Archiwum wrzesień 2009, strona 2


wrz 24 2009 Ukierunkowanie umysłu nieświadomego - siła...
Komentarze: 0

Do przepływu każdego impulsu inteligencji potrzebny jest jakiś szlak. Kiedy mówimy o rozwijaniu się świadomości, musimy wspomnieć o nowych szlakach do przewodzenia inteligencji; bez nich samoświadomość nie przybierze wyraźnego charakteru. Świadomie utworzony szlak dla inteligencji nazywamy nawykiem. Nawyk kojarzy nam się na ogół z szarzyzną dnia codziennego - ta sama szczoteczka do zębów, ten sam napój, ta sama żona. Tymczasem od nawyku zależy każda umiejętność i każda zdolność twórcza. Podnieśmy rękę po to, by wbić gwóźdź, a zamiar ten - przepływając właściwym szlakiem - przekształca się w czynność fizyczną i może stać się sprawnością mistrza stolarskiego. Uderzmy palcem wskazującym w klawisz C klawiatury fortepianowej, a zrobimy to, do czego wdrożył się przed laty wirtuoz i co siłą nawyku robi do dziś. Nawyku praktycznie nie sposób się pozbyć, skoro jego szlak już został otwarty. Umysł świadomy może sobie wmawiać, że panuje nad nawykami dnia codziennego - że można na życzenie schudnąć, rzucić palenie, przyjąć nowe poglądy, skierować myśl na nieznane tory - lecz siła nawyku jest jak wzbierająca fala, a umysł świadomy jak słaby pływak zdany na jej łaskę. Dla nawyku nieważne jest, czy uważamy go za dobry, czy za zły. Wszyscy słyszeliśmy pokrzykiwania nałogowego palacza: „Ja nawet nie chciałem tego papierosa," i kogoś, kto się odchudza: „Właściwie nie byłam głodna^ kiedy jadłam ten placek." Aby zrozumieć, dlaczego nawyk jest czymś tak silnym, musimy trochę bliżej przyjrzeć się naturze umysłu. Psycholodzy zazwyczaj dzielą umysł na świadomy i nieświadomy. Przez umysł świadomy na ogół rozumie się te myśli, nad którymi panujemy i z których zdajemy sobie sprawę w kategoriach pojęciowych (uważa się, że dotyczy to nie więcej niż 10% funkcji mózgu). Umysł nieświadomy, to jest ponad 90% wszystkich funkcji, jest znacznie twardszym orzechem do zgryzienia - niezbyt dobrze go rozumiemy, jest przecież nieświadomy. Freud określił go łacińskim słowem id — ono. Lecz wiele z tajemnic umysłu nieświadomego ujawnia nam wiedza o fizjologii mózgu, niedostępna w czasach Freuda. Fizjolodzy mózgu utrzymują, iż poszczególne jego części pełnią określone funkcje i gdy odpowiednia część mózgu zostanie pobudzona, uaktywniają się. Wydaje się, iż tylko nieliczne z tych funkcji (szczególnie myślenie abstrakcyjne i tak zwana wyższa czynność kory mózgowej) istnieją w naszej świadomości. Jednak z ostatnich badań wynika, że każda poszczególna myśl potrafi pobudzić wiele obszarów mózgu jednocześnie. Oznacza to, że pojedyncza myśl nie jest jednym punktem świetlnym na ekranie naszego umysłu; znacznie bardziej przypomina fotografię w gazecie, gdzie na jeden obraz składają się tysiące punkcików ułożonych w misterny wzór. Mając to na uwadze zrozumiemy, że umysł nie składa się z dwóch odrębnych części, świadomej i nieświadomej. W umyśle nie istnieją podziały ani ścisłe przegródki; my je po prostu tworzymy po to, by móc o umyśle rozmawiać. W każdej chwili, bez przerwy, pracuje cały mózg, natomiast nasza świadomość czy też uwaga wydobywa na powierzchnię tylko te aspekty całości, które składają się na myśl, emocję czy też inspirację danej chwili. Aby jednak mieć jakąś myśl, musimy otworzyć szlaki biegnące dosłownie przez cały organizm. To właśnie mieliśmy na uwadze mówiąc wcześniej o „ścieżkach", które