Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Jedyna możliwość, by zmienić siebie polega na odrzuceniu naszego dotychczasowego sposobu rozumowania. Cóż oznacza ten sposób rozumowania? Pomyślcie, jak jesteście zniewoleni przez rozmaite związki. Usiłujemy zmienić świat w taki sposób, aby utrzymać te związki, ponieważ świat ciągle im zagraża. Boję się, że któryś z przyjaciół przestanie mnie lubić, może zaprzyjaźnię się z kimś innym. Muszę ciągle utrzymywać swą atrakcyjność, bo chcę tą drogą zdobyć jakąś osobę. Ktoś wbił mi do głowy, że koniecznie potrzebuje jej lub jej miłości. Ale w rzeczywistości wcale jej nie potrzebuje. Nie potrzebuje niczyjej miłości, potrzeba mi tylko kontaktu z rzeczywistością. Potrzebne mi jest wydostanie się ze swego więzienia wdrukowanych mi poglądów i tych wszystkich fantazji; potrzebne mi jest przedostanie się do rzeczywistości. Rzeczywistość jest wspaniała, jest absolutnie zachwycająca. Życie wieczne jest teraz. Jesteśmy nim otoczeni jak ryba wodą w oceanie, ale wcale o tym nie wiemy. Zbytnio jesteśmy skoncentrowani na związkach emocjonalnych. Chwilami świat zmienia swe konfiguracje wpasowując się w ten nasz związek, mówimy wówczas: "Jak świetnie, wygraliśmy!" Ale poczekaj, to się zmieni, jutro będziesz znowu przygnębiony. Dlaczego trwamy w czymś takim? Spróbujmy poświęcić kilka minut na następujące ćwiczenie. Pomyśl o czymś lub o kimś, z kim jesteś związany. Innymi słowy o czymś lub o kimś, bez czego lub bez kogo - jak sądzisz - nie możesz być szczęśliwy. Może to być twoja praca, twoja kariera, twój zawód, twój przyjaciel, pieniądze, cokolwiek. Powiedz tej osobie czy temu czemuś: "Tak naprawdę to nie jesteś mi potrzebny do szczęścia. Oszukuję tylko samego siebie, twierdząc, że bez ciebie nie będę szczęśliwy. Mogę być szczęśliwy bez ciebie. Nie jesteś moim szczęściem, nie jesteś moją radością." Jeśli twój związek dotyczy jakiejś osoby, to słysząc te słowa nie będzie zbytnio uszczęśliwiona, ale powiedz jej tak mimo wszystko. Możesz to zrobić tylko w swoim sercu. W każdym razie, nawiąż kontakt z prawdą, wówczas przedrzesz się przez iluzję. Szczęście nie jest stanem iluzoryczności, jest to stan odchodzenia od iluzji. Możesz spróbować innego ćwiczenia. Przypomnij sobie chwilę, kiedy byłeś nieszczęśliwy, załamany, kiedy sądziłeś, że już nigdy nie będziesz szczęśliwy (zmarł twój mąż, twoja żona, opuścił cię twój najlepszy przyjaciel, straciłeś wszystkie pieniądze). Co się stało? Minęło trochę czasu i związałeś się z czymś innym, znalazłeś kogoś innego lub coś innego. Co stało się ze starym związkiem? Nie potrzebowałeś go, by stać się znowu szczęśliwy, prawda? Powinieneś był z tego wyciągnąć wnioski - ale my nigdy się nie uczymy. Jesteśmy zaprogramowani, jesteśmy uwarunkowani. Jaka to ulga nie być emocjonalnie związanym z czymś lub kimś. Gdybyś choć przez sekundę tego doświadczył, wydostałbyś się ze swego więzienia i ujrzałbyś błękit nieba. Któregoś dnia, być może nawet byś pofrunął. Z pewną obawą wyznaję, że rozmawiając z Bogiem, powiedziałem Mu, że go nie potrzebuję. Pierwszą moją reakcja było: Jak bardzo jest to sprzeczne z moim wychowaniem. Niektórzy ludzie pragną ze swego przywiązania do Boga uczynić wyjątek. Mówią: "Jeżeli Bóg jest tym Bogiem, którym według mnie być powinien, nie będzie zadowolony, kiedy przestanę czuć się z nim związany." Jeśli myślisz, że nie mając Boga, nie będziesz szczęśliwy, to ten Bóg, którego masz na myśli nie ma nic wspólnego z prawdziwym Bogiem. Myślisz o czymś, co jest mrzonką, myślisz o swej własnej koncepcji. Czasem trzeba