Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Co jest przyczyną, że identyfikujemy się z czymś poza sobą, z grupą, organizacją, narodem? Dlaczego nazywam siebie chrześcijaninem, hindusem czy buddystą, albo zostają członkiem którejś z niezliczonych sekt? Należymy do tej czy też innej, religijnej albo politycznej grupy, dzięki tradycji lub przyzwyczajeniu, dzięki własnemu impulsowi lub przesądom, czy też z lenistwa albo naśladownictwa. A wzorując się na innych utożsamiamy się z daną grupą, co kładzie kres wszelkiej twórczej myśli i rozumieniu; i człowiek staje się pionkiem w rękach partyjnego czy religijnego kierownika, albo swego ulubionego przywódcy. Parę dni temu ktoś powiedział iż czuje się wyznawcą Krishnamurtiego, o kimś innym zaś wspomniał, że tamten należy do innej grupy. Ale mówiąc to nie zdawał sobie zupełnie sprawy, co znaczy taka przynależność; a nie był to wcale człowiek niemądry, był kulturalny, oczytany, rozsądny, nie był też sentymentalny i nie traktował spraw emocjonalnie, raczej odwrotnie, patrzył jasno i trzeźwo. Dlaczegóż został wyznawca, Krishnamurtiego ? Najpierw szedł za wzorem innych, należał do rozmaitych grup i organizacji, aż wreszcie poczuł się nimi znużony i znalazłszy nowego człowieka stał się jego wyznawcą i z nim się utożsamił. Ze słów jego można było wywnioskować że swe poszukiwania uważa za skończone. Zarzucił kotwicę, i na tym kończy swe wędrówkę odkrywczą. Wybrał i nic już nie będzie mogło ruszyć go z tego stanowiska. Zapuści teraz wygodnie korzenie i będzie stosował się z żarliwością do wszystkiego co było już, lub jeszcze będzie powiedziane. Czy takie utożsamianie się z innym człowiekiem jest dowodem miłości? Czy obejmuje ono odkrywcze eksperymentowanie? Czy może odwrotnie, wszelkie utożsamianie się kładzie kres miłości i samodzielnemu odkrywaniu? Wszak identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest formą posiadania, stwierdzaniem własności, a czyż uczucie posiadania nie jest zaprzeczeniem miłości? Uważać coś za swą własność to upewnić się w poczuciu bezpieczeństwa, otaczać się murem, który nas chroni i czyni niedosięgalnym. W każdym utożsamianiu się kryje się zawsze mniej lub bardziej subtelny opór, a czyż miłość jest rodzajem samoobronnego oporu? Czy miłość może w ogóle istnieć tam gdzie jest samoobrona? Miłość jest bezbronna, giętka, odbiorcza, jest najwyższą wrażliwością, a identyfikowanie się niweczy wszelką wrażliwość; nie idzie ono nigdy w parze z miłością, jedno wyklucza drugie. Identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest w samym swym założeniu procesem myślowym, który dąży do zabezpieczenia się i ekspansji; w tym procesie stawania się czymś, człowiek musi bronić się i sprzeciwiać, posiadać i odrzucać; może w nim zdobyć więcej sprytu i twardości, ale cóż to ma wspólnego z miłością? Utożsamianie się niweczy wolność, a tylko w pełnej swobodzie może istnieć ta najwyższa forma wrażliwości jaką jest miłość. Czy identyfikowanie się z czymś jest potrzebne aby móc odkrywać i eksperymentować? Czy sam akt poddania się czemuś, czy komuś, nie ucina wszelkiej możliwości dociekliwego badania ? Nie można doznać szczęścia jakie rodzi się z prawdy, gdy nie eksperymentujemy w odkrywaniu siebie. A identyfikowanie się uniemożliwia odkrywczość; jest ono jedną z odmian lenistwa; jest jakby doświadczaniem zastępczym - poprzez kogoś innego - a więc czymś sztucznym i nieprawdziwym. Aby móc samemu doświadczać, trzeba skończyć z wszelkim utożsamianiem się, jak i ze strachem; lęk uniemożliwia prawdziwe doznania. A u podłoża wszelkiego utożsamiania się - z człowiekiem, grupą, ideologią, czy teorią - kryje się zawsze strach. Lęk zawsze się czemuś przeciwstawia, coś tłumi, budzi chęć samoobrony; a w tym stanie czyż można się puścić na nieznane morza? Nie da się znaleźć prawdy i szczęścia jeżeli nie podejmiemy takiej odkrywczej wędrówki, badając drogi i działania naszego "ja". Wszak nie można odpłynąć od brzegu stojąc na kotwicy. Utożsamianie się jest schronem. A wszelkie schronienie wymaga obrony; a to, co jest bronione niszczeje szybko. Identyfikowanie się z czymkolwiek sprowadza nieodmiennie swe własne zniszczenie; stąd powstają ustawiczne starcia i konflikty pomiędzy różnymi wiernościami. Im bardziej staramy się utożsamić z czymś albo odwrotnie walczymy przeciw temu, tym większe powstają w nas przeszkody ku rozumieniu. Gdy jasno zdamy sobie sprawę z całego procesu utożsamiania się z różnymi, zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi, czynnikami i zrozumiemy że jego zewnętrzne wyrazy są tylko projekcją naszej własnej wewnętrznej chęci i potrzeby, dopiero wówczas prawdziwe odkrywanie i radość stają się możliwe. Ale człowiek, który się z czymś na stałe utożsamił, nigdy nie pozna wolności. A tylko w wolności jawi się Prawda.
Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów. Pierwszy był
Sanjasinem, (tj.
człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi
orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego braterstwa; trzeci pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej utopii. Każdy z nich był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też czerpał natchnienie i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do swych poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna bezwzględność. Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego dla swych przekonań, nawet siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była w nich jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja, właściwa ludziom którzy się czują czymś lepszym od innych. Uważali się za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym bowiem sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.
Sanjasin
w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do
następnego żywota. Obecny - mówił - może mu dać niewiele, albowiem potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i oswobodzić się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności w koncentracji, ale - dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego zainteresowanie i energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w następnym swym życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości. Przeszłość - mówił - istnieje tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to jutro nie istniało, po cóż byśmy mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki? Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym spokoju. Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w przyszłość poprzez chwilową teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej - mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym - silnym, rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość przemijają, ale w jutrze dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu nadawać wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą i wytrwale ku niemu dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość niecierpliwiła go i męczyła niewymownie. Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej poetycznego języka; umiał świetnie operować słowami, mówił łagodnie, miękko i przekonywująco. On również stworzył idealny obraz siebie w przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce, toteż już zawczasu starał się gromadzić swoich przyszłych uczniów. Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji nas samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i smutnym świecie znacznie łatwiejszym. Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla urzeczywistnienia braterstwa ludzi. Uważał iż ambicja wraz z nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na tym świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż chcąc prowadzić różne organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma pomagać ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty - oczywiście łagodnie. Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby jej utrudniano. "Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest najważniejsza, a każdy kto nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym z nas." Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś praktycznego. Ewangelią jego nie było dawne, lecz nowe; w to
nowe
wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta nowa ewangelia dokładnie ja, przepowiedziała. Planem jego było najpierw szerzyć zamęt, a potem organizować i przeprowadzać swoje. Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić teraźniejszość dla jutra; człowiek przyszłości jest ważny, los człowieka dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego umysł i urobić serce, ale aby dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby stworzyć nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na drodze, bowiem jakość środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca wszystkie środki". "Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy gwałtu i przymusu; dla zapewnienia swobody jednostce w przyszłości, ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy władzę w swe ręce," - stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za wszelką cenę zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych kapłanów. Nie odstąpimy nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie, ale będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających się warunków. Planujemy, organizujemy i działamy w jednym celu: by zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra". Sanjasin, wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla
przyszłości. Nie mają, w zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy uznania; ambicje ich są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w jej siłę był pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata; wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu się na wyżyny; a o
osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci swym własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie dostrzegają że właśnie te pragnienia zaprzeczeniem pokoju,
braterstwa, prawdziwego szczęścia. Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z pragnienia osobistego zbawienia lub duchowych osiągnięć - jest tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega zawsze w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości, hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj" o wiele więcej znaczy aniżeli jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w czasie, jest jego przedłużaniem, a więc i przedłużaniem męki. Stawać się jest czymś zgoła innym aniżeli Być można tylko w teraz, a wejść w
stan jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą
ciągłości, przedłużaniem czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może dokonać się tylko w " .
Chodzi o to, by wywołać w nas samych, a przez to i w naszym życiu, całkowitą rewolucję, która
nie ma nic wspólnego z istniejącą strukturą społeczną. Społeczeństwo z jego nie kończącymi się wojnami to coś
przerażającego, bez względu na to, czy agresja ma charakter ofensywny czy defensywny. Potrzeba nam czegoś
całkowicie nowego, rewolucji, przemiany w samej psychice. Stary umysł nie może żadną miarą rozwiązać
problemu międzyludzkich stosunków. Stary umysł jest azjatycki, europejski, amerykański albo afrykański. Pytamy
więc, czy jest możliwe dokonanie zmiany w samych komórkach mózgu?
