bardzo uwielbiają Amerykanie. Pytacie: "Dlaczego nie chcą jeść befsztyków?" - Z tego samego powodu, dla którego wy nie jecie mięsa z rodzimego psa. Powód jest ten sam. Krowa dla hinduskiego wieśniaka jest tym samym, czym pies dla was. Nie chce jeść jej mięsa. Istnieją kulturowe nastawienia, które chronią te zwierzęta, tak bardzo przydatne w gospodarstwie itd. Dlaczego więc tak naprawdę zakochuję się w jakiejś osobie? Dlaczego zakochuję się w pewnym typie osób, a w innym nie? Ponieważ jestem uwarunkowany. Mam w umyśle pewne nieuświadomione wyobrażenie powodujące, że określony typ osób pociąga mnie bardziej. Kiedy więc spotykam taką osobę, zakochuję się w niej bez pamięci. Ale czy tak naprawdę ujrzałem tę osobę? Nie! Zobaczę ja dopiero wtedy, gdy się z nią ożenię. Dopiero wówczas przyjdzie przebudzenie! A wtedy dopiero... powinna się zacząć miłość. Ale zakochanie nie ma nic wspólnego z miłością. To nie jest miłość, ale pożądanie, palące pożądanie. Całym sercem pragniesz, aby ukochana istota powiedziała ci, że jesteś dla niej atrakcyjny. Jest to dla ciebie doznanie niezwykle. A w międzyczasie wszyscy dookoła mówią: "Co on u diabla w niej widzi?" Ale to jest jego uwarunkowanie: on po prostu nie widzi. Mówi się, że miłość jest ślepa. Wierzcie mi, to zupełne kłamstwo - nie ma niczego bardziej widzącego niż prawdziwa miłość. Niczego. Jest ona czymś najwyraźniej widzącym pod słońcem. Poświęcenie jest ślepe, przywiązanie jest ślepe, pożądanie jest ślepe - ale nie prawdziwa miłość. Nie popełnij błędu i nie nazywaj tych uczuć miłością. Ale oczywiście w większości współczesnych języków słowo to zostało sprofanowane. Ludzie mówią o uprawianiu miłości, o zakochaniu się. Postępują jak ten mały chłopczyk, który bawiąc się z dziewczynką pyta ją: - Czy byłaś kiedyś zakochana? A ona odpowiada: - Nie. Ja tylko lubiłam. Przede wszystkim potrzebna jest nam jasność widzenia. Jedna przyczyna nieadekwatnego postrzegania ludzi jest ewidentna. Winne są temu emocje, nasze uwarunkowania, nasze sympatie i antypatie. Musimy z tym walczyć. Ale musimy walczyć z czymś jeszcze bardziej podstawowym - z naszymi ideami, przekonaniami, pojęciami. Wierzcie lub nie, ale każde pojęcie, które miało dopomóc nam w zacieśnieniu kontaktu z rzeczywistością, staje się w końcu barierą w tym kontakcie, gdyż wcześniej lub później zapominamy, że słowa nie są tym samym, co nazywają. Pojęcia nie są tożsame z rzeczywistością. Różnią się od siebie, i to bardzo. Dlatego właśnie powiedziałem wam wcześniej, że ostateczną przeszkodą w odnalezieniu Boga jest samo słowo "Bóg" i nasze pojęcie Boga. Może ono znacząco zaszkodzić, jeśli nie zachowamy ostrożności w posługiwaniu się nim. W założeniu słowo to miało być pomocne - i być może jest - ale może też stać się przeszkodą.
