Archiwum październik 2008, strona 5


paź 19 2008 OBRZĘDY
Komentarze: 0

Na obszernym dziedzińcu, wśród drzew, stał kościół. Wchodzili tam ludzie biali i ciemnoskórzy. Wewnątrz było więcej świateł aniżeli w europejskich kościołach, ale urządzenie było zupełnie takie same. Właśnie odbywał się piękny obrzęd. Po skończonym nabożeństwie zaledwie paru ludzi kolorowych zwróciło się do białych, i odwrotnie; i każdy poszedł w swoją stronę. A na innym kontynencie, na drugim końcu świata, była świątynia, gdzie śpiewano sanskryckie strofy i odprawiano Pudżę - obrzęd Hinduizmu. Tutaj wierni wypełniający chram należeli do innego typu kultury. Ton i rytm słów sanskryckich jest przejmujący i mocny, posiada dziwną powagę i głębię. Można się nawrócić z jednego wyznania na drugie, przejść od jednych dogmatów i wierzeń do innych, ale nie można się nawrócić ku rozumieniu Rzeczywistego i Prawdy. Można zmienić zdanie i wierzenie, ale Prawda -Bóg - nie jest sprawą przekonań; jest to doznanie nie oparte na żadnym dogmacie ani wierzeniu, ani też na żadnym uprzednio doświadczonym przeżyciu. Jeśli przeżywamy coś, co się rodzi z naszego wierzenia przeżycie to będzie reakcją przez nie uwarunkowaną. Jeśli przychodzi jakieś nagłe, zupełnie nieoczekiwane i bezpośrednie doznanie, a my potem na nim opieramy następne, nowe, wówczas będą one tylko ciągłością pamięci, reagującej na kontakt z chwilą obecną. Pamięć jest zawsze rzeczą martwą, ożywającą tylko przy kontakcie z wiecznie żywą teraźniejszością. Nawrócenie jest zamianą jednego dogmatu lub wierzenia na inne, przejściem od jednego rodzaju obrzędów do innych - które nam w danej chwili dają więcej zadowolenia, - ale to nie otwiera nam bynajmniej drogi do Prawdy. Odwrotnie: szukanie tego, co nam da większe zadowolenie przeszkadza ujrzeć Rzeczywiste i Prawdę. A przecież właśnie do takich nawróceń dążą różne zorganizowane religie i wyznaniowe grupy; usiłują one nawracać ludzi ku bardziej lub mniej logicznym dogmatom, przesądom, nadziejom i oczekiwaniom. Zapraszają nas do lepszego więzienia. Może ono być wygodne lub niewygodne, to zależy od naszej natury i upodobań, ale jest zawsze i w każdym razie więzieniem. Zarówno w religii jak polityce, na różnych poziomach kultury odbywają się wciąż takie nawracania. Organizacje ze swymi przywódcami kwitną i prosperują przez utrzymywanie ludzi w obrębie ideologii jakie im przedstawiają, czy będą one religijne, czy ekonomiczne. I w tym procesie kryje się wzajemny wyzysk. Prawda jest poza wszelkimi schematami i ideologiami, poza strachem i nadzieją. Jeśli chcecie odkryć najwyższe szczęście Prawdy, musicie zerwać z ograniczeniami ideologii, obrzędów i ceremonii. Intelekt znajduje zabezpieczenie w religijnych i politycznych schematach i czerpie z nich silę; właśnie ten fakt nadaje żywotność wszelkim zrzeszeniom. Są w nich zawsze starzy bywalcy i nowicjusze; oni to utrzymują ruch w organizacjach i podtrzymują ich lokaty i stan posiadania; a zasięg wpływów i prestiż stowarzyszenia przyciągają ku niemu ludzi hołdujących powodzeniu i światowym mądrościom. Gdy intelekt spostrzega że dotychczasowe ramy ideologiczne już go nie zadawalają i nie wzmagają jego żywotności, zwraca się do innych wierzeń i dogmatów, które nowych dostarczają podniet i zadowolenia i więcej dodają sił. Intelekt jest więc wytworem środowiska, żywi się i odświeża zewnętrznymi wrażeniami i utożsamianiem tj. jednoczeniem się z różnymi ideologiami; dlatego też trzyma się uparcie reguł postępowania, schematów myślenia, itp. Dopóki umysł jest wytworem przeszłości, nigdy nie odkryje Prawdy, a nawet nie dopuści by Prawda się objawiła. Trzymając się zrzeszeń i organizacji tym samym oddala od siebie szukanie Prawdy. Oczywistym jest że obrzędy stwarzają atmosferę w której uczestnicy czują się zazwyczaj miło i dobrze; zarówno jednostkowe jak zespołowe rytuały dają pewien spokój myśli i stanowią uderzającą przeciwwagę nudy i uciążliwości codziennego życia. Posiadają dużo swoistego piękna, harmonii, rytmu; ale w istocie są podnietami, które, podobnie jak wszystkie inne środki podniecające z czasem przytępiają myśl i wyziębiają serce. Obrzędy stają się przyzwyczajeniem, tak iż trudno bez nich się obejść. I ową tęsknotę do nich, czy też potrzebę ich, uważa się za duchowe odnowienie, za wzmocnienie sił by lepiej stawić czoło życiu, za codzienną czy cotygodniową medytację itp.; ale wnikając nieco głębiej w ten proces, zauważymy iż są one próżnym powtarzaniem, dającym wspaniałą, a wielce "szanowną" ucieczkę od konieczności poznawania siebie. A bez niego wszelki czyn ma niewielką wartość. Powtarzanie słów, zdań, śpiewów, chociaż na razie może się zdawać podnietą i czynnikiem podnoszącym, w istocie działa usypiająco, A gdy w takim przytępionym stanie przychodzą różne przeżycia są one tylko projekcjami naszego "ja". Jakkolwiek byłyby przyjemne są zawsze złudne. Doznanie Prawdy nie przychodzi pod wpływem żadnych praktyk, ani powtarzanych obrzędów. Prawda nie jest celem jakiegoś procesu, ani rezultatem dążeń i wysiłków. Nie można jej przywoływać, albowiem nie należy do dziedziny myśli.

