Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
Mimo że oficjalne źródła podają daty jego życia na 1877-1932, a grób jego można znaleźć na paryskim cmentarzu Arnomeille les Gonesse, stale krążą pogłoski, że go tam nie ma. Słynny alchemik i pisarz ezoteryczny, w którego gronie uczniów byli między innymi równie renomowani ezoterycy francuscy Eugene Canseliet i Jules Boucher, podobno nie leży na wymienionym cmentarzu, ani na żadnym innym, a to z bardzo prostego powodu: ponieważ jest nieśmiertelny, jak twierdzi wielu. Nawiasem mówiąc, nie jedyny to taki ezoteryk. Louis Pauwels i Jacques Bergier reprezentują pogląd, że jego tożsamość na zawsze pozostanie zagadką. I co o tym wszystkim myśleć? Jeśli przyjąć, że poszlakami wskazującymi na nieśmiertelność jest lekki bzik, niekonwencjonalne zachowanie i egzotyczna powierzchowność (podobne cechy można odkryć także u innych „nieśmiertelnych"), to wówczas Fulcanelli/Champagne mógłby przejść do następnego etapu eliminacji. Kazał on wszak swoim uczniom brać do łóżka wielkie worki z węglem, aby mogli zrozumieć prawdziwą naturę ognia. Można odkryć i inne ekscentryczności, które wyrwane z kontekstu robią raczej niepoważne wrażenie; powinniśmy jednak wystrzegać się - zwłaszcza w dziedzinie wiedzy ezoterycznej i okultyzmu - oceny choćby najdrobniejszego szczegółu w oderwaniu od całości. Choć ujawniono jedynie małą część elementów puzzli, składających się na obraz Fulcanellego, to już one dają do myślenia. Podobnie jak całe jego dzieje, o ile w ogóle są znane - i jeśli kojarzy się z nimi właściwą osobę. W latach dwudziestych w Paryżu pojawiło się dosłownie znikąd nazwisko Fulcanelli. Okultyści, ezoterycy i alchemicy oraz osoby zainteresowane tymi dziedzinami szeptali między sobą: „Jest wśród nas prawdziwy mistrz". W mieście zaczęło huczeć od pogłosek. Kim był ten tajemniczy człowiek, który miał posiąść kamień filozoficzny i eliksir młodości? Snuto domysły, że znajduje się on w otoczeniu bardzo wówczas znanego ezoteryka Eugene Canselieta. Podejrzenie padło na należącego do tamtejszej bohemy artystę Jeana-Juliena Champagne, który był o 22 lata starszy od Canselieta i mieszkał z nim w tym samym domu. W różnych kręgach krążyły rozmaite wersje, ale tajny mistrz zachował swoje incognito. Było tak do 1926 r, w którym to roku ukazała się książka Le mystere de cathedrales. Jej autorem był Fulcanelli. Wydana pierwotnie w luksusowym wydaniu w ograniczonej liczbie 300 egzemplarzy przez Jeana Schemita, Rue Lafitte 45, uchodzi dzisiaj za rzadkie fundamentalne dzieło na temat zagadek wielkich katedr, których budowniczowie - podobnie jak sam Fulcanelli - jakby znikąd pojawili się na scenie świata. Przedmowę do tej książki napisał Eugene Canseliet, a 36 ilustracji było dziełem Jeana-Juliena Champagne. Zawoalowane aluzje Canselieta zawarte w przedmowie, który wskazywał między innymi na fonetyczne pochodzenie alchemicznego nazwiska Fulcanelli od imion bogów Wulkana i Heliosa, na nowo rozpaliły dyskusję. Przypuszczano, że Fulcanelli jest potomkiem francuskiej dynastii Walezjuszy, którzy zajmowali się mistyką i magią. Wprawdzie od śmierci Henryka III w 1589 r. uważano ją za wygasłą, ale oczywiście nie może to dotyczyć kogoś, kto jest nieśmiertelny. Rozpatrywano wielu kandydatów do roli Fulcanellego, odrzucając ich potem jednak. Byli wśród nich ezoteryczny księgarz i okultysta Pierre Dujols (on sam pisał pod pseudonimem Magophon), praktykujący alchemicy F. Jolivet Castelot i D. Jaubert, jak również występujący pod pseudonimami Auriger i Faugerons czy wreszcie pisarz J.H. Rosny starszy. Najbardziej prawdopodobna jest i pozostaje kandydatura Jeana-Juliena Champagne. Jego artystyczna żyłka mogła go skłonić do studiowania sztuki katedr i interpretacji ich ukrytego ezoterycznego przesłania i symboliki. Sprzeciwia się temu jednak fakt, że Champagne miał opinię zarozumialca, pijaka i nie strudzonego żartownisia, którego trudno było posądzać o autorstwo równie rewolucyjnego co fundamentalnego dzieła Le mystere de cathedrales. Co gorsza, dyskwalifikowały go jego własne przechwałki, jakoby to on właśnie był Fulcanellim. Takie postępowanie było bowiem w jaskrawej sprzeczności z ezoterycznym i alchemicznym nakazem milczenia. Co prawda, gdyby jednak faktycznie był Fulcanellim - w razie nieśmiertelności do dzisiaj - to owe przechwałki pozwoliłyby o wiele skuteczniej zachować jego tożsamość w tajemnicy niż jakiekolwiek zaprzeczenia albo ponure milczenie w tej sprawie. Jean-Julien Champagne zmarł na gangrenę w wieku 55 lat po wielu latach alkoholowych ekscesów. Na jego nagrobku widnieje napis: „Tu spoczywa Jean-Julien Champagne, apostoł nauk hermetycznych, 1877-1932". Jeśli tak jest istotnie, to trudno mu także przypisywać autorstwo dwutomowego dzieła Les demeures philosophales, które pod nazwiskiem Fulcanellego ukazało się na trzy lata przed śmiercią Champagne. Choroba, alkoholizm i permanentny upadek nie pozwoliłyby mu opracować tego dogłębnego studium specjalnych elementów architektonicznych (np. ornamentów stropowych) w domach i zamkach wznoszonych od XII do XV w., zawierającego gruntowną analizę zaszyfrowanej w nich wiedzy alchemicznej. Tożsamość Fulcanellego nie została ustalona do dzisiaj. Wiele osób, nawet w naszych czasach, twierdziło, że go spotkały, co by oznaczało, że osiągnął czcigodny wiek wynoszący niemal 130 lat (o ile to rzeczywiście Champagne i o ile jego data urodzenia odpowiada prawdzie). Canseliet nieugięcie twierdził, że widział ostatni raz swojego mistrza Fulcanellego w 1954 r. i że mimo swoich prawie 80 lat robił on wrażenie młodego człowieka. Istnieją informacje o podobnych spotkaniach, niektóre z nich są - łagodnie rzecz ujmując - dziwne. Tak np. Jacques Bergier pisze o spotkaniu z pewnym niepokojącym nieznajomym, który go prosił o przekazanie pewnego ostrzeżenia fizykowi Andre Helbronnerowi. Bergier, który był wówczas asystentem Helbronnera, aż do swojej śmierci w 1979 r. wyrażał przekonanie, że ostrzegającym był Fulcanelli. Okoliczności tego zdarzenia, które nastąpiło w paryskim laboratorium badań nad gazem, są niewytłumaczalne. Nieznajomy ów prosił Bergiera, aby ostrzegł świat za pośrednictwem profesora Helbronnera przed niebezpieczeństwem, jakie niesie rozbicie uranu. Człowiek ten wydawał się posiadać zarówno prastarą wiedzę, jak znajomość energii jądrowej. Tę ostatnią dopiero po latach można było poddać weryfikacji, gdyż w momencie sformułowania przestrogi był dopiero rok 1937. Pierwiastek pluton został wyodrębniony dopiero w 1941 r. przez fizyka Glenna T. Seaborga w Berkeley-Institut (Kalifornia), a pierwsza bomba atomowa wybuchła w 1945 r. na pustyni w Nowym Meksyku. Nieznajomy (Fulcanelli?) jednak już w 1937 r. znał pierwiastek 94, jak początkowo nazywano pluton, i wiedział, co można z nim zrobić. Po zakończeniu wojny w 1945 r. raportem Bergiera z 1937 