Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Upał panował dzień cały i trudno było wychylić się z domu. Refleksy na białych domach czyniły jeszcze ostrzejszym rażący blask wody i szosy, ziemia, tak niedawno zielona, ciemniała teraz złotawym brązem spalonej gleby. Strumyk pobliski wysechł, a łożysko jego świeciło wstęgą żółtego piasku. Parę krów pasło się w cieniu drzew, a pastuszek siedzący opodal bawił się rzucaniem kamyków i podśpiewywał dla rozweselenia swej samotności, wioska bowiem leżała o parę mil dalej. Był to szczupły, wątły ale wesoły chłopaczyna, a piosnki jego wcale nie były smutne. Na drugim stoku wzgórza stał nasz dom, dotarliśmy doń dopiero o zachodzie. Z górnego tarasu widziało się czubki palm kołyszące się jak fale nieskończonego morza zieleni, aż do nadbrzeżnych piasków. Zieleń palm była też brązowawo złota, a cienie ich żółtawe. Poza szerokim pasem piachów w oddali rozciągało się zielonkawo-szare morze; białe grzywy fal rzucały się na brzeg, ale dalej, ku głębiom, wody były spokojne. Obłoki ponad morzem zabarwiły się jaskrawo pod promieniami zachodzącego słońca. Wkrótce zabłysła wieczorna gwiazda. Świeży wiatr nadleciał od morza, ale kamienie tarasu były jeszcze rozgrzane. Na dole czekało parę osób na rozmowę. "Jestem mężatką i matką kilkorga dzieci, a przecie nie wiem czym jest miłość. Zaczynam powątpiewać czy ona w ogóle istnieje. Znamy wrażenia, namiętności, emocje, podniety i zaspakajające nasze pożądania rozkosze, ale wątpię byśmy znali miłość. Wprawdzie nieraz mówimy że kochamy, ale nigdy całym sobą, zawsze coś zatrzymujemy dla siebie; nie fizycznie, fizycznie oddajemy się całkowicie, zwłaszcza na początku, ale może nawet i tu pozostaje jakaś reszta. To, co dajemy jest tylko darem zmysłów, a to, co naprawdę mogłoby darzyć, jest dalekie, chyba wcale w nas nie obudzone. Spotykamy się wśród dymu i gubimy się w nim, a o płomieniu nie wiemy nic. Dlaczego nie ma w nas płomienia? Czemu nie pali się on jasno i czysto, bez nijakiego dymu? Czyśmy się stali aż tak wykształceni i sprytni? Czy obarcza nas za dużo wiadomości byśmy mogli czuć dogłębnie i prosto i żywić w sercu ten prawdziwy aromat? Co do mnie, sądzę że jestem na to za bardzo oczytana, zbyt współczesna i rozpaczliwie powierzchowna. Pomimo zdolności do błyskotliwej rozmowy wydaję się sobie głupia i nudna." Czyż miłość ma coś wspólnego z inteligencją lub głupotą? Czy jest to świetlany ideał, owo "niedosięgalne", które się daje zdobyć tylko pod pewnymi warunkami? A my nie mamy czasu aby je wypełniać. Wiele mówimy i piszemy o pięknie, malujemy je i staramy się wyrażać w tańcu, jakże często prawimy o nim kazania; a przecie sami sobą nie tworzymy piękna, i nie znamy miłości. Znamy tylko słowa. Być otwartym i bezbronnym - to wrażliwość; a dawać i jednocześnie coś zatrzymywać - to twardość i niewrażliwość. Człowiek bezbronny jest niepewny jutra, a więc od tego jutra wolny; w tym co jest otwarte mieści się niezmiernie wiele; jest ono w stanie wyjść na spotkanie nieznanego. Proste, bezbronne, otwarte, jest też i piękne; a zamykające się w sobie jest tępe, niewrażliwe, ociężałe. Ociężałość i głupota zarówno jak i spryt, to formy samoobrony. Otwieramy jedno okno, a inne trzymamy zamknięte, gdyż chcemy by świeży wiatr wlatywał tylko poprzez okno któreśmy świadomie wybrali. Nigdy nie wychodzimy sami w szeroką, otwartą przestrzeń; nie otwieramy też nigdy na oścież wszystkich okien i drzwi. Wrażliwości nie nabywa się