Archiwum 12 września 2008


wrz 12 2008 Nie ucz świni śpiewu.
Komentarze: 0

 

 

 

 

 

 

 

 

Myślicie, że zamierzam Wam dopomóc? Nie. Po stokroć nie. Nie spodziewajcie się, aby to, co mówię, pomogło

komukolwiek. Mam jednak nadzieję, że tym, co powiem, również nikomu nie zaszkodzę. Jeśli moje rozważania

miałyby wyrządzić ci jakąś szkodę - to przyczyna tej szkody tkwi w tobie. Jeśli udałoby się w czymś tobie dopomóc

- to sam tego dokonałeś. Naprawdę, to ty sam sobie pomogłeś. Nie ja. Czy uważasz, że ludzie są w stanie ci

pomóc? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Czy sądzisz, że ludzie dadzą ci oparcie? Wierz mi, nie mogą ci tego

dostarczyć.

Pamiętam pewną kobietę biorącą udział w prowadzonej przeze mnie grupie psychoterapeutycznej. Była to

bardzo religijna siostra zakonna.

W trakcie posiedzenia powiedziała mi:

- Nie czuję wsparcia ze strony przełożonej.

Zapytałem ją zatem: - Co przez to rozumiesz?

A ona na to: - Moja przełożona, stojąca na czele prowincji, nigdy nie pojawia się wśród nowicjuszek, które mi

podlegają. Nigdy. Z jej ust nigdy też nie padły słowa uznania.

Odpowiedziałem jej na to: - Dobrze, odegrajmy małą scenkę. Załóżmy, że znam przełożoną prowincji.

Przypuśćmy, że wiem, co ona myśli na twój temat. A więc mó-wię ci (jako osoba grająca rolę przełożonej

prowincji): "Wiesz, Mary, nie pojawiam się nigdy u ciebie, gdyż jest to jedyne miejsce w prowincji, które nie

przysparza mi kłopotów. Wiem, że podlega ono tobie, a więc wszystko musi być w porządku".

Jak się teraz czujesz? - zapytałem.

- Wspaniale - odpowiedziała.

Wówczas jej powiedziałem: - Czy zgodzisz się na chwilę opuścić ten pokój? Będzie to część zadania. Wyszła.

Podczas jej nieobecności powiedziałem do reszty uczestników sesji: - Nadal jestem przełożoną prowincji. Mary jest

jak dotąd najgorszą ze wszystkich podległych mi mistrzyń nowicjatu. Nie pojawiam się u niej, gdyż nie mogę znieść

widoku tego, co ona tam u siebie wyprawia. To jest po prostu straszne. Jeśli jednak powiem jej prawdę, biedne

nowicjuszki jeszcze bardziej na tym ucierpią. Za rok, dwa zamierzam zastąpić ją kimś innym. Przygotowuję już

kogoś na jej miejsce. Na razie pomyślałam, że powiem jej kilka miłych słów, aby jej pomóc przetrwać. Co o tym

sądzicie?

- Odpowiedzieli: - No, tak. To jedyne, co mogłaś w tej sytuacji zrobić.

Zawołałem Mary i zapytałem ją, czy nadal czuje się wspaniale.

- O tak - odpowiedziała.

Biedna Mary! Sądziła, że otrzymuje wsparcie od przełożonej, a w rzeczywistości było to zupełnie coś innego.

Jest bowiem tak, iż to, co czujemy i myślimy, stanowi zazwyczaj iluzję wyprodukowaną przez nasze głowy, łącznie

z tym wszystkim, co dotyczy pomocy udzielanej nam przez innych ludzi.

Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś

zakochany. Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwilę. Nigdy

nie byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I

czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? "Jak mogłeś mnie

do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałem?" - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu

nie ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy

nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sądowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz?

Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że "mój sąd był nieprawdziwy". To cię zbytnio nie

zachwyca. Wolisz powiedzieć: "Jak mogłeś sprawić mi taki zawód".

A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak

to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział: "Nie staraj się ich uszczęśliwiać na siłę, bo narobisz sobie kłopotów. Nie

próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz".

hjdbienek : :