Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 01 |
Dopóki jednak żyjesz w wymiarze fizycznym i jesteś związany ze zbiorową psychiką ludzką, nadal - choć z rzadka - możesz doznawać fizycznego bólu. Nie należy go mylić z cierpieniem - z bólem, który bierze się z umysłu i emocji. Wszelkie cierpienie jest dziełem ego i powstaje z oporu. Dopóki tkwisz w tutejszym wymiarze, podlegasz również jego cyklicznej naturze i prawu nietrwałości wszechrzeczy, ale będąc oświeconym, nie widzisz już w tym niczego „złego" - tylko coś, co po prostu jest. Kiedy godzisz się z Jestestwem" wszystkich rzeczy i spraw, ukryty pod grą przeciwieństw głębszy wymiar objawia ci się jako coś, co jest stale obecne - niezmienny, głęboki bezruch, bezprzyczynowa radość, wymykająca się kryteriom dobra i zła. Otóż i radość Istnienia, spokój boży. Na poziomie upostaciowionym są narodziny i śmierć, tworzenie i niszczenie, wzrost i rozpad pozornie osobnych form. Procesy te odzwierciedlają się wszędzie: w cyklu rozwojowym gwiazdy lub planety, fizycznego organizmu, drzewa, kwiatu; we wzlotach i upadkach narodów, systemów politycznych, cywilizacji; a także w nieuniknionych cyklach zysków i strat, które uwidoczniają się w życiu poszczególnych jednostek. Zdarzają się cykle korzystne, kiedy wszystko samo do ciebie przychodzi i bujnie rozkwita, a także cykle niepowodzeń, gdy to, co przyszło, więdnie lub się rozsypuje, a ty musisz pozwolić mu odejść, żeby opróżnić miejsce na coś, co się dopiero pojawi, albo stworzyć przestrzeń, która umożliwi przemianę. Jeśli w tej fazie stawiasz opór i kurczowo czepiasz się tego, co odchodzi, znaczy to, że nie chcesz płynąć z prądem życia, będziesz zatem musiał pocierpieć. Nieprawdą jest, jakoby ruch ku górze był dobry, a ruch ku dołowi - zły. To tylko umysł tak je ocenia. Wzrost zazwyczaj uważany bywa za zjawisko pozytywne, ale nic nie może rosnąć w nieskończoność. Gdyby jakiegokolwiek rodzaju wzrost trwał bez końca, prędzej czy później doprowadziłby do spotwornienia i destrukcji. Rozpad jest potrzebny, aby mogło wyrosnąć coś nowego. Łączy go ze wzrostem wzajemna zależność. Ruch ku dołowi jest koniecznym warunkiem duchowego urzeczywistnienia. Skoro pociąga cię wymiar duchowy, musiałeś widocznie ponieść w jakiejś sferze wielką porażkę lub stratę albo zaznać bólu. A może sprzyjające ci powodzenie okazało się puste i bez znaczenia, w sumie więc i ono stało się porażką. Porażka tkwi utajona w każdym sukcesie, a w każdej porażce kryje się sukces. W tutejszym świecie, czyli na poziomie formy, wszystkich nas prędzej czy później czeka oczywiście klęska, a każde osiągnięcie w końcu obraca się wniwecz. Wszelkie formy są nietrwałe. Jako człowiek oświecony możesz nadal działać i z radością tworzyć nowe formy i okoliczności, pozwalając, żeby za twoim pośrednictwem się przejawiały, ale już z nimi się nie utożsamiasz. Nie są ci potrzebne do budowy twojego poczucia ,ja". Nie są twoim życiem, tylko sytuacją życiową. Cyklom podlega również energia życiowa. Nie możesz być stale u jej szczytu. Okresy obniżonej energii przeplatają się z okresami podwyższonej. Czasem bywasz bardzo czynny i twórczy, może się też jednak zdarzyć ogólny zastój: będziesz miał wtedy wrażenie, że w ogóle nie posuwasz się naprzód i nic ci się nie udaje. Cykl potrafi trwać od kilku godzin do kilku lat. Bywają cykle wielkie oraz zawarte w