przekładają myśli na reakcje fizyczne poprzez połączenie psychofizjologiczne. Gdy szlaki te są otwarte i wolne od stresu, wtedy jesteśmy zdrowi. Natomiast gdy są zatamowane lub źle przeprowadzone, wówczas chorujemy. Wszystko zależy od tego, czy skierujemy inteligencję na właściwą ścieżkę; dlatego jest to w dużej mierze sprawa nawyku. Każdy nawyk polega na ścisłej współpracy ciała i umysłu. Mówiąc ogólnie umysł prowadzi, organizm zaś podąża za nim i jest jego cichym partnerem. Działa to bardzo sprawnie, gdy nawyk jest czymś pozytywnym, czymś takim jak uderzenie piłki rakietą lub gra na skrzypcach. Ogromna sprawność, jaką wykazuje organizm w sporcie i w grze na instrumentach muzycznych możliwa jest po prostu dlatego, że sportowiec czy muzyk nie musi myśleć" o tym, co robi. Jego najsłabszy nawet zamiar zostaje przełożony na niezwykle skoordynowane reakcje umysłu i ciała. Dzięki sile nawyku możliwe staje się najdoskonalsze współdziałanie umysłu z ciałem. Przy omawianiu objawów chorobowych zauważyliśmy jednak, że automatyczna natura nawyku pozwala mu też działać ujemnie. Jeżeli umysł wykazuje najmniejszą nawet skłonność do zaspokojenia pragnień, a szlaki automatycznie na tę dążność nastawione włączają w nią palenie, picie alkoholu lub przejadanie się, to siła nawyku poprowadzi organizm w kierunku choroby. Partnerstwo umysłu i ciała jest jak balon: jeśli naciśniesz go w jednym miejscu, zawsze wybrzuszy się w drugim. Pod naporem złego nawyku organizm przystosowuje się jak tylko może, by sprostać pragnieniom umysłu, pozwalając, na przykład, na podwyższenie się ciśnienia krwi, na nieprawidłowe działanie hormonów stresu podczas reakcji „walka lub ucieczka", na przyspieszenie tętna. Lecz w pewnym momencie części ciała poddane stresowi pęcznieją, wypełniając wybrzuszenie i wtedy elastyczność organizmu się kończy. Następstwem jest utrwalone nadciśnienie, wyczerpanie układu hormonalnego i przeciążenie układu krążenia. Na szczęście, nie ma ograniczenia liczby nowych szlaków, którymi inteligencja gotowa jest przepływać. Mówimy, że potencjał umysłu ludzkiego - twego umysłu - jest nieskończony, dowodem zaś na uzasadnienie tego twierdzenia jest elastyczność inteligencji. Każdy nawyk z osobna angażuje cały ośrodkowy układ nerwowy, przekazujący miliardy impulsów do całego organizmu. Nasz umysł może uświadamiać sobie tylko, że wymachujemy rakietą tenisową, lecz zmiany w biochemizmie na samym poziomie błon komórkowych, tę czynność wykonujących, wymagałyby do analizy ogromnego komputera, nie mówiąc już o zdumiewającej złożoności procesów, jakie zachodzą, gdy inteligencja pobudza hormony, enzymy, reakcje mięśni i ośrodki mózgowe potrzebne do utrzymania równowagi, do skupienia wzroku, do strategicznego myślenia itd. Każda reakcja, pociągająca za sobą miliardy zmian, prowadzi też do wielu miliardów nowych połączeń, tworzonych z tych samych elementów - a to daje inteligencji niczym nieograniczoną liczbę nowych szlaków do przepływu. Jeśli chcemy tworzyć zdrowie już od tej chwili, musimy zacząć ukierunkowywać uśpioną część naszego umysłu poprzez tworzenie nowych nawyków. Z mego doświadczenia wynika, że w każdym przypadku należy stosować się do następujących wskazówek: nawyk wyrabiać w sobie bez wysiłku przez pewien czas, myśleć o nim pozytywnie, powracać do niego świadomie, lecz zawsze w dobrym nastroju, nigdy na siłę i jako przeciwieństwo jakiegoś złego nawyku. Kształtowane w ten sposób nowe