Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Przejdźmy do innej już kwestii - pozostaje jeszcze problem wartości osobowej. Wartość osobowa nie jest równoznaczna z poczuciem własnej wartości. Jakie są źródła poczucia własnej wartości? Sukcesy odnoszone w pracy zawodowej? Posiadanie pieniędzy? Atrakcyjność dla mężczyzn (jeśli jesteś kobietą) lub atrakcyjność dla kobiet (jeśli jesteś mężczyzną)? Jakże to wszystko jest nieprawdziwe, jakże przemijające. Czy mówiąc o własnej wartości, nie mówimy tak naprawdę o tym, jak odzwierciedlamy się w umysłach innych ludzi? Ale czy musimy od tego się uzależniać? Swą wartość rozumiesz dopiero wówczas, gdy przestajesz identyfikować się lub definiować siebie w kategoriach tych ulotnych przymiotów. Jestem piękny nie dlatego, że wszyscy mówią, iż jestem piękny. W istocie nie jestem ani piękny, ani brzydki. Są to cechy, które przemijają. Na przykład już jutro mógłbym nagle przekształcić się w odrażająco szpetne stworzenie, ale nadal to będę ja. A potem, powiedzmy, poddam się operacji plastycznej i znowu stanę się piękny. Czy moje "ja" staje się naprawdę piękne? Trzeba wiele czasu, by kwestię tę bardzo wnikliwie przemyśleć. Problem ten jedynie naszkicowałem, rzucając myśli jedne po drugich w skondensowanej formie, jeśli jednak zastanowicie się nad tym głębiej, to zrozumiecie, o czym mówiłem. Przetrawicie rzecz całą i odkryjecie tam kopalnię złota. Wiem o tym, bo pamiętam, jak wielki skarb odkryłem, gdy po raz pierwszy zmierzyłem się z tymi problemami. Przyjemne doświadczenia dodają życiu uroku. Doświadczenia bolesne tego nie zapewniają. Jednak doświadczenia przyjemne - choć dodają uroku - same w sobie nie mogą prowadzić do rozwoju. Do rozwoju wiodą bolesne doświadczenia. Cierpienie wskazuje na istnienie w tobie takich obszarów, które są jeszcze nie rozwinięte, które muszą dojrzeć, ulec transformacji i zmianie. Gdybyś wiedział, jak wykorzystać cierpienie, och, jakże mógłbyś się rozwinąć! Ograniczmy się na razie do cierpienia natury psychologicznej, do wszystkich negatywnych emocji, jakie nosisz w sobie. Nie trać czasu na żadne z nich. Już wam powiedziałem, co z nimi możecie zrobić. Ogarnia cię rozczarowanie, gdy sprawy przybierają inny obrót, niż ty byś tego oczekiwał. Obserwuj to! Zwróć uwagę, jak ten stan rzeczy oddziałuje na ciebie. Jeśli to mówię, to nie dlatego by cię w tym względzie potępiać (w przeciwnym bowiem razie złapalibyście się w pułapkę nienawiści do siebie samych). Obserwujcie to tak, jakbyście swą obserwację skierowali na inną osobę. Przypatrzcie się temu rozczarowaniu i przygnębieniu, które was ogarnia pod wpływem czyjejś krytyki. O czym to świadczy? Słyszeliście na pewno i takie wywody: "Co? Kto może twierdzić, że zmartwienie nie pomaga? Z pewnością pomaga. Zawsze, ilekroć martwię się o coś, to to coś się nie zdarza!" No tak, z pewnością, jemu to pomogło. Pamiętacie, jak ktoś inny mówił: "Neurotyk jest osobą, która martwi się o coś, co nie zdarzyło się w przeszłości." Rzeczywiście. To jest różnica. Zmartwienia, lęki - o czym one świadczą? Negatywne uczucia. Każde negatywne uczucie można wykorzystać w rozwoju świadomości, w jej rozumieniu. Dają ci one okazję, byś odczuł je i popatrzył na nie od zewnątrz. Początkowo będzie ci towarzyszyła depresja, ale związek między owymi negatywnymi uczuciami a depresją szybko zostanie przecięty. Kiedy to zrozumiesz, będzie się ona pojawiać coraz rzadziej, aż w końcu zaniknie. Zresztą już wówczas i tak nie będzie to miało dla ciebie żadnego znaczenia. Przed osiągnięciem oświecenia bywałem przygnębiony. Po jego osiągnięciu nadal jestem przygnębiony. Ale stopniowo lub gwałtownie - lub nagle - osiągniesz stan pełnego przebudzenia. Jest to stan, w którym porzuca się pragnienia i żądze. Pamiętajcie jednak, co mam na myśli, mówiąc "pragnienia" i "żądze". Idzie o takie ich rozumienie, według którego "nie mogę uważać się za szczęśliwego, nim nie osiągnę tego, czego pragnę". Mam na uwadze te przypadki, w których szczęście pozostaje uzależnione od zaspokojenia jakiegoś pragnienia.