nich małe. Przyczyną wielu chorób jest forsowne przezwyciężanie faz spadku energii, podczas których następuje jakże istotna regeneracja. Przymus działania i skłonność do tego, żeby czerpać poczucie własnej wartości i tożsamości z czynników zewnętrznych, takich jak osiągnięcia, wynika ze złudzeń, od których nie sposób się uwolnić, dopóki utożsamiasz się z umysłem. Pogodzenie się z fazami obniżonej energii i cierpliwe czekanie, aż miną, sprawia ci wtedy wielkie lub wręcz nieprzezwyciężone trudności. Twój organizm może się wówczas okazać mądrzejszy i w odruchu samoobrony wywołać chorobę, żeby zmusić cię do wyhamowania, które umożliwi odnowę sił. Cykliczna natura wszechświata ściśle się wiąże z nietrwałością wszystkich rzeczy i sytuacji. Jest to sednem nauk Buddy. Wszelkie okoliczności są bardzo chwiejne i wiecznie płynne; wszystkie stany i sytuacje, jakie masz szansę napotkać w życiu - powiada Budda - odznaczają się nietrwałością: zmienią się, znikną albo przestaną cię zadowalać. Nietrwałość jest też podstawą nauk Jezusa: „Nie gromadźcie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza je zżera, a złodzieje podkopują i kradną...". Dopóki umysł ocenia daną sytuację jako „dobrą" - czy będzie to związek z drugim człowiekiem, przedmiot posiadania, rola społeczna, miejsce na ziemi czy twoje ciało fizyczne - przywiązuje się do niej i z nią utożsamia. Owo przywiązanie i utożsamienie napawa cię szczęściem, samozadowoleniem, i może się stać częścią tego, kim jesteś - albo myślisz, że jesteś. Nic jednak nie bywa trwałe w tutejszym wymiarze, „zżeranym przez mole i rdzę". Wszystko się kończy lub zmienia, a może też ulec biegunowemu odwróceniu: coś, co zaledwie wczoraj albo rok temu było dobre, nagle albo stopniowo się psuje. Sytuacja, która cię uszczęśliwiała, teraz cię unieszczęśliwia. Miejsce dzisiejszego dostatku jutro zajmie pusty, konsumpcyjny styl życia. Po szczęśliwym weselu i miesiącu miodowym nastąpi nieszczęśliwy rozwód lub nieszczęśliwe współistnienie. Zdarza się też, że jakaś sytuacja całkiem znika, a wtedy unieszczęśliwia cię jej brak. Umysł nie umie pogodzić się ze znikaniem stanów lub okoliczności, z którymi połączyło go przywiązanie i utożsamienie. Kurczowo czepia się znikającej sytuacji, opierając się zmianom. To prawie tak, jakby wyrywano ci rękę lub nogę. Słyszy się czasem o ludziach, którzy popełnili samobójstwo, ponieważ stracili cały majątek albo dobre imię. Są to skrajne przypadki. Inni w obliczu ciężkiej straty wpadają tylko w depresję albo rozchorowują się na własne życzenie. Nie odróżniają swojego życia od sytuacji życiowej. Czytałem niedawno o pewnej sławnej aktorce, która umarła w wieku osiemdziesięciu kilku lat. Kiedy jej uroda zaczęła blaknąć, stoczona przez czas, kobieta ta pogrążyła się w głębokiej rozpaczy i skryła przed światem. Ona także utożsamiła się z pewnym stanem: ze swoim wyglądem zewnętrznym. Czerpała z niego poczucie własnego Ja", które początkowo dawało jej szczęście, potem jednak ją unieszczęśliwiło. Gdyby umiała dotrzeć do bezpostaciowego, ponadczasowego życia w sobie, mogłaby z całym spokojem i pogodą ducha patrzeć, jak więdnie jej zewnętrzna forma, przez którą zresztą coraz łatwiej przenikałby blask jej bezwiecznej, prawdziwej natury, toteż zewnętrzna uroda właściwie by nie zblakła, lecz przeistoczyła się w piękno duchowe. Ale nikt nie podsunął tego