Archiwum listopad 2009, strona 11


Natura 
lis 03 2009 Discovery HD - Ryzykanci: Zdjęcia z Narażeniem...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 03 2009 TRZY SPOSOBY RADZENIA SOBIE Z CHAOSEM
Komentarze: 0

Trzy metody radzenia sobie z chaosem pomagają nam uwolnić się od dualistycznego napięcia, od nawyku stawiania oporu temu, co się nam przydarza lub dzieje się w nas. Uczą, by zamiast się wycofywać, wychodzić naprzeciw napotykanym trudnościom. A do tego rzadko się nas zachęca. Praktykujemy, pragnąc pozbyć się ciężaru, który nas przytłacza. Cierpimy, tkwiąc w pułapce pożądania, agresji, niewiedzy i lęku. Ciążą nam codzienne obowiązki, obecność bliskich, a największym ciężarem dla siebie jesteśmy my sami. Dzięki praktyce uświadamiamy sobie, że nie musimy wieść dłużej egzystencji pozbawionej radości i otwartości, że pierwotna dobroć jest nam wrodzona. A wówczas przygniatające nas depresja, żal i niechęć zaczynają znikać, a w naszym życiu pojawia się więcej przestrzeni, która jest jak bezkresne niebo, jak rozległy ocean. Możemy odetchnąć pełną piersią i wypłynąć tak daleko, aż brzeg zniknie nam z oczu. Jak zatem odnosić się do tego, co stoi na drodze naszemu szczęściu? Jak rozluźnić się na tyle, by ujawniła się w nas pierwotna radość i dobroć? Żyjemy w czasach, gdy przebudzenie nie jest już luksusem, bez którego można się obejść ani niedosiężnym dla zwykłego śmiertelnika ideałem. Staje się ono sprawą pilną. Dość jest na świecie depresji, gniewu i poczucia beznadziejności. Dlatego tak ważne jest, abyśmy byli w stanie zachować zdrowy rozsądek w obliczu trudności. Nawet sama Ziemia zdaje się błagać, byśmy powrócili do naszej prawdziwej natury. W ten sposób najlepiej pomożemy też innym. Istnieją trzy tradycyjne metody wykorzystywania przykrych doświadczeń na ścieżce wiodącej ku przebudzeniu i radości: zaprzestanie walki, używanie trucizny jako lekarstwa oraz postrzeganie wszystkiego, co się pojawia, jako manifestacji oświeconej mądrości. Dzięki tym sposobom możemy stawić czoło bolesnym wydarzeniom, odnaleźć się w chaosie codziennego życia. Istotę pierwszej metody, polegającej na zaprzestaniu walki, doskonale oddaje medytacja śamatha-wipaśjana. Gdy podczas medytacji obserwujemy umysł, wszystko, co się w nim pojawia, określamy mianem myślenia powracając natychmiast do prostoty i bezpośredniości oddechu. Wciąż na nowo odnajdujemy pierwotną, wolną od pojęć świadomość. Medytacja to zaniechanie walki z samym sobą, ze swoimi nastrojami i emocjami oraz z zewnętrznymi okolicznościami. Tę prostą wskazówkę, by przyjmować wszystko, co się pojawia, bez wartościowania, możemy zastosować zarówno w praktyce medytacyjnej, jak i w codziennym życiu. Podobnie możemy podchodzić do wszystkich przykrości, które nas spotykają, bez względu na to, jaką formę przybiorą. Zamiast reagować miotając obelgi, ciskając gromy czy ze wstrętem odwracając wzrok, pozwalamy wydarzeniom się rozegrać. Patrzymy, starając się ujrzeć nasze utrapienia takimi, jakimi naprawdę są. Powstrzymujemy się od osądzania: pierwotny umysł jest bezstronny. Wszystko, co się pojawia, kiedyś zniknie. Tak to już jest. W taki sposób odnosimy się zarówno do własnych bolesnych doświadczeń, jak i do tych, które dotykają naszych bliskich lub inne czujące istoty. Przestajemy walczyć i staramy się ujrzeć ludzi i sprawy takimi, jakimi są naprawdę. Warto pamiętać, że praktyka ta polega nie na osiąganiu czegoś - nie polega na wygranej lub przegranej, lecz na rezygnacji z walki i traktowania wszystkich i wszystkiego jak wrogów. W ten sposób praktykujemy podczas medytacji i postawę tę możemy rozciągnąć również na pozostałe obszary swojego życia. To tak, jakbyśmy zapraszali wszystko, co nas przeraża, aby zagościło w naszym życiu, pozostało w nim przez chwilę, przedstawiło się ukazując swoją prawdziwą twarz. Milarepa zwrócił się do demonów, które spostrzegł w swej jaskini następującymi słowy: "Świetnie, że wpadłyście. Przyjdźcie i jutro. Dobrze jest z kimś od czasu do czasu pogadać". Naszą pracę z umysłem zaczynamy więc od rozpoznania własnych demonów, które się w nim znajdują. Następnie rozwijamy