Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Z badań medycznych uczymy się coraz więcej o związku umysłu i ciała w różnych chorobach i rak nie jest tu wyjątkiem. Rzadkim, lecz wśród chorych na raka dobrze znanym zjawiskiem jest „spontaniczna remisja", czyli całkowite cofnięcie się nowotworu z przyczyn zupełnie nieznanych. Lekarze regularnie zajmujący się chorymi na raka wiedzą doskonale, że pacjenci nastawieni bardzo pozytywnie radzą sobie o wiele lepiej niż ci z postawą negatywną, bezradni i pełni rozpaczy. W roku 1975, dr Carl Simonton, specjalista chorób nowotworowych opisał przebieg leczenia i nastawienia do niego 152 pacjentów chorych na raka. Reakcję każdego pacjenta na leczenie oceniano według skali od celującej do słabej. Dwudziestu pacjentów wykazało się celującą reakcją na leczenie. Wszyscy oni przyjmowali - jako to określono - postawę pozytywną. Czternastu z nich było w bardzo ciężkim stanie przed rozpoczęciem leczenia i - według wszelkich dostępnych danych statystycznych -miało mniej niż 50% szans na przeżycie pięciu lat. Dwudziestu dwóch pacjentów wyjątkowo źle znosiło leczenie. Ponadto, wszyscy negatywnie oceniali swoją sytuację. Te pozytywne i negatywne postawy są w rzeczywistości dalszym ciągiem pozytywnych lub negatywnych procesów myślowych. Postawy pozytywne wytwarzają potężne emocje, takie jak wiara, nadzieja, odwaga, szczęście i zaufanie. Skrajnym przeciwieństwem są postawy negatywne; wywołują one równie potężne uczucia lęku, wrogości, bezradności i rozpaczy. Tak więc nastawienie do choroby nie jest czymś, co można by lekceważyć. Gdy myślimy o zdolności organizmu do zwalczania kryzysu i w grę wchodzi postawa pozytywna i negatywna, to tak jakbyśmy przechodzili dwie różne choroby - jedną uznajemy za uleczalną, drugą zaś za nieuleczalną. Czy postawy pozytywne można tworzyć, czy też muszą one wynikać z usposobienia? Różne metody oddziaływania psychicznego, w tym terapie wizualne, rokują nadzieje na to, że staną się środkiem wspomagającym w leczeniu raka. W jednej z takich metod mówi się pacjentom, żeby wyobrazili sobie swoją chorobę, jej leczenie i obronę swego organizmu, tworząc własne, konkretne ich wizje. Jedni widzą bitwy w kosmosie, drudzy przepływające masy światła i ciemności. Kiedyś spotkałem się z taką techniką. Było to fascynujące. Do mego gabinetu zgłosiła się pacjentka na badania lekarskie w związku z podaniem o pracę. Była energiczną, młodą kobietą, wyjątkowo inteligentną i sympatyczną. Analizując jej kartę chorobową odkryłem, że u pacjentki tej kiedyś rozpoznano non-Hodgkin lymphoma - chłoniaka nieziarniczego węzłów chłonnych. Poradzono jej wtedy, aby leczyła się w jednej z najbardziej znanych klinik, związanej ze słynną Akademią Medyczną w okolicach Bostonu. Tam przeprowadzono wstępną fazę chemioterapii. Nowotwór był w stadium krańcowo zaawansowanym, określonym jako stadium lV B, co oznaczało między innymi zajęcie szpiku kostnego. Pacjentka była niezmiernie osłabiona ubocznym działaniem leków i postanowiła przerwać leczenie. Zarówno jej ojciec, jak i matka byli lekarzami, była więc pod silną presją całej rodziny, aby dalej prowadzić leczenie. Nie uległa temu naciskowi, opuściła kraj i na rok zamieszkała w małym miasteczku europejskim. Przestudiowała tam dokładnie proste techniki wizualizacji dr Simontona, po czym samodzielnie je stosowała. Po roku wróciła do Bostonu. Zauważyła, że jej powiększone węzły chłonne oraz nieprawidłowe zmiany w różnych częściach ciała samoistnie się zmniejszyły. Gdy badano ją ponownie na oddziale chorób nowotworowych tego samego szpitala, gdzie poprzednio przebywała, wszyscy lekarze byli ogromnie zdziwieni całkowitym brakiem jakichkolwiek oznak, iż pacjentka chorowała na raka. Chcieli się dowiedzieć, jaką chemioterapię stosowała i gdzie się leczyła. Gdy powiedziała im, że nie poddała się żadnej dodatkowej, standardowej metodzie leczenia, lecz zupełnie samodzielnie stosowała technikę Simontona, reakcja lekarza była typowa dla tego środowiska. Dowiedziała się, że jej powrót do zdrowia znany jest jako samoistna remisja, zabrakło natomiast dalszej dyskusji i wyjaśnienia, na czym samoistna remisja polega. Uznali, iż sam termin zwalnia ich od omówienia tego zjawiska. Podobnie jak wielu naukowców i lekarzy, nie chcieli weń wnikać. Tymczasem pacjentka stosowała konkretną metodę i przynajmniej w jej umyśle istniał związek między tą metodą a osiągniętymi wynikami klinicznymi. Niedawno miałem inny przypadek. Pacjentka z rakiem płuc, wyjątkowo dobrze reagująca na naświetlanie i chemioterapię, w dwa lata po wyleczeniu zwierzyła mi się, że codziennie rano siadywała z zamkniętymi oczami i powtarzała przez mniej więcej 10 minut: „Będę się czuła lepiej, całkowicie wyzdrowieję". Powiedziała, iż była szczerze przekonana, że tak się stanie i w pełni wierzyła w swoją formułkę. Powtarzała to cztery lub pięć razy dziennie, ale nie mówiła o tym nikomu, nawet mnie. Dopiero w kilka lat później wyjawiła swój sekret. Teraz, po trzech latach od pierwszej fazy leczenia, nie występują u niej żadne objawy kliniczne raka płuc. O przypadkach tych wspomniałem później kilku moim pacjentom, doradzając im, aby nie mówili nikomu, że stosują taką metodę. Miała to być ścisła tajemnica; obawiałem się, że negatywne komentarze rodziny i przyjaciół mogłyby zmniejszyć skuteczność tej techniki. Jestem przekona¬ny - a wynika to z dotychczasowych obserwacji tych pacjentów - że wracają do zdrowia szybciej niż inni. Usilnie zalecam też, żeby nadal prowadzili leczenie naświetlaniami, chemioterapię lub poddali się zabiegowi chirurgicznemu, jeśli onkolog, specjalista chorób nowotworowych uzna to za konieczne. Uważam też, iż techniki oddziaływania psychicznego odgrywają ważną rolę i co najmniej wspierają proces leczenia. Jestem głęboko przekonany, że można wyodrębnić typ osoby podatnej na nowotwory. Jednocześnie wierzę, że raka można przezwyciężyć, że można zarówno mu zapobiec, jak i go wyleczyć przez przyjęcie właściwej postawy psychicznej. Wyjaśniałem już, że komórki nowotworowe, w bezrozumnym, bezużytecznym rozmazaniu tracą kontakt ze swą podstawową inteligencją, umiejętnością działania na poziomie genetycznym, które powinno regulować prawidłowy podział komórek. W nie wyjaśniony sposób owe techniki oddziaływania psychicznego przywracają inteligencję przez działanie z poziomu świadomości umysłu — jedna inteligencja w naszym ustroju oddziaływa na drugą i sprowadza ją do normy. Najbardziej obiecujące jest to, iż leczenie ma swe źródło w ustroju pacjenta i zachodzi dzięki połączeniu umysłu z ciałem.
Całkowicie zadowalająca metoda nie istnieje. Obecne możliwości to: Zabieg chirurgiczny. Jeśli guz występuje tylko w jednym narządzie lub jego części, wtedy czasami usunięcie go (lub tej części) może być skuteczne. Zdarza się to jednak rzadko. Zabieg chirurgiczny często okalecza, co jest źródłem rozpaczy pacjentów, i może spowodować poważne zaburzenia czynnościowe wywołane usunięciem z organizmu sprawnego narządu. Naświetlania. Niektóre komórki nowotworowe giną pod wpływem naświetlania jonizującego lub wysokiej dawki promieni rentgenowskich. Problemem jest oczywiście to, że napromienianie uszkadza jednocześnie prawidłowe, zdrowe komórki. Ten sposób leczenia może wywołać daleko idące skutki uboczne oraz utratę sił pacjenta, który będzie czuł się bardzo osłabiony i chory. Naświetlanie właściwie nowotworów nie leczy. Chemioterapia. Stosowanie leków, czyli chemioterapia, jest skuteczna w przypadku niektórych rodzajów raka. Leki te powodują jednak liczne, poważne objawy uboczne: znaczne osłabienie i utratę sił, nudności, wymioty, utratę włosów oraz impotencję i bezpłodność. Powodując zmniejszoną odporność organizmu, o czym już wspomniałem, chemioterapia może sprawić, iż pacjent będzie bardziej podatny na inne rodzaje raka.