Najnowsze wpisy, strona 8


gru 27 2010 Story of Stuff [LEKTOR PL] (cz.2/3)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
gru 25 2010 MEDYTACJA
Komentarze: 0


Gość mój mówił iż przez wiele lat uprawiał to, co nazywał medytacją; trzymał się pewnych metod po przestudiowaniu licznych na ten temat książek; przebywał również pewien czas w klasztorze gdzie rozmyślano po parę godzin dziennie. Stosunek jego do tych spraw nie był sentymentalny, nie rozczulał się też nad dziejami swych wysiłków i ofiar. Mówił że po wielu latach praktyki zdobył w pewnym stopniu opanowanie umysłu, jednak i teraz zdarza się czasem że myśl wymknie się z pod jego kontroli; nie znajduje też żadnej radości w swej medytacji; a owe dobrowolnie narzucone sobie dyscypliny czynią go nieco oschłym i surowym. Nieraz ogarnia go zniechęcenie do tego wszystkiego. Należał do kilku tzw. religijnych zrzeszeń, ale teraz porzucił je i samodzielnie szuka Boga, którego znalezienie wszystkie one obiecywały. Ale lata mijają, starzeje się i poczyna się czuć znużony.

Prawdziwa medytacja ma dużą wagę, bo oczyszcza umysł, a jeśli nie umie on odsuwać myśli i pozostawać pusty, nie może się nigdy odnowić. To, co nieprzerwanie trwa - więdnie i martwieje. Umysł po prostu wiotczeje i zużywa się przez nieustanne powtarzanie tych samych myśli, przez tarcia przy niewłaściwym jego używaniu, przez pobudliwość wrażeniowo-nerwową, która go stępia i nuży. Opanowanie umysłu nie jest tak ważne jak przekonanie się co stanowi jego zainteresowania. Nasze "ja" - umysł - to kłębek sprzecznych zainteresowań, a to co nazywamy koncentracją - poddaniem go dyscyplinie - jest jeno zasilaniem jednego zainteresowania, by mogło wziąć górę nad innymi. Wszelka dyscyplina jest wzbudzaniem oporów, a gdzie jest opór tam nie ma rozumienia.

Opanowany umysł nie jest nigdy wolny, a tylko wolność umożliwia odkrywanie. Trzeba dużej bezpośredniości aby móc odkrywać ruchy naszej psychiki - naszego "ja" na każdym z poziomów jego przejawiania się. Choć niektóre odkrycia mogą wcale nie być przyjemne, jednak wszystkie ruchy naszej psychiki trzeba odsłonić, zdemaskować i zrozumieć; a wszelkie dyscypliny i metody niweczą bezpośredniość dla odkrywania konieczną. Wszystkie one, choćby najdoskonalsze, urabiają myśl wedle pewnego wzoru i ją zatrzymują w pewnym schemacie. Umysł dostosowuje się do tego w co ćwiczenia go wdrożą, ale to na czym się wzoruje nie może być Prawdą. Metody i dyscypliny są narzuconą rutyną, więc nigdy nie mogą dopomóc w obnażaniu siebie. Mogą one wzmocnić umysł w dążeniu do celu, ale ów cel będzie jeno obrazem rzutowanym przez nasze "ja", więc nie może być Rzeczywistym. Wyobrażamy sobie Prawdę, Rzeczywiste, na swe własne podobieństwo, a metody i dyscypliny ten obraz używotniają.

Tylko w odkrywaniu może być prawdziwa radość; w nieustannym odsłanianiu - od chwili do chwili - wszystkich ścieżek naszego "ja", wszystkich jego ruchów - myśli, uczuć, reagowań. A to "ja", na jakimkolwiek poziomie działa, nie przekracza nigdy granic umysłu. Wszystko cokolwiek myśl jest w stanie pomyśleć zachodzi w jego obrębie; nie może on pomyśleć nic co by nie stanowiło cząstki jego natury; nie można myśleć o nieznanym, o niewiadomym. Nasze "ja" w każdej sferze swego działania pozostaje zawsze w dziedzinie znanego: a choć istnieje wiele warstw psychiki o których powierzchniowa codzienna nasza świadomość nic nie wie, niemniej przeto wszystkie one znajdują się w obrębie poznawalnego.

Ruchy i reakcje naszego "ja" przejawiają się i odsłaniają w stosunku naszym do zjawisk i ludzi, a gdy te stosunki nie zamykają się w ramach przyjętych form i konwencjonalizmu, dają nam świetną sposobność do odkrywania siebie. Stosunki te bowiem są zawsze wyrazem naszego "ja"; a chcąc jego reagowania zrozumieć trzeba zdawać z nich sprawę i bacznie je obserwować - ale bez żadnej chęci wartościowania ani wyboru, gdyż sam wybór jest podkreślaniem jednego zainteresowania w przeciwstawieniu do innego. Ta czujna czysta świadomość jest rozpoznawaniem zmiennych ruchów naszego "ja", bez rozszczepiania go na obserwatora i obserwowane. A gdy tak patrzymy, wówczas umysł oswobadza się od wszystkiego co zebrał, staje się pusty; "ja" - ów gromadzący podmiot - przestaje istnieć. Wszystko co się uzbierało i przechowało, wszystkie wspomnienia, i obrazy pamięci stanowią właśnie nasze "ja"; nie jest ono jakąś odrębną od nagromadzonych dóbr istnością. "Ja" oddziela się od swych charakterystycznych cech, wyodrębnia się jako obserwator, czuwający, zarządca, by tym skuteczniej się zabezpieczyć i nadać sobie trwałość wśród wszystkiego co jest zmienne i przemijające. A tylko jednolite, integralne doznawanie oswobadza nas od dwoistości.

W tym jednolitym stanie ogarniamy rozumieniem, w momentalnym błysku, całkowity proces stanowiący naszą psychikę, zarówno powierzchniową, dostrzegalną, jak i ukrytą, i to od razu w jej całokształcie, a nie częściowo i ułamkami. Wtedy sny, jak i codzienne nasze czynności stają się procesem dalszego oswobadzania się, opróżniania psychiki od balastu przeszłości. A umysł, aby móc coś przyjąć musi być zupełnie pusty; ale sama chęć opróżnienia go, po to by mógł coś otrzymać, jest znaczną przeszkodą, jakże często zakorzenioną w naszej naturze; to również należy wszechstronnie, a nie jednopoziomowo zrozumieć. Żądza przeżyć musi całkowicie się wypalić, a to może się stać gdy doznający nie żywi się doświadczeniami i ciągłą o nich pamięcią.

Umysł musi być oczyszczony, nie tylko w swych świadomych ale i w głębszych ukrytych warstwach; musi wyrzucić z nich wszystko, a to się dokonuje gdy przestajemy nadawać imiona każdej rzeczy, każdemu zjawisku i przeżyciu; gdyż nazywanie - określanie tym czy innym terminem - wzmacnia trwałość istnienia tego, który przeżywa, zasila jego pragnienie ciągłości, używotnia jego jednostkową, wyodrębniającą się pamięć. Trzeba w głębokiej ciszy ogarnąć świadomością cały ten proces nazywania i zrozumieć go wszechstronnie.

Nadajemy nazwy zjawiskom i przeżyciom nie tylko po to aby się porozumiewać z innymi, ale także aby przeżyciom naszym dodać wagi i trwałości, aby je łatwo było odtworzyć w pamięci, a więc i powtórzyć. Ów proces nazywania musi ustać, i to nie tylko na powierzchni naszej psychiki, ale aż do głębi, we wszystkich warstwach jej wewnętrznej struktury. Jest to zadanie trudne, zarówno do zrozumienia jak i do wykonania; albowiem całe nasze świadome życie składa się z procesów nazywania, nadawania imion i terminów doświadczeniom, z rejestrowania ich i skrzętnego przechowywania w pamięci, żeby potem w nią sięgać dla poznawania i określania dalszych przeżyć. Właśnie ten proces żywi i zasila tą ułudną, iluzoryczną istność - tj. tego który doznaje - nadając mu jakby oddzielne od przeżyć i doznań istnienie. Tam gdzie myśl ustaje tam i myśliciel znika. To myśli stwarzają myśliciela, a ten się od nich wyodrębnia by nadać sobie trwałość i ciągłość istnienia, bo same myśli są zmienne i nietrwałe.

Wolność nastaje gdy cała nasza istota, zarówno w swych powierzchniowych jak i głębinowych warstwach zostaje oswobodzona od przeszłości, od tego co było. Wola jest wyrazem pragnienia; gdzie jest działanie woli, gdzie robimy wysiłek dla zdobycia niezależności i oswobodzenia się od wszystkiego co przeszłe, tam nie może zaistnieć prawdziwa wolność, tam istotne oczyszczenie całej naszej psychiki nie jest możliwe. Gdy wszystkie, tak liczne, warstwy naszej świadomości są w całkowitym spokoju, przeniknięte głęboką ciszą, wówczas, ale dopiero wówczas, niezmierzone może się pojawić. A wraz z nim owo szczęście, które jest poza czasem i twórczość która niesie odnowienie.

hjdbienek : :
gru 24 2010 Story of Stuff [LEKTOR PL] (cz.1/3)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Clipy 
gru 23 2010 Armin van Buuren & DJ Shah Feat.. Chris...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
gru 23 2010 WRAŻENIA I ICH ODTWARZANIE
Komentarze: 0


Gwar i zapachy miasta wdzierały się przez otwarte okno. W dużym publicznym parku siedzieli ludzie w cieniu drzew i przeglądali ostatnie wiadomości - te wszechświatowe plotki. Gołębie plątały się u ich nóg, szukając smacznych okruchów, a dzieci bawiły się na trawnikach, po których tańczyły cienie rozchwianych drzew.

Towarzysz mój był reporterem, bystrym i szybkim; prosił o wywiad ale poza tym chciał również poruszyć pewne osobiste problemy. Gdy ukończył wywiad dla pisma które przedstawiał, zaczaj mówić o swym fachu i jego wartości - nie z punktu korzyści materialnych - a roli jaką odgrywa dziś na świecie. Był człowiekiem zdolnym, sprytnym, nieprzeciętnym i zadufanym w sobie. Przechodził szybko szczeble dziennikarskiej kariery i widział w niej dużą przyszłość.

Intelekt nasz tak jest przeładowany wiadomościami, iż uniemożliwia nam niemal całkowicie bezpośrednie doznawanie. Doświadczanie przyjemności lub cierpienia jest bezpośrednie, indywidualne; ale interpretując je , już się wzorujemy na cudzym zdaniu, na społecznych i religijnych autorytetach. Sami jesteśmy wytworem oddziaływujących na nas myśli i wpływów innych ludzi; jesteśmy niejako tych wpływów wypadkową; kształtuje nas i niewoli religijna i polityczna propaganda. Świątynia, kościół, meczet, wywierają na nas nieustający nacisk, rzucają dziwny cień na nasze życie; a polityczne ideologie tylko pozornie dają dużo materiału dla myśli. Propaganda i urabia nas i niszczy. Zorganizowane wyznania są mistrzami propagandy, używają wszelkich środków by ludzi przekonywać, a potem ich pod swym wpływem utrzymać.

Jesteśmy kłębkiem zmąconych reakcji, a to co stanowi centrum naszego "ja" jest równie niepewne jak obiecywana nam przyszłość. Same słowa mają dla nas wprost niewiarogodne znaczenie; wywierają bezpośredni wpływ na nerwy, i te wrażenia nerwowe są dla nas ważniejsze od treści która się ukrywa pod symbolami. Obraz, symbol, dźwięk, sztandar nabierają niebywałego znaczenia; czerpiemy siły nie z istoty rzeczy, a z podstawionych zastępczych znaczeń. Czytamy o przeżyciach innych ludzi, obserwujemy jak inni się bawią, cytujemy ich wypowiedzi, idziemy za ich przykładem. Panuje w nas pustka, więc staramy się ją zapełnić słowem, wrażeniem, wyobraźnią, nadzieją; ale pustka wciąż trwa.

Wszelkie powtarzanie czy odtwarzanie minionych wrażeń, choćby były pełne miłych i szlachetnych wzruszeń, nie może byś doznawaniem; a ciągłe powtarzanie tego samego rytuału, tych samych słów, czy modlitw, jest jeno wrażeniowo przyjemnym odczuciem, któremu lubimy nadawać wzniosłe miana. Ale doznawanie to nie wrażeniowe odczucia; te emocjonalno-wrażeniowe reakcje muszą ustąpić wkrótce przed tym co jest; zaś tego co jest nie da się zrozumieć przy pomocy wrażeń jedynie. Zmysły nasze biorą w tym udział, ale rozumienie czy doznawanie dzieje się poza i ponad zmysłami; wrażenia staja się ważne dopiero gdy doznawanie mija, wtedy to słowa nabierają dużego znaczenia, a wpływ symboli nadmiernie wzrasta; wówczas nawet taki gramofon słowny może nas zachwycać.

Doznawanie zachodzi w jednej chwili i kończy się; nie ma ciągłości, nie przedłuża się; to, co można rozciągnąć w czasie i przedłużyć należy zawsze do dziedziny wrażeń, na jakimkolwiek poziomie by się pojawiały. Powtarzane wrażenia mogą się pozornie wydawać nowym przeżyciem, ale w istocie nie są one nigdy nowe. Nowe jawi się tylko w lotnej chwili doznawania, a to jest możliwe dopiero wówczas gdy żądza wrażeń i poszukiwanie silnych przeżyć doszczętnie w nas zagasną.

Chęć powtarzania jakiegoś przeżycia jest charakterystyczną, a zawsze ograniczającą cechą żądzy wrażeń, jest ich składową częścią; a wzbogacanie pamięci jest tylko ich ekspansją. Chęć powtórzenia jakiegoś doświadczenia czy to własnego, czy cudzego, prowadzi do zaniku wrażliwości, do martwoty. A powtarzanie prawdy staje się fałszem. Prawdy nie można powtarzać ani jej propagować, czy też używać dla jakiegoś celu. To, co się daje używać i powtarzać jest pozbawione życia, mechaniczne, statyczne. Tylko rzeczy martwej można używać, ale nie prawdy. Można zaprzeczyć prawdzie, zabić ją, a wtedy jej używać, ale wówczas nie jest to już prawda. Propagandyści nie dbają o poznawanie prawdy, obchodzi ich tylko uchwycenie w organizacyjne karby wrażeniowych emocji ludzi, w religijnej czy politycznej, społecznej czy osobistej dziedzinie. Propagandysta - religijny czy świecki - głosić Prawdy nie może nigdy.

Doznawanie przychodzi gdy żądza wrażeń wypali się do cna, gdy wszelkie określanie i nadawanie nazw ustaje. Nie ma myśli bez słów, procesu myślowego bez werbalizacji, kto jest w nią wplątany jest niewolnikiem ułudy pożądań.

hjdbienek : :
gru 23 2010 Piękne umysły - Drażliwa kwestia płci...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Clipy 
gru 22 2010 DJ Shah feat. Inger Hansen - Don't wake...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
gru 21 2010 WYRZECZENIE SIĘ DOSTATKU
Komentarze: 0


Siedzieliśmy w cieniu olbrzymiego drzewa, zwróceni ku zieleniejącej dolinie. Dzięcioły kuły w pobliżu, a mrówki wędrowały długim szeregiem, tam i z powrotem, pomiędzy dwoma drzewami. Wiatr od morza niósł zapach dalekich mgieł. Góry błękitniały w zadumie; czasem wydawały się bliskie, ale dziś były odległe. Mały ptaszek przyleciał pić wodę z kałużki która się utworzyła koło dziurawej rynny. A dwie szare wiewiórki, o ogromnych puszystych ogonach, goniły się po drzewie, wbiegały na sam wierzchołek, a potem w szalonym pędzie zbiegały w dół na ziemię, by znów pędzić z powrotem na szczyt drzewa.

Towarzysz mój był niegdyś bardzo bogatym człowiekiem, ale wyrzekł się całego swego majątku. Posiadał dawniej wielkie dobra, którymi zarządzał z przyjemnością i dużym poczuciem odpowiedzialności; miał dobre serce i lubił być szczodrym; darów nie skąpił i prędko o nich zapominał; był też dobry dla swych pracowników i dbał o ich potrzeby. Robienie majątku przychodziło mu łatwo w tym świecie gdzie tylu goni za pieniądzem. Nie był wcale podobny do ludzi dla których rachunki bankowe i lokaty kapitałów są niejako ważniejsze od nich samych; którzy czują się osamotnieni i pełni obaw wobec ludzi i ich żądań i zamykają się w specyficznej atmosferze swego bogactwa. Nie był despotyczny w rodzinie, ale też nie poddawał się jej zbyt łatwo; miał wielu przyjaciół, lecz wcale nie dlatego że był bogaty. Opowiadał iż pozbył się wszystkich swych majętności, gdyż pewnego dnia, podczas jakiegoś czytania, uderzyła go nagle myśl jak bezgranicznie głupie jest jego ciągłe pomnażanie swego majątku i cały ten otaczający go dostatek. Zachował dla siebie tylko tyle ile było konieczne, starał się prowadzić życie najprostsze i szukać odpowiedzi na pytanie: czym właściwie jest życie, jaki jest jego sens i cel, czy istnieję coś poza czysto fizycznymi pożądaniami i potrzebami organizmu.

Jest względnie łatwo zadawalać się małym, podobnie jak nie mieć dużo rzeczy gdy się jest w podróży i zmierza do określonego celu.

Żywe pragnienie szukania głębszych, wewnętrznych wartości uwalnia nas od wielu psychologicznych skomplikowań jakie stwarza posiadanie; ale oswobodzenie się od rzeczy zewnętrznych nie czyni jeszcze życia prostym. Zewnętrzny ład i prostota nie koniecznie wyrażają spokój i prostotę wewnętrzną. Prostota w rzeczach zewnętrznych jest dobra, gdyż daje nam pewną swobodę i jest gestem rzetelności wobec siebie; ale dlaczego zaczynamy zawsze od zewnętrznej, a nie od wewnętrznej prostoty? Czy chcemy przez to siebie i innych przekonać o szczerości naszej intencji? Po co mamy siebie przekonywać? Uniezależnienie się od przedmiotów wymaga prawdziwej inteligencji, a nie gestów i udowodnień; a wszak prawdziwa inteligencja nie jest cechą należącą do naszego "ja". Gdy zdamy sobie w pełni sprawę jakie psychologiczne czynniki kryją się w każdym posiadaniu, sama ta świadomość oswobadza nas, i nie potrzeba nam wówczas dramatycznych gestów ni potwierdzeń. Ale gdy tego jasnego rozpoznawania brak, uciekamy się do różnych praktyk, dyscyplin, wyrzeczeń. Nie jest ważne czy posiadamy dużo czy mało, ważną jest prawdziwa inteligencja. Prawdziwie rozumny człowiek zadawalając się małym przestaje być niewolnikiem własności.

Ale zadowolenie a prostota to dwie rzeczy całkiem różne. Pragnienie - czy to zadowolenia czy prostoty - zawsze nas wiąże i stwarza różne skomplikowania. Spokojna radość przychodzi wraz ze zdawaniem sobie sprawy z tego co jest; a prostota - wraz z niezależnością, od tego co jest.

Dobrze jest być prostym zewnętrznie, ale stokroć ważniejsza jest prostota i jasna trzeźwość wewnętrzna. Jasność myśli i widzenia nie rodzi się ze zdecydowanego i wyraźnie do celu zmierzającego intelektu. Umysł nie może nigdy tej jasności stworzyć. Może się przystosować, może ułożyć i uporządkować myśli, ale to nie będzie ani jasnością ich ani prostotą.

Czyny pochodzące z woli wywołują zamęt,  gdyż wola nawet najszlachetniejsza jest zawsze narzędziem pragnienia. Wola wzrostu i stawania się, chęć bycia kimś choćby najbardziej wartościowym i szlachetnym, może wprawdzie dać nam dyrektywę, wyznaczyć kierunek, przetorować drogę wśród chaosu, ale ten proces prowadzi do odosobnienia, a prostota i przejrzystość z odosobnienia nie mogą się zrodzić. Czyn płynący z woli może chwilowo oświetlić pierwszy plan akcji, co jest potrzebne dla bezpośredniego działania, ale nie rozjaśni i nie oczyści podłoża, czyli dalszego planu; gdyż sama wola z niego wypływa i przezeń jest zasilana. Podłoże ją żywi, a wola może sprężyć i znacznie wzmóc kryjące się w nim potencjalne możliwości, ale nie zdoła nigdy oczyścić go, ani prześwietlić.

Prostota nie należy do intelektu i nie z niego się rodzi. Świadomie przyjęta, prostota jest tylko przebiegłym przystosowywaniem się dla obrony przed bólem i przed rozkoszą, jest zamykaniem się w sobie, które stwarza zamęt i pogłębia różne konflikty. A tarcia i rozterki sprowadzają zawsze mrok, zarówno wewnątrz nas jak i na zewnątrz. Jasność i prostota nie mogą iść w parze z rozterką; tylko wolność od wszelkich konfliktów - a nie przezwyciężanie ich - rodzi prostotę. To, co jest raz przezwyciężone, musi być zwyciężane wciąż i wciąż od nowa, a więc rozterka przedłuża się bez końca. Chcąc sobie zdać sprawę czym są rozterki i konflikty, trzeba zrozumieć pragnienie.

Pragnienie może wyabstrahować z siebie obserwatora - tego który ma rozumieć; ale takie rozszczepianie i uwznioślanie pragnień będzie tylko odkładaniem rozumienia na przyszłość, zamiast wejścia w nie teraz, zaraz. Obserwator i obserwowane nie są dwoma odrębnymi czynnikami; jest to proces jednolity i tylko poznając doświadczalnie tą jednolitość, - tj. stopienie się obu czynników, w jedno - możemy się oswobodzić zarówno od pragnień jak od rozterek. Ale pytanie: jak można poznać fakt jedności tego procesu, nie powinno w ogóle powstać. Musi to samo się stać; a staje się tylko wtedy, gdy jesteśmy czujnie odbiorczy  wobec wszystkiego co w nas zachodzi.

Nie można zrozumieć czym jest przeżycie spotkania z jadowitym wężem, siedząc wygodnie w fotelu w swoim pokoju i tylko wyobrażając je sobie, lub spekulując nad tym domniemanym faktem. Aby naprawdę spotkać węża trzeba się odważyć wyjść poza miasto, poza jego sztuczne światła i brukowane ulice i pójść śmiało w przyrodę.

Myśl może tylko pamiętać i rejestrować, ale nie jest w stanie doznać wolności od rozterek, bowiem prostota, czyli przejrzystość, nie należą do dziedziny umysłu.

hjdbienek : :
gru 21 2010 Piękne umysły - Drażliwa kwestia płci...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
gru 20 2010 CISZA
Komentarze: 0

Była to potężna, świetnie naregulowana maszyna, szła pod górę lekko i bez zmiany w odgłosie motoru, wrażliwa na najlżejszy ruch akceleratora. Droga wiła się stromo ponad doliną, biegła wśród gajów pomarańczowych i rozłożystych orzechowych drzew. Po obu jej stronach sady ciągnęły się daleko, niemal na czterdzieści mil, aż do samego podnóża gór; przechodziła przez parę małych miasteczek, po czym biegła przez otwartą przestrzeń pomiędzy polami jaśniejącymi mocną zielenią łubinu, aby za chwilę - wijąc się znów spiralami - wyprowadzić na nagą, prawie pustynną równinę.

Droga była gładka, odgłos motoru równy, a ruch na drodze nieduży. Miałem żywą świadomość krajobrazu, mijających nas od czasu do czasu samochodów, drogowskazów na skraju gościńca, siedzącej w wozie osoby i błękitu nieba; ale dusza pogrążyła się w ciszę. Nie był to spokój znużenia, wyczerpania czy też odprężenia; była to cichość żywa i czujna. Nie istniał punkt z którego by wypływała i nie było tego, kto by ją obserwował; doznający był nieobecny; pomimo urywanej rozmowy, nic nie przerywało milczenia. Gdy wóz toczył się szybko uderzał nas prąd wiatru; ale ciszy tej nie naruszało nic; była ona w szumie wiatru i w odgłosie motoru, i w zamienianych z rzadka słowach. Pamięć uprzednio doznanych milczeń i cisz wcale się nie nasuwała, myśl nie mówiła: "ach. jak cicho!" Nie było werbalizacji, czyli stwierdzania że obecne przeżycie jest podobne do tego, cośmy już niegdyś przeżyli; nie było żadnego ruchu myśli. Myśl nie rejestrowała wrażeń, przeto nie mogła schwytać tej ciszy, ani w nią wnikać; bo wszak słowo "cisza" nie jest ciszą. Zanim słowo się nie zrodzi myśl nie może operować, a więc doznający nie był zdolny zatrzymać tej ciszy w sobie, by móc się nią potem cieszyć. Ustał zwykły proces myślowy, który gromadzi, porównuje, przyswaja; ucichł wszelki ruch myśli.

Samochód zatrzymał się przed domem. Szczekanie psa, wyładowywanie rzeczy i ogólne zamieszanie w niczym nie wpływało na tę przedziwną ciszę. Nic jej nie mogło zmącić, trwała nieprzerwanie. Wiatr szumiał wśród konarów sosen, długie cienie się kładły, dziki kot chyłkiem przemknął wśród krzaków , a cisza była nienaruszona. Wibrowała ruchem, ale ten ruch jej nie rozpraszał. Nie było skupienia uwagi które by się dało rozproszyć. Rozproszenie następuje gdy uwaga odbiega od głównego punktu zainteresowania, a w tej ciszy nie było w ogóle takiego punktu, więc też nie można było odeń się odchylić. Ruch nie był czymś od ciszy oddzielnym, zdawał się być w niej zawarty. Albowiem nie była to cisza martwoty, czy zaniku sił; była to cisza samego życia, wolnego od sprzeczności i tarć.

Większości z nas, przeciwstawianie bólu i radości, wahania pomiędzy nimi, oraz impuls ku działaniu dają poczucie życia; a gdyby nam ten impuls odebrać czulibyśmy się straceni, bezwolni i niebawem popadlibyśmy w rozstrój. Ale ta cisza pulsowała wciąż odnawiającą się twórczością; taił się w niej ruch który nie miał początku, więc nie mógł mieć i końca, nie była również czymś co trwa. Wszelki ruch wymaga czasu, ale tu, w tej ciszy, nie istniał czas. Czas to mniej i więcej, bliżej i dalej, wczoraj i jutro; a w tej ciszy wszystkie porównania znikły. I nie była to cisza która się kończy, aby znów się rozpocząć; była w niej jakaś jedyność i niepowtarzalność. Sprytne podstępy intelektu nie mogły się tu wślizgnąć.

Gdyby cisza ta była złudzeniem, intelekt byłby w jakimś do niej stosunku, chwytałby się jej lub ją odrzucał, przeracjonalizowałby ją albo też z subtelnym zadowoleniem pogrążył się w nią, i z nią zjednoczył; ale że nie był w żadnym do niej stosunku, więc nie mógł ani jej przyjąć, ani odsunąć. Umysł może operować tylko tym, co jest jego tworem, co się z niego wywodzi, ale nie pozostaje w żadnym związku z tym, czemu sam nie dał życia. A ta cisza nie z niego płynie, nie ma z nim nic wspólnego, więc intelekt nie może ani jej uchwycić i pogłębiać, ani się z nią jednoczyć i utożsamiać. Treść tej ciszy jest dla słów niewyrażalna.

hjdbienek : :