mądrość i współczucie, by nie dać się zwariować w codziennym pełnym niepokojów i zagrożeń życiu. Tybetańska joginka Maczig Labdryn nieustraszenie podążała tą drogą. Jak twierdziła, zgodnie z jej tradycją demonów się nie wypędza, lecz traktuje ze współczuciem. Maczig Labdryn otrzymała od swego nauczyciela i przekazała dalej swoim uczniom następującą wskazówkę: "Zbliż się do tego, co odpychające, pomagaj tym, którym, jak sądzisz, pomóc nie możesz, udaj się do miejsc napawających cię lękiem". Gdy siadamy do medytacji, porzucając walkę z własnym umysłem, wkraczamy na tę właśnie ścieżkę. Następnym sposobem radzenia sobie z zamętem codziennego życia jest używanie trucizn jako lekarstwa. Bolesne doświadczenia - trucizny - możemy wykorzystać jako paliwo dla praktyki, jako coś, co przyspieszy rozwój i pomoże nam się przebudzić. Na tym właśnie opiera się praktyka tonglen. W obliczu trudności, gdy czujemy się zranieni i upokorzeni, gdy przepełnia nas niechęć, zamiast starać się uwolnić od tych negatywnych uczuć, wdychamy je, przyjmujemy je w siebie. Trzy trucizny to pożądanie, gniew i głupota (do której zalicza się także ignorancję wynikającą z dobrowolnego odcięcia się od świata i zamknięcia się w sobie). Na ogół uważamy je za coś złego, coś, czego należy unikać. W tym wypadku jednak trzy trucizny postrzegane są jako zalążki współczucia i otwartości. Tonglen uczy nas akceptować cierpienie i przyjmować w siebie nie tylko własny gniew, odrazę czy poczucie osamotnienia, lecz również podobne emocje innych. Wdychamy je w imieniu wszystkich czujących istot. Trucizny umysłu są wpisane w kondycję ludzką. Nie są jedynie naszym problemem ani też powodem do wstydu czy samooskarżeń. Są jak poczucie pokrewieństwa łączącego nas z innymi, które pozwala nam postawić się w ich sytuacji. Zamiast odrzucać te negatywne uczucia, próbujemy w pełni ich doświadczyć, wyrażając jednocześnie życzenie, aby wszystkie czujące istoty uwolniły się od cierpienia. Następnie wraz z wydechem dzielimy się z innymi poczuciem przestrzeni, świeżości i spokoju, życząc wszystkim doświadczenia najgłębszej istoty umysłu. Od dziecka słyszymy, że świat nie jest taki, jak powinien. Nic nie jest wystarczająco dobre: ani my, ani nasze życie, ani otoczenie. Wszystko jest zbyt twarde lub za miękkie, zbyt głośne lub za ciche, za ostre, zbyt gorzkie, zbyt miękkie. Ponieważ świat jest niedoskonały, staramy się go naprawić, rozwiązać problemy, znaleźć i wyeliminować błędy. Trzy metody radzenia sobie z chaosem pomagają nam uwolnić się od dualistycznego napięcia, od nawyku stawiania oporu temu, co się nam przydarza lub dzieje się w nas. Uczą, by zamiast się wycofywać, wychodzić naprzeciw napotykanym trudnościom. A do tego rzadko się nas zachęca. To, co nas spotyka, jakkolwiek przykre by nie było, samo w sobie stanowi ścieżkę ku oświeceniu. Pracując z emocjami, myślami, obserwując siebie w chwilach próby, odnajdujemy uśpione obszary swojego umysłu. Zatem druga metoda - używanie trucizn umysłu jako remedium - polega na wykorzystywaniu trudnych sytuacji, by wzbudzić szczerą troskę o inne, cierpiące tak jak my istoty. W praktyce lodziong mówi się podobnie: "Gdy świat jest pełen zła, wszystkie nieszczęścia i trudności powinny być przekształcane w drogę wiodącą do oświecenia". Trzecia metoda radzenia sobie z chaosem polega na postrzeganiu wszystkiego, co się pojawia, jako manifestacji przebudzonej energii. Wyobrażamy sobie wówczas siebie i innych jako już oświeconych, a świat jako miejsce święte. Tradycyjnym symbolem, który wykorzystuje się w praktyce postrzegania wszystkiego, co się pojawia, jako przejawu energii mądrości jest cmentarzysko. W Tybecie miejsca oddawania ostatniej posługi zmarłym wyglądały bardzo nieestetycznie. Nie uświadczyło się tam schludnych trawniczków, mogił pokrytych kwiatami czy marmurowych nagrobków. Ponieważ ziemia w Tybecie jest zamarznięta, zwłoki rąbało się na kawałki i ofiarowywało sępom. Widok rozrzuconych fragmentów ludzkich ciał - członków, gałek ocznych i włosów - musiał być odpychający, podobnie jak odór unoszący się w powietrzu. W pewnej książce o Tybecie widziałem