nawyki odruchowo doprowadzają cały system umysłu i ciała do stanu, w którym zdrowie i radość powstają automatycznie. Przypomina mi to raz jeszcze dwa zdania z książki Abrahama Masłowa o ludziach zdrowych i twórczych: To czego taka osoba pragnie i czym się cieszy, bywa właśnie tym, co jest dla niej dobre. Jego spontaniczne reakcje są tak trafne, skuteczne i słuszne, jak gdyby były z góry przemyślane". Brzmi to zbyt pięknie, by było prawdziwe, a tymczasem tak właśnie działają nawyki. Zatem wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że rutynowe działania umysłu nieświadomego można zmieniać, a potem te zmiany po prostu przeprowadzać. Ludzie, którzy przez całe życie nie byli szczęśliwi mogą się nimi stać przez uświadomienie sobie, że źródło zmian leży w nich samych. W nas spoczywa cała odpowiedzialność za choroby i za ich leczenie. To, co nieświadome można wydobyć i skierować na inną ścieżkę poprzez sugestię, powracanie do tego i nade wszystko skupienie na tym uwagi. To uwaga, czyli skupiona myśl, pobudza drzemiące w umyśle moce i je ożywia. Nie trzeba się zbytnio zadręczać pytaniem „Jak to wszystko możliwe?" - to przecież tak, jakbyśmy powtarzali uporczywie: „To się nie stanie, to nie może się stać." Najmniejsze przesunięcie uwagi może zmienić świat, jaki postrzegamy, i ciało, w którym żyjemy. Kupując różę, kupujemy też jej kolce. Gdy przyglądamy się róży, jesteśmy pod wrażeniem jej piękna; gdy zwrócimy uwagę na kolce, odczuwamy ból. Wynika z tego, że dobre nawyki są nieocenionym źródłem zdrowia. Zacznijmy od przykładu. W Instytucie Weimarskim w Kalifornii zobaczyłem afisz z napisem: "NEW START - God's Natural Remedies" (OD NOWA - Naturalne leki Boże), który okazał się zakodowanym przesłaniem tworzenia zdrowia: N- Nutrition (odżywianie) E - Exercise (ruch) W- Water (woda) S - Sunshine (słońce) T - Temperance (umiar) A - Air (powietrze) R - Rest (odpoczynek) T - Trust in God and Control of One's Thought Processes (ufność w Boga i panowanie nad własnymi procesami myślowymi) Większość z tych elementów już omawialiśmy - pozostałe przypominają nam po prostu, że prawdziwe, naturalne życie przynosi rezultaty, o jakich medycyna nie może nawet marzyć. Czyste powietrze i woda, właściwe odżywianie, umiarkowana aktywność, krótki spacer na słońcu i głęboki sen nocą: kluczem jest tutaj nawyk. Są to wszystko skuteczne środki zapobiegające chorobie pod warunkiem, że przekształci się je w nawyk. Dobry nawyk (wprowadzany od czasu do czasu) nie jest żadnym nawykiem. Chodzi o to, by inteligencji twórczej, czyli połączeniu umysłu i ciała, pozwolić na działanie automatyczne. Jeśli musimy zastanawiać się nad tym, jak „być dobrym", to znaczy, że nasz organizm nie przywykł do zdrowia, a nawet, że ta okazjonalna „dobroć" może być bardzo szkodliwa. Praktyka lekarska potwierdza, iż ten kto grywa w golfa wyłącznie w niedzielę, a na powietrzu pracuje tylko wtedy, gdy trzeba odgarnąć śnieg z podjazdu, naraża się na przeciążenie mięśni i zawał serca. Najgroźniejszy rak skóry, czerniak, raczej nie występuje u tych, którzy albo przez cały dzień pracują na słońcu albo w ogóle nie wychodzą z domu. Bardziej prawdopodobne jest, że zachoruje ten, kto raz w roku boleśnie się poparzy podczas opalania w czasie wakacji. Nawet jeśli zdarzy mu się to w dzieciństwie, i nigdy więcej, może wyzwolić nieprawidłowe reakcje psychofizyczne, które po latach kończą się nowotworem. A zatem nawyki wyrabiajmy