pomysłu sławnej aktorce. Najbardziej niezbędna wiedza wciąż jeszcze dostępna jest tylko wąskim kręgom. Budda nauczał, że nawet szczęście jest dukkha. W języku pali słowo to znaczy „cierpienie" lub „niedostateczność". Szczęście nierozerwalnie wiąże się ze swoim przeciwieństwem. Czyli szczęście i nieszczęście tworzą jedną całość. Rozdziela je tylko złudny czas. Nie ma w tym stwierdzeniu niczego negatywnego. Jest tylko trafne rozpoznanie natury rzeczy, dzięki któremu nie będziesz musiał przez resztę życia uganiać się za iluzją. Nie znaczy to wcale, że nie powinieneś już odtąd cieszyć się tym, co miłe lub piękne. Ale jeślibyś próbował dzięki miłym i pięknym rzeczom i sytuacjom zyskać coś, czego dać one nie mogą - tożsamość, poczucie trwałości i spełnienia - byłaby to niezawodna recepta na rozgoryczenie i cierpienie. Gdyby ludzie doznali oświecenia i przestali poszukiwać własnej tożsamości w rzeczach, runąłby cały przemysł reklamowy i społeczeństwo konsumpcyjne. Im bardziej chcesz dzięki rzeczom osiągnąć szczęście, tym skuteczniej ci się ono wymyka. To, co istnieje na zewnątrz, sprawia w najlepszym razie chwilowe, powierzchowne zadowolenie, może się jednak okazać, że dopiero po wielu rozczarowaniach uświadomisz sobie tę prawdę. Rzeczy i okoliczności mogą dać ci przyjemność, lecz zadadzą także ból. Rzeczy i okoliczności mogą dać ci przyjemność, lecz nie dadzą radości. Nic ci jej dać nie może. Powstaje ona bez żadnej przyczyny, wyłaniając się z twojego wnętrza jako radość Istnienia. Stanowi jeden z najważniejszych elementów spokoju wewnętrznego, nazywanego również pokojem Bożym. Jest to twój stan naturalny, a nie coś, co musisz okupić ciężką pracą albo mozolnym dążeniem. Wielu ludzi do końca życia nie uświadamia sobie, że nie ma szans znaleźć „zbawienia" w niczym, co robi, posiada lub osiąga. Ci, do których dociera ten fakt, często zniechęcają się do świata i wpadają w depresję: skoro nic nie może im dać prawdziwego spełnienia, po co się wysilać? Po co w ogóle cokolwiek robić? Jeden z proroków Starego Testamentu musiał widocznie mieć tę świadomość, gdy pisał: „Widziałem wszystkie sprawy, które się dzieją pod słońcem, a wszystko to jest marność i gonitwa za wiatrem". Kiedy sobie to uzmysławiasz, stajesz o krok od rozpaczy - i o krok od oświecenia. Pewien mnich buddyjski wyznał mi kiedyś: „Jestem mnichem od dwudziestu lat, a całą zdobytą przez ten czas wiedzę zawrzeć mogę w jednym zdaniu: wszystko, co się pojawia, przemija. Tyle wiem". Chciał przez to oczywiście powiedzieć: „Nauczyłem się nie stawiać oporu temu, co j e s t; nauczyłem się pozwalać obecnej chwili, żeby po prostu była, i pogodziłem się z tym, że wszystkie rzeczy i stany są z natury nietrwałe. Dzięki temu znalazłem spokój". Kto nie opiera się życiu, trwa w stanie łaski, swobodny i lekki. Stan ten nie zależy już wtedy od tego, jak się sprawy mają - dobrze czy źle. Brzmi to paradoksalnie, lecz gdy przestajesz być wewnętrznie uzależniony od sfery form, twoja ogólna sytuacja życiowa, przejawiająca się w formach zewnętrznych, zazwyczaj wyraźnie się poprawia. Rzeczy, osoby i sytuacje, o których myślałeś, że są ci potrzebne do szczęścia, zjawiają się bez żadnych starań czy wysiłku z twojej strony, a ty możesz cieszyć się nimi - dopóki trwają. Wszystkie prędzej czy później przeminą, cykle będą powracać i odchodzić, lecz gdy znika