Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Alchemicy byli omylni tak samo jak inni ludzie. Bardzo trafne jest powiedzenie, że kto szuka wiedzy, ten często błądzi. Nie traci ono aktualności nawet w odniesieniu do wspomaganych przez komputery badaczy naszych czasów (wystarczy choćby wspomnieć o krążących obecnie modelach kosmologicznych, które nie mogą być słuszne wszystkie naraz); i oczywiście, w o wiele większej mierze w odniesieniu do poszukiwaczy wiedzy w przeszłości. Interesujący jest być może fakt, że mało znana w naszych szerokościach geograficznych stara alchemia chińska, za której najsłynniejszego przedstawiciela uważany jest Ko Hung (ok. 283 - 343 po Chr.), pociągnęła za sobą o wiele więcej ofiar śmiertelnych niż alchemia zachodnia. Przyczyną wyższej umieralności chińskich alchemików i ich protektorów było ich ściśle świeckie pojmowanie nieśmiertelności. Z azjatycką wytrwałością i konsekwencją próbowali oni bowiem przyswajać sobie nieśmiertelność pijąc, połykając lub wdychając różne substancje, gdy tymczasem ich zachodni koledzy mieli na względzie przede wszystkim duchowe wywyższenie i taki rodzaj nieśmiertelności, której ciało nie musi absorbować z tak bezkompromisowym radykalizmem. W związku z tym w kręgach alchemików chińskich częste były zatrucia arsenem, ołowiem, rtęcią i innymi substancjami, których następstwa zazwyczaj znoszono z dalekowschodnim stoicyzmem albo uważano za oznakę skutecznego działania danego środka. Na porządku dziennym były zwłaszcza przypadki zatrucia cynobrem, niemal zawsze idące w parze z zapaleniami i czyrakami. Także ulubiony „czarny sok ołowiany" (prawdopodobnie gorąca zawiesina grafitu) pociągał za sobą liczne ofiary. Przekazy zawierają niezliczone przepisy na chemiczno-alchemiczne zabójcze eliksiry nieśmiertelności: gotowanie saletry i soli kamiennej w wodzie, mieszaniny rdzy żelaza z miedzią, podgrzewanie rtęci z lazurytem i malachitem albo siarki, realgaru (siarczku arsenu), saletry i miodu, sporządzanie wysoce wybuchowej mieszaniny przypominającej proch strzelniczy itd. W konsekwentnym zatruwaniu samego siebie przez alchemików taoistycznych historycy upatrują przyczynę upadku alchemii chińskiej, która między V a IX w. była w rozkwicie. W gruncie rzeczy wszystko to jest bardzo zagmatwane. Dopiero co uznawaliśmy alchemię za skarbnicę zaginionej wiedzy, a teraz znowu wszystko stanęło na głowie. Nawet Daleki Wschód, powszechnie uważany za kolebkę nieżyciowych filozofii, okazuje się być regionem samobójców-trucicieli, zorientowanych na sprawy tego świata. Czy znaczy to, że powróciliśmy w naszych rozważaniach do punktu wyjścia? Nie, skądże znowu. Dla zrównoważenia tego, co wyżej powiedziano, można by przywołać niewytłumaczalną skuteczność medycyny azjatyckiej albo niesamowitą dalekowzroczność liczącej sobie 5000 lat chińskiej księgi wyroczni I-Cing. Ale jeszcze nie chcemy poruszać tego tematu - w tym miejscu. Tu mieliśmy pokazać tylko kolejną, egzotyczną stronę zwodniczej rzeczywistości. I jeszcze jedno zaskakujące stwierdzenie: Kto by się spodziewał, że nawet w dziedzinach interdyscyplinarnych istnieje zasób tak zwanej „pewnej wiedzy", którą można zachwiać... Owa rozleglejsza wiedza, która ma nam zapewnić w ostatecznym rezultacie instrumentarium dla większej wizji świata, przedstawia się nie jako monolityczny blok o prostym porządku, ale jako puzzle. Odpowiednio do tego powinno się traktować pojedyncze elementy jako cząstki, składające się z kolei z innych cząstek (takie koncepcje pozwalają niemal poczuć bliskość nowoczesnych teorii naukowych naszych dni). Nauki ezoteryczne przypominają rosyjskie matrioszki, „baby w babie", są bowiem pełne niespodzianek. Niektóre są zrozumiałe, inne okazują się być ślepymi uliczkami, a jeszcze inne można jedynie niewyraźnie przeczuwać pod zasłoną tajemnicy. Nie inaczej przedstawia się sprawa z nowoczesną fizyką. Weźmy np. teorię stanu trwałego wszechświata, odrzucającą jego ekspansję, albo mechanikę kwantową. Oba te modele fizyczne opierają się na podstawie matematycznej, a jednak jeden z nich (teoria stanu trwałego) opisuje rzeczywistość nieprawidłowo, gdy tymczasem drugi (mechanika kwantowa) opisuje ją prawidłowo (taki przynajmniej obowiązuje dziś pogląd). Do niedawna oba modele zaliczano do poważnych teorii, tak było do chwili, gdy kosmiczne promieniowanie tła zadało śmiertelny cios teorii stanu trwałego wszechświata Freda Hoyle'a. Wyobraźmy sobie teraz istotę pozaziemską, dla której ludzka fizyka jest absolutną zagadką. Jak oceniłaby ta istota dwie powyższe teorie - słuszną i fałszywą? Prawdopodobnie tak samo, jak fizyk naszych czasów ocenia zaszyfrowane teksty alchemiczne. Ten, trzeba przyznać, równie trywialny co demagogiczny przykład ilustruje jednak podstawowy problem, który się streszcza następująco: aby zrozumieć wyjaśnienie, trzeba już znać jego połowę. Na tej zasadzie opierają się liczne łamigłówki, zagadki, paradoksy itd. Temat ten przewija się też w niejednej powieści science fiction (zwłaszcza Ask afoolish Question Roberta Sheckleya). Czy to oznacza, że wiedza tajemna musi nią pozostać na zawsze, ponieważ, aby ją odsłonić, musiałoby się ją znać wcześniej? Oczywiście, że nie. Istnieją przecież także całe góry fachowych publikacji na temat odkryć XX wieku, które specjaliście mówią wszystko, ale laikowi nic. Dotyczy to w równej mierze informacji o strukturze antybiotyku co instrukcji dotyczącej fachowego usuwania zęba mądrości. Ledwie się zdobędzie znajomość rzeczy, to zaraz wiedza specjalistyczna nabiera sensu, staje się zrozumiała i możliwa do przyswojenia. Jednym słowem: wiedza fachowa dla laika nawet po kilkakrotnym przestudiowaniu pozostaje równie tajemnicza jak pierwszego dnia. Po prostu nie objaśnia się sama. Analogia jest oczywista: ten, kto np. będzie szukał w dziełach poświęconych alchemii podstaw tej wiedzy, ten się zawiedzie. Z równym powodzeniem można szukać wyjaśnienia praw Mendla w pracy poświęconej włączaniu odcinków DNA do jakichś chromosomów albo słynnego równania Einsteina E = mc2 w podręczniku budowy reaktorów, mimo że bez znajomości tego równania nie można skonstruować ani reaktora, ani bomby atomowej. Naprawdę mogli i mogą pracować z ezoteryczną wiedzą jedynie ci, którzy już ją mają. Nie powinno nas to zrażać, gdyż w końcu każdy może stać się specjalistą także w dziedzinie wiedzy ezoterycznej, której poszczególne gałęzie zostaną przedstawione w następnych rozdziałach. Zanim do tego przejdziemy, musimy jeszcze poznać podstawową prawdę. Może ona być tylko taka: wszystko ma dwie strony, a przeważnie więcej. Kto ma czelność negować stronę fantastyczną rzeczywistości, ten de facto zdradza oderwanie od niej. Traci też możliwość przeżycia przygody, jaką stwarza poszukiwanie większej rzeczywistości, która zwłaszcza w dziedzinach wiedzy ezoterycznej stale wyraźnie daje znać o sobie, jeśli poszukiwacze są na nią otwarci - aczkolwiek nie pozbawieni krytycyzmu. ' Tylko gdzie i jak jej szukać? Gdzie znaleźć początek nici przewodniej przewijającej się przez całą wiedzę ezoteryczną, jeśli taka nić istnieje? Wiedza ta przedstawia połyskujący, wielostronny i pogmatwany obraz. Czy istnieje coś, co ją łączy?