Kiedy się na czymś zawieszasz, burzysz swe życie; kiedy się czegoś uczepiasz, przestajesz żyć. Pełno takich stwierdzeń na wszystkich stronach Ewangelii. Dochodzisz do tego przez zrozumienie. Zrozum! Zrozum inne jeszcze złudzenie, to mianowicie że szczęście nie jest tym samym co ekscytacja, nie jest tym samym, co dreszcz emocji. Innym jeszcze złudzeniem jest wiara, że dreszcz emocji jest następstwem zaspokajania żądzy. Żądze niosą ze sobą lęk i wcześniej lub później przeradzają się w przesyt. Jeśli wycierpiałeś wystarczająco dużo, to jesteś gotów to dostrzec. Karmicie się ekscytacją. To tak, jakby karmić wyścigowego konia samymi przysmakami. Dawać mu wino i ciastka. Nie karmi się w ten sposób wyścigowych koni. To tak, jakby żywić człowieka wyłącznie tabletkami. Nie napełnisz sobie nimi żołądka. Potrzebujesz dobrego, solidnego, pożywnego jedzenia i picia. Musisz to dobrze sam przemyśleć. Kolejnym złudzeniem jest to, że ktoś inny może to za ciebie zrobić. Zbawiciel, guru, nauczyciel. Nawet największy na świecie guru nie może wykonać za ciebie choćby pojedynczego kroku. Musisz go zrobić sam. Jak pięknie wyraził to św. Augustyn: "Jezus Chrystus sam nie mógł uczynić niczego dla wielu z tych, którzy go słuchali". Prawda ta znajduje też swój wyraz w arabskim powiedzeniu: "Natura deszczu jest jedna, ale powoduje ona, że rosną zarówno ciernie na bagnach, jak i kwiaty w ogrodach". To ty sam musisz tego dokonać. Nikt ci w tym pomóc nie może. To ty musisz strawić pożywienie, które zjadłeś, to ty musisz zrozumieć. Nikt nie może zrozumieć za ciebie. To ty musisz szukać. A jeśli tym, czego szukasz, jest prawda, to sam ją musisz odnaleźć. Nie możesz się opierać na nikim innym. Inne jeszcze złudzenie polega na przekonaniu, że niezmiernie istotną jest rzeczą, aby być szanowanym, kochanym, docenianym, ważnym. Mówi się nawet, że posiadamy naturalną potrzebę bycia kochanym, bycia docenianym, potrzebę przynależności. To kłamstwo. Porzuć te złudzenia, a odnajdziesz szczęście. Mamy naturalną potrzebę dążenia do wolności, naturalną potrzebę kochania, ale nie bycia kochanym. Czasem na sesjach grup terapeutycznych napotykasz na bardzo pospolity problem: nikt mnie nie kocha, a zatem jak mogę być szczęśliwy? Pytam wówczas ją lub jego: - Chcesz powiedzieć, iż nie zdarzają ci się takie chwile, w których zapominasz, że nie jesteś kochany i czujesz się szczęśliwy? - Oczywiście, że się zdarzają. Na przykład kobieta, którą wciągnął film. Jest to komedia, więc wybucha śmiechem i w owej błogosławionej chwili zapomina o tym, aby przypomnieć sobie, że nikt jej nie kocha, nikt. A jest szczęśliwa! Następnie wychodzi z kina z koleżanką, na którą czeka przyjaciel. Zostawiają ją samą. Zaczyna myśleć: "Wszystkie moje przyjaciółki kogoś mają, a ja nie mam. Jestem taka nieszczęśliwa. Nikt mnie nie kocha!" W Indiach wielu biednych ludzi posiada radia tranzystorowe, stanowiące nadal pewnego rodzaju luksus. "Wszyscy mają tranzystory, a ja nie mam. Jestem nieszczęśliwy." Dopóki radia tranzystorowe się nie rozpowszechniły, byli szczęśliwi bez radia. Tak samo dzieje się i z tobą. Gdyby ci nikt nie powiedział, że nie będąc kochanym jest się nieszczęśliwym, byłbyś szczęśliwy. Możesz być szczęśliwy nie będąc kochany, nie będąc pożądany czy dla kogoś atrakcyjny. Stajesz się szczęśliwy przez kontakt z rzeczywistością. To właśnie jest źródłem szczęścia: kolejne chwile kontaktu z rzeczywistością. Tu właśnie znajdziesz