zdjęcie ludzi niosących zwłoki na cmentarzysko. W tle można było dostrzec krąg wielkich sępów czekających na ucztę. W zachodnim świecie bardziej niż cmentarz atmosferę takiego miejsca oddaje szpitalna izba przyjęć podczas ostrego dyżuru. Tego rodzaju sceny bezlitośnie uświadamiają nam prawdę o ludzkim istnieniu. Możemy się nimi posłużyć w swojej pracy z umysłem. Choć takie doświadczenia są odpychające i budzą niepokój, przejawia się w nich najczystsza mądrość, która staje się i naszym udziałem. Postrzeganie wszystkiego, co się pojawia, jako manifestacji oświeconej energii jest przeciwieństwem naszego nawykowego sposobu postępowania. Zazwyczaj staramy się unikać wszelkich konfliktów, ulepszać siebie i otoczenie, dowieść, że cierpienie jest skutkiem popełnionych błędów i gdybyśmy zawsze postępowali słusznie, zapanowałby raj na ziemi. Przedstawiona tu metoda burzy ten pogląd, kierując naszą uwagę ku ciemnym stronom życia, nakłania nas do prób wniknięcia w sens spraw ostatecznych - do osiągnięcia urzeczywistnienia. W codziennym życiu często wpadamy w panikę. Serce podchodzi nam do gardła, czujemy ucisk w żołądku. Oto wdaliśmy się w kłótnię lub właśnie okazało się, że plan, z którym wiązaliśmy wielkie nadzieje, zawiódł. Jak zachować się w tych dramatycznych chwilach? Jak sobie poradzić z demonami umysłu będąc rozdartym między nadzieją a obawą? Jak przestać z sobą walczyć? Maczig Labdryn radzi, by udać się wówczas do miejsc napawających nas lękiem. Ale jak tego dokonać? Spróbujmy nie wyodrębniać w sobie dobrych i złych stron, nie dzielić naszych myśli i emocji na czyste i nieczyste. Rozgrywający się w nas konflikt wynika z poczucia winy, wstydu i z niskiej samooceny. Dlatego tak ważne jest, by się zaprzyjaźnić z sobą samym i z nieprzyjemnymi aspektami własnej psychiki. Jesteśmy w stanie zburzyć mur oddzielający nas od innych, uniknąć podziału na białe i czarne, nasze i cudze. Trzeba tylko wyjść naprzeciw temu, co nas odpycha, naprzeciw temu, czego za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć. Odnosząc to do codziennego życia, metoda owa uczy, byśmy zaakceptowali siebie takich, jakimi jesteśmy. Naprawdę nie ma się czego wstydzić. Spójrzmy na specjały kuchni różnych narodów: każdy może być z czegoś dumny. Żydzi ze swojej macy, Hindusi z przyprawy curry, a Amerykanie z hamburgerów. Różnorodność jest bogactwem świata. Zamiast szukać czegoś doskonalszego, cieszmy się tym, co jest. Zarówno świat wokół nas, jak i my sami jesteśmy materiałem, z którym pracujemy. Cmentarzysko zwane życiem jest manifestacją mądrości. Stanowi ona podstawą wolności, lecz z niej rodzi się niepewność. W każdym momencie musimy podejmować decyzję, dokąd iść. Jak pracować z tak surowym materiałem - naszym istnieniem? Oto trzy praktyczne sposoby radzenia sobie z chaosem: zaniechanie walki, traktowanie trucizn jako lekarstwa i postrzeganie wszystkiego, co się pojawia, jako manifestacji mądrości. Po pierwsze, pozwalamy sprawom iść ich własnym torem, zwalniamy tempo życia, starając się być obecnym tu i teraz, powstrzymujemy się od osądzania, nie stosujemy w życiu schematów i nie zwalczamy wszystkiego, co do nich nie pasuje. Po drugie, zmieniamy nasz stosunek do cierpienia. Zamiast zaprzeczać jego istnieniu, przyjmujemy je, życząc wszystkim istotom, by zostały uwolnione od bólu i doznały szczęścia. Przemieniamy ból w radość. Po trzecie, uznajemy za fakt istnienie cierpienia oraz ciemnych stron rzeczywistości. Wszystko, co się dzieje w nas i na zewnątrz, cały ten zgiełk, wszystko jest przejawem pierwotnej energii, grą przestrzeni mądrości. To, czy postrzegamy świat jako raj czy jako piekło, zależy jedynie od sposobu patrzenia. Na koniec, postarajmy się zrzucić swój dźwigany od zawsze bagaż emocji, odprężyć i rozchmurzyć. To ważna praktyka. Budząc się rano, postanówmy sobie przeżyć dzień traktując z humorem wszystko, co się wydarzy, nie osądzając siebie zbyt surowo. Zawsze gdy siadamy do medytacji, traktujmy ją jako okazję do rozwinięcia poczucia humoru i umiejętności rozluźnienia się. Jak powiedział któryś z moich uczniów: "Obniż poprzeczkę i zrelaksuj się".