stopniowo, lecz konsekwentnie - i zawsze tylko te, które rzeczywiście sprawiają nam przyjemność. Dwa nawyki z tej listy wymagają krótkiego komentarza. Umiar jest słowem, które łatwo źle zrozumieć; oznacza ono po prostu unikanie wszelkiego nadmiaru. Jest to bardzo ważne, nie ze względów moralnych, ale dlatego, że mechanizmy ustroju działają w określonych granicach, a umiar w jedzeniu, wypoczywaniu, pracy i zażywaniu ruchu granice te respektuje. Nawyk utoruje drogę niezmiernej mocy organizującej, która płynie z umysłu nieświadomego, lecz tylko wtedy, gdy umożliwi się swobodne współdziałanie umysłu i ciała. Za każdym razem, gdy coś pomyślimy czy też ruszymy palcem, zachodzą miliardy procesów, w rzeczywistości zaś dzieje się tylko jedno - przepływa tam inteligencja. Robienie czegokolwiek w nadmiarze stwarza stres, zdefiniowany już przez nas jako „wszystko to, co hamuje przepływ inteligencji twórczej". „Ufność w Boga i panowanie nad własnymi procesami myślowymi" nie jest tutaj maksymą religijną. W każdym rozdziale wskazuję na dowody nieskończonej inteligencji, na wskroś przenikającej naturę i przejawiającej się poprzez nasze umysły i ciała. To ona przynosi nam pełne zdrowie; jej prosty, niczym nie hamowany przepływ jest wyłączną „władzą", jest centrum kierującym niezliczonymi procesami życiowymi. Jedyną właściwą postawą, jaką możemy wobec niej przyjąć, jest ufność.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 23 2009 Dalida & Serge Lama - je suis malade
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 23 2009 National Geographic HD - Mafia - Mafia Globalna...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 23 2009 Znaczenie zadowolenia z pracy
Komentarze: 0

Pracę powinno się wykonywać z należnym jej szacunkiem. NAPOLEON HILL Różne są działania, różne zajęcia człowieka. Stolarz pragnie drewna, lekarz - choroby, Brahman - czciciela, który złoży mu w darze somę, święty napój ofiarny. - Rigweda Liczne badania w różnych ośrodkach medycznych potwierdzają, że ludzie żyją dłużej i zdrowiej, jeśli są zadowoleni z pracy. Trzecia część życia upływa nam na wykonywaniu wybranego zawodu. Gdy jesteśmy nieszczęśliwi w pracy, z pewnością przenosi się to na czas po pracy. Jesteśmy wtedy stale nieszczęśliwi i dlatego stajemy się podatni na choroby, a nasz stan fizyczny się pogarsza. Coraz to przyjmuję w swym gabinecie pacjentów, których schorzenia są bezpośrednio związane z niezadowoleniem z pracy. Po prostu nienawidzą tego, co robią. W czasie pracy pełni są wrogości, są przeczuleni i sfrustrowani; zarówno w pracy, jak i w życiu osiągają niewiele. Po powrocie do domu coraz trudniej jest im otrząsnąć się ze złego nastroju, wyładowują się więc w paleniu, piciu alkoholu i nadmiernym jedzeniu. Sen zakłóca im zamartwianie się pracą i niezadowolenie z tego, co ona im daje. Widzę ich mizerne, wymęczone twarze, gdy uskarżają się na takie dolegliwości, jak migrena, kołatania serca, bezsenność, otyłość, nadciśnienie i stany lękowe. Wyglądają starzej, niż to wynika z ich wieku i tak się też czują. Moje wieloletnie obserwacje kliniczne prowadzą do wniosku, iż ludziom niezadowolonym z pracy częściej dokuczają poważne schorzenia niż tym, którzy ciężko pracują i znajdują przyjemność w tym co robią. Jest trochę prawdy w tym, że można „nie mieć czasu na choroby". Bezczynność nie jest więc rozwiązaniem, zauważyłem bowiem, że u ludzi dopiero co zwolnionych z pracy i u bezrobotnych w ogóle, rozmiary