Archiwum październik 2008, strona 2


paź 26 2008 ZNANE I NIEZNANE
Komentarze: 0

Długie cienie wieczoru kładły się na ciche wody. Po gwarnym dniu spokój schodził na szeroką rzekę. Ryby w podrzutach wynurzały się co chwila z wody, a olbrzymie, ciężkie ptaki powracały w gęstwę rozłożystych drzew na nocny spoczynek. Nie było ani jednej chmurki na srebrno-błękitnym niebie. Duża łódź, pełna ludzi, płynęła w dół rzeki, wszyscy śpiewali wybijając takt dłońmi. Z oddali dolatywało porykiwanie krów. Pachniało wieczorem. Girlandka nagietek unosiła się na wodzie i błyskała złotem w promieniach zachodzącego słońca. W tej wielkiej ciszy jakże żywe i piękne było wszystko - rzeka, ptaki i drzewa i ci na łodzi wieśniacy! Siedzieliśmy pod drzewem zwróceni ku rzece. Parę chudych krów pasło się opodal. Obok wznosiła się mała świątyńka; obejście wokół niej było czyściutko zamiecione, a kwieciem osypane, otaczające ją krzewy starannie utrzymane. Ktoś właśnie odprawiał w świątyni obrzęd wieczorny, a głos jego był monotonny i smutny. Woda w ostatnich promieniach słońca jaśniała barwą świeżych pąków kwietnych. Po chwili ktoś usiadł przy nas i począł mówić o swoich przeżyciach. Opowiadał iż poświecił wiele lat życia szukaniu Boga, praktykował różne umartwienia, wyrzekł się wielu drogich mu rzeczy. Brał również żywy udział w pracy społecznej, pomagał w budowaniu szkoły itp. Interesował się wielu sprawami, ale najgorętszym jego pragnieniem było znaleźć Boga; i oto dopiero teraz, po tylu latach, słyszy Jego głos, który kieruje nim zarówno w wielkich, jak i w drobnych sprawach. Odtąd nie ma własnej woli, idzie zawsze za tym wewnętrznym głosem Boga. Głos ten nigdy go dotąd nie zawiódł, choć zdarzało mu się czasem zmącić jasność odbioru; jedyną jego modlitwą była prośba o czystość naczynia, aby było godne przyjmowania tego głosu. Czy możemy - wy lub ja - znaleźć Niezmierzone? Czy to, co jest wytworem czasu, może sięgnąć w ponadczasowe? Czy mogą starannie praktykowane ćwiczenia doprowadzić nas do tego co jest nieznane? Czy istnieją jakieś drogi ku temu, co nie ma początku ni końca? Czy można to Rzeczywiste złowić w sieć naszych pragnień? Wszystko co możemy uchwycić będzie tylko projekcją tego co już znamy; a znane nie może nigdy schylać nieznanego. To, co jest nazwane, nie jest niewysłowionym; a nadając czemukolwiek imię budzimy jeno uwarunkowaną odpowiedź, ale te reakcje, choć mogą być miłe i wzniosłe, nie pochodzą od Rzeczywistego. Zazwyczaj odpowiadamy na bodźce; a Rzeczywiste nie dostarcza bodźców, ono jest. Umysł porusza się wśród rzeczy znanych i zawsze ku znanym dąży, a w nieznane nie może wychylić się nigdy. Nie da się myśleć o czymś całkiem niewiadomym, jest to po prostu niemożliwe. Wszystko o czym myślimy pochodzi ze znanego, z przeszłości, czy to bardzo odległej, czy przed chwilą minionej. Owa przeszłość jest myślą urobioną i ograniczoną przez wiele wpływów, zmienia się ona zależnie od