Najnowsze wpisy, strona 203


Clipy 
lut 17 2009 Barbra Streisand - The Way We Were (1975)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 17 2009 Źródło wszelkiego zła? - (cz.1) Bóg...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 17 2009 W stronę rzeczywistości innego rzędu...
Komentarze: 0

 

Nie zgadzam się z twierdzeniem, jakoby ciało koniecznie musiało umrzeć. W moim przekonaniu fizyczna nieśmiertelność jest dla nas osiągalna. Wierzymy w śmierć i tylko dlatego ciało umiera. Ciało nie dlatego umiera, że wierzysz w śmierć. Ciało istnieje, a przynajmniej stwarza taki pozór, z powodu twojej wiary w śmiertelność. Ciało i śmierć są elementami tego samego urojenia, wywołanego przez umysł egotyczny, który nie jest świadom, gdzie tkwi Źródło życia, toteż widzi siebie jako osobny, stale zagrożony byt. Stąd złudzenie, że jesteś ciałem - masywnym, materialnym wehikułem, któremu nieustannie coś zagraża. Widzieć siebie jako kruche ciało, które rodzi się i wkrótce umiera, to złudzenie. Ciało i śmierć są jednym złudzeniem. Idą ze sobą w parze. Chciałbyś zachować jedną część tego omamu, pozbywając się drugiej, ale to niewykonalne. Albo bierzesz całość, albo z niej rezygnujesz. Ale z ciała uciec nie możesz, nie ma zresztą takiej potrzeby. Ciało to niewiarygodnie wypaczony obraz twojej prawdziwej natury. Kryje się ona jednak gdzieś w tym omamie, a nie poza nim, toteż ciało pozostaje jedyną do niej drogą. Gdybyś zobaczył anioła i wziął go za kamienny posąg, musiałbyś tylko dostroić wzrok, żeby uważniej przyjrzeć się rzekomemu posągowi, zamiast gdzie indziej rozglądać się za aniołem. Stwierdziłbyś wtedy, że kamiennego posągu nigdy nie było. Skoro wiara w śmierć stwarza ciało, czemu mają je także zwierzęta? Przecież zwierzę pozbawione jest ego, no i nie wierzy w śmierć... Ale tak czy owak umiera, przynajmniej na pozór. Pamiętaj, że twoja wizja świata jest odzwierciedleniem stanu twojej świadomości. Nie istniejesz w sposób od tej wizji odrębny, a na zewnątrz ciebie nie istnieje żaden obiektywny świat. Ten, w którym mieszkasz, z chwili na chwilę stwarza go twoja świadomość. Do największych odkryć współczesnej fizyki należy zasada jedności podmiotu i przedmiotu obserwacji: to, że obserwowanych zjawisk nie da się oddzielić od eksperymentatora, czyli obserwującej świadomości, a zmiana spojrzenia zmienia również przebieg obserwowanych procesów. Jeśli gdzieś głęboko w sobie wierzysz w odrębność bytów i w walkę o przetrwanie, to wszędzie wokoło dostrzegasz odzwierciedlenie tej wiary, a twoim widzeniem świata rządzi lęk. Mieszkasz wtedy w świecie śmierci, wśród ciał, które walczą między sobą, zabijając się i pożerając nawzajem. Nic nie jest tym, czym się zdaje. Świat, który stwarzasz i widzisz przez pryzmat umysłu egotycznego, może się wydawać miejscem mocno niedoskonałym, istnym padołem łez. Ale wszystko, co postrzegasz, jest jedynie rodzajem symbolu - trochę jak wizja, nachodząca cię we śnie: to tylko twoja świadomość w ten sposób interpretuje molekularny taniec energii wszechświata i w tańcu tym uczestniczy. Energia ta jest surowcem tak zwanej rzeczywistości fizycznej, którą odbierasz pod postacią ciał, ich narodzin, śmierci lub walki o przetrwanie. Może istnieć - i rzeczywiście istnieje - nieskończenie wiele zupełnie innych interpretacji, zupełnie innych światów, a każdemu z nich kształt nadaje świadomość, stwarzająca go swoim postrzeganiem. Wszelka istota jest ogniskiem świadomości, każde zaś z tych ognisk tworzy własny świat, chociaż