hjdbienek : :
Audio 
lis 02 2009 EMOCJE - medytacja
Komentarze: 0

EMOCJE - medytacja

hjdbienek : :
Clipy 
lis 02 2009 Gregorian - Ordinary world
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 02 2009 Discovery HD - Granice ludzkich możliwości:...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 02 2009 USTNY PRZEKAZ NAUK TAJEMNYCH
Komentarze: 0

W chwilach próby świeżym okiem widzimy swoje problemy. W krępujących, dwuznacznych sytuacjach przejawia się nasz umysł mądrości. Uzyskujemy do niego dostęp właśnie w chaosie i niepewności codziennego życia. Spotykając się z przyjaciółmi w domu lub na spacerze, prowadzimy długie dyskusje o tym, jak żyć i co jest w życiu najważniejsze. Jeśli studiujemy nauki Buddy i je praktykujemy, będziemy pewnie mówić o wyzbyciu się ego i pustce, o cierpliwości i szczodrości, o miłującej dobroci i współczuciu. Być może właśnie spotkaliśmy się z naukami, które wywróciły nasz świat do góry nogami. Czujemy, że oto dotarliśmy do prawdy, którą zawsze przeczuwaliśmy i jeśli tylko ją dostatecznie zgłębimy, nasze życie stanie się cudowne i bogate. Będziemy mogli wreszcie zrzucić ciężar, który zawsze nas przygniatał. Jesteśmy poruszeni i głęboko przekonani, że właśnie nam się uda. Czujemy się zainspirowani, opowiadamy, jak wielka przestrzeń otwiera się właśnie w naszym życiu. Mówimy: "Nawet w tym, co zwykle nas przygnębia, można odnaleźć radość. Cieszyć się pracą, prostymi czynnościami jak odgarnianie śniegu czy mycie naczyń, z przyjemnością jeździć metrem". Jak już nieraz zapewne zauważyliśmy, często istnieje przepaść między naszymi dobrymi chęciami a zachowaniem w chwili konfrontacji z konkretną, rzeczywistą sytuacją w życiu. Pewnego popołudnia w San Francisco, jadąc autobusem czytałem przejmujący artykuł o ludzkim cierpieniu i pomaganiu innym. Wzruszyłem się tak bardzo, że zacząłem płakać. Ludzie przyglądali mi się, a łzy spływały mi po twarzy. Z sercem pełnym czułości do wszystkiego, co żyje, postanowiłem poświęcić się pracy dla innych. Ledwie dotarłem do domu, zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy, zadzwonił telefon. Pewna znajoma prosiła mnie, bym tego wieczoru zastąpił ją w prowadzeniu medytacji. "Przykro mi, ale muszę odpocząć" odparłem i po prostu odłożyłem słuchawkę. Nie jest to kwestią wyboru - po prostu często stajemy przed problemem: jak przełożyć inspirujące nauki na konkretne działania. Istnieje kłopotliwa rozbieżność pomiędzy naszymi wielkimi aspiracjami a brutalną rzeczywistością, w której często czujemy się zmęczeni, głodni, zestresowani, znudzeni czy wściekli. Naropa, wielki hinduski jogin żyjący w XI wieku, pewnego dnia spotkał na ulicy starą wiedźmę. Kobieta najwyraźniej wiedząc, że jest on jednym z największych buddyjskich uczonych, zapytała Naropę, czy pojmuje znaczenie słów zawartych w księdze, którą trzymał w ręku. Odpowiedział, że owszem, na co wiedźma roześmiała się i zaczęła tańczyć z radości. Potem spytała, czy rozumie zawarte w tych słowach nauki. Naropa i tym razem potwierdził. Wtedy wiedźma rozzłościła się i zaczęła krzyczeć, że jest hipokrytą i kłamcą. To spotkanie odmieniło życie Naropy. Wiedział, że ta stara kobieta poznała się na nim. Bo tak naprawdę rozumiał wówczas tylko słowa, ale nie głębokie wewnętrzne znaczenie wszystkich nauk, które potrafił tak błyskotliwie objaśniać. W takiej lub podobnej sytuacji znajdujemy się wszyscy. Możemy jakiś czas się łudzić, że rozumiemy nauki i znaczenie medytacji, lecz w którymś momencie będziemy musieli spojrzeć prawdzie w oczy. Cała nasza wiedza okazuje się nic nie warta, gdy porzuca nas partner, dziecko