uzależnienie, ulatnia się też lęk przez utratą. Życie swobodnie płynie. Szczęście wtórne, czerpane skądinąd, nigdy nie bywa bardzo głębokie. Jest zaledwie bladym odbiciem radości Istnienia - tętniącego spokoju, który odnajdziesz w sobie, kiedy zaniechasz wszelkiego oporu. Istnienie pozwala ci wykroczyć poza układ biegunowych przeciwieństw, stworzonych przez umysł, i zrzucić brzemię zależności od formy. Choćby wszystko wokół ciebie runęło, gdzieś w samym swoim rdzeniu i tak czułbyś głęboki spokój. Niekoniecznie byłbyś szczęśliwy, ale na pewno spokojny.
Czy w tym stanie pełnej zgody na wszystko i wewnętrznego spokoju może jeszcze pojawić się w twoim życiu coś, czego ty sam nie nazwiesz zapewne „złym ", ale z punktu widzenia „pospolitej" świadomości uznano by to za złe? Większość „złych" rzeczy, które zdarzają się ludziom, jest skutkiem nieświadomości. Same się tworzą, a raczej stwarza je ego. Czasem określam te „złe rzeczy" mianem dramatu. Gdy jesteś w pełni świadomy, znika on z twojego życia. Przypomnę pokrótce, jak ego działa i jak stwarza dramat. Ego to umysł niepoddany obserwacji, który kieruje twoim życiem, kiedy nie jesteś obecny jako baczna świadomość, jako świadek. Ego uważa się za osobny fragment we wrogim wszechświecie, pozbawiony autentycznej więzi wewnętrznej z jakąkolwiek inną istotą, otoczony rojem innych ego, które traktuje jako źródło zagrożenia albo próbuje wykorzystywać do własnych celów. Podstawowe schematy jego funkcjonowania są obliczone na przezwyciężenie głęboko zakorzenionego w nim lęku i niedosytu. Spośród schematów tych można wymienić opór, żądzę władzy i wpływów, zachłanność, obronę i atak. Choć niektóre strategie ego są niesłychanie sprytne, nigdy nie może ono za ich pomocą całkiem rozwiązać swoich problemów - z tej prostej przyczyny, że samo stanowi główny problem. Kiedy jedno ego spotyka się z drugim - w związku osobistym albo w ramach organizacji bądź instytucji — prędzej czy później zaczyna „źle" się dziać: wybucha taki lub inny dramat, przybierając postać konfliktów, problemów, walki o władzę, przemocy emocjonalnej albo fizycznej itd. Do tej kategorii zjawisk należy też „zło" popełniane w skali masowej: wojny, ludobójstwo, wyzysk - a wszystko to z nieświadomości. Nieustanny opór ze strony ego, ograniczający i blokujący krążenie energii w ciele, bywa również źródłem wielu chorób. Kiedy odnawiasz więź z Istnieniem i wyzwalasz się spod dyktatu umysłu, przestajesz stwarzać całe to „zło". Nie tworzysz już odtąd dramatu ani w nim nie uczestniczysz. Gdy jedno ego napotyka drugie (lub gdy zbiera się większe ich grono), zaczynają się dramaty. Ale nawet jeśli żyjesz samotnie, i tak stwarzasz swój własny dramat. Ilekroć użalasz się nad sobą, dramatyzujesz. Kiedy ogarnia cię poczucie winy albo niepokój, również jest to dramat. Kiedy godzisz się na to, żeby teraźniejszość znikła za zasłoną przeszłości lub przyszłości, tworzysz czas psychologiczny - czyli materiał, z którego dramat powstaje. Ilekroć nie pozwalasz obecnej chwili po prostu być, a więc odmawiasz jej należnego szacunku, także tworzysz dramat. Większość ludzi kocha się w swoim prywatnym dramacie życiowym. Rola, którą w nim grają, nadaje im tożsamość. Ego kieruje ich życiem. Zainwestowali w ten dramat całe swoje poczucie ,ja". Nawet ich pogoń za odpowiedzią, rozwiązaniem lub lekarstwem (zazwyczaj zresztą nieskuteczna) staje się jednym z wątków scenicznych. Największy lęk i opór budzi w nich perspektywa końca dramatu. Dopóki są swoim umysłem, najbardziej boją się własnego przebudzenia i przed nim też najsilniej się wzbraniają. Kiedy żyjesz, całkowicie godząc się na to, co j e s t, wszelkie dramaty, jakie rozgrywały się dotychczas w twoim życiu, dobiegają końca. Nawet w zwykły spór nikt już nie zdoła cię wciągnąć, choćby bardzo się starał. Nie sposób spierać się z kimś, kto jest w pełni świadomy. Uczestnik sporu musi się utożsamić z własnym umysłem i stanowiskiem myślowym, a także stawiać opór stanowisku rozmówcy i reagować na nie. Wskutek tego biegunowe przeciwieństwa wzajemnie się zasilają. Taki właśnie jest mechanizm nieświadomości. Natomiast człowiek w pełni świadomy potrafi, owszem, jasno i stanowczo wyrazić swój pogląd, ale nie wkłada w to energii, która mogłaby wywołać jakąkolwiek reakcję, nie przybiera postawy obronnej ani zaczepnej. Nie wyniknie więc z tego dramat. Kiedy jesteś w pełni świadomy, nie wdajesz się już w konflikty. „Dla kogoś, kto sam ze sobą stanowi jednię, konflikt jest wręcz nie do pomyślenia", stwierdza Lekcja cudów. Dotyczy to nie tylko konfliktów z innymi ludźmi, lecz przede wszystkim konfliktu wewnętrznego, który ustaje, gdy nie ma już zgrzytów między żądaniami i oczekiwaniami twojego umysłu a tym, co jest.
Czy istnieje jakaś różnica między szczęściem a spokojem wewnętrznym? Owszem. Szczęście jest uzależnione od okoliczności, odbieranych jako pozytywne; spokój wewnętrzny nie podlega takiej zależności. Czy nie można żyć tak, żeby przyciągać wyłącznie okoliczności pozytywne? Kiedy trzymamy się pozytywnej postawy i sposobu myślenia, sprawiamy, że w naszym życiu przejawiają się same pozytywne zdarzenia i sytuacje, prawda? A czy rzeczywiście wiesz, co jest pozytywne, a co negatywne? Ogarniasz całość? Wielu ludzi miało okazję się przekonać, że ograniczenia, porażka, strata, choroba czy ból w takiej czy innej postaci to najlepszy mistrz. Nauczyli się w ten sposób rozstawać z fałszywymi wyobrażeniami o sobie i z powierzchownymi, narzuconymi przez ego dążeniami i pragnieniami. Nabrali dzięki temu głębi, pokory i współczucia. Stali się prawdziwsi. Ilekroć przytrafia ci się coś negatywnego, ukryta jest w tym głęboka nauka, chociaż niekoniecznie od razu ją dostrzegasz. Nawet krótka choroba lub wypadek może ci pokazać, co w twoim życiu istnieje naprawdę, a co na niby - co w ostatecznym rozrachunku ma znaczenie, a co jest go pozbawione. Kiedy patrzy się z lotu ptaka, widać, że okoliczności zawsze są pozytywne. Mówiąc ściślej, nie są ani pozytywne, ani negatywne. Są, jakie są. A gdy żyjesz w pełnej zgodzie z tym, co jest (bo też każdy inny sposób życia byłby niepoczytalny), nie ma już w twoim świecie „dobra" ani „zła". Jest tylko wyższe dobro w którym zawiera się także zło. Ale z punktu widzenia umysłu, owszem, istnieje dobro i zło, sympatia i antypatia, miłość i nienawiść. To dlatego Księga Rodzaju powiada, że Adamowi i Ewie zabroniono mieszkać w „raju", „albowiem pożywali owoc z drzewa wiadomości dobra i zła". Trąci mi to negacją rzeczywistości i oszukiwaniem samego siebie. Kiedy na mnie lub na bliską mi osobę spada nieszczęście — wypadek, choroba, taki czy inny rodzaj bólu albo śmierć — mogę, owszem, udawać, że to nic złego, ale faktem jest, że stało się zło, czemu wiec miałbym zaprzeczać