wszystkie te światy są wzajemnie ze sobą połączone. Mamy więc świat ludzi, świat mrówek, świat delfinów itd. Jest niezliczone mnóstwo stworzeń o świadomości nastrojonej na częstotliwość tak różną od tej, na której nadajesz ty sam, że zapewne w ogóle nie zdajesz sobie sprawy z ich istnienia, podobnie zresztą jak one z twojego. Wysoko rozwinięte istoty, świadome swojego związku ze Źródłem i ze sobą nawzajem, zamieszkiwałyby świat, który wydałby ci się zaiste niebiańską sferą - a mimo to wszystkie światy są w gruncie rzeczy jednym światem. Stwarzanie naszego zbiorowego świata ludzi dokonuje się głównie na poziomie świadomości, określanym mianem umysłu. Ale nawet w tym wspólnym ludzkim świecie zachodzą ogromne różnice między wieloma rozmaitymi „podświatami", a kształt każdego z nich zależy od osoby, która mocą swojej percepcji powołuje go do istnienia. Jak już wiemy, wszystkie światy są połączone, gdy więc w zbiorowej świadomości ludzkiej nastąpi przemiana, odzwierciedli się ona także w przyrodzie i w królestwie zwierząt. Taki oto sens ma zdanie z Biblii, w którym mowa jest o tym, że w nadchodzącej epoce „lew legnie obok jagnięcia". Sugeruje ono, że może zaistnieć rzeczywistość zupełnie innego rzędu. Świat, jaki dziś nam się jawi, jest -jak już wspomniałem - w przeważającej mierze odzwierciedleniem umysłu egotycznego, że zaś egotyczne majaki nieuchronnie owocują lękiem, w świecie tym panuje właśnie lęk. Podobnie jak marzenia senne są symbolicznym przedstawieniem wewnętrznych stanów i odczuć, tak i nasza wspólna rzeczywistość jest głównie symbolicznym odbiciem lęku oraz grubych pokładów negatywizmu, nagromadzonych w zbiorowej psychice ludzkiej. Ponieważ stanowimy z naszym światem jedną całość, gdy większość ludzi uwolni się od egotycznych urojeń, ta przemiana wewnętrzna odbije się na wszelkim stworzeniu. Staniesz się wtedy mieszkańcem świata, który będzie - dosłownie - nowy. Nastąpi skokowa zmiana w zbiorowej świadomości ziemskiej. Dziwnie brzmiące powiedzenie buddyjskie, zgodnie z którym oświecenia ma prędzej czy później dostąpić każde drzewo i źdźbło trawy, streszcza tę samą prawdę. Według świętego Pawła całe stworzenie czeka, aż ludzie osiągną oświecenie. Tak właśnie odczytuję jego słowa: „Wszechświat stworzony czeka z niecierpliwą nadzieją, aż objawią się synowie boży". Święty Paweł stwierdza następnie, że całe stworzenie zostanie dzięki temu odkupione: „Dotychczas bowiem... cały wszechświat stworzony każdą częścią siebie jęczy niby w bólach porodowych". Tym, co się rodzi, jest nowa świadomość oraz -jako nieuniknione jej odzwierciedlenie - nowy świat. To także zostało zapowiedziane w Nowym Testamencie, w Objawieniu świętego Jana: „I widziałem nowe niebo i nową ziemię, albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły". Odróżniaj jednak przyczynę od skutku. Głównym twoim zadaniem nie jest pęd do zbawienia poprzez stworzenie lepszego świata, lecz ocknięcie się ze snu, w którym utożsamiasz się z formą. Kiedy się budzisz, nie jesteś już związany z tutejszym światem, z tym oto poziomem rzeczywistości. Czujesz, że twoje korzenie tkwią w Nieprzejawionym, uwalniasz się więc od przywiązania do świata przejawionego. Nadal umiesz delektować się przemijającymi radościami, których on dostarcza, ale już się nie boisz, że je utracisz, więc nie musisz kurczowo ich się czepiać. Chociaż potrafisz cieszyć się rozkoszami zmysłowymi, nie jesteś ich złakniony; ustaje też ciągła pogoń za spełnieniem, które dotychczas osiągałeś, dogadzając