dostaje histerii, a od najlepszego kolegi doznajemy zniewagi. W jaki sposób radzić sobie z gniewem, gdy szef na nas wrzeszczy? Jak pogodzić frustrację i poczucie upokorzenia z pragnieniem, by być otwartym i współczującym? Jak nie ranić innych? Co robić, gdy mimo najszczerszych chęci, by być przytomnym podczas medytacji, zapadamy w drzemkę, skoro tylko usiądziemy na poduszce? Albo przez całą sesję marzymy o kimś, kogo właśnie spotkaliśmy w drodze do ośrodka? Co począć, gdy mamy serdecznie dość siedzenia, bolą nas plecy, kolana, i zamiast obserwować umysł, cały ranek wiercimy się, szukając wygodniejszej pozycji? Łapiemy się na tym, że zamiast stawać się spokojniejszymi, uważniejszymi i coraz bardziej wolnymi od ego, jesteśmy coraz bardziej rozdrażnieni i skostniali w swoich poglądach. Warto się sobie wtedy przyjrzeć. Dla osoby praktykującej dharmę taki stan jest niezwykle ciekawym doświadczeniem. Naropa, pragnąc odkryć znaczenie nauk, ruszył na poszukiwanie nauczyciela, który mógłby mu w tym pomóc. Po drodze był stale wystawiany na próby. Choć pojmował intelektualnie znaczenie współczucia, nie potrafił okazać go brudnemu, zawszonemu psu. Kiedy indziej, wiedząc w teorii wszystko o nieprzywiązywaniu się i o nieosądzaniu, odmówił nauczycielowi, gdy ten poprosił go, by zrobił coś wbrew własnym przekonaniom. Nas także los poddaje próbom, przypiera do muru. Nie jest nam wtedy lekko, więc szukamy drogi ucieczki od "tu i teraz", poddajemy się. Wcześniej medytacja i nauki były źródłem radości i inspiracji, a my żyliśmy w zgodzie ze sobą, przekonani, że podążamy właściwą ścieżką. Lecz co począć, gdy zaczyna się ona piąć pod górkę, gdy okazuje się trudniejsza do pokonania niż się spodziewaliśmy, i mamy wrażenie, że błądzimy? Ludzie, których spotykamy na praktykach, zachowują się jak nienormalni, w ośrodku panuje bałagan i nawet nauczyciel wydaje się podejrzany? W takim właśnie momencie, czy to w życiu czy w medytacji, mamy szansę naprawdę coś zrozumieć. Nie możemy już się wycofać, tkwimy w potrzasku gdzieś pomiędzy wzniosłymi ideałami a przyziemną rzeczywistością rozgrywającą się na naszych oczach. Lecz to tu, między młotem a kowadłem, uczymy się najwięcej. Gdy nas w życiu przyciśnie, kurczymy się. Stajemy się malutkimi, żałosnymi, pełnymi poczucia własnej krzywdy ofiarami losu. Możecie wierzyć lub nie, lecz w takiej właśnie chwili - gdy zawstydzeni i zakłopotani chcemy zapaść się pod ziemię - nasz umysł staje się bardziej przestronny. Zamiast uznawać to, co zaszło, za dowód własnej słabości i cudzej przewagi, zamiast płakać nad swoją głupotą lub skarżyć się na czyjąś nieuprzejmość, możemy porzucić wszelkie pretensje do siebie i innych. Bezbronni wobec tego, co nas spotyka, nie wiedząc, jak się zachować, możemy po prostu być - przeżywać te chwile, z całą wrażliwością doświadczać ich energii. Wtedy właśnie poznajemy ukryte dotąd znaczenie słów i pojęć. Jest w nas głęboko zakorzeniony nawyk unikania przykrych sytuacji. Gdy nam się to nie uda, łatwo przewidzieć naszą reakcję. Odgrywamy się na innych lub popadamy w nihilizm. Szukamy poczucia bezpieczeństwa, pewności, oparcia, ale nie znajdujemy, bo nic takiego nie istnieje. Gdy ponownie znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia, nie traktujmy jej jako przeszkody. Uznajmy to za łut szczęścia. Sytuacja, w której nie mamy się czego uchwycić ani na czym oprzeć, może nas uwrażliwić i zainspirować. W końcu, po tylu latach mamy szansę wreszcie dorosnąć. Jak to kiedyś ujął Trungpa Rinpocze, najlepszą mantrą jest: OM - dorośnij - swaha. Zmiany dotykają nas nieustannie. Możemy