Boga, tu znajdziesz szczęście. Większość ludzi nie jest przygotowana, aby to usłyszeć. Inne złudzenie polega na tym, że zewnętrzne zdarzenia lub inni ludzie mogą cię zranić. Nie mogą. To ty im dajesz taką władzę nad sobą. Inne złudzenie. Jesteś tożsamy z tymi wszystkimi etykietkami, jakimi opatrzyli cię inni ludzie albo i ty sam. Nie jesteś, nie jesteś! Nie musisz więc tak kurczowo się ich trzymać. W domu, w którym ktoś nazwie mnie geniuszem, a ja potraktuję go poważnie, znajdę się w poważnych tarapatach. Czy rozumiesz dlaczego? Bo od tego momentu staję się napięty. Będę musiał żyć zgodnie z tą przypiętą mi etykietą, będę musiał tę opinię podtrzymywać. Po każdym wykładzie zmuszony będę pytać: "Czy podobało się wam moje wystąpienie? Czy nadal uważacie, że jestem genialny?" Widzicie, co się dzieje? A więc porzućcie etykietki! Wyrzućcie je, a będziecie wolni! Nie identyfikujcie się z nimi. Mówią one jedynie o tym, co myślą inni. Jak ciebie odbierają w danej chwili. Czy rzeczywiście jesteś geniuszem? Dziwakiem? Mistykiem? Wariatem? A jakie to ma w gruncie rzeczy znaczenie? Zakładając, że nadal prowadzisz w pełni świadome życie, żyjesz od chwili do chwili. Pięknie zostało to wyrażone słowami Ewangelii: "Przypatrzcie się ptakom niebieskim, które latają w powietrzu, nie sieją i nie żną i nie zbierają do spichlerzy... Przypatrzcie się kwiatom polnym, nie pracują, i nie przędą". Tak przemawia prawdziwy mistyk, osoba przebudzona. Czego więc się lękacie? Czy twój lęk zdoła przedłużyć życie choćby o jedną chwilę? Po cóż martwić się o dzień jutrzejszy? Czy będę istniał po śmierci? Po cóż - powtarzam - zamartwiać się o dzień jutrzejszy? Zanurz się w dniu dzisiejszym. Ktoś powiedział: "Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, gdy jesteśmy zajęci planowaniem innych rzeczy". Trafne. Żyj chwilą obecną. Kiedy się przebudzisz, będzie ci się to zdarzało coraz częściej. Odnajdziesz siebie w czasie teraźniejszym, będziesz smakował każdy moment swego życia. Innym dobrym znakiem przebudzenia jest słuchanie symfonii, kawałek po kawałku, bez pokusy zatrzymywania się na którymś z wyodrębnionych fragmentów.
Nie staraj się tłumić pragnień, ponieważ stracisz energię życiową. Będziesz pozbawiony energii, a to jest straszne. Pragnienie, w zdrowym sensie, to nic innego niż energia, a im więcej mamy energii, tym lepiej. Nie chciej więc tłumić owych pragnień, ale zrozum je. Zrozum je, powtarzam. Zmierzaj do tego, by nie tyle swe pragnienie zaspokoić, ile je zrozumieć. Nie wyrzekaj się obiektów twoich pragnień, zrozum je, ujrzyj ich prawdziwe oblicze. Zobacz, ile są tak naprawdę warte. Jeśli zwyczajnie stłumisz swe pragnienia i odrzucisz przedmiot swego pożądania, to prawdopodobnie zwiążesz się z nim jeszcze mocniej. Jeśli jednak przyjrzysz mu się uważnie i zobaczysz, ile jest wart naprawdę, jeśli pojmiesz, że z jego powodu przygotowujesz sobie grunt pod nieszczęście, rozczarowanie, depresję, to wówczas twoje pożądanie przekształcone zostanie w coś, co nazywam preferencją. Jeśli idziesz przez życie mając określone preferencje, od których jednak się nie