dolegliwości są większe - atakowane są wszystkie funkcje organizmu. Ustrój tych ludzi cierpi na swego rodzaju atrofię, obserwowaną w przyrodzie wszędzie tam, gdzie coś staje się niepotrzebne. W naturalnym porządku rzeczy wszystko co zbędne szybko obumiera. W naturze, w tym również w naszej wewnętrznej naturze, nie ma miejsca na to, co jest bezużyteczne. Natura sprzyja tylko temu, co przyczynia się do wzrostu i dalszego rozwoju. Rozwój oznacza przetrwanie. Fizjoterapeuci i fizjolodzy-rehabilitanci są w pełni świadomi zjawiska zwanego atrofią z bezczynności. Jest to zanik nieużywanej kończyny lub narządu. Z chwilą, gdy czynność zostaje przywrócona, występuje proces odwrotny. Krew zaczyna krążyć w części, która dotąd zamierała, a im bardziej jej funkcja zostaje przywrócona, tym staje się ona sprawniejsza. Ruch, użyteczność i rozwój to sekret zdrowia i długowieczności. Ujął to pięknie Emerson, mówiąc: „Człowiek nie starzeje się; stary jest dopiero wtedy, gdy przestaje się rozwijać." „Bądź wrażliwy i użyteczny. Przyczyniaj się do rozwoju życia, którego jesteś częścią." Słysząc tę radę, ludzie często dochodzą do wniosku, że mają zły zawód; być może. Na ogół jednak to ich negatywna postawa jest tym, co nie pozwala im odczuwać satysfakcji z pracy. Każda praca służy jakiemuś pożytecznemu celowi, zawsze bowiem znajdzie się ktoś, kto wykorzysta ją do własnego rozwoju i ewolucji. Przydatność społeczna pracy była tradycyjnym źródłem jej doniosłości; miejsca pracy powstawały, ponieważ zaspokajały konkretne potrzeby. Lecz w naszym stuleciu ewolucja wyraźnie kładzie nacisk na rozwój osobowości; stąd biorą się oczekiwania osobistej satysfakcji z pracy. Dzieje się tak nie dlatego, że jesteśmy bardziej egoistyczni niż poprzednie pokolenia, ale dlatego, że zrozumieliśmy, jak ważna jest praca dla naszego „ ja". Ludzie, którzy czują się potrzebni, nie załamują się i nie chorują. W pełni zadowoleni z siebie, chętnie przyczyniają się do osiągnięć w pracy zbiorowej. W piramidzie stanowisk wyraźnie przeważa praca rutynowa, swoisty kierat, który jest przyczyną chorób moich pacjentów. Na szczyt piramidy przypada praca twórcza. Trzeba powiedzieć, że czołowe stanowiska zajmują raczej ludzie zdrowi - ci, którzy z natury rzeczy są w stanie więcej osiągnąć - myślę jednak, iż pierwszą przyczyną jest tutaj ich pozytywna postawa i że to ona stwarza im możliwości awansu. Wszelka praca, rutynowa czy nierutynowa, wymaga dyscypliny i powtarzania pewnych czynności. Każdy, kto nie jest tego głęboko świadom, szybko i nieuchronnie dochodzi do punktu, w którym powtarzanie tych samych czynności w pracy powoduje nudę i zmęczenie. Stąd pochodzą późniejsze symptomy chorób. Ktoś, kto ma wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, do pracy rutynowej podchodzi w sposób twórczy. Z reguły nie zwraca on uwagi na to, co jest nudne, męczące i monotonne. Człowiek taki ma przede wszystkim odwagę, by znaleźć sobie taką pracę, jaką lubi. Nie martwi się o zabezpieczenie finansowe wtedy, gdy chodzi o jego szczęście. Kiedy już znajdzie pracę, która mu odpowiada, pozostaje przy niej, nie myśląc się wycofywać. Dzieje się tak dlatego, że w pracy znajduje on to, co życie ma do zaoferowania: rozwój, postęp i dobrobyt. Jeśli wzdychamy do wolnego czasu, to znaczy, że praca nas dobija. Jeśli nie możemy doczekać się przejścia na emeryturę, to już jesteśmy emerytami, praca nie daje nam szczęścia. Jako lekarz, nie mogę pomóc moim pacjentom w otrzymaniu lepszej pracy, nie mogę też sprawić, by polubili pracę, jaką wykonują. Mogę tylko doraźnie im pomóc, lecząc objawy ich choroby. Lecz uzmysławiając im, czym jest zdrowa, samoistna świadomość własnego „ja", wskazuję im drogę do prawdziwego rozwiązania.