tej prawdzie? Niczego nie udajesz. Po prostu pozwalasz, żeby wszystko było takie, jakie jest. Przekraczasz dzięki temu przyzwoleniu granice umysłu, wydobywasz się z jego schematów stawiania oporu, których dziełem są pozytyw i negatyw jako przeciwne bieguny. Bez tego nie istnieje wybaczenie. Umiejętność wybaczania temu, co teraźniejsze, jest jeszcze ważniejsza niż puszczanie przeszłości w niepamięć. Jeśli wybaczasz każdej chwili, pozwalając jej być taką, jaka jest, nie gromadzą się zaległe urazy, które później trzeba byłoby wybaczyć. Pamiętaj, że nie mówimy tu o szczęściu. Jeśli niedawno zmarł ktoś, kogo kochałeś, albo czujesz zbliżanie się własnej śmierci, nie będziesz szczęśliwy. To niemożliwe. Możesz natomiast być spokojny. Choćbyś nawet smucił się i płakał rzewnymi łzami, to jeśli zaniechałeś oporu, gdzieś pod smutkiem wyczujesz głębokie ukojenie, cichy bezruch, świętą obecność. Będzie to emanacja Istnienia, spokój wewnętrzny - dobro, któ¬re nie ma negatywnego odpowiednika. A jeśli spotkam się z sytuacją, której mogę jakoś zaradzić? Jak mam pozwolić jej być, jednocześnie ją zmieniając? Zrób to, co zrobić musisz. A na razie zaakceptuj wszystko, co jest. Ponieważ umysł i opór to synonimy, akceptacja natychmiast wyzwala cię spod władzy umysłu, a tym samym odnawia więź z Istnieniem. Wskutek tego najczęstsze motywacje, do których ucieka się ego, żeby czegoś „dokonać" (takie jak lęk, chciwość, żądza władzy, potrzeba chronienia lub zasilania fałszywego poczucia ,Ja") tracą moc. Ster przejmuje inteligencja znacznie wyższego rzędu niż umysł, toteż działania twoje przeniknięte są odtąd całkiem nowym rodzajem świadomości. „Zgódź się na wszystko, co do ciebie przychodzi, wplecione we wzór twojego przeznaczenia, cóż bowiem innego mogłoby być lepiej dostosowane do twoich potrzeb?" Słowa te napisał przed dwoma tysiącami lat Marek Aureliusz - nadzwyczaj rzadki okaz człowieka, obdarzonego, prócz doczesnej władzy, także mądrością. Wygląda na to, że większość ludzi musi bardzo wiele wycierpieć, nim zaniecha oporu i pogodzi się z rzeczywistością, czyli wybaczy. Lecz gdy to już zrobią, natychmiast zdarza się jeden z największych cudów: dzięki pozornemu złu budzi się świadomość Istnienia, a cierpienie przeistacza się w wewnętrzny spokój. Całe zło i ból świata zmusi w końcu ludzi, żeby sobie uświadomili, kim są poza imieniem i formą. To, co z naszej ograniczonej perspektywy wydaje się złem, w rzeczywistości jest częścią wyższego dobra, które nie ma negatywnego odpowiednika. Stanie się to jednak dla ciebie prawdą dopiero wtedy, gdy wybaczysz. Dopóki się to nie zdarzy, zło nie dostąpi odkupienia, a więc pozostanie złem. Dzięki wybaczeniu, które w sumie sprowadza się do tego, że spostrzegasz zupełną beztreściowość przeszłości i pozwalasz obecnej chwili być taką, jaka jest, cud przemiany dokonuje się nie tylko wewnątrz, lecz i na zewnątrz. Cicha przestrzeń intensywnej obecności powstaje zarówno w tobie, jak i wokół ciebie. Każdy człowiek i w ogóle wszystko, co wkroczy w to pole świadomości, ulegnie jego wpływowi; czasem stanie się to w sposób widoczny i natychmiastowy, kiedy indziej zdarzy się na głębszych poziomach, a zmiany ujawnią się dopiero później. Roztopisz dysharmonię, uleczysz ból, rozproszysz nieświadomość, nic właściwie nie robiąc, po prostu będąc, po prostu trwając w stanie intensywnej obecności.