stopniowo, z biegiem czasu. Człowiek tępy i ociężały nigdy nie stanie się wrażliwy, tępy pozostanie tępym. Głupota nie może zmienić się w inteligencję; usiłować stać się inteligentnym jest po prostu niedorzecznością. A przecie na tym polega jedna z największych naszych trudności: wciąż staramy stawać się czymś większym i lepszym; ale tępota i ociężałość w nas trwają i wcale nie ustępują. "Cóż więc mamy robić?" Nic. Nie rób nic, bądź taką jaką jesteś - czyli niewrażliwą. "Robić coś" to uchylać się od tego co jest, a takie uchylanie się to najcięższa głupota. Niewrażliwy nie stanie się wrażliwym, wszystko co może zrobić to zdać sobie sprawę z tego jaki jest, czyli ze swej niewrażliwości i pozwolić by ona wyjawiła mu swą pełną treść. Nie trzeba w ten proces wtrącać się intelektem, nie trzeba chcieć zmienić swoją niewrażliwość, bo ten kto się wtrąca i chce zmiany jest właśnie głupi i niewrażliwy. Trzeba wsłuchać się w to co jest, a ono odsłoni nam całą swą zawartość, swe źródło i treść; nie staraj się jej tłumaczyć, nie chciej też zaraz działać, tylko słuchaj pilnie, nie przerywając, nie interpretując, słuchaj całej opowieści do końca. Dopiero wówczas możesz podjąć czyn. Robienie nie jest ważne, słuchanie jest najważniejsze. Aby móc dawać musi istnieć niewyczerpane, bezdenne źródło. Gdy dając, zatrzymujemy chociaż trochę dla siebie, motywem jest zawsze strach że się to skończy, że się wyczerpie i nic w nas nie pozostanie. Ale tylko gdy coś istotnie się kończy, może wychylić się bezdenne i niewyczerpalne. Ale w dawaniu naszym zwykle nic się nie kończy; dajemy z dużej zawartości, czy też z małej, ale i ta duża i ta mała jest ograniczona, jest dymem, jest dawaniem ale i braniem - więc wymianą. Dym to pożądanie, czyli zazdrość, złość, rozczarowanie; dym to lęk przed uchodzeniem czasu, to pamięć, to doświadczenie. Nie masz w tym prawdziwego darzenia, a to, co się rozszerza i wzmaga to tylko dym. Zatrzymywanie czegoś dla siebie jest nieuniknione, bo właściwie nie mamy nic do dania. Dzielenie się nie jest darzeniem; sama świadomość dawania czy dzielenia się uniemożliwia najgłębszy kontakt, prawdziwe obcowanie. Dym nie jest płomieniem, a my go najczęściej bierzemy za płomień i z nim go utożsamiamy. Bądźmy świadomi dymu, czyli tego co jest, nie starajmy się jednak rozpraszać go ciągłym dmuchaniem, chcąc ujrzeć płomień. "Czy jest możliwe poznać w sobie ten płomień? czy też jest on dostępny tylko nielicznym?" Nie jest ważne czy jest on dla wszystkich, czy dla niewielu; jeśli się będziemy nad tym zastanawiać zaplączemy się dalej w ułudę. Płomień jest dla nas ważny, on musi skupić naszą uwagę; czy może się w nas pojawić ten płomień bez dymu? Przekonajmy się. Obserwujmy dym cicho, uważnie, cierpliwie; rozproszyć go nie możemy, gdyż sami nim jesteśmy, ale gdy dym się rozejdzie, promień sam się ukaże. A ogień ten jest niezniszczalny, nie gaśnie nigdy. Wszystko ma swój początek, ma też swój koniec, prędko wyczerpuje się i niszczeje. Gdy serce jest czyste, wolne od wpływu intelektu, a umysł wolny od myśli, wówczas jawi się miłość. Tylko to, co jest puste, bez zawartości nijakiej, jest niewymierne i niewyczerpalne. Płomień nie zmaga się z dymem; tylko różne odruchy i reakcje ścierają się ze sobą wśród dymu. Płomień i dym nigdy ze sobą nie walczą, bo do walki potrzebny jest jakiś kontakt, jakiś stosunek, czy wspólna płaszczyzna, a cóż ten płomień może mieć z dymem wspólnego? Jeden się pojawia gdy drugi znika.