Archiwum listopad 2008, strona 2


lis 26 2008 RADOŚĆ TWÓRCZA
Komentarze: 0

Istnieje miasto położone nad wspaniałą rzeką; szerokie, długie schody wiodą w dół nad sam skraj wody; cały świat zdaje się żyć na tych schodach. Od najwcześniejszego rana aż do późna w noc są zawsze pełne ludzi i gwaru; prawie na równi z powierzchnią wody, na małych wystających schodkach siadują ludzie pochłonięci pieśnią i czcią swoich bogów, swą nadzieją i tęsknotą. Słychać dzwony świątyń i wołanie muezina; ktoś śpiewa, a wokół gromadzi się tłum słuchający w pełnym uznania milczeniu. Dalej w górę rzeki za zakrętem, widać szereg budynków, ciągną się po obu stronach alej i wysadzanych drzewami dróg na parę mil w głąb kraju; a idąc wzdłuż rzeki przez wąską, brudną uliczkę wchodzi się w królestwo nauki. Iluż tu studentów ze wszystkich stron kraju, czynnych, ochoczych i hałaśliwych. Profesorowie zadowoleni z siebie, oddają się intrygom dla uzyskania lepszej posady i pensji. Nikt zdaje się nie troszczyć o przyszłość studentów gdy opuszczą uczelnię. Profesorowie przekazują pewną wiedzę i technikę, szybko przyswajaną przez sprytniejszych; a gdy zdają ostatnie egzaminy na tym wszystko się kończy. Profesorowie mają zapewnione posady i zabezpieczenie życia. Wszędzie w kraju mamy takie gmachy, takich nauczycieli i takich uczniów. Niektórzy z nich zdobywają rozgłos i stanowiska; inni dają życie potomstwu, walczą i umierają. Państwo potrzebuje dobrych techników i administratorów by kierować i rządzić; jest też zawsze w odwodzie armia, organizacje wyznaniowe i finansowe interesy. Wszędzie na świecie jest to samo. Aby nauczyć się techniki, dostać posadę, zdobyć fach, poddajemy się procesowi przeładowywania umysłu faktami i wiedzą. Oczywiście dobry technik ma w dzisiejszym świecie większe szanse zabezpieczenia sobie bytu; ale... co dalej? Czy technik specjalista jest lepiej przygotowany do stawiania czoła złożonym problemom życia, aniżeli inni którzy tego wykształcenia nie posiadają? Fach stanowi tylko cześć życia, istnieją inne jego dziedziny, bardziej ukryte, subtelne, tajemnicze. Podkreślanie jednej strony, a zaprzeczanie lub lekceważenie reszty, musi z konieczności prowadzić do jednostronnej i szkodliwej działalności. Właśnie to ma dziś miejsce na całym świecie z jego wciąż wzrastającym cierpieniem, walką, chaosem. Istnieją oczywiście nieliczne wyjątki ludzi twórczych, szczęśliwych, mających kontakt z czymś, co nie jest dziełem ludzkich rak, którzy nie ograniczają się do spraw intelektu. Wy, moi słuchacze, jak i ja, mamy wrodzoną zdolność do szczęścia, możliwość twórczości, oraz wchodzenia w kontakt z czymś, co istnieje poza chwytem szponów czasu. Radość twórcza nie jest darem przeznaczonym dla niewielu; dlaczegóż tedy znaczna większość ludzi nie zna tej radości? Czemu niektórzy potrafią, pozostawać w kontakcie z głębią, pomimo warunków i przeciwności, gdy inni staja się ich ofiarą i są zmiażdżeni ? Czemu niektórzy są prężni, giętcy, a inni pozostają uparci i sztywni i życie ich niszczy ? Bez względu na wiedzę niektórzy potrafią mieć wrota otwarte ku temu, czego żaden człowiek, ani książka, nie są w stanie dać; a inni zostają przytłoczeni przez technikę i autorytet. Dlaczego? Jasne jest iż nasz intelekt chce być pochłonięty i zabezpieczony w jakiejkolwiek działalności, pomijając drogi szersze i bardziej głębokie, gdyż czuje się być wówczas na pewniejszym gruncie; więc jego wykształcenie, różne ćwiczenia i działalności są utrzymywane na tym poziomie i znajduje się wymówki usprawiedliwiające nie sięganie dalej i wyżej poza nie. Niejedno dziecko, zanim nie zostanie zepsute przez wychowanie, jest w kontakcie z nieznanym; w różny sposób dzieci to okazują. Ale otoczenie wkrótce zamyka się wokół nich i od pewnego wieku tracą to światło, to piękno, którego nie znajdzie się w żadnej książce ani szkole. Dlaczego? Nie mówcie że życie jest dla nich zbyt trudne, że muszą stawić czoło twardym koniecznościom istnienia, że to ich Karma, grzech ich ojca, lub inne podobne nonsensy. Twórcza radość jest dla wszystkich, a nie tylko dla paru wybrańców. Wy możecie ją wyrażać w pewien właściwy sobie sposób, a ja w inny, ale jest ona dla wszystkich. Radość twórcza nie ma ceny na rynkach, nie jest towarem do nabycia przez tego, kto więcej zapłaci; jest jedyną rzeczą; która może być wszystkim dostępna. Czy owa radość twórcza jest osiągalna? Inaczej mówiąc, czy można pozostawać w kontakcie z tym, co jest źródłem wszelkiej radości? Czy takie otwarcie się wewnętrzne może być utrzymane pomimo wszelkiej wiedzy i techniki; pomimo wykształcenia i natłoku wrażeń w naszym życiu? Owszem może, ale tylko wtedy gdy wychowawca będzie wprowadzony w tę rzeczywistość, gdy ten który naucza będzie sam w kontakcie z tym źródłem wszelkiej radości. Więc nie dziecko, nie uczeń stanowi zagadnienie, a nauczyciel i rodzic. Wychowanie staje się zaczarowanym kołem bez wyjścia tylko wówczas gdy nie widzi się zasadniczej; ponad wszystko inne ważnej potrzeby tej twórczej radości. Wszak być otwartym ku źródłu wszelkiego szczęścia jest najwyższą religią, ale aby móc poznać to szczęście trzeba nam skupić na tym właściwą uwagę, jak ją skupiamy na sprawach materialnych. Powołanie nauczyciela to nie tylko posada i rutyna, jest ono wyrazem piękna i radości, które nie dają się mierzyć powodzeniem ni osiągnięciami. Światło Rzeczywistego i szczęście odeń nieodłączne znikają tam, gdzie pasuje intelekt, on to jest siedliskiem naszego "ja". Poznanie siebie jest początkiem mądrości; bez niego wiedza prowadzi do walki, ciemnoty, cierpienia i udręczeń.