czepiać się kurczowo poczucia bezpieczeństwa lub, przeciwnie, skoczyć na głęboką wodę. Poczuć się tak jak wówczas, gdy przyszliśmy na świat - nadzy, niczym nie osłonięci przed życiem. Przeraża nas to lub wydaje się zbyt trudne, lecz z drugiej strony daje szansę uświadomienia sobie, że ten świat jest wszystkim, co mamy. Możemy wtedy ocknąć się i wolni od z góry wyrobionych sądów, ujrzeć go w nowym świetle - takim, jaki jest naprawdę. Prawda, jak powiedział pewien starożytny chiński mistrz, nie jest jednoznaczna. Podobna jest do wrzącej oliwy w psiej misce. Zwierzę nie może od niej odejść, bo jest głodne, ani jej wychłeptać, bo jest zbyt gorąca. Jak zatem znaleźć się w sytuacji, gdy czujemy się przyparci do muru? Musimy poszukać wsparcia psychicznego, a potem zebrać się na odwagę i wkroczyć na ten nieznany teren, by zobaczyć, co będzie dalej. W chwilach próby świeżym okiem widzimy swoje problemy. W krępujących, dwuznacznych sytuacjach przejawia się nasz umysł mądrości. Uzyskujemy do niego dostęp właśnie w chaosie i niepewności codziennego życia. Potrzebujemy wsparcia, by stanąć oko w oko z tym doświadczeniem. Wymaga to odwagi, której, być może nam brakuje. I o to właśnie chodzi. W chwili, gdy czujemy się już całkiem do niczego, gdy zżera nas niepokój, jesteśmy o krok od odkrycia, czym jest umysł mądrości. Możemy eksperymentować, próbując do niego dotrzeć; nie mamy przecież nic do stracenia. Pogódźmy się z ciągłym brakiem pewności w kwestii dobra i zła, ze spokojem dryfujmy na fali wydarzeń. Nie czepiajmy się niczego, nie szukajmy gruntu pod nogami. Gdy byłem dzieckiem, miałem książkę z obrazkami - Żywoty świętych. Opowiadała ona o ludziach wolnych od gniewu i pożądania, którzy nigdy nie skrzywdzili nawet muchy. Uznałem, że jako poradnik pomagający dobrze i mądrze przeżyć życie książka ta jest zupełnie bezużyteczna. Żywot Milarepy wydał mi się o wiele bardziej inspirujący. Od lat powracam wciąż do historii jego życia i znajduję w niej wskazówki, jak postępować, gdy wydaje mi się, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Milarepa popełniał morderstwa, błądził, ale podobnie jak my, chciał swe błędy naprawić. Szukał wyzwolenia, lecz często kończył z twarzą w błocie. Upadał, kłamał i kradł, wpadł w depresję, która omal nie przywiodła go do samobójstwa, tęsknił za beztroską "starych, dobrych czasów". Jak większość z nas miał w życiu tę jedną osobę, która wciąż wystawiała go na próby i demaskowała jego świątobliwą pozę. Nawet gdy już niemal wszyscy Tybetańczycy widzieli w nim świątobliwego męża, jego własna ciotka mściła się na nim za doznane niegdyś krzywdy. Poniżała go i okładała kijem, a on nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Na szczęście całe pokolenia nauczycieli dharmy pracowały nad rozwiązaniem podobnych problemów. Poddawani próbom, ponosząc porażki, tracąc grunt pod nogami, starali się po prostu być, nie czepiając się niczego. Przez całe swoje życie wciąż uczyli się, jak się nie poddawać, nie uciekać, gdy walą się z takim trudem wznoszone zamki na lodzie, a szlachetne ideały okazują się czczymi mrzonkami. Czerpiąc z własnych doświadczeń, są oni w stanie natchnąć nas odwagą, nauczyć, byśmy nie stosowali uników, nie wahali się spojrzeć niebezpieczeństwu prosto w oczy. W takich chwilach pokazują nam, jak bez wartościowania czy ulegania starym nawykom, w sposób pełny i naturalny doświadczać wszystkiego. Takie nauki otrzymał Naropa od swojego nauczyciela Tilopy, gdy wyruszał na poszukiwanie rzeczywistego znaczenia wszystkiego, co się wydarza. Obyśmy i my mieli równie wiele odwagi, by spróbować je odkryć.