warunków, ciśnień i okoliczności, ale pozostaje zawsze w obrębie czasu. Myśl może stwierdzać lub zaprzeczać, ale nie potrafi szukać nowego ani je odkrywać, nie może nawet na nowe natrafić. Dopiero gdy myśl ucicha, nowe może się nam odsłonić - ale myśl natychmiast zmienia je w stare, gdyż zagarnia je i włącza w zasób rzeczy już doznanych. Myśl zawsze urabia, układa, zabarwia, nadaje kształty wedle wzoru przeżytych doświadczeń. Funkcją myśli jest przekazywanie, a nie stan doznawania. Gdy żywe, aktualne doznawanie dobiega końca, myśl wchodzi na scenę, określa je i podciąga pod znane kategorie. Myśl nie jest zdolna przeniknąć w niewiadome, toteż nie może nigdy odkryć ani doznać Rzeczywistego. Reguły, wyrzeczenia, obrzędy, ofiary i praktykowanie choćby najszlachetniejszych cnót - to procesy myślowe, a myśl może się kierować tylko ku określonemu, a więc znanemu celowi. Osiągnięcia jej są zabezpieczaniem się i utwierdzaniem w znanym, dla samoobrony. A szukać schronienia w tym, co jest bezimienne, niewymowne - to temu zaprzeczać. Schronienie które da się znaleźć, będzie tylko projekcją przeszłości, a więc znanym. Myśl - psychika - musi być cicha, cicha do dna; ale tej ciszy nie da się kupić za cenę największych ofiar, nie pomogą też żadne stłumienia ani najwznioślejsze dążenia. Owa cisza przychodzi sama gdy człowiek nic nie trzyma, niczego nie pragnie, gdy nie chce niczym się stawać. Cisza ta nie wzrasta, nie można jej budować i nie da się jej zatrzymywać wysiłkiem ani żadnym ćwiczeniem. Cisza ta musi pozostać dla intelektu równie nieznana jak to, co jest poza czasem, bo jeśli intelekt jest jej świadom, wówczas pojawia się "doznający", który sam jest wypadkową przeszłych przeżyć i pamięta ubiegłe stany ciszy, a to co już było doznane jest tylko powtórzeniem, a więc projekcją naszego "ja". Intelekt nie może nigdy doznać nowego, toteż musi zupełnie ucichnąć. Umysł jest cichy gdy nic nie przeżywa czyli nic nie określa, nie notuje, nie nazywa i nie stara się gromadzić w pamięci. A owo notowanie i określanie jest procesem, który się nieustannie w nas odbywa na różnych poziomach naszej świadomości, a nie tylko w powierzchniowej warstwie intelektu; więc gdy ten ucicha, głębsza świadomość może przyjść do głosu. Ale dopiero gdy cała nasza świadomość jest cicha i uspokojona, wolna od wszelkich dążeń, osiągnięć i stawań się - czyli prosta i bezpośrednia - bezmierne i pozaczasowe może się objawić. Jednak chęć zatrzymania tej ciszy, tej wolności, zmienia się w ciągłość pamięci "doznającego" człowieka, a to stanowi przeszkodę dla Rzeczywistego. Rzeczywiste nie ma ciągłości; pojawia się z chwili do chwili, wciąż nowe, wciąż świeże. To co trwa, co posiada ciągłość nie jest nigdy twórcze. Powierzchniowy umysł jest tylko narzędziem do porozumiewania się, nie może mierzyć tego, co jest niewymierne. O Rzeczywistym nie da się mówić; a gdy się o nim mówi, ono już nie jest Rzeczywistym. I to jest medytacja.

hjdbienek : :
Audio 
paź 26 2008 13 Gregorian - I feel free
Komentarze: 0

13_gregorian_-_i_feel_free

hjdbienek : :
Kosmos 
paź 26 2008 Kosmos - Przyszłość
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 26 2008 MIŁOŚĆ W STOSUNKACH WZAJEMNYCH
Komentarze: 0

Droga biegła niedaleko osiedla, wznosiła się na wzgórze skąd widziało się różne zabudowania, krowy z cielętami, kury, kurczęta, konie i wszelki rolny sprzęt. Droga to była przemiła; wiodła przez gęsty las, nieraz przebiegały nią sarny i inne leśne zwierzęta, zostawiając w miękkiej glinie ślady swych kroków. Gdy było cicho dobiegały tu śmiechy i głosy z osiedla, dźwięki muzyki radiowej niosły się z wiatrem daleko. Ferma była zasobna i dobrze utrzymana. Nieraz słyszało się gniewne, podniesione głosy, po czym gwar dziecinny przycichał. Z poza gąszczu drzew dolatywała pieśń, ale podniesione głosy przygłuszały je. Z domu wyszła kobieta; trzasnąwszy drzwiami skierowała się do opłotków obórki, gdzie poczęła nagle okładać krowę kijem. Głuchy, a przecie donośny odgłos uderzeń dobiegał aż do nas, na wzgórze. Jakże łatwo jest zniszczyć to, co kochamy! Jak prędko powstają pomiędzy nami przegrody, jedno słowo, gest, uśmiech - wystarczą. Cień może paść z przyczyn nastroju, złego zdrowia, czy pożądania; i to, co było świetlane, staje się smutne i uciążliwe. Zużywamy się z biegiem czasu, i stosunek wpierw żywy i jasny zmienia się w nużący i skomplikowany Przez nieustanne tarcia, zawiedzione nadzieje i rozczarowania, to, co było proste i piękne, staje się ciężkie i bolesne. Stosunki z ludźmi są rzeczą złożoną i trudną; niewielu wychodzi z nich obronną ręką, bez blizn. Chcielibyśmy aby były trwałe, niezawodne, jakby statyczne, a one są w ciągłym ruchu, są procesem który trzeba wszechstronnie zrozumieć, a nie dostosowywać do jakichś wewnętrznych wzorów lub konwencjonalnych zwyczajów. Na poddawaniu się i przystosowywaniu opiera się cała budowa społeczna; a rutyna i konwencjonalizm tego traci swą wagę i wpływ tylko tam, gdzie jest miłość. Miłość w stosunkach wzajemnych jest oczyszczająca, gdy możemy w nich odkrywać własne reakcje i odruchy naszego "ja". A jeśli stosunki nasze z ludźmi nie prowadzą do takich odkryć i odsłaniania siebie, mają niewielką dla nas wartość. Ale jakże my się tych odkryć boimy I Samoobrona ta przybiera różne formy: narzucania lub poddawania się, Ięku lub oczekiwania, zazdrości lub nadziei, czy też biernej zgody, itd. itd. Ale na nieszczęście nie umiemy kochać; a jeśli nawet kochamy ograniczamy to uczucie, wtłaczamy je w określone formy i wyobrażenia, nie dajemy pełnej swobody miłości. Kochamy mózgiem, nie sercem. Intelekt może się zmieniać i dopasowywać, ale nie miłość. Intelekt może stać się nieprzystępny i niewrażliwy na cierpienie, ale miłość tego nie zdoła; intelekt potrafił zawsze wycofać się i zabezpieczyć; może być wyłączny, zaborczy, osobisty, lub bezosobisty. A miłości nie można do niczego przystosować, nie da się jej zamknąć w żadne opłotki i niczym zabezpieczyć. Smutek naszego życia polega na tym że nazywamy miłością to, co właściwie należy do intelektu. Przepełniamy serce tym, co pochodzi z dziedziny myśli więc serca nasze są wciąż puste i głodne. To intelekt rodzi zaborczość i zazdrość, to on chwyta, trzyma, zagarnia, i on też niszczy i pustoszy. Życiem naszym rządzą intelekt i nerwy. Pragniemy wciąż aby nas kochano; a nie znamy miłości która niczego nie żąda; dajemy tylko po to, aby coś w zamian otrzymać, a to jest hojnością typowo intelektualną, nic z sercem nie mającą wspólnego. Myśl wciąż szuka pewności i zabezpieczenia się, a czyż można upewnić się myślą w miłości? Czy może intelekt, którego podłożem jest pamięć, jest czas, pochwycić miłość która jest sama w sobie wiecznością? Ale nawet miłość serca ma swe niebezpieczeństwa; takeśmy zacieśnili i zdeprawowali nasze uczucia, iż serca nasze są dziś jakby stracone, pełne wahań i niepewności. I właśnie to czyni nasze życie tak ciężkim, trudnym i męczącym. Raz się nam zdaje że kochamy, a za chwilę już się to ulatnia. Czujemy przypływ jakiejś wielkiej, ponad myślowej, nieuchwytnej mocy, płynącej z jakichś niezgłębionych źródeł, a za chwilę znów intelekt się wkrada i niweczy tę moc; bo w owych starciach wewnętrznych zdaje się on być zawsze zwycięzcą. Ani sprytny, przebiegły mental ani pełne wahań i niepewności serce nie mogą, rozstrzygnąć tej walki. I nie ma środków ani sposobów aby położyć jej kres. Samo szukanie sposobów wyjścia z niej jest jednym więcej usiłowaniem intelektu - naszego "ja" - aby zagarnąć władzę, usunąć rozterki, aby zdobyć spokój i zatrzymać miłość, gwoli stania się czymś samemu. Najtrudniej nam zrozumieć że nie istnieją żadne sposoby ni środki by przywołać miłość gdy pożąda jej nasze "ja". Gdy dogłębnie zrozumiemy tę prawdę, wówczas zaświta możliwość przyjęcia czegoś, co nie jest z tego świata. A bez tego czegoś nie może zaistnieć trwała radość w stosunkach ludzkich, choćbyśmy się o to jak najusilniej starali. Jeśli np. ku tobie zejdzie to błogosławione tchnienie, a na mnie ono nie wpłynie, konflikt pomiędzy nami będzie nieunikniony; może ty go nie odczujesz, ale we mnie na pewno wywoła to rozterkę i sprawi iż w bólu moim i smutku odejdę od ciebie. Ból jest równie wyłączny jak szczęście, i dopóki nie zrodzi się między nami miłość, która nie jest naszym własnym tworem, stosunki nasze będą bolesne i trudne. A gdy przyjdzie błogosławieństwo tej miłości, będziesz mnie kochał bez względu na to, jakim jestem, bo miłość twa będzie wówczas zupełnie niezależna od mego postępowania. Cokolwiek by sobie intelekt wyobrażał, faktem jest iż ty i ja jesteśmy oddzielni, wprawdzie wiele może nas łączyć, ale istotne zjednoczenie nie od ciebie zależy, możliwość jego jest we mnie. Nie dokona się ono nigdy przy pomocy myśli, może przyjść gdy myśl ucichnie, bo doszła do swych ostatnich rubieży. I tylko wtedy stosunki nasze będą wolne od bólu.

hjdbienek : :
Audio 
paź 25 2008 12 Gregorian - The unforgiven
Komentarze: 0

12_gregorian_-_the_unforgiven

hjdbienek : :
Kosmos 
paź 25 2008 Kosmos - Tunel czasoprzestrzenny
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 25 2008 SEN
Komentarze: 0

Była chłodna zima, nagie drzewa wyciągały ku niebu bezlistne konary. Zielonych było zaledwie parę, lecz i one odczuwały dotkliwie zimne wichry i nocne przymrozki. W dali, na horyzoncie, rysowały się góry pokryte śniegiem, a nad nimi spiętrzały się białe, ciężkie obłoki. Trawa przybrała brązowo-rdzawy kolor, bowiem od wielu miesięcy nie było deszczów, a do wiosennych było jeszcze daleko. Uśpiona ziemia leżała odłogiem. Nie widziało się też wesołej krzątaniny ptaków wśród zielonych żywopłotów, a drogi były twarde i pełne kurzu. Na jeziorze można było dojrzeć stadko dzikich kaczek odpoczywających przez chwilę w locie na południe. W górach kryła się obietnica wiosny, a ziemia wyglądała jej z utęsknieniem. Co by się z nami stało, gdybyśmy byli pozbawieni snu? Czy mielibyśmy więcej czasu na walki, intrygi, złośliwości? Czy bylibyśmy jeszcze bardziej okrutni i bezwzględni ? Czy też było by nieco więcej miejsca na pokorę, współczucie prostotę? Czy przejawialibyśmy więcej twórczości? Sen jest czymś dziwnym, niezmiernie ważnym. Dla większości ludzi ich dzienne czynności rozciągają się i na stan nocnego spoczynku; ich sen jest dalszym ciągiem ich życia - tępego i przytłumionego lub pełnego podniecających wrażeń; przedłużeniem - na innym poziomie, - jego płytkości i bezsensownych walk. Sen odświeża nasze fizyczne ciało; organy wewnętrzne, posiadające swe własne odrębne życie, odnawiają się w tym wypoczynku, pożądania ucichają podczas snu i nie narzucają się organizmowi; ale gdy ten jest odświeżony i wypoczęty pragnienia mają nowe, większe możliwości do wyrażania się i ekspansji. Jasne jest, że im mniej się wtrącamy w działanie wewnętrznych organów naszego ciała, tym lepiej, im mniej myśl chce rządzić ciałem, tym zdrowsze i naturalniejsze są jego funkcje. Jednak choroby ciała należą do innej kategorii, mogą one być skutkiem działania myśli, albo też wynikać z jego własnej słabości. Sen ma bezsprzecznie duże znaczenie, ale im pożądania są bardziej zasilane, tym znaczenie jego jest mniejsze. Pożądania, czy to pozytywne czy negatywne, w zasadzie, swych podstaw są zawsze zabarwione agresywnością i utwierdzające nasze "ja", a sen jest czasowym tej cechy zawieszeniem. Sen nie jest odwrotnością pożądań, ani ich zaprzeczeniem, ale jest stanem, w którym nie mogą działać. Podczas snu uciszają się powierzchniowe warstwy naszej świadomości, a przez to samo staja się odbiorcze na wpływy pokładów głębszych; ale jest to oczywiście tylko częściowe oświetlenie całego zagadnienia. W istocie jest zupełnie możliwe połączenie wszystkich warstw czy pokładów naszej świadomości, tak aby były w ciągłym z sobą kontakcie, zarówno podczas dnia - na jawie - jak i w nocy, podczas snu; a jest to niezmiernie ważne. Takie połączenie pozbawia intelekt poczucia swej ważności, a tym samym odbiera mu jego dominującą rolę. Wówczas jego zamykające się w sobie tendencje oraz wysiłki ku ekspansji znikają całkiem prosto i naturalnie. W tym procesie impuls do stawania się znika, pęd do nieustannego gromadzenia ustaje. Prócz tego jeszcze coś więcej zachodzi podczas snu: oto nieraz rozwiązują się nurtujące nas problemy. Gdy świadomy umysł ucicha, staje się zdolny do przyjmowania odpowiedzi na zagadnienia które nas obchodzą; a dzieje się to zupełnie prosto. Ale rzeczą jeszcze ważniejszą i nad wszystko doniosłą jest dokonujące się w nas podczas snu odnowienie, bez żadnego z naszej strony wysiłku. Można rozwijać świadomie jakąś zdolność lub dar natury, można wyrabiać' technikę, czy też dostosowywać swe postępowanie do jakiegoś wzoru, ale nie będzie w tym odnowienia. Rozwijanie, wyrabianie czegoś nie jest nigdy twórcze. Odnowienie twórcze dokonuje się samo, gdy nie ma z naszej strony żadnego wysiłku, gdy dobrowolnie odrzucamy wszelki impuls do gromadzenia, zdobywania i śpichlerzowania doświadczeń, jako środków do zbierania coraz to nowych i wspinania się coraz wyżej. Właśnie ten zaborczy i samoobronny impuls stwarza rozpiętość czasu i uniemożliwia twórcze odnowienie. Świadomość taka jaka znamy, działa zawsze w czasie, notuje i gromadzi doświadczenia na różnych swych poziomach; i wszystko, co się w tej świadomości odbywa jest jej własną projekcją, posiada właściwe sobie cechy i jest całkiem wymierne. Podczas snu ta świadomość albo zostaje zasilona, albo też zachodzi coś zgoła innego. U większości z nas sen wzmacnia nasze dotychczasowe przeżycia, jest także procesem notowania i gromadzenia, w ciągu którego dokonuje się ekspansja, ale nie odnowienie. Rozszerzanie swego "ja" - proces ekspansji - daje nam uczucie podniosłego podniecenia, zachwytu własnym osiągnięciem, jest dokonaniem - jak się nam zdaje - czegoś wielkiego, ale to wszystko nie jest bynajmniej twórczym odnowieniem. Cały ten proces stawania się i zdobywania musi skończyć się, ale nie po to, by nam ułatwić nowe doświadczenia; musi po prostu samorzutnie się skończyć. Nieraz podczas snu, a niekiedy i za dnia, gdy troska o własne stawanie się całkowicie znika, gdy skutki jakiejś przyczyny przestają działać, rodzi się to, co jest poza czasem, poza obrębem wymiernej przyczynowości.

hjdbienek : :
Audio 
paź 24 2008 11 Gregorian - Boulevard of broken dreams
Komentarze: 0

11_gregorian_-_boulevard_of_broken_dreams

hjdbienek : :
Kosmos 
paź 24 2008 Kosmos - Czarna dziura
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 24 2008 OBLICZA JEDNOSTKI LUDZKIEJ
Komentarze: 0

Przyszedł nas odwiedzić w otoczeniu swych uczniów. Byli to ludzie różni, zamożny i ubogi, wysoki urzędnik państwowy i wdowa, fanatyk i młody człowiek o przyjemnym uśmiechu. Kompania to była miła i radosna. Na białym domu igrały cienie. Wśród gęstego listowia skrzeczały papugi; przejechała z hukiem ciężarówka. Młody człowiek z całą żarliwością dowodził jak wielką doniosłość w naszym rozwoju ma Guru, nauczyciel; inni zgadzali się z nim w pełni i uśmiechali z zadowoleniem gdy przedstawiał swój punkt widzenia jasno i obiektywnie. Niebo było o głębokim błękicie, a biało-gardły orzeł krążył nisko, prawie nie poruszając skrzydłami. Był prześliczny dzień. O jakże niszczymy się wzajemnie, uczeń nauczyciela a Guru ucznia! Wciąż przystosowujemy się do innych, poddając się im, a potem zrywamy wiązy, by znów za chwilę wejść w określone ramy! Z wilgotnej ziemi ptak z mozołem wyciągał długą glistę. Nie jedno w nas istnieje oblicze, nie jedna "osoba", jest ich wiele. Jedna nie przychodzi do głosu zanim tych wiele nie ścichnie. Owa krzykliwa ciżba walczy ze sobą dzień i noc, i ta wojna, to ścieranie się stanowi ból naszego życia. Ledwie uda się nam uciszyć jeden głos, a już powstaje drugi i dziesiąty, i ten pozornie nie kończący się proces to nasze życie. Staramy się narzucić jeden głos, jedne "osobę" reszcie, ale wkrótce i ta jedna się na wielość rozszczepia. Głos wielu staje się głosem jednej i owa jedna poczyna rządzić i nabierać znaczenia, ale jest to wciąż ta sama gadanina. Jesteśmy mnogością głosów, a usiłujemy pochwycić cichy i jedyny głos. Ten jeden zamienia liczne dopiero gdy te zamilkną, aby go usłyszeć. Ale wielość ich nigdy nie odnajdzie tego jednego. Idzie nie o to jak usłyszeć ten jeden głos, idzie o zrozumienie splotu licznych głosów, z których się składa nasza istota. Jedno oblicze spośród wielu nie może pojąć pozostałych; jedna postać nie jest w stanie zrozumieć mnogości postaci które wchodzą w skład naszego "ja". Nawet gdy jedna stara się opanować inne, urobić je i nimi rządzić, usiłowania jej zawsze zacieśniają i zamykają nas w sobie. Część nie może zrozumieć całości, toteż nigdy nie rozumiemy siebie. Nie ogarniając wzrokiem całości nie jesteśmy jej świadomi, gdyż cząstka wciąż pochłania całą naszą uwagę. Część się dzieli, rozszczepia i staje się wielością. Aby zdać sobie sprawę z całokształtu siebie, ze starć i konfliktów zachodzących pomiędzy tymi licznymi w nas "osobami", trzeba zrozumieć samą istotę pożądania. Pożądanie jest motorem wszelkiego działania; chociaż chęci i dążenia są różnorodne, a nieraz sprzeczne i ścierające się ze sobą, przecie wszystkie nieodmiennie wypływają z pożądań. Nie należy ich tłumić, ani też starać się uszlachetniać, trzeba je zrozumieć; ale niejako bez obserwatora, bez tego, który rozumie, jakby poza nim. Bo jeśli obserwator który usiłuje rozumieć jest obecny, będzie on wciąż jeszcze wytworem pragnienia. Ale rozumieć bez doznającego - czyli bez podmiotu - to uwolnić się zarówno od tego jednego swego oblicza jak i od wielu. Wszelkie działanie oparte na dostosowywaniu się i przeciwstawianiu, analizowaniu i zgadzaniu się, tylko zasila obserwatora, tego, który doświadcza; a ten nigdy nie zrozumie całości. Jest on sam tym wszystkim co nagromadził, a rozumienie nie rodzi się w cieniu przeszłości. Opieranie się na przeszłości, wyciąganie z niej wniosków może nam wskazać drogę działania; ale przygotowywanie sobie środków dla osiągnięcia czegoś, nie jest rozumieniem. Rozumienie nie należy do dziedziny intelektu; a gdy staramy się opanować i uciszyć myśl, aby uchwyciła to, co jest poza intelektem, doznanie nasze jest jeno projekcją przeszłości. A w czujnym, jasnym uświadamianiu sobie (awareness) całokształtu tego procesu, powstaje samorzutnie cisza, która nie pochodzi od doznającego. I tylko w tej ciszy może zaistnieć rozumienie.

hjdbienek : :