Archiwum wrzesień 2009, strona 7


wrz 03 2009 Przypadek piąty
Komentarze: 0

Sześćdziesięciotrzyletnią panią Di Angelo przyjęto do szpitala z żółtaczką. Najbardziej charakterystyczne objawy żółtaczki to zażółcona skóra i takież białka oczu, co w tym przypadku przypisywano kamicy żółciowej. Wobec tego pacjentkę skierowano na operację. Po otwarciu jamy brzusznej stwierdziliśmy, że pacjentka nie ma kamieni, lecz raka pęcherzyka żółciowego. Nowotwór opanował całą jamę brzuszną i wątrobę. Uznaliśmy, że nie ma sensu operować i bezzwłocznie jamę brzuszną zamknęliśmy. Podczas gdy pani Di Angelo była jeszcze w sali pooperacyjnej, poinformowałem jej córkę o diagnozie. Nalegała, żebym matce nic nie mówił. „Znam moją matkę. Umrze natychmiast, gdy się dowie, że ma raka." Niechętnie powiedziałem pacjentce, że miała kamienie żółciowe i że je usunęliśmy. Tłumaczyłem sobie, iż po powrocie do domu, w pewnym momencie córka powie jej prawdę. Poza tym byłem pewny, że pacjentka nie pożyje dłużej niż kilka miesięcy. Po ośmiu miesiącach zobaczyłem ją ponownie w swoim gabinecie. Żółtaczka zniknęła bez śladu, a pacjentka promieniowała zdrowiem. Nie było żadnych klinicznych objawów raka. Pani Di Angelo w dalszym ciągu przychodzi do mnie na badania okresowe; jest zupełnie zdrowa. Ostatnim razem powiedziała mi: „Panie Doktorze, gdy trzy lata temu przyjął mnie pan do szpitala z rozpoznaniem żółtaczki byłam pewna, że mam raka. Operował mnie pan i usunął kamienie żółciowe. Sprawiło mi to taką ulgę, że postanowiłam już nigdy więcej nie chorować." Jest to jeden z najbardziej zadziwiających przypadków, z jakim się kiedykolwiek spotkałem. Tym razem nie lek, lecz operacja odegrała rolę placebo. Wprawdzie klinicznie była ona bezużyteczna, ale doprowadziła do całkowitego wyleczenia. Naturalnie, w rzeczywistości to nawet nie operacja, lecz myśli pacjentki po zabiegu sprawiły, że żyje.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 03 2009 Madonna & Isaac: Paradise
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Natura 
wrz 03 2009 National Geographic HD - Rekin w XXI Wieku...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 03 2009 Przypadek czwarty
Komentarze: 0

Pan Casey, sześćdziesięcioczteroletni agent ubezpieczeniowy, namiętny długoletni palacz papierosów, zgłosił się do mnie na okresowe badania. Nie miał objawów żadnej choroby, czuł się doskonale, lecz z powodu jego palenia, zleciłem prześwietlenie klatki piersiowej. Wykazało ono duże zmiany w dolnym płacie lewego płuca. Dalsze badania potwierdziły diagnozę, że jest to rak płuc. Następnie zapoznałem się z prześwietleniem robionym pięć lat wcześniej. Wskazywało ono zmiany wielkości monety w tym samym miejscu, co oznaczało, że nowotwór rozwijał się wolno przez co najmniej pięć ostatnich lat. W każdym razie pacjent nie odczuwał absolutnie żadnych objawów choroby, aż do chwili, gdy usłyszał diagnozę. Wtedy stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. W ciągu trzech dni zaczął pluć krwią, w następnych trzech tygodniach wystąpił ciężki, trudny do opanowania kaszel i duszność. W miesiąc później Pan Casey zmarł. Historia tej choroby potwierdza to, co często obserwowałem, mianowicie, iż gwałtowne nasilenie objawów, a potem śmierć bywa następstwem rozpoznania, że, chorobą jest rak. To prawie tak, jakby pacjent umierał z powodu diagnozy, a nie z powodu raka. Można by powiedzieć, iż jest to odwrotność efektu placebo, ponieważ przyczyna śmierci ma swe źródło w myśli: „Mam raka i dlatego umieram". Myśl ta, drogą połączeń psychofizjologicznych, zostaje przekształcona w szereg zmian patologicznych w organizmie pacjenta, który wówczas zaczyna gwałtownie podupadać na zdrowiu.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 02 2009 Jennifer rush Heart over Mind
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 02 2009 National Geographic HD - Chiny Od Środka:...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 02 2009 Przypadek trzeci
Komentarze: 0

Pan Badget, trzydziestopięcioletni prawnik, zgłosił się do szpitala na ostry dyżur skarżąc się na bliżej nieokreślony ból w klatce piersiowej. Po dokładnym badaniu lekarz dyżurny zapewnił go, że wszystko jest w porządku; ból był pochodzenia mięśniowego. Zaledwie pacjent dotarł do domu, ból powtórzył się i trzeba było wrócić do szpitala. Tym razem ja się nim zająłem. Zbadawszy go dokładnie, przeanalizowałem jego elektrokardiogram (EKG). Był prawidłowy. Mimo to zdecydowałem się przyjąć go na obserwację z powodu jego silnego niepokoju. W dwadzieścia cztery godziny później stwierdziłem, że jego EKG wykazuje jednak pewne zmiany uzasadniające dolegliwości. Zmiany te nie były widoczne, gdy pan Badget po raz pierwszy zgłosił się na ostry dyżur. Gdy o tym powiedziałem pacjentowi, mocno się zdenerwował i rozzłościł. Natychmiast poinformował mnie, że zaskarży szpital i lekarza, który go pierwszy badał, o „niekompetencję". Pomimo ponawianych próśb, żeby się uspokoił, przez następne dwie godziny telefonował do swych kolegów prawników, podejmując kroki o wytoczenie „procesu, który da tym draniom nauczkę". Jego ciśnienie krwi znacznie wzrosło, próby obniżenia go lekami nie pomagały. W godzinę później, gdy pacjent nadal rozmawiał przez telefon, po raz trzeci pojawił się ból w klatce piersiowej. Tym razem natychmiast nastąpiła śmierć. Sekcja zwłok wykazała pęknięcie mięśnia sercowego. Bezpośrednim powodem gwałtownego pogorszenia stanu pacjenta i ostatecznie zgonu były jego własne myśli.

hjdbienek : :
Clipy 
wrz 01 2009 Celine Dion - Live (for the one I love) (pl...
Komentarze: 1

hjdbienek : :
Nauka 
wrz 01 2009 Discovery HD - Świat przyszłości: Ludzie...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
wrz 01 2009 Przypadek drugi
Komentarze: 0

Poproszono mnie o zbadanie czterdziestosześcioletniego cudzoziemca, pana Patela, przyjętego na oddział kardiologiczny miejscowego szpitala w pobliżu Bostonu. Przyjechał do Bostonu z Indii służbowo i uczestniczył w konferencjach, gdy nastąpił zawał serca. W szpitalu, na oddziale intensywnej terapii, pojawiły się u niego groźne dla życia zaburzenia rytmu pracy serca. Powodują one osłabienia siły skurczów serca, co sprawia, iż nie może ono skutecznie przepompowywać krwi. Pacjent ten cierpiał na najpoważniejszą odmianę arytmii - migotanie komór. W stanie tym praca serca jest właściwie zupełnie nieefektywna. Występuje ono często po zawale serca i jest spowodowane jego niestabilnością elektryczną. Jeśli pacjenta natychmiast nie podda się reanimacji, zwykle przez zastosowanie defibrylacji elektrycznej serca, chory umiera. Pan Patel już kilkakrotnie przebył migotanie komór i za każdym razem poprzez wstrząs elektryczny szczęśliwie przywracano go do życia. Nie było jasne, co powodowało nawroty arytmii, natomiast jasne było to, że jeśli wkrótce nie ustaną, pacjent nie opuści szpitala żywy. W rozmowie z nim dowiedziałem się, że bardzo martwi go, w jaki sposób pokryje koszty pobytu w szpitalu. Ponieważ przyjechał z innego kraju, nie obejmowało go odpowiednie ubezpieczenie, a jak mu powiedziano „w Ameryce, jeśli jesteś hospitalizowany bez ubezpieczenia, to będziesz tkwił w długach do końca życia". Powiedział mi, że woli raczej umrzeć, niż spędzić resztę życia w długach. Zapewniłem go, że wbrew temu, co słyszał, ktoś na pewno zajmie się uregulowaniem jego rachunku i - choć on o tym nie wie, jego firma załatwiła specjalną podróżną polisę ubezpieczeniową dla niego i dla całej delegacji. Wiadomość ta sprawiła, że oznaki powrotu do zdrowia ustabilizowały się, a migotanie komór serca więcej się nie powtórzyło. Po trzech tygodniach wypisano go ze szpi-tala, a w tydzień później wyjechał do swego kraju, bez jakichkolwiek objawów chorobowych. Gdyby nie to, że myśli lękowe tego pacjenta zostały w porę rozproszone, zabiłyby go prawie na pewno. Nigdy nie dowiedziałem się, kto zapłacił za jego pobyt w szpitalu.

hjdbienek : :