pozbyć się boga, by znaleźć Boga. Mówi o tym wielu mistyków. Zasklepiono nas tak bardzo, że nie dostrzegliśmy podstawowej prawdy, że związki emocjonalne bardziej kaleczą, niż pomagają w relacjach z innymi. Przypominam sobie, jak bardzo byłem przestraszony, mówiąc bliskiemu przyjacielowi: "Naprawdę nie potrzebuję ciebie. Mogę być całkowicie szczęśliwy bez ciebie. Mówiąc ci o tym - czuję zarazem, że twoje towarzystwo przynosi mi wielką radość; właśnie teraz nie ma we mnie żadnych obaw, zazdrości, prób zawładnięcia tobą, uczepiania się ciebie. To wspaniałe uczucie być z tobą, nie czepiając się ciebie. Jesteś wolny, tak jak i ja." Jestem jednak pewien, że dla wielu z was brzmi to jak mowa w zupełnie obcym języku. Aby w pełni ją zrozumieć, potrzebowałem wielu miesięcy, a pamiętajcie, że jestem jezuitą i wszystkie moje duchowe praktyki dotyczą tego właśnie. Długo mi to umykało, gdyż moja kultura, społeczeństwo w ogóle, nauczyło mnie patrzeć na ludzi w kategoriach związków emocjonalnych. Zawsze bawi mnie, gdy czasem słyszę jak ludzie, wydawałoby się dość obiektywni - terapeuci, duchowni - mówią o kimś: "To świetny facet, świetny, naprawdę go lubię." Później odkryłem, że lubię go, gdyż on lubi mnie. Spoglądam w głąb siebie i stwierdzam, że ciągle pojawia się to samo; jeśli jestem przywiązany do uznania i pochwał, to widzę innych ludzi przez pryzmat tego, czy przywiązaniu temu zagrażają czy też nie. Jeśli jesteś politykiem i chcesz być wybranym, pod jakim kątem będziesz oceniał ludzi, w jakim kierunku twoje zainteresowanie ludźmi będzie zmierzało? Będziesz koncentrował się na osobach, które będą na ciebie głosowały. Jeśli zainteresowany jesteś seksem, to pod jakim kątem będziesz oceniał mężczyzn i kobiety? Jeśli przywiązanie to dotyczyć będzie władzy, twoje widzenie ludzi będzie odpowiednio zabarwione. Każde przywiązanie niszczy miłość. Czym jest miłość? Miłość jest wrażliwością, miłość jest świadomością. Podam przykład: słucham symfonii, ale jeśli wyławiam tylko odgłosy bębnów, to nie słyszę symfonii. Czym jest kochające serce? Kochające serce wsłuchane jest w życie jako całość, we wszystkie osoby. Kochające serce nie ogranicza samo siebie do jednej osoby czy rzeczy. A w chwili, w której pozwolisz sobie na przywiązanie, w sensie jakie temu słowu nadaję, blokujesz otwartość na wiele innych spraw. Dostrzegasz tylko przedmiot swego przywiązania, słyszysz tylko dźwięk bębnów; twoje serce twardnieje. Co więcej, staje się zaślepione, gdyż nie widzi już przedmiotu swego przywiązania obiektywnie. Miłość pociąga za sobą jasność percepcji, obiektywność widzenia. Nie ma nic jaśniej widzącego ponad miłość.
Chciałbym powiedzieć coś jeszcze na temat naszej percepcji rzeczywistości. Posłużę się analogią. Prezydent Stanów Zjednoczonych musi posiadać informację zwrotną od swych obywateli. Papież w Rzymie musi posiadać informację zwrotną od całego Kościoła. Istnieją miliony informacji, które można im przedłożyć, ale nie byliby w stanie takiej informacji przetrawić ani przyjąć. Mają zaufanych ludzi, którzy informacje te analizują, podsumowują, przesiewają; w końcu niektóre z nich trafiają na ich biurka. To samo dzieje się z nami. Każda żywa komórka naszego ciała, wszystkie nasze zmysły dostarczają nam informacji zwrotnych od rzeczywistości. My jednak nieustannie je filtrujemy. Kto (co) dokonuje tego? Nasze nastawienia? Nasza kultura? Nasze zaprogramowanie? Nawet język może być filtrem. Tyle jest tych filtrów, że czasami tracimy z oczu rzeczy, które są przed nami. Wystarczy spojrzeć na paranoika, który zwykle