hjdbienek : :
Audio 
lis 25 2008 01 - Gdzie to jest-Czeslaw Niemen
Komentarze: 0

01  - Gdzie to jest-Czeslaw Niemen

hjdbienek : :
Nauka 
lis 25 2008 Życie wymyka się spod kontroli 5/6 (PL)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 25 2008 PŁOMIEŃ A DYM
Komentarze: 0

Upał panował dzień cały i trudno było wychylić się z domu. Refleksy na białych domach czyniły jeszcze ostrzejszym rażący blask wody i szosy, ziemia, tak niedawno zielona, ciemniała teraz złotawym brązem spalonej gleby. Strumyk pobliski wysechł, a łożysko jego świeciło wstęgą żółtego piasku. Parę krów pasło się w cieniu drzew, a pastuszek siedzący opodal bawił się rzucaniem kamyków i podśpiewywał dla rozweselenia swej samotności, wioska bowiem leżała o parę mil dalej. Był to szczupły, wątły ale wesoły chłopaczyna, a piosnki jego wcale nie były smutne. Na drugim stoku wzgórza stał nasz dom, dotarliśmy doń dopiero o zachodzie. Z górnego tarasu widziało się czubki palm kołyszące się jak fale nieskończonego morza zieleni, aż do nadbrzeżnych piasków. Zieleń palm była też brązowawo złota, a cienie ich żółtawe. Poza szerokim pasem piachów w oddali rozciągało się zielonkawo-szare morze; białe grzywy fal rzucały się na brzeg, ale dalej, ku głębiom, wody były spokojne. Obłoki ponad morzem zabarwiły się jaskrawo pod promieniami zachodzącego słońca. Wkrótce zabłysła wieczorna gwiazda. Świeży wiatr nadleciał od morza, ale kamienie tarasu były jeszcze rozgrzane. Na dole czekało parę osób na rozmowę. "Jestem mężatką i matką kilkorga dzieci, a przecie nie wiem czym jest miłość. Zaczynam powątpiewać czy ona w ogóle istnieje. Znamy wrażenia, namiętności, emocje, podniety i zaspakajające nasze pożądania rozkosze, ale wątpię byśmy znali miłość. Wprawdzie nieraz mówimy że kochamy, ale nigdy całym sobą, zawsze coś zatrzymujemy dla siebie; nie fizycznie, fizycznie oddajemy się całkowicie, zwłaszcza na początku, ale może nawet i tu pozostaje jakaś reszta. To, co dajemy jest tylko darem zmysłów, a to, co naprawdę mogłoby darzyć, jest dalekie, chyba wcale w nas nie obudzone. Spotykamy się wśród dymu i gubimy się w nim, a o płomieniu nie wiemy nic. Dlaczego nie ma w nas płomienia? Czemu nie pali się on jasno i czysto, bez nijakiego dymu? Czyśmy się stali aż tak wykształceni i sprytni? Czy obarcza nas za dużo wiadomości byśmy mogli czuć dogłębnie i prosto i żywić w sercu ten prawdziwy aromat? Co do mnie, sądzę że jestem na to za bardzo oczytana, zbyt współczesna i rozpaczliwie powierzchowna. Pomimo zdolności do błyskotliwej rozmowy wydaję się sobie głupia i nudna." Czyż miłość ma coś wspólnego z inteligencją lub głupotą? Czy jest to świetlany ideał, owo "niedosięgalne", które się daje zdobyć tylko pod pewnymi warunkami? A my nie mamy czasu aby je wypełniać. Wiele mówimy i piszemy o pięknie, malujemy je i staramy się wyrażać w tańcu, jakże często prawimy o nim kazania; a przecie sami sobą nie tworzymy piękna, i nie znamy miłości. Znamy tylko słowa. Być otwartym i bezbronnym - to wrażliwość; a dawać i jednocześnie coś zatrzymywać - to twardość i niewrażliwość. Człowiek bezbronny jest niepewny jutra, a więc od tego jutra wolny; w tym co jest otwarte mieści się niezmiernie wiele; jest ono w stanie wyjść na spotkanie nieznanego. Proste, bezbronne, otwarte, jest też i piękne; a zamykające się w sobie jest tępe, niewrażliwe, ociężałe. Ociężałość i głupota zarówno jak i spryt, to formy samoobrony. Otwieramy jedno okno, a inne trzymamy zamknięte, gdyż chcemy by świeży wiatr wlatywał tylko poprzez okno któreśmy świadomie wybrali. Nigdy nie wychodzimy sami w