Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Są takie słowa, które nie odnoszą się do niczego. Na przykład: "Jestem Hindusem". Przypuśćmy, że jestem jeńcem wojennym w Pakistanie i mówią mi: - Zamierzamy cię dzisiaj zabrać za granicę, abyś mógł rzucić okiem na swój kraj. Przewożą mnie więc za granicę, patrzę poprzez nią i myślę: "Och, mój kraj, mój piękny kraj. Widzę wioski, drzewa i wzgórza. To mój rodzinny kraj". Po chwili jednak jeden ze strażników mówi: - Przepraszam, ale pomyliliśmy się. Musimy pojechać jeszcze z dziesięć mil. Czego dotyczyła moja reakcja? Niczego. Miałem w umyśle słowo "Indie". Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistości nie istnieją granice pomiędzy krajami. To ludzki umysł je stworzył. Zazwyczaj należący do głupich, ograniczonych polityków. Kiedyś mój kraj był jednym krajem, teraz są już z niego cztery. Gdybyśmy byli mniej czujni, byłoby ich sześć. Mielibyśmy wówczas sześć flag, sześć armii. Dlatego jeszcze nikt nie złapał mnie na tym, bym oddawał honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawają mnie odrazą, gdyż są fałszywymi bogami. Komu mam oddawać honor? Mogę oddać honor ludzkości, ale nie fladze otoczonej armią. Flagi istnieją jedynie w głowach ludzi. W każdym razie słownik nasz zawiera tysiące słów, które nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ale wyzwalają w nas wielkie emocje! Zaczynamy więc widzieć coś, czego nie ma. Naprawdę widzimy indyjskie góry, podczas gdy ich nie ma i naprawdę widzimy Hindusów, którzy nie istnieją. Istnieją jedynie wasze amerykańskie uwarunkowania. Ale to nie jest coś specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Świata wiele się dziś mówi o "inkulturacji". Czym jest to, co zwiemy "kulturą"? Nie jestem tym słowem zachwycony. Czy oznacza ono, że masz chęć zrobić coś, ponieważ uwarunkowano ciebie tak, abyś to zrobił? Że chciałbyś czuć coś, ponieważ tak cię uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobraźmy sobie amerykańskie dziecko zaadoptowane przez rosyjską parę i wychowywane w Rosji. Nie ma pojęcia, że urodziło się w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanów. Dziecko to zostaje wpisane w określoną kulturę, nasycone literaturą. Patrzy na świat oczyma nabytej kultury. Możesz nawet powiedzieć, że nosi swą kulturę ze sobą, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykańska coś innego. Japonka nosiłaby kimono. Nikt nie identyfikuje się z ubiorem. A wy chcecie nosić swą kulturę z większym zaangażowaniem niż ubranie. Szczycicie się swą kulturą. Uczy się was, że macie być z niej dumni. Pozwólcie mi wyrazić to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuitę, który powiedział mi kiedyś: "Zawsze gdy widzę żebraka lub biedaka, nie mogę nie dać mu jałmużny. Nauczyła mnie tego matka." Jego matka częstowała posiłkiem każdego biednego, który stanął na jej drodze. Powiedziałem mu: "Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, całkiem miły z punktu widzenia żebraka, niemniej jednak przymus." Przypominam sobie też innego jezuitę, który zwierzył się na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: "Mam osiemdziesiąt lat, jestem jezuitą od lat sześćdziesięciu pięciu. Ani razu nie zaniedbałem swej godzinnej medytacji, ani razu." Może to być bardzo chwalebne, ale też może to być jedynie przymus. Nie ma nic wspaniałego w tym, że pozostajemy jedynie mechanizmem. Piękno czynu nie polega na tym, że stał się on nawykiem, ale na jego wrażliwości, świadomości, jasności spostrzegania i celowości reakcji. Mogę powiedzieć "tak" jednemu żebrakowi, a innemu "nie". Nie jestem zniewolony przez żadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doświadczeń lub mojej kultury. Nikt niczego mi nie wdrukował, a jeśli nawet - nie może to być podstawa moich reakcji. Jeśli ktoś miał złe doświadczenie z Amerykanami, albo pogryzł go pies, albo zatruł się jakimś pokarmem, to do końca życia te zdarzenia mają wywierać na niego wpływ? I to jest złe! Trzeba się od tego uwolnić. Nie dźwigajcie brzemienia wszystkich swych przeszłych doświadczeń. Nauczcie się, co to znaczy w pełni czegoś doświadczać, następnie zostawcie to i przejdźcie do następnej chwili nie skażonej chwilą poprzednią. Będziecie podróżować z bagażem tak lekkim, że zdołacie przejść przez ucho igielne. Poznacie, czym jest życie wieczne, ponieważ życie wieczne jest teraz, w bezczasowym "teraz". Tylko tak osiągniecie życie wieczne. A ileż to rzeczy dźwigamy! Nigdy nie przystępujmy do zadania polegającego na uwolnieniu siebie bez porzucenia tego bagażu. Wówczas będziecie sobą. Przykro to stwierdzić, gdziekolwiek jestem, spotykam mahometan, którzy posługują się swą religią, modłami, Koranem, aby uniemożliwić sobie spełnienie tego zadania. To samo dotyczy Hindusów i chrześcijan. Czy potraficie sobie wyobrazić człowieka, który nie znajduje się już dłużej pod wpływem słów? Można zarzucić go dowolną ilością słów, a on nadal będzie traktować cię tak, jak na to zasłużyłeś. Możesz mu powiedzieć: Jestem kardynałem, arcybiskupem takim a takim - a on nadal będzie cię traktować jak zwyczajnego człowieka, będzie cię widzieć takim, jakim jesteś. Jego patrzenie na świat nie jest skażone etykietkami.
Dag Hammarskjold, były sekretarz generalny ONZ, określił to bardzo pięknie: "Bóg nie umiera w momencie, gdy przestajemy wierzyć w jakieś osobowe bóstwo. To my umieramy w dniu, w którym nasze życie przestaje być rozświetlane promieniami codziennie trwającego zdumienia, którego źródło znajduje się poza wszelką przyczyną". Nie spierajmy się o słowa, bowiem "Bóg" to tylko słowo, pojęcie. Nie spierajmy się o rzeczywistość, dyskutujemy o opiniach, pojęciach, sądach. Odrzućmy swe opinie, pojęcia, przesądy i sądy, a sami to zobaczycie. "Quia de Deo scire non possumus quid sit, sed quid non sit, non possumus considerare de Deo, quomodo sit set quomodo non sit". Są to słowa św. Tomasza wprowadzające do "Summy Teologicznej". "Ponieważ nie możemy stwierdzić, czym jest Bóg, lecz jedynie czym Bóg nie jest, a więc nie możemy rozważać, jaki Bóg jest, ale tylko, jaki nie jest". Wspomniałem wcześniej o komentarzu Tomasza odnoszącym się do "De Sancta Trinitate" Boecjusza, gdy mówi on, że najważniejszym stopniem poznania Boga jest poznanie Boga jako nieznanego, tamquam ignotum. W swych "Quaestio Disputata de Potentia Dei" Tomasz mówi: "Oto co jest w ludzkiej wiedzy o Bogu ostateczne - wiedza, że nie znamy Boga". Filozof ten uznany został za księcia teologów. Był mistykiem, a dziś jest kanonizowanym świętym. Możemy mu zaufać. W Indiach sanskryt nazywa coś takiego "neti neti". Znaczy to: "nie to, nie to". Metoda Tomasza nazwana została "via negativa", drogą przez negację. C. S. Lewis w czasie, gdy umierała jego żona, prowadził dziennik. Nosi on tytuł "Obserwowany żal". Ożenił się z Amerykanką, którą bardzo kochał. Powiedział kiedyś swoim przyjaciołom: "Bóg dał mi w wieku lat sześćdziesięciu to, czego odmawiał mi w wieku lat dwudziestu". Wkrótce po ślubie jego ukochana żona zmarła na raka, okropnie cierpiąc. Lewis powiada, że cała jego wiara rozpadła się jak domek z kart. I oto wielki chrześcijański apologeta, pod wpływem własnego nieszczęścia zadaje pytanie: "Czy Bóg jest miłującym ojcem, dokonującym wiwisekcji?" Istnieje całkiem pokaźna liczba dowodów na jedno i drugie. Pamiętam, kiedy moja własna matka zachorowała na raka, moja siostra zapytała: "Tony, dlaczego Bóg pozwolił, aby to się jej przytrafiło?" Odparłem wówczas: "Moja droga, w zeszłym roku w Chinach susza spowodowała głód, w wyniku którego zmarło milion osób i nie skłoniło cię to do postawienia podobnego pytania". Czasami najlepszą rzeczą skłaniającą nas do przebudzenia jest nagłe nieszczęście, docieramy wówczas do wiary, jak miało to miejsce w przypadku C. S. Lewisa. Nigdy przedtem, jak mówił, nie miał wątpliwości co do życia po śmierci, ale kiedy zmarła jego żona, stracił tę pewność. Dlaczego? Ponieważ jej życie było dla niego tak ważne. Lewis, jak wiadomo, jest mistrzem porównań i analogii. To jest jak lina. Ktoś cię pyta: - Czy utrzyma ona ciężar stu dwudziestu funtów? Odpowiadasz: - Tak! - Dobrze, spuśćmy więc na tej linie twego najlepszego przyjaciela. Wtedy mówisz: - Chwileczkę, sprawdzę tę linę jeszcze raz. Tracisz pewność. W swym dzienniku Lewis napisał także, że niczego o Bogu wiedzieć nie możemy, i nawet nasze pytania o Boga są absurdalne. Dlaczego? Bo to tak, jakby ktoś ślepy od urodzenia zapytał: - Czy kolor zielony jest ciepły czy zimny? - Neti, neti. Ani tak, ani tak. - Czy jest długi czy krótki? - Ani tak, ani tak. Niewidoma osoba nie zna słów ani pojęć koloru, którego sobie nie może wyobrazić, poczuć, ani doświadczyć. Można jej tylko o tym opowiedzieć poprzez analogie. Bez względu na to, jakie postawi pytanie, odpowiem mu: To nie to. C. S. Lewis stwierdza, że przypomina to pytanie o to, ile minut mieści się w kolorze żółtym. Wszyscy to pytanie traktują bardzo poważnie, toczą dyskusje i wiodą spory. Ktoś sugeruje, że kolor żółty zawiera dwadzieścia pięć marchewek, ktoś inny utrzymuje, że siedemnaście ziemniaków i zaczynają nagle ze sobą walczyć. Ani tak, ani tak! To, co w naszej ludzkiej wiedzy na temat Boga jest pewne, to wiedza o tym, że nic nie wiemy. Naszą wielką tragedią jest to, że wiemy zbyt dużo. Myślimy, że wiemy, i to jest nasza tragedia. A w rzeczywistości, jak to wielokrotnie powtarzał Tomasz z Akwinu (który jest nie tylko teologiem, ale i wielkim filozofem): "Wszystkie wysiłki umysłu ludzkiego nie są w stanie wyczerpać istoty zwykłej muchy".
Każde pojęcie odnosi się do pewnej liczby konkretnych przedmiotów. Nie mówię tu o nazwach indywidualnych, takich jak Maria czy Jan, które nie posiadają znaczenia konceptualnego. Pojęcia są uniwersalne. Na przykład słowo "liść" może odnosić się do każdego pojedynczego liścia. Co więcej, słowo to odnosi się do wszystkich liści wszystkich drzew: do liści dużych, małych, zasuszonych, żółtych i zielonych, liści bananowca itd. Skoro więc oznajmię, że dziś rano widziałem liść, to jednak nie bardzo wiadomo, co w gruncie rzeczy ujrzałem. Zobaczmy, czy dobrze mnie rozumiecie. Wiecie, czego nie widziałem? To, co widziałem, nie było zwierzęciem. To, co widziałem, nie było psem. Nie był to człowiek. Nie był to but. Macie więc pewne mgliste wyobrażenie o tym, co widziałem, ale nie jest ono uszczegółowione, konkretne. "Istota ludzka" odnosi się nie do człowieka pierwotnego ani do człowieka cywilizowanego, nie do ludzi dorosłych, nie do dzieci, nie do mężczyzn ani kobiet, nie odnosi się do żadnego określonego wieku, do żadnej konkretnej kultury, ale do pojęcia. Istota ludzka jest wszakże czymś konkretnym, nigdy bowiem nie spotkaliśmy uniwersalnej istoty ludzkiej, o jakiej mówi to pojęcie. Pojęcia wskazują na coś, ale zawsze nieprecyzyjnie. Umyka im to, co konkretne, niepowtarzalne. Pojęcie jest ogólne. Kiedy podaję wam pojęcie, daję wam coś, ale jednocześnie mało wam daję. Pojęcia są niesłychanie wartościowe i użyteczne w nauce. Jeśli na przykład powiem, że wszyscy tu obecni są zwierzętami, będzie to bardzo poprawne z naukowego punktu widzenia. Ale jesteśmy czymś więcej niż zwierzętami. Jeśli powiem, że Mary Jane jest zwierzęciem, nie rozminę się z prawdą. Ale ponieważ pominąłem coś, co jest dla niej bardzo istotne, będzie to dla niej stwierdzenie nieprawdziwe, a nadto krzywdzące. Kiedy jakąś konkretną osobę nazywam kobietą, to nie zaprzeczam prawdzie, ale jest też w tej osobie szereg cech, które nie pasują do pojęcia "kobieta". Jest ona tą konkretną, niepowtarzalną kobietą, którą poznać można jedynie przez doświadczenie, a nie konceptualizację. Konkretną osobę muszę sam zobaczyć, sam doświadczyć, poddać swej intuicji. Indywidualna osoba może być poznana przez intuicję, a nie przez konceptualizację. Osoba znajduje się poza myślącym umysłem. Wielu z was odczuwałoby dumę, gdyby nazwano ich Amerykanami, podobnie wielu Hindusów byłoby dumnych, gdyby nazwano ich Hindusami. Ale co to oznacza: "Amerykanin", "Hindus"? Jest to umowa, nie jest to część waszej natury. Te określenia dają wam jedynie etykietkę. Niczego to nie mówi o osobie. Pojęcia zawsze pomijają coś niesłychanie ważnego, coś cennego, co znajduje się wyłącznie w rzeczywistości i co jest niepowtarzalnym konkretem. Pięknie to ujął wielki Krishnamurti: "W dniu, w którym nauczysz dziecko słowa ptak, przestaje ono na zawsze widzieć ptaka". To prawda! Kiedy dziecko po raz pierwszy widzi puszyste, żywe, poruszające się stworzenie, a ty powiesz: "Wróbel", następnego dnia, gdy dziecko zobaczy inne puszyste, poruszające się stworzenie podobne do tamtego, powie: "O wróbel. Widziałem wróbla. Jestem znudzony wróblami." Jeśli przestaniecie patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat swych pojęć, nigdy nie będziecie znudzeni. Każda najmniejsza rzecz jest niepowtarzalna. Każdy wróbel rożni się od innych wróbli, choć tak bardzo są do siebie podobne. Podobieństwa są niesłychanie pomocne, w oparciu o nie dokonujemy abstrakcji, tworzymy pojęcia. Są pomocne we wzajemnej komunikacji, edukacji, w nauce. Są jednak także bardzo mylące, stanowią wielką przeszkodę w dostrzeżeniu konkretnego indywiduum. Jeśli wszystko, czego doświadczasz, mieści się w pojęciach, to nie doświadczasz rzeczywistości, gdyż ta jest konkretem. Pojęcie jest pomocne w drodze do rzeczywistości, ale kiedy drogę tę już pokonasz, musisz jej doświadczyć, poczuć ją bezpośrednio. Drugą cechą pojęcia jest jego statyczność, podczas gdy rzeczywistość jest płynna. Używamy ciągle tej samej nazwy dla wodospadu Niagara, ale woda, która tam płynie, jest stale inna. Posługujemy się słowem "rzeka", ale woda w niej stale płynie. Jednym słowem określamy nasze ciało, ale nasze komórki ciągle się odnawiają. Przypuśćmy, że na zewnątrz wieje niezwykle silny wiatr, a ja chcę przekazać moim krajanom, czym jest amerykańska wichura czy huragan. Łapię go więc w pudło, wracam do Indii i mówię: "Spójrzcie na to." Oczywiście nie jest to wichura. Dlatego, że została złapana. Albo chcę wam pokazać, czym jest nurt rzeki i przynoszę wam w tym celu wodę z rzeki w wiadrze. W momencie gdy nabiorę wody do wiadra, ta woda przestaje płynąć. W chwili gdy ujmiesz coś w ramy pojęcia - przestaje być płynne, staje się statyczne, martwe. Zamarznięta fala nie jest już falą. Istotą fali jest ruch; jeśli ją zatrzymać, przestaje być falą. Pojęcia są zawsze zamarznięte. Rzeczywistość jest płynna. W końcu, jeśli mamy uwierzyć mistykom (a nie wymaga to zbyt wiele wysiłku - nikt jednak nie może dostrzec tego od razu), rzeczywistość jest całością, a słowa i pojęcia jedynie ją dzielą na części. Dlatego tak trudno jest tłumaczyć z jednego języka na drugi, ponieważ każdy język tnie rzeczywistość w nieco inny sposób. Angielskiego słowa "home" nie można przetłumaczyć na odpowiednik francuski czy hiszpański. "Casa" to nie dokładnie to samo co "home". Słowo "home" niesie specyficzne dla języka angielskiego skojarzenia. Każdy język posiada specyficzne dla niego słowa i wyrażenia, ponieważ rozcinamy rzeczywistość i coś do niej dodajemy lub od niej odejmujemy, w charakterystyczny dla danego języka sposób. Rzeczywistość jest całością, a my tniemy ją, aby tworzyć pojęcia i używamy słów, by wskazać na różne jej części. Gdybyście nigdy w życiu nie widzieli żadnego zwierzęcia i pewnego dnia znaleźlibyście ogon - tylko ogon - i ktoś by wam oznajmił: "To jest ogon" - czy w czymkolwiek byłoby to dla was użyteczne? Czy na tej podstawie moglibyście sobie wyrobić zdanie, co to jest zwierzę? Idee dzielą na fragmenty nasze postrzeganie świata, naszą intuicję, nasze doświadczenie. Mistycy nieustannie nam to przypominają. Słowa nie są w stanie oddać rzeczywistości. Mogą tylko na nią wskazywać. Używa się ich jako drogowskazów prowadzących do rzeczywistości. Z chwilą gdy już tam dotrzesz, porzuć pojęcia, są bowiem bezużyteczne. Pewien hinduski kapłan sprzeczał się kiedyś z filozofem, który utrzymywał, że ostatnią przeszkodą na drodze do Boga jest słowo "Bóg", pojęcie Boga. Kapłan był tym bardzo zaszokowany, ale filozof dowodził: "Z osła, którego dosiadasz, gdy dojedziesz do celu - musisz zejść. Używasz pojęć, by gdzieś dotrzeć, następnie musisz je porzucić, wyjść poza nie." Nie trzeba być mistykiem, by zrozumieć, że rzeczywistość jest czymś, czego nie można uchwycić za pomocą słów czy pojęć. By poznać rzeczywistość trzeba wykroczyć poza wiedzę. Czy słowa te nie są wam skądś znane? Ci spośród was, którzy czytali "Chmurę niewiedzy", poznają te słowa. Poeci, malarze, mistycy i wielcy filozofowie zazwyczaj przeczuwają tę prawdę. Przypuśćmy, że pewnego dnia obserwuję drzewo. Dotychczas, ilekroć widziałem to drzewo, mówiłem: "No tak, to jest drzewo". Ale dziś, gdy patrzę na nie, nie widzę drzewa. Przypuśćmy, że nie widzę tego, do czego jestem przyzwyczajony. Widzę coś świeżym okiem dziecka. Brak mi słów na opisanie tego doznania. Widzę coś niepowtarzalnego, stanowiącego zmieniającą się całość, niepodzielną. Ogarnia mnie strach. Gdyby ktoś mnie spytał: "Co widziałeś?" - jak sądzicie, co bym mu odpowiedział? Nie mógłbym znaleźć słów. Nie ma słów oddających rzeczywistość. Gdybym znalazł "odpowiednie" słowa, pojawiłbym się ponownie w świecie pojęć. A więc, jeśli nie potrafię wyrazić rzeczywistości widzianej moimi oczami, doświadczanej przez me zmysły, to jak można wyrazić to, czego oko nie widziało i ucho nie słyszało? Jak znaleźć słowa określające boską rzeczywistość? Czy pojmujecie już, co mieli na myśli Tomasz z Akwinu, Augustyn i wszyscy pozostali, gdy mówili - a czego ciągle naucza Kościół - że Bóg jest tajemnicą dla ludzkiego umysłu nie do pojęcia? Wielki Karl Rahner, w odpowiedzi na słowa zawarte w liście młodego, niemieckiego narkomana, że: "Wy teologowie mówicie o Bogu, a nie mówicie o tym, jak ten Bóg miałby być czymś istotnym w moim życiu, jak mógłby uwolnić mnie od narkotyków?", napisał: "Muszę z całą szczerością przyznać, że dla mnie Bóg był zawsze absolutną tajemnicą. Nie wiem, czym Bóg jest i nikt tego nie wie. Mamy przeczucia, przypuszczenia, podejmujemy nieudolne i nieadekwatne próby przyobleczenia tajemnicy w szaty słów. Ale nie dysponujemy żadnymi pojęciami, żadnymi stwierdzeniami, które by były w stanie tego dokonać". A podczas wykładu dla grupy teologów w Londynie Rahner powiedział: "Zadaniem teologii jest wyjaśnianie wszystkiego przez Boga i wyjaśnianie Boga jako niewyjaśnialnego". Niewyjaśnialna tajemnica. Nie wiemy, nie możemy nic powiedzieć. Jedyne, co możemy powiedzieć, to słowa zachwytu. Słowa wskazują, a nie opisują. Tragiczne jest to, że ludzie stają się bałwochwalcami, sądząc, że gdy idzie o Boga, słowo jest tożsame z tym, co opisuje. Jak można być tak obłąkanym? Czy można wymyślić coś bardziej szalonego? Nawet wtedy, gdy idzie o człowieka, o drzewo, o liście, czy o zwierzęta, to przecież słowa nie są identyczne z tym, co oznaczają. A czy możecie twierdzić, że tam gdzie idzie o Boga, słowo jest jedyną rzeczą? O czym mówicie? Jeden z uczonych biblistów o międzynarodowej sławie słuchał mych wykładów w San Francisco. - Boże, dopiero po wysłuchaniu tych wypowiedzi zdałem sobie sprawę, jakim bałwochwalcą byłem przez całe me życie! - powiedział mi otwarcie. - Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę być bałwochwalcą. Kłaniałem się fałszywym bogom nie z drewna czy metalu. Był to bożek duchowy. Są to najbardziej niebezpieczni z bałwochwalców. Tworzą swego Boga z bardzo subtelnej substancji - ze swego umysłu. To, do czego prowadzę, to świadomość rzeczywistości otaczającej ciebie. Świadomość to obserwacja, uważne śledzenie tego, co się dzieje wewnątrz ciebie i wokół ciebie. Wyrażenie "dzieje się" jest tu bardzo trafne. Drzewa, trawa, kwiaty, zwierzęta, skały, cała rzeczywistość znajduje się w ruchu. Wszystko może być poddawane nieprzerwanej obserwacji. Jakże istotne dla człowieka jest to, by obserwować nie tylko siebie, ale i całą rzeczywistość. Jesteś więźniem własnych pojęć? Chcesz wydostać się z wiezienia? To patrz, obserwuj, spędzaj całe godziny na obserwacji. "Obserwacji czego?" - pytasz. Czegokolwiek. Twarzy ludzi, kształtów drzew, lotu ptaka, stosu kamieni, wzrostu trawy. Wejdź w kontakt z rzeczami, patrz na nie. Miejmy nadzieję, że wówczas przełamiesz sztywne schematy, które wszyscy w sobie rozwinęliśmy i dzięki którym nasze myśli i słowa z nas drwią. Miejmy nadzieję, że przejrzymy. Co zobaczymy? To, co nazywamy rzeczywistością, co wykracza poza słowa i pojęcia. Jest to ćwiczenie duchowe - związane z duchowością - związane z wyłamywaniem krat w twojej klatce, z uwalnianiem się z więzienia słów i pojęć. Jakie to smutne, jeśli przechodzimy przez życie i nigdy nie widzimy go oczyma dziecka. Nie oznacza to oczywiście, że pojęcia musimy odrzucić całkowicie, są one bardzo cenne. Mimo iż zaczynamy bez nich, pełnią one bardzo pożyteczną funkcję. Dzięki nim rozwijamy inteligencję. Otrzymujemy zaproszenie nie po to, by stać się dziećmi, ale by stać się jak dzieci. Stan niewinności musi zakończyć się upadkiem i wygnaniem z raju. Dzięki pojęciom rozwijamy nasze "ja" i "mnie". Ale musimy powrócić do raju. Potrzebne nam jest powtórne odkupienie. Musimy odrzucić starego człowieka w sobie, starą naturę, uwarunkowaną jaźń i powrócić do dzieciństwa, nie stając się jednak dzieckiem. Na samym początku życia patrzymy na rzeczywistość dziwiąc się, ale nie jest to pełne mądrości zdziwienie mistyków, jest to bezkształtne zdziwienie dziecka. Następnie zdziwienie to obumiera i zostaje zastąpione przez znudzenie - w miarę rozwoju pojęć i słów. Później jeszcze, przy odrobinie szczęścia, zaczynamy się dziwić ponownie.