hjdbienek : :
Clipy 
lis 01 2009 Aly & AJ - Like Whoa (Official HQ)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 01 2009 Discovery HD - Granice ludzkich możliwości:...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Audio 
lis 01 2009 Alfa Synchro Theta 1
Komentarze: 0

Alfa Synchro Theta 1

hjdbienek : :
lis 01 2009 POGLĄDY
Komentarze: 0

Gdy za wszelką cenę obstajemy przy swoich, choćby najsłuszniejszych poglądach, nasza zapalczywość podnosi poziom agresji w świecie, powoduje wzrost przemocy i cierpienia. Pielęgnowanie zachowań nieagresywnych oznacza natomiast pracę na rzecz pokoju. Gdy zaabsorbowani codziennymi sprawami, nie mamy zbyt wiele czasu na formalną medytację, najlepszym sposobem jej praktykowania jest zwracanie uwagi na własne opinie i poglądy. Medytując, ogarniamy świadomością swoje myśli. Uznajemy sam fakt ich istnienia - bez osądzania, czy są dobre czy złe. W ten sposób praktykujemy postawę nieagresji wobec samych siebie. Kiedy jesteśmy w stanie obserwować myśli, nie obarczając ich ładunkiem nadziei lub lęku, nie wartościując ich, pobudzamy też swoją inteligencję. Rzeczywistość jest jednak daleka od ideału. Zwykle, nawet gdy uda nam się przez chwilę obserwować myśli, towarzyszy temu pochwała lub nagana. To, co rozgrywa się w naszych umysłach, znacznie wykracza poza proste stwierdzenie faktu: "myślę". Jednak po pewnym czasie, ponieważ siedzimy, nie robiąc nic poza obserwowaniem własnego wydechu i własnych myśli, umysł uspokaja się, a percepcja wyostrza. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy sobie to uświadamiamy czy nie. Dzięki medytacji pojawia się ogromna przestrzeń, a my zaczynamy jasno i wyraźnie dostrzegać wszystko, co się w niej przejawia. Zauważamy, że nieustannie produkujemy myśli i że w tej wewnętrznej paplaninie istnieją szczeliny spokoju. Uświadamiamy sobie swoje podejście do tego, co się wydarza, rozumiemy, w jaki sposób nasze nawyki wpływają na to, kim jesteśmy i w jaki sposób działamy, powodowani swoimi opiniami i poglądami. W życiu codziennym możemy obserwować swoje poglądy, podobnie jak podczas medytacji obserwujemy swoje myśli. Jest to niezwykle pomocna praktyka, ponieważ wyrobiliśmy sobie mnóstwo opinii, które zwykle uznajemy za prawdziwe. W rzeczywistości nie są one prawdziwe. Mogą być krytyczne lub bałwochwalcze, mogą nieść ze sobą wiele emocji, zawsze jednak pozostają jedynie poglądami - wyrazem naszego stosunku do rzeczywistości. Nie są niczym więcej. Gdy je dostrzegamy, po prostu nazywamy je poglądami, podobnie jak pojawiające się myśli nazywamy myślami. To proste ćwiczenie przybliża nam pojęcie "stanu bez ego". Ego to nasze niepodważalne opinie, które, jak sądzimy, wiernie odzwierciedlają rzeczywistość. Gdy choć na chwilę pozwolimy sobie w nie zwątpić, czy choćby przyznać, że je mamy, otworzy się przed nami możliwość doświadczenia stanu bez ego. Nie musimy się obwiniać za posiadanie poglądów ani na siłę starać się ich pozbyć. Po prostu uświadamiamy sobie swój wewnętrzny komentarz i staramy się zbadać, na ile nasze wyobrażenia odpowiadają rzeczywistości. Zamiast hołubić poglądy, możemy powrócić do bezpośredniego doświadczenia. Odkryć, jak cudownie jest tak po prostu patrzeć komuś w oczy, pić kawę, myć zęby - przeżywać to, co jest. Jeśli potrafimy rozpoznać poglądy jako poglądy, choć na chwilkę się bez nich obyć, by powrócić do bezpośredniego doświadczenia, otworzą nam się oczy, ujrzymy nowy, nieznany świat. Mówię tyle o poglądach, bo dostrzeganie ich to sposób na skierowanie uwagi na myśli, na ogromną ilość energii, jaką pochłaniają. Musimy sobie uświadomić, że to my sami sprawiamy, iż wszystko wydaje się trwałe i niewzruszone, przez co potem jesteśmy gotowi do walki na śmierć i życie z każdym, kto myśli inaczej. Jest to szczególnie kuszące, gdy łączą nas więzy społeczne. Niech problem warstwy ozonowej posłuży nam za przykład. Jej zmniejszanie się jest faktem stwierdzonym naukowo, a nie poglądem. Ale dopóki sposób, w jaki usiłujemy zapobiec temu