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 22 2009 Ennio Morricone - Ecstasy of Gold (The Good,...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 22 2009 National Geographic HD - Śmiercionośna...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 22 2009 Zaspokojenie własnego „ja"
Komentarze: 0

Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, mam kilku pacjentów, którzy lubią być chorzy. A nawet kilku takich, którzy są tym szczęśliwsi, im bardziej są chorzy. Jedna z takich pacjentek, z przewlekłym wrzodziejącym zapaleniem okrężnicy, przechodzi stany ostrego pogorszenia się choroby, czasami bardzo ciężkie. W fazach przewlekłych - to znaczy przez większość czasu - zgłasza się na długie wizyty do mego gabinetu narzekając, że źle się czuje, że tyle jest rzeczy, których nie może robić; jedynym jej życzeniem, jak mówi, jest po prostu umrzeć. Za to w okresach ostrych i ciężko przebiegających nawrotów choroby pacjentka przyjmuje postawę pełną spokoju, jest odprężona i czasami denerwująco beztroska. Może mieć obfite krwawienia z jelita grubego, badanie krwi może wskazywać na głęboką anemię, a ona uparcie twierdzi, że czuje się zupełnie normalnie. Pomimo usilnych próśb i nalegań rodziny i moich, odmawia pójścia do szpitala utrzymując, że nie ma się czym martwić, wkrótce poczuje się lepiej. Gdy choroba przebiega łagodnie, pacjentka ciągle domaga się opieki. Gdy jest ciężko chora, wręcz umierająca, czuje się zaspokojona i cieszy ją to, że nie musi się tej opieki domagać - otrzymuje ją automatycznie. Cała choroba obraca się wokół stanu jej własnego ,ja", potrzeby, by czuć się ważną i skupiać na sobie zasłużoną uwagę. Zaspokajanie własnego „ja" jest podstawową potrzebą człowieka. Brak zaspokojenia prowadzi do zakłóceń równowagi, czasami do rozstroju w psychice i fizjologii. Ta biedna, leczona przeze mnie kobieta zachorowała, by zaspokoić swoje ego. Jej bardzo ryzykowne i niezdrowe podejście do tego stworzyło ogromne napięcie w całym ustroju. Jest to odwrotność stanu opisanego przez Abrahama Masłowa. Utrzymuje on, że osoby zdrowe potrzebują tego co okazuje się dla nich dobre i cieszą się tym. Będąc lekarzem, codziennie spotykam pacjentów, których stan pogarsza się lub polepsza, zależnie od potrzeb ich ego. Innymi słowy, początek procesów chorobowych jest ściśle związany z brakiem zaspokojenia własnego „ja". Czegóż te braki dotyczą? Są to sprawy zupełnie zwyczajne: brak poczucia własnej ważności, brak uznania, poparcia, zachęty, brak miłości. Nasze ego karmi się uznaniem, zachętą i miłością. Łatwiej jest radzić sobie z brakiem witamin i składników mineralnych w organizmie, niż z nie zaspokojonym ego — większość osób znosi to znacznie gorzej. Gdy spojrzy się dokoła, z łatwością można zauważyć, iż ludzie szczęśliwi i zdrowi zyskują miłość, zrozumienie, otrzymują pochwały, liczą się. Na przeszkodzie w wyrażaniu uznania stoi panujące w naszym społeczeństwie przekonanie, iż ludzi nie należy chwalić ani też pozwalać im odczuć, że się liczą, ponieważ daje im to fałszywe poczucie własnej wyższości i zadowolenia z siebie. W psychologii wielokrotnie wykazywano, że taka postawa jest fałszywa. Pochwała, miłość i uznanie wiodą do zrównoważonego i zdrowego poczucia wewnętrznej wartości. Bez nich nasze ego nie wie, co począć. Ustawicznie waha się między przesadnym uczuciem niższości i równie przesadnymi marzeniami o własnej ważności. Ludzie chorzy i nieszczęśliwi, ci którzy najbardziej spragnieni są troskliwości, raczej się z nią nie spotykają. Lekarze poświęcili temu zagadnieniu wiele uwagi, analizując sytuację i zastanawiając się, jak ją naprawić. Uważam, że odpowiedź jest jasna, a wyjście proste. Metodę zaspokajania ego dobrze określa następujące powiedzenie: „Postępuj z innymi tak, jak chciałbyś, żeby postępowali z tobą." Jeśli oczekujesz pochwał, chwal innych. Jeśli czujesz się niedoceniony, wyrażaj więcej uznania swemu otoczeniu. Jeśli pragniesz miłości, zdobądź się na to, by obdarzać nią innych. Jeśli chcesz mieć poczucie ważności, postępuj tak, żeby inni mogli poczuć się ważni i czyń to szczerze. Metoda ta nie wnosi nic nowego. Każda tradycja mądrości ma swoją odmianę przysłowia „kto sieje, ten zbiera". Problem oczywiście polega na tym, że wiedzieć o czymś, a postępować zgodnie z tym, to dwie różne rzeczy. Szkół „pozytywnego myślenia" nie brakuje i każdy może dowiedzieć się, jak wykorzystać wielką siłę dawania po to, by samemu coś otrzymywać. Dla niektórych jednostek myślenie pozytywne jest łatwe i dlatego działa. Lecz umysł jest znacznie głębszy niż myśli powierzchowne, a nawet myśli o myślach. W swojej najgłębszej warstwie umysł od razu zbiera to, co posieje. Każda myśl automatycznie przekłada się na pewien rodzaj fizjologii. Jeśli współpraca ciała z umysłem jest harmonijna, to sam przepływ życia niesie z sobą pełną jego ocenę. Zaspokojenie ego staje się jednym z naturalnych darów zdrowia. Znacznie częściej jednak zaspokajanie własnego „ja" napotyka poważne przeszkody. Przybierają one postać zwątpienia, zamartwiania się, poczucia winy, wyrzekania się przyjemności i zamknięcia się w sobie. To one składają się na nieczyste sumienie. Pod ich naporem ego zaspokoić się może tylko krocząc krętymi drogami. W tym sensie wszelkie nerwice i choroby przez nas samych wywoływane są niczym droga okrężna. Na prostą drogę naprowadzić nas może tylko samoświadomość.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 21 2009 Beyonce - Resentment
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 21 2009 National Geographic HD - Śmiercionośna...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 21 2009 Życie teraźniejszością
Komentarze: 0

Jedynie zdrowie daje ci poczucie, że właśnie teraz przeżywasz najlepsze dni w roku." FRANKLIN ADAMS Wczoraj jest tylko snem, jutro jest tylko wizją. Lecz dobrze przeżyte dziś sprawia, że każde wczoraj jest snem szczęśliwym, a każde jutro wizją nadziei; dlatego staraj się, by dzień dzisiejszy był dobry. Przysłowie sanskryckie Często słyszymy, że „kłopoty postarzają". Jest to szczera prawda. Każdy z nas spotkał człowieka, który „osiwiał przez jedną noc" dlatego, że przeżył kryzys finansowy lub emocjonalny. Czym właściwie jest ten wzorzec myślowy, zwany zmartwieniem? Wiemy, że potrafi on mocno zatruć nam niejedną godzinę życia; można by nawet powiedzieć, że powoduje starzenie, ponieważ przyspiesza upływ czasu. Zmartwienie najwyraźniej jest pewnym nawykiem myślowym; jest dręczeniem się czymś, co się stało w przeszłości, albo czymś, co się stanie w przyszłości. Zmartwienie nie dotyczy teraźniejszości. Przyjrzyjmy się