Teraz, gdy zrozumieliście siebie lepiej, zapytajmy siebie samych jeszcze raz, czy możliwe jest dla ludzkiej istoty
prowadzącej swe codzienne życie w tym brutalnym, pełnym gwałtu, bezlitosnym świecie, w świecie, który jest
coraz bardziej sprawny, a wskutek tego coraz bardziej bezlitosny, czy jest dla istoty ludzkiej możliwe dokonanie
rewolucji nie tylko w jej zewnętrznych stosunkach, ale w całej dziedzinie jej myślenia, uczuć, działania i
reagowania? Każdego dnia oglądamy lub czytamy o przerażających rzeczach, które dzieją się w świecie jako
skutek gwałtów i przemocy człowieka. Stwierdzisz może: "Nic na to nie mogę poradzić" albo: "Jakże ja mogę
wpłynąć na ten świat?" Sądzę, że możesz wpłynąć na świat, jeśli nie ma w tobie skłonności do gwałtu, jeśli
każdego dnia wiedziesz życie pełne pokoju, życie bez współzawodnictwa, ambicji, zawiści, życie, które nie rodzi
wrogości. Mały płomyk może się zmienić w płomień. Doprowadziliśmy świat do obecnego stanu chaosu przez swą
egocentryczną działalność, przez swe przesądy i uprzedzenia, przez swe nienawiści i nacjonalizm. Gdy mówimy,
że nie możemy nic na to poradzić, akceptujemy bezład w nas samych jako nieunikniony. Rozszczepiliśmy świat na
części, a jeśli my sami jesteśmy rozbici, pokawałkowani, to również nasze stosunki ze światem są porozbijane.
Natomiast gdy działając, działamy całkowicie, wówczas nasze stosunki ze światem ogarnia rewolucja.
W końcu każdy ruch, który jest coś wart, każde działanie mające głębokie znaczenie, muszą zacząć się w
każdym z nas. Muszę się najpierw sam zmienić, muszę poznać, jaka jest natura moich stosunków ze światem. W
samym tym poznawaniu jest działanie, dlatego ja sam, jako istota ludzka żyjąca w świecie, wnoszę odmienną
jakość, a jakością tą jest, jak sądzę, jakość religijnego umysłu.
Umysł religijny jest czymś całkowicie różnym od umysłu wierzącego w religię. Nie możecie być religijni, a
równocześnie być hindusami, muzułmanami, chrześcijanami czy buddystami. Umysł religijny nie szuka wcale, nie
eksperymentuje z prawdą. Prawdy nie może dyktować wasza przyjemność ani ból, wasze uwarunkowanie hindusa
czy wyznawcy jakiejkolwiek innej religii. Umysł religijny jest stanem umysłu, w którym nie ma strachu, a zatem i
wiary w cokolwiek, lecz tylko to, co jest – co teraz jest.
W umyśle religijnym pojawia się ów stan milczenia, który już omawialiśmy, a który nie jest wytworem myśli, lecz
wynikiem czujnej świadomości będącej medytacją, w której nieobecny jest podmiot medytujący. Milczenie, w
którym nie ma konfliktu, jest stanem energii. Energia jest działaniem i ruchem. Wszelkie pragnienie jest energią.
Wszelka myśl jest energią. Wszelkie życie jest energią. Jeśli tej energii pozwala się płynąć bez jakichkolwiek
przeszkód, bez tarcia i bez konfliktu, to energia ta jest bezgraniczna, nieskończona. Gdy nie ma tarcia, nie ma
ograniczenia energii. To tarcie narzuca energii ograniczenie. Dlaczego wobec powyższego istota ludzka, mimo że
już to zrozumiała, wciąż powoduje tarcie w przepływie energii? Dlaczego wprowadza tarcie w tym ruchu, który
nazywamy życiem? Czy czysta energia, bez ograniczeń, jest dla niej tylko pojęciem? Czy nie ma realnego bytu?
Potrzebujemy energii nie tylko po to, by dokonać w sobie całkowitej rewolucji, ale także w celu badania,
przyglądania się, działania. Jeżeli w jakichkolwiek naszych stosunkach istnieje tarcie, czy to między mężem a
żoną, mężczyzną a mężczyzną, czy to między jednym a drugim społeczeństwem, jednym i drugim krajem lub jedną
a drugą ideologią, jeśli istnieje jakiekolwiek wewnętrzne tarcie lub konflikt w dowolnej postaci, choćby najmniejszy,
to następuje utrata energii.