uzależniasz - wówczas jesteś osobą przebudzoną. Poszerzasz swą świadomość. Pełnia świadomości, szczęście - nazywaj to jak chcesz - jest porzuceniem iluzji, osiągnięciem stanu, w którym widzisz rzeczy takimi, jakimi są naprawdę: na tyle, na ile istota ludzka jest w stanie tak postrzegać, a nie tak, jak chce twoje "ja". Porzuć iluzje, przyglądaj się rzeczom, ujrzyj rzeczywistość. Ilekroć jesteś nieszczęśliwy, tylekroć musiałeś rzeczywistości coś od siebie dodać. I ten dodatek cię unieszczęśliwia. Powtarzam: dodałeś coś, jakąś własną negatywną reakcję. Rzeczywistość dostarcza ci bodźców, ty reagujesz na nie. Twoja reakcja zawiera ten dodatek. A jeśli zbadasz dokładnie to, co dodałeś, znajdziesz tam jakąś iluzję, jakieś zadanie, jakieś oczekiwanie, jakieś pragnienie. Zawsze. Przykładów takich iluzji jest wiele. Kiedy pójdziesz tą drogą, o której powiem ci nieco dalej, odkryjesz je sam. Na przykład, iluzja, błąd w myśleniu, polegający na przekonaniu, że zmieniając świat zewnętrzny ty sam się zmieniasz. Nie zmienisz się ani trochę, jeśli ograniczysz się tylko do zmiany swego zewnętrznego świata. Jeśli podejmiesz nową pracę, zwiążesz się z nowym małżonkiem, sprawisz sobie nowy dom, nowego guru lub nawet nową duchowość, to tego rodzaju zmiany ciebie samego nie zmienią. Nie zmienisz charakteru pisma poprzez zmianę pióra. Nie zmienisz swego intelektu zmieniając kapelusz na głowie. Poprzez takie działania zmiana się w tobie nie dokona. Niestety, większość ludzi całą swą energię inwestuje w reorganizację świata zewnętrznego - tak, aby był on zgodny z ich upodobaniami. Czasem odnoszą zwycięstwo: na około pięć minut daje im to krótkie wytchnienie, ale i wówczas odczuwają napięcie. Bo życie stale płynie, ciągle się zmienia. Jeśli więc chcesz żyć, to nie możesz mieć stałego miejsca zamieszkania. Nie wolno ci mieć schronienia. Musisz płynąć wraz z życiem. Jak powiedział wielki Konfucjusz: "Ten, który stale jest szczęśliwy, musi się często zmieniać". Płynąć. Ale my ciągle oglądamy się za siebie. Przywieramy do przeszłości i przywieramy do teraźniejszości. "Gdy przykładasz rękę do pługa, nie oglądaj się wstecz". Czy chcesz uradować ucho jakąś melodią? Symfonią? Nie zatrzymuj słuchu jedynie na kilku nutach. Pozwól im przeminąć, pozwól im płynąć. Radość ze słuchania symfonii zależy od twej gotowości do tego, czy pozwolisz jej przemijać. Gdyby jakiś konkretny fragment skupił twą uwagę, tak że krzyknąłbyś do orkiestry: "Grajcie to wciąż od nowa", to nie byłaby to już symfonia. Czy znacie opowieść Nasr-ed-Dina, starego mułły? Jest on legendarną postacią, do której przyznają się Grecy, Turcy, Persowie. Swej mistycznej nauce nadał formę opowiadań, zazwyczaj śmiesznych. Obiektem żartów jest zawsze sam stary Nasr-ed-Din. Pewnego dnia Nasr-ed-Din brzdąkał na gitarze, wygrywając zawsze tę samą nutę. Po chwili zebrał się wokół niego tłum, było to bowiem na targowisku, i ktoś z zebranych zauważył: - To miła dla ucha nuta, mułło, ale dlaczego jej nie zmienisz, tak jak to czynią inni muzycy? - Ci głupcy - odparł Nasr-ed-Din - poszukują właściwej nuty. Ja ją znalazłem.