Archiwum 06 września 2009


Clipy 
wrz 06 2009 Michael Jackson Will You Be There
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Kosmos 
wrz 06 2009 National Geographic HD - Kosmiczne potwory...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 06 2009 Zdrowie powstaje w jednym miejscu
Komentarze: 0

Czytelnik zapewne już się zorientował, na czym opiera się moja hipoteza. Dowody na jej poparcie są wyraźne. Dotąd zajmowaliśmy się ogólnie znanymi, lecz ważnymi problemami, takimi jak nadciśnienie, choroby serca, rak, nadwaga, przemęczenie, depresja, zespół „wewnętrznego wypalania się" i choroby psychiczne. Stwierdziliśmy, że w powstawaniu wszystkich tych zaburzeń decydującą rolę odgrywa umysł (psychika). Moim zdaniem dotyczy to również wszelkich innych schorzeń. Wrzody występują u ludzi w stanie nerwowego napięcia i niepokoju. Wrzodziejące zapalenie okrężnicy - bolesne schorzenie jelit - spotyka osoby impulsywne i ulegające obsesjom. Przy impotencji i różnych innych zaburzeniach seksualnych przyczyną zawsze jest obawa o niezaspokojenie partnera. Wypadki najczęściej zdarzają się ludziom permanentnie roztargnionym. Jest to cecha, która pociąga za sobą tego typu nieszczęścia, można by więc tutaj mówić o podatności. Moglibyśmy w nieskończoność omawiać inne, dobrze udokumentowane przypadki. Gdy jednak bardziej wnikliwie bada się przyczyny powstawania i rozwijania się chorób, wtedy wychodzi na jaw podstawowa prawda: wszelkie choroby wynikają z zakłóceń w przepływie inteligencji. Gdy mówimy o inteligencji, utożsamiamy ją, niejako automatycznie, z intelektem i z jego zdolnością operowania pojęciami. Tymczasem inteligencja zlokalizowana jest nie tylko w głowie. Może się ona wyrażać na poziomie molekularnym, komórkowym, na poziomie tkanek lub też ośrodkowego układu nerwowego. Inteligencja przejawia się w enzymach, genach, receptorach, przeciwciałach, hormonach oraz neuronach. One posiadają inteligencję. Regulują podstawowe funkcje organizmu z doskonałą znajomością rzeczy na najbardziej wysuniętych posterunkach naszego ciała - mówiąc obrazowo - z dala od warowni, siedziby intelektu. Chociaż wszystkie te przejawy inteligencji dają się zlokalizować, inteligencji jako takiej zlokalizować nie podobna. Przenika wszystko, w czym się wyraża; jest wszechobecna w nas i powszechna w naturze. Inteligencja to umysł, i jak zobaczymy później, swym zasięgiem ogarnia kosmos. Pochopne byłoby stwierdzenie, że źródłem jej oddziaływania jest wyłącznie mózg. W tym sensie, wszelkie procesy chorobowe powstają na bardziej rozległym polu działania, jakim jest Umysł. To samo odnosi się do zdrowia.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 06 2009 Iwona Węgrowska - Zatem przepraszam
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 06 2009 National Geographic HD - Najświętsze miejsca...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 06 2009 Przypadek ósmy
Komentarze: 0

Byłem studentem czwartego roku medycyny w Indiach. Pewnego razu polecono mi przeprowadzić badanie lekarskie pacjenta w końcowym stadium raka trzustki. Był to siedemdziesięcioletni wieśniak nazwiskiem Laxman Govindass. Poza tym, że bardzo źle się czuł, to jeszcze przejmował się i peszył tym, że znalazł się w dużym nowoczesnym szpitalu ze skomplikowaną aparaturą i zespołami lekarzy o poważnych twarzach, w długich białych fartuchach. Zajmujący się nim lekarze, typowi naukowcy, profesjonaliści, przy każdym obchodzie spędzali u łóżka chorego godzinę, omawiając ze studentami na praktyce i stałymi lekarzami kliniki patogenezę raka trzustki i jego rozmaite postacie kliniczne. Potem przechodzili do następnego pacjenta, czasami nie zapytawszy nawet chorego, jak się czuje. Praktykanci i stali lekarze zajmowali się nim fachowo od strony medycznej, ale byli zbyt zajęci, żeby z nim osobiście porozmawiać. Jako student medycyny opracowujący trzy przypadki tygodniowo, miałem mnóstwo czasu na rozmowy. Po dwóch dniach byliśmy już bardzo dobrymi przyjaciółmi. Dowiedziałem się, że był rolnikiem w pobliskiej okolicy, że ma trzech dorosłych synów, którzy teraz zajmują się gospodarstwem, że niegdyś bardzo dużo pił, i że przez to picie rodzina odwróciła się od niego i ostatecznie go opuściła. Gdy znalazł się w krytycznym stanie, jeden z synów przywiózł go do szpitala i pożegnał słowami: „Pewnie umrzesz". Oczywiście pacjent czuł się oszołomiony, był w szpitalu, i teraz, nie odurzony alkoholem nagle uświadomił sobie, że odczuwa palący ból brzucha. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę z tego, jak ciężko jest chory. Stan jego gwałtownie się pogarszał, bóle się nasilały. Czuł, że lekarzy bardziej interesuje jego choroba niż on sam. Bez rodziny, która mogłaby go podnieść na duchu, chciał już tylko umrzeć. Spędzałem z nim co wieczór około godziny i często porozumiewaliśmy się bez słów. Było dla nas obu aż nadto jasne, że zostało mu już bardzo niewiele czasu. Gdy moje zajęcia w klinice dobiegły końca, przydzielono mnie do małego szpitala wiejskiego, odległego o około dwieście mil. Poszedłem powiedzieć panu Govindassowi do widzenia, wiedząc aż nadto dobrze, że gdy za miesiąc wrócę do szpitala, on nie będzie już żył. Nie poddałem się jednak i powiedziałem mu: „Wracam za trzydzieści dni, wtedy się zobaczymy." Uśmiechnął się smutno i powiedział, „Teraz gdy wyjeżdżasz, nie mam po co żyć, umrę." Dogorywał. Był wyniszczony i ważył nie więcej niż trzydzieści cztery kilogramy. Cud, że jeszcze żył. Nie wiedząc co powiedzieć, wyszeptałem „Nie trzeba mówić głupstw. Nie może pan umrzeć, zanim pana znów nie zobaczę." Wyjechałem na moją wiejską placówkę. Okazało się, że w aptece, do której mnie przydzielono brakowało personelu. Byłem bardzo zajęty, pracując tak naprawdę za czterech. Wstyd przyznać, ale rzadko myślałem o moim przyjacielu, umierającym w dalekim szpitalu. Wróciwszy po miesiącu niemal o nim zapomniałem. Jednakże przed wejściem na oddział, na liście pacjentów zobaczyłem nazwisko Laxman Govindass i serce zaczęło mi gwałtownie bić. Oblał mnie zimny pot; nie mogłem uwierzyć, że on jeszcze żyje. Pośpieszyłem do niego. Stary człowiek leżał na łóżku skulony w pozycji płodu. Została z niego skóra i kości. Uderzało tylko jedno - ogromne wypukłe oczy, które przeszywały mnie i zaglądały w najgłębsze zakątki mej duszy. „Wróciłeś," powiedział. „Mówiłeś, że nie wolno mi umrzeć, zanim cię znów nie zobaczę. Doczekałem się!" Zamknął oczy i wydał ostatnie tchnienie. Byłem głęboko poruszony. Nie mogłem sobie darować, że przedłużyłem agonię tego człowieka. Czułem się nędznie, miałem poczucie winy i nieraz budząc się w nocy, widziałem utkwiony we mnie jego oskarżający wzrok. Nigdy nie zapomnę Laxmana Govindassa. To on naprowadził mnie na ślad połączenia psychofizjologicznego.

hjdbienek : :