swojej psychice, tucząc ego. Masz nareszcie kontakt z czymś nieskończenie większym niż wszelka przyjemność czy rozkosz, większym niż cokolwiek, co należy do sfery przejawień. Świat w pewnym sensie przestaje ci być potrzebny. Nie jest ci już nawet potrzebne to, żeby był inny, niż jest. I wtedy dopiero zaczynasz naprawdę uczestniczyć w stwarzaniu lepszego świata, rzeczywistości innego rzędu. Dopiero wtedy umiesz prawdziwie współczuć i pomagać innym istotom na poziomie przyczyny. Tylko ci, co wznieśli się ponad ten świat, mogą stworzyć lepszy. Pamiętasz może, co mówiliśmy o dwoistej naturze prawdziwego współczucia, pojętego jako świadomość więzi, która łączy cię z wszystkimi istotami, ponieważ tak jak one jesteś śmiertelny, a zarazem nieśmiertelny. Na tym głębokim poziomie współczucie zyskuje moc w najszerszym sensie tego słowa uzdrawiającą. Kiedy osiągasz ten stan, twój uzdrowicielski wpływ opiera się nie tyle na działaniu, ile na tym, że po prostu jesteś. Każdy, z kim się kontaktujesz, ulega (świadomie lub bezwiednie) wpływowi twojej obecności oraz spokoju, którym tchniesz. Kiedy jesteś w pełni obecny, a ludzie wokół ciebie postępują w sposób nieświadomy, nie czujesz potrzeby reagowania, nie nadajesz więc ich nieświadomym zachowaniom jakichkolwiek cech rzeczywistości. Nosisz w sobie tak wielki i głęboki spokój, że wszystko, co spokojem nie jest, znika w nim, jakby nigdy nie istniało. Przerwany zostaje dzięki temu karmiczny cykl działań i sprowokowanych nimi reakcji. Zwierzęta, drzewa i kwiaty czują twój spokój i odpowiadają nań. W samym tym, że jesteś, tkwi nauka - pokazowa lekcja pokoju bożego. Stajesz się „światłem świata", emanacją czystej świadomości, plewisz więc cierpienie na poziomie przyczyny. Plewisz ze świata nieświadomość. Nie znaczy to, że nie możesz jednocześnie uczyć poprzez działanie - na przykład pokazując, jak wyzbyć się poczucia tożsamości z umysłem, jak zauważać we własnym życiu nieuświadomione schematy itd. Ale to, kim jesteś, zawsze niesie z sobą naukę donioślejszą aniżeli twoje słowa, a nawet czyny, i skuteczniej niż one przemienia świat. Kiedy wiesz, że Istnienie stanowi podstawę wszystkiego i dzięki tej wiedzy operujesz na poziomie przyczyn, twoje współczucie może się przejawić również na poziomie działań i skutków, jeśli postarasz się ulżyć cudzemu cierpieniu, ilekroć je napotkasz. Gdy człowiek głodny poprosi o chleb, a ty będziesz akurat miał parę kromek, podzielisz się z nim. Lecz nawet jeśli samo dzielenie się chlebem potrwa tylko krótką chwilę, naprawdę ważny w tym waszym spotkaniu będzie moment współistnienia, którego chleb jest tylko symbolem. Chwila taka wywiera głęboko uzdrawiający wpływ. Nie ma w niej ani ofiarodawcy, ani obdarowanego. Ale przecież ludzie w ogóle nie powinni głodować. Czy możemy stworzyć lepszy świat, jeśli najpierw nie uporamy się z takimi przejawami zła, jak głód i przemoc? Przyczyną wszelkiego zła jest nieświadomość. Można łagodzić jej przejawy, lecz nie uda ich się całkiem wyeliminować, dopóki nie usunie się samej przyczyny. Prawdziwa przemiana dokonuje się wewnątrz, a nie na zewnątrz. Jeśli czujesz w sobie powołanie do tego, żeby ulżyć cierpieniu na świecie, to bardzo szlachetnie z twojej strony, ale pamiętaj, że nie powinieneś skupiać się wyłącznie na sprawach zewnętrznych, bo czeka cię rozczarowanie i rozpacz. Dopóki nie nastąpi głęboka przemiana ludzkiej świadomości, cierpienie świata pozostanie bezdenną otchłanią. Pilnuj więc, żeby twoje współczucie było pełne, a nie jednostronne. Empatia i chęć niesienia pomocy, jaką budzi w tobie cudzy ból czy ubóstwo, musi być równoważona głęboką świadomością wiecznej natury wszelkiego życia i zasadniczej złudności wszelkiego bólu. Gdy zyskasz już tę świadomość, pozwól, żeby wszystko, co robisz, przeniknięte było twoim spokojem. Dopiero wtedy będziesz działał na poziomie skutku i przyczyny jednocześnie. Przestrzegaj tej zasady również wtedy, gdy popierasz jakiś ruch, który stawia sobie za cel zapobieżenie temu, żeby głęboko nieświadomi ludzie niszczyli samych siebie, unicestwiali się nawzajem i dewastowali kulę ziemską lub dręczyli inne istoty czujące. Pamiętaj: z nieświadomością, podobnie jak z ciemnością, walczyć się nie da. Jeśli będziesz próbował z nią wojować, nastąpi tym większa polaryzacja, a każdy z przeciwników jeszcze bardziej okopie się na swoich pozycjach. Utożsamisz się z jednym z przeciwnych stanowisk, stworzysz sobie „wroga" i tym sposobem sam również dasz się wciągnąć w nieświadomość. Podnoś poziom ludzkiej świadomości, upowszechniająć wiedzę, a już co najwyżej stosuj bierny opór. Ale pilnuj, żebyś w sobie samym nie hołubił oporu, nienawiści - żadnych negatywnych popędów. „Miłujcie nieprzyjacioły wasze", powiedział Jezus - co oczywiście znaczy „nie miejcie nieprzyjaciół". Gdy raz uwikłasz się w działanie na poziomie skutków, łatwo możesz się w tej działalności zatracić. Bądź stale czujny i bardzo, ale to bardzo obecny. Poziom przyczyn musi pozostać głównym przedmiotem twojej uwagi, wskazywanie drogi do oświecenia - twoim głównym celem, a spokój - najcenniejszym darem, jaki masz światu do ofiarowania

hjdbienek : :
Clipy 
lut 16 2009 Billie Holiday - The Blues Are Brewin'...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 16 2009 Źródło wszelkiego zła? - (cz.1) Bóg...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 16 2009 Natura współczucia
Komentarze: 0

Kiedy wykraczasz poza sferę przeciwieństw, które tworzy umysł, stajesz się podobny głębokiemu jezioru. Zewnętrzna sytuacja życiowa i wszystko, co się dzieje w jej obrębie, jest powierzchnią jeziora: to spokojną, to znów zwichrzoną, wzburzoną - zależnie od cyklów i pór roku. Ale w głębokiej toni zawsze panuje spokój. Jesteś całym jeziorem, nie tylko powierzchnią, i masz kontakt z własną głębią, która pozostaje w absolutnym bezruchu. Nie opierasz się zmianom, przywierając umysłem do tej czy innej sytuacji. Twój spokój wewnętrzny nie podlega ich wpływom. Trwasz w Istnieniu - niezmiennym, niepoddanym czasowi, nieznającym śmierci - a twoje spełnienie czy szczęście nie zależy od świata zewnętrznego, złożonego z wiecznie płynnych form. Możesz się cieszyć formami, igrać z nimi i stwarzać coraz to nowe, napawając się pięknem całego tego procesu. Ale przywiązanie do któregokolwiek z jego elementów nie jest ci już potrzebne. Czy gdy człowiek osiąga ten rodzaj dystansu, oddala się zarazem od innych ludzi? Wręcz przeciwnie. Dopóki nie uświadamiasz sobie Istnienia, wymyka ci się prawdziwe jestestwo innych ludzi, ponieważ nie dotarłeś jeszcze do tego, czym sam rzeczywiście jesteś. Formy, w jakich ludzie się przejawiają - nie tylko ich ciała, ale i umysły - mogą się twojemu umysłowi podobać lub nie. Autentyczny związek staje się jednak możliwy dopiero wtedy, gdy uświadomisz sobie Istnienie. Kiedy zyskasz w nim oparcie, zobaczysz, że ciało i umysł drugiego człowieka to zaledwie ro dzaj parawanu, za którym wyczujesz prawdziwe jestestwo tej osoby, tak jak będziesz wówczas czuł własne. W obliczu