Jeżeli istnieje luka czasowa pomiędzy obserwatorem a obserwowanym przedmiotem, powoduje ona tarcie, a
zatem stratę energii. Energia osiąga swój szczyt, gdy obserwator jest przedmiotem obserwacji. W tym stanie nie
ma luki czasowej. Energia działa wtedy bez strat i znajduje sobie własne ujście, bo wówczas nasze "ja" nie istnieje.
Potrzeba nam ogromnego zasobu energii, aby zrozumieć zamieszanie, w którym żyjemy. Poczucie, że "muszę
coś zrozumieć", daje nam potrzebną do zrozumienia siłę życiową. Ale zarówno poszukiwanie, jak i odkrywanie
wymagają czasu. Stopniowe eliminowanie uwarunkowań umysłu nie jest, jak widzieliśmy, właściwą drogą. Czas nie
jest drogą. Czy jesteśmy starzy czy młodzi, teraz można całemu procesowi życia nadać inny wymiar. Nie jest drogą
szukanie przeciwieństwa tego, czym jesteśmy, ani też sztuczna dyscyplina narzucona nam przez jakiś system,
nauczyciela, filozofa czy kapłana. Wszystkie te metody są dziecinne. Gdy to zrozumiemy, zadamy sobie pytanie,
czy możemy natychmiast przełamać wszystkie uwarunkowania stuleci i nie popaść jednocześnie w inne
uwarunkowania? Czy możemy być wolni tak, aby umysł mógł się całkowicie odnowić, być wrażliwi, czujni,
intensywni, pojętni? Oto nasz problem. Nie ma innego problemu, bowiem nowy umysł może podołać każdemu
problemowi. Oto jedyne pytanie, które musimy sobie zadać.
Ale my nie zadajemy pytania sobie. Pragniemy, by nam to powiedziano. Jedną z najdziwniejszych cech
struktury naszej psychiki jest to, że chcemy, aby nam wszystko powiedziano. Jesteśmy owocem propagandy
dziesięciu tysięcy lat. Pragniemy, aby ktoś inny potwierdził naszą myśl. Tymczasem zadawanie pytań jest pytaniem
samego siebie. To, co ja mówię, ma bardzo małą wartość dla was. Zapomnicie o tym.
Być może zapamiętacie, będziecie jednak powtarzać pewne zdania, porównywać to,
ale wtedy nie spojrzycie prosto w twarz swemu własnemu życiu. A tylko to ostatnie ma znaczenie. Wasze
życie, wy sami, wasza znikomość, płytkość, brutalność, skłonność do gwałtu, chciwość, ambicja, codzienna udręka
i nie mający końca smutek – oto co musicie zrozumieć i nikt na całej ziemi ani w niebie nie wybawi was od tego.
Tylko wy sami możecie to uczynić.
Widząc to wszystko, co się dzieje w waszym codziennym życiu, podczas waszych codziennych zajęć, gdy
chwytacie za pióro, gdy mówicie, że wybieracie się na przejażdżkę, lub gdy samotnie przechadzacie się po lesie –
czy potraficie jednym tchem, w jednym spojrzeniu rozpoznać, kim jesteście? Jeśli poznacie siebie takimi, jakimi
jesteście, to zrozumiecie całą strukturę ludzkich przedsięwzięć, złudzeń, obłudy czy poszukiwań. Aby tego
dokonać, musicie być ogromnie rzetelni w stosunku do siebie samych. Gdy działacie według swoich zasad,
wówczas nie jesteście uczciwi. Działając zgodnie z tym, co według was powinniście robić, nie jesteście sobą. Mieć
ideały to głupota. Jeśli macie jakieś ideały, wierzenia lub zasady, to nie możecie żadną miarą spojrzeć na siebie
bezpośrednio. Czy potraficie więc być całkowicie wyciszeni, całkowicie spokojni, bez myśli i bez strachu, a
zarazem niezwykle, namiętnie żywotni?