szeroką, otwartą przestrzeń; nie otwieramy też nigdy na oścież wszystkich okien i drzwi. Wrażliwości nie nabywa się stopniowo, z biegiem czasu. Człowiek tępy i ociężały nigdy nie stanie się wrażliwy, tępy pozostanie tępym. Głupota nie może zmienić się w inteligencję; usiłować stać się inteligentnym jest po prostu niedorzecznością. A przecie na tym polega jedna z największych naszych trudności: wciąż staramy stawać się czymś większym i lepszym; ale tępota i ociężałość w nas trwają i wcale nie ustępują. "Cóż więc mamy robić?" Nic. Nie rób nic, bądź taką jaką jesteś - czyli niewrażliwą. "Robić coś" to uchylać się od tego co jest, a takie uchylanie się to najcięższa głupota. Niewrażliwy nie stanie się wrażliwym, wszystko co może zrobić to zdać sobie sprawę z tego jaki jest, czyli ze swej niewrażliwości i pozwolić by ona wyjawiła mu swą pełną treść. Nie trzeba w ten proces wtrącać się intelektem, nie trzeba chcieć zmienić swoją niewrażliwość, bo ten kto się wtrąca i chce zmiany jest właśnie głupi i niewrażliwy. Trzeba wsłuchać się w to co jest, a ono odsłoni nam całą swą zawartość, swe źródło i treść; nie staraj się jej tłumaczyć, nie chciej też zaraz działać, tylko słuchaj pilnie, nie przerywając, nie interpretując, słuchaj całej opowieści do końca. Dopiero wówczas możesz podjąć czyn. Robienie nie jest ważne, słuchanie jest najważniejsze. Aby móc dawać musi istnieć niewyczerpane, bezdenne źródło. Gdy dając, zatrzymujemy chociaż trochę dla siebie, motywem jest zawsze strach że się to skończy, że się wyczerpie i nic w nas nie pozostanie. Ale tylko gdy coś istotnie się kończy, może wychylić się bezdenne i niewyczerpalne. Ale w dawaniu naszym zwykle nic się nie kończy; dajemy z dużej zawartości, czy też z małej, ale i ta duża i ta mała jest ograniczona, jest dymem, jest dawaniem ale i braniem - więc wymianą. Dym to pożądanie, czyli zazdrość, złość, rozczarowanie; dym to lęk przed uchodzeniem czasu, to pamięć, to doświadczenie. Nie masz w tym prawdziwego darzenia, a to, co się rozszerza i wzmaga to tylko dym. Zatrzymywanie czegoś dla siebie jest nieuniknione, bo właściwie nie mamy nic do dania. Dzielenie się nie jest darzeniem; sama świadomość dawania czy dzielenia się uniemożliwia najgłębszy kontakt, prawdziwe obcowanie. Dym nie jest płomieniem, a my go najczęściej bierzemy za płomień i z nim go utożsamiamy. Bądźmy świadomi dymu, czyli tego co jest, nie starajmy się jednak rozpraszać go ciągłym dmuchaniem, chcąc ujrzeć płomień. "Czy jest możliwe poznać w sobie ten płomień? czy też jest on dostępny tylko nielicznym?" Nie jest ważne czy jest on dla wszystkich, czy dla niewielu; jeśli się będziemy nad tym zastanawiać zaplączemy się dalej w ułudę. Płomień jest dla nas ważny, on musi skupić naszą uwagę; czy może się w nas pojawić ten płomień bez dymu? Przekonajmy się. Obserwujmy dym cicho, uważnie, cierpliwie; rozproszyć go nie możemy, gdyż sami nim jesteśmy, ale gdy dym się rozejdzie, promień sam się ukaże. A ogień ten jest niezniszczalny, nie gaśnie nigdy. Wszystko ma swój początek, ma też swój koniec, prędko wyczerpuje się i niszczeje. Gdy serce jest czyste, wolne od wpływu intelektu, a umysł wolny od myśli, wówczas jawi się miłość. Tylko to, co jest puste, bez zawartości nijakiej, jest niewymierne i niewyczerpalne. Płomień nie zmaga się z dymem; tylko różne odruchy i reakcje ścierają się ze sobą wśród dymu. Płomień i dym nigdy ze sobą nie walczą, bo do walki potrzebny jest jakiś kontakt, jakiś stosunek, czy wspólna płaszczyzna, a cóż ten płomień może mieć z dymem wspólnego? Jeden się pojawia gdy drugi znika.

hjdbienek : :
Nauka 
lis 24 2008 Życie wymyka się spod kontroli 4/6 (PL)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Audio 
lis 24 2008 Marek Grechuta - Dni, ktorych nie znamy -...
Komentarze: 0

! WWW.POLSKIE-MP3.TK ! marek grechuta - dni, ktorych nie znamy - zlota kolekcja - 21. korowod

hjdbienek : :
lis 24 2008 POCZUCIE GODNOŚCI WŁASNEJ
Komentarze: 0

Przyszła z trzema przyjaciółkami; rozmowa była poważna, nacechowana godnością, jaką daje inteligencja. Jedna rozumiała w lot, druga była nieco niecierpliwa w swej żywości, a trzecia szczerze zainteresowana, lecz niezbyt skupiona; tworzyły zgrany zespół gdyż wszystkie brały serdeczny udział w problemie przyjaciółki, a jednak żadna nie wysuwała własnych rad i opinii; chciały pomóc jej postąpić według jej własnego poczucia słuszności, bez oglądania się na tradycję i opinię publiczną i bez trzymania się własnych uprzedzeń. Ale trudność polegała na pytaniu: co było w tym wypadku słuszne. Sama dobrze nie wiedziała, czuła się stracona i pełna wahań. Ale konieczność czynu była nagląca, nie można było dłużej zwlekać. Chodziło o zerwanie związku osobistej natury. "Chcę być zupełnie wolna" powtarzała parokrotnie i zdecydowanie. W pokoju było cicho, nerwowe podniecenie znikło; wszystkie gorąco i szczerze chciały zgłębić zagadnienie, nie oczekując natychmiastowej odpowiedzi ani określonej definicji co w danym wypadku byłoby czynem słusznym. Uważały iż w miarę obnażania problemu i zrozumienia go, słuszny czyn wyłoni się sam, prosto i naturalnie. Ważne było dotarcie do sedna problemu, a nie szukanie od razu pełnej odpowiedzi, gdyż każda byłaby tylko wyrozumowanym wnioskiem, jeszcze jedną radą czy opinią, i nie rozwiązywałaby wcale problemu. Wiedziały że trzeba zgłębić i zrozumieć sam problem - gdyż w nim się ukrywał właściwy czyn - a nie troszczyć się o swoje nań reakcje. Słońce kładło się na rzekę szeroką złotą smugą a wody igrały drobnymi falami; przecięła je łódź o białym żaglu, lecz pląsu falek nie zmąciła. Był to wesoły pląs czystej radości. Drzewa były pełne przekomarzających się ptaków, jedne czyściły piórka, inne gaworzyły lub odlatywały by za chwilę powrócić. Parę małp obrywało świeże listki i pchało je garściami w usta; wiotkie gałązki uginały się pod ich ciężarem tworząc długie wygięte łuki, ale małpki trzymały się zręcznie a mocno, i wcale się nie bały; jakże swobodnie i lekko przerzucały się z jednej gałęzi na drugą, odbicie się od jednej a usadowienie na drugiej było jakby jednym płynnym ruchem. Siadały wysoko, ze spuszczonymi niemal do ziemi ogonami i zrywały listki wokoło, nie zwracając najmniejszej uwagi na ludzi przechodzących pod drzewem. Wraz ze zmierzchem setki papug szukało schronienia na noc wśród gęstwy listowia. Widziało się jak przelatywały i znikały między gałęziami drzew. Młody miesiąc wynurzył się też znad horyzontu, a z oddali dobiegł gwizd pociągu który przechodził właśnie przez długi most nad zaginającą się wielkim łukiem rzeką. Rzeka ta była święta; lud ciągnął do niej ze wszystkich stron kraju by zanurzyć się w jej wody, wierząc iż te spłuczą wszystkie grzechy. Każda rzeka jest piękna i święta, a uroda tej była w majestatycznej szerokości i harmonijnie zaginającym się potężnym łuku, w piaszczystych wysepkach wśród ogromu wód, i cichych, białych żaglach łodzi sunących codziennie to w dół, to w górę rzeki. "Chcę być od tego związku wolna" powiedziała niewiasta której problem mieliśmy rozpatrzyć. . Co pani rozumie przez chęć wolności? Gdy pani mówi: "chcę być wolna" czy znaczy to że pani wolna nie jest? Na czym ten brak wolności polega? "Fizycznie jestem wolna, nie jestem już jego żoną i mogę udać się gdzie mi się podoba; ale chcę być wolna całkowicie, nie chcę po prostu mieć nic z tym człowiekiem wspólnego." Cóż panią z nim wiąże, jeśli fizycznie jest pani zupełnie wolna? Czy istnieje pomiędzy wami jeszcze jakieś inne związanie ? "Nie wiem, ale mam tyle do niego żalu i gniewu. Nie chcę mieć z nim nic, ale to nic wspólnego!" "Chce pani być wolna a jednocześnie ma pani do niego niechęć i żal? Więc nie jest pani od niego wolna. Cóż jest tego oburzenia i żalu przyczyną ? "Dopiero niedawno zobaczyłam jaki on jest naprawdę, przekonałam się jaki jest mały, nędzny, jak bardzo samolubny, bez krzty miłości i dobroci. Trudno mi nawet wyrazić jak okropne ujrzałam w nim cechy. Gdy pomyślę że mogłam być o tego człowieka zazdrosna, że go uwielbiałam i całkowicie mu się poddawałam, dreszcz obrzydzenia mnie przejmuje. Przekonanie się że jest głupi i przebiegły gdy ja wierzyłam że jest idealnym mężem kochającym i dobrym, obudziło mój mściwy żal, niemal nienawiść. Gdy myślę o naszym związku, czuję się skalana, brudna. Ach chcę być całkiem od niego wolna!" Może pani być wolna od niego fizycznie, ale póki trwa żal i gorycz, niechęć, nie jest to prawdziwa wolność. Jeśli pani ma niechęć czy nienawiść do niego, jest pani z nim związana, a jeśli panią dręczy za niego wstyd, znaczy to że jest pani dotąd pod jego władzą. Czy gniew pani zwraca się ku niemu czy też ku sobie samej ? Jest on taki jaki jest, po cóż się nań o to gniewać? Czy ten żal jest naprawdę do niego ? Czy też gdy ujrzała pani to co jest ; wstyd panią ogarnął za siebie, za swe dotychczasowe o nim pojęcie i cały ten związek? Czyż nie jest oczywiste że właściwa pani pretensja nie kieruje się do niego a raczej do siebie samej, za swój mylny sąd, za swe własne czyny. To za siebie pani się wstydzi; a że nie chce pani tego przyznać, obwinia pani jego za to że jest taki jaki jest. Gdy pani zrozumie że ten gniew na niego jest jeno ucieczką przed wstydem za własne romantyczne idealizowanie go, przed wstrętem do siebie za swój stosunek do niego wówczas on sam znika z obrazu. Wstydzi się pani siebie i ma niechęć do siebie, nie do niego. Wszak właściwie do siebie ma pani ten gorzki żal. "Tak, to prawda." Jeśli pani to zobaczy i istotnie przyjmie bez zastrzeżeń za fakt, będzie pani od tego człowieka wolna, przestanie on być przedmiotem niechęci. Nienawiść, podobnie jak i miłość, związuje. "Ale jak uwolnić się od wstydu za swą własną głupotę i krótkowzroczność? Widzę teraz jasno iż on jest taki jaki jest i że nie można mieć mu tego za złe; ale jak się oczyścić, jak się pozbyć tego uczucia wstydu i poniżenia, tego gorzkiego żalu który narastał i gromadził się we mnie powoli, aż wybuchnął teraz, w tej przełomowej chwili? Jak zetrzeć i wymazać przeszłość?" Zrozumienie dlaczego chce pani wymazać tę przeszłość, jest stokroć ważniejsze aniżeli odkrycie co ją może zniweczyć. Intencja z jaką podchodzi się do danego problemu jest ważniejsza niźli odkrycie co i jak trzeba zrobić. Dlaczego chce pani wyrzucić z pamięci wszystko co było z tym stosunkiem związane? "Wspomnienia tych lat napawają mnie wstrętem. Pozostawiły mi niesmak. Czyż nie jest to dostateczny powód?" Niezupełnie. Co jest przyczyną chęci wymazania wszystkich tych wspomnień, przecie nie tylko ten niesmak po nich? Nawet gdyby się pani udało, tym czy innym sposobem, wyrzucić z pamięci ową przeszłość, nie byłoby to żadną gwarancją że nie popełni pani znów czynów po których pozostałby nowy niesmak i wstyd. Samo pozbycie się jakichś przykrych wspomnień nie rozwiązuje problemu. "Sądziłam że rozwiązuje. Ale cóż w takim razie jest tym problemem ? Czy nie komplikujecie tego zanadto ? Już i tak mam dość komplikacji w mym życiu, po cóż dodawać mi, ciężaru?" Czyż naprawdę dodajemy do istniejącego ciężaru, czy też raczej staramy się zrozumieć wszechstronnie całość zagadnienia, a więc i uwolnić się od niego? Jeszcze trochę cierpliwości! Zastanówmy się co jest pani pobudką, co jest u podstaw tej chęci by wymazać przeszłość? Może ona być przykra, ale czemu powstaje tak żywa chęć wymazania jej? Ma pani pewne pojęcie, pewien obraz siebie, a owe wspomnienia temu obrazowi przeczą; czy nie dlatego powstaje chęć pozbycia się ich? Ma pani pewien szacunek dla siebie, pewne poczucie własnej godności, nieprawdaż? "Oczywiście, inaczej jakżebym..." Wszyscy mamy pewne wyobrażenia o sobie, stawiamy siebie na pewnym poziomie - zazwyczaj wysokim - i wciąż z tych wyżyn spadamy; właśnie tego upadku tak się wstydzimy bo przeczy naszemu wygórowanemu o sobie mniemaniu. Poczucie godności własnej jest przyczyną wstydu ogarniającego nas gdy spadamy z piedestału na który siebie postawiliśmy. Trzeba zrozumieć to wysokie poczucie godności osobistej a nie upadek, którego ono jest przyczyną. Gdybyśmy nie stawili siebie na jakiejś wyżynie, nie byłoby możliwości upadku. Po cóż więc stawiać siebie na piedestale zwanym godnością osobistą, szacunkiem ludzkim, miłością własną, ideałem itp.? Jeśli potrafi to pani zrozumieć, wstyd za przeszłość sam zniknie, nie będzie w ogóle możliwości wstydzenia się za siebie; będzie pani tym, czym pani jest, bez żadnych koturnów ani piedestałów. Gdy się nie staje na wyżynach z których się patrzy na innych bądź z góry, bądź z dołu, jest się wówczas tym czym się w istocie jest, a tego dotychczas nie chciała pani zobaczyć. To uchylanie się od widzenia tego co jest, od widzenia siebie taką jaką się jest, stwarza cały ten zamęt, wstyd, rozterkę i niechęć. Oczywiście nie ma potrzeby mówienia mnie, lub komukolwiek innemu, o tym jaką pani siebie, bez złudzeń, zobaczy; wystarczy zdawać sobie z tego sprawę, bez względu na to czy jest to przyjemne czy przykre; trzeba żyć z tą prawda, nie usprawiedliwiając siebie, ani protestując ; trzeba przyjąć prawdę tego, jaką się jest, i żyć z nią bez nadawania jej żadnych nazw, gdyż samo nazywanie już zawiera w sobie oskarżenie i sąd. Żyć z tym trzeba dalej bez lęku, gdyż lęk uniemożliwia proste przyjęcie prawdy, uniemożliwia prawdziwy kontakt, nawet ze sobą samym. Nie mając miłości nie da się żyć ciągle z tą prawdą o sobie; bez miłości nie wymaże się tego co jest przeszłością; a gdzie jest miłość tam przeszłość znika. Miłujcie, a czas przestanie istnieć.

hjdbienek : :
Audio 
lis 14 2008 Marek Grechuta - Dni, ktorych nie znamy -...
Komentarze: 1

! WWW.POLSKIE-MP3.TK ! marek grechuta - dni, ktorych nie znamy - zlota kolekcja - 20. hop szklanke piwa

hjdbienek : :
Nauka 
lis 14 2008 Życie wymyka się spod kontroli 3/6 (PL)
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 14 2008 WYŁĄCZNOŚĆ W POSIADANIU
Komentarze: 0

Przyszedł z żoną, gdyż - jak mówił - mają wspólną trudność do rozwiązania. Była drobna, o żywych i wesołych oczach, czuło się w niej jednak duży niepokój. Oboje byli prości i serdeczni; on władał dobrze angielskim, ona tyle tylko że rozumiała i potrafiła sklecić parę prostych pytań. A gdy nie mogła uchwycić sensu trudniejszych wyrażeń, zwracała się do męża, który tłumaczył je na ich język. Opowiadał że pobrali się dawno, niemal przed dwudziestu pięciu laty; mieli kilkoro dzieci, ale nie one stanowiły trudność, a stosunek i tarcia pomiędzy nimi samymi. Miał posadę która wystarczała na ich skromne potrzeby, dodawał jednak iż trudno jest żyć w spokoju w dzisiejszych czasach, zwłaszcza gdy się ma żonę; podkreślał przy tym że nie narzeka, jeno stwierdza. Spełniał jak mógł najlepiej swe obowiązki małżonka, a nie zawsze było to łatwe. Wyczuwało się jak bardzo było im trudno poruszyć główny, bolesny punkt, więc przez pewien czas rozmawiało się o różnych innych rzeczach - o wychowaniu dzieci, o wydaniu córek za mąż, o kosztach obrzędów i niedawnej żałobie w rodzinie, itd. Czuli się swobodnie, nigdzie się nie spieszyli, tak miło im było mówić z kimś kto umiał słuchać, a może mógł i pomóc. Któż gotów jest dziś słuchać długich opowiadań o czyichś trudnościach i strapieniach? Tyle mamy własnych kłopotów i trosk iż zawsze brak nam czasu na zapoznawanie się z cudzymi. By znaleźć chętnego słuchacza trzeba za to sowicie zapłacić - monetą, modłami lub przekonaniem. Ci których to jest fachem oczywiście słuchają nas, ale zazwyczaj nie daje nam to trwałej ulgi. A chciałoby się móc wypowiedzieć się swobodnie i samorzutnie, bez żadnych późniejszych żalów. Pełne oczyszczenie przez wyznanie nie tyle zależy od słuchającego, ile od tego który mówi i pragnie otworzyć serce; to serdeczne otwarcie się jest najważniejsze, a gdy ono zaistnieje zawsze znajdzie się ktoś - choćby przechodzień czy żebrak - przed którym będziemy mogli się wypowiedzieć. Analityczna introspekcja nie otwiera serca, raczej odwrotnie, zamyka nas i przygnębia, jest też zgoła bezużyteczna. Otworzyć się to wsłuchiwać, nie tylko w siebie samego, ale w każdy prąd myślo-czuć, w każdy ruch życia wokół nas. Można nie móc nic poradzić na to, co usłyszymy, ale sam fakt że jesteśmy otwarci i przyjmujemy zwierzenia, ma swoją wymowę i aktywność. Takie wsłuchanie się w drugiego człowieka oczyszcza także nasze własne serce, wymiata zeń wszystko co należy do intelektu. Słuchanie intelektem to tylko odmiana plotkowania; nie przynosi ono ulgi a tym mniej oswobodzenia, ani słuchającemu ani temu który mówi; jest tylko przedłużaniem udręki, a to jest głupie. Powoli zbliżyli się do sedna sprawy, która ich do mnie przyprowadziła. "Przyszliśmy właściwie omówić naszą trudność - oto jesteśmy zazdrośni, a raczej ja nie, ale ona bardzo Choć przedtem nigdy nie była tak otwarcie i wyraźnie zazdrosna jak teraz, jednak musiało to w niej tkwić od dawna, choć w przytłumionej formie. Zdaje mi się że nigdy nie dałem jej do tego powodu ale ona zawsze coś wynajdzie." Czy sądzicie ze musi istnieć jakiś powód, jakiś grunt dla zazdrości ? Czy zazdrość zniknie gdy się pozna jej przyczynę? Czy nie zauważyliście że nawet gdy się odkryje przyczynę, zazdrość trwa nadal? Nie szukajmy więc powodów, a przyjrzyjmy się samej zazdrości. Jak mówicie można zawsze coś wynaleźć, o co się będzie zazdrosnym, toteż samą zazdrość trzeba rozpatrzyć i zrozumieć, a nie jej przedmiot czy pretekst. "Zazdrość była we mnie od bardzo dawna. Nie znałam dobrze mego męża gdyśmy się pobierali... wiecie jak się to dzieje - zazdrość wciska się powoli coraz więcej, jak ten dym w kuchni." Zazdrość jest jedną z form "trzymania" tego, kogo się posiada - mężczyzny czy kobiety. Im bardziej jesteśmy o kogoś zazdrośni tym poczucie posiadania jest większe; a posiadać coś czy kogoś daje nam zadowolenie; móc powiedzieć o czymś: to moje, moje własne - choćby to był pies - budzi w nas dziwne uczucie ciepła i swojskości. Wyłączność posiadania napawa nas jakąś pewnością siebie i wrażeniem bezpieczeństwa. Posiadanie czegoś na własność nadaje ważność naszej osobie i właśnie tej naszej wzmożonej ważności trzymamy się tak namiętnie. Czuć że posiadamy - nie taką rzecz jak ołówek czy dom - a człowieka, zwiększa w nas siłę i napełnia jakimś pełnym samozadowolenia zaspokojeniem. Zazdrość w istocie nie dotyczy bezpośrednio tego drugiego człowieka; żywimy ją tak chętnie dlatego że nadaje wartość i ważność naszej osobie. "Ależ ja wcale nie czuję się ważna, jestem niczym, a mąż mój jest wszystkim co mam, nawet dzieci się nie liczą." Wszyscy mamy coś - jakąś jedną rzecz, czy osobę - której się kurczowo trzymamy, choć może się to wyrażać w rozmaity sposób. Ty się trzymasz męża, a inni dzieci, jeszcze inni przekonań czy wierzeń; ale treść, pobudka jest ta sama. A pozbawieni tego jedynego przedmiotu czujemy się rozpaczliwie, beznadziejnie straceni; czyż tak nie jest ? Tak bardzo obawiamy się pozostać zupełnie sami a strach ten przejawia się jako zazdrość, ból czy niechęć. Zazdrość niewiele się różni od nienawiści. "Ależ my się przecie kochamy." Jeśli tak, jakże możecie zazdrościć ? Nie, w istocie nie kochamy nikogo i to jest najsmutniejsze. Używasz męża, a on używa ciebie, dla swej wygody, dla towarzystwa, dla przyjemności, dla obrony przed samotnością. Materialnie możecie posiadać niewiele, ale przynajmniej posiadacie wzajemnie siebie. I tą obustronną potrzebę nazywacie miłością. "Ależ to straszne!" Nie, nie jest wcale straszne, aleśmy nigdy nie spojrzeli w to uważnie; mówimy: "straszne", czyli kwalifikujemy, nadajemy miano i szybko, jak najszybciej odwracamy się; właśnie to w tej chwili robisz. "Wiem, ale ja nie chcę patrzeć. Chcę dalej żyć jak żyłam, być taką jaką jestem, nawet z moją zazdrością, bo nic innego nie widzę w życiu." Gdybyś miała coś innego w życiu nie byłoby zazdrości o męża, nieprawdaż? Uchwyciłabyś się tej innej rzeczy, jak teraz trzymasz się męża, no i byłabyś o tamto zazdrosna. Chciałabyś znaleźć jakąś wartość zastępczą, nie pragnąc wcale uwolnić się od zazdrości. Wszyscy robimy to samo; zanim puścimy jedno, chcemy upewnić się w posiadaniu czegoś innego. Ale dopiero w całkowitej niepewności nie ma miejsca na zazdrość; gdy coś posiadamy i chcemy być pewni że to się da utrzymać, zazdrość się rodzi. Wyłączność jest poczuciem pewności posiadania; posiadać to być zazdrosnym. W poczuciu własności ukrywa się niechęć. W istocie nienawidzimy to, co posiadamy, i to się przejawia w zazdrości. Gdzie jest posiadanie tam nie ma miłości; posiadać to znaczy zniweczyć wszelką miłość. "Zaczynam rozumieć. Tak. więc chyba nigdy męża nie kochałam. Dopiero teraz to widzę." I rozpłakała się.

hjdbienek : :