Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 01 |
Profesor Cesare Lambroso połamał sobie dosłownie zęby usiłując rozgryźć zagadkę pewnej dziewczyny, która widziała uszami, a zmysł powonienia miała w brodzie albo w piętach; podobnie jak innej kobiety, poddanej doświadczeniom, która z uporem twierdziła, że widzi 33 robaki we własnych jelitach. W czasie przeprowadzonej operacji wydobyto z niej dokładnie 33 robaki. Źródłem podobnych frustracji była pewna pani nazwiskiem Friedericke Hauffe, której lekarz Justinus Kerner przez trzy lata daremnie starał się dociec, jakie sztuczki stosuje jego pacjentka, kiedy czyta książki, rozłożone na własnym brzuchu, zwrócone pismem w dół. Takich i podobnych przykładów jest bez liku. Ani bezlitosne światło nauki, ani chłodny racjonalizm nie są w stanie spowodować ich zniknięcia. Nawet ucieczka na podejrzane tereny peryferyjne, jak parapsychologia, nie daje możliwości choćby tylko zaklasyfikowania niepożądanych faktów. Sromotną klęską kończą się więc próby wyjaśnienia niewytłumaczalnych przypadków prekognicji przez nieco mniej dziwaczną telepatię. Spotkanie Churchilla z chiromancją trzeba rozpatrywać na innej płaszczyźnie. Podobnie jak przypadek pewnego muzyka, który jadąc taksówką przez Bayswater Road w Londynie nagle wiedział, że za niecałą minutę inna taksówka zderzy się z jego pojazdem. Nawet gdyby przechwycił on myśli sprawcy wypadku, to i tak nie mogła być w nich zawarta wiadomość o przyszłym zderzeniu (wtedy sprawca raczej uniknąłby spotkania ze swoim blaszanym vis a vis). Odpowiedzi na pytanie o istotę tych dziwnych zdarzeń można znaleźć jedynie w ramach poszerzonego obrazu świata. W uzyskaniu całościowej wizji świata przeszkadzają nam prawdopodobnie nie tyle ograniczenia narzucone przez naturę, co raczej nasza własna mała wiara. Amerykański psycholog i lekarz William James (1842-1910, starszy brat pisarza Henry Jamesa) eksperymentując z gazem rozweselającym stwierdził, że nasza normalna świadomość na jawie jest tylko szczególną formą świadomości, gdy tymczasem wokół nas czają się niezliczone formy całkiem innej świadomości. Niejedno przemawia za tym, że nasz rozwój, czy raczej ewolucja, sprawia, iż coraz głębiej wrastamy w tę świadomość. Nawet zakres naszego widzenia barw jeszcze dwa tysiące lat temu był mniejszy niż dziś. Arystoteles mówił o trójbarwnej tęczy, podobnie Ksenofanes. Homer nie rozróżniał barwy morza i wina, a Demokryt, twórca pojęcia atomu, musiał się zadowalać barwą czarną, białą, czerwoną i żółtą. W języku praindoeuropejskim w ogóle nie występują nazwy kolorów. Wszystkie barwy, których ludzie antyku w przeciwieństwie do nas nie byli w stanie postrzegać, istniały także dwa tysiące lat temu. Ksenofanes i inni słynni myśliciele nic o nich nie wiedzieli, mogli - co najwyżej - przeczuwać ich istnienie. Nieodparcie nasuwa się analogia, którą wyraża pytanie: Co jeszcze tam „na zewnątrz" pozostaje do dziś nieuchwytne dla naszych zmysłów? Nie dość na tym; czy mamy możliwość przekroczenia progu obszerniejszej rzeczywistości, a jeśli tak, to w jaki sposób tego dokonać? Dr K. Szamburnanda, gubernator Rajasthan i nauczyciel sanskrytu i jogi, jest przekonany, że możemy się uwolnić z pęt jednostronnego ukierunkowania na zaspokajanie popędu, uważanego na Zachodzie za treść życia. Nie ulega kwestii, że nie jest to łatwe przedsięwzięcie; sprawa nie jest jednak beznadziejna, jeśli zna się drogę albo sądzi, że ją zna. Wiedza ezoteryczna mogłaby być jedną z takich dróg, może nawet tą właściwą. Coraz więcej ludzi wyznaje dziś pogląd, że wiedza ezoteryczna pozwoli im wejść zarówno w regiony ukryte w nas samych, jak i znajdujące się tam „na zewnątrz". Obecny wzrost popularności wiedzy ezoterycznej pod wieloma względami wynika z poczucia zagubienia w naszej zmechanizowanej, wyzutej z głębszych treści teraźniejszości. Takie stwierdzenie jednak niczego naprawdę nie wyjaśnia, a już najmniej dotyka istoty wiedzy ezoterycznej, która bynajmniej nie jest przebrzmiała. Kto poważnie zajmuje się myślą ezoteryczną i ezoterycznymi fenomenami, ten stwierdzi, że cofa się jedynie chronologicznie; jeśli zaś idzie o osobiste horyzonty, postępuje naprzód, ku szerszej wizji świata, która prawdopodobnie była bliższa generacjom naszych przodków niż dzisiejszych skomputeryzowanych specjalistów. Pragniemy się zmierzyć z ową inną wiedzą, z której zawsze mogliśmy czerpać i z której czerpali ezoterycy wszystkich epok. Zachowując nastawienie pozytywne, ale nie bezkrytyczne, rzeczowe, ale bez klapek na oczach, wybiegając śmiało myślą naprzód, ale bez popadania w bezpodstawne spekulacje, chcemy doprowadzić do spotkania tego, co prastare i rewolucyjnie nowe... W trakcie moich wysiłków nad opracowaniem (z konieczności wybiórczego) całościowego obrazu wiedzy ezoterycznej, sam nauczyłem się takich rzeczy, których przedtem nie przeczuwałem; zapragnąłem więc, aby czytelnik uczestniczył w tej stopniowej ewolucji. Aby podobnie jak ja poczuł tchnienie innej, obszerniejszej rzeczywistości, gdy choćby tylko trochę uniesie się zasłona skrywająca misterium świata, pozwalając przeczuć to coś więcej poza jedzeniem i piciem, rozmnażaniem się i zabijaniem, życiem i umieraniem, co od tysiącleci wypełnia życie Homo sapiens. Stan otaczającego nas świata pokazuje, że rosnącej w lawinowym tempie górze wiedzy odpowiada co najwyżej pagórek mądrości (czy raczej trudna do zauważenia wypukłość terenu). Osobliwe, że jesteśmy jeszcze z tego dumni. Pielęgnowane przez całe pokolenia przekonanie, że natura jest wielkim, bijącym sercem, a każde zdarzenie ma w niej swoje znaczenie i wiąże się z wszystkimi innymi zdarzeniami, zostało zarzucone, a ignorancję czczono jako postęp. Dopiero w naszym stuleciu znowu zmienia się sposób myślenia - albo wraca dawniejszy. Dziewiętnastowieczni naukowcy odrzucili jako śmieszny pogląd, jakoby istniał związek między znakami na niebie a zdobyciem Anglii przez wikingów w roku 1066, co wyrażają 72 sceny słynnego gobelinu z Bayeux w Calvados w Normandii. Dziś z równań nowej fizyki wyłania się „gobelin przestrzeni i czasu", obejmujący cały wszechświat, człowieka i kosmos, przestrzeń i czas, wczoraj, dziś i jutro. Jeśli wymieniamy całkiem konkretny gobelin jednym tchem z „gobelinem" matematycznej abstrakcji, to mamy do czynienia tylko z grą słów, której nie należy brać na serio. Natomiast bardzo serio należy traktować myśl, która jest w tym zawarta: wielusetletni rozłam między mechanistyczną, naukową a duchowo-filozoficzną wizją świata nie tylko przestał się pogłębiać, ale nawet zapoczątkowano jego przezwyciężenie. Trzeba było zdać sobie sprawę, że rozdrabnianie wiedzy na poszczególne dyscypliny prowadzi donikąd. Ostatecznym jego rezultatem byłby „absolutny specjalista", który wie wszystko o niczym. Wniosek ten nie jest tak nowoczesny, jak by się zdawało. Zawsze istnieli naukowcy, którzy umieli wzrokiem sięgać ponad przegródkami i domyślali się pod powierzchnią rzeczy czegoś więcej niż tylko sprężyn, kół zębatych i dźwigni. O wiele dłużej jednak istnieje wiedza ezoteryczna i jej wyznawcy. Na ich sztandarach była wypisana całość i harmonia. Nigdy nie próbowali rozkładać wielkiej tajemnicy świata na małe tajemnice nadające się do zaszufladkowania, ponieważ wiedzieli, że nie jest to możliwe. Nigdy nie dręczył ich przymus konkretności, jeśli nie była ona możliwa. Tego rodzaju sztuczki pozostały domeną trzeźwego przyrodoznawstwa, które próbowało je stosować aż do naszego stulecia, niczym sprzedawca obuwia, który chce w sposób rzeczowy uzasadnić, że modne buty są wewnątrz większe niż na zewnątrz. Podobne starania należą do przeszłości. Dzisiejszą naukową wizję świata można z całą słusznością określić jako mistyczną; albo ezoteryczną. Poznamy ją i przekonamy się, że wiedza ezoteryczna nie ulega przez to demistyfikacji, ale zostaje umocniona. Takie właśnie olśnienie przeżyłem i odzwierciedlam je tutaj. Pragnę przedstawić wiedzę ezoteryczną w jej podstawowych zarysach, przekazać własne wnioski, udzielić praktycznych wyjaśnień i wskazówek i prześledzić ukrytą nić przewodnią tej wiedzy. Nie mam zamiaru wysuwać żadnych dogmatycznych twierdzeń, uznawać czegokolwiek za ostateczny kształt mądrości ani jakiejkolwiek sprawy za załatwioną raz na zawsze. Ostatnie słowo należy do czytelnika. To jemu ukaże swą zawartość ezoteryczny róg obfitości, dla niego ezoterycy i okultyści wyjdą przed kurtynę, od niego będzie zależało, czy zechce przyjąć wiedzę ezoteryczną jako pomoc w życiu i/lub sposób pojmowania świata i poznać teorię magii. Paleta tematów jest bogata i fascynująca. Komu trudno się rozstać z klapkami na oczach, tego ostrzegamy - niespodzianki są nieuniknione. Ten jednak, komu skrajny materializm z jego alternatywą albo-albo zawsze wydawał się podejrzany, znajdzie tu potwierdzenie. Nie musimy już decydować się na jedną z dwóch ewentualności: albo bezpośrednie przeżywanie świata, albo intelektualna analiza. Nie ma bowiem między nimi różnicy. Świat wewnętrzny i zewnętrzny łączą mosty i wystarczy tylko na nie wejść. Wiele z nich jest ezoterycznej natury, może nawet wszystkie, kto wie. W każdym razie jednak wiedza ezoteryczna wskazuje drogę ku lepszemu zrozumieniu naszego bytu, a nierzadko ku osobistemu spełnieniu w życiu. Z pewnością jest ona w stanie rozbudzić uśpiony w nas potencjał, a może nawet wyprzedzić dalszy rozwój człowieka; może sprawić, że ten rozwój dokona się w ciągu kilku lat studiów i indywidualnych ćwiczeń w poszerzaniu własnej świadomości. Takie jest w każdym razie moje zdanie. Ostatecznie czytelnik zdecyduje, czy je podzieli i w jakiej mierze. Chciałbym w tym miejscu prosić go o wyrozumiałość, jeśli z czymś się nie zgodzi albo boleśnie odczuje brak czegoś.
Przywykliśmy już do tego, że wielu pojęć używa się, jak komu wygodnie. Jakże często słyszy się o miłości, wierności, przyjaźni, lojalności, moralności i temu podobnych sprawach i jak rzadko słowa te pokrywają się z rzeczywistością. Ale najbardziej lekkomyślnie nadużywane jest prawdopodobnie pojęcie tajemnicy. Czemuż to nie nadaje się rangi tajemnicy, gdy tymczasem największa ze wszystkich tajemnic stale nas otacza: jest nią świat. Przychodzimy na ten świat, dorastamy, wykonujemy różne zawody, przeżywamy chwile szczęścia i nieszczęścia, starzejemy się i znowu ten świat opuszczamy. I wszystko załatwione, prawda? Niektórzy ludzie sądzą inaczej. John Quincy Adams, osiemdziesięcioletni były prezydent USA, w 1848 r. spotkał na ulicy w Bostonie przyjaciela. „Dzień dobry - powiedział przyjaciel - jakże się dzisiaj miewa Quincy Adams?" „Dziękuję - odrzekł były prezydent - John Quincy Adams ma się doskonale. Ale dom, który obecnie zamieszkuje, chyli się do upadku. Chwieje się, fundamenty się kruszą, ząb czasu zdołał go już prawie całkiem zniszczyć. Dach przecieka, ściany się walą i lada podmuch wiatru może go przewrócić. Stare domostwo prawie już nie nadaje się do mieszkania i sądzę, że John Quincy Adams wkrótce będzie musiał się z niego wynieść. Ale sam John Quincy Adams ma się świetnie". Szósty prezydent Stanów Zjednoczonych zmarł 23 lutego 1848 r. John Quincy Adams opuścił swoje stare domostwo i uczynił to pełen ufności, choć nie mógł - jak my wszyscy -mieć żadnego konkretnego wyobrażenia o tym, co go czeka. Czy taka postawa, jaką prezentował John Quincy Adams, musi wyrastać wyłącznie z osobistych przekonań? Nie sądzę. Tak się składa, że żyjemy w fantastycznej rzeczywistości, w której to, co niesłychane, jest na porządku dziennym, a to, co zupełnie nie do wiary, wydaje się możliwe. Istotnie, niezmiernie zwodnicza jest tak zwana moc dowodowa rzeczy, „które są poza dyskusją". Być może jednak trzeba o nich dyskutować, mimo że w pierwszej chwili wydaje się to niedorzeczne. Winston Churchill, późniejszy premier Wielkiej Brytanii, w młodych latach wysoko cenił umiejętność wróżenia z ręki pewnej Cyganki; pewnego dnia jednak uznał przepowiednię tej kobiety za nazbyt absurdalną. Churchill odwiedził Cygankę wraz z kilkoma młodymi oficerami brytyjskimi. Wróżka jednak przesadziła z jasnowidztwem, na widok bowiem dłoni każdego z oficerów wołała: „Linia życia się teraz urywa, to straszne!" Młodzi ludzie się śmiali, a Churchill był poirytowany. Oficerowie ci należeli przecież do najróżniejszych formacji wojskowych i nic ich ze sobą nie łączyło, a mimo to wszyscy mieli wkrótce zginąć? Cóż to za pełne grozy bzdury. Ale to wcale nie były bzdury. Przepowiednia ta miała miejsce w 1914 r. W przededniu pierwszej wojny światowej. Żadnemu z obecnych tam oficerów nie było dane przeżyć pierwszego roku wojny.
A co powiesz o ludziach, którzy najwidoczniej lubią cierpieć? Mam przyjaciółkę, której facet fizycznie nią poniewiera, a jej poprzedni związek był pod tym względem podobny. Dlaczego ona wybiera takich mężczyzn i czemu nie chce wycofać się z obecnego układu? Dlaczego tak wiele osób wybiera ból? Wiem, że czasownik „wybierać" to jedno z ulubionych słów Ery Wodnika, ale w tym kontekście wydaje się ono trochę nie na miejscu. Mylące jest twierdzenie, że ktoś „wybrał" zaburzony związek czy inną negatywną sytuację. Żeby wybrać, trzeba być świadomym, i to bardzo. Bez świadomości nie masz wyboru. Pojawia się on przed tobą dopiero wtedy, kiedy wyzbywasz się utożsamienia z umysłem i jego wytrenowanymi zagraniami, czyli stajesz się obecny. Póki do tego nie dojdziesz, jesteś - w sensie duchowym - nieświadomy: ulegasz przymusowi myślenia, odczuwania i działania zgodnego z tresurą, którą przeszedł twój umysł. Właśnie dlatego Jezus powiedział: „Wybaczcie im, albowiem nie wiedzą, co czynią". Nie ma to nic wspólnego z konwencjonalnie pojmowaną inteligencją. Znałem wielu bardzo inteligentnych i wykształconych ludzi, którzy byli zarazem całkowicie pozbawieni świadomości, bez reszty utożsamieni z własnym umysłem. Gdy rozwoju umysłowego i gromadzenia wiedzy nie równoważy proporcjonalny do nich wzrost świadomości, istnieje ogromne ryzyko, że człowiek będzie nieszczęśliwy i ściągnie na siebie katastrofę. Twoja przyjaciółka tkwi w związku z mężczyzną, który nią pomiata, i nie jest to pierwszy tego rodzaju związek w jej życiu. Dlaczego? Z powodu braku wyboru. Posłuszny musztrze, której poddano go w przeszłości, umysł zawsze stara się odtworzyć coś, co już zna - coś swojskiego. Niechby nawet bolało, byle by było swojskie. Umysł zawsze lgnie do rzeczy znajomych. Nieznane jest niebezpieczne, ponieważ nie podlega władzy umysłu. Właśnie dlatego nie lubi on obecnej chwili i ją ignoruje. Gdy obecna chwila dociera do świadomości, powstaje luka nie tylko w umysłowym nurcie, lecz także w kontinuum, które stanowią przeszłość i przyszłość. Wszystko, co naprawdę nowe i twórcze, może przyjść na ten świat jedynie przez tę lukę -jasną przestrzeń, mieszczącą w sobie bezmiar możliwości. Może więc twoja przyjaciółka w wyniku utożsamienia z umysłem odtwarza wyuczony niegdyś schemat, zgodnie z którym intymności nieodłącznie towarzyszy brutalność. Albo odgrywa wpojony jej we wczesnym dzieciństwie scenariusz, wedle którego niewiele jest warta i należy jej się wyłącznie kara. Możliwe też, że żyje w znacznej mierze za pośrednictwem ciała bolesnego, ono zaś nieustannie szuka kolejnych dawek bólu, żeby nimi się karmić. Jej mężczyzna postępuje tymczasem według własnych bezwiednych schematów, które zazębiają się ze schematami twojej przyjaciółki. Oczywiście sama stwarza ona sobie całą tę sytuację, ale czym lub kim jest to ,Ja", które dokonuje owego dzieła stworzenia? Wyniesioną z przeszłości, myślowo-emocjonalną kliszą, niczym więcej. Po co wywoływać z tej kliszy jakieś „ja"? Jeśli mówisz przyjaciółce, że sama wybrała ten stan czy też układ, wpędzasz ją w jeszcze głębsze utożsamienie z umysłem. Ale czy naprawdę jest ona właśnie tą umysłową kliszą? Czy ta klisza stanowi jej prawdziwe jestestwo? Czy prawdziwa tożsamość twojej przyjaciółki bierze się z przeszłości? Naucz przyjaciółkę, w jaki sposób może stanąć za własnymi myślami i emocjami jako obserwatorka, przytomny świadek. Opowiedz jej o ciele bolesnym i o tym, jak można się od niego uwolnić. Naucz ją świadomości ciała wewnętrznego. Pokaż, w czym tkwi sens obecności. Gdy tylko uda jej się dotrzeć do potęgi teraźniejszości, a więc wyrwać się spod władzy przeszłości i jej wytrenowanych wzorców, zyska nareszcie swobodę wyboru. Nikt nie wybiera zaburzeń, konfliktu, bólu. Nikt nie w y b i e r a obłędu. Przydarzają ci się one tylko dlatego, że jesteś nie dość obecny, aby rozpuścić przeszłość - masz w sobie za mało światła, aby rozproszyć mrok. Nie jesteś naprawdę tutaj. Jeszcze nie całkiem się przebudziłeś. Tymczasem więc twoim życiem kieruje tresowany umysł. Jeśli jesteś jedną z wielu osób, które mają zadawniony żal do rodziców, jeśli po dziś dzień chowasz urazę o coś, co rodzice zrobili lub czego zaniechali, znaczy to, że nadal tkwisz w przeświadczeniu, jakoby mieli oni swobodę wyboru i mogli postąpić inaczej, ale nie chcieli. Na pozór zawsze wydaje się, że ludzie mogą wybierać, lecz to czyste złudzenie. Póki twoim życiem kieruje umysł, podążający głęboko wyjeżdżoną koleiną, póki jesteś swoim umysłem, jaki masz wybór? Żadnego. Przecież tak naprawdę wcale cię tu nie ma. Utożsamienie z umysłem to stan mocno zaburzony, rodzaj obłędu. Prawie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu cierpią na tę chorobę. Lecz gdy sobie uświadomisz, na czym ona polega, natychmiast ulatniają się wszelkie pretensje. Jak można mieć komuś za złe to, że jest chory? Jedynym stosownym odzewem będzie współczucie. Czyli nikt nic jest odpowiedzialny za to, co robi? Nie podoba mi się ta koncepcja. Jeśli kieruje tobą umysł, to mimo braku wyboru poniesiesz konsekwencje własnej nieświadomości i przysporzysz światu cierpienia. Będziesz dźwigać brzemię lęku, konfliktów, problemów, bólu. Stworzone w ten sposób cierpienie prędzej czy później przemocą wtrąci cię w świadomość. To, co mówisz o swobodzie wyboru, odnosi się też zapewne do zdolności wybaczania. Człowiek musi osiągnąć pełną świadomość i poddać się, zanim zdoła wybaczyć. Słowo „wybaczenie" używane jest od dwóch tysięcy lat, ale większość ludzi nadaje mu bardzo wąski sens. Nie możesz naprawdę wybaczyć sobie ani innym, póki czerpiesz z przeszłości poczucia Ja". Dopiero gdy dotrzesz do potęgi teraźniejszości, która jest twoją własną potęgą, potrafisz autentycznie wybaczyć. Przeszłość traci wtedy moc, a ty głęboko sobie uświadamiasz, że nic, co w życiu zrobiłeś lub tobie zrobiono, nie zdoła choćby najlżejszym muśnięciem dotknąć promiennej istoty tego, kim jesteś. Cała idea wybaczenia staje się wówczas zbędna. A jak dotrzeć do tego poziomu świadomości? Kiedy poddajesz się temu, co j e s t, a tym samym stajesz się w pełni obecny, przeszłość traci wszelką moc. Przestaje ci być potrzebna. Kluczem jest obecność, teraźniejszość. A po czym poznam, że już się poddałem? Po tym, że przestanie ci się nasuwać to pytanie.