Powróćmy do tej pięknej sentencji z Ewangelii, że trzeba zatracić siebie, by się odnaleźć. Myśl ta obecna jest w prawie całej literaturze religijnej, we wszystkich religiach, w całej literaturze mistycznej. Jak można zatracić siebie? Czy kiedykolwiek próbowałeś coś stracić? To prawda: im usilniej czegoś próbujesz, tym trudniej to osiągnąć. Tracisz rozmaite rzeczy przez to, iż nadmiernie pragniesz je osiągnąć. Tracisz, gdyż nie jesteś tego świadom. No tak, jak zatem obumrzeć dla siebie samego? Mówimy tu oczywiście o śmierci, a nie o samobójstwie. Żąda się od nas obumarcia, a nie pozbawiania się życia. Przysporzenie jaźni bólu, cierpienie, byłoby jedynie umocnieniem jaźni. Dawałoby to przeciwny od zamierzonego efekt. Nigdy nie jesteś tak przepełniony swym "ja", jak wtedy gdy cierpisz. Nigdy nie jesteś tak skoncentrowany na sobie, jak wtedy gdy jesteś przygnębiony. Nigdy nie jesteś bliższy zapomnienia siebie, jak wówczas gdy jesteś szczęśliwy. Szczęście uwalnia cię od "ja". To cierpienie, ból, nędza i depresja wiąże cię z "ja". Zauważ, jak świadomy jesteś swego zęba, gdy cię boli. Kiedy ten ból ustąpi, nie uświadamiasz sobie nawet, iż twój ząb istnieje. Tak samo jest z głową, gdy cię nie boli. Jakże inaczej jest wtedy, gdy ból rozsadza ci głowę. A więc założenie, że możesz się wyprzeć swego "ja" poprzez przysporzenie mu bólu, negowanie go, umartwianie - jak to tradycyjnie pojmowano - jest całkowicie fałszywe, błędne. Zatracenie "ja" oznacza obumarcie, rozpłynięcie się, oznacza zrozumienie jego prawdziwej natury. Kiedy pojmiesz ja, ono zaniknie, przestanie istnieć. Przypuśćmy, że któregoś dnia ktoś puka do drzwi mojego pokoju. - Proszę wejść - mówię. - Czy wolno zapytać kim pan jest? On zaś odpowiada: - Jestem Napoleonem. - Czy to nie ten Napoleon... - Ten właśnie. Bonaparte. Cesarz Francji. - Co też pan mówi! - odpowiadam i myślę, że lepiej wobec tego faceta mieć się na baczności. - Może Wasza Wysokość raczy usiąść - mówię. - Słyszałem, że ksiądz nieźle sobie radzi z rozwojem duchowym. Mam problem natury duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufać Bogu. Moja armia walczy w Rosji, a ja spędzam bezsenne noce, zastanawiając się, jak to się zakończy. - No tak, Wasza Wysokość, mógłbym coś na to poradzić. Sugerowałbym raczej przeczytanie rozdziału szóstego według Mateusza: "Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną, nie pracują ani przędą". W tym momencie zaczynam się zastanawiać, kto jest bardziej szalony, ten facet czy ja. Ale brnę dalej z tym lunatykiem. Tak właśnie na początku postępuje wobec ciebie mądry guru. Towarzyszy ci, traktując serio twoje problemy. Otrze kilka łez z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wkrótce musi nadejść chwila, kiedy wytrąci ci z ręki broń i powie: - Skończ z tym. Nie jesteś Napoleonem. W słynnych dialogach Katarzyny ze Sieny, Bóg miał jej powiedzieć: "Ja jestem tym, który jest, ty jesteś tą, której nie ma". Czy kiedykolwiek doświadczyłeś swego nieistnienia? My na Wschodzie mamy obrazowe przedstawienie tego przeżycia. Jest to obraz tancerza i tańca. Bóg jest tancerzem, a stworzenia boskie tańcem. Nie jest tak, że Bóg jest wielkim tancerzem, a ty jesteś małym tancerzem. O nie! Nie jesteś tancerzem w ogóle. Ciebie się tańczy! Czy kiedykolwiek tego doświadczyłeś? A może kiedy człowiek odzyskuje rozum i zdaje sobie sprawę, że nie jest Napoleonem, nie przestaje istnieć? Istnieje nadal, ale nagle uzmysławia sobie, że jest czymś innym, niż myślał. Utracenie swojego "ja" oznacza, iż nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy zupełnie kimś innym, niż dotąd sądziliśmy. Myślałeś, że jesteś w samym centrum? Teraz doświadczasz siebie jako satelity. Myślałeś, że jesteś tancerzem, teraz doświadczasz siebie jako tańca. Są to tylko analogie, obrazy, nie możesz więc ich traktować dosłownie. Daję ci tylko klucz, wskazuję kierunek. To są tylko wskazówki. Pamiętaj o tym. Nie możesz trzymać się ich nazbyt kurczowo. Nie traktuj ich zbyt dosłownie.
Wszyscy pytają mnie, co się stanie, kiedy już się przebudzą. Czy w pytaniu tym tkwi jedynie ciekawość? Lubimy
pytać, czy to lub tamto pasuje do danego systemu, albo jaki ma sens w danym kontekście, lub do czego będzie
podobne to, co nastąpi. Przebudźcie się, a będziecie wiedzieć, jak to jest. Tego nie można opisać. Na Wschodzie
mówi się: "Ci, którzy wiedzą, nie mówią. Ci, którzy mówią, nie wiedzą." Tego nie można wypowiedzieć; można
jedynie przybliżyć poprzez opis, czym nie jest. Guru nie może dać ci prawdy. Prawdy nie da się ująć w słowa,
zamknąć w formule. Bo wówczas to nie jest prawda; jest to oddalanie się od rzeczywistości. Nie ujmiesz
rzeczywistości za pomocą formuł. Guru może jedynie wskazać twe błędy. Jeśli je porzucisz, poznasz prawdę. Ale
nawet wtedy nie możesz jej wypowiedzieć. Pośród greko-katolickich mistyków jest to przekonanie powszechne.
Wielki Tomasz z Akwinu pod koniec swego życia przestał mówić i pisać - zaczął widzieć.
Zawsze wydawało mi się, że to jego słynne milczenie trwało kilka miesięcy, tymczasem ciągnęło się ono przez
lata. Bowiem zdał sobie sprawę, że zrobił z siebie głupca i powiedział to wprost. To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie
jadł zielonego mango, pytał mnie: "Jak ten owoc smakuje?" Odpowiedziałbym: "Jest kwaśny". Mówiąc cokolwiek
wprowadziłbym cię w błąd. Spróbujcie to zrozumieć. Ludzie w swej większości nie są zbyt mądrzy, opierają się na
słowie - nie na słowie Pisma na przykład - wszystko pojmują błędnie. Mówię: "Kwaśny", a ty pytasz: "Kwaśny jak
cytryna, kwaśny jak ocet?" Odpowiadam: "Nie. Kwaśny jak mango". "Nigdy nie próbowałem mango" pada
odpowiedź. Tym gorzej! Ale nie daje mu to spokoju i w końcu pisze doktorat na ten temat. A nie robiłby tego, gdyby
tylko spróbował mango. Naprawdę. Może napisałby doktorat, ale już na inny temat. I kiedy pewnego dnia spróbuje
w końcu owocu mango, powie: "Boże, zrobiłem z siebie głupca. Nie powinienem był pisać tego doktoratu". Tak
właśnie postąpił Tomasz z Akwinu.
Wielki niemiecki filozof i teolog napisał całą książkę tylko o milczeniu św. Tomasza. A on po prostu milczał. Nic
nie mówił. W prologu do "Summy Teologicznej", będącej syntezą całej jego teologii, napisał: "O Bogu nie możemy
powiedzieć, kim jest, ale raczej, czym nie jest". A więc, nie możemy mówić o tym, jaki On jest, ale raczej, jaki On
nie jest. A w swym słynnym komentarzu do traktatu Boecjusza "O Trójcy Świętej" mówi, że są trzy drogi poznania
Boga: pierwsza poprzez dzieło stworzenia, druga poprzez działanie Boga w historii i trzecia poprzez najwyższą
formę wiedzy o Bogu - poprzez poznanie Boga tamquam ignotum (poznanie Boga jako niepoznawalnego).
Najwyższą forma wiedzy o Trójcy jest to, iż nie wie się, kim Ona jest. I takiej tezy wcale nie wygłasza Wschodni
Mistrz Zenu. Mówi tak kanonizowany święty Kościoła rzymsko-katolickiego, od wielu stuleci uznany za księcia
teologii. Poznać Boga jako nieznanego. W innym miejscu św. Tomasz powiada nawet: jako niepoznawalnego.
Rzeczywistość, Bóg, boskość, prawda, miłość są niepoznawalne, to znaczy nie mogą być pojęte przez myślący
umysł. Powinno to powstrzymać olbrzymią ilość pytań, które ludzie stawiają, ponieważ żyją iluzją, że możemy
wiedzieć. A nie wiemy. I wiedzieć nie możemy.
Czym zatem jest Pismo Święte? Jest aluzją, kluczem, ale nie opisem. Fanatyzm jednego szczerze wierzącego,
któremu wydaje się, że wie, powoduje o wiele więcej zła niż wspólny wysiłek dwustu łajdaków. Przerażenie
ogarnia, gdy się widzi, co szczerze wierzący wyczyniają tylko dlatego, iż wydaje im się, że wiedzą. Czyż nie byłoby
wspaniale żyć na świecie, gdzie wszyscy ludzie mówiliby: "Nie wiem". Jedną wielką przeszkodę mielibyśmy za
sobą. Czy nie byłoby to cudowne?
Przychodzi do mnie mężczyzna niewidomy od urodzenia i pyta:
- Czym jest to, co nazywacie zielonym?
Jak opisać komuś zielony kolor, kto nie dostrzega barw od urodzenia? Może przez analogię?
Mówię mu więc:
- Kolor zielony jest czymś w rodzaju delikatnej muzyki.
Pyta:
- Jak delikatna muzyka?
- Tak - mówię - jak delikatna, kojąca muzyka.
Przychodzi drugi ociemniały i pyta:
- Czym jest kolor zielony?
I mówię mu, że jest podobny do miękkiej satyny, bardzo miękkiej i kojącej w dotyku. Następnego dnia widzę, jak
tych dwóch wygraża sobie nawzajem.
Jeden z nich mówi:
- Jest jak delikatna muzyka.
Na co drugi:
- Jest jak miękka satyna. I tak to trwa. Żaden z nich w gruncie rzeczy nie wie, o czym mówi, gdyby bowiem
wiedzieli, milczeliby. I to tak właśnie jest. A nawet gorzej, ponieważ pewnego dnia przywracasz, powiedzmy, temu
niewidomemu wzrok, a on siedzi w ogrodzie i rozgląda się wokół. Mówisz do niego:
- Teraz wiesz, jak wygląda kolor zielony.
A on odpowiada:
- To prawda. Słyszałem go trochę tego ranka.
Prawda jest taka, że otoczeni jesteście przez Boga i nie widzicie Go, bo coś o Bogu "wiecie". Ostateczną
barierą w dostrzeżeniu Boga jest wasze wyobrażenie o Nim. Brak wam Boga, bo wydaje wam się, że "wiecie". Jest
to straszny aspekt religii. Mówią o tym Ewangelie, że religijni ludzie "wiedzieli", a więc pozbyli się Jezusa.
Najwyższa forma wiedzy o Bogu jest wiedzą o Bogu niepoznawalnym. Stanowczo zbyt wiele słychać gadaniny o
Bogu, świat jest tym przesycony. Zbyt mało za to jest świadomości, zbyt mało miłości, zbyt mało szczęścia - ale nie
nadużywajmy i tych słów. Zbyt mało porzuceń iluzji, odrzuceń błędów, rezygnacji z własnych uwikłań i zbyt wiele
okrucieństwa. Zbyt mało świadomości. I to jest przyczyna cierpienia świata, a nie brak religii. Religia dotyczyć ma
przebudzenia, ma mówić o braku świadomości. Spójrzcie, jacy jesteśmy zdegenerowani. Odwiedźcie mój kraj i
zobaczcie, jak zabijają się nawzajem z powodu religii. Znajdziecie to wszędzie. "Ten, który wie, nie mówi. Ten,
który mówi, nie wie". Wszystkie objawienia są niczym innym, jak tylko palcem wskazującym na księżyc. Tu na
Wschodzie mówimy: "Kiedy mędrzec wskazuje księżyc, idioci patrzą na palec".
Jean Guitton, bardzo pobożny i ortodoksyjny pisarz francuski, dodaje do tego przerażający komentarz: "Często
używamy tego palca, by wyłupić oczy". Czy nie jest to przerażające? Świadomość, świadomość i jeszcze raz
świadomość! W świadomości wasze uzdrowienie, w świadomości prawda, w świadomości wyzwolenie. W
świadomości jest duchowość, w świadomości tkwi rozwój, w świadomości zawarta jest miłość, w świadomości tkwi
przebudzenie. Świadomość.
Muszę mówić o słowach i pojęciach, gdyż pragnę wam wyjaśnić, dlaczego patrząc na drzewo tak naprawdę go
nie widzimy. Wydaje nam się, że widzimy, ale zapewniam was, że nie widzimy. Patrząc na jakąś osobę nie widzimy
tej osoby naprawdę, tak nam się tylko wydaje, że ją widzimy. To, co widzimy, to coś, na czym zafiksował się nasz
umysł. Odnosimy jakieś wrażenie i następnie kurczowo się go trzymamy, patrząc na tę osobę przez jego pryzmat. I
czynimy tak naprawdę ze wszystkim. Jeśli to pojmiecie, zrozumiecie także piękno i wspaniałość stanu świadomości
- odnoszącej się do wszystkiego wokół. Bo tam jest rzeczywistość, "Bóg" - czymkolwiek jest - też tam jest. Biedna
mała rybka w oceanie pyta: "Przepraszam, którędy do oceanu? Czy możesz powiedzieć mi, gdzie go znajdę?"
Wzruszające? Gdybyśmy tylko przejrzeli na oczy i zobaczyli, wówczas również byśmy zrozumieli.