Pewien szuler zwrócił się do Mistrza:
- Kiedy grałem wczoraj w karty, złapano mnie na oszustwie.
Moi partnerzy pobili mnie i wyrzucili przez okno.
Co radzisz mi zrobić?
Mistrz przeszył go spojrzeniem i odrzekł:
- Gdybym był na twoim miejscu, odtąd grałbym zawsze na parterze.
Odpowiedź ta zdumiała uczniów. Pytali:
- Dlaczego nie powiedziałeś mu, by przestał szachrować?
- Dlatego, że wiem, iż tego nie uczyni - brzmiała prosta i mądra odpowiedź Mistrza.
Uczeń zapadł w sen. Śniło mu się, że znalazł się w raju.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy ujrzał tam Mistrza wraz z pozostałymi uczniami.
Wszyscy pogrążeni byli w medytacji.
- Czy to właśnie jest rajska nagroda? - wykrzyknął. - Przecież dokładnie to samo robiliśmy na ziemi!
Usłyszał głos:
- Głupcze! Myślisz, że ci medytujący, których widzisz są w raju?
Wprost przeciwnie: raj jest w tych, którzy medytują.
- Potrzebuję pomocy - natychmiast - inaczej oszaleję! Mieszkamy w małym pokoju - moja żona, moje dzieci i moi teściowie. Jesteśmy na granicy wytrzymałości, krzyczymy i wrzeszczymy na siebie. Ten pokój - to piekło!
- Czy obiecujesz, że spełnisz wszystko, co ci polecę - powiedział Mistrz z wielką powagą.
- Przysięgam, że spełnię wszystko.
Doskonale. Ile macie zwierząt?
- Krowę, kozę i sześć kur.
- Wprowadź je wszystkie do waszego pokoju.
I przyjdź do mnie za tydzień.
Uczeń przeraził się, ale przecież obiecał być posłusznym.
Wprowadził zwierzęta do pokoju.
Wrócił po tygodniu, w stanie godnym politowania, i skarżył się:
- Jestem kłębkiem nerwów. Ten brud, smród i hałas! Wkrótce chyba wszyscy postradamy zmysły!
- Wracaj do domu - powiedział Mistrz - i wyprowadź zwierzęta z pokoju.
Człowiek pobiegł szybko do domu. Następnego dnia wrócił, promieniejąc z radości.
- Jak cudowne jest życie! Wyprowadziliśmy zwierzęta. Nasz dom stał się rajem. Co za spokój, jak czysto i ile przestrzeni mamy dla siebie!
Mistrz uczył posługując się przypowieściami i opowiadaniami.
Uczniowie słuchali tego z przyjemnością, czasem jednak czuli się zawiedzeni, tęskniąc za czymś głębszym.
Mistrz był niewzruszony. Na wszystkie zarzuty odpowiadał:
- Drodzy moi, wciąż jeszcze nie rozumiecie, że właśnie w
opowiadaniu odległość między człowiekiem a Prawdą jest
najmniejsza. Innym razem powiedział:
- Nie gardźcie opowiadaniem. Zgubioną złotą monete można znaleźć za pomocą zwykłej świecy. Najgłębszą prawdę można odsłonić za pomocą zwykłej opowieści.
Młody uczeń cieszył się tak niezwykłą sławą, że zewsząd
przychodzili do niego uczeni, szukając rady i podziwiając jego wykształcenie.
Kiedy gubernator rozglądał się za doradcą, udał się do Mistrza i zapytał:
- Powiedz mi, czy to prawda, że ten młody człowiek wie tyle, ile się o nim mówi?
- Prawdę mówiąc - odpowiedział ironicznie Mistrz - ten facet czyta tyle, że nie wiem, jak mógłby znaleźć czas, aby cokolwiek wiedzieć.
Uczennica Mistrza przygotowywała przyjęcie weselne i oznajmiła, że z miłości do ubogich skłoniła rodzinę, by - wbrew zwyczajom - gości ubogich posadzono na honorowym miejscu, a bogatych blisko drzwi. Wpatrywała się w oczy Mistrza, oczekując jego pochwały.
Mistrz chwilę myślał, a potem powiedział:
- Moja droga, takie rozwiązanie nie byłoby zbyt szczęśliwe.
Nikt nie cieszyłby się na tym weselu.
Twoja rodzina czułaby się zakłopotana, bogaci goście obrażeni, a twoi biedni - byliby głodni, czuliby się bowiem zbyt skrępowani, by najeść się do syta.
Młody człowiek roztrwonił cały odziedziczony majątek.
Kiedy został bez grosza, odkrył również, jak zwykle w takich wypadkach, że opuścili go przyjaciele.
Nie wiedząc, co dalej robić, udał się do Mistrza i zapytał go:
- Co się stanie ze mną? Nie mam pieniędzy ani przyjaciół.
- Nie martw się, synu.
Zapamiętaj sobie moje słowa: wszystko znów będzie dobrze.
W oczach młodego człowieka błysnął promień nadziei.
- Czy znów będę bogaty?
- Nie. Przyzwyczaisz się do tego, że będziesz sam i bez grosza.
Chciałbym zostać nauczycielem Prawdy.
- Czy jesteś gotów być wyszydzanym, lekceważonym i cierpieć głód aż do czterdziestego piątego roku życia?
- Tak. Ale powiedz mi: co będzie, kiedy minie tych czterdzieści pięć lat?
- Przyzwyczaisz się już do tego.
- Jak mógłbym osiągnąć życie wieczne?
- Życie wieczne jest teraz.
Wejdź w teraźniejszość.
- Ależ czy ja nie jestem obecny w teraźniejszości?
Nie.
- Dlaczego?
Dlatego że nie zerwałeś z twoją przeszłością.
- Dlaczego miałbym się rozstawać z moją przeszłością? Nie wszystko w niej było złe.
- Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa.
- W jaki sposób mogę otrzymać tę łaskę, bym nigdy nie sądził mego bliźniego?
Przez modlitwę.
- Zatem dlaczego dotychczas jej nie otrzymałem?
- Dlatego, że nie modliłeś się w odpowiednim miejscu.
Gdzie ono jest?
- W sercu Boga.
Jak mógłbym tam dotrzeć?
- Zrozum, że każdy kto grzeszy, nie wie, co czyni, i dlatego będzie mu przebaczone.