r. zajęła się OSS (Office for Strategie Services, organizacja wcześniejsza od CIA) i urządziła prawdziwe polowanie na Fulcanellego. Obawiano się zdrady tajemnic atomowych „drugiej stronie", tym bardziej że chodziło o osobę, która te tajemnice posiadała najwyraźniej już wówczas, kiedy się ich samemu jeszcze nie miało. Nie udało się wpaść na trop Fulcanellego. Bergier miał pamięć fotograficzną i jego informacje były tak precyzyjne (mógł powtórzyć każde słowo), że naukowcy (i funkcjonariusze OSS) przeżuwali je długo i bezowocnie. W każdym razie żadnego oficjalnego stanowiska w tej sprawie nie podano do publicznej wiadomości. Na entuzjastach science fiction być może zdarzenie to nie zrobi wielkiego wrażenia, ponieważ przypomina ono jeden z klasycznych przykładów świadczących o proroczej mocy tego gatunku literackiego. W 1944 r. funkcjonariusze FBI przewrócili do góry nogami biuro J. W. Campbella juniora, naczelnego redaktora słynnego magazynu Astounding Science Fiction, ponieważ w jego piśmie ukazało się opowiadanie noszące znamiona „zdrady stanu". Jego tytuł brzmiał Deadline, a autorem był pisarz science fiction Cleve Cartmill. Opisał on ni mniej ni więcej tylko bombę atomową, nad której wyprodukowaniem rząd USA majsterkował wówczas w najściślejszej tajemnicy w ramach znanego dziś projektu Manhattan. Mimo to można było w „Astounding" poznać szczegóły tej superbomby, której zdążyły jeszcze uniknąć hitlerowskie Niemcy, ale nie imperialna Japonia. Było jasne, że doszło do zdrady tajemnicy państwowej. Campbell i Cartmill zdołali jednak niezbicie wykazać, że wszystkie ich informacje pochodziły z opublikowanych już wówczas naukowych artykułów na temat energii atomowej, a opowiadanie opierało się jedynie na zręcznej ekstrapolacji. Amatorzy polowania na zdrajców musieli obejść się smakiem. Campbell nie dał urzędnikom rządowym nawet satysfakcji zakazania mu przynajmniej na przyszłość wszelkich publikacji na ten temat, argumentując, że nagłe zapadnięcie milczenia byłoby jeszcze bardziej podejrzane i dopiero obudziłoby czujność wrogich agentów. Czy ostrzeżenie Fulcanellego nie mogłoby mieć podobnego wyjaśnienia? Nie, gdyż rok 1937 to nie 1944. To, co mógł zrobić mający naukowe przygotowanie, inteligentny i pomysłowy pisarz science fiction na rok przed Hiroszimą i Nagasaki, siedem lat wcześniej było niepodobieństwem. Aby wówczas przepowiedzieć atomową burzę ogniową, trzeba było być jasnowidzem - albo posiadaczem nieznanej wiedzy. Z jakiejkolwiek strony oglądać złudny obraz osoby Fulcanellego i okoliczności jego sporadycznych pojawień się (którym nierzadko towarzyszyły niewiarygodne demonstracje alchemiczne), to w ostatecznym rezultacie wynika z tego więcej pytań niż odpowiedzi. Już tylko interpretacje jego dwóch dzieł Le mystere de cathedrales oraz Les demeures philosophales zapełniają całe biblioteki. W połączeniu z zagadką jego życia (które może jeszcze trwa, kto wie?) powstaje z tego gordyjski węzeł tropów, wskazówek, błędów, ślepych uliczek, fatamorgana i czego tam jeszcze. Jeśli nie mamy do czynienia z szalbierstwem o tytanicznych rozmiarach, które zasługiwałoby na osławione określenie „spisek światowy", to pozostaje nam tylko osąd Louisa Pauwelsa i Jacquesa Bergiera: Fulcanelli jest zagadką. I to w naszym stuleciu! O ileż więc trudniejsza jest sprawa innego „nieśmiertelnego", który mógłby być młodszym (o stulecia) bratem Fulcanellego. Być może jest nim jeszcze.