hjdbienek : :
Audio 
paź 19 2008 03 Gregorian-Send me an angel
Komentarze: 0

03_gregorian_-_send_me_an_angel

hjdbienek : :
paź 19 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 05/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 19 2008 BOGATY I BIEDNY
Komentarze: 0

Było gorąco i parno, a hałas dużego miasta napełniał powietrze. Ciepły wiatr niósł się od morza, a od czasu do czasu zalatywał zapach benzyny i smoły. Choć czerwone słonce zapadało już w morze, upał jeszcze nie zelżał. Grupa osób która zapełniała przed chwilą pokój, rozeszła się, a my wyszliśmy na ulicę. Papugi jak lśniące zielone błyskawice powracały właśnie na nocne legowiska; wylatują one wczesnym rankiem kierując się ku północy, do sadów i pól zielonych, w szeroką przestrzeń, a nad wieczorem wracają by spędzić noc wśród gałęzi miejskich drzew. Ciekawy jest ich lot, nigdy równy, raczej gwałtowny, zuchowaty, hałaśliwy. Nie lecą wprost przed siebie, jak inne ptaki, a zataczają kręgi, to w lewo to w prawo, lub spadają nagle w listowie drzew. Ze wszystkich ptaków mają chyba najbardziej niespokojny lot; ale jakie są piękne, o tym połyskliwym złoto-zielonym upierzeniu i czerwonym dziobie! Sępy szpetne i ciężkie, długo krążyły nad drzewami aby wreszcie usadowić się na palmach do snu. Zbliżał się do nas jakiś człowiek grając na fujarce; szedł pod górę nie przestając grać. Poszliśmy za nim, Skręcił w jedną z małych uliczek wciąż grając. Jakże dziwnie brzmiała ta pieśń fujarki wśród gwaru miasta; dźwięki jej przenikały głęboko w serce. Było w nich coś z prawdziwego piękna. Idąc w pewnym oddaleniu za grajkiem, minęliśmy parę wąskich uliczek, aż znaleźliśmy się na szerszej i lepiej oświetlonej. Na brzegu chodnika siedziała tu grupa ludzi, grajek przyłączył się do niej, a my uczyniliśmy to samo. l oto siedzieliśmy wokół niego, a on grał. Słuchaczy stanowili przeważnie posługacze, kierowcy taksówek i stróże nocni, było też kilkoro dzieci i opodal parę psów. Samochody mknęły ulicą; w jednym z nich szofer był przy kierownicy, a w jasno oświetlonym wnętrzu siedziała pięknie ubrana dama. Drugi samochód przystanął, kierowca wyskoczył i przyłączył się do naszej grupy. Wszyscy rozmawiali głośno i wesoło, śmiejąc się i gestykulując; ale pieśń fujarki nie przerywała się ani na chwilę; a w tonach jej było coś porywającego. Wkrótce odeszliśmy w stronę morza, szeroką drogą, mijając rzęsiście oświetlone domy ludzi zamożnych. Bogatych otacza zazwyczaj swoista, im tylko właściwa atmosfera; choćby byli najbardziej kulturalni, delikatni, o starożytnych tradycjach i wielkiej ogładzie, cechuje ich zawsze jakaś wyniosłość i nieprzystępność, owa niezachwiana pewność siebie i jakaś twardość, którą tak trudno przełamać. To nie oni posiadają bogactwo, a bogactwo posiadło ich; a to w swych skutkach jest gorsze od śmierci. Filantropia jest wyrazem ich pychy i zarozumiałości; mniemają iż są włodarzami swych dóbr, dają dużo