zagrożony jest przez coś, czego nie ma, który interpretuje rzeczywistość w kategoriach pewnych doświadczeń z przeszłości lub pewnych uwarunkowań, którym go poddano. Jest jeszcze inny demon, który stanowi filtr. Nazywa się go przywiązaniem, żądzą, nienasyceniem. Korzeniem smutku jest nienasycenie. Nienasycenie niszczy i zakłóca percepcję. Lęki i żądze prześladują nas. Samuel Johnson powiedział: "Wiedza o tym, że w przeciągu tygodnia ma się spaść z rusztowania, znakomicie koncentruje umysł człowieka". Odsuwasz wszystko inne i koncentrujesz się na tym lęku albo na jakimś innym pragnieniu czy żądzy. W pewien sposób już za młodu nafaszerowano nas narkotykami. Wychowano nas tak, abyśmy potrzebowali ludzi. Do czego? Do tego, by nas akceptowali, chwalili - czyli do tego wszystkiego, co nazywamy sukcesem. Są to słowa nie mające żadnego odniesienia w rzeczywistości. Stanowią pewną konwencję, czyli są czymś wymyślonym, ale nie zdajemy sobie sprawy, że nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Czym jest sukces? Jest to decyzja jakiejś grupy ludzi, że coś jest dobre. Inna grupa może podjąć decyzje, że ta sama rzecz jest zła. To, co uchodzi za dobre w Waszyngtonie, może być uznane za złe w klasztorze. Sukces w pewnych kręgach politycznych, w innych uchodzić może za porażkę. Są to konwencje. Ale traktujemy je jako rzeczywistość. Za młodu zaprogramowano nas, ukierunkowano na szczęście. Nauczono, że aby być szczęśliwym, potrzeba pieniędzy, sukcesu, pięknego lub przystojnego partnera, dobrej pracy, przyjaciół, duchowości, Boga - czy jak inaczej to nazywacie. Dopóki tego nie będziecie mieli, powiedziano wam, nie będziecie szczęśliwi. I to jest to, co nazywam przywiązaniem. Przywiązanie, to wiara w to, że nie mając czegoś, nie można być szczęśliwym. Jeśli choć raz dasz się o tym przekonać - i stanie to się częścią twej podświadomości, wrośnie w korzenie twego jestestwa - jesteś skończony. "Jakże mogę być szczęśliwy, jeśli nie mam pieniędzy?" Ktoś, kto nie ma miliona dolarów na koncie, może czuć się biedakiem, podczas gdy ktoś inny, w zasadzie w ogóle nie posiadający pieniędzy, czuje się bardzo bezpiecznie. Inaczej ich zaprogramowano, to wszystko. Tego pierwszego nie ma sensu pouczać, co ma robić, potrzebuje zrozumienia. Pouczanie na wiele się nie zda. Musi zrozumieć, że został zaprogramowany, że to, co wyznaje, to sąd nieprawdziwy. Musi dostrzec jego fałszywość, spojrzeć nań jak na fantazję. Co ludzie robią przez całe życie? Są zajęci walką, walką i jeszcze raz walką. Nazywają to przetrwaniem. Kiedy przeciętny Amerykanin mówi, że zarabia na życie, to nie należy tego rozumieć dosłownie. Bowiem posiada znacznie więcej, niż potrzebuje do życia. Przyjedźcie do mego kraju, a wówczas to potwierdzicie. Do życia nie są niezbędne te wszystkie samochody, także telewizor też nie jest konieczny do życia. Bez makijażu też można żyć. Do życia nie jest potrzebna cała ta kolekcja ubrań. Spróbujcie jednak o tym przekonać Amerykanów. Przeszli solidne pranie mózgu, zostali zaprogramowani. A więc pracują i usiłują zdobyć pożądany przedmiot, który ich uszczęśliwi. Posłuchajcie tej wzruszającej historii - twojej, mojej, nas wszystkich. "Nim nie będę miał tego (pieniędzy, przyjaźni, czegokolwiek) nie zamierzam być szczęśliwy. Muszę walczyć, by to uzyskać, a kiedy już będę miał, będę walczył, by to utrzymać. Dzięki temu przeżywam wspaniale ekscytujące chwile. Jestem podekscytowany, że zdobyłem to!" Ale jak długo to trwa? Kilka minut, najwyżej kilka dni. Kiedy już zdobędziesz swój nowy, wspaniały samochód, jak długo się