cudzego cierpienia i nieświadomych zachowań pozostaniesz więc obecny, w kontakcie z Istnieniem; zdołasz dzięki temu przeniknąć zasłonę formy i poczuć poprzez własne Istnienie promienne, czyste jestestwo drugiej osoby. Na poziomie Istnienia wszelkie cierpienie jawi się jako iluzja. Przyczyną jego jest utożsamienie z formą. Ludzie znający tę zależność potrafią czasem w cudowny sposób uzdrawiać innych, budząc w nich świadomość Istnienia. Może się to jednak zdarzyć tylko pod warunkiem, że sam pacjent dojrzał już do takiej przemiany. Czy to właśnie jest współczucie? Tak. Współczucie to inaczej świadomość głębokiej więzi, jaka łączy cię z wszystkimi istotami. Ma ono jednak dwie strony. Jedną z nich jest to, że - skoro wciąż jeszcze żyjesz jako ciało fizyczne - twoja fizyczna forma jest równie bezbronna i śmiertelna, jak formy wszystkich innych ludzi i wszelkich żywych stworzeń. Gdy następnym razem powiesz: „Nie mam z tym człowiekiem nic wspólnego", pamiętaj, że wiele was łączy: za ileś lat (może za dwa, a może za siedemdziesiąt - tak czy owak niewielka różnica) obaj będziecie gnijącymi trupami, potem kupkami kurzu i wreszcie niczym. Jest to mocno trzeźwiące, skłaniające do pokory spostrzeżenie. Gdy raz ci się nasunie, wiesz już odtąd, że nie masz specjalnych powodów do dumy. Czy to negatywna myśl? Nie, to po prostu fakt. Po co zamykać nań oczy? Z tego punktu widzenia między tobą a każdym innym stworzeniem panuje całkowita równość. Jedną z najpotężniejszych praktyk duchowych jest głęboka medytacja nad śmiertelnością form fizycznych, łącznie z twoją własną. Praktyka ta polega na tym, żeby umrzeć, zanim jeszcze umrzesz. Zagłęb się w niej. Twoja forma fizyczna rozpuszcza się, już jej nie ma. A potem przychodzi chwila, gdy umierają też wszystkie myśli, wszystkie formy o umysłowym rodowodzie. Ty jednak wciąż istniejesz -jako boska obecność, którą w istocie jesteś: promienny, w pełni przebudzony. Nic prawdziwego nigdy nie umarło - tylko nazwy, formy i złudzenia. Dotarcie świadomością do tego nieśmiertelnego wymiaru, do własnej prawdziwej natury, jest drugą stroną współczucia. Na poziomie głębokiego odczuwania dostrzegasz wtedy nie tylko własną śmiertelność, lecz poprzez nią zdajesz też sobie sprawę ze śmiertelności wszystkich innych stworzeń. Na poziomie formy jesteś tak jak one śmiertelny, a twoja egzystencja jest ciągłym balansowaniem nad przepaścią. Na poziomie Istnienia uczestniczysz wraz z nimi w wiecznym, promiennym życiu. Otóż i dwie strony współczucia. We współczuciu smutek i radość - doznania na pozór sprzeczne - zlewają się w jedno i przeistaczają w głęboki spokój wewnętrzny, spokój boży. Jest to jedno z najszlachetniejszych uczuć, do jakich zdolni są ludzie; ma ono ogromną moc uzdrawiającą i przeobrażającą. Ale prawdziwe współczucie, tak jak je tutaj zdefiniowałem, wciąż jeszcze stanowi rzadkość. Choć głęboka empatia wobec cierpienia drugiej istoty wymaga niewątpliwie wysokiego poziomu świadomości, nie jest pełnym współczuciem, lecz jednym z dwóch jego aspektów. Prawdziwe współczucie idzie dalej niż empatia czy litość. Budzi się dopiero wtedy, gdy smutek stopi się z radością: mówię tu o radości Istnienia, wymykającego się wszelkim formom, o radości wiecznego życia.

hjdbienek : :
Clipy 
lut 15 2009 Louis Armstrong - Danny Kaye
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 15 2009 Źródło wszelkiego zła? - (cz.1) Bóg...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lut 15 2009 Negatywizm: jak się nim posługiwać...
Komentarze: 0

Wszelki opór wewnętrzny odczuwa się jako rodzaj negatywizmu. Wręcz można powiedzieć, że wszelki negatywizm jest tożsamy z oporem. W tym kontekście są to nieomal synonimy. Istnieje szeroki wachlarz postaw negatywnych - od irytacji lub zniecierpliwienia aż po wściekłą furię, od przygnębienia czy ponurej urazy aż po samobójczą rozpacz. Kiedy pod wpływem oporu dochodzi do głosu ciało bolesne, byle drobnostka potrafi wywołać silną reakcję negatywną: gniew, depresję lub głęboki żal. Ego wierzy, że dzięki negatywizmowi zdoła manipulować rzeczywistością i uzyska to, czego pragnie. Wierzy, że uda mu się w ten sposób wywołać pożądaną sytuację bądź unicestwić niepożądaną. Jak słusznie stwierdza autor Lekcji cudów, cierpienie zawsze podszyte jest nieświadomą wiarą, że „kupisz" sobie za nie przedmiot swoich pragnień. Gdybyś rzekomy „ty" - czyli umysł - nie wierzył, że cierpienie może wywołać skutek, o jaki ci chodzi, po cóż byś je stwarzał? Prawda jest oczywiście taka, że negatywizm wcale nie daje pożądanych skutków. Nie tylko nie wywołuje sytuacji, jakiej byśmy sobie życzyli, ale uniemożliwia jej pojawienie się. Zamiast unicestwić sytuację niepożądaną, jedynie ją utrwala. Cała jego „skuteczność" sprowadza się do wzmacniania ego - i z tej właśnie przyczyny ego uwielbia wszystko, co negatywne. Gdy już utożsamiłeś się z czymś negatywnym, nie chcesz wyrzec się tego utożsamienia, a na głęboko nieświadomym poziomie wcale nie pragniesz pozytywnej zmiany. Zagroziłaby ona bowiem twojej tożsamości, zgodnie z którą masz być przygnębiony, wściekły i skrzywdzony. Wszelkie pozytywne wpływy, jakie pojawią się w twoim życiu, będziesz więc ignorował, negował lub sabotował. Jest to częste zjawisko. A zarazem zupełny obłęd. To, co negatywne, jest absolutnie sprzeczne z naturą. Ponieważ zaś wszystko, co negatywne, zanieczyszcza psychikę, istnieje głęboki związek między zatruciem i zniszczeniem przyrody a ogromnymi pokładami negatywizmu, nagromadzonymi w zbiorowej psychice ludzkiej. Żadna inna forma życia na kuli ziemskiej nie wie, co to negatywizm: znany jest on wyłącznie ludziom; żadna też spośród innych form życia nie zadaje gwałtu planecie, której zawdzięcza samo swoje trwanie, ani planety tej nie zatruwa. Widziałeś kiedyś nieszczęśliwego delfina, żabę, która miała problemy z samooceną, kota, co nie potrafił się zrelaksować, albo ptaka, hołubiącego nienawiść i urazę? Jedynie zwierzęta, żyjące w bliskim kontakcie z ludźmi i poprzez nich wchodzące w kontakt z ludzkim umysłem oraz jego obłędem, zdradzają czasem coś w rodzaju negatywnych skłonności czy objawów nerwicy. Przyjrzyj się dowolnemu zwierzęciu lub roślinie i ucz się od tego żywego organizmu, jak w pełni akceptować to, co j e s t -jak poddać się teraźniejszości. Niech zwierzę lub roślina uczy cię Istnienia. Niech cię uczy rzetelności - tego, jak być jednią, jak być całym, być sobą, być rzeczywistym. Niech cię uczy, jak żyć i umierać - i jak z życia i z umierania nie robić problemu. Zdarzało mi się mieszkać z mistrzami buddyzmu zen, a każdy z nich był kotem. Nawet kaczki udzieliły mi ważnych nauk duchowych. Już samo patrzenie na te ptaki jest medytacją. Jakże spokojnie pływają, ani trochę nieskrępowane sobą, bez reszty obecne w teraźniejszości, tak dostojne i doskonałe, jak dostojna i doskonała może być tylko istota bezmyślna. Zdarza się jednak, że dwie kaczki wdadzą się w bójkę - czasem bez widocznego powodu, a czasem dlatego, że jedna wtargnęła na terytorium drugiej. Bijatyka trwa zwykle raptem kilka sekund, po czym kaczki rozdzielają się, odpływają w przeciwne strony i każda parę razy energicznie macha skrzydłami. Potem znowu spokoj-nie dryfują, jakby do bójki w ogóle nie doszło. Kiedy pierwszy raz obserwowałem taką scenę, zrozumiałem nagle, że dzięki machaniu skrzydłami ptaki pozbywają się nadmiaru energii, która mogłaby uwięznąć w ich ciele i dać początek czemuś negatywnemu. Tak podpowiada im wrodzona mądrość, a one z łatwością idą za jej nakazem, ponieważ nie mają umysłu, który niepotrzebnie przedłuża życie przeszłości, a potem buduje wokół niej tożsamość. Ale czy nie bywa i tak, że negatywna emocja zawiera ważny komunikat? Ma przykład jeśli często miewam depresję, może to znaczyć, że z moim życiem coś jest nie w porządku. Sygnał ten może mnie zmusić, żebym przyjrzał się swojej sytuacji życiowej i dokonał w niej zmian. Muszę więc słuchać, co mówi mi emocja, zamiast bagatelizować ją jako coś negatywnego. Regularnie powracające emocje negatywne niekiedy rzeczywiście mogą być sygnałem, podobnie jak bywa nim choroba. Ale wszelkie zmiany, jakich dokonasz - w pracy, w związkach osobistych czy w szerzej pojętym otoczeniu - będą miały charakter czysto kosmetyczny, jeśli nie spowoduje ich zmiana twojego poziomu świadomości. Ta zaś może nastąpić tylko w jeden sposób: poprzez większą obecność. Począwszy od pewnego jej poziomu, wiesz bez pomocy negatywnych sygnałów, czego domaga się twoja sytuacja życiowa. Dopóki jednak miewasz negatywne popędy, rób z nich użytek. Niech ci przypominają, że powinieneś być bardziej obecny. Jak zapobiec pojawianiu się negatywnych skłonności i jak się ich pozbyć, gdy już się pojawią? Przestaną się pojawiać, kiedy staniesz się bez reszty obecny. Ale nie zniechęcaj się. Jak dotąd niewielu ludzi na kuli ziemskiej potrafi utrzymać stan ciągłej obecności, chociaż niektórzy są tego coraz bliżsi. Wierzę, że wkrótce liczba ich znacznie się zwiększy. Ilekroć zauważysz, że odzywa się w tobie coś negatywnego, potraktuj to nie jak porażkę, lecz jak pożyteczny znak, który mówi ci: „Zbudź się. Wyskocz z umysłu. Bądź obecny". W późniejszych latach życia Aldous Huxley ogromnie zainteresował się naukami duchowymi i napisał powieść, zatytułowaną Wyspa. Jej bohater w wyniku katastrofy okrętowej ląduje na dalekiej wyspie, pozbawionej wszelkiego kontaktu ze światem. Istnieje tam jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, której niezwykłość polega na tym, że jej przedstawiciele są w przeciwieństwie do reszty ludzkości całkowicie poczytalni. Pierwsze, co zauważa rozbitek, to kolorowe papugi, które siedzą w koronach drzew i raz po raz skrzeczą: „Uwaga. Tu i teraz. Uwaga. Tu i teraz". Z dalszego ciągu powieści dowiadujemy się, że wyspiarze nauczyli je tak mówić, ponieważ chcieli mieć sygnał, który by ich nieustannie przywracał do stanu obecności. Ilekroć więc czujesz, że budzi się w tobie coś negatywnego - pod wpływem zewnętrznego bodźca, twojej własnej myśli albo i bez żadnej uświadomionej przyczyny - potraktuj to jak okrzyk: „Uwaga. Tu i teraz. Zbudź się". Nawet najlżejsza irytacja jest znamienna, trzeba ją więc przyjąć do wiadomości i poddać oględzinom; w przeciwnym razie będą w tobie narastały pokłady niezaobserwowanych reakcji. Być może –jak już wcześniej sugerowałem - zdołasz najzwyczajniej w świecie porzucić negatywną skłonność, gdy poczujesz, że nie chcesz w sobie nosić pola energii, które z nią się wiąże, i że nie jest ci ono do niczego potrzebne. Ale jeśli już się z nią rozstajesz, zrób to gruntownie. Jeśli zaś nie zdołasz jej poniechać, pogódź się po prostu z jej istnieniem i –jak już wcześniej mówiłem - skup się na odczuciach. Gdy nie udaje ci się poniechać negatywnej reakcji, możesz ją rozpuścić, wyobrażając sobie, że zewnętrzny bodziec, który ją wywołał, przenika przez ciebie jak przez powietrze. Radzę najpierw ćwiczyć tę umiejętność w drobnych, wręcz błahych sprawach. Powiedzmy, że siedzisz sobie spokojnie w domu. Nagle po drugiej stronie ulicy zaczyna wyć alarm samochodowy. Budzi się irytacja. Po co ci ona? Po nic. Czemu więc ją w sobie wywołałeś? To nie ty: wywołał ją umysł. Stało się to zupełnie automatycznie, bez udziału świadomości. Czemu umysł wywołał irytację? Ponieważ tkwi w nieświadomym przeświadczeniu, że jego opór (który ty odczuwasz jako pewien rodzaj negatywizmu bądź cierpienia) w ten czy inny sposób unicestwi niepożądaną sytuację. Jest to oczywiście złudzenie. Opór umysłu - w tym akurat wypadku będzie to irytacja lub gniew - wywołuje znacznie większe zamieszanie niż pierwotna przyczyna, którą umysł próbuje rozpuścić. Wszystko to można potraktować jako praktykę duchową. Poczuj, że stajesz się przeźroczysty, dematerializujesz się. Niech hałas lub inny bodziec, budzący w tobie negatywną reakcję, przepłynie przez ciebie na wskroś, nie napotykając twardej zapory. Jak już mówiłem, na początek wybieraj do tych ćwiczeń sprawy drobne: alarm samochodowy, szczekanie psa, krzyki dzieci, korek uliczny. Zamiast wznosić w sobie zaporę, w którą raz po raz boleśnie uderza coś, co „nie powinno mieć miejsca", pozwól, żeby wszystko przez ciebie przepływało. Ktoś odzywa się do ciebie grubiańsko albo uszczypliwie. Zamiast reagować nieświadomie i negatywnie - atakiem, obroną lub oddaleniem - pozwalasz, żeby usłyszane słowa przepłynęły przez ciebie. Nie stawiaj najmniejszego oporu. Zachowuj się tak, jakby nie istniał już w tobie nikt, kogo można zranić. Na tym właśnie polega zdolność wybaczania. Dzięki niej stajesz się nietykalny. Jeśli zechcesz, możesz, owszem, powiedzieć rozmówcy, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia, ale nie ma on już władzy nad twoim stanem ducha. Tylko ty sam sprawujesz tę władzę - nie kto inny ani nie twój umysł. Dopóki zaś stawiasz opór, jego mechanizm zawsze działa tak samo - niezależnie od tego, czy bodźcem będzie alarm samochodowy, czyjeś grubiańskie zachowanie, powódź, trzęsienie ziemi lub utrata całego majątku. Od dawna medytuję, biorę udział w warsztatach, przeczytałem wiele książek o tematyce duchowej, staram się żyć, nie stawiając oporu, ale jeśli spytasz, czy odnalazłem prawdziwy i trwały spokój wewnętrzny, to powiem szczerze, że mi się nie udało. Dlaczego? Co jeszcze mogę zrobić, żeby go znaleźć? Wciąż szukasz na zewnątrz i tak już do tego przywykłeś, że nie potrafisz zaniechać poszukiwań. Łudzisz się, że do celu pozwoli ci się zbliżyć kolejny warsztat, kolejna technika. Moja rada: nie szukaj spokoju. Nie szukaj żadnego innego stanu niż ten, w którym akurat jesteś, bo wywołasz we własnym wnętrzu konflikt i nieświadomy opór. Wybacz sobie to, że nie jesteś spokojny. Kiedy całkowicie pogodzisz się ze swoim niepokojem, natychmiast przeistoczy się on w spokój. Wszystko, co w pełni zaakceptujesz, doprowadzi cię do celu, do spokoju. Ten właśnie cud zdarza się, gdy się poddasz. Słyszałeś może o „nadstawianiu drugiego policzka", które przed dwoma tysiącami lat zalecał pewien wielki mistrz oświecenia. Próbował przekazać w tej symbolicznej formie tajemnicę braku oporu i w ogóle wszelkiej reakcji. W zdaniu tym, podobnie jak we wszystkich swoich wypowiedziach, nauczyciel ten zajmuje się wyłącznie wewnętrzną rzeczywistością człowieka, a nie jego zewnętrznym stylem życia. Wiesz, jak to było z Banzanem? Zanim został wielkim mistrzem buddyzmu zen, przez wiele lat dążył do oświecenia, ale wciąż mu się ono wymykało. Aż tu pewnego dnia szedł przez targ i usłyszał rozmowę rzeźnika z klientem. „Daj mi najlepszą porcję mięsa", powiedział klient. A na to rzeźnik: „Skąd ja ci wezmę nienajlepszą? Mam same najlepsze". Dzięki tym słowom Banzan doznał oświecenia. Widzę, że trzeba ci to objaśnić. Otóż gdy pogodzisz się z tym, co j e s t, każda porcja mięsa - każda chwila - będzie najlepsza. Na tym właśnie polega oświecenie.

hjdbienek : :
Clipy 
lut 14 2009 DALIDA - Jouez Bouzouki
Komentarze: 0

hjdbienek : :