Ten stan umysłu, kiedy nie jest on już zdolny do starania się o coś, oznacza umysł prawdziwie religijny. W tym
stanie umysłu możecie dotrzeć do tego, co jest nazywane prawdą, rzeczywistością, szczęściem. Bogiem, pięknem
lub miłością. Tego stanu nie można zaprosić do siebie. Proszę, zrozumcie ten prosty fakt. Nie można tego stanu
zaprosić, nie można go szukać, bo umysł jest zbyt ograniczony, za mały, uczucia są zbyt liche, sposób waszego
życia jest zbyt powikłany, by zaprosić coś tak ogromnego, niezmierzonego, do swego małego domku, do tego
małego zakątka życia, zdeptanego i zaplutego. Nie możecie tego stanu zaprosić. Aby coś zaprosić, trzeba to znać,
a wy nie potraficie tego poznać. Ktokolwiek powie "znam", nie zna tego. Gdy mówicie, że znaleźliście, nie
znaleźliście. Gdy twierdzicie, że czegoś doświadczyliście, nie doświadczyliście tego. Wszystko to są tylko sposoby
wyzyskiwania drugiego człowieka, przyjaciela lub wroga.
Powstaje więc pytanie, czy możliwe jest dojście do tego stanu umysłu bez zapraszania go, czekania na niego,
szukania czy badania go? Czy może się to stać tak, jak zjawia się powiew zimnego wiatru, gdy zostawicie otwarte
okno? Nie można zaprosić wiatru, ale musicie zostawić otwarte okno. Nie znaczy to przecież, że czekacie. To nie
znaczy, że musicie się otworzyć, aby otrzymać. Byłby to tylko inny rodzaj myśli.
Czy zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, dlaczego ludziom brakuje tego stanu umysłu? Rodzą dzieci,
utrzymują stosunki seksualne, starają się być delikatni, potrafią dzielić się po koleżeńsku, żyć w przyjaźni i
solidarności, lecz dlaczego nie są w tym stanie umysłu? Czy nie zastanawialiście się, idąc leniwie brudną ulicą,
przebywając na wakacjach nad brzegiem morza, przechadzając się po lesie wśród ptactwa, drzew, strumieni i
zwierząt – czy nie przyszło wam nigdy na myśl pytanie, dlaczego człowiek, który żyje od milionów lat, nie osiągnął
tego stanu umysłu, tego niezwykłego, nieprzemijającego kwiatu? Dlaczego wy, ludzie tak zdolni, sprytni,
inteligentni, ciągle współzawodniczący z sobą, dysponujący tak cudowną technologią, że sięga ona już niebios,
dostaje się pod ziemię i w głębiny mórz, wynajduje mózgi elektroniczne – dlaczego nie osiągnęliście tej jedynej
rzeczy, która ma sens? Nie wiem, czy kiedykolwiek zastanowiliście się poważnie, dlaczego wasze serce jest puste.
Jaka byłaby twoja odpowiedź, gdybyś zadał sobie to pytanie, twoja szczera odpowiedź, bez wykrętów?
Odpowiedź twoja zależałaby od intensywności zadawania sobie tego pytania i od stopnia ponaglenia. Tobie jednak
brakuje intensywności i nic cię nie nagli, a to dlatego, że nie ma w tobie energii, tej energii, która jest żarliwością.
Nie możesz znaleźć żadnej prawdy bez tej żarliwości, bowiem to za nią stoi pasja – ale pasja, w której nie kryje się
żaden brak. Żarliwość, pasja – to cechy raczej przerażające, bo jeśli je masz, to nigdy nie wiesz, dokąd cię
poniosą.
Może więc strach jest przyczyną, dla której nie masz tej energii żarliwości, wystarczającej, aby odkryć siebie?
Dlaczego brak ci cechy miłości, dlaczego nie ma w twoim sercu płomienia? Gdybyś zbadał swój umysł i serce
bardzo dokładnie, wiedziałbyś, dlaczego ci tego brak. Jeśli będziesz żarliwy w swym dociekaniu i odkrywaniu,
dowiesz się tego. Tylko poprzez całkowitą negację, która jest najwyższą formą pasji, rodzi się stan będący
miłością. Miłości nie da się hodować, podobnie jak nie można hodować pokory. Pokora zjawia się, gdy kończy się
zarozumialstwo. Wtedy nie zdajesz sobie sprawy z tego, co znaczy być pokornym. Człowiek, który wie, co to
znaczy, jest próżny. Tym samym dopiero wtedy, gdy cały swój umysł, serce, nerwy, oczy, całą swą istotę
poświęcisz dla sprawy odnalezienia drogi życia, zobaczenia tego, co teraz jest, i wyjścia poza to, dla zupełnej,
całkowitej negacji życia, jakie prowadzisz, a przez to i dla zaprzeczenia brzydocie i brutalności tego życia, dopiero
wtedy narodzi się nowe. I nigdy się o tym nie dowiesz. Człowiek, który wie, że milczy, który wie, że kocha, nie wie,
ani co to jest milczenie, ani co to jest miłość.