negatywnemu zjawisku polega na walce o przeforsowanie naszych poglądów, nic nie osiągniemy; agresja rodzi agresję. Innymi słowy, nieważne, w jak szlachetnej sprawie występujemy - jeśli czynimy to pełni gniewu wobec sprawców zła czy zagrożenia, nasze wysiłki pójdą na marne. Agresja niczego nie zmieni. Z drugiej strony, może się zdawać, że wyrzeczenie się agresji też niewiele zmienia. Jednak taka postawa przynosi światu ogromne korzyści. Z gniewu bowiem rodzi się wszelkie zło. Gdy za wszelką cenę obstajemy przy swoich, choćby najsłuszniejszych poglądach, nasza zapalczywość podnosi poziom agresji w świecie, powoduje wzrost przemocy i cierpienia. Pielęgnowanie zachowań nieagresywnych oznacza natomiast pracę na rzecz pokoju. By położyć kres wojnie, trzeba wpierw położyć kres nienawiści do wroga. W swoich opiniach musimy zacząć widzieć jedynie własną interpretację rzeczywistości i uważać, by w imię obrony swoich poglądów nie zwiększać już istniejącego negatywnego obciążenia świata. Wielkie znaczenie ma tu dostrzeżenie różnicy pomiędzy poglądami a przenikliwą inteligencją. Inteligencja to traktowanie myśli jako myśli, bez dzielenia ich na dobre i złe. W sferze działań społecznych możemy zauważyć związek między działaniami rządów, wielkich koncernów lub jednostek a zanieczyszczeniem naturalnego środowiska. Świadczą o tym zdjęcia i dokumenty. Możemy dostrzec realność cierpienia. Dopomaga nam w tym inteligencja oraz fakt, że nie daliśmy się zwieść rozmaitym poglądom. Do nas należy rozróżnienie między opinią a faktem - na tym polega inteligencja. Im jaśniej widzimy, tym skuteczniej komunikujemy się i działamy. Im mniej ulegamy wszelkim wpływom, tym łatwiej jest nam dotrzeć nie tylko do ludzi, którzy zanieczyszczają środowisko, ale i do tych, którzy ich zwalczają. Zgodnie z naukami Buddy musimy rozpoznać cierpienie jako cierpienie. Nie możemy go lekceważyć czy usiłować znosić ze stoickim spokojem. Dopiero gdy przestaniemy utwierdzać się w swoich opiniach i w myśleniu o innych jak o wrogach, możemy poczynić postępy w duchowym rozwoju. Gdy nie pozwolimy, by gniew zapanował nad nami, jaśniej ujrzymy także przyczynę cierpienia. W ten sposób cierpienie stopniowo wygasa. Proces ten wymaga ogromnej cierpliwości. Musimy pamiętać, że gdy staramy się coś zmienić bez agresji, to nawet jeśli nam się nie powiedzie, przyczynimy się do zwiększenia pokoju w świecie. Robimy, co w naszej mocy, a jednocześnie porzucamy wszelką nadzieję, że coś osiągniemy. Don Juan dał Carlosowi Castanedzie radę: rób wszystko tak, jakby to była jedyna rzecz, która coś znaczy, cały czas pamiętając, że nie znaczy ona nic. Postawa ta uczy nas większego szacunku i chroni przed psychicznym wypaleniem, ponieważ we wszystko, co robimy, wkładamy serce i troskę. Z drugiej strony, każdy dzień wydaje nam się jedyny w swoim rodzaju i nie myślimy zbyt wiele o przyszłości. Chociaż mamy określony cel - zmniejszenie cierpienia - powinniśmy pamiętać, że aby naprawdę pomagać, musimy mieć jasny umysł i otwarte serce. Gdy korci nas, by zamknąć oczy i zatkać uszy, gdy wszyscy wydają się naszymi wrogami, działania dla dobra innych stają się najbardziej zaawansowaną praktyką. Jak w takiej sytuacji uniknąć agresji? To ogromne wyzwanie. A pierwszym krokiem jest zwrócenie uwagi na własne poglądy. Każdy człowiek, czy to agresor, czy ofiara, ma ten sam potencjał - może przebudzić swój umysł. Każdy potrzebuje wsparcia, by uświadomić sobie własne myśli, uczucia, działania - by dostrzec swoje poglądy. Uchwyć moment, kiedy agresywnie bronisz swojego zdania. Zauważ też, kiedy działasz bez agresji. Utrzymując umysł, który nie lgnie i nie osądza, odkryjesz zupełnie nową jakość istnienia. Położysz kres cierpieniu. Przede wszystkim jednak, nigdy się nie poddawaj. Jeśli nigdy nie zlekceważysz samego siebie, być może również nie zlekceważysz innych. Z pełnym zaangażowaniem, lecz stopniowo, staraj się rozwijać swoją inteligencję. Żyjąc w ten sposób, przyniesiesz pożytek całemu światu.

hjdbienek : :