najpierw przeszłości. Nie znaleziono jeszcze sposobu, żeby ją zmienić. To, co się zdarzyło, jest nieodwracalne. Jest trwale i nieodwołalnie zarejestrowane; jest zamknięte w czasie i żadną miarą naprawić się nie da. Rozpamiętywanie dawnych błędów i wyrządzonych krzywd nie pomaga, lecz szkodzi, powoduje bowiem uwolnienie różnych substancji toksycznych, które podnoszą ciśnienie krwi i osłabiają serce. Aby pozbyć się zmartwienia, zastosujmy następującą strategię: przyznajmy się do popełnionych błędów, uczmy się na nich, a potem pozostawmy je na stałe tam, gdzie należą - w przeszłości. Uwagę poświęćmy teraźniejszości. Wpierw trzeba jednak wyraźnie zdać sobie sprawę z tego, iż przeszłość minęła bezpowrotnie. Zamartwianie się jest psychiczną odmową uznania tego faktu. Wydaje nam się, iż przeszłość nieuchronnie stanowi część naszego życia, a dzieje się tak dlatego, że błędy, krzywdy, urazy i niesprawiedliwość wyciskają swe piętno na umyśle i przenikają do fizjologii poprzez połączenie psychofizjołogiczne. Drugi rodzaj zmartwienia związany jest z przyszłością; występuje wtedy, gdy dla zaoszczędzenia sobie cierpień, usiłujemy daremnie nad tą przyszłością zapanować. Jeden z moich kolegów, internista, podał mi bardzo wyraźny przykład tego typu myślenia. Przez dwadzieścia lat leczył pewną kobietę, która w tym, czasie zgłaszała się do niego dwa razy do roku na dokładne badania, ilekroć przychodziła, zawsze była bardzo zaniepokojona, że ma raka. Chociaż nie było u niej żadnych objawów tej choroby, wymyślała sobie szereg dolegliwości, co zmuszało internistę do przeprowadzania całych serii badań tylko po to, aby ją upewnić, że na raka nie choruje. Scenariusz ten powtarzał się co roku. Za każdym razem internista robił wszystko, by przekonać pacjentkę, że nie ma raka, ona zaś, wychodząc, niezmiennie pytała „Jest pan tego pewien?" Ostatnim razem jednak, po wykonaniu badań, lekarz miał dla niej bolesną wiadomość. Z potwierdzonych diagnoz wynikało, że cierpi na raka. Słysząc to, pacjentka z pewnym triumfem w głosie rzekła: „Przecież panu mówiłam! Powtarzam to, doktorze, od dwudziestu lat." W swym zmartwieniu kobieta ta żywo wyobrażała sobie chorobę, której bardzo się obawiała, a to na czym skupiała uwagę, rozwijało się. Świadomość potrafi sama zmieniać bieg wypadków. Umysł nasz, w podświadomości, może automatycznie przemieniać to, co sobie jasno wyobrażamy, w rzeczywistość. Ludzie zatroskani przekonują samych siebie, iż martwienie się na zapas jest w jakimś sensie właściwym sposobem myślenia, jeśli chcemy złu zapobiec. W rzeczywistości jednak, uwaga jest uwagą. Jeśli z przejęciem wyobrażamy sobie coś, czego sobie nie życzymy, to prawie na pewno nas to spotka. Może też zdarzyć się coś „równie złego"; wychodzi na to samo. Jeżeli już koniecznie chcemy wyobrażać sobie przyszłość, niech to będzie wyobrażenie szczęścia — czegoś co jest radosne i pozytywne. Jednakże ludzie zdrowi nie żyją ani przeszłością, ani przyszłością. Oni żyją teraźniejszością, żyją teraz; nadaje to owemu teraz posmak wieczności, ponieważ nie pada na nie żaden cień. Zmartwienie nie dotyczy teraźniejszości. Gdy uwagę kierujemy na chwilę obecną, wówczas rozwija się ona sama z siebie we własnej pełni. Gdy życie upływa nam w kolejnych chwilach teraźniejszych, wtedy czas nie jest psychicznym wrogiem człowieka. Zło wyrządzone przez zmartwienie zostaje pokonane, jeśli cenimy sobie to, co życie daje nam dzisiaj.

hjdbienek : :