nim ekscytujesz? Aż do chwili, kiedy twe następne przywiązanie będzie zagrożone! Natura ekscytacji jest taka, że wkrótce ogarnia nas zmęczenie. Powiedziano mi, że modlitwa jest czymś wspaniałym, powiedziano mi, że Bóg jest czymś wspaniałym, powiedziano mi, że przyjaźń jest czymś wspaniałym. Nie wiedząc, czym naprawdę jest modlitwa, czym naprawdę jest Bóg, czym naprawdę jest przyjaźń, uda nam się jednak sporo odcyfrować. Ale już po chwili znudziliśmy się nimi - zmieniliśmy modlitwę, Boga, przyjaźnie. Czy to nie wzruszające? I nie ma z tego żadnego wyjścia, po prostu nie ma wyjścia. Jest to jedyny model bycia szczęśliwym, jaki nam dano. Ani nasza kultura, ani nasze społeczeństwo, i - przykro mi to stwierdzić - nawet nasza religia nie dostarczyły nam żadnego innego wzoru. Zostajesz kardynałem. Cóż to za zaszczyt! Zaszczyt? Nazwaliście to zaszczytem? Użyliście niewłaściwego słowa. Teraz inni będą aspirować do tego tytułu. Wkroczyliśmy na obszar nazwany przez Ewangelie "światem" i grozi wam zatrata duszy. Świat, potęga, prestiż, wygrana, sukces, zaszczyt itp. - to wszystko jest złudzeniem. Zdobywasz świat, a tracisz duszę. Całe twe życie było puste i bezduszne. Nie ma w nim nic. Jest tylko jedno wyjście - oprogramowanie! Jak to zrobić? - pytasz. Uświadom sobie zaprogramowanie. Nie możesz zmienić siebie wysiłkiem woli, nie możesz zmienić siebie poprzez ideały, nie możesz zmienić siebie przez tworzenie nowych nawyków. Możesz zmienić swe zachowanie, ale nie siebie. Ty sam się zmienisz tylko poprzez świadomość i zrozumienie. Kiedy widzisz, że kamień jest kamieniem, a kawałek papieru papierem, nie twierdzisz już, że kamień ten jest drogocennym diamentem i nie utrzymujesz, że kawałek papieru jest czekiem na bilion dolarów. Kiedy to dostrzeżesz, zmienisz się. Nie ma wówczas miejsca na gwałt w próbie zmieniania siebie. W przeciwnym razie, to, co nazwiesz zmianą, stanowi tylko przesuwanie mebli wokół ciebie. Zmienia się twe zachowanie, ale ty się nie zmieniłeś.
Są takie słowa, które nie odnoszą się do niczego. Na przykład: "Jestem Hindusem". Przypuśćmy, że jestem jeńcem wojennym w Pakistanie i mówią mi: - Zamierzamy cię dzisiaj zabrać za granicę, abyś mógł rzucić okiem na swój kraj. Przewożą mnie więc za granicę, patrzę poprzez nią i myślę: "Och, mój kraj, mój piękny kraj. Widzę wioski, drzewa i wzgórza. To mój rodzinny kraj". Po chwili jednak jeden ze strażników mówi: - Przepraszam, ale pomyliliśmy się. Musimy pojechać jeszcze z dziesięć mil. Czego dotyczyła moja reakcja? Niczego. Miałem w umyśle słowo "Indie". Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistości nie istnieją granice pomiędzy krajami. To ludzki umysł je stworzył. Zazwyczaj należący do głupich, ograniczonych polityków. Kiedyś mój kraj był jednym krajem, teraz są już z niego cztery. Gdybyśmy byli mniej czujni, byłoby ich sześć. Mielibyśmy wówczas sześć flag, sześć armii. Dlatego jeszcze nikt nie złapał mnie na tym, bym oddawał honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawają mnie odrazą, gdyż są fałszywymi bogami. Komu mam oddawać honor? Mogę oddać honor ludzkości, ale nie fladze otoczonej armią. Flagi istnieją jedynie w głowach ludzi. W każdym razie słownik nasz zawiera tysiące słów, które nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ale wyzwalają w nas wielkie emocje! Zaczynamy więc widzieć coś, czego nie ma. Naprawdę widzimy indyjskie góry, podczas gdy ich nie ma i naprawdę widzimy Hindusów, którzy nie istnieją. Istnieją jedynie wasze amerykańskie uwarunkowania. Ale to nie jest coś specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Świata wiele się dziś mówi o "inkulturacji". Czym jest to, co zwiemy "kulturą"? Nie jestem tym słowem zachwycony. Czy oznacza ono, że masz chęć zrobić coś, ponieważ uwarunkowano ciebie tak, abyś to zrobił? Że chciałbyś czuć coś, ponieważ tak cię uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobraźmy sobie amerykańskie dziecko zaadoptowane przez rosyjską parę i wychowywane w Rosji. Nie ma pojęcia, że urodziło się w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanów. Dziecko to zostaje wpisane w określoną kulturę, nasycone literaturą. Patrzy na świat oczyma nabytej kultury. Możesz nawet powiedzieć, że nosi swą kulturę ze sobą, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykańska coś innego. Japonka nosiłaby kimono. Nikt nie identyfikuje się z ubiorem. A wy chcecie nosić swą kulturę z większym zaangażowaniem niż ubranie. Szczycicie się swą kulturą. Uczy się was, że macie być z niej dumni. Pozwólcie mi wyrazić to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuitę, który powiedział mi kiedyś: "Zawsze gdy widzę żebraka lub biedaka, nie mogę nie dać mu jałmużny. Nauczyła mnie tego matka." Jego matka częstowała posiłkiem każdego biednego, który stanął na jej drodze. Powiedziałem mu: "Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, całkiem miły z punktu widzenia żebraka, niemniej jednak przymus." Przypominam sobie też innego jezuitę, który zwierzył się na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: "Mam osiemdziesiąt lat, jestem jezuitą od lat sześćdziesięciu pięciu. Ani razu nie zaniedbałem swej godzinnej medytacji, ani razu." Może to być bardzo chwalebne, ale też może to być jedynie przymus. Nie ma nic wspaniałego w tym, że pozostajemy jedynie mechanizmem. Piękno czynu nie polega na tym, że stał się on nawykiem, ale na jego wrażliwości, świadomości, jasności spostrzegania i celowości reakcji. Mogę powiedzieć "tak" jednemu żebrakowi, a innemu "nie". Nie jestem zniewolony przez żadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doświadczeń lub mojej kultury. Nikt niczego mi nie wdrukował, a jeśli nawet - nie może to być podstawa moich reakcji. Jeśli ktoś miał złe doświadczenie z Amerykanami, albo pogryzł go pies, albo zatruł się jakimś pokarmem, to do końca życia te zdarzenia mają wywierać na niego wpływ? I to jest złe! Trzeba się od tego uwolnić. Nie dźwigajcie brzemienia wszystkich swych przeszłych doświadczeń. Nauczcie się, co to znaczy w pełni czegoś doświadczać, następnie zostawcie to i przejdźcie do następnej chwili nie skażonej chwilą poprzednią. Będziecie podróżować z bagażem tak lekkim, że zdołacie przejść przez ucho igielne. Poznacie, czym jest życie wieczne, ponieważ życie wieczne jest teraz, w bezczasowym "teraz". Tylko tak osiągniecie życie wieczne. A ileż to rzeczy dźwigamy! Nigdy nie przystępujmy do zadania polegającego na uwolnieniu siebie bez porzucenia tego bagażu. Wówczas będziecie sobą. Przykro to stwierdzić, gdziekolwiek jestem, spotykam mahometan, którzy posługują się swą religią, modłami, Koranem, aby uniemożliwić sobie spełnienie tego zadania. To samo dotyczy Hindusów i chrześcijan. Czy potraficie sobie wyobrazić człowieka, który nie znajduje się już dłużej pod wpływem słów? Można zarzucić go dowolną ilością słów, a on nadal będzie traktować cię tak, jak na to zasłużyłeś. Możesz mu powiedzieć: Jestem kardynałem, arcybiskupem takim a takim - a on nadal będzie cię traktować jak zwyczajnego człowieka, będzie cię widzieć takim, jakim jesteś. Jego patrzenie na świat nie jest skażone etykietkami.