na cele humanitarne, ustanawiają fundacje, tworzą stypendia, więc uważają się za dobroczyńców, budowniczych i twórców. Wznoszą kościoły i świątynie. Ale ich bóg jest bogiem ich złota. Wobec tak wielkiej nędzy i poniżenia wokoło, trzeba doprawdy być bardzo nieczułym aby móc być bogaczem. Czasem przychodzą pytać, dyskutować, dociekać jak znaleźć prawdę. Ale ludziom bardzo bogatym jak i bardzo ubogim jest niezmiernie trudno znaleźć Rzeczywiste. Biedni pożądają bogactw i władzy, a bogaci są schwytani w tryby własnego postępowania; a jednak łudzą się że mogą do Prawdy się zbliżyć. Spekulują nie tylko w handlu, ale i na temat ostatecznej Prawdy; zdają się brać lekko tak jedno jak drugie; ale mogą osiągnąć tylko to, co się ukrywa w ich własnym sercu, Ich wierzenia i obrzędy, nadzieje i obawy nic mają nic wspólnego z Rzeczywistym, gdyż w sercach ich panuje pustka. Im większe są zewnętrzne, na pokaz roztaczane zbytki, tym większe wewnętrzne ubóstwo. Wyrzec się dostatków, wygód i stanowisk i odejść od świata - jest rzeczą stosunkowo łatwą; ale na to by odrzucić żądzę bycia czymś i chęć stawania się ciągle większym, potrzeba mądrości i rozumienia. Władza jaką daje bogactwo jest przeszkodą w rozumieniu Prawdy, podobnie jak i siła płynąca z różnych uzdolnień i talentów. Swoisty rodzaj pewności siebie, jaki temu towarzyszy, jest najoczywiściej przejawem naszego "ja". Ale to poczucie władzy i pewności siebie można przecie odrzucić, choć nie jest to łatwe. Natomiast znacznie trudniejsze, bardziej subtelne i utajone są impulsy i żądza władzy kryjące się w chęci stawania się czymś. Ekspansja, powiększanie swego znaczenia w jakiejkolwiek formie - czy to przez bogactwo, czy przez cnotę - jest zawsze procesem agresywnym, wytwarzającym tarcia i antagonizmy. Intelekt obciążony żądzą stawania się nie może być nigdy spokojny; spokoju nie zdobywa się przez ćwiczenia i praktyki, nie jest on również wytworem czasu. Spokój jest stanem rozumienia, a żądza stawania się temu rozumieniu zaprzecza i je uniemożliwia. Stawanie się - "ja będę" - wytwarza poczucie czasu, które jest w istocie odkładaniem rozumienia na przyszłość. Myśl: "ja będę" jest ułudą zrodzoną z przekonania o swej własnej ważności. Morze było w tej chwili niespokojne, jak i miasto, ale niespokojność ta miała jakowąś głębię i treść. Nisko nad horyzontem zabłysła wieczorna gwiazda. Wracaliśmy ulicą pełną autobusów, taksówek i tłumów ludzkich. Na chodniku leżał śpiący, prawie nagi, człowiek; był to żebrak, wyczerpany, niedożywiony; trudno go było obudzić. A po drugiej stronie ulicy rozciągały się zielone trawniki i rozkwiecone krzewy publicznego parku.

hjdbienek : :
Audio 
paź 19 2008 Gregorian Comfortably
Komentarze: 0

02_gregorian_-_comfortably_numb

hjdbienek : :
paź 19 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 04/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 19 2008 SAMOTNOŚĆ A OSAMOTNIENIE
Komentarze: 0

Słońce już zaszło, a sylwetki drzew rysowały się. wyraźnie na tle ciemniejącego nieba. Szeroka, majestatyczna rzeka płynęła spokojnie i cicho; księżyc podnosił się znad horyzontu, wychylając się spoza pni dwóch wielkich drzew, ale długie cienie nie kładły się jeszcze na ziemię. Szliśmy spadzistym brzegiem rzeki, a potem ścieżyną biegnącą wzdłuż zielonych, pszenicznych pól. Starożytna to była droga; liczyła wiele stuleci, tysiące ludzi od wieków nią chadzało; była bogata w tradycję i ciszę. Biegła między polami, wśród wielkich mangowych drzew i opuszczonych świątynek. Duże ciemniejące plamy ogrodów zaznaczały się wyraźnie w zbliżającym cię zmierzchu, a urocza woń groszków pachnących unosiła się w powietrzu. Ptaki układały się po gniazdach do snu, a w dużym stawie odbijały się pierwsze gwiazdy. Przyroda nie była słodka ani łaskawa w ten wieczór. Drzewa spowite milczeniem i mrokiem wydawały się surowe i skupione w sobie. Minęło nas na rowerze paru żywo rozprawiających wieśniaków i znów zapanowała ta sama głęboka cisza, spokój który nastaje, gdy rzecz wszelka zdaje się samotna i w sobie skupiona. Ale samotność te nie jest samotnością bolesną ani przerażającą, jest ona inna. Jest to samotność samego istnienia, niczym nie skażona, bogata pełnią, doskonała. To drzewo tamaryszku opodal, samo w sobie skupione, jest tylko i jedynie sobą. Podobnie samą, zwartą i całkowitą w sobie jest ta samotność. Człowiek jest sam - jak ogień, jak kwiat, ale nie zdaje sobie sprawy z ogromu i nieskazitelności tego stanu. Tylko trwając w takiej samotności można wejść w kontakt i prawdziwe obcowanie ze wszystkim co nas otacza. Ta samotność to nie zamykanie się, ani odpychanie czegokolwiek bądź. Jest ona oczyszczeniem, uwolnieniem się od wszelkich motywów, pragnień, dążeń i celów. Samotność ta nie jest wytworem umysłu ani jego celem; nie można jej chcieć. Gdy taka chęć się w nas pojawia jest ona tylko ucieczką od smutku iż nie potrafimy z niczym wejść w żywy kontakt, w prawdziwe zjednoczenie. Samotność bolesna to osamotnienie, z jego lękiem i udręką, nieunikniony skutek działania naszego małego "ja". Właśnie ten proces odosabniania się - czy to ograniczony i ciasny, czy w swym zasięgu szeroki - stwarza zamęt, chaos, konflikty i cierpienia. Odosabnianie się nie może nigdy zrodzić prawdziwej samotności; musi ono całkowicie zniknąć, aby mogła się pojawić samotność istotna. Ta jest jednolita i niepodzielna; a odosabnianie się jest zawsze dzieleniem i wyodrębnianiem. To, co jest samo w sobie samotne, jest zarazem giętkie, a więc wytrzymałe. Tylko owo samoistnie samotne może wejść w kontakt z tym, co jest bezgraniczne i bezprzyczynowe. Dla człowieka który, zna taką samotność - życie jest wieczne, nie ma dlań śmierci. Bo to, co jest samoistne nie może przestać być. Księżyc wznosił się teraz ponad wierzchołki drzew, a cienie stawały się coraz ciemniejsze i głębsze. Pies gdzieś zaszczekał gdyśmy przechodzili koło wioski, wracając brzegiem rzeki. Nurt jej był tak cichy, iż chwytał odbicie gwiazd i świateł wielkiego mostu w oddali. Na wysokim brzegu stały dzieci; aż do nas dobiegał ich śmiech i kwilenie jakiegoś niemowlęcia. Rybacy wytrząsali i układali swe sieci. Nocny ptak cicho przeleciał. Z drugiego brzegu dolatywała tęskna pieśń, słowa jej brzmiały wyraźnie i przejmująco. Oto znów ta wszechprzenikająca samotność życia, które samo w sobie skupione trwa.

hjdbienek : :
Audio 
paź 18 2008 Gregorian - Heroes
Komentarze: 0

01_gregorian_-_heroes

hjdbienek : :
paź 18 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 03/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 18 2008 MIŁOŚĆ A MYŚL
Komentarze: 1

Myśl, z całą swą emocjonalną zawartością, to nie miłość. Myśl nieodmiennie miłości zaprzecza, gdyż podstawą jej jest pamięć, a miłość nie ma nic z pamięcią wspólnego. Gdy myślimy o kimś kochanym, owa myśl nie jest miłością. Możemy sobie przypominać przyzwyczajenia, ruchy, sposób bycia, upodobania czy antypatie przyjaciela, i myśleć o miłych lub smutnych chwilach czy zdarzeniach w naszym wzajemnym stosunku, ale obrazy, które nam pamięć podsuwa, to nie miłość. Myśl z samej swej natury zawsze dzieli i wyodrębnia. Poczucie czasu i przestrzeni, rozłąki i bólu rodzę się wszystkie z myślowego procesu, a miłość może istnieć tylko tam, gdzie len proces ustaje. Intelekt nieuniknienie wytwarza poczucie własności, ów zmysł posiadania, z którego świadomie lub nieświadomie rodzi się zazdrość; a gdzie jest zazdrość tam nie może być miłości; a jednak większość ludzi uważa właśnie zazdrość za wyraz miłości. Zazdrość i zawiść są zawsze wytworem myśli, reakcją emocjonalnych składników intelektu. Gdy poczucie posiadania lub bycia posiadanym, napotyka zaporę i zahamowanie, tworzy się pustka, którą wypełnia zazdrość zamiast miłości. Tyle zawiłych komplikacji i cierpienia powstaje właśnie dlatego że myśl chce grać rolę miłości. Gdy nie myślimy często o kimś bliskim jesteśmy skłonni przypuszczać że go nie kochamy; ale czy myślenie o kimś jest miłością? Gdybyśmy na przykład spostrzegli że nie myślimy o przyjacielu, którego - wedle naszego przekonania - kochamy, bylibyśmy tym niemal przerażeni, nieprawdaż? Podobnie gdybyśmy nie zwracali się myślą do kogoś drogiego który umarł, wyrzucalibyśmy sobie oziębłość, obojętność, brak wierności, i w tym poczuciu staralibyśmy się specjalnie zwracać ku niemu myśl, stawialibyśmy przy sobie i wpatrywali się w jego fotografie, lub we własne o nim wspomnienia - czyli obrazy myślą lub ręką ludzką stworzone; - ale wypełniać serce obrazami wyobraźni to nie zostawiać w nim miejsca na miłość. Gdy przyjaciel jest z nami nie myślimy o nim, prawda? Tylko w jego nieobecności pamięć przywołuje sceny i zderzenia przeżytych z nim, a minionych chwil; czyli poczyna odtwarzać to, czego już nie ma, co umarło. I to ożywianie nieistniejącej, martwej przeszłości, jakże często nazywamy miłością. - Czyli dla wielu ludzi miłość jest ożywianiem tego, co jest już martwe; a to jest zaprzeczaniem samemu życiu. Żyjemy więc wciąż martwą przeszłością, tym czego nie ma, toteż sami jesteśmy jakoby martwi, choć nazywamy to miłością. Wszelkie procesy myślowe zaprzeczają zawsze miłości. To myśl, a nie miłość, stwarza różne komplikacje emocjonalne. Myśl jest największym wrogiem miłości. Oddziela to, co jest, od tego co powinno być; i na tym podziale i odróżnieniu opiera się cała nasza moralność; ale zarówno ludzie moralni jak i amoralni, nie wiedzą, czym jest miłość. Wskazania moralne stworzone przez intelekt, aby utrzymać w pewnych ramach wzajemne stosunki ludzkie w społeczeństwie, nie mają nic wspólnego z miłością; stanowię raczej proces tężenia, na kształt twardniejącego cementu. Myśl nie jest nigdy drogą do miłości; nie może budzić jej ani rozwijać, bowiem miłości nie da się hodować jak roślin w ogrodzie. Sama chęć wyrabiania jej i kultywowania jest procesem myślowym. Każdy kto potrafi z pewną dozą czujności obserwować siebie, stwierdzi z łatwością, jak wielką rolę odgrywa w jego życiu myśl. Ma ona oczywiście swe właściwe miejsce, spełnia swoje zadanie, ale nie ma ono nic wspólnego z miłością. Tylko to, co ma jakiś związek z myślą, może być przez myśl zrozumiane; a tego, co nie ma z nią żadnego związku, intelekt nigdy nie zdoła uchwycić. Spytacie, czymże tedy jest miłość? Miłość jest stanem duszy, w którym myśl całkowicie ucicha. Ale samo określanie miłości jest procesem intelektualnym, więc nie ma z nią nic wspólnego. Trzeba zrozumieć myśl samą w sobie, a nie starać się schwytać miłość myślą. Jednak samo odsunięcie wszystkich myśli nie sprowadza jeszcze miłości. Można uwolnić się od intelektualizmu, gdy zrozumiemy w pełni prawdziwe znaczenie procesów myślowych; a na to potrzeba głębokiego rozumienia siebie; płytkie i powierzchowne o sobie twierdzenia na nic się tu nie zdadzą. Umiejętność prawdziwej medytacji, a nie przyzwyczajenia myślowe, jasna świadomość i czujność wobec siebie, a nie określenia i definicje, odsłaniają nam istotę procesów myślowych. A bez doświadczalnego ich poznania miłość się nie objawi.

hjdbienek : :