Archiwum październik 2008, strona 4


paź 22 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 09/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 22 2008 POLITYKA
Komentarze: 0

Wysoko w górach cały dzień padał deszcz. A nie był to drobny łagodny deszczyk lecz szalona ulewa, co to zmywa wydeptane ścieżki, łamie krzewy, wyrywa z korzeniami drzewa na stromych stokach górskich, powoduje obsunięcia się całych połaci gruntu, tworzy rwące, donośne szumem potoki, które dopiero po paru godzinach cichną i opadają. Chłopczyk przemoknięty do ostatniej nitki bawił się w kałuży, nie zwracając najmniejszej uwagi na gniewne nawoływania matki. Krowa schodziła powoli po rozmokłej ścieżce, którą wstępowaliśmy pod górę. Zdawało się, że otwarły się upusty niebieskie i zaleją całą okolicę. Byliśmy również przemoczeni, zdjęliśmy więc większą część ubrania i z przyjemnością czuliśmy na skórze uderzenia deszczu. Dom nasz stał wyżej, na stoku góry, a w dole, u jej podnóża leżało miasteczko. Dął silny wicher od zachodu, pędząc coraz to nowe, czarne wściekłe chmurzyska. W pokoju zastaliśmy ogień na kominku i parę osób czekających na rozmowę. Deszcz bił w okna, przedostawał się przez szczeliny i rozlewał w kałużę na podłodze; woda podpływała pod palenisko aż ogień trzaskał i pryskał. Gość nasz był sławnym politykiem, realistą, głębokim patriotą, szczerze oddanym swej pracy. Nie był ciasny ani egoistyczny, ambicje jego nie były osobiste, pragnął dobra sprawy i ludu. Nie był jednym z tych wygadanych trybunów, ani z polityków polujących na głosy wyborców; cierpiał niejednokrotnie dla sprawy, a przecież - o dziwo, - nie było w nim ani krzty goryczy. Sprawiał wrażenie bardziej człowieka nauki aniżeli polityki, ale obecnie polityka była jego żywiołem, a partia słuchała go bez zastrzeżeń, choć nieraz z pewnym niepokojem. Był marzycielem ale wszystko porzucił dla polityki. Towarzyszył mu przyjaciel, znany ekonomista; głosił on bardzo złożone teorie i miał mnóstwo danych dotyczących podziału olbrzymich dochodów społecznych. Orientował się świetnie w doktrynach ekonomistów zarówno lewicy jak prawicy, ale posiadał swe własne teorie ekonomicznego zbawiania ludzkości. Wyrażał się z łatwością i trafnie dobierał słowa; obaj wielokrotnie przemawiali do tłumów. Czy zauważyliście ile miejsca poświęca się w gazetach i czasopismach polityce, oraz słowom i czynom różnych politycznych działaczy ? Oczywiście podaje się też i inne wiadomości, ale polityczne są zawsze na pierwszym miejscu; ekonomiczne życie stało się dla nas najważniejsze. Zewnętrzne warunki - wpływy, stanowiska, pieniądze, dobrobyt - mają, jak widać, przemożną nad nami władzę, one to kształtują nasze życie. Zewnętrzne formy - ubiory, tytuły, sztandary i specjalny ich kult - nabrały ogromnego znaczenia; a zapomina się o całokształcie życia, albo się odeń świadomie odwraca. O wiele łatwiej rzucić się w działalność polityczną i społeczną, aniżeli usiłować zrozumieć życie w jego całości. Związek nasz z jakąś wyraźnie sformułowaną ideologią, z polityczną czy religijną zorganizowaną działalnością daje nam wielce "szanowną" ucieczkę od uciążliwej i męczącej drobnostkowości codziennego życia. Nawet będąc ciasnym i małego serca można mówić o wielkich rzeczach, o szeroko znanych i popularnych przywódcach, można pokrywać swa płytkość zdawkowymi frazesami o zagadnieniach światowych; a nieopanowany i rozproszony umysł może z dużym własnym zadowoleniem i ogólną aprobatą oddać się propagowaniu ideologii jakiejś dawnej czy nowej religii. Polityka jest uzgadnianiem skutków; a że większość z nas obchodzą tylko skutki, przeto zewnętrzność nabrała dla nas tak wielkiego, dominującego znaczenia. Przez sprytne manipulowanie różnymi skutkami spodziewamy się zaprowadzić pokój i ład; niestety nie jest to takie proste. Życie jest procesem integralnym, ogarniającym zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną stronę; zewnętrzność wpływa bez wątpienia na stronę wewnętrzną, ale ta nieodmiennie zwycięża i zdobywa przewagę. W zewnętrznych przejawach wyrażamy to, czym jesteśmy. Nie da się oddzielić tego co jest wewnątrz od tego co jest zewnątrz i nie można ich utrzymać w oddzielnych przegródkach, gdyż nieustannie wzajemnie na siebie oddziałują; ale wewnętrzne tęsknoty, pożądania, ukryte motywy i zamysły są zawsze silniejsze. Życie nie jest zależne tylko od polityki i ekonomii, podobnie jak pojedynczy liść, gałąź, nie stanowią drzewa. Życie jest procesem olbrzymimi wszechogólnym, a piękno jego można odkryć tylko ogarniając je w jego całkowitości i pełni. To scalenie, ta integracja nie dokonuje się w powierzchniowej sferze politycznych i ekonomicznych uzgodnień, można je odkryć tylko w dziedzinach ponad-przyczynowych. A że zajmują nas wciąż tylko przyczyny i skutki i nie umiemy nigdy wychylić się po za nie - chyba tylko w słowach, werbalnie - przeto życie nasze jest puste i niewiele warte. Dlatego też staliśmy się niewolnikami emocjonujących politycznych bodźców i religijnego sentymentalizmu. Jedyną nadzieją jest scalenie, zsyntetyzowanie tych wielu procesów które składają się na naszą psychikę; a do tego scalenia nie prowadzi żadna ideologia, ani poddawanie się jakimkolwiek, religijnym czy politycznym autorytetom. Pełne scalenie naszej istoty dokonuje się tylko w głębokim i wszechstronnym rozumieniu (awareness). Rozumienie musi sięgać w głąb naszej psychiki, a nie poprzestawać na jej powierzchniowych falowaniach.

hjdbienek : :
Audio 
paź 21 2008 06 Gregorian - The forest
Komentarze: 0

06_gregorian_-_the_forest

hjdbienek : :
paź 21 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 08/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 21 2008 ZACNOŚĆ
Komentarze: 0

Twierdził, iż nie jest chciwy, że zadawala się małym, a życie było dlań dotąd łaskawe, choć oczywista i on miał różne udręki, tak nieodłączne od ludzkiego żywota. Był to człowiek spokojny i skromny, lubiący aby nie naruszano jego łatwej niefrasobliwości. Mówił iż nie jest ambitny, ale prosił Boga o zachowanie wszystkiego co posiadał, modlił się za rodzinę i za równy bieg swego życia. Był wdzięczny iż los go nie zmuszał do stawiania czoła różnym trudnościom i konfliktom, jak to się działo z wieloma jego przyjaciółmi. Darzono go coraz większym szacunkiem; dawało mu to radość, a myśl że staje się jednym z elity była mu miła. Nie pociągały go nigdy kobiety, a życie rodzinne upływało harmonijnie, choć oczywiście zwykłe utarczki w małżeńskim stadle nie były mu obce. Nie miał specjalnych nałogów, ani rzucających się w oczy wad; modlił się często i wielbił Boga. "Nie mam żadnych osobistych trudności ni problemów, co to może oznaczać?" Spytał mnie i nie czekając na odpowiedź z zadowolonym, a jednak nieco żałosnym uśmiechem mówił dalej o swej przeszłości, o wychowaniu jakie dał dzieciom itd. Zaznaczył mimochodem iż nie jest hojny, ale daje coś niecoś, od czasu do czasu, na ile go stać. Był przekonany że każdy musi walczyć aby wyrobić sobie w świecie stanowisko. Zacność jest to "nieszczęście", wysusza ona serce i myśl; wślizguje się niepostrzeżenie i niweczy wszelką miłość. Być "szanownym" - zacnym - to czuć, iż nam się dobrze wiedzie, to wyrobić sobie w świecie stanowisko, to wznieść wokół siebie mur pewności i zabezpieczenia, jakie daje majątek, powodzenie, władza, zdolności lub cnota. Ta ekskluzywność i pewność siebie rodzą niechęć i antagonizm w ludzkich stosunkach, z których się składa społeczeństwo. Ludzie szanowni i zacni stanowią zazwyczaj śmietankę towarzyską i są nieodmiennie przyczyną tarć i trudności. Człowiek "szanowny" jak i lekceważony, obaj są zawsze na łasce warunków i okoliczności; wpływ środowiska, ważkość tradycji mają dla nich ogromne znaczenie, gdyż ukrywają ich wewnętrzne ubóstwo. Owi "zacni" zajmują najczęściej stanowisko obronne wobec życia, są pełni obaw i podejrzeń. Lęk kryje się w ich sercu; "święte oburzenie" jest ich cnotliwością, a poczciwość i nabożność puklerzem ochronnym. Są jak bęben, pusty w środku, lecz głośny gdy się weń uderzy. Nie potrafią nigdy otworzyć serca na Prawdę, Rzeczywiste, gdyż podobnie jak i pogardzanych pochłania ich troska o własne doskonalenie. Szczęście jest nie dla nich, albowiem unikają Prawdy. Brak chciwości i brak hojności łączą się ściśle ze sobą. Jedno i drugie jest procesem zamykania się w sobie, bierną formą egocentryzmu. Będąc chciwym trzeba być aktywnym; człowiek żądny czegoś musi walczyć, zdobywać, współzawodniczyć, być agresywny. Ale gdy nie ma tego impetu nie oznacza to braku chciwości, jest to po prostu zamknięcie się w sobie. Wszelki czyn jest ruchem, jest niepokojący, przerywa nasz bierny spokój, a nieraz jest trudną i bolesną walką; toteż egocentryzm - owo zamykanie się w sobie - pokrywamy słowami: "nie jestem chciwy". Mieć hojną rękę nie jest tym samym co mieć szerokie wielkoduszne serce. Hojność ręki jest sprawą dość prostą, zależy w dużej mierze od zwyczajów i kultury w jakiej wychowaliśmy się; ale szerokość serca ma nieskończenie głębsze źródła; znaczenie jego jest bardziej doniosłe, albowiem może płynąć tylko z prawdziwego wszechstronnego rozumienia (awareness). Nie być hojnym to znów przyjemne, dogadzające nam, a pełne zaślepienia pochłonięcie sobą, w którym trwamy jak w skorupie, nie wychylając się z niej na zewnątrz. Człowiek w takim stanie działa, ale jakby w pół śnie; a jego własne ruchy nie mogą go obudzić. Obudzenie się jest nieprzyjemne, może nawet bolesne, więc zarówno starzy jak młodzi wolą aby ich pozostawiono w spokoju, wolą stać się "szanowni" i zacni, czyli - martwi. Podobnie jak szczodrość serca tak hojność ręki, jest ruchem ku zewnątrz, ku ludziom, a to jest niejednokrotnie przykre, zwodnicze, i demaskujące nas wobec siebie samych. Hojność ręki nie jest trudna, spotyka się ją często. Szerokości serca nie da się rozwijać ani wyrabiać; jest to wolność od żądzy gromadzenia. Przebaczać może tylko ten, kto się wpierw uczuł dotknięty, skrzywdzony, a to poczucie powstaje u ludzi którzy musieli rozwinąć w sobie wpierw dumę i miłość własną. Wielkoduszność i szerokość serca nie mogą się zrodzić dopóki istnieje w nas nieustanna pamięć siebie, owego - "ja" i "moje".

hjdbienek : :
Audio 
paź 20 2008 05 Gregorian - Lady in black
Komentarze: 0

05_gregorian_-_lady_in_black

hjdbienek : :
paź 20 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 07/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 20 2008 WIEDZA
Komentarze: 0

Czekaliśmy na pociąg; było późno. Dworzec kolejowy był brudny, zatłoczony i hałaśliwy, a powietrze duszne i ciężkie. Duży tłum oczekiwał na pociąg jak my; dzieci krzyczały, opodal matka karmiła niemowlę, sprzedawcy głośno zachwalali swój towar, roznoszono kawę i herbatę, było rojno i gwarno. Chodziliśmy tam i z powrotem po peronie obserwując ruch otaczającego nas życia. Wtem zbliżył się do nas jakiś człowiek i łamaną angielszczyzną począł mówić; wyjaśniał iż bacznie się nam przyglądał i poczuł jakiś wewnętrzny nakaz przemówienia do nas. Mówił z dużym wzruszeniem; przyrzekał iż będzie odtąd prowadził życie uczciwe i czyste, że od tej chwili nie będzie palił; dodał iż nie posiada wykształcenia, jest tylko chłopcem od rikszy. Miał dużo siły w wyrazie oczu i miły uśmiech. Wkrótce nadszedł pociąg. W wagonie przedstawił się nam jakiś pan; był to znany uczony, władał kilkoma językami, posługując się każdym swobodnie. Był podeszły w latach, dostatni, dumny ze twego wykształcenia i pełen ambicji. Mówił dużo o medytacji, ale miało się wrażenie że nie opiera się na własnym doświadczeniu. Jego bóg był bogiem książkowym. A jego stosunek do życia był tradycyjny i prawowierny; wierzył w celowość wcześnie układanych małżeństw i był zwolennikiem surowych reguł postępowania. Był przekonany o wyższości swej klasy, uważał również iż są duże różnice w umysłowych zdolnościach różnych kast. Zdradzał dziwną próżność - dumę z wiedzy i stanowiska. Słońce zachodziło. Pociąg biegł przez malowniczą okolicę. Stada powracały z pastwisk, wzbijając tumany złotawego pyłu. Znad horyzontu podnosiły się wielkie czarne chmury, raz po raz dawał się słyszeć daleki grzmot. Jakże radośnie śmiała się zieleń pól, jak miło wyglądała wioska tuląca się do stóp góry! Zapadał zmierzch. Dostrzegliśmy dużego jelenia pasącego się spokojnie na łące, nawet nie podniósł głowy, by spojrzeć na przelatujący pociąg. Wiedza jest błyskiem światła na wąskim odcinku pomiędzy ogromem ciemni nieznanego; ale nie jest w stanie ponad ten mrok się wznieść, ani weń przeniknąć. Wiedza jest nieodzowna dla techniki, jak węgiel dla lokomotywy, ale nie może nigdy sięgnąć w nieznane. Niewiadome nie daje się włączyć w kręg znanego. Trzeba odsunąć wszystko co się wie, aby niewiadome mogło się objawić. Ale jakież to trudne! Całą istotą tkwimy w przeszłości, myśl nasza wysnuwa się z tego co minęło. Przeszłość to znane, a reakcja przeszłości rzuca zawsze cień na to, co jest teraz, co znane nie jest. To nie przeszłość jest nieznana, a teraźniejszość. Przyszłość jest jeno przedłużeniem przeszłości torującym sobie drogę w jutro poprzez nieznana teraźniejszość. Ów odstęp, ów interwał pomiędzy przeszłością a przyszłością wypełniają raz po raz świetlne błyski wiedzy, przysłaniając próżnię teraźniejszości; ale właśnie w tej próżni ukrywa się cud życia. Namiętne oddawanie się wiedzy, podobnie jak każdy nałóg, może być ucieczką od lęku przed pustką, zawodem, osamotnieniem, od lęku że jesteśmy "niczym". Wiedza jest jakby cienką świetlną zasłonką na powierzchni niezgłębionego mroku, w który myśl nie jest w stanie przeniknąć. Człowiek w lęku przed tym niewiadomym uchodzi w teorie, nadzieje, wiedzę, wyobraźnię, i ta wiedza staje się przeszkodą w wejściu i rozumieniu nieznanego Odrzucić wiedzę to dopuścić lęk; a nie polegać na intelekcie - jedynym narzędziu postrzegania jakie posiadamy - to stać się otwartym i bezbronnym wobec smutków jak i radości życia. Ale nie łatwo jest odrzucić wszystko co wiemy. Być ciemnym i niewykształconym nie znaczy to jeszcze być wolnym od gromadzonej wiedzy. Właściwą ciemnotą - niewiedzą - jest brak czujnej samoświadomości (selfawareness); a wiedza jest niewiedzą gdy nie rozumiemy dróg i reagowań naszego "ja". Zrozumienie siebie jest jednocześnie uwolnieniem się od wiedzy. Można się od niej uwolnić gdy zgłębimy pobudki naszych pożądań i cały proces zdobywania i gromadzenia. Ustawiczna chęć zbierania, śpichlerzowania wynika z pragnienia bezpieczeństwa i pewności. Szukamy zabezpieczenia się w posiadaniu, w potępianiu lub usprawiedliwianiu, a z tego rodzi się strach, który uniemożliwia wszelki bezpośredni kontakt z życiem. Tam gdzie ten kontakt jest żywy i staje się jednoczeniem się, gromadzenie traci swój sens. Wszelkie gromadzenie jest procesem samoobrony, który nas oddziela od życia, a wiedza ten proces wzmaga. Cześć dla wiedzy jest rodzajem bałwochwalstwa. Nie usuwa ona tarć, konfliktów i nędzy naszego istnienia. Płaszcz wiedzy ukrywa wzrastające wokół rozterki i cierpienia, ale nigdy nie może nas od nich uwolnić. Procesy myślowe nie prowadzą do Prawdy, ani do szczęścia które ona daje. Być pewnym swej wiedzy to odwracać się od niewiadomego.

hjdbienek : :
Audio 
paź 19 2008 04 gregorian Silent-lucidity
Komentarze: 0

04_gregorian